Skocz do zawartości
Nerwica.com

To jaki powinien być ojciec tak właściwie?


Rekomendowane odpowiedzi

Jak to było u was? Wasi ojcowie okazywali wam uczucia? Oczywiście mam na myśli te ciepłe, nie krytykę, wymagania etc. Podobno jest to możliwe, ale dla mnie akurat zupełnie abstrakcyjne. Ojciec był do mnie nastawiony zawsze, i jest nadal, jak każdy "zwykły" obcy, tylko bardziej sceptycznie, krytycznie. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej, a cała instytucja ojca jest dla mnie jakaś... dziwna?

 

Wasi ojcowie zagadywali was o cokolwiek poza swoją pracą? Interesowali się tym co myślicie, czujecie? Wspierali jakimś dobrym słowem? Moglibyście napisać o waszych relacjach choćby w dwóch zdaniach?

 

Nie wiem dlaczego o to zapytałem. Jestem przybity, przed paroma godzinami po raz kolejny przekonałem się kim jestem do swojego ojca ...i może chciałbym usłyszeć, że to nie jest naturalny porządek na świecie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to było u was? Wasi ojcowie okazywali wam uczucia? Oczywiście mam na myśli te ciepłe, nie krytykę, wymagania etc.
Nie.
Podobno jest to możliwe, ale dla mnie akurat zupełnie abstrakcyjne. Ojciec był do mnie nastawiony zawsze, i jest nadal, jak każdy "zwykły" obcy, tylko bardziej sceptycznie, krytycznie. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej, a cała instytucja ojca jest dla mnie jakaś... dziwna?
Znam ojców, którzy są dla swoich dzieci bliskimi, mój zwykle się na mnie wydzierał, wykrzykiwał, obrażał, rozkazywał, kazał coś zrobić, krzyczał jeśli się nie udało, chwalił się moimi ocenami przed rodziną/znajomymi, śmiał się z moich porażek. Każda jego prośba to rozkaz, nie ma możliwości sprzeciwu (oczywiście jest, tyle, że wiąże się to z masą wyzwisk i obrazą), moje zdanie nie liczyło się nigdy, miałem prawo przytakiwać, odpowiadać na pytania, a jak zrobiłem coś po swojemu, były wyzwiska. Po alkoholu był często jeszcze gorszy, potrafił godzinami przesiadywać w moim pokoju, doprowadzać mnie do płaczu, grozić, że wyrzuci coś co mi wcześniej kupił... A ja się bałem, zaciskałem zęby, tłumiłem lęk i obiecywałem sobie, że nie zapomnę...
Wasi ojcowie zagadywali was o cokolwiek poza swoją pracą? Interesowali się tym co myślicie, czujecie? Wspierali jakimś dobrym słowem? Moglibyście napisać o waszych relacjach choćby w dwóch zdaniach?
Już o tym wspomniałem, a coś jeszcze dodam. Interesował się czasami tym co działo się w szkole, pytał o to, ale to nie było prawdziwe zainteresowanie, a raczej powód do kolejnej porcji wyzwisk, bo ja już w tym czasie odpowiadałem krótko, zwięźle i bez emocji, chciałem, żeby zrozumiał, że mam do niego uraz, ale on potrafił tylko poczuć się tym urażony i było to powodem do kolejnych krzyków i obrażania najczęściej, ale ja już nie potrafiłem odpowiadać jak komuś na kim mi zależy, odpowiadałem jak się odpowiada prześladowcy, któremu nie chce się okazać słabości, ale jednocześnie nie można sobie pozwolić na więcej.
Nie wiem dlaczego o to zapytałem. Jestem przybity, przed paroma godzinami po raz kolejny przekonałem się kim jestem do swojego ojca ...i może chciałbym usłyszeć, że to nie jest naturalny porządek na świecie?
Wybacz, nie pocieszę cię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A można w trochę więcej niż dwóch zdaniach...? :) Nadepnąłeś na mój czuły punkt i trafiłeś w temat, który zalega mi na "wątrobie" od dawna... Chyba trochę się rozwinę...

 

Z perspektywy czasu wiem i czuje, że ojciec okazywał mi uczucia na swój sposób, bo inaczej nie umiał, bo sam miał z tym w domu ciężko. Dziś wiem, że mnie kochał i kocha dalej.... Nawet wczoraj (no już właściwie przedwczoraj) to powiedział i rozpłakał mi się w ramionach.. Miałam urodziny, wpadł posiedzieć, dać prezent, był już trochę chwycony (%), ale mu to wybaczam.. Usłyszeć, że mnie naprawdę kocha, było tak miło i słodko... Dawniej tego nie czułam.. nie zawsze i w większości przypadków..

