Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Człowiek_z_księżyca bardzo Ci dziękuję, już zabieram się do lektury 🙂

W tym tekście co podałeś, jest dużo, dużo prawdy, dzisiejsza rozmowa z Wami, Wasze pomocne i dobre słowa, a także chwila w której próbowałam ubrać w słowa moje myśli, które chciałam napisać do znajomej z neta (w końcu i tak tego nie wysłałam), to jakoś zaczęłam jakby logicznie myśleć, przyszła ta racjonalność i nawet się odrobinę wyciszyłam. Nie całkowicie i nie mam pojęcia na jak długo, ale przynajmniej nie telepie się jak w febrze. Bo kurde co ja tu odwalam w ogóle? Jakieś dzikie jazdy mi się robią, chociaż nie mam ku temu powodu. Nie zmienię przeznaczenia choćbym nie wiem jak zaklinała rzeczywistość, mogę się tylko modlić, by mama była w moim życiu jak najdłużej, by dane mi było cieszyć się nią jak najdłużej się da. Szczerze, to trochę w tym złapaniu logiki pomogła mi myśl w sumie smutna. Ile osób nie miało tej szansy co ja. Ilu osobom bliscy i najbliższe osoby umarły z powodu tej strasznej choroby jaką jest rak i to w ciągu kilku tygodni czy miesięcy. Moja mama jest zdrowa! Choroba była tylko epizodem. A ta moja znajoma w sumie dodaje otuchy, chociaż sama całkiem niedawno pochowała męża. To było troszkę jak policzek, ale odrobinę pomogło. Nadal jestem niespokojna, nadal jest źle, ale chociaż na chwilę odzyskuje moje myśli. To ja schizuje, z irracjonalnych tak naprawdę powodów, a ona by pewnie chętnie się ze mną zamieniła chociaż na chwilkę, żeby mieć tylko takie problemy. I wiem, że jest mnóstwo takich osób, choćby żona i córki świętej pamięci pana Adamowicza. Wiem, że jest droga przede mną, że się nie uzdrowię w kilka minut i za chwilę paniki mają ogromne szanse wrócić. Jako nerwicowiec wiem, że jak już tąpnie, to tak łatwo nie odpuści i wiele takich ataków przede mną, a czuję, że tym razem sama sobie nie poradzę. Więc nie zapeszam.

 

Pozdrawiam i spokojnej nocy nam wszystkim życzę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Reszka.1978 napisał:

Nieszczęśliwa, bardzo Ci dziękuję za Twoje słowa. Niewątpliwie pomagają. Z mamą mieszkam więc akurat jestem z nią niemalże non stop. I cieszę się każdą chwilą. I powiem szczerze, że pod pewnymi względami i myślami jesteśmy do siebie podobne, bo ja właśnie w tej chwili nie pracuję tak naprawdę. Pracę straciłam, teraz pracuję tak bardzo dorywczo, że wiem, że jakby mamy zabrakło w tej chwili, to będę tą bezdomną, stracę mieszkanie itd. I podejrzewam, że w tym też tkwi powód moich lęków. Że bez mamy na dzień dzisiejszy sobie nie poradzę tak naprawdę. A fakt, że mieszkamy razem i jesteśmy ze sobą niesamowicie zżyte, bo mamy tylko siebie, też robi swoje. Nie oszukujmy się.

Dziękuję raz jeszcze.

Nie ma za co dziękować 😊W tym paskudztwie jak w kazdej chorobie trzeba miec punkt zaczepienia,kogos dla kogo sie trzeba trzymać. Ja tez sie boję ,utraty pracy,ze narzeczony mnie zostawi.....oj mnostwi tego jest. Dzisiaj mialam okropny dzień. Siedzialam w pracy i przez 2 godziny mialam wrazenie ze zaraz zasłabne. Staralam sie to g....ignorować, potem trzeba bylo wrocic do domu....kolejna trauma. Jestem tak wypompowana,ze szkoda gadac. Czas w koncu na terapię. Samo chyba nie przejdzie. Dzis ja nie wierze ze  ta cholera sie o demnie odwali. Sorka za okropne słownictwo, ale nie umialam tego inaczej opisac😪😭😫

Pozdrawiam cieplutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja jestem z siebie dzisiaj trochę dumna, ale też zdolowana faktem, że ta małpa łapie kiedy i gdzie chce... Byłam u fryzjera  tylko obciąć włosy, a godzinna wizyta zmieniła się w koszmar. Bolało mnie w klatce, czułam, że nie mogę złapać oddechu, zaczęło mi się kręcić w glowie, dretwiec nogi, boleć wnętrzności. Powtarzałam sobie, że to nic i to tylko moja psychika...jakoś przeszło. I z tego jestem trochę dumna, że było ciężko, ale jakoś sobie to prztlumaczylam, bo szczerze mówiąc to już miałam chęć uciec z mokrymi włosami. No i moja wizyta u kardiologa zakończyła się również pozytywnie, bo okazało sie, że z moim sercem wszystko ok, a to tylko nerwica powoduje moje czestoskurcze i kolatania serca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BlackAngel, jestem także dumna z Ciebie że udało Ci się te lęki przezwyciężyć. Najgorzej jak gadzina się dorwie w miejscu publicznym i człowiek ma ochotę uciekać, wyjść z siebie i stanąć obok, a w ogóle krzyczeć, płakać i nie wiadomo co jeszcze. I jeszcze lepsza wiadomość, że serducho w porządku. Jeden nerw odszedł - tak wiem, że to nie tak łatwo, ale zawsze coś 🙂 Przechodziłam to samo, zanim zostałam zdiagnozowana, że wszystkie "choroby" i dolegliwości jakie miałam to tylko i AŻ nerwica.

