Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy są na forum muzycy?


alienor

Rekomendowane odpowiedzi

Wiktoria, mi też się miło z Tobą rozmawia. :smile:

Jeśli chodzi o mnie... to dość skomplikowane. :mrgreen::pirate: zawitałam tu szukając jakiegoś wsparcia, bo byłam przerażona tym, co się ze mną dzieje, długo się miotałam, biegałam po lekarzach, robiłam badania, słyszałam, że to nerwica tudzież hipochondria... okazało się w końcu, że mam problemy z candidą, przewlekłą boreliozę i inne "drobiazgi". :roll:

ALE okazało się też, że mam zaburzenia osobowości - borderline, problemy z autoagresją, jestem po dwóch anoreksjach... od 17 miesięcy uczęszczam na terapię, którą notabene nie raz już chciałam rzucić. jeszcze długa droga przede mną.

zostałam tu, bo poznałam bardzo fajnych ludzi, do których się jakoś przywiązałam mimo, iż nie znamy się osobiście.

jeśli będziesz potrzebowała pogadać - pisz śmiało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drugie,prywatnie,ok 6 tyg.babka zaproponowala mi przejście na "TY",zalila się,że ma podobne problemy,zaprosila do siebie,gdzie obaliłyśmy butelkę wina i drinki(ja byłam na citalopramie!),więc musialam spieprzać bo bylo to baaardzo dziwne.

Wiele bym dał, aby znaleźć się w podobnej sytuacji! Niestety w moim przypadku standardowa forma kontaktu z psychoterapeutą (psychoterapeutką, bo z facetami nie rozmawiam) raczej nie ma szansy się sprawdzić:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alienated,

jak jesteś z terapeutą na Ty,to wlaściwie już nie ma terapii.

 

tu się akurat nie zgadzam. to, że terapeuta jest z pacjentem na Ty nie oznacza, że nie jest zachowany odpowiedni dystans. czasem to przejście na Ty pomaga się otworzyć, bo jest swobodniej (mi na przykład baaaardzo to pomogło), ale nie oznacza to, że przyjaźnię się z terapeutką, czy to, że wykracza ona poza granice relacji terapeutycznej. czasami terapeuta i pacjent mówią sobie po imieniu jeśli obydwoje uznają, że będzie to na korzyść przebiegu terapii i to jest normalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alienated, Dlaczego nie ma szansy się sprawdzić?

Chodzi o to, Monika, że chyba za daleko już odjechałem... Pewnych rzeczy nie da się niestety naprawić, a jeśli już, wymagałoby poświęceń zupełnie nieproporcjonalnych do uzyskiwanych korzyści. To trochę tak jak zmuszanie dzieciaka z dużą nadwagą do lekcji WF-u. Wiadomo, że żadnego sportowca nigdy z niego nie będzie. W porównaniu z innymi, zdrowymi dziećmi zawsze będzie on wypadał po prostu marnie... Ja spotykam się sporadycznie z jedną panią psycholog i usiłuję rozmawiać z nią o różnych, ważnych dla mnie sprawach. Cały kłopot polega jednak na tym, że wszystkich kryzysowych sytuacji doświadczam zupełnie samodzielnie, kiedy nie ma w pobliżu nikogo kto mógłby udzielić mi profesjonalnego wsparcia. -Niby nic nadzwyczajnego. Z drugiej strony, mam dość mocno nasiloną fobię społeczną i chyba nigdy w kontaktach z drugą osobą nie potrafię być naturalny. Kiedy przekraczam próg gabinetu, uruchamia się we mnie mechanizm wykształcany przez całe lata doświadczeń. Staję się na tę krótką chwilę jakby kompletnie innym człowiekiem, któremu nagle strasznie trudno jest wrócić myślami do spraw jeszcze do niedawna tak intensywnie zaprzątających umysł. Zupełnie jakby dotyczyły one kogoś innego. Myślę, że gdyby udało mi się nawiązać naprawdę bliską relację z terapeutą, potrafiłbym przynajmniej w pewnym stopniu tą barierę przełamać, a tak... rzeczą najistotniejszą staje się zachowanie twarzy...

 

 

Żeby nie było z mojej strony całkowitego odbiegania od tematu, w tym roku minęło dokładnie siedemnaście lat odkąd choroba odebrała mi zupełnie możliwość zajmowania się muzyką, która to w przeszłości była jedną z niewielu naprawdę wartościowych rzeczy przeze mnie posiadanych:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alienated, Smutne dla mnie jest to co napisałeś, naprawdę.

