Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, trochę mnie tu nie było a za chwilę minie 2 lata od pierwszego ataku. Więc może podzielę się jak to wyglądało i jak z tego wychodziłem (nie do końca wyszedłem). Może się komuś przyda.

Zaczęło się od bardzo mocnych ataków, czyli 2 lata temu miałem urojony zawał którego nie było, oczywiście wszystko z opisem w necie się zgadzało. Więc szybko kardiolog, EKG, etc. Tego samego wieczora byłem już zdrowy... a przynajmniej tak mi się wydawało bo z badań oczywiście nic nie wyszlo (psychiczna górka). Niestety w nocy znowu złapało, ledwo dowlokłem się do pracy. Musiałem wziąć zwolnienie jeszcze tego samego dnia. W ten sposób przemęczyłem się chyba tydzień więc poszedłem do psychiatry. Pamiętam że w tym czasie nie byłem w stanie nawet wejść po schodach, tak ogromne zmęczenie, oczywiście mnie się wydawało że umieram - kilka razy dziennie. U psychiatry, jak to u psychiatry ;), dostałem leki ale nie chciałem SSRI (miałem doświadczenie ze względu na inny epizod w życiu, mocno wpływają na życie seksualne), więc dostałem coś lekkiego. Nie pomogło, po 3 miesiącach musiałem przejść na SSRI bo już nie dawałem rady funkcjonować. Zdecydowałem się na psychologa, po 6 miesiącach zakończyłem terapię. Nie wiem czy można mówić o pełnym sukcesie w przypadku nerwicy. Generalnie leki + psycholog wyciągneły mnie na tyle że zacząłem schodzić z dawkami (konsultacje z psychiatrą). Dzisiaj jestem juz po SRRI (od 2 miesięcy). W międzyczasie wróciłem do biegania i funkcjonuję normalnie, no powiedzmy na 95% bo gdzieś jeszcze z tyłu głowy mam to wszystko i już chyba na zawsze tak zostanie :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zazdroszczę... Ja się zmagam z atakami i stanami depresyjnymi od 20 lat, a mam 28 w chwili obecnej. Na początku były słabe, ale obecnie po 2 przykrych wydarzeniach ataki się nasiliły. Jestem na ssri, chodzę na terapię od 3 mcy. Przede mną długa droga, bo temat jest zakorzeniony. 

