Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Khaleesi,zakładam że nigdy nie byłaś w bliskiej relacji z z osobą z borderline. To osoby tak cudowne w fazie zdobywania że do końca życia zapamiętasz każdy ich gest,każde słowo, czy dotyk,bo wiesz że nikt inny na świecie Ci tego nie da. To osoby które wznoszą Cię na piedestał,dzięki czemu czujesz że jesteś Panem świata i zauważają w Tobie same zalety,nawet te których nigdy nie widział nikt inny. Żyjesz jak w bajce z najlepszym człowiekiem pod słońcem. I nagle odbierają Ci to wszystko. Twój świat się wali ale już dawno jesteś zakochany i uzależniony od tej bajki. Osoba z borderline co jakiś czas rzuca Ci ochłap tego za czym tak bardzo tęsknisz,a Ty znów czujesz że możesz oddychać. Potem znów to zabierają i ta gra trwa bez końca. Gdy czują że Cię tracą to znów dają kilka chwil bajki,kiedy wiedzą że znów dałeś się złapać ponownie wracają do bycia "złym". Ten taniec trwa i trwa,a Ty już jesteś tak zmęczony i zmanipulowany że nie masz siły odejść, a nawet gdy masz tą siłę to nie potrafisz zabić w sobie tej resztki nadziei na to, że jak poczekasz, wytrzymasz i zniesiesz jeszcze trochę to ta bajka wróci. To co dzieje się z partnerem bordera to tak bardzo złożony proces manipulacji, cierpienia, zaprzeczenia, wyparcia i chwilowego szczęścia za razem,że cholernie trudno się w tym odnaleźć i zrezygnować. Bo najtrudniejsze jest przyznanie się przed samym sobą że tak naprawdę nic nie możesz zrobić, nie zależnie od tego jak bardzo tego chcesz i jak będziesz się starać...

 

Po co żyć w iluzji kochającego faceta gdy to nie jest prawdziwe lub tylko na chwile do czasu gdy znowu mu coś nie odje**?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Scarlet1989, sama na co chorujesz?

 

Nie jestem chora psychicznie ani zaburzona,jeśli o to pytasz,bo o to pytasz,prawda?

I nie twierdzę że życie z borderem który nie chce się leczyć to życie. Mówię tylko,że odejście od niego jest bardzo trudne. Możliwe, ale bardzo trudne

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Scarlet1989, wiesz bo to dziwne, że na własne życzenie paprzesz się w błocie osoba zaburzozna np osobowość zależna, DDD/DDA ma jakby podatny grunt dla takich maniupulacji i w ogóle powinna unikać takich typów ludzi. Skoro widzisz,ze z gościem coś mocno nie halo to mało to facetów by poszukać takeigo co nie będzie robił takich huśtawek? Sama chcesz zachorować bo jesteś blisko. jesteś uzależniona i działasz jak narkoman a narkotykiem jest ten facet. Można warto iśc na terapie? Aha i Ci powiem jakie mam przeczucie myślę,że to, że Ci powiedział o tym, że postara się zmienić ma na celu uśpienie Twojej czujności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Scarlet1989, no jesli tak zrobisz, że odetniesz sie od typa to po pewnym czasie nie będziesz żałowała. Początki będą cięzkie ale dla własnego zdrowia musisz postąpić tak, że typa wymazujesz ze swojego zycia. zablokuj komórkę, facebooka i po pewnym czasie nie będziesz myślała czy dobrze zrobiłaś czy nie. Nie jesteś jego terapeutą i nie pomożesz mu to musisz pamietać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no dokładnie, w ogóle to borderów powinno się oznaczać, żeby innym życia nie niszczyli. Albo najlepiej zamknąć ich na bezludnej wyspie czy coś.

 

Pytanie do borderów: kiedy i jak powiedzieć komuś, że ma się bpd? W sensie umawiam się na randkę, jedną, drugą trzecią, no i właśnie... Jak nie powiedzieć za wcześnie, ale też nie za późno, żeby dać komuś wybór.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, aktualnie z nikim się nie spotykam, rozstałam się z wieloletnim partnerem, później krótko spotykałam się z kimś innym i jakoś nawet wyszedł temat problemów psychicznych, ale nie przyznałam się do bpd, powiedziałam tylko, że kiedyś leczyłam się na depresję... Wydaje mi się, że dla kogoś nie zaangażowanego jeszcze i laika byłoby to odstraszające, gdyby sobie poczytał w necie. Nie chciałabym spotykać się z kimś zaburzonym, po prostu to chyba za dużo problemów, gdy dwie osoby są zaburzone.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

