Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDA z nerwicą natręctw - łączmy się!


okularnica

Rekomendowane odpowiedzi

Jakiś lęk przed przyszłością, przed ograniczeniem, zmarnowaniem sobie życia. Czy Wy też tak macie?

O tak. A im jestem starsza, tym jest gorzej, bo czas ucieka. Wkoło śluby, ciąże, dzieci, a ja wciąż w mojej beznadziei, bierności, z myślami samobójczymi jak zbuntowana nastolatka. I przy tym wszystkim czuję się stara - nic mnie już nie czeka, zmarnowałam życie. Patrzę tylko, jak inni w swoim życiu realizują sobie moje dawne marzenia.

 

mam dokładnie tak jak opisujesz... ale jeśli możesz to odpowiedź mi na pytanie ile masz lat??

 

I czy ktoś potrafi powiedzieć dlaczego ja też się boje że zmarnuje, zmarnowałam sobie życie i nic mnie już nie czeka, dzieci ślub... a za razem nic nie robię, tylko trwam w tym stanie czekając na cud, wprawdzie chodzę na terapie ale po ostatnim spotkaniu mam wrażenie że cofnęłam się o kilka kroków do tyłu... bo terapeutka powiedziała mi takie słowa "sama musisz chcieć coś z tym zrobić , na terapii nie doświadczysz cudu..." jestem załamana...:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołączam do grona DDA, witam :)

Zawsze myślałam, że jestem jakimś mutantem normalnego człowieka, z wierzchu niby normalna a w głowie pomieszanie z poplątaniem...

 

Czy wy też tak macie, że gdy jesteście sami te natręctwa się nasilają?

ja mam np tak, ze smarując masłem chleb muszę parę razy uderzyć ostrzem o skórkę, bo czuje, że jeśli tego nie zrobię to coś się stanie, np ktoś zapuka do drzwi z jakąś straszną wiadomością... ale mam tak, gdy jestem sama w kuchni, gdy ktoś jest ze mną nie czuje takiej wielkiej potrzeby wykonywania tej czynności

Boże, jak czytam co pisze to mi wstyd za to co pisze... nigdy nikomu o tym nie mówiłam i jakoś mi dziwnie

 

W liceum miałam manie przepisywania zeszytów, miały być idealne, bo jak by nie były nie mogła bym się z nich uczyć, to było straszne.

Albo musiałam zaglądnąć pod łóżko czy nikt pod nim nie siedzi, ale koniecznie parzystą ilość razy...

Natręctw odkąd pamiętam miałam mnóstwo, dzisiaj zostało mi niewiele, ale jednak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja juz nie wiem co robic mam malutkie dziecko w domku i nie mam za bardzo czasu chodzic na terapie szukam w necie jakies ciekawe rzeczy jak pomoc sobie wyjsc z nerwicy codziennie mam lek jak mi sie robi slabo mysle czy to teraz zemdleje juz czy moze cos mi jest czy jestem na cos chora jestem slaba nic mi sie nie chce nawet zakupy mnie juz nie ciesza.Pije melise biore kalms bo innych lekow nie wezme bo sie boje ze bedzie mi serce kolatac i umre .LEP mi dzis peka juz nie wiem jak mam zyc bez tych mysli paniki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Macie czasem żal do rodziców za to czym was obarczyli? ja nie potrafię patrzec na nich "noralnie".jak mama jest pijana to nie moge na nia patrzec ale w glebi serca to mam ochote ja przytulic bardzo mocno.

 

natrectwa ktore utrudniaja mi zycie to np. potrafie cofnac sie z pracy zobaczyc czy mam zakluczony dom choc wiem ze napewno go zakluczalam. caly czas mysle ze ktos mnie podglada, mieszkam na wynajmowanym mieszkaniu i nie potrafie przebrac sie w swoim pokoju, bo mysle ze wlasciciel ukryl tu kamere. nikomu o tym jeszcze nie mowilam bo wstydze sie tego. Nie korzystam z toalet publicznych ani przymierzalni w sklepach, a jak juz musze to idzie mi to bardzo opornie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakiś lęk przed przyszłością, przed ograniczeniem, zmarnowaniem sobie życia. Czy Wy też tak macie?

O tak. A im jestem starsza, tym jest gorzej, bo czas ucieka. Wkoło śluby, ciąże, dzieci, a ja wciąż w mojej beznadziei, bierności, z myślami samobójczymi jak zbuntowana nastolatka. I przy tym wszystkim czuję się stara - nic mnie już nie czeka, zmarnowałam życie. Patrzę tylko, jak inni w swoim życiu realizują sobie moje dawne marzenia.