Pozdrawiam wszystkich 😉

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leczę się lekami od dwóch miesięcy ESCI i Mirtor na noc. Psychoterapia od 3 tygodni jedno spotkanie na tydzień. Jest o wiele lepiej niż wcześniej. Kiedyś ciężko było mi jechać w komunikacji miejskiej, a teraz nie ma praktycznie tego problemu. Mam plan zrobić kurs barmański i iść pracować za bar. Mam nadzieję, że się uda 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Chciałbym opowiedzieć swoją historię. U mnie wszystko zaczęło się w zeszłym roku w maju. Moja żona dostała w pracy jakiegoś silnego uczulenia. Pełno czerwonych plam na ciele. Trafiła do szpitala a w pewnym momencie było zagrozenie życia. Na szczęście wszystko dobrze się skonczylo ale ja bardzo silnie to przeżyłem emocjonalnie.. po tygodniu od powrotu żony do domu cos mnie w pracy zestresowało. I nastąpił jak to wtedy myślałem "zawał" serca. Wpadłem w jakas panikę, nie wiedziałem co się dzieje. Dopiero w domu sie uspokoilem. Po obczajeniu objawów w internecie doszedłem do wniosku, że to chyba nerwica. Narazie probuje się sam leczyć. Brałem leki typu valused bez recepty. Coś może i pomagało ale staram się to pokonać bez tego. Ja w odróżnieniu do niektórych nie mam lęków żeby wyjść z domu. Normalnie chodzę do pracy na zakupy itp. Napisałem ten temat bo wcześniej ataki nerwicy mialem po czymś co mnie zdenerwowało lub zestresowało, niestety teraz mam tak że mogę sobie siedzieć spokojnie relaksować się a nagle zaczyna mi się słabo robic, serce jakby wchodziło w dziwny tryb pracy, wolniejszy jakby się zaraz miało zatrzymać. Od razu mam myśli że zaraz dostanę migotania komór i zemdleje oraz umrę. Przeważnie kończy się to wyrzutem adrenaliny ze strachu i tak jakby wszystko przechodzi. Czasami tez nagle dziwnie zabije i potem 20 min pracuje jakby w jakiejś arytmii. Cały się wtedy trzęsę i jest mi słabo.. Czy to jakaś oznaka że serce jest zmęczone tą nerwicą i daje oznaki wyczerpania? Tak jest gdzieś od 3 tyg że atak rozpoczyna serce a nie jakas sytuacja w której się znajduje. Poza tym objawem nic się nie dzieje. Żadnych bólów głowy, zawrotów itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Jestem nowa. To moje pierwsze forum w tym temacie. Na nerwicę choruje ponad 20 lat. Kiedyś się o tym nie mówiło tak szeroko a leczona byłam na depresję. Zawsze myślałam że to depresja...... Drżenie rąk pobudzenie, bezsenność lub nadmierna senność.... Zawsze radziłam sobie przez sport 5-6 razy w tygodniu wyczerpujące ćwiczenia aż organizm odmówił posłuszeństwa problemy z nogą kolanami do tego dosyć ciężka praca fizyczna. Mam 37 lat i po zaprzestaniu i intensywnych ćwiczeń nerwica uderzyła z ogromną siłą. Objawy somatyczne ciągle zmęczenie, mrowienie od ręki po głowę drętwienie wędrujący ból a bardziej takie uczucie ciągłego wędrującego mrowienia.... Starszne to uczucie nie daje mi żyć i funkcjonować. Wmawiam sobie co chwilę inne choroby nowotwory myślę ciągle o śmierci. Zaczęłam brać leki i jestem na początku terapi i początku  drogi ale pytanie jak nie zwariować jak nie myśleć o tym mrowieniu jak nie wmawiać sobie ciągle nowej choroby.... Mam nadzieję że nie jestem sama z takimi objawami. Współczuję osobom które są w podobnej sytuacji i proszę powiedzcie jak sobie poradziliście z podobnymi objawami. Ja jestem na etapie wmawiania sobie że mam raka mózgu który mi uciska 😔 Nika

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj się boję. Czuję się odsłonięta, czuję, jak lęk mi się miesza z krwią i całe ciało reaguje. Ucinam myśli w zarodku, znajduję rozwiązania na czarne scenariusze, staram się akceptować to, czego być może nie uda się zmienić. 

Ale sama świadomość tego lęku z miejsca odbiera energię i potęguje zdenerwowanie. Włącza mi się to paskudne wewnętrzne drżenie i rezygnacja. I to fatalne poczucie, że cokolwiek nie zrobię, i tak się skończy źle. Z miejsca wsłu/cenzura/ę się w swoje ciało, wiem, co robi serce, co robią płuca, co robi żołądek. Nie czuję się jednostką, czuję się zbiorem niepołączonych narządów, z których każdy ma swoje lęki. Z automatu dochodzi kolejny strach - że to nie zaburzenie, że naprawdę jestem chora, i kolejna fala zmęczenia - że nie mam siły na tłumaczenie lekarzom, co mi jest i o co mi chodzi. Że łatwiej machnąć ręką, w końcu przyzwyczaiłam się do wszystkiego. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć 

