Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Carita, pewnie coś w tym jest. Moja psycholog też się nade mna nie użala, zresztą ja tego nie chcę. Jednak takie ukrywanie może spowodować silniejszy nawrót i nagłe pojawienie się objawów.

 

Dzisiaj cały dzień mam ucisk w głowie, łapie mnie takie ściskanie, momentami dość silne, że zaczynałam panikować. Dałam radę bez xanaxu. Uczucie cięzkości w głowie, że moja szyja jej nie utrzyma, głowa lecąca w dol itd. Co za koszmar :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandra, czy ten ból głowy to Twoje objawy dawne? Może to reakcja na nowy lek? Nie wiem, czy to moja autosugestia, czy coś w tym jest, ale jak zaczęłam pić wyciąg z dziurawca, to jestem trochę silniejsza. To raczej nie szkodzi (na pewno tak tak bardzo jak te wszystkie prochy, które łykamy), więc jak ktoś chce się złapać czegoś jak tonący brzytwy, jak to w przysłowiu, to polecam. Jak nie pomoże na nerwy, to pomoże na trawienie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam takie pytanie, przy nerwicy czesto towarzyszy nam przewlekly plytki oddech i mam takie pytanie czy moze on prowadzic do jakiegos niedotlenienia ? Bo ja caly czas sie lapie na tym ze zapominam oddychac. Dzisiaj duzo mowilem jednym ciagiem na bezdechu i mialem kilka szarpniec serca.... druga sprawa to mam czasami wrazenie ze nie zawsze to serce wariuje tylko sa to jakieś skurcze zoladka....mozliwe ? Kolejna sprawa to czy moje leki moga brac sie ze strachu przed chorobami ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cortezjusz, tak może być. Ty masz szarpnięcia w sercu, w żołądku, ja mam w głowie. To, o czym piszesz nie może doprowadzić do niedotlenienia.

 

Carita, od tygodnia brałam nowy lek i objawy- zawroty głowy oraz ścisk mi się znacznie nasiliły. Po tym leku miałam wrażenie rozpływającego się mózgu, koszmar.