 

mam dokładnie tak jak opisujesz... ale jeśli możesz to odpowiedź mi na pytanie ile masz lat??

 

25

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie co...mam takie pytanie

Macie tak, że jak coś wymaga od Was Waszej inicjatywy, o czymś musicie zadecydować, zrobić coś co nie zrobi się samo, wymaga Waszej ingerencji...mam na myśli jakieś większe przedsięwzięcie np. Obrona magisterska i wymaga to od Was decyzji, pracy...czujecie ogarniającą panikę i coś czego chcieliście zamienia się w NIE CHCE pie***le.Bo ja tak. Gdy coś nie dzieje się samo i ja muszę działać to przeżywam masakre.Nie wiem, czy wiecie o czym mówię:):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć jestem nowy. Jestem DDA. Wiek: 18lat , Wielka pasja: Elektronika

 

Ja mam na odwrót. Rozkwitałem kiedy na wiosnę załatwiałem sobie prace na wakacje - wyglądało to tak, że nie odpowiedzieli na moje CV więc w wielkiej presji czasu w tydzień, zrobiłem im prototyp urządzenia do pomiaru stężenia gazów palnych w atmosferze i przyjeli mnie :yeah:

 

LINK

Jak widać DDA odcisnęło na mnie piętno wiary w możliwości umysłu człowieka, szczególnie swojego ;)

Kiedyś cholernie mocno chciałem żeby ktoś pomógł ojcu - żaden bóg nie pomógł, lekarstwa nie ma więc postanowiłem że je wymyśle, od tamtego czasu pozostało tylko "wymyślanie", z leczeniem alkoholizmu nie chce mieć nic wspólnego...

 

Ale, też mam tą drugą strone. Nie chce pie.... uaktywnia mi się w kontaktach z nowymi ludźmi. Gdyby nie to, już dawno miałbym towarzyszke życiową, bo parę miało chęć mnie spróbować....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeju zotralinka ja mam dokładnie to samo od dłuższego czasu... Nie mogę sobie jakoś życia ułożyć ani planu stworzyć... raz chciałabym tak, raz inaczej, raz to już sama nie wiem jak... a do tego ciągłe poczucie, że czas leci jakby coraz szybciej, wszyscy rówieśnicy się chajtają, zaczynają jakieś konkretne prace, w których się spełniają, no ogólnie idą do przodu a ja ciągle w miejscu. Też zaczynam mieć coraz większy strach o to czy będzie jeszcze jakiś pozytywny zwrot w moim życiu, czy się zrealizuję jakoś chociaż mniej więcej. Kiedyś to było dla mnie oczywiste, teraz nie bardzo...

Do tego czasem załącza mi się właśnie bunt i mam tą świadomość że powinnam już dawno z tego wyrosnąć, wstyd mi za to, ale jakoś tak nie mogę do końca dostosować się do tego co dookoła.

No i mam takie poczucie pretensji do siebie, że jakbym kiedyś wiele rzeczy inaczej rozegrała to nie straciłabym tego czy tamtego i być może byłabym teraz szczęślliwa... nie mogę pojąć dlaczego tak wiele okropnych błędów popełniłam. Ciągle o tym myślę, może nawet obsesyjnie... zamiast iść do przodu...

 

zagubiona13 też mam tak jak Ty... teraz właśnie jestem przed ważnymi zaliczeniami, miałam mnóstwo czasu żeby się do nich przygotować, ale nie mogłam się przemóc żeby na poważnie do tego usiąść. Tym bardziej nie mogłam im bardziej zdawałam sobie sprawę jak poważna jest sytuacja, jak duże konsekwencje będą jeśli uwalę... (mogę wtedy spaść nawet 2 lata). No i teraz jest tak, że zaraz mam terminy a nic właściwie nie umiem i już była chwila że mówiłam sobie "nie chcę pierdolę te 5 lat studiów"... zamiast się zebrać i walczyć... zawsze tak mam. Bardzo łatwo jest mi narobić sobie kłopotów a potem ciężko z nich wyjść... najłatwiej mi się ucieka ech... Konfrontacja z rzeczywistością to dla mnie spore wyzwanie.

No i ten ciąąąąągły lęk... mam wrażenie że jest go coraz więcej ech...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie...