Ja raczej podchodzę z optymizmem do terapii. Cóż mi innego pozostało. Kiedy widzę,że już tyle miesięcy na nią chodzę i wciąż nie jest tak, jakbym chciała....bardzo mnie to brzydko mówiąc irytuje. Ale staram się nie poddawać.

Nie wiem dlaczego. Może dlatego,że lubię mieć wszystko zapięte na ostatni guzik i dlatego,że perfekcjonizm odbiera mi radość? Dużo czynników akurat u mnie złożyło się na moje zaburzenia.

Szkoda,że nie jesteś zadowolony zrelacji z terapeutką. Ja to widzę tak: chodzisz do niej tak, jakbyś nie miał innego wyjścia. Czyli bierzesz to, co Tobie dają.

Podstawą w terapii jest relacja z terapeutą. Jeśli naprawdę czujesz,że nie możesz na sesji być sobą, nie potrafisz się otworzyć tak, jakbyś sobie tego życzył, postaraj się jej o tym powiedzieć. Albo powiedz jej czego oczekiwałbyś od niej? Masz w ogóle sprecyzowane swoje wyobrażenie o terapeucie? To jest bardzo ważne. Myślę,że po takim wyznaniu terapia może pójść w całkiem dobrym kierunku. Albo...poprostu zmień terapeutę. Ja też zmieniłam z mężczyzny na kobietę. Już nawet wiem, jaka była tego przyczyna.

Odbieram też,że z jakichś powodów wchodząc do gabinetu psychologa, który w jakimś sensie jest osobą dla Ciebie ważną nie otwierasz się, tak jakbyś się jeszcze bardziej blokował.

A może masz jakiś pomysł na to, jakby miały wyglądać Wasze spotkania? Opowiedz jej o tym. Wszystko jest ważne, każda myśl, jaka pojawi się w związku z sesjami terapeutycznymi.

Zgodzę się z Tobą w tym stwierdzeniu,że ciężko jest zmienić swoje stare nawyki, mechanizmy, przywyczajenia, wyobrażenia. Ciężko jest wybrać nową drogę, która na początku będąc czymś nowym i nieznanym, nie daje nam poczucia,że właśnie ta droga jest tą dobrą, jedyną. Takich dróg chyba nie ma.

 

Pisz tu o odczuciach w związku z terapią, może coś zaradzimy wspólnie.

Mało tu bywasz.

 

Ja też już nie gram na pianinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika! Trochę wybiłem się z rytmu w związku z innymi sprawami, które to w trakcie mijającego właśnie tygodnia zaprzątały moją głowę przede wszystkim. Spróbuję jednak jakoś wstrzelić się w temat ponownie i dodać od siebie kilka zdań tytułem odpowiedzi na zamieszczonego przez Ciebie posta. No więc, zgodzę się z Tobą co do tego, że bardzo istotną sprawą jest posiadanie jasno sprecyzowanych oczekiwań w stosunku do osoby terapeuty, jak również samej terapii w ogóle. Jeśli chodzi o to pierwsze, nie jest chyba wcale najgorzej. Jak już wspominałem wcześniej, rozmowa z drugim facetem na temat własnych problemów w ogóle nie wchodzi w moim przypadku w grę. To są bariery, których przełamywać nie potrafię, ani nawet specjalnie nie mam ochoty. Sprawa druga przedstawia się już nieco bardziej skomplikowanie. Ogólnie rzecz biorąc, moje podejście jest raczej sceptyczne. Nie wydaje mi się, ażeby druga osoba potrafiła mi wskazać coś więcej ponad to, do czego jestem w stanie dojść samodzielnie. Mam całkiem sporo czasu na myślenie i potrafię, jak sądzę, dość precyzyjnie wychwycić mechanizmy rządzące moim funkcjonowaniem. Inna rzecz, że być może nie są one dla mnie do końca zrozumiałe. Uważam też, że są tego funkcjonowania aspekty, nad którymi można i warto pracować, z innymi natomiast wiele zrobić się nie da. Wracając jeszcze raz do porównania, jakim posłużyłem się wcześniej, nie sądzę, ażeby dobrym pomysłem było dostosowywać się na siłę do wzorców obowiązujących w "normalnym" społeczeństwie. Taka próba podporządkowania się im może pochłonąć mnóstwo czasu i energii, które znacznie lepiej byłoby chyba spożytkować na inne działania. Nie jestem normalnym człowiekiem, nigdy nim nie byłem i być już nawet nie zamierzam;) Może właśnie cały mój problem polega na tym, że poprzez własne nieprzystosowanie czułem się przez zdecydowaną większość swojego życia gorszy od innych. Myślę, że sprawą kluczową jest nauczyć się tę odmienność akceptować i dostrzegać wszelkie, związane z nią korzyści. Dla osoby w moim wieku chyba za późno już na długoterminową terapię, dlatego też sytuacja zmusza mnie do poszukiwania jakiejś drogi na skróty. Przypuśćmy, że znalazłby się ktoś zdolny w trakcie długotrwałej współpracy w końcu naprostować wykształcane całymi latami nieprawidłowe cechy mojej osobowości. I co wówczas? Za stary już jestem, aby próbować układać sobie życie według typowych, obowiązujących w społeczeństwie norm. Pytanie więc po co w ogóle spotykam się z psychologiem?:) Otóż jak chyba każdy odczuwam potrzebę kontaktu z drugą osobą będącą w stanie choć częściowo mnie zrozumieć. Jeżeli chodzi o środowisko, w jakim obracam się na co dzień, próby jakiegokolwiek nawiązywania do podobnych problemów są nie tylko bezcelowe, ale też dalece nierozsądne;) Typowa atmosfera podczas spotkań ze znajomymi wyklucza ewentualność rozmowy na poważniejsze tematy, więc... Zresztą dobrze by było, aby każdy postarał się, tak do końca uczciwie, przed samym sobą przyznać, wyjściem naprzeciw jakim jego potrzebom są, poza istotą sprawy, takie kontakty:)