 

Bronił mnie, przed innymi dziećmi, które wyśmiewały się z mojej tuszy, w sposób agresywny. Kilka razy przyszedł pod szkołę, złapał za gardło danego delikwenta, który się ze mnie podśmiewał i kończyło się pretensjami wszystkich do mnie, że nie zgłosiłam wychowawcy, a od znajomych spod bloku, że w ogóle się poskarżyłam.. Skarżyłam się matce, ale ona najczęściej, mimo próśb, mówiła ojcu.. Nie odczytywałam jego zachowania do końca jako troskę, ale jako kolejny powód, dla którego ludzie się ode mnie odwracają..

 

Miał do matki pretensje, że daje mi za dużo swobody, że jest na mnie za miękka, że daje mi sobie wejść na głowę. Fakt miałam swobodę, ale ojciec wziął się za moje wychowanie w momencie kiedy byłam przyzwyczajona do czegoś innego i jego twarda ręka... lądująca nie raz z wielką siłą na moim tyłku, to nie była metoda, którą odbierałam jako dyscyplinę czy przywołanie mnie do porządku, to nie było coś co wskazywało mi moje błędy i pozwalało mi je zrozumieć, a zwykle znęcanie się... Pamiętam pas, krzyki, to jak nie umiałam się nauczyć tabliczki mnożenia w czasie jaki by jego satysfakcjonował, jak klęczałam za karę na najmniejszych klockach lego, odwróconymi tymi węższymi, okrągłymi, łączącymi krawędziami do góry.. jak miałam zakaz na zakazie, warunki, że póki czegoś nie zrobię, to nie dostanę tego czy tego, nie będę mogła wyjść wtedy i wtedy itd. Pamiętam jak musiałam z nim odrabiać matmę... wyłam, a on nie popuszczał, nie raz dostałam z otwartej ręki w głowę, twarz, nie raz szturchał mnie mocno, nie reagował, kiedy prosiłam, żeby przestał mnie bić, bo boli... Mówił, że udaje i że dopiero może mi pokazać jak to naprawdę boli.. Byłam tak roztrzęsiona i rozhisteryzowana, że nie miałam siły skupić się na rozwiązaniu zadania z którym mnie zostawił, dał czas 10-15min i powiedział, że wróci i sprawdzi.. Wracał, a ja siedziałam dalej nad pustą kartką zasmarkana, sparaliżowana strachem i... znowu mi się dostawało..

 

A później matka wprowadziła nas mega długi, dzień w dzień przychodziły pisma, windykatorzy, telefony wzywające do natychmiastowej zapłaty... Rozpił się, finansowo wyprowadzał nas za każdym razem na 4 łapy,nie wytrzymał nerwowo.. Zaczął znęcać się nad matką, nie uznawałam rozwiązań z użyciem siły, broniłam jej, mówił, żebym odeszła, żebym się nie wtrącała, że mnie nie chce zrobić krzywdy, ale ją ... Kiedy dalej uparcie zasłaniałam ją własnym ciałem i wdawałam się z nim w dyskusje, prosząc go o spokój, dostawało się i mnie.

 

W przypływach uczuć dawał mi po pijaku pieniądza, czasem na trzeźwo ale już z jakimś obrzydzeniem, jakby mi łaskę robił, po pijaku przynajmniej potrafił coś miłego powiedzieć.. Dawał żebym sobie coś kupiła, gdzieś jechała, rozwijała swoje zainteresowania m.in zafundował mi kurs dj'a... przy jednoczesnym nierozumieniu mojej fascynacji muzyką elektroniczną.. W ogóle każda moja muzyczna fascynacja, nie spotykała się z jego aprobatą, choć twierdził, że nie rozumie jej, ale szanuje... był wyczulony na muzykę, bo muzyką za młodu sam się zajmował i był jej wielkim fascynatom. Po pijaku urządzał mi maratony n/t muzyki z jego lat.. hard rock i takie tam klimaty.. Przerobiłam wielokrotnie - kilkadziesiąt razy historie grup, utworów i takich klimatów. Upijał się, przychodził do mnie, mówił, że chce zrozumieć czego słucham, żebym coś mu zapodała, a potem wyjaśniła co mnie w tym pociąga, ba nawet niektóre utwory mu się podobały i cieszył się, że jest jeszcze taki otwarty na nowe klimaty.. Po czym zaczynał opowieści o tym jak on był młody, co wtedy się grało.. Przerywał mi, kiedy próbowałam mu wyjaśnić, że nie odczuwam potrzeby dosadnego definiowania swoich zainteresowań, niech zrozumie, że ja czuje to, a on co innego, że i tak nie zrozumie, nawet jak będę próbowała mu wyjaśnić... Nie, zaraz fundował mi historię Jean-Michel Jarre'a, Kraftwerków itp, opowiadał o tym jak był na koncertach... Generalnie genezę swoich klimatów częściowo z nim też zgłębiłam, a potem przechodził do hard rocka i miałam 5-6h z głowy. Wiecznie był wtedy na chorobowym, a mama pracowała, wiec na fundowanie mi takich "przyjemności" miał dużo czasu, a mnie nie miał kto z tego wybawić więc musiałam go słuchać.. Wysyłał mnie w przerwach do sklepu po fajki i kolejną flaszkę wódki dla niego, a mnie pozwalał sobie kupić 2-3 piwa.. Nie miałam jeszcze 18 lat, ale to małe osiedle, wszyscy się znają i w sklepie zawsze byli poinformowani, że kupuje dla ojca ..