Nieszczęśliwa owszem jest, bo wspaniale jest mieć ludzi, którzy nie pogonią w diabły i nie wyśmieją tego co się mówi, a co dla nas jest przecież ważne i poważne.

Przykro mi, że dopadło Cię to cholerstwo i nie chciało odpuścić. Takie wykończenie psychicznie i fizyczne jednocześnie, jest gorsze niż jakby człowiek przekopał ogródek, albo przerzucił kilka worków z węglem czy ziemią. Za słownictwo nie masz co przepraszać, chyba że regulamin jest bardzo surowy. Czasem człowiek ma po prostu ochotę i potrzebę bluzgać i to dużo gorszymi epitetami niż nazwa choroby.

 

Mnie rano dzisiaj znowu po obudzeniu dopadło to paskudztwo, a wieczór jak było widać, był nawet w miarę spokojny. Natomiast rano znowu z atrakcjami, drętwieniem twarzy, sztywnością pleców i karku, kołataniem serca, bólem brzucha i myśli czarne nachodziły wbrew woli, że będę musiała przeprowadzić się do ojca i ciotki jak mama umrze - tak jakby za chwilę miała to zrobić. A za moment znajoma już, a jednocześnie kompletnie myśl, że może to i dobrze jakby już odeszła, bo by mi nerwy przeszły. I ledwo powstrzymywany płacz, bo to nie moje myśli, przecież ja tego absolutnie nie chcę. I te gorąco, paniczny strach itd. A jeszcze dzisiaj miałam wizytę u dentysty, więc jechałam jak na jakieś tortury, ścięcie i w ogóle w autobusie myślałam, że mnie coś trafi za chwilę. Patrzyłam na ludzi i tak sobie myślałam, że o normalne życie wokół się toczy, a mnie się coś takiego przytrafiło i tak potwornie mi źle. U dentysty było jakoś całkiem spokojnie, myślałam, że będzie dużo gorzej, ale dałam radę. Idąc do autobusu przechodziłam koło kościoła i jakoś taka modlitwa mnie naszła do Matki Boskiej o długie życie dla mamy itd. I powiem szczerze, że jakoś tak po powrocie do domu jeszcze mnie potelepało, ale wzięłam Valused i trochę się wyciszyłam. Tylko właśnie miała poczucie jakby mnie coś przejechało, taka przeżuta i wypluta. Zimno mi też strasznie było. Teraz mnie tylko taka myśl czarna nachodzi na noc: a co jeśli ten spokój to wymodlony, a Matka Boska mi mamę zabierze za chwilę, dziś, jutro za tydzień? I niby nie panikuję, ale myśl ta mnie nie opuszcza. Kiedyś byłam religijna na swój sposób i bardzo często się modliłam, ale jak moja mama zachorowała na raka, a ja modliłam się by była zdrowa, to przestałam to robić, bo się bałam, że moje modlitwy przynoszą odwrotny skutek. I teraz czuje niepokój z powodu tej czarnej myśli, boje się co jeśli ta myśl/modlitwa pod kościołem przyniesie pecha, a jednocześnie nie mam żadnych fizycznych objawów, zero kołatania serca, mrowień, drętwień i innych dolegliwości. Nie potrafię tego dokładnie opisać i nie wiem czy ktoś tak miał.I trochę się nakręcam tą myślą, a jednocześnie właśnie czuje się jakaś pusta w środku, jakaś wypompowana. O, to chyba mniej więcej dobre określenie tego jak się czuję. I wstyd mi to pisać, bo wiem jak głupio to brzmi, ale mam wrażenie dziwaczne, że ta pustka, wypompowanie, fizyczny spokój (brak tych wszystkich fizycznych manifestacji organizmu) to tak jakby mi jakoś jak zsyłana - wiem jak to brzmi, ale nie potrafię opisać tego co w tej chwili czuję... I jeszcze moja psica jakaś taka niespokojna jest, a zwierzaki podobno wyczuwają... więc myśli mi się kłębią nieprzyjemne i jest niefajnie.

 

Pozdrawiam Was wszystkich i spokojnej nocy życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, 

jak wielu tutaj, też jestem nowym użytkownikiem. Założyłem konto, by się podzielić "anonimowo" swoimi problemami.

Nie wiem kiedy się zaczęło, kojarzę mniej więcej pierwsze lęki z dzieciństwa, natomiast nie towarzyszyły mi one codziennie, w ostatnim czasie wszystko się bardzo nasiliło.