Też obecnie jestem w dziwnym momencie swojego życia.Do roku wstecz mogłam wszystko, tak jak piszesz Asiia,

w życiu było wszystko oczywiste, więcej niż mniej wiedziałam o co mi chodzi, że się obronie, znajdę prace w zawodzie, wyjdę za mąż, będziemy tworzyć szczęśliwą rodzinę.I zamiast lęku była ekscytacja życiem.A teraz? hahahahaha miotam się w tym wszystkim, nie wiem o co chodzi.Na szczęście mam świetnego terapeutę, który próbuje mi to wszystko wyjaśnić i poukładać ten chaos....Ale nie jest lekko.No cóż moje obecne myślenie najlepiej odzwierciedla mój podpis=(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się panicznie boję swoich niedociągnięć. Kiedy ojciec wracał pijany ja robiłam wszystko, żeby było w domu bezpiecznie i żeby chociaż trochę ulżyć mamie - sprawdzałam kurki, zamykałam drzwi, oglądałam rury, zaglądałam po kątach w poszukiwaniu nie wiadomo czego, dzwoniłam, żeby sprawdzić, czy są bezpieczni, etc. Dzisiaj efekt tego jest taki, że moje wyjście z domu trwa ok. 30 minut - najpierw kuchnia - kurki, rury, karma dla kota, potem łazienka - piecyk, rury, prostownica, mój pokój - kontakty, okna, sprawdzić, czy są koty. A potem znowu rundka, bo na pewno coś przeoczyłam, na pewno mi się wydawało. Potem zamykam drzwi - kilka razy, bo na pewno przekręciłam w złą stronę i zostawiłam otwarte :roll: ogółem boję się o wszystko i o wszystkich, dzwonienie do mamy to już jest w sumie kompulsywne, jak słyszę karetkę na ulicy to koniec, będę dzwonić tak długo, aż odbierze :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie co...mam takie pytanie

Macie tak, że jak coś wymaga od Was Waszej inicjatywy, o czymś musicie zadecydować, zrobić coś co nie zrobi się samo, wymaga Waszej ingerencji...mam na myśli jakieś większe przedsięwzięcie np. Obrona magisterska i wymaga to od Was decyzji, pracy...czujecie ogarniającą panikę i coś czego chcieliście zamienia się w NIE CHCE pie***le.Bo ja tak. Gdy coś nie dzieje się samo i ja muszę działać to przeżywam masakre.Nie wiem, czy wiecie o czym mówię:):)

Ja mam tak, ale tylkow sprawach dla mnie ważnych... Osobistych. Jak np. decyzje odnośnie związku, to mnie wykańcza.

Czy Wami też tak "szastają";) emocje? Że bardzo silnie je odczuwacie? Szczególnie zazdrość, strach, odrzucenie? Chyba za bardzo kieruję się emocjami w życiu... Do tej pory wydawało mi się, że w życiu powinno kierować się swoimi uczuciami, odczuciami, intuicją... A może jednak tak nie jest i czasem powinnam spojrzeć z boku na moje chore emocje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Cieszę się, że tu trafiłam.

Ostatnio mam okropny czas :(

 

Wszystko o czym piszecie też mnie dotyka, niestety. Mój ojciec jest alkoholikiem. Od zawsze. Od kiedy tylko sięgam pamięcią. Mam 2 braci, młodszych ode mnie. I mamę.

Mam 26 lat. Całe życie wszystkimi się opiekowałam, za wszystko i za wszystkich czułam się odpowiedzialna. Panowałam nad wszystkim. Najgorsze wieczory, czekanie, aż wróci do domu. Ochrona najmłodszego brata. Stały rytuał, czekanie, nerwy w żołądku, powrót ojca, szarpanie się, żeby tylko poszedł spać. I ulga, że dzień się skończył. Gdy byłam mała, nie zdawałam sobie sprawy, że to wszystko zanim poprawiać sie na lepsze, wyjdzie na gorsze. Na naszą psychikę. Cały czas ochraniałam najmłodszego brata, a dzis jest po próbie samobójczej, jest agresywny, chamski, zachowuje się jak bandyta, ale z drugiej strony, jest bardzo emocjonalny. Przezywa wszystko 100 razy gorzej. Problemy z dziewczyną, wali sie cały świat, płacze, chce się zabić. Przeżywamy z mamą horror. i ciągły strach, że wszystko sie powtórzy, że zdenerwuje się, i coś zrobi, mam ciągle przed oczami najgorsze wizje. Ciągle się boję, o wszystko. Podejmuje fatalne decyzje, ciągle wplątuje się w jakieś kłopoty.