Słuchałam informacji, brak poczucia bezpieczeństwa, lęki, potworne lęki 

Od 5 roku życia lęki, i nie wiadomo co będzie, brak poczucia bezpieczeństwa, 

We wszystkim

Nikt nie da wsparcia do końca 

Zawsze jest ten brak 

Trzeba od wewnątrz się wzmacniać, na zewnątrz niczego się nie znajdzie 

Nikt niczego nie da 

Najważniejsza jest psychika 

Silna mocna psychika 

To trzeba sobie samemu wypracować 

Modlitwy, Afirmacje medytacje 

Internet jest tu błogosławieństwem

Wszystko w internecie

Wstając rano z łóżka 

Gdzieś po drugiej stronie internetu ludzie modlą się afirmują medytują, tysi@ce a może miliony 

I to pomaga, trzyma przy życiu, nadaje sens wzmacnia 

A lęki wyciszają się, maleją, nawet znikają na jakiś czas 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.07.2021 o 18:23, trivian napisał:

Cześć. Chciałbym opowiedzieć swoją historię. U mnie wszystko zaczęło się w zeszłym roku w maju. Moja żona dostała w pracy jakiegoś silnego uczulenia. Pełno czerwonych plam na ciele. Trafiła do szpitala a w pewnym momencie było zagrozenie życia. Na szczęście wszystko dobrze się skonczylo ale ja bardzo silnie to przeżyłem emocjonalnie.. po tygodniu od powrotu żony do domu cos mnie w pracy zestresowało. I nastąpił jak to wtedy myślałem "zawał" serca. Wpadłem w jakas panikę, nie wiedziałem co się dzieje. Dopiero w domu sie uspokoilem. Po obczajeniu objawów w internecie doszedłem do wniosku, że to chyba nerwica. Narazie probuje się sam leczyć. Brałem leki typu valused bez recepty. Coś może i pomagało ale staram się to pokonać bez tego. Ja w odróżnieniu do niektórych nie mam lęków żeby wyjść z domu. Normalnie chodzę do pracy na zakupy itp. Napisałem ten temat bo wcześniej ataki nerwicy mialem po czymś co mnie zdenerwowało lub zestresowało, niestety teraz mam tak że mogę sobie siedzieć spokojnie relaksować się a nagle zaczyna mi się słabo robic, serce jakby wchodziło w dziwny tryb pracy, wolniejszy jakby się zaraz miało zatrzymać. Od razu mam myśli że zaraz dostanę migotania komór i zemdleje oraz umrę. Przeważnie kończy się to wyrzutem adrenaliny ze strachu i tak jakby wszystko przechodzi. Czasami tez nagle dziwnie zabije i potem 20 min pracuje jakby w jakiejś arytmii. Cały się wtedy trzęsę i jest mi słabo.. Czy to jakaś oznaka że serce jest zmęczone tą nerwicą i daje oznaki wyczerpania? Tak jest gdzieś od 3 tyg że atak rozpoczyna serce a nie jakas sytuacja w której się znajduje. Poza tym objawem nic się nie dzieje. Żadnych bólów głowy, zawrotów itp.

Daaawno mnie tu nie było..... Powiem na moim przykładzie "sercowym".... Moje serce działa jak sobie chce, tzn. im bardziej się w to wsłu/cenzura/ę, tym bardziej wydaje mi się, że mam zawał, arytmię, czestoskorcz i nie wiem co tam jeszcze, czasem wydawało mi się nawet, że ono przez jakiś czas w ogóle nie bije 🤦‍♀️W pewnym momencie powiedziałam dość! Nie doszukuj, nie wsłu/cenzura/, niech sobie bije jak mu się podoba, przecież nie umarłaś jeszcze, więc jest ok. To działa jeśli wmówisz sobie, że to nerwica teraz jest ciut gorzej ale przejdzie i znów będzie normalnie. Ja, już mam mniej ataków paniki a miałam je nawet wtedy, gdy nic specjalnego się nie działo stresującego w sensie. Przestałam zwyczajnie wyszukiwać chorób w sobie, nie chodzę już do lekarzy z czym popadnie, i z własną diagnozą najgorszą z możliwych. (trochę pomogła mi w tym korona, bo dostać się teraz dopiero lekarza to.....). Także trzymam kciuki za Ciebie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dość długo się zmagałam z dołączeniem do forum, zaglądałam tu często w trakcie ataków paniki aby tylko potwierdzić, że są ludzie, którzy maja podobne objawy i to nerwica…i że jeszcze dziś nie umrę… 