Na moje szczęscie przedwczoraj dostałam wysypki na całym ciele od tego właśnie leku. Psychiatra kazała od razu odstawić. Minęło 1,5 dnia i wydaje mi się, że jest trochę lepiej. Ale ja jestem tak nakręcona i w takim lęku, że ciągle myślę, czy znowu mi się nie zakręci, czy nie uciśnie, a potem nie będzie wrażenia "przelewania" w głowie. Boję się, że jak nie przejdzie, okaże się, że zawroty nie były po leku i będę nakręcać się od czego one są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do Was pytanie związane z atakami i chorobą. Jak radzicie sobie w pracy? Moja choroba pochłania tyle mojej energii i myśli, że mam straszny problem z pracą. Rok czasu miałam takie coś, że za wszelką cenę starałam się jeszcze jak najlepiej pracować, nawet jak prawie nic nie widziałam na oczy z paraliżującego lęku, depersonalizacji itd. Ale twardo parłam do przodu, starając się być jakby do przodu, żeby nikt nie zauważył, że coś ze mną nie tak. Jak nie dawałam rady w pracy, to brałam, co mogłam, do domu i nadrabiałam. Od pół roku straciłam tę werwę do pracy, wydaje mi się, że to co robię, nie ma żadnego sensu, męczy mnie to i coraz mniej obchodzi. Zawalam coraz więcej i ciągle się zmuszam. Miałam już dwie poważne wpadki. Poszłabym najchętniej na jakiś urlop bezpłatny i uciekła z pracy, z domu gdzieś daleko, sama... Bardzo, bardzo jestem zmęczona już tą chorobą. Czuję jakbym się poddawała. Kiedy tak przestałam walczyć, to objawów lękowych mam mniej, ale znów jestem w nieustannym smutku, niechęci... Depresja. Nie zdziwiłabym się, gdybym straciła tę pracę. I uwierzcie, to nie jest moja lekkomyślność. Potrzebuję tych pieniędzy do życia. Po prostu nie mogę, nie wiem, jak się zmusić, zmobilizować do pracy. Moja uwaga skupia się na pracy jakieś 10 minut. Po tym czasie myśli uciekają, zaczynam cokolwiek innego robić. Nie poznaje siebie. To nie ja. Kiedyś, pracoholik, 100% normy, jak na sprężynce, tysiąc pomysłów na minutę... Dziś czuję się jak wrak. Ktoś ma taki problem? Jak to przezwyciężyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, mam to samo ! Szczególnie, że pierwszego mojego ataku lęku w życiu, dostałam właśnie w pracy, skąd wówczas zabrała mnie karetka! Od tamtej pory przychodzę do pracy i już od 8 rano liczę minuty do 16, żeby tylko stąd wyjść. Czasem wychodzę wcześniej, kiedy nie umiem opanować lęku, po prostu kiedy czuję, że już nie dam rady dłużej siedzieć, po prostu mówię, że źle się czuję ( pracodawca wie, że choruję ale nie do końca wie na co ) i wychodzę z biura. Pod pracą, pod samymi drzwiami oczywiście już czeka mój chłopak, bo sama w życiu nie wsiadła bym do autobusu. I tak od 3 miesięcy. Mam takie zaległości jak nigdy wczesniej, współpracownicy są na mnie obrażeni, że całe dnie siedzę w internecie a oni ciężko pracują. Staram się codziennie przełamywać i nawet jak rano źle się czuję to i tak jadę do pracy, wmawiając sobie, że w razie co przecież się zwolnię, wezmę taksówkę i pojadę do domu. Próbuję też co dziennie coś zrobić ( nie wiem jak ty, ja jestem księgową ), jak jedna czynność mi się znudzi i przypomnę sobie, że kręci mi się w głowie, biorę sie za coś innego. Mam też cały czas przy sobie telefon, chociaż mi nie wolno i jak jest krytyczna sytuacja dzwonię do chłopaka albo mamy z jakąś głupotą - oni wiedzą o atakach, więc nie musze się tłumaczyć, czemu akurat o 11 rano dzwonię, żeby np. zapytać co zrobić na kolację... :) Dobrze jest, kiedy pracodawca wie, że coś ci dolega, nie musisz od razu mówić, że masz nerwicę napadową, ja powiedziałam, że mam nadcisnienie ( bo tak jest ) i przy tym zaburzenia rytmu serca. Jeśli mojej szefowej znudzi się wieczne moje jęczenie, trudno rozstaniemy się, przecież świat się nie skończy. Tak samo w twoim przypadku. Popróbuj często zmieniać kolejność wykonywania czynności w pracy, jeśli nie pomoże, weź zwolnienie na parę dni, odpoczniesz sobie i przemyślisz na spokojnie co dalej robić. Ja byłam prawie miesiąc na zwolnieniu i powiem tylko, że to zdecydowanie za dużo, jeszcze bardziej się rozleniwiłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Dziewczyny za wątek o pracy.

 