getmeoutofhere, moim zdaniem zależy od człowieka. Jednej osobie możesz powiedzieć szybko o swoich zaburzeniach, a drugiej lepiej nie mówić od razu. Ja bym raczej się wstrzymała na początku znajomości. Po jakimś czasie bym powiedziała o tym, że mam zaburzenia czy depresję, ale nie musisz mówić od razu o borderline. Jak potencjalny, niezaburzony chłopak poczyta o borderze to raczej Cię oleje. :roll: Jeśli powiesz o zaburzeniach to warto podkreślić to, że się leczysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

getmeoutofhere, i jak Ci idzie? 2 lata terapii i leków to chyba już wystarczający czas by określić efekty. Po jakim czasie zauważyłaś poprawę? I jak ciężko było zapanować nad zaburzeniem? Wszędzie piszą że to wykonalne ale interesuje mnie opinia kogoś kto sam tego doświadczył

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, no własnie, każdy by olał... A z drugiej strony każdy też ma prawo wiedzieć, na co się decyduje. Chociaż mój border to nie taki hardcore jak można poczytać w necie, więc lepiej się nie wyrywać ;)

Scarlet1989, poprawę :D:D:D:D:D:D:D to jest ciągły krok do przodu i do tyłu... po kilku miesiącach terapii wylądowałam na kilka tygodni na oddziale zamkniętym, poźniej nie wychodziłam z domu parę miesięcy 8) Poprawę jakąś zauważam od kilku miesięcy: byłam w stanie podjąć pracę i w tej materii idzie mi całkiem dobrze, reszta to porażka, czyli dalej nie radzę sobie z relacjami nieformalnymi, ale tu też jest trochę lepiej chyba - nie czuję się, jakbym dostała w pysk, gdy ktoś nie odpowie dzień dobry albo olewanie mnie przez np. znajomych ze studiów nie psuje mi dnia, potrafię więcej rzeczy zracjonalizować, co nie znaczy, że emocjonalnie tego nie przeżywam. Ogólnie to chyba jeszcze długa droga przede mną.

Tego Twojego bordera sobie daruj... życie z kimś, kto się leczy, jest trudne, a z kimś, kto nie chce się leczyć to już w ogóle... Chociaż uważam, że pomóc można, mój były chłopak jest dla mnie dużym wsparciem teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

getmeoutofhere, Krok w przód, krok w tył. Dobrze powiedziane. Każdy ma prawo wiedzieć o czyiś zaburzeniach, ale nie musi się wiedzieć od razu wszystkiego. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Khaleesi,zakładam że nigdy nie byłaś w bliskiej relacji z z osobą z borderline. To osoby tak cudowne w fazie zdobywania że do końca życia zapamiętasz każdy ich gest,każde słowo, czy dotyk,bo wiesz że nikt inny na świecie Ci tego nie da. To osoby które wznoszą Cię na piedestał,dzięki czemu czujesz że jesteś Panem świata i zauważają w Tobie same zalety,nawet te których nigdy nie widział nikt inny. Żyjesz jak w bajce z najlepszym człowiekiem pod słońcem. I nagle odbierają Ci to wszystko. Twój świat się wali ale już dawno jesteś zakochany i uzależniony od tej bajki. Osoba z borderline co jakiś czas rzuca Ci ochłap tego za czym tak bardzo tęsknisz,a Ty znów czujesz że możesz oddychać. Potem znów to zabierają i ta gra trwa bez końca. Gdy czują że Cię tracą to znów dają kilka chwil bajki,kiedy wiedzą że znów dałeś się złapać ponownie wracają do bycia "złym". Ten taniec trwa i trwa,a Ty już jesteś tak zmęczony i zmanipulowany że nie masz siły odejść, a nawet gdy masz tą siłę to nie potrafisz zabić w sobie tej resztki nadziei na to, że jak poczekasz, wytrzymasz i zniesiesz jeszcze trochę to ta bajka wróci. To co dzieje się z partnerem bordera to tak bardzo złożony proces manipulacji, cierpienia, zaprzeczenia, wyparcia i chwilowego szczęścia za razem,że cholernie trudno się w tym odnaleźć i zrezygnować. Bo najtrudniejsze jest przyznanie się przed samym sobą że tak naprawdę nic nie możesz zrobić, nie zależnie od tego jak bardzo tego chcesz i jak będziesz się starać...