 

Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi specjalnie za złe, że pozwoliłem sobie odbić nieco od głównego wątku, który to wbrew pozorom wcale nie jest mi obcy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alienated, Widzę,że nie jesteś przekonany do terapii. Cóż...Ale mogę dodać coś od siebie? Słuchaj...może Ty potrzebowałbyś kontaktu z płcią przeciwną. Ten kontakt mógłby zaowocować całkiem nowymi perspektywami. Rozumiesz?

Druga sprawa, która mnie zaabsorwowała, to ta, w której mówisz o podporządkowaniu się panującym normom. Wcale nie musisz się im podporządkowywać. W ogóle pojęcie normy jest trudne. Podlega tzw. wg. mnie standaryzacji. A wyjątki od reguły były, są i będą. Wiesz o co mi chodzi? Jesli czujesz się dobrze sam ze sobą to tylko świadczy o tym,że znalezłes złoty środek.

Piszesz też,że jesteś już na tyle wiekowym mężczyzną,że nie chcesz zmieniać nic w sobie,że taka długoterminowa terapia raczej by Ciebie nie interesowała. Przepraszam, halo, halo! ;) ile Ty masz lat? Bo poczułam się jak staruszka przez chwilę stanąwszy obok Ciebie. :D Myślę,że akurat w kwestii wieku podjęcie terapii nie ma wpływu na to, czy terapia ma sens czy też go nie ma. Bo każdy z nas jest inny i niepowtarzalny.Każdy ma swoje problemy i rozwiązuje je na bazie wcześniejszych doświadczeń.

Co do relacji międzyludzkich.....oczywiście,że się z Tobą zgodzę. Jeśli Cię meczą i nie widzisz podstaw, a wręcz same przeciwwskazania,żeby ich unikać...to jaknajbardziej. Unikać z uwagi na swoje oczekiwania.

Chciałam się tylko Ciebie jeszcze zapytać czego Ty oczekujesz w kontaktach z ludźmi? Jakie masz oczekiwania w związku z nawiązaną znajomością? Mam na myśli człowieka, który Cię ma zrozumieć.

Może chaotycznie, ale nasunęła mi się jeszcze taka myśl...związana z obiektywizmem terapeuty...dobrze,że znasz swoje mechanizmy, ale piszesz,że czasem nie rozumiesz ich.

Ja właśnie po to chodzę na sesje terapeutyczne. Bo nie rozumiem siebie, a "coś" nie pozwala mi poczuć,że jestem sobą. Nie wiem czy rozumiesz co mam na myśli. Zakładam,że tak :D

 

No...powstał piękny off top, następnym razem przeprowadźmy rozmowę w odpowiednim wątku na temat psychoterapii. Co Ty na to?