Nie jest łatwo. Mam ogromny lęk, że w pracy zemdleję, będę mieć zawroty głowy, że nie dam rady , nie wytrzymam do końca. Dzisiaj np. miałam zawroty przez cały dzień. Jak mi sie zaczęły o 9 rano, tak się zestresowałam i dostałam takiego lęku, że już do wieczora mi się kręciło :( A teraz, dla odmiany mnie mdli. A wcześniej, miałam ucisk w głowie. Byłam już na zwolnieniu, więc mam silniejszy stres w związku z objawami. Czasem chce mi się płakać, wydaje mi się, że wszyscy wokół dobrze się czują, nie kręci im się w głowie , tylko mnie. I to mnie tym bardziej dołuje :( Ale mimo wszystko ide do pracy, bo w domu też łapią mnie lęki i panika. A w pracy mam chociaż fajne koleżanki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny dziękuję Wam za odzew. Myśl, że nie jestem sama już mnie podniosła na duchu. Nie, to nie to, że się cieszę, że komuś jest źle, że ma problem w pracy. Najgorszemu wrogowi nie życzę takich objawów, ale przecież nerwica jest, zbiera żniwo, więc lepiej się wesprzeć niż walczyć samotnie. Moi szefowie wiedzą, że coś mi jest/było (chyba raczej sądzą, że było), ponieważ w zeszłym roku w stanie bardzo ciężkim nagle z dnia na dzień poprosiłam o urlop wakacyjny, a był to wysoki czas urlopowy, koleżanki na urlopach, ja jedna na placu boju... Zrozumieli, urlop dali, firma nie padła. Ale wiem z obserwacji różnych sytuacji w pracy, że osoby chorujące nie są mile widziane. Poza tym ktoś, kto tyle pracował co ja, kto robił za siebie, za innych... nagle tak obniżający swe loty... To nie działa na moją korzyść. To mnie dodatkowo stresuje. Bo zauważyłam, że koleżanki, które zawsze olewały pracę, mają wyrobioną określoną markę, czyli, że tyle mogą, wyżej nie podskoczą. A ja nawet jeśli teraz robię więcej niż one, to i tak jestem na minusie, bo stać mnie przecież na więcej. No nie przewidziałam, że tak mi się posypie życie. To nastawienie plus ta pogoda, ciemności, brak słońca i zieleni, zimno... Bardzo źle przeżyłam poprzednią zimę. Mam traumę zimowo-świąteczną: i chorobową, i życiową (jedno z drugim też ma związek). Wczoraj u mnie spadło dużo śniegu i już się zrobił taki nastrój zimowo-świąteczny, a mój mózg działa jak u psa Pawłowa i obniżam loty. Ehhh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, świetnie Cię rozumiem, przechodzę dokładnie to samo. Rób w pracy tyle ile dajesz radę. Ja z 8 godzin pracy, tak na prawdę pracuję może z godzinę, niestety nie jestem w stanie się "zmusić". Miałam kilka poważnych rozmów, wpadek itp ale pracuję w jednym biurze ponad 4 lata i wmawiam sobie, że tak łatwo nikt mnie nie zwolni. Mam gorszy okres w życiu... no i co? Przecież kiedyś musi być lepiej! Więc siedzę i czekam, aż ten okres minie a ja wrócę do dawnej formy. Praca to nie wszystko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita odpuść sobie troszkę. Dajesz z siebie tyle, ile w tej chwili możesz. To bardzo dobrze, że jesteś ambitna i wiesz, że stać Cię na więcej. Jednak nie zawsze mamy wpływ na to co się dzieje. A przecież dalej jesteś dobrym pracownikiem. Pokonasz nerwicę to będziesz pracować tak jak dawniej pracowałaś :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dusznomi, myślę, że jest gorzej, dlatego że jest mniej słońca, więcej deszczu, ciemnicy, mniej zieleni, więcej badyli, zimno, a także bo zbliża się 1 listopada, a odwiedzanie cmentarzy jest traumatyczne, no i zbliżają się święta, ja już czuję ten strach przez skórę. Akurat dla mnie święta to trauma, raz związana ze śmiercią bliskiej osoby, dwa z wiecznymi niesnaskami, odkąd nie jestem sama, gdzie je spędzimy, i obąbaniem, że nie spędzimy świąt z patologiczną częścią rodziny mojego faceta i że nie mam zamiaru też spędzić tych dni przy garach, żeby oni sobie podjedli, bo o wymiarze religijnym nie wspomnę, bo takowy nie istnieje w jego rodzinie. Wiem, wiążemy się niestety nie tylko z facetem, ale też z jego rodziną. Z nim się póki co rozstać nie mogę, a jego rodzinę można znieść tylko na bioxetinie, xanaxie itp. itd.