Prawdopodobnie rodzaj wykonywanej pracy zrobił swoje - kilka lat obsługi klienta i sprzedaży przez telefon, zrobiły swoje.

Kto nigdy nie próbował swoich sił w tym fachu, nie będzie wiedział z jakim stresem się to wiąże - wyrabianie celu, jak największa sprzedaż kosztem jakości, celowe wprowadzanie klienta w błąd, obawy o utratę stanowiska, wręcz "mielenie" pracowników, czyli praca u jednego z operatorów komórkowych od wewnątrz...

Podejmując tę pracę miałem świadomość tego, że jest to naprawdę dobrze płatna robota i tak w istocie było, jednak z czasem straciłem przyjemność ze spędzania czasu wolnego, czasu poza pracą. 

Ograniczyłem kontakty ze znajomymi do minimum, głownie przez wieczne zmęczenie lub stresy związane z myśleniem o pracy po pracy. 

Wszelkie przyjemności typu kino, spacer, aktywność fizyczna skończyły się. Zaczęło mi się sypać także w związku - czułość do partnerki z mojej strony i ochota na stosunek, także stopniowo malały.

Dziewczyna na szczęście jakoś ze mną wytrzymała i nie zostawiła mnie w biedzie, choć widzę, że jest jej ciężko.

Ale do brzegu, parę miesięcy temu straciłem tą pracę, powinęła mi się w końcu noga i z dobrych wyników miesięcznych, spadłem na średnie, a w tej branży nie ma zmiłuj.

Pierwsze miesiące po zwolnieniu pozwoliły mi spokojnie odetchnąć, bo w końcu od blisko 3 lat nie miałem wakacji, także wreszcie mogłem odpocząć i stopniowo poczuć się, jak dawny "ja".

Pojawił się oczywiście żal wobec kierowników i pracodawcy za to jak potraktowali pracownika z dłuższym stażem, jak i żal do samego siebie, że mogłem zrobić coś lepiej, ale zawsze tłumaczyłem sobie, że tak po prostu miało być.

Skoro odpocząłem to w czym widzę problem? 

Problem zaczął się w momencie, gdy miałem już dość leniuchowania na bezrobociu i postanowiłem wrócić do branży contact center, ale w innych firmach.

Trzykrotnie byłem na rozmowach kwalifikacyjnych w 2 różnych firmach, trzykrotnie mi odmówili. 

Każda odmowa była ciosem, który burzył mój mur pewności, a proszę mi wierzyć, że po prostu byłem w szoku za każdym razem, gdy słyszałem "dziękuję" ze strony potencjalnego pracodawcy, może wypalenia zawodowo widać w moich oczach.

Coraz bardziej tkwię w przekonaniu, że po prostu pracy nie znajdę i przyjdzie mi pracować przy składaniu maszynek za głodową pensję (nie ujmując takiej formy pracy, ale jako dotychczasowy pracownik umysłowy nie byłbym przyzwyczajony). 

W głowie czarne myśli dominują nad tymi dobrymi, często jak się nakręcę na dany temat, miewam silne bóle głowy oraz bóle brzucha. Przeczytałem już od groma różnych książek o pozytywnym myśleniu, sile umysłu etc., aby jakoś odepchnąć od siebie te stany, to paskudne czarnowidztwo mojego mózgu, natomiast nie mogę przestać o tym myśleć. 

Nie poruszam tej kwestii w rodzinie, bo każdy ma swoje własne problemy, więc chciałem zapytać Was forumowiczów, jak Wy sobie radzicie, gdy najdą Was te cholerne stany lękowe?

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry

Bengazi, nie wiem co Ci odpowiedzieć. Każdy chyba radzi sobie inaczej, jedni czytają, inni oglądają jakieś filmy, jeszcze inni wychodzą na dwór, ćwiczą itd. Jeszcze inni korzystają z pomocy specjalistów, leków, niektórzy księży. Ile osób tyle metod. Chyba nie ma uniwersalnej metody. Ja ze swoimi lękami i panikami sobie ostatnimi czasy w ogóle nie radzę. Tłumię je tylko ziołowymi lekami, a zastanawiam się nad wizytą u psychiatry, bo czuje, że w końcu się wykończę psychicznie i fizycznie.