 

Przeczytałem i aż mnie dreszcz przeszedł po kręgosłupie. Cholernie prawdziwe: każde zdanie i każde słowo. Wiem o czym mówisz, bo doświadczyłem tego na własnej skórze. Bity rok, dzień w dzień. Na początku błogi okres, fantastyczny czas, boskie widoki i boskie wzloty, które były tylko po to, aby zaliczyć coraz więcej upadków... I znów wzlot, chwila szczęścia, zadowolenia, by znów nastąpił głęboki spadek: upadek, MOCNE BĘC. Smutek i żal na przemian z zadowalaniem się najmniejszym okruszkiem... I tak w kółko... Manipulacja goniła manipulację. Intryga przemieniała się w intrygi. Intrygi goniły setki intryg. Spisek za spiskiem.

 

Istne Bad Medicine. Wiem, że jesteś tak bardzo zła i zepsuta: wiem to, mój rozum doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale TAK SIĘ UZALEŻNIŁEM OD CIEBIE, że potrzebuję tego złego leku więcej! Zaspokój mój głód: rzuć okruszek, proszę, błagam... Rzucisz? Dziękuję... Dostajesz odrobinę, ale to nie wystarcza. Padasz na kolana i zdajesz sobie sprawę, że kochanie BPD to ciągłe chodzenie na głodzie narkotykowym.

 

Od kontaktu z tą kobietą zostałem "uwolniony" 7 miesięcy temu. Od tego czasu terapia tydzień w tydzień u certyfikowanej terapeutki, która trwa do dziś i potrwa jeszcze X czasu - dodatkowo psychiatra 1x w miesiącu i od maja 20mg Aciprexu i 45mg Mirtagenu na noc dzień w dzień... i wciąż nie mogę odzyskać siebie: tego prawdziwego "ja", szczęśliwego i pogodnego chłopaka, którym byłem przed kontaktem z tą osobą. Szczerze mówiąc tracę nadzieję, że kiedykolwiek się odzyskam... Czuję się jak wrak. Jak ktoś, kto przeżył niszczarkę. Żyję z ogromnym poczuciem winy, z poczuciem zdeptania i totalnego rozbicia emocjonalnego...

 

getmeoutofhere, i jak Ci idzie? 2 lata terapii i leków to chyba już wystarczający czas by określić efekty. Po jakim czasie zauważyłaś poprawę? I jak ciężko było zapanować nad zaburzeniem? Wszędzie piszą że to wykonalne ale interesuje mnie opinia kogoś kto sam tego doświadczył

 

Napisz do mnie PW - odpowiem na każde Twoje pytanie. Żyłem z borderką dzień w dzień i na temat tego zaburzenia mogę bezproblemowo na piątkę napisać pracę magisterską. :D:D

 

PS. Ktokolwiek, kto chce wpływać na zmianę osobowości Bordera, niech przeczyta sobie poniższy tekst... jest bardzo prawdziwy. I wcale nie wbijam szpili w osoby dotknięte zaburzeniem Borderline, których jest w tym wątku pewnie kilka. Nie mam do Was absolutnie nic: ba, uważam Was za bardzo inteligentne i na swój sposób cudowne istoty.

 

Na skraju trzęsawiska żył raz taki skorpion, który pragnął przeprawić się na drugi brzeg. Zwrócił się więc do pewnej żaby tymi słowami:

- Zabierz mnie, proszę, na swój grzbiet i pomóż mi dostać się na drugi brzeg!

- Chyba jesteś szalony, odpowiedziała mu żaba. Jeśli cię wezmę na mój grzbiet, ty mnie ukłujesz, a ja umrę!

- Nie bądź głupia, odpowiedział na to skorpion. Jaką korzyść odniósłbym z uśmiercenia cię jadem? Jeśli cię użądlę, ty zatoniesz, a ja też zginę, ponieważ nie umiem pływać...

W końcu, po długich namowach, żaba dała się przekonać i rozpoczęła przeprawę przez mokradła ze skorpionem na grzbiecie. Kiedy znaleźli się na środku rzeki, poczuła jednak pieczenie ukłucia, a jad sparaliżował jej odnóża.

- Jak mogłeś?? Obiecałeś! Jak mogłeś to zrobić, zginiemy oboje!

- Wiem, odpowiedział skorpion. Jest mi bardzo przykro... ale JESTEM SKORPIONEM. Nie sposób uciec od własnej natury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS. Ktokolwiek, kto chce wpływać na zmianę osobowości Bordera, niech przeczyta sobie poniższy tekst... jest bardzo prawdziwy. I wcale nie wbijam szpili w osoby dotknięte zaburzeniem Borderline, których jest w tym wątku pewnie kilka. Nie mam do Was absolutnie nic: ba, uważam Was za bardzo inteligentne i na swój sposób cudowne istoty.