Załóżmy ,że muzycy tak mają ;)

No właśnie.....tworzysz coś konkretnego? Chociaż troszeczkę? Tak muzycznie.......

Bo moje dzisiejsze poczynania w tym zakresie to.....śpiewanie z dziećmi piosenek w pracy :D Już nawet nie przygrywam, ściągam z netu, zapisuję kawałek w dwóch wersjach-ze słowami oraz bez, czyli sam podkład muzyczny, bez linii melodycznej (takie utrudnienie dla maluchów ;) ) no i uczymy się wspólnie w przedszkolu. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli o wspomniany przez Ciebie kontakt z płcią przeciwną chodzi, kiedy tylko nadarza się odpowiednia okazja, staram się jej nie zaprzepaścić;) Tutaj jednak pojawia się właśnie problem wzajemnych oczekiwań, które z mojej strony, jak sądzę, specjalnie wygórowane nie są. Cały kłopot w tym, że kobiety, z którymi miałem dotychczas okazję się spotykać chciałyby widzieć we mnie osobę dopasowaną właśnie do pewnych określonych standardów. Z chwilą kiedy okazuje się, że nie jestem w stanie ich oczekiwaniom sprostać, nagle wszystko zaczyna się sypać. Mówi się trudno. Ostatecznie zdążyłem już przywyknąć do życia w samotności i nie mam zamiaru niczego na siłę zmieniać. Czy czuję się dobrze sam ze sobą? Myślę, że z czasem coraz lepiej. Mam przynajmniej nadzieję, że sprawy stopniowo zmierzały będą w tym właśnie kierunku. Ostatecznie kiedyś, dawno temu, nie potrzebowałem do szczęścia niczyjego towarzystwa i był to naprawdę wspaniały okres w moim życiu:) Odnośnie wieku, Moniko, mamy mniej więcej po tyle samo lat. Jestem jedynie ciut od Ciebie starszy;) W kwestii relacji międzyludzkich i związanych z nimi oczekiwań, to zależy. Z pewnością czego innego spodziewam się po kontaktach z płcią przeciwną, a czym innym są dla mnie relacje z tzw. przyjaciółmi. Te ostatnie stały się nawiasem mówiąc strasznie jałowe. W pierwszym przypadku, chyba podstawową potrzebą, którą chciałbym zaspokoić jest poczucie bliskości z tą drugą osobą. Choćby tylko iluzoryczne. Jakieś wzajemne zrozumienie na głębszym poziomie... Coś z tych rzeczy. Jeśli chodzi o typowe spotkania ze znajomymi, pewnie byłyby to możliwość realizacji wspólnych pasji i, w znacznie mniejszym stopniu, rozrywka. Dodam, że typowe nasiadówki przy alkoholu stały się już dla mnie wyjątkowo nużącą formą spędzania wolnego czasu i kiedy tylko znajdę sobie dobry pretekst, po prostu staram się od nich wymigać. Takim przykładem produktywnego gospodarowania czasem była dla mnie w przeszłości właśnie muzyka. Od tamtej pory jednak zdecydowana większość ludzi, których znam bardzo się zmieniła. Z drugiej strony, wskutek choroby, można powiedzieć, ja sam również utraciłem zdolność zajmowania się nią w sposób czynny, przez co nie mam możliwości nawiązania żadnych nowych, wartościowych znajomości w oparciu o tę płaszczyznę zainteresowań. Dochodzi do tego jeszcze problem znacznej różnicy wieku. Z dzieciakami trudno byłoby mi się obecnie dogadywać, wszyscy pozostali natomiast, reprezentują już od dawna poziom dla mnie zupełnie nieosiągalny. A muszę tutaj napisać, że kiedyś naprawdę miałem szanse być w tym dobry i ambicja nie pozwoliłaby mi zadowalać się teraz jakimiś odpadkami. Aktualnie staram się zmienić swoje patologicznie poważne podejście do grania i kiedy tylko znajdę sobie coś innego do roboty, nie biorę w ogóle instrumentu do ręki. Paradoksalnie taka strategia w moim przypadku wydaje się przynosić znacznie lepsze efekty aniżeli systematyczne ćwiczenie:) Wiem już jednak, że nic z tego poważniejszego nigdy nie wyniknie i traktuję to raczej jako formę relaksu. Z drugiej strony, być może niegłupim rozwiązaniem byłoby spróbować zaprzęgnąć dostępną współcześnie każdemu technologię do realizacji własnych pomysłów. Jest to co prawda zdecydowanie nie to samo co tworzenie na "żywych" instrumentach, ale podstawową ideą byłoby tutaj znalezienie sobie sposobności wyrażania siebie przy pomocy wszelkich znajdujących się akurat pod ręką środków i w konsekwencji ograniczenie czasu na rozmyślania o pierdołach;) Nie wiem, Monika, w jakiej dokładnie Ty znajdujesz się obecnie sytuacji, ale jeśli tylko potrafisz wygospodarować tych kilka chwil dla siebie, być może powinnaś jednak spróbować wrócić do rzeczy sprawiających Ci niegdyś radość (zakładam, że tak właśnie było). Swoją drogą trafiłem gdzieś na forum na fragment Twojej wypowiedzi odnoszący się do instrumentów nieco "cięższego kalibru" niż pianino (???).