 

Z perspektywy czasu, widzę, że on wiedział już wtedy jak po różnych przejściach z nim, jestem do niego zdystansowana, że go unikam i ledwo się odzywam.. Chciał chyba znaleźć ze mną wspólny temat, ale przez alkohol mu się to nie udawało, bo przytłaczał mnie po prostu swoimi zainteresowaniami.. Liczył, że to ja odkryje duszę w jego muzyce,a mnie się niektóre utwory po prostu podobały, co nie znaczylo, że tylko teg będę słuchać. Potem już wiedziałam, że będzie kilka godzin nawijał, nawijał i nie ma sensu żebym z nim rozmawiała, poza ciągłym przytakiwaniem.. Wiedziałam, że w którymś momencie już tak się schla, że nie będzie w stanie mówić i poczołga się do łóżka spać, a ja będę miała w końcu spokój.

 

Potem jak podjęłam płatne studia znalazł sobie nowy temat do maltretowania mnie - nie mogłam znaleźć pracy (wtedy pierwszej), a umowa była taka, że pójdę na płatne studia, rodzice dadzą na to kasę (bo na państwówkę nie zaliczyłam drugiego etapu egzaminu i się nie dostałam) ale wypadałoby żebym też powoli zawodowo zaczęła się rozwijać. Chciałam i miałam dużo chęci do pracy, ale nie miałam szczęścia.. Wyżywał się na mnie, że jestem pasożytem, amebą, że przypięłam się jak pijawka i ssę, z nich na żywca.. Wygrzebywaliśmy się wtedy z kłopotów finansowych i powoli zaczęło mieć to ręce i nogi ale nie było jeszcze rewelacji.. Mówił.. darł się, że jestem nikim, że nic w życiu nie osiągnę, że są ze mną wieczne problemy itd... Sprawił, że moje i tak niskie poczucie własnej wartości sięgnęło 0.. a nawet spadło na oś ujemną... Z wbitym do głowy - że jestem nieudacznikiem i nic dobrego ze mnie nie będzie, nie miałam z czasem już siły stawiać się na rozmowy o pracę, oko w oko z pracodawcą - pewna siebie, potrafiąca się zareklamować.. Siedziałam jak zbity pies, ze wzrokiem błagającym o zatrudnienie, kilka razy prawie się rozpłakałam i nie dało się tego nie zauważyć, nie dziwie się dziś, że później tym bardziej nikt nie chciał mnie zatrudniać. Tak bardzo chciałam mu udowodni, że sobie poradzę w życiu, że umiem zarobić pieniądze, że stać mnie na więcej, tak bardzo chciałam, żeby widział we mnie człowieka równego sobie, że w końcu trafiłam na burdel. Przy okazji znalazłam ucieczkę od kiepskiej atmosfery w domu, bo szybko zaczęłam w takich miejscach pomieszkiwać, a do domu wracalam na weekedny, kiedy szlam na uczelnie, albo te od uczelni wolne. Dopiero kiedy po dwóch latach, zmarła babcia, matka ojca i ten wyprowadził się do swojego taty, a mojego dziadka i przepisał mieszkanie na matkę, poczułam, że mogę wrócić i to koniec mojej ucieczki, koniec udawadniania, że daje sobie radę w życiu... Że pora odnaleźć w tym wszystkim siebie i swoje cele, które przez ten okres 2 lat jakoś się rozmyły, i znaleźć normalną pracę.