Też boje się pracy. Obecnie pracuję bardzo dorywczo, w zasadzie mogę o sobie powiedzieć, że jestem bezrobotna, bo częściej jestem w domu niż pracuję. I też boje się iść do pracy, ale z nieco innych powodów. Mianowicie ja boje się, czy też nie bardzo chcę iść do takiej stałej pracy 8 czy 12 godzin, bo nie będę mieć wtedy czasu dla siebie, swoich zainteresowań... no taki trochę Niebieski Ptak ze mnie. I z jednej strony strasznie bym chciała mieć normalną, stałą pracę, bardziej dokładać się do życia niż te grosze które zarabiam i przynoszę, a z drugiej strony właśnie o... No i dochodzi to, czy sobie poradzę w tej pracy, jest lęk właśnie, że nie dam rady, że się nie nauczę, że nie sprostam wymaganiom. Jestem dokładna, ale dość wolna i boje się, że nie dam rady w żadnej robocie w której wymagana by była szybkość. Pamiętam jak zatrudniłam się w MarcPolu i pracowałam na wędlinach i nabiale i autentycznie nie wyrabiałam, bo trzeba było szybko, a ja jeszcze nie znałam kodów i wolno mi bardzo szło. Wiem, że pewnie byłoby potem lepiej, ale niestety mnie zwolnili jako nową (zamykał się jeden z ich sklepów i przeszli ludzie więc nie byłam potrzebna). Jakiś czas później w ogóle przeczytałam, że firma upadła. Więc np. bardzo boje się pracy np. na kasie w sklepie. Nie dość, że odpowiedzialność finansowa, to jeszcze robota niejako na akord. A prawdę mówiąc nie mam pojęcia czy nadaje się do innej roboty. W swoim wyuczonym zawodzie nigdy nie pracowałam, poza kilkoma zleceniami wykonanymi dla znajomych i po niemal 20 latach, nie mam tak naprawdę czego szukać na rynku w swoim zawodzie. W sumie moim marzeniem byłaby praca w bibliotece, ale do tego potrzeba odpowiedniego wykształcenia, którego nie posiadam.

 

Ja od rana znowu walczę ze swoimi panikami. Dzisiaj rano dopadła mnie myśl taka, że nie będę mogła włożyć mamie do trumny drobiazgów które by pewnie chciała mieć i które ja chciałam jej włożyć, bo mama chce być skremowana. Tak więc kolejny dzień myśli o śmierci mojej rodzicielki, kolejne złe myśli, kolejne schizy, myśli czy to co czuje to tylko nerwica, czy złe przeczucia. Podobno są osoby które przeczuwają śmierć - nawet dzisiaj poczytałam o tym trochę na necie, no i oczywiście się nakręciłam... Cały czas myślę o tym, że zwierzęta wyczuwają śmierć, chorobę, wypadki, a moja psica teraz jest spokojna, śpi koło mnie, a jak mama jest w domu, to jest właśnie taka nieswoja, popiskuje, kręci się. Daje łapę mamie żeby jej dawała smakołyki, ale w sumie u mnie tak nie żebrze. Wiem, że może odczuwać moje uczucia i moje niepokoje, ale lęk jest, że psica też coś wyczuwa i się nakręcam. No i właśnie boli mnie brzuch, mrowieje twarz, kark, chce mi się płakać, nawet te ziołowe leki nie pomagają, jestem cała roztrzęsiona...

Jednocześnie teraz wyszło słońce i te moje lęki wydają mi się takie głupie i nieprawdziwe, ale trzymają się mnie bardzo mocno, wczepiły się we mnie pazurami i wydaje mi się, że jest coraz gorzej...

Pozdrawiam

Edytowane przez Reszka.1978

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich !!!

Nerwicę mam od urodzenia :) Jestem w wieku 26 lat.  Ciężkie dzieciństwo to u mnie mało powiedziane. Umierałem duży razy i dalej żyję.
Psychoterapii odbyłem połowę i zrezygnowałem ponieważ czułem się wykorzystywany finansowo przez moją terapeutkę, nie będę pisał tu historii życia tylko przejdę do sedna .
Moje objawy to głownie serce , pierwsze dokuczliwe objawy poczułem w wieku ok 14 lat były to (przeskoki potknięcia uczucie zatrzymania serce) zwał jak chciał. Były one sporadyczne około raz na miesiąc najczęściej występowały po masturbacji , bardzo zawsze się kryłem z tym żeby mnie nikt nie nakrył i to powodowało stres . Nauczyłem się z tym żyć , ale po 4 latach gdy poznałem moją obecną Żonę uczucie kołatania serca i niebezpieczeństwa wróciły na krótką chwilę , ale wróciły .
Żona zaszła w ciąże a ja wyemigrowałem za pracą na 3 miesiące byłem bardzo szczęśliwy że zostanę Ojcem gdy wróciłem na narodziny mojej córki dopadła mnie lekka depresja , brak szczęścia niewiadomy smutek lekarz przepisał leki , ale ich nie brałem .
Nasz związek zaczął umierać po około roku czasu postanowiliśmy się rozstać , ja wtedy ponownie wyemigrowałem za granicę . bardzo tęskniłem za córką i zacząłem  tam pić codziennie alkohol , upijałem się oraz paliłem trawkę a czasem brałem też kokainę tylko tam potrafiłem sobie radzić z tęsknotą . 
Po pewnym czasie nawiązaliśmy z Żoną ze sobą kontakt postanowiliśmy , abym wrócił do kraju by zamieszkać z powrotem razem byłem przeszczęśliwy , ale moje szczęście nie trwało długo . Pewnego weekendu udałem się do kolegi , aby się z nim pożegnać wiadomo wódka dużo wódki kokaina amfetamina i nie wiadomo co jeszcze , spotkanie trwało 2 dni kiedy złapał mnie już kac myślałem że to koniec umieram itd ale to był tylko wierzchołek góry lodowej . Złapała mnie silna nerwica , serce które wcześniej przestraszyło mnie może 3 razy w życiu straszyło mi 3 razy ale na godzinę myślałem że nie wrócę żywy do kraju , cały czas miałem ogromne wyrzuty sumienia że piłem i brałem narkotyki , bałem się że nie zobaczę już córki .W środku czułem że to nerwica , w przeszłości dużo o niej czytałem , ale nie wiedziałem że może być taka silna .Wróciłem do rodziny i byłem wrakiem wszystkiego się bałem . Zanim trafiłem do terapeuty odwiedziłem chyba 4 kardiologów . Zawsze wyniki były ok.
Dopiero po około roku czasu pierwszy czas poczułem się normalnie raz było lepiej a raz gorzej .NERWICĘ POKONAŁEM W 100 % i WY TEŻ MOŻECIE JĄ POKONAĆ . Co prawda czuję jeszcze czasami kołatania serca , ale bardzo rzadko i już nie robią na mnie takiego wrażenia .Oczywiście podczas nasilenia tej NERWICY (ja jej nie nazywam chorobą bo moim zdaniem to nie jest choroba ) miałem wszystkie objawy opisywane przez innych forumowiczów tj:  DUSZNOŚCI , ZAWROTY GŁOWY , BÓLE SERCA , MIĘŚNI , WIROWANIA itp.
Jedno jest pewne WIARA czyni cuda . Chciałbym komuś chociaż odrobinę pomóc ponieważ wiem co przechodzicie.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lilith Witam , dlaczego uważasz że łatwo ? Męczyłem się z nią od dzieciństwa a w latach 2014-2017 nie nadawałem się do życia , nie czułem żadnych innych emocji poza strachem , strachem przed wszystkim przed każdym przed samym sobą . Moja terapeutka powtarzła mi cały czas że nerwica to nie choroba natomiast wszyscy inni lekarze uważają inaczej . Mówiła też że nerwica jest nie uleczalna i że będzie wracała w ciężkich chwilach , postanowiłem obalić to stwierdzenie i cały czas wierzyłem w cud w cud , którego zaznałem przyszedł od Boga w którego moja terapeutka też nie wierzyła i przypuszczam że Ty też nie wierzysz . 

