Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

caramel rose - współczuję tej psychotycznej jazdy, którą opisałaś. Najlepsze jest to kiedy jest się jej świadomym, jakby jedna półkula mózgu wariowała a druga mówiła: ogarniej się świrze! haha miałam tak w ostatniej pracy. I galopujące myśli: zrób tak żeby nikt się nie skapnął, żeś świr, uważaj co mówisz, jak głośno się śmiejesz, na swoją minę, na agresywne gesty. uważaj uważaj uważaj, a oni i tak pewnie już wiedzą. Pewnie ona już wie i powie wszystkim. Ciekae kto jeszcze już wie. Wczoraj się śmieli, nie wiedziałam z czego, więc pewnie już wiedzą...

Podzielam to. Przeważnie mam wrażenie, że jestem obserwowana, że wszyscy obgadują mnie, śmieją się. Najbardziej to się uaktywnia z moim facetem. Kiedy krzyczę, płaczę, szaleję wtedy wkręcam, że już mnie nienawidzi, myśli, że jestem wariatką, znajdzie zaraz inną, usmiechniętą, zepsułam wszystko, jak ja wyglądam, nie chcę by mnie nie widział, krzyczę by wyszedł... mimo to nie potrafię przestać, a jak się uspokoję to jest ogromne upokorzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam teorie i w 90% jestem pewna jej prawdziwości.

Nie jestem w żaden sposób zaburzona.

Jestem niewychowanym, rozpieszczonym, dużym dzieckiem któremu poprzewracało się w głowie z własnej głupoty i niefortunnie potoczonych losów swojej rodziny.

Jestem rozkapryszoną, niepoukładaną, przebiegłą i cwaną małą dziewczynką która gdy nie dostanie lizaka położy się na ziemi, będzie tupać nogami i wyć aż nie zedrze gardła. Żyję w przekonaniu, że jestem zaburzona, tak bardzo sobie to wkręciłam że zaczęłam wykazywać pewne cechy osoby zaburzonej, ale prawda jest taka że po prostu jestem idiotką, która sama sobie strzela w kolano.

 

Dodaj do tego jeszcze moje 10% potwierdzenia.

 

 

:great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Conessa - a jak zaczynasz krzyczeć, nie możesz znaleźć czegoś innego w sobie? Typu, oho zaczynam krzyczeć, czuję się strasznie....e, musze natychmiast pooddychac swiezym powietrzem->ide na dwór/za drzwi/na balkon. Sama mam napady złości tylko troche mniejsze, u mnie to idzie chyba w zlosliwosc [to taka mala zlosc] i sie zastanawiam czy dalo by sie kiedy to sie czuje nie isc w to tylko wyrwac. Wiem, ze jak mnie mama wkurza [a jest naprawde czesto] to tak trudno wyrwac sie z przyjemnego stanu szybkiego wkurwa, bo tylko on przynosi ulge. No ale 1. tak nie mozna zyc, 2. moze cos innego tez przynosi ulge? Moze wyswietlenie jakiegos obrazu w glowie, typu ze wysadzam swiat bombą nuklearną? Albo moze odwrotnie, ze jest laka i swieci slonce. No nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze wyswietlenie jakiegos obrazu w glowie, typu ze wysadzam swiat bombą nuklearną? .

Mnie takie coś pomagało na chwilę jak dostawałam ataku furii, a nie mogłam rozładować nigdzie tego napięcia. Tzn. nie tak jakbym chciała... Wtedy tego typu fantazje pomagały... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby było to takie proste to nie miałabym napadów. I tak już w jakimś stopniu coś tam czasem potrafię zahamować.

Wyobrażenie czegoś? trochę też działa, w sytuacji kiedy dociera do mnie gwałtowny impuls, mam obraz kilkusekundowy jak rozpier dalam wszystko dookoła, albo kogos uderzam albo tnę się.. a mimo to dalej stoje bez ruchu, to mnie czasem faktycznie potrafi uspokoić na tyle by wyjść do innego pomieszczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

caramel rose - współczuję tej psychotycznej jazdy, którą opisałaś. Najlepsze jest to kiedy jest się jej świadomym, jakby jedna półkula mózgu wariowała a druga mówiła: ogarniej się świrze! haha miałam tak w ostatniej pracy. I galopujące myśli: zrób tak żeby nikt się nie skapnął, żeś świr, uważaj co mówisz, jak głośno się śmiejesz, na swoją minę, na agresywne gesty. uważaj uważaj uważaj, a oni i tak pewnie już wiedzą. Pewnie ona już wie i powie wszystkim. Ciekawe kto jeszcze już wie. Wczoraj się śmieli, nie wiedziałam z czego, więc pewnie już wiedzą...