generalnie z nerwicą żyję od 4 lat. Zaczęło się nagle i zaskoczyło mnie bardzo. Wieczorem kładłam się do łóżka, aby po godzinie budzić się z galopującym sercem, dreszczami, narastającą paniką i dusznościami. Zawsze jednak przechodziło, a rano kiedy czułam się dobrze, całkowicie wypierałam z pamięci te sytuacje. Po kilku takich epizodach zaczęło się tourne po lekarzach wszelakiej maści. Badania krwi, hormonów, ginekologiczne, echo serca, EKG, holter, usg jamy brzusznej, rtg płuc, tomograf głowy, rezonans kręgosłupa, dopplery - wszystko w normie. Na siłę jednak doszukiwałam się kolejnych chorób, wydając dużo pieniędzy na prywatne wizyty, ponieważ diagnoza musiała być na już. Dodam, ze powyższe badania zrealizowałam w przeciągu ubiegłego roku. Nie wiem czy dobrze robię, ale nie biorę żadnych leków na nerwice. Jedynie ziołowe i to doraźnie. Chciałabym bardzo poradzić sobie z tym sama ale coraz częściej wydaje mi się, że chyba jednak nie dam rady. Moje hipochondryczne zapędy przeplatane są oczywiście okresami, gdzie jest naprawdę dobrze i czuje się rewelacyjnie, aż do czasu kiedy przychodzi moment, w którym coś zaczyna mnie boleć… cokolwiek… wtedy odpalam Google i szukam przyczyny, dowiaduje się, ze to ciężka niewydolność serca, rak albo inna choroba i zaczyna się nakręcanie, lekarze, badania itp. Kosztuje to mnie bardzo dużo nerwów, energii a przede wszystkim ciagle w głowie mam myśl ze umrę, ze to już dziś, a co jeśli tym razem zbagatelizuje objawy i okaże się ze faktycznie jestem ciężko chora? A co jeśli pojadę na wakacje w miejsce gdzie nie ma w pobliżu szpitala i jak mi się coś stanie to nikt mnie nie uratuje? A co jeśli będę sama w domu i nikt mi nie pomoże kiedy będę tego potrzebować ? A co jeśli lekarz coś przeoczył ? …

chcialam się z Wami podzielić ta historia, chociaż opowiadać mogłabym godzinami. Czytałam ich tutaj dużo, bardzo podobnych do moich lub całkiem odmiennych ale z każdego przebija lęk o swoje życie i jest mi z tego powodu strasznie smutno. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam ataki paniki głównie na dużych przejściach dla pieszych i mostach. Im szerszą ulica, tym trudniej mi było przez nią przejść, a kiedy już szłam doznawałam dziwnych objawów : dretwialy i sztywniały mi nogi, kołatalo serce, dusiłam się, zalewałam potem, krecilo mi się w głowie i miałam wrażenie że mdleje. Rozmowa z terapeuta na ten temat wyglądała tak:

Terapeuta: ma pani wrazenie, że zemdleje? To proszę wyobrazić sobie taką sytuację: ruchliwe skrzyżowanie, środek dnia, idzie pani przez przejście i nagle siada pani na samym jego środku. Albo lepiej - kladzie się tam i leży! I co wtedy? Co wtedy się stanie?

Ja: hmmm... Dziwne, ale pewnie ktoś podejdzie i zapyta czy wszystko w porządku, czy dobrze się czuje, czy mi pomóc

T: no właśnie! Czyli nie jest pani sama, zawsze ktoś pomoże.