Nie będę przedstawiał dowodów na to że to nie chwilowa remisja a uzdrowienie . 

Mój dziadek kiedyś dostał raka lekarze poddali się nie dali mu żadnej szansy . Od tamtej pory minęło 15 lat dziadek jest w znakomitej formie ma 73 lata nie bierze żadnych leków i żyje aktywnie .

Medycyna kłamie z każdej strony jak tylko może , myślę że nie umyślnie ale kłamie ponieważ każdy człowiek jest inny .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.01.2019 o 03:42, Lilith napisał:

@aldreasdlaczego boisz się wziąć leków na uspokojenie?

Nie mam pojęcia dlaczego, włącza mi się irracjonalny strach przed nimi. 

Właśnie przed chwilą się obudziłem cały się trzesac (nie mógł przestać się trzasc) z silnym pieskiem w uszach, kłuciem w klatce piersiowej sztywnieniem karku i pełen strachu... 

Nie ogarniam tego, czasami zaczynam wątpić czy to serio nerwica. 

Do pracy wstaje o 4 rano, już jestem przerażony jaka ja się ogarnę jak nie mogę zasnąć. 

Wziąłem ziołowe tabletki uspokajające ale za dużo to nie daje. 

Dodam że mam Hashimoto, refluks i przepuklina przełyku i zastanawiam się czy możliwe jest to ze nerwica wróciła bo przestałem trzymać się diety. 

Jakiś temu przez 8-10miesiecy restrykcyjne przestrzegałem diety, zero glutenu, zero nabiału i czułem się dobrze. Później odpuściłem sobie i nerwica znowu się pojawiła... I teraz rodzi się pytanie czy dieta serio ma na to wpływ czy sobie wmowilem że działa i działało... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Co u Was słychać? 

Wczoraj wieczorem padnieta po całym dniu położyłam się spać, ale ni cholery nie mogłam zasnąć. Czułam takie 'wewnętrzne' drżenie. Czy ma ktoś tak z Was? Dziwne uczucie, pojawia się zazwyczaj jak próbuje zasnąć. No i niepokój. Musiałam otworzyć okno i zanim się uspokoiłam to trochę mi zeszło, bo już zaczęły się problemy z oddychaniem i od razu się zaczęłam pocic....A ostatnio było w miarę ok.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.09.2005 o 18:54, Gość napisał:

Witam

Napiszcie proszę jak radzicie sobie z napadem lęku np. na ulicy, na wykładzie, w hipermarkecie czy też w innym miejscu publicznym. Czy macie jakie swoje metody, czy też stosujecie jakie techniki relaksacyjne? Jeli le się czuję w domu, to pomaga mi, np. ciepła kšpiel, ale jak sobie pomóc poza domem? W przypadku ataku nerwicy lękowej biorę xanax, no ale on działa dopiero po godzinie, a w cišgu tej godziny robi mi się słabo, czuję ucisk w głowie, itd...zresztš sami wiecie.