 

Na dzień dzisiejszy zniknął gdzieś we mnie żal do ojca o różne sprawy, chyba go nie ma, albo pojawia się rzadko i nie doskwiera już tak bardzo. Nie winie go za to, jak w pewnym momencie skończyłam, bo to była moja świadoma decyzja, choć wiele negatywnych uczuć i emocji, jakie wzbudziło we mnie jego zachowanie i podejście do mnie, do tego jak skończyłam się przyczyniły.. Mogłam stawić mu czoło, ale nie umiałam.. Nie czułam się dla niego ważna. Czasem tą istotność - moją w jego życiu, chwilowo dawały mi pieniądze, które od niego, w nie małych kwotach dostawałam.. No bo jak daje, to się interesuje czy czegoś mi nie brakuje, a jak interesuje to myśli, a jak myśli to mu zależy, a jak zależy to chyba kocha? Prawda? Ale ja bardzo... BARDZO! potrzebowałam od niego innego rodzaju wsparcia.. Przytulenia, miłego słowa.. Jeszcze matka, chyba chcąc mnie dalej trzymać na swojej stronie w szarpaniu się z nim, powiedziała mi, że ojciec wcale nie chciał dziecka. Urodziłam się trzy lata po ślubie, bo matce ciężko było zajść w ciążę, ale kiedy usłyszałam od niej takie rewelacje, jakoś fakt problemów z ciążą, zszedł na drugi plan.. W głowie szumiało to, że on mnie nie chciał... Po latach okazało się, że chciał i to bardzo i kochał mnie już zanim pojawiłam się na świecie, a nie nauczył tolerować kiedy już na ten świat przyszłam.. Brakło mu wzoru z domu, w wychowaniu mnie najpierw się zdystansował, a potem kiedy chciał przyłożyć do niego rękę, wszystko pokazał nie tak jak trzeba..

 

Czasem jak sobie wspomnę niektóre sytuacje, aż mną trzęsie.. boje się, płacze, ale to przechodzi. Chyba już się pogodzilam z przeszłością, a do ojca stopniowo zmieniłam stosunek z chłodnego i obojętnego, na kumpelski. Mam jeszcze zachamowania, nie potrafię się na niego otworzyć tak do końca, ale na poziomie kumpelskich relacji wszystko wychodzi nam dobrze. Czasem się o niego martwię, został się praktycznie sam, ma tylko mnie z matką, ale ma nas już tylko z boku, a nie dosłownie w swoim życiu. Czasem myślę, co będzie jak dziadek umrze, jak zostanie sam na tamtym mieszkaniu, jak będzie się upijał w samotności, czy finansowo sobie poradzi, czy będzie miał kto ugotować mu obiad? Mimo wszystko zostało mi w stosunku do niego wiele ludzkich odruchów. W jego stosunku do mnie też takie znalazłam.

 

Sorry za przydługawy post :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Woooow, o ludzie, powaliło was z tak długimi postami ? :D Owszem, liczyłem w cichości na więcej niż dwuzdaniowe wypowiedzi, ale żeby tak...;p

 

A serio, dzięki wielkie wam wszystkim za wypowiedzi, chciałbym je już teraz skomentować, niestety nie jest to możliwe. Może uda mi się jutro, a co bardziej prawdopodobne pojutrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec to to zjebana pała wiem że któregoś dnia się pobijemy i napierdolę mu za wszystkie czasy wtedy mi pewnie ulży.

 

Myślę że jest głównym czynnikiem odpowiadającym za zrycie mojej psychiki.

 

Ale za jedno jestem mu wdzięczy-wiem jaki mam nie być.Bardzo chce być ojcem i dołoże wszelkich starań żeby mój dzieciak traktował mnie jak kumpla a nie wroga z pasem.Wychowam swoje dzieci w zupełnie innym duchu niż on mnie że tak zażartuje wychowywał.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to było u was? Wasi ojcowie okazywali wam uczucia? Oczywiście mam na myśli te ciepłe, nie krytykę, wymagania etc. Podobno jest to możliwe, ale dla mnie akurat zupełnie abstrakcyjne. Ojciec był do mnie nastawiony zawsze, i jest nadal, jak każdy "zwykły" obcy, tylko bardziej sceptycznie, krytycznie. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej, a cała instytucja ojca jest dla mnie jakaś... dziwna?