Wyszłam za mąż, i wyprowadziłam się. Ale bałam się, że w domu nie poradzą sobie, że przecież ja nad tym wszystkim panowałam, dbałam, żeby innych ochronić, a teraz? Nie mam nad tym kontroli. Żyję z telefonem w dłoni. Dzwonię do mamy, upewnić się, że jest ok, że wszyscy są w domu.

Nie umiem normalnie funkcjonować. Jestem zła na siebie, że nie umiem tego brzydko mówiąc "olać", że przecież, ja nie śpię, nie jem, i ciągle czuję strach o brata, a on nawet nie pomyśli, żeby zapytać co u mnie.

Ale nie umiem inaczej. Nie umiem się odciąć od tego.

Nie wiem, zastanawiałam się nad terapią. Ale nie czuję, że mi pomoże.

Nie chcę czuć tej odpowiedzialności, nie chcę się bać, tak bardzo pragnę spokoju, poczucia bezpieczeństwa, że jest dobrze.

Chcę 5, 10 lat do przodu, żeby każdy był dorosły, miał swoje życie, zmienił się. Zawsze powtarzałam sobie, że to nie może trwać wiecznie, i tylko dlatego jakoś żyłam z dnia na dzień, że każdy dzień zbliża mnie do wyzwolenia z tego.

Tak bardzo chciałabym spokojnie zasypiać.... ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czy jest ktoś z fobią społeczną? czy fobia to też rodzaj nerwicy jest? ja co prawda już nie mam fobii, przynajmniej nie taką jak kilka lat temu, ale trochę się boję, że może powrócić, a to dopiero jest koszmar...

nerwicę natręctw myślową też chyba trochę mam

i też jak większość boję się ryzyka, odpowiedzialności, jestem bierna, a tyle bym chciała robić, wieść bogate życie..., i zawsze kończy się na chęciach i słomianym zapale i najchętniej chciałabym, żeby mi ktoś w tych moich planach towarzyszył, albo przynajmniej wspierał mnie, podjęcie jakiejkolwiek decyzji przez siebie samą zajmuje tak strasznie dużo czasu; czasami ciężko mi nawet zdecydować w głupim sklepie które mleko wybrać albo czy kupić daną rzecz czy też nie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jestem dda z nerwicą natręctw.

W moim przypadku jest to ciągłe mycie rąk czy ustawianie, przesuwanie różnych rzeczy (musi być równo, parzyście itd itd). Podobnie jak większość z nas mam też problemy z podejmowaniem decyzji, ciągle stoję w miejscu bojąc się zrobić jakikolwiek krok w przód. Boję się samych decyzji, ale i konsekwencji, porażki, tego że nie podołam.

Najbardziej dobijające jest to, że każdy wokół jakoś ułożył sobie życie, coś osiągnął, a u mnie hmm jest jak jest.. Rodzą się z tego ciągłe porównania, analizowania.

 

Ehh pocieszające jest, że nie jestem tu z tym sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Bąbelki,

 

postanowiłam napisać tutaj, bo mam i nerwicę natręctw, i ciężką depresję i jestem DDA. Jeszcze tego wszystkiego nie rozumiem, nie wiem skąd natręctwa, dopiero wybieram się na psychoterapię. Jestem pod opieką psychiatry, wcinam różne fajne leki i czasem wydaje się być lepiej. Niestety wszechmocny anafranil nie radzi sobie z moim natręctwem, które mam od wczesnego dzieciństwa i się nasila.

Króciutko o mojej mamie - wychowywała mnie z babcią, ojciec zostawił nas gdy miałam zaledwie miesiąc. Potem wzięła ślub ze schizofrenikiem. Przeprowadziliśmy się na wieś. Wtedy zauważyłam dużo, bardzo dużo butelek po wódce, ale tego nie rozumiałam. Nie rozumiałam dlaczego mama czasem mówi takie dziwne rzeczy, nie ma z nią kontaktu, bardzo się bałam tych momentów i strasznie jej wtedy nienawidziłam. Najpierw mówiła, że jestem dzielną dziewczynką, że tyle już wiem i przeszłam, jestem ja dorosła, a potem - nic nie wiesz, nic nie rozumiesz, jesteś taka i owaka. Po rozwodzie przestała o mnie dbać. Byłam dopiero w 3 klasie podstawówki, nie miałam pojęcia jak załączyć pranie, trochę prałam w rękach, ale niewiele to dawało, bo proszku do prania nie było, tylko mydło. Chodziłam w nieświeżych ubraniach. Klasa się ze mnie śmiała, nazywali mnie śmierdzielem. W domu zaczęło być coraz brudniej - przestałam sobie z tym radzić. Rosły góry śmieci. Nikogo nie zapraszałam, to oczywiste. Mama straciła pracę, zaczęła pracować na czarno w pobliskiej knajpie. Tam piła codziennie. Odcięli nam prąd. Dwie zimy przetrwałam bez ogrzewania. Wyrosłam z większości ubrań, nie miałam w czym chodzić. Dzięki pomocy wujka uciekłam z powrotem do Krakowa, poszłam do liceum z internatem i tam trochę odżyłam. Ale problemy pozostały.