Pozdrawiam

Bierzesz xanax dorazni,w jakiej dawce? Tez potrzebuje czegos, co zadziala szybko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu ‎2019‎-‎01‎-‎17 o 19:31, nieszczęśliwa1526936311 napisał:

Nie ma za co dziękować 😊W tym paskudztwie jak w kazdej chorobie trzeba miec punkt zaczepienia,kogos dla kogo sie trzeba trzymać. Ja tez sie boję ,utraty pracy,ze narzeczony mnie zostawi.....oj mnostwi tego jest. Dzisiaj mialam okropny dzień. Siedzialam w pracy i przez 2 godziny mialam wrazenie ze zaraz zasłabne. Staralam sie to g....ignorować, potem trzeba bylo wrocic do domu....kolejna trauma. Jestem tak wypompowana,ze szkoda gadac. Czas w koncu na terapię. Samo chyba nie przejdzie. Dzis ja nie wierze ze  ta cholera sie o demnie odwali. Sorka za okropne słownictwo, ale nie umialam tego inaczej opisac😪😭😫

Pozdrawiam cieplutko

Kochana czytałam Twoje posty i z tymi objawami było u mnie identycznie, a i jeszcze wiele innych by się znalazło. Muszę Ci powiedzieć, ze z tego co piszesz, jak sobie czasem radzisz z atakami paniki (lęku itp.), to robisz fantastyczną rzecz, ponieważ to jest już część terapii, którą ja sama przeszłam i dzięki niej dziś czuje się cudownie, bo żyje już z inną świadomością i najważniejsze, ze nie muszę brać już żadnych leków. Jeśli będziesz chciała, mogę Ci pomóc odnośnie terapii i dużo podpowiedzieć 🙂 
Pozdrawiam cieplutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio mam wrażenie ze moje napady paniki nie mają końca Już w nocy budzi mnie kilkukrotnie kołatanie serducha (galopujący puls) Potem przez cały dzień na zmianę zawroty głowy ... duszności i ucisk w mostku ... trudności w oddychaniu ... drżenie rak i ciagle uczucie ze zaraz zejdę . Powtarzam sobie ze to nic takiego (przebadana jestem kompleksowo) ale przyznam ze pomału nie daje rady i tracę wiarę ze kiedyś będzie normalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 Cześć wam też borykam się z tą głupią nerwicą lękową ale ciężko z nią dać radę. Najgorsze uczucie jakie może być to kiedy zaczyna się ten lęk a ja zaczynam robić kilometry w domu nakręcając się coraz bardziej , do tego puls duży skaczący i ciśnienie dochodzące do 180/100.  Wtedy jest takie błędne koło ja panikuje a to gówno nakręca mnie coraz bardziej. Uczucie że zaraz umrzesz lewa ręką wydaje się być spuchnięta tzn. jak by żyły w tej ręce spuchły . Bywa różnie czasem drże cały z myślą że zaraz coś się stanie i zazwyczaj się zaczyna dziać bo już to mam w głowie . Zawsze wychodząc gdzieś noszę w kurtce tabletki Captopril , w razie ataku gdzie dojdzie ciśnienie a mi wydaje się że zejdę biorę tabletkę pod język. Ostatnio też kiedy pojechałem do szpitala bo atak był za mocny lekarz przepisał mi syrop uspokajający który właśnie podają w szpitalach jak komuś coś dolega i jest strasznie zdenerwowany lub przestraszony a nazwa tego to Hydroxyzinum Espea 10mg/5ml. Ostatnio też zauważyłem skaczącą gorączkę tzn stan podgorączkowy przy ataku. Czy ktoś z was ma te same objawy?  Jak sobie z tym radzicie?  Pozdrawiam was i dodam że mam 31lat i jestem Piotrek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w sumie do dziś się zastanawiam czy przeżyłem kiedyś klasyczny atak nerwicowy. Nigdy nie miałem tego uczucia, że umieram, że mam zawał czy coś.

U mnie zawsze to wyglądało tak, że pojawiała się jakaś myśl i odczuwalem to jakby na chwilę odłączało mi mózg, przechodził mnie taki dreszcz i czułem mrowienie w rękach i na twarzy., do tego silne bicie serca. Parę razy zdarzyły mi się drgawki. 

Czasami mam wrażenie, że sam napędzam myśli. U mnie problem polega na tym, że mam natręctwa myślowe odnośnie swojego istnienia i czucia swojej osoby. Jak tak mocniej się nad tym zastanowie to wtedy pojawia się u mnie to nieprzyjemne uczucie. Wczoraj np. wystąpiło 3 razy a przedwczoraj wcale. Nie wiem czy efektem też nie jest Zoloft, który biorę od 10 dni. Gdyby nie te myśli o swoim istnieniu, nie byłoby problemu. No ale niestety obawiam się, że przede mną jeszcze długa droga. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Jestem tu nowa i bardzo miło mi Was wszystkich poznać. 

Chciałabym opowiedzieć Wam o sobie i poprosić o poradę... 

