Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Włanie napisałem kupę tekstu, co kliknšłem i mi znikło, muszę od nowa pisać, no te komputery to trzeba jeszcze udoskonalić chyba. Pisze jeszcze raz, może się uda, inżynier jak z koziej d... tršba co odpowiedzieć na post nie umie. Ja jestem tu drugi raz chyba i mam podobne historie jak ludzie piszacy na tej stronie. To fajnie, że sš ludzie którzy mogš cie zrozumieć, bo idziesz do lekarza, mówisz mu że słabo ci się robi i masz wrażenie że patrzy na ciebie; co ty chcesz?, przecież nic ci nie jest.

 

Mi też się czasami robi słabo, serce bije za szybko albo znowu wolno, boję się wtedy np. że zaraz dostanę zawału. Dzieje się tak faktycznie czeciej wieczorami. Ja staram sie odwrócić uwagę, np. oglšdam telewizję żeby nie myleć że mi słabo tylko o tym co na ekranie. I tak do pona aż zasnę ze zmęczenia. Ja czasem robię tak: piję pocukrzonš wodę. Kiedy pierwszy raz zrobiło mi się słabo to pomylałem, że może za niski poziom cukru we krwi i napiłem sie posłodzonej wody. Poczułem sie lepiej. Badania cukru wyszły OK. Teraz wiem, ze poczułem sie lepiej nie dlatego, że podniósł mi sie poziom cukru tylko dlatego że tak pomylałem. Spróbuj znaleć jakie zajęcie, zadzwoń do przyjaciół, poczytaj ksiażkę, gazetę, poserfuj w necie, cokolwiek, co odwróci twojš uwagę.

O 21.30 leci Cobra ze Scalonym, widziałem to chyba dziesięć razy i znowu będę oglšdał, jak nie masz co robić to też popatrz, film mało ambitny ale fajnie się oglada.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest na odwrót, zazwyczaj mam ataki rano lub wczesnym popołudniem, wieczorami rzadko. Często chodzę niewyspana dlatego kiedy rano wychodzę z domu mam uczucie że mogę zemdleć. Ataki nie dopadajš mnie w domu tylko na zewnštrz, przeważnie w autobusie, kociele, supermarkecie, itp...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zauważylicie że wszyscy mamy podobnie to nieważne kiedy i gdzie mamy te ataki,zaczyna się to od negatywnego mylenia a potem następuje nerwicowe błędne koło, zdarza się to szczególnie wtedy gdy nie mamy czym zajšć myli, i poprostu nie potrafimy tego przerwać zaczynamy się nakręcać i już jest atak....jak to zrobić żeby o tym nie myleć???? :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację Skorpiu, u mnie jest tak dokładnie jak piszesz. Najpierw jest to nasze zajebiste mylenie!!!! Boże nikt nie jest w stanie tak nas zakatować jak my siebie sami!!!! a potem jak sie nie uda przerwać tego kręgu następuje atak:((( Ostatnio w pracy poszłam na zebranie, moje obsesyjne myli wzięły nade mnš górę- siedziałam z mokrymi rękami i modliłam sie żeby tylko nikt nie zapytał mnie o zdanie. Byłam tak skupiona na swoim mysleniu, że nawet nie wiem o czym rozmawiali. Wróciłam do pokoju noooooo i włšczył mi sie moj wewnętrzny krytyk........jaka jestem beznadziejna, jaka słaba:(((((i tak sie zaczęło...............

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mi się tak wydaje, jednak zauważyłam że raz po raz ludzie mdlejš w kociołach. Jestem ciekawa czym to jest spowodowane i dlaczego akurat to się dzieje w kociele? Czy wam też ataki najczęciej zdarzajš się w kociołach? U mnie włanie tak jest i już prawie przestałam tam chodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz racje "Cicha Wodo" zawsze jestey o krok od omdlenia, ale tak naprawdę, to rzadko to nam się zdarza. Ja już umierałam i dusiłam się kilkadziesišt razy..............hmmm bujna wyobrania:)))))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!!!