Ja: tak, ale uznają mnie za wariatkę...

T: a pani w takiej sytuacji pomysllaby o tej osobie jak o wariacie? Czy raczej skupiła się na pomocy, zamiast na ocenie?

 

Mnie przekonało i za każdym razem jak mnie "brało" wyobrażałam sobie tę sytuację i pomagało.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od Marca zmagam się z nerwicą i atakami paniki, lęku... Tak je sobie nazywam bo nie są stwierdzone przez lekarza... W Marcu miałem pierwsze dwa ataki, dzień po dniu... 170 pulsu i hiperwentylacja, szpital... Markery zawałowe, zakrzepowe... Nic. Na drugi dzień 210/... Ciśnienia, szpital... Wypis o 2 w nocy... Nic. Neurolog, nic nie znalazła. Kardiolog, Holter i echo, Nic. Serce jak koń. Płuca jak miechy, mimo, że paliłem 15l. Mam szczęście... Obecnie mam Atarax... Nic więcej. Co piątek spotykam się z Panią psycholog, na sesji... Wydaje mi się, że to nie ten specjalista... Może psychiatra mi potrzebny... Nie wiem... Moje stany lękowe przychodzą czasami z niczego, czasami wywoła je sytuacja nerwowa. Wcześniej miewałem skoki ciśnienia i pulsu, 147/86 po przebudzeniu, 170+/ w trakcie ataku, puls 120+... Siedząc, leżąc, stojąc... Ataki wywoływało wszystko... A to strzeliło mi coś w uchu, oczy się zaczerwieniły, wstałem za szybko. Wydawało mi się, że umieram na wszystko na raz. Rak, wylew, zator, zakrzep, zawał. Ważyłem 115 kg... Nadwagą, straszna... Wzrost 186. Papierosy, alkohol nie nałogowo ale lubiłem wypić szklankę dobrego whisky, piwo craftowe. Zjeść dużo, tłusto... Obecnie ważę 96 kg. Nie palę, nie wypiłem alkoholu od 15 Marca. Rower był moją ucieczką przed paniką. Jeździłem nawet o 23. Córka szła spać, żona w domu a ja rower. Najpierw 5/10 potem 20km co dwa dni. Ciągło mnie strasznie, uzależnienie. Wiedziałem, że serce i ciało zdrowe, mogłem dużo. 19 kg w pół roku. I nagle... Gdzieś mi to uciekło... Chyba sobie wmawiałem, że jak będę jeździł to lęków nie będzie. Chęć na jazdę odeszła... Nie wiem czemu... Może podświadomie wiem, że będą, że się nie uwolnię od lęków. Wstyd mi trochę tu pisać... Czytałem problemy niektórych osób... Moje to takie nic... Ale dla mnie góra lodowa, która niszczy od środka. Narasta i rozwala, nie daje spokoju. 

Edytowane przez Cyianix
Poprawa błędów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nawet nie wiem, co się dzieje ze mną podczas ataku. Dostały one chyba jakiejś ewolucji na przełomie lat lub to zależy od sytuacji. Pierwsze ataki pojawiły się chyba jako efekt nadmiernego stresu, nie panowałam nad ciałem. Miałam drgawki, czułam się jakbym miała dostać padaczki lub czegoś. Później zaczęłam się budzić w nocy z myślą: zawał. Kilka razy byłam w szpitalu i nic, mam brać potas. Rodzinni przepisywali mi leki na uspokojenie, skierowali do "psychologa". Z jakiegoś powodu ataki ucichły, a potem nie mogłam nic połykać. Bałam się niemiłosiernie, że umrę. Chwała psychiatrze, że mnie uspokoiła. Jakoś ten lęk przełamałam. Potem depresja, spałam pół dnia, a potem myślałam, że się obudziłam, po czym okazywało się, że po prostu o tym śnię. Zmieniłam środowisko, uspokoiłam się i było ok.