W lipcu zeszłego roku zmarła moja Babcia. Mieszkałam z nią od zawsze i byłyśmy ogromnie zżyte, więc bardzo to przeżyłam. Babcia zmarła dwa miesiące po diagnozie nowotworu płuc z przerzutami do mózgu. Bezpośrednio po jej śmierci wydawało mi się, że uda mi się z tego szybko otrząsnąć, ale we wrześniu dopadły mnie pierwsze objawy nerwicy. Jechałam autobusem z narzeczonym, kiedy nagle zrobiło mi się słabo. Zaczęło mi się kręcić w głowie i pojawiło się dziwne uczucie, jakby coś w środku mi ją rozpychało. Wydawało mi się, że nie mogę utrzymać równowagi, chociaż szłam prosto. Narzeczony od razu zabrał mnie do lekarza pierwszego kontaktu, który po przebadaniu mnie uznał, że na pewno winne moich przypadłości jest ciśnienie. Przepisał leki i uznał, że sprawa jest zamknięta. Uczucie rozpierania w głowie pojawiało się i ustępowało, więc miałam nadzieję, że może lekarz faktycznie miał rację i kolejnego dnia mi przejdzie. Kładąc się spać pojawił się paniczny lęk. A co, jeśli już się nie obudzę? A co, jeśli też mam jakiegoś guza na mózgu, jak moja Babcia? Kolejnego dnia wieczorem udalam się na pogotowie, gdzie zbadał mnie neurolog. Nie było to szczegółowe badanie, jedynie sprawdzenie odruchów itd. Wszystko wyszło w porządku, Pani Doktor powiedziała, że nie wymagam dalszych badań czy hospitalizacji, zapisała mi jedynie Biofenac na ból głowy. Ona pierwsza zasugerowała mi nerwicę. Porozmawiała ze mną na spokojnie i poradziła udanie się do psychiatry w celu sprawdzenia diagnozy. Dodam tylko, że na nerwicę choruje mój Tato, a ja sama leczylam się kilka lat temu na depresję. 

Zgodnie z zaleceniem udałam się do psychiatry, który potwierdził diagnozę nerwicy. Dodatkowo przepisał mi jeszcze Tianesal na stałe i Hydroxyzynę w razie silnych ataków paniki. Tianesal przyjmowałam, Hydroxyzyny nie zdążyłam ani razu, ponieważ po czterech dniach wszystkie dolegliwości ustąpiły. 

Wszystko było dobrze aż do środy dwa tygodnie temu. Znów pojawił się ból głowy, dodatkowo czułam drętwienie palców u rąk - chociaż wcale nie były drętwe, mogłam normalnie nimi poruszać. No i panika. Brałam leki i, szczerze mówiąc, trochę zbagatelizowałam sprawę, bo przecież to 'tylko' atak nerwicy, wszystko przejdzie jak ostatnio... Ale nie przeszło. Głowa nadal bolała, a ręce drętwiały. Oczywiście chciałam umówić się do swojego psychiatry, ale wizytę wyznaczono mi na za miesiąc, a póki co nie stać mnie na prywatną wizytę. Udałam się więc do lekarza pierwszego kontaktu. Lekarka skierowała mnie na badania krwi, podstawową morfologię plus hormony, magnez i prolaktyna. Wszystkie badania wyszły wzorowo poza prolaktyną, z którą zawsze miałam problemy. Wczoraj znów poszłam na pogotowie, bo nie mogłam znieść bólu głowy. Lekarz znów nie widział podstaw do hospitalizacji. Zbadał mnie i stwierdził, że nerwica nerwicą, ale bóle głowy pewnie biorą się z wady kręgosłupa bądź migren. Dzisiaj pierwszy raz od tych kilku dni nie boli mnie głowa. Idę dziś z wynikami krwi do mojej lekarki i poproszę ją o skierowanie na rentgen i do poradni neurologocznej. Uzupełnię jeszcze, że dwa lata temu miałam wykonany rezonans głowy i mózgu, ktory także wyszedł wzorowo. 

Nadal boję się, że mam coś w głowie... Czy myślicie, że gdyby faktycznie tak było to rezonans dwa lata temu już coś by pokazał? 

Powiedzcie, jak radzicie sobie z napadami paniki? Jestem już zmęczona ciągłym strachem i wątpliwościami. Jak Wy sobie z tym radzicie? Myślicie, że to faktycznie nerwica połączona z jakimiś migrenami? Pomóżcie mi ☹️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Lilith Żaden atak nie nastąpił bezpośrednio po stresującej sytuacji, ale psychiatra powiedział mi, gdy byłam u niego za pierwszym razem, że to normalne i że czasami takie rzeczy dzieją się 'z opóźnieniem'. Pierwszy atak złapał mnie nagle w autobusie, a drugi w pracy - nagle zaczęła mnie boleć głowa.

Wydaje mi się, że nadal nie udało mi się przebolec straty i każda myśl na ten temat jest dla mnie pewnego rodzaju czynnikiem stresujacym. Dodatkowo ten lęk nasila się przez wspomnienia związane ze śmiercią Babci, kiedy patrzyłam na jej chorobę. Boję się po prostu, że ja też mogę tak cierpieć. 