 

Tyle z mojej strony na dziś! Pewnie znów zniknę teraz na kilka dni, ale z chęcią prześledzę sobie później ewentualne wpisy, które się w tym wątku pojawią:)

 

PS. Piszę aktualnie z komputera, który uniemożliwia mi udzielanie się na forum w czasie rzeczywistym (wszelkie próby ingerencji w treść obszerniejszych wpisów powodują bałagan nie do opanowania). Mam nadzieję, że z czasem uda mi się i z tym problemem skutecznie uporać...;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, Wiktorio moja córka też jest muzykiem dokładnie w Twoim wieku , jest świetnie wykształcona muzycznie z dyplomem akademii w Polsce i w Niemczech tam też mieszka od 4 lat . Gra też na instrumencie smyczkowym nie chcę pisać na jakim (choć wybór jest niewielki) ale nie chcę aby zidentyfikowała mnie. Problemy o których piszesz to tak jakbym pisał moja córka. Świetnie przygotowana, perfekcyjnie a na egzaminach ciało odmawia jej posłuszeństwa, jest cała rozdygotana trzęsą jej się ręce poci się , potem płacze , To nie za każdym razem, bo ma swoim koncie znaczące osiągnięcia ,ale te stany i świadomość, że może jej się to zdarzyć powoduje , że nie ma wiary w swoje możliwości. Tak jak Ty bierze udział w konkursach(castingach) do orkiestr i te stany lęków powodują , że nie jest w stanie pokazać tego co potrafi. Jak można jej pomóc, co zrobić? Jest piękną, wrażliwą i dobrą młodą kobietą , jest też sama, co nie sprzyja dobrej kondycji psychicznej. Jak można jej pomóc , nie mam wiedzy co to jest nerwica? czy depresja?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gram na elektryku (Strat) prawie od roku, ponadto jestem w trakcie robienia własnej gitary elektrycznej.

Nie grałem w żadnym zespole, a nerwica owszem, bardzo mi dokucza jeśli chodzi o granie, bo wiążę z tym poważne plany. Patrz:

 

l-k-wi-cy-si-z-w-asn-pasj-tu-gitara-t29629.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem zawodowym muzykiem, ale chodzę do szkoły muzycznej i gram na fortepianie.

Przeżywam strasznie wszystkie przesłuchania, konkursy, egzaminy, nawet przed lekcją się stresuję. Zachowuję się dokładnie tak, jak to opisała Wiktoria i p. Jadwiga. Strasznie mnie blokują te napady lęku, marzę o studiach pianistycznych, ale obawiam się, że psychika mi na to nie pozwoli... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam niezwykły talent do marnowania swoich talentów. Podobno już za dzieciaka przejawiałem zdolności artystyczne i muzyczne. Moi profesorowie twierdzili, że mam "słuch absolutny". Ale jak wszystko łatwo przetrwoniłem, bo w moim środowisku cechy wrażliwca nie były mile widziane. "Bawiłem się" z pianinem swego czasu i na tym niestety koniec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bardzo lubię śpiewać. Czasami śpiewam po parę godzin dziennie, ostatnio mniej z powodu braku chęci do życia i problemów rodzinnych.

Podobno mam dobry głos. Kiedyś byłem u kolegi na próbie jego zespołu i coś tam zaśpiewałem. Bardzo chciałbym założyć zespół z ciekawymi ludźmi.

Uczę się śpiewać ze słuchu i trochę potrafię, ale jestem wstydliwy i potrzebuję zrozumienia ze strony innych ludzi. :angel:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×