Mam 24 lata, mama zmarła kilka miesięcy temu w wieku 43 lat. Jedyne co zniknęło po jej śmierci, to codzienny ciężar w żołądku "czy wszystko u niej ok i czy nie powinnam przypadkiem zadzwonić". Reszta niezliczonych problemów pozostała. Mama śni mi się co noc, kłóci się ze mną, często chce wysłać do szpitala psychiatrycznego. To by było tak w skrócie.

Moje natręctwo to wyciskanie, drapanie ran i wszelkich nierówności na skórze jakie tylko jestem w stanie zauważyć (albo wymyślić, że tam coś jest).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli o mnie chodzi to do niedawna byłam wychowywana przez Mamę, gdzie w domu była potworna bieda, brak ogrzewania, nigdy nikogo nie zapraszałam do domu, ale za to nie było alkoholu, a mama bardzo mnie kochała, niestety ja się buntowałam, ciągle kłóciłam się z nią mówiąc, że mój ojciec na pewno lepiej sobie radzi. Mama mnie ostrzegała, że odeszła od niego po alkoholu ciągle ją zdradzał, ale ja za wszystko obwiniałam ja, bo ojca nie znałam. Niedawno mama zmarła, a ojciec zabrał mnie do siebie i swojej kochanki na drugi koniec Polski, a tu... wszystko na odwrót niż u mamy- tu nie ma biedy, piękny dom, wspaniałe warunki, ale alkohol leje się strumieniami, jest przemoc... poznałam sąsiada, który tez jest z rodziny alkoholików, związałam się z nim, gdy ojciec po raz pierwszy mnie uderzył, chłopak mnie bronił. Oboje mieliśmy plany, chcieliśmy zamieszkac razem, wyrwac się z rodziny alkoholików. Tymczasem dowiedziałam się, że chłopak mnie zdradził, że jemu dobrze z tym żyć, że pali trawkę, olewa mnie... W tym mieście nie mam żadnych znajomych, jedynym moim przyjacielem był on, i teraz najgorsze: ja wciąz o niego walczę, wciąż pytam, czy on mnie kocha, on zawsze odpowiada że tak, a ja... nie umiem zerwać kontaktu.

Do tego mam nerwicę natręctw, wszystko robie po kilka razy, nie radzę sobie, po mamie mam ogromna wrażliwość, ciągle troszczę się o innych, czuję się winna za jej śmierć, patrząc na pijanego ojca chcę życ inaczej niz on, mimo to zawsze ciągnie mnie do ludzi z rodzin patologicznych, do alkoholików, bo wśród tych "normalnych" czuję się gorsza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie nerwica natręctw wynika z brudu takiego fizycznego i poczucia brudu psychicznego. Ojciec jak był pijany bardzo często siedział obsmarkany, opluty, nigdy nie mył rąk po wyjściu z ubikacji i stad się wzięło u mnie poczucie że wszystko w domu jest brudne. Zaczęło się mycie rąk tak uporczywe że skóra na rękach była już zniszczona, otwieranie drzwi łokciem, przez ubranie albo papier, przesuwanie niektórych rzeczy np długopisem i niechęć do pożyczania swoich rzeczy. Bardzo nie lubię jak inni ludzie dotykają moich rzeczy.

A poczucie brudu psychicznego wzięło się stąd, że napatrzyłam się tyle na złe rzeczy, że sama poczułam się splugawiona tym wszystkim. I niestety do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić mimo dwóch skończonych terapii i regularnych wizyt u psychiatry.

Oprócz mycia rąk pojawiało się też liczenie, przestawianie, ustawianie symetrycznie przedmiotów, poprawianie ubrań, włosów, jeśli dotknęłam się z lewej strony twarzy to od razu musiałam i z prawej etc. Potrafię w środku nocy wstać i sprawdzić czy piecyk wyłączyłam albo czy koty śpią w pokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×