Muszę przyznać wam rację dziewczyny, mi też nigdy nie zdażyła się sytuacja w której bym zemdlał, nawet nic się do niej nie sprowadzało. Ale za to mam inny objaw zawsze gdy co mnie poddenerwuje robi mi się niedobrze i wydaje mi się że zwymiotuję. Ale to też nigdy nie nastšpiło, tak że mylę (ale to jest tylko moje zdanie) że wszystkie te objawy( zemdlenie i inne) to tylko wymysły naszej psychiki. Moja bratowa też cierpi na nerwicę od 6 lat, ale praktycznie już z niej wyszła. Nie ma zadnych jej objawów na codzień, tylko w bardzo stresujšcych sytuacjach robi sie jej słabo (np. ostatnio chrzest mojej bratanicy, a jej córki). Ale ja nawet tego nie zauważyłem, mimo ze stałem obok niej. W bratowej mam poparcie i na poczatku mojej choroby, to ona mi powiedziała zebym sie nie bał omdlenia, bo jej nigdy sie to nie zdażyło choć czasami wydawało jej sie że mdleje....... :) :) :)

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio dostalam takiego ataku paniki ze moj chlopak musial przyjechac do mnie do pracy :( Nie moglam zlapac oddechu,wydawalo mi sie ze serce przestaje mi bic.mialam zawroty glowy-beznadzieja!A jak pomyslalam ze nie mam do kogo sie przytulic to zaraz wyslalam tuzin smsow do mojego faceta!Jak zadzwonil i poqwiedzial ze przyjedzie to troche mi przeszlo!W domu wypilam melise i bylo calkiem ok!!!Nie znosze byc sama !!!!Pozdrawiam!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój pierwszy atak który dobrze pamiętam miał miejsce w kociele, nagle bez wyranej przyczyny zrobiło mi sie słabo i musiałam usišć. Przestałam chodzić do kocioła. Po tym wydarzeniu ataki zaczęły mnie dopadać również w innych miejscach (autobus, supermarket...) Mój problem polega na tym, że całkiem niedługo czeka mnie ponowna wizyta w kociele. Mój narzeczony będzie chrzestnym i wypadałoby abym też zjawiła się mszy. Strasznie się tego boję i już wyobrażam sobie jak mdleję i wszyscy znajomi na mnie patrzš i pytajš co się dzieje. Jestem przerażona tš wizjš i nie wiem co robić. Czy macie jakie wypróbowane sposoby jak sie pozbyć ataku w kociele i w ogóle o tym nie mysleć? Co mi radzicie? Nie chciałabym szukać kolejnej wymówki aby tam nie ić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kilka tygodni temu podawałam do chrztu, nie wyobrażałam sobie jak to będzie podczas mszy. Dziecku się nie odmawia. I oczywicie nie odmówiłam. Kilka tygodni wczesniej "oswajałam"się z Kociołem, po prostu zaczełam do niego uczęszczac, nie było łatwo i nadal nie jest. Podczas chrzcin było jednak bardzo dobrze, moja głowę zaprzatały inne mysli- co zrobic w danym momencie mszy, jak trzymac małego, na lęki po prostu nie było miejsca. Po kilku minutach mszy ustšpiły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też zaczęłam oswajać się z kościołem, chodzę na mszę sama w

 

tygodniu kiedy nie ma dużo ludzi i jest ok, nie zdażył mi się atak podczas którego musiałam natychmiast usiąść czy wyjść z

 

kościoła. Jednak nie wyobrażam sobie tego chrztu. Mój chłopak będzie chrzestnym a więc dużo ludzi i pełno znajomych i jak tu

 

nie pomyśleć o ataku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie mi przykro...mam to samo co Ty-czyli wszelkie

 

miejsca,w których jest"trochę"ludzi wywołują u mnie lęk,chęć wyjścia,ucieczki,paniki,mam wrażenie,że zemdleje..U Ciebie to są

 

raczej początkowe objawy..więc proponuje Ci jakieś łagodne uspokajacze np.Kalms,i raczej miejsce gdzieś z tyłu Kościoła..A po

 

chrzcinach-koniecznie do psychiatry!I pamiętaj-jeśli zaczniesz pielęgnować te lęki,powtarzać unikanie tych miejsc skończy się