 

Na skraju trzęsawiska żył raz taki skorpion, który pragnął przeprawić się na drugi brzeg. Zwrócił się więc do pewnej żaby tymi słowami:

- Zabierz mnie, proszę, na swój grzbiet i pomóż mi dostać się na drugi brzeg!

- Chyba jesteś szalony, odpowiedziała mu żaba. Jeśli cię wezmę na mój grzbiet, ty mnie ukłujesz, a ja umrę!

- Nie bądź głupia, odpowiedział na to skorpion. Jaką korzyść odniósłbym z uśmiercenia cię jadem? Jeśli cię użądlę, ty zatoniesz, a ja też zginę, ponieważ nie umiem pływać...

W końcu, po długich namowach, żaba dała się przekonać i rozpoczęła przeprawę przez mokradła ze skorpionem na grzbiecie. Kiedy znaleźli się na środku rzeki, poczuła jednak pieczenie ukłucia, a jad sparaliżował jej odnóża.

- Jak mogłeś?? Obiecałeś! Jak mogłeś to zrobić, zginiemy oboje!

- Wiem, odpowiedział skorpion. Jest mi bardzo przykro... ale JESTEM SKORPIONEM. Nie sposób uciec od własnej natury.

 

To jest podstawowy błąd chyba każdej osoby, która jest w relacji z osobą zaburzoną - nietylko z BPD! Ta chęć "zmiany osobowości" drugiej strony, tak by znowu stała się tą cudowną wersją siebie, którą poznaliśmy na początku. Wybaczcie, ale to jest bardzo egoistyczne. Terapia osoby z BPD nie polega na zmianie osobowości, ale jej zrozumieniu i kontrolowaniu wynikających z tego destrukcyjnych zachowań.

 

Zdaje sobie sprawę z tego, że zachowania osoby zaburzonej potrafi być destrukcyjne i krzywdzące, ale sama choroba nie jest wyborem takich ludzi. Cieżko przyznać sie przed soba, że cos "ze mna jest nie tak" kiedy żyje sie ze soba całe życie i pewne zachowania stały sie "normalnością". Samokrytyka nie przychodzi łatwo zdrowemu człowiekowi, a co dopiero zaburzonemu!

 

Większość z partnerów osób z BPD rozumuje według schematu: jesli X pozbędzie sie BPD, to będzie lepiej i cudownie jak dawniej. Tylko to nie jest tak, że X sie zepsuł. Im dalej w las tym większa chęć by wrócił ten stan, gdzie to partner był tym "naj" we wszystkim. Niby chodzi o dobro partnera, ale też zaspokojenie własnego "ego".

 

Wiele osób opowiada swoje historie w podobny sposób - byłem pogodny, wesoły, normalny - po związku z bordem jestem wrakiem. Moja pewność siebie nie istnieje. NIE. BPD nie ma "magicznej" mocy zmiany osobowości. BPD po prostu odkrywa w nas nasze najjaśniejsze i najmroczniejsze strony. A "pokrzywdzeni partnerzy" nie chcą/moga dostrzec, że taki związek mówi też coś o nich samych. M.in. to, że ich wiara w siebie zależy bardziej od innych niż od siebie, ze nie czujemy sie tak słuchani i kochani przez bliskich jakbyśmy chcieli. Moglbym wymieniać jeszcze wiecej...

 

Osoby z BPD odzierają z iluzji, ktore sami dookoła siebie budujemy i bardzo dobrze. Bo taki zwiazek jest wspaniałą lekcją tego, że człowiek najpierw musi pokochać sam siebie, tak aby nigdy nie zależeć w pełni od kogoś innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest podstawowy błąd chyba każdej osoby, która jest w relacji z osobą zaburzoną - nietylko z BPD! Ta chęć "zmiany osobowości" drugiej strony, tak by znowu stała się tą cudowną wersją siebie, którą poznaliśmy na początku. Wybaczcie, ale to jest bardzo egoistyczne.

 

Absolutna zgoda. Niestety ludzie nie zdają sobie z tego sprawy: nie są tego świadomi, że nie mamy wpływu na naturę innych osób. I choćbyśmy byli najmilsi na świecie dla skorpiona z trującym jadem, on nigdy nie stanie się misiem do przytulania. Bo nie mamy wpływu na innych ludzi i ich naturę: o tym powinni uczyć dzieciaków w szkole. Byłoby mniej takich supermenów, rycerzyków na białym koniu, rzucających się na pomoc osobom zaburzonym: ginącym za kogoś innego...

 

Terapia osoby z BPD nie polega na zmianie osobowości, ale jej zrozumieniu i kontrolowaniu wynikających z tego destrukcyjnych zachowań.