Teraz ataki wróciły, ale za nic nie przypominają tych pierwszych. Pojawia się jakieś wspomnienie, myśl i różnie to bywa. W najlepszym wypadku zaczyna się od nagłego wdechu i potem niepokoju, w najgorszym zaczyna się jazda. Najpierw chcę wyrzucić z siebie tę myśl, jest niepokój, trzęsę się, ciężko oddycham, robię nagłe ruchy kończyn, serce szybciej bije, pojawia się napięcie i chyba się wyłączam. Czuję zagrożenie, mimo że go nie ma i tak przez pół godziny lub dłużej, bo mam jeden atak po drugim z chwilą przerwy. Najgorzej jest jak ktoś przyjdzie i mówi mi, że mam się uspokoić, a to tylko potęguje problem, bo po prostu nie potrafię. Terapeutka powiedziała, że mam zapisywać sobie te myśli, jeśli mi się uda. Przeczytałam je i brzmią głupio. Sama świadomość, że to, czego się boję brzmi głupio trochę pomaga. Jednak to są moje obawy i to, co zwykle pojawiało się w mojej głowie bez ataków, tak bardzo związane z przeszłością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.09.2021 o 14:49, Smokva napisał:

Dość długo się zmagałam z dołączeniem do forum, zaglądałam tu często w trakcie ataków paniki aby tylko potwierdzić, że są ludzie, którzy maja podobne objawy i to nerwica…i że jeszcze dziś nie umrę… 

generalnie z nerwicą żyję od 4 lat. Zaczęło się nagle i zaskoczyło mnie bardzo. Wieczorem kładłam się do łóżka, aby po godzinie budzić się z galopującym sercem, dreszczami, narastającą paniką i dusznościami. Zawsze jednak przechodziło, a rano kiedy czułam się dobrze, całkowicie wypierałam z pamięci te sytuacje. Po kilku takich epizodach zaczęło się tourne po lekarzach wszelakiej maści. Badania krwi, hormonów, ginekologiczne, echo serca, EKG, holter, usg jamy brzusznej, rtg płuc, tomograf głowy, rezonans kręgosłupa, dopplery - wszystko w normie. Na siłę jednak doszukiwałam się kolejnych chorób, wydając dużo pieniędzy na prywatne wizyty, ponieważ diagnoza musiała być na już. Dodam, ze powyższe badania zrealizowałam w przeciągu ubiegłego roku. Nie wiem czy dobrze robię, ale nie biorę żadnych leków na nerwice. Jedynie ziołowe i to doraźnie. Chciałabym bardzo poradzić sobie z tym sama ale coraz częściej wydaje mi się, że chyba jednak nie dam rady. Moje hipochondryczne zapędy przeplatane są oczywiście okresami, gdzie jest naprawdę dobrze i czuje się rewelacyjnie, aż do czasu kiedy przychodzi moment, w którym coś zaczyna mnie boleć… cokolwiek… wtedy odpalam Google i szukam przyczyny, dowiaduje się, ze to ciężka niewydolność serca, rak albo inna choroba i zaczyna się nakręcanie, lekarze, badania itp. Kosztuje to mnie bardzo dużo nerwów, energii a przede wszystkim ciagle w głowie mam myśl ze umrę, ze to już dziś, a co jeśli tym razem zbagatelizuje objawy i okaże się ze faktycznie jestem ciężko chora? A co jeśli pojadę na wakacje w miejsce gdzie nie ma w pobliżu szpitala i jak mi się coś stanie to nikt mnie nie uratuje? A co jeśli będę sama w domu i nikt mi nie pomoże kiedy będę tego potrzebować ? A co jeśli lekarz coś przeoczył ? …

chcialam się z Wami podzielić ta historia, chociaż opowiadać mogłabym godzinami. Czytałam ich tutaj dużo, bardzo podobnych do moich lub całkiem odmiennych ale z każdego przebija lęk o swoje życie i jest mi z tego powodu strasznie smutno. 