 

tak jak w moim przypadku-zacznie Cię przerażać szkoła,bank,kurs językowy...nie pozwól,zeby do tego doszło!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam ataki wieczorami, a rano budze sie ze stresem (nie

 

zawsze na szczescie) po poludniu ejstem calkiem normalna, a wieczorem bum! tak raz na tydzien albo 2 tygodnie. najgorsze jest

 

wlansie to jak sie juza zacznie myslec, jak jest mi totalnie zle to po prostu rycze a przede wszystkim zapuszczam muzyke: ta

 

ktora kocham, ta ktora mnie uspokaja i skupiams ie na niej albo czytam stare pamietniki kiedy moje doly ograniczaly sie do

 

tego ze nie moglam pojsc na koncert ulubionego zespolu bo nie mieszkam w Anglii. przypomna mi to ze wteyd kiedy to pisalam

 

cierpialam tak samo,a minelo i nie wzbodza juz we nie negatywnych emocji. przywraca to wiare ze te fazy nerwicowe tez mina, i

 

pozostana jedynie wspomnieniem w pamietniku:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem co czujecie...tez tak mam,jeszcze kilka lat temu

 

normalnie mogłem w miare siedziec w kosciele,pozniej mial miejsce atak i koniec...jako czlowiek wierzacy chodze nadal do

 

kosciola ale stoje zawsze na koncu przy drzwiach wyjsciowych,nie wiem co robic...moze to minie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trening, pozytywne myślenie + motywacja.

Pamiętaj o tym, że

 

Ty sama jesteś w stanie zapanować nad sobą.

Kościół dla mnie jest w dużej mierze miejscem, gdzie jest dużo ludzi. Ja

 

unikałem tłumów jak ognia, dopóki sam nie zacząłem stwarzać sytuacji, w których byłem w samym

 

centrum takiego gąszczu ludzi. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że msza nie trwa wiecznie i zobaczyć, że tak naprawdę więcej

 

jest plusów z takiego wyjścia.

Warto się postarać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do kościoła to normalne ataki paniki wystepuja własnie

 

głównie w kosciele, autobusie, kinie, supermarkecie. Żyjąc z moją "przyjkaciółką" zwaną nerwicą juz od trzech lat znam ten

 

stan dokładnie. Sluchajcie w dniu 23 kwietania tego roku ożeniłem się i tak jak to tu ktoś napisał kościół z przodu i

 

mikrofon... Oczywiscia atak paniki nastapił siadziałem na krzesle cały mokry, moja zona rozumiała mnie i tylko mnie mocno

 

złapała za rękę i ..bylo lepiej. Lęk trzeba kontrolować - to moja metoda i validol (nie groźny do ssania bez recepty) Głowy

 

do góry panikarze - to jest całkowicie wyleczalne i mam na to dowody jedni dłużej, drudzy szybciej . Pręgne jedynie

 

powiedziec nie leczcie sietylko prochami. Leki maja pomuc jedynie w terapii, którą trzeba rozpocząć. Cieszę się, że powstała

 

ta stronka - bo jak ja chorowałem to troszk mało tego. Trzeba walczyć, nawet kiedy wydaje nam się, że jest to całkowicie

 

niemożliwe , na siłę i wiem co mówię, bo miałem bardzo silne ataki paniki. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najważniejszą sprawą jest świadomość tego, że atak

 

nie trwa wieznie. Ja zawsze przy bliskim spotkaniu z panią N.liczę w myślach i głęboko oddycham. Kiedyś taki atak wydawał mi

 

się trwac całą wieczność, później zrozumiałam, że to zaledwie kilka minut. Liczenie odrywa od złych myśli, a poza tym

 

uświadamia, że atak też ma swój kres...Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja od

 

dluzszego juz czasu zauwazylam ze w czasie atkau cos dzieje sie w mojej glowie!Nie potrafie tego opisac ale wydaje mi sie ze

 

nie poradze sobie z tym i za chwile zwariuje!Co wtedy robic?Czy macie poczucie bezsensu , ze np, caly czas jestescie chorzy,

 

wiele rzeczy nie udaje sie wam przez to robic .Ja jestem na etapie ze nic mnie juz nie cieszy i ciagle doluje sie moja

 

choroba!Co robic?Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×