Byłam wczoraj u mojej psychiatry. Życzę wszystkim takiego psychiatry, który jest jak psycholog. Wysłucha, podniesie na duchu, doda energii i wiary, że nie wszystko w życiu stracone. Oprócz tego przepisze leki na pół roku, żeby nie łazić bez sensu i pieniędzy nie wydawać. Czyż to nie wspaniały człowiek?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już do głowy dostaję z powodu naprzemiennych: ucisków głowy, przelewania się w głowie oraz zawrotów. Miałam 3 dni spokoju i dzisiaj znowu chodzilam jak pijana, jakby ruszał mi się mózg , uciskał itd. Przy tym całkowite zamulenie i brak koncentracji. Wzięłam Xanax i po godzinie jak ręką odjął. To jest niesamowite. Jak na razie tylko Xanax na to działa. Czyli że co? Rozluznia mi tę głowę? Ale nie mogę brac codziennie Xanaxu :( mam go zapisanego tylko doraznie, w takich sytuacjach. Wzięłam 4ty raz w życiu i mi pomógł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandra, Twoje objawy kojarzą mi się z takim czymś, co się nazywa kaskiem neurastenicznym. Kiedyś gdzieś o tym czytałam, bo myślałam, że mam takie objawy, ale okazało się, że były to objawy po braniu leku o nazwie symfaxin. Przestałam go brać i objawy ustąpiły, chociaż u mnie to był ucisk z tyłu głowy i drętwienie, mrowienie, jakby cała krew odpłynęła z głowy. Myślę, że psychiatra wie, co może pomóc przy tym kasku neurastenicznym. Proszę, nie pakuj w siebie xanaxu na co dzień, bo to nie jest dobre rozwiązanie. Sama byłam bliska uzależnienia od niego, bo xanax zwala z nóg i totalnie rozluźnia, więc czasem człowiek tak marzy o chwili wytchnienia, że się na niego połakomi raz, drugi... Ale to nie jest rozwiązanie na całe życie. Szukaj innych leków nowej generacji, a jak Twój psychiatra nie ma pomysłu, co Ci dać, idź do innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest masakra, dziś lepiej, wczoraj doszła mnie taka refleksja, że ja kuźwa tyle życia, tyle czasu marnuje, na oczekiwanie ataku, tego najgorszego, kur... gdybym ja np. tyle czasu spedzała na siłowni, to pudzian przy mnie byłby pchełką. Tylko z siłowni efekt by był, a tego najgorszego ataku, mimo wyczekiwania nie ma!!! Więc po co ja tak czekam?!? no i fajnie, wydawałoby się proste, a nie jest...tzn może jest, ale tylko do momentu zanim dopadnie mnie panika, jak już wchodzi w gre tonajgorsze, to zaczyna się jazda.... i nie interesują mnie te moje refleksje czy mądrości terapeuty, wtedy boje się, że zaraz oszaleje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dusznomi, otóż to, właśnie najgorsze, że można mieć metody, procedury, a jak przychodzi atak to logikę szlag trafia :) Ten lęk przed lękiem jest fatalny, ale wlaśnie na tym polega umiejętne radzenie sobie z nerwicą - by ten lęk zaakceptować. Wiem, łatwo się mówi :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dusznomi, o to to :) Ja wczoraj byłam z siebie dumna, bo mnie zaczęło brać przed snem i to mocno, ale nie spanikowałam, zaczęłam powoli oddychać, włączyłam sobie antylękową muzykę na youtube i jakoś nawet zasnęłam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wy bierzecie jakieś leki na stałe przy atakach czy tak się męczycie?

 

Ja jak mam zwiększona dawkę, to juz po tygodniu przeszły mi ataki. Zostały jeszcze trochę zawroty i uciski w głowie (obręcz)

 

Carita, tak u mnie jest ten kask neurasteniczny. Ale zaczął trochę odpuszczać. Liczę na to, że leki zadziałają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×