Przejrzę sobie wątki, które podrzuciłaś. Bardzo dziękuję 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. U mnie to zaczęło się bardzo dziwnie. Zasłabłam, a dopiero później zaczęły się lęki. Pojawiają się wieczorami tylko jak jestem sama w domu, boję się że coś zobaczę w ciemności. Nadprzyrodzonego rzecz jasna. Ta myśl mnie przeraża. Kiedyś oglądałam horrory non stop teraz gdybym obejrzała to chyba wyladowałabym od razu w szpitalu. Nie usnęłabym przez pół roku. Tylko o tematyce religijnej. Wszystkie inne oglądać mogę. Boję się też np wracając autem do domu przez las jak już jest ciemno, boję się spojrzeć w lusterko w aucie czy kogoś nie zobaczę z tyłu...Przez chwilę bałam się noży i tego że mogę sobie lub komuś zrobić krzywdę. 30 lat na karku i człowiek nie może uwolnić się z tej pętli. Pomaga mi odwrócenie uwagi zajęcie się ciekawym filmem lub książką. Ma ktoś podobnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.09.2005 o 10:48, Gość napisał:

Czt bierzecie jakie leki? Jak one działajš? Czy pomagajš całkowicie wyeliminować objawy nerwicy? Wolałabym wyleczyć się bez tych wszystkich proszków, jednak nie wiem czy to możliwe... Pozdrawiam

Hej. Ja od kiedy biorę lek przepisany od psychiatry poczulam się o wiele lepiej. Czasami trzeba zgłosić się do specjalisty. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A próbowaliście połączyć leki z czymś naturalnym? Jakieś suplementy. Miałam to co Martiti. Boje się ciemności, boję się patrzeć w lustra jak jest już ciemniej, źle sypiam i w ogóle masakra. jedno nakłada się na drugie i jakoś coraz gorzej. Ale poza lekami od psychiatry, staram się jak mogę robić jeszcze inne rzeczy. Medytacja, joga, naturalne suplementy. Zaczęłam stosować olej CBD hempking i lepiej mi się śpi. Do tego medytacja podczas jogi i jestem bardziej wyciszona, mam mniej ataków paniki. Może warto iść też w tym kierunku, oczywiscie razem z tym co zaleca lekarz. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje lęki pojawiają się z opóźnieniem lub znienacka kiedy wydaje mi się że jest luz blues . Wiem kiedy przychodzą ... mam kilka chwil by się na to przygotować . Problemem jest tylko jak dopasować zachowanie do miejsca . Wiadomo głębokie spokojne oddechy z zatrzymaniem powietrza , lub jeden głęboki / aż klata boli / i zatrzymanie oddechu na 10 sek i powoli i cicho w miarę wypuścić powietrze . "Śmiech" na to co się dzieje , ale to odpada w miejscach publicznych bo wiadomo ze będzie to nie naturalnie i wyglądać strasznie i co często stosuje to racjonalizacja .. I stały program po powrocie do domu to Jacobson i Szhulc. Nie jest łatwo ale inaczej albo ja ja albo ona mnie . Naturalnie w rezerwie mam xanax ale staram się tego nie stosować . Sama świadomość niekiedy pomaga , że mam na wypadek wojny . Zastanawiam się nad terapią ale trudno jest znaleźć dobrego psychologa od terapii behawioralnej.

 

Edytowane przez spinoo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Lilith napisał:

Po tylu latach już mniej więcej się wie, co i jak wygląda. 

W moim wypadku , paradoks polega na tym , że przez wiele lat / były też lata bez jakiegokolwiek objawu / kiedy miałem kryzys brałem tabletki i czekałem aż... samo przejdzie . Wycofywałem się z życia ale zimą to jest u mnie naturalne . Przełom nastąpił kiedy naprawdę byłem tak rozchwiany emocjonalnie , że albo płacz albo agresja . W moje ręce wpadła książka Pokonałem nerwicę . Żadne tam lekarskie dzieło ale opis  zwykłego człowieka któremu się udało. Wtedy dotarło do mnie , że ja bardzo boję się śmierci , a przecież moje życie jak to określił autor jest w leasingu , każdy umrze . Zatem jeżeli tak to może przestać się tym tak przejmować. I "olać" / to nie jest łatwe/ wszystkie te , skoki ciśnienia , uderzenia gorąca z niesamowitym bólem w klatce piersiowej, itd.  Może przestać bronić się przed strasznymi myślami bo te france owszem wracają , ale pozwolić im płynąć , nie wspierać ich , one przeminą bo w końcu zawsze mijają  I najważniejsze rozmawiać ze sobą i racjonalizować . Za wszelką cenę racjonalizować . To wszystko z grubsza pozwoliło mi ogarnąć mój problem . Teraz wiem , poznaję sygnały , potrafię się " przygotować" Zmniejszam lub zwiększam perspektywę . Staram się choć niekiedy jest ciężko zajmować swój mózg czymkolwiek . Wydaje mi sie , ze powoli ,bardzo powoli ,  zaczynam się swojej nerwicy stawiać a może uda mi się w końcu z nią negocjować.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×