 

Moja terapeutka - a jest terapeutką psychoanalityczną certyfikowaną - powiedziała wprost, że tylko terapeuta może wytrzymać z BPD: i jedyną, jedyną rzeczą, która mu to umożliwia, jest TYGODNIOWA przerwa w kontakcie z osobą BPD. I tutaj celna uwaga: nie próbujmy być terapeutami. Inwestowanie swoich uczuć i emocji, a także chęć ratowania osób zaburzonych jest skrajnie niebezpieczne i sprawa od początku jest przegrana: ponieważ jedyną osobą, która może zapełnić ich czarną dziurę i pustkę jest ona sama! My nie mamy tutaj nic do rzeczy.

 

Wiele osób opowiada swoje historie w podobny sposób - byłem pogodny, wesoły, normalny - po związku z bordem jestem wrakiem. Moja pewność siebie nie istnieje. NIE. BPD nie ma "magicznej" mocy zmiany osobowości. BPD po prostu odkrywa w nas nasze najjaśniejsze i najmroczniejsze strony.

 

Zacznijmy od tego, że osoba w pełni świadoma siebie: taka, która uważa siebie za wartościową i taka, która ma STWORZONE własne GRANICE nigdy, przenigdy nie zaangażuje się choć trochę w relację z osobą BPD. Po prostu tego nie zrobi z szacunku do samej siebie. Zasada jest prosta: lubię siebie, znam swoją wartość, jestem świadomy tego, że kreuję własny świat i decyduję o tym, z kim przystaję i z kim się zadaję, a więc ABSOLUTNIE nie jestem zainteresowany wchodzeniem w konszachty z osobą zaburzoną. Po prostu z szacunku do samego siebie. Teraz jestem cwany, bo chodzę na terapię i jestem o wiele bardziej uświadomiony, niż byłem kiedyś: i kiedyś faktycznie nigdy bym nie pomyślał, że faktycznie kreuję własny świat i własne środowisko. Gratulacje dla terapeutki i dla samej terapii.

 

Tutaj już na marginesie: dlaczego BPD odkrywa w nas nasze najjaśniejsze i najmroczniejsze strony? Dlaczego tak się dzieje? Skąd takie osoby mają taki "dar"?

 

Bo taki zwiazek jest wspaniałą lekcją tego, że człowiek najpierw musi pokochać sam siebie

 

Wspaniałą i bardzo bolesną. Okropnie bolesną. Gdybym miał wybór, nigdy na taką lekcję bym się nie zgodził. Psychiatra mówiła mi, że mam to docenić: takie doświadczenie. Bo dzięki niemu poznaję swoją wartość, staję się coraz bardziej siebie świadomy... Ale skutki uboczne.... one po prostu zabijają i niszczą cały przekaz tej lekcji... bo po prostu tak bardzo boli...

 

aby nigdy nie zależeć w pełni od kogoś innego.

 

W pełni nie: ale jednak jesteśmy zwierzętami stadnymi i potrzebujemy drugiego człowieka.

 

Czas na Mirtagen i Zomiren: jedyny ratunek wobec tego popieprzonego doświadczenia :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z tym gównem nie da się żyć i normalnie funkcjonować. nie wiem czy do końca zdaje sobie sprawe z tego co robie źle bo przecież wszystko co robie jest dla mnie normą. inni ludzie się tak nie zachowują. każdy krok, podjęcie decyzji jest jak kopanie sobie grobu. nikogo nie obchodzi moja udręka bo zostałam sama rzekomo przez swoje zachowania. mają mnie za wcielone zło i diabła ale ja mam dobre serce, nikt nie musi w to wierzyć ale tak jest. nie manipuluje, to mną wszyscy manipulują. własna matka machnęła na mnie ręką i mam mnie za narkomanke bez perspektyw. kurwa czemu jak zrobie coś dobrego to nikt tego nie widzi. wszyscy rzucają mi kłody pod nogi. chuje nie wiedzą jak to jest żyć w ciągłym lęku, ciekawe jak oni postrzegają świat. nie wiedzą jak to jest nie umieć żyć i żyć na siłę. to jakieś przekleństwo. ponad rok temu pierwszy raz byłam u psychiatry, od tamtej pory jest coraz gorzej, zapadam się w drastycznie szybkim tempie. same upadki, próby samobójcze, używki, urojenia, omamy, całkowita utrata zdolności podejmowania poprawnych decyzji. jestem ciekawa jak skończy się ten teatrzyk zwany życiem. może ktoś to wszystko ustawił a moi rodzice wychowywali mnie celowo tak żebym była chora, celowo wpajali mi niepoprawne wzorce i wpływali na moją podświadomość programując mnie na taką jaką jestem. nikt mi nie pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×