 

 

Dla mnie tak samo dziwna :mrgreen::bezradny:

Niby ojciec zawsze ze mna mieszkal, ale to tylko w teorii bo w praktyce prawie go nigdy prawie nie bylo. Jesli byl, zawsze byl oschly, nie okazywal totalnie zadnych cieplych uczuc, wiecznie sie wydzieral, szarpal mna i miazdzyl mi ramiona podnoszac mnie wysoko w gore, jak mu sie sprzeciwialam, chocby w jakies nieistotnej rzeczy lub czegos nie rozumialam w jego pojeciu. Nie pamietam, czy bil w poczatkowych okresach dziecinstwa, nie potrafie tego powiedziec, nie wiem czy to wyparlam czy po prostu tego nie bylo.... Stawiam na to pierwsze...Balam sie go-tej agresji, wybuchow gniewu, basowego grubego glosu. Wylam w nieboglosy, jak mialam z nim zostac sama w dziecinstwie. Nigdy nie mowil, ze jestem nie taka jaka powinnam byc, nie mowil po prostu w ogole nic o mnie, co bylo jeszcze gorsze... Jak chcialam sie z nim bawic, jako male dziecko, wciaz mnie odrzucal...Dla mnie bylo naturalne, ze raz jest, raz go nie ma, stad chyba powstalo moje zamilowanie do zwiazkow na odleglosc. Jesli ojciec to pierwszy mezczyzna w zyciu kobiety - pewnien "model", to moj "model" pojawial sie i znikal...Tak jak facet w zwiazku na odleglosc... :bezradny:

 

Na studiach uczono mnie, ze ponoc, jesli kobieta ma zlego ojca, ma problemy w relacjach z mezczyznami, nie wie, jak z nimi rozmawiac i jak postepowac. Boi sie ich. Ja chyba tak nie mam - "uratowali mnie" pewnie chlopcy z podworka, z ktorymi z powodu braku innych dziewczynek, spedzalam pierwsze lata dziecinstwa,a ze w latach 80-tych cale dnie spedzalo sie na podworku, nabylam wielu chlopiecych i meskich zachowan-dziewczynki w 1 klasie SP bardzo mnie zdziwily - jakies takie glupowate, ksiezniczkowate, grzeczne i nudne mi sie wydawaly one same i ich beznadziejne zabawy :mrgreen: No i dziadek mial role nie do przecenienia - niezmordowany, silny fizycznie, odporny, zawziety, uparty, odwazny, pomyslowy, zaradny, z drugiej jednak strony nie bojacy sie okazywac cieplych uczuc i slabosci, wrazliwy, sentymentalny, oddany bardzo calej rodzinie. Do dzis moj ideal mezczyzny.

 

Natomiast ponoc jesli facet ma zlego ojca, ma problemy z wlasna tozsamoscia, to jest nie wie jaki powinien byc jako mezczyzna, bo nie ma zadnego wzoru, chyba ze ojca zastapil wujek, dziadek wlasnie itp. Z drugiej strony jest odpowiedzialny i zaradny, bo bierze na siebie, to co powinien brac ojciec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okropne to jest - ze cos na co nie ma sie wplywu (rodzice) moze spieprzyc zycie... Ja na przyklad, jak kiedys pisalam juz mam teraz problemy z wchodzeniem w zwiazki z mezczyznami... :bezradny: Tj. chodzi o zwiazki "milosne", bo w inne wchodze bez problemu... Staram sie robic cos z tym, ale z roznym efektem ;) Jako dziecko w ogole nie chcialam ojca, bo lepiej bylo, jak go nie bylo w domu - spokojnie i bez leku. Zazdroscilam nawet kolezance, ktora owego ojca nie miala... A teraz mysle, ze chcialabym jednak miec ojca, tylko innego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moj ojciec spier... jak mialem 4 lata pozniej widzialem go w wieku lat 14 i w tamtym roku zadzwonil i dawal dobre rady ktorych nie potrzebowalem juz a gdzie byl przez moj okres dziecinstwa i dojrzewania jak go potrzebowalem? teraz zanalazl sie "tatus" niech spierd... teraz go nie potrzebuje ,potrzebuje psychologa \psychiatry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

patrząc z perspektywy czasu rozumiem, wtedy jako dziecko czułam tylko. Nie czułam wsparcia , poczucia bezpieczeństwa i miłości od rodziców, od ojca zwłaszcza. Trudno facetowi kochać dziecko , które nie jest jego. Nawet jeśli się stara, ale poświadomie wysyła sygnały a dziecko odbiera je np; taki przekaz nie kocham cie tak jak twoje rodzeństwo, może być przekazany w formie zachowania ( podświadomie). ciężko jest żyć, gdy nie sie pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa. cięzko jest odbudować poczucie bezpieczeństwa i poczucie niskiej wartości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×