Jakbym czytała swoją historię. Skąd to się bierze? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Kamilakamila napisał:

Jakbym czytała swoją historię. Skąd to się bierze? :(


w sumie nie mam pojęcia 🤷‍♀️ Jeszcze tego nie odkryłam. Ale zdecydowałam się pójść do psychiatry bo już sobie nie dawałam rady. Jestem od miesiąca na lekach. Pomaga. Raz jest oczywiście lepiej raz gorzej ale generalnie mam nadzieje ze idzie to ku lepszemu:) 

Nie wszystkie objawy zniknęły - mam czasem duszności, zaciskanie w klatce piersiowej, szybkie tętno, uczucie niepokoju, wypieki i lodowate dłonie i stopy. Jednak jest mi dużo łatwiej bo coraz bardziej dochodzi do mnie to, że to nerwica. Wiem tez, że na efekt leków trzeba poczekać ale mam nadzieje ze wyjdę na prostą. 
Tobie również tego bardzo bardzo mocno życzę ❤️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy zdarzało Wam się podczas ataków paniki rozdrapywać sobie drobne ranki do tego stopnia, że leciała z nich krew? Moimi "ofiarami" są płatki uszu od wewnętrznej strony, mam już wyżłobienia... czasem to też małżowiny... jestem na terapii od roku, leki także biorę od roku, ale choć wiele się polepszyło to tego nie jestem w stanie się pozbyć 😕

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie ataki zazwyczaj występują wieczorem. Dostaję takiego osłabienia w ciele, drażnią mnie wtedy dźwięki, jestem płaczliwa, mam ściśnięte gardło i czuje jakby mi ktoś ściskał klatkę piersiową. Więc staram się zachować spokój, wyrównuje oddech, jeżeli jestem na mieście to powoli idę spokojnie w stronę domu, w kościele siadam w ławce i siedzę, nie wstaje i siadam jak ksiądz każe. A jeżeli jestem w domu to ide do pokoju córeczek, gaszę swiatło i okrywam się ciężkim kocem (polecam, pomaga bardzo bo masz wrażenie jakby Cię ktoś przytulał) i jak leżę to często mam drgawki. To poprostu przeczekuję. Jeżeli już czuję się na tyle pewnie i dobrze to powoli wstaję. Czasem trwa to 30 minut a czasem 4 godziny. Od środy biorę Afobam 0,5 rano i wieczorem. Ale najgorzej jest po południu kiedy lek już działa znikomo. Niedługo bedę mieć konsultację w szpitalu psychiatrycznym. Nie poddam się nerwicy. Bedę walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.12.2021 o 16:08, otwarte_okno napisał:

A jeżeli jestem w domu to ide do pokoju córeczek, gaszę swiatło i okrywam się ciężkim kocem (polecam, pomaga bardzo bo masz wrażenie jakby Cię ktoś przytulał)

Najlepsze są do tego kołdry obciążeniowe, stworzone dokładnie w celu redukcji stresu i lęku. Kołdrę należy dobrać do własnego ciężaru ciała. Rzeczywiście otulenie czymś ciężkim przynosi znaczącą ulgę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!Na nerwicę lękową choruje już ponad 20 lat, chociaż już jako małe dziecko miałam lęki. Początkowe objawy była to straszliwa derealizacja. Myślałam, że oszaleje,nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Poszłam do psychiatry i dostałam lek po którym wszystko minęło. Jak tylko odstawiłam leki a przerobiłam ich już dużo,po jakimś czasie wszystko wracało. Ostatni epizod miałam 10 lat temu i dotyczył lęku przed chorobami.Bylam pewna, że jestem na coś poważnie chora. Miałam straszne zawroty głowy, otępienie,ledwo stałam na nogach. Dostałam kolejny lek i się poprawiło. Od 9 lat przyjmuje ten sam lek ale od jakiegoś czasu źle się czuję. Od tygodnia znowu wróciły zawroty głowy, otępienie, uczucie pływania, duszności a co najbardziej mi przeszkadza to jakieś rozmyte dziwne widzenie,jakbym wszystkiego nie ogarniała wzrokiem. Boję się, że stracę wzrok albo, że mi już tak zostanie. Miałam co prawda jeden dzień bez tego objawu bo skupiłam się na duszności ach ale znowu wróciło. Lekarz zapisał mi Rexetin, gdyż kiedyś go już brałam i działał dobrze. Czy po 9 latach lek mógł przestać działać? Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.12.2021 o 00:34, Illi napisał:

Najlepsze są do tego kołdry obciążeniowe, stworzone dokładnie w celu redukcji stresu i lęku. Kołdrę należy dobrać do własnego ciężaru ciała. Rzeczywiście otulenie czymś ciężkim przynosi znaczącą ulgę. 

Właśnie teraz leze pod ciezkim kocem😜 jestem po wizycie u stomatologa i mam napad i musze jakos przetrwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.12.2021 o 14:17, Madzialenka napisał:

Witam!Na nerwicę lękową choruje już ponad 20 lat, chociaż już jako małe dziecko miałam lęki. Początkowe objawy była to straszliwa derealizacja. Myślałam, że oszaleje,nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Poszłam do psychiatry i dostałam lek po którym wszystko minęło. Jak tylko odstawiłam leki a przerobiłam ich już dużo,po jakimś czasie wszystko wracało. Ostatni epizod miałam 10 lat temu i dotyczył lęku przed chorobami.Bylam pewna, że jestem na coś poważnie chora. Miałam straszne zawroty głowy, otępienie,ledwo stałam na nogach. Dostałam kolejny lek i się poprawiło. Od 9 lat przyjmuje ten sam lek ale od jakiegoś czasu źle się czuję. Od tygodnia znowu wróciły zawroty głowy, otępienie, uczucie pływania, duszności a co najbardziej mi przeszkadza to jakieś rozmyte dziwne widzenie,jakbym wszystkiego nie ogarniała wzrokiem. Boję się, że stracę wzrok albo, że mi już tak zostanie. Miałam co prawda jeden dzień bez tego objawu bo skupiłam się na duszności ach ale znowu wróciło. Lekarz zapisał mi Rexetin, gdyż kiedyś go już brałam i działał dobrze. Czy po 9 latach lek mógł przestać działać? Pozdrawiam!

Hej😊 nerwica to podstepne dziadostwo. U mnie zaczeło sie też w okresie dzieciństwa. Bałam sie smierci, chorob, wchodzenia do miejsc publicznych, mam problem z kontaktem z ludźmi. Najgorsze jest to ze balam sie nawet zapytac cos ekspedientki. Takze wiem co czujesz kochana. Po zakupach, wizycie u stomatologa, czy jakich pobytach w miejscu publicznym musze "odchorować". Tez widze niewyraźnie, czasem takie biale cienie, mam drgawki, myślałam nawet juz ze moze mam guza mozgu albo padaczke ale psychiatra rozwial moje watpliwosci. Zawsze mozna zrobic sobie badania krwi w morfologii obwodowej juz wyjda rozne sprawy. Mi wyszlo ze mam lekki stan zapalny i to od próchnicy. 3 zeby do kanalowego leczenia plus nadżerka na szyjce macicy. Jezeli chodzi o leki to sie nie znam. Ja na początku mialam coaxil i hydroksyzyne. Ale objawy sie nasilaly tylko. Wiec teraz jest Egzysta 75 rano i wieczorem i Sertranorm rano i widze ze dziala bo nie mam juz tragicznych mysli. Lek jeszcze troche jest ale jest do zniesienia. Pozdrawiam 😘

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×