 

Mam dokładnie to samo. W pracy staram się udawać normalną, zdrową osobę. Pilnuję się na każdym kroku, a i tak myślę "oni na pewno wiedzą/ to tylko kwestia dni jak się dowiedzą/ na pewno myślą, że coś ze mną nie tak" itp. Mam ogólnie problem z relacjami, nawet tutaj jak widzę jak piszecie, jak sobie umiecie dobrze doradzić różne rzeczy, a ja? Nawet jak czytam Wasze posty i chciałabym wyrazić swoje zdanie, coś doradzić to nie umiem zebrać wtedy myśli, nie umiem dobrze odpowiadać na słowa drugiej osoby. Chciałabym się kiedyś tego nauczyć.

 

Zarzucił Wam ktoś kiedyś, że manipulujecie? Bo mnie ostatnio terapeuta ciągle mówi, że jestem manipulatorką. No może czasem wpływam jakoś na innych, ale nie robię tego specjalnie, jakoś tak samo wychodzi. Po prostu strasznie chcę przekraczać granice, to jest ekscytujące, wyzwala tyle emocji, z drugiej strony wiem, że powinnam z tym walczyć i tak nie robić, ale to jest silniejsze. Nienawidzę norm i zasad, ciągle chcę je łamać, omijać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Conessa - nie mówiłam, że to proste, tylko się głośno zastanawiam, bo sama miewam takie akcje, tylko w mniejszym wymiarze. Moja Mama twierdzi, że podobno złagodniałam bardzo, kiedy dowiedziałąm się od t. że mam Bpd. To fakt, dowiedziałam się 2 miesiące temu, przeczytałam kim jest Bpd, jakim jest trudnym człowiekiem dla ludzi i postarałam się zmiękczyć. Coprawda, teraz na spotkaniach z ludzmi kontroluję się, czy nie jestem niemiła, agresywna, wybuchowa, za smutna [!!!]. Obecnie moją obsesją jest, że jestem super smutna i ludzie nie bedą chcieli ze mną przebywać. Z drugiej strony jeszcze przez miesiąc będę w dużym stresie więc podobno mam sobie nie pluć w brodę...

 

Chciałabym być małą dziewczynką co ma oboje rodziców, budzą ją rano a ciepła owsianka czeka w słoncznej kuchni.

 

caramel rose - mi Mama zarzucała, że jestem manipulantką. Zdaje mi się, że umiem manipulować ale tylko, kiedy dobrze się ze sobą czuję. Mam takie niejasne wrażenie, że w ogóle kobiety są od dziecka uczone manipulacji a mężczyźni lubią być przez nie manipulowani. Ale chyba w taki lekki, zdrowy sposób. Może to po prostu kokieteria.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to są objawy nerwicy?-WĄTEK ZBIORCZY

Post dzisiaj, 21:15

 

Od: dzisiaj, 18:15

Posty: 1

Witam ja tak naprawdę nie wiem co mi jest.Nie mówię o tym nikomu.Czasem gadam i żalę się sama sobie,czasem wyobrażam sobie fajne rzeczy,sytuacje nie mające miejsca,by na chwilę poczuć się lepiej). w nierealnym świecie do tej pory mimo,że jestem dorosła nie od dziś.Myślę,że podświadomość moja nie dopuszczała myśli,że śmierć dotknię kogoś z moich bliskich.W styczniu 2013 gdy moja babcia(po mojej namowie) zgodziła się pójść do szpitala nie sądziłam,że to tak się potoczy.Miała zwykłe objawy grypy(wymioty i brak apetytu od miesiąca).Po tygodniu pobytu w szpitalu zdiagnozowali nowotwór z przerzutami i tego dnia co była diagnoza zmarła.Nie zdążyłam się nawet z nią pożegnać,bo od kilku dni była już nieświadoma i w większości spała(na przemian z wymiotami i płaczem z bólu).Byłam wtedy w ciąży(zmarła w styczniu a ja rodziłam w czerwcu).Nie zdążyła zobaczyć prawnuczki.Przeżyłam tą śmierć jak nic dotąd.Do tej pory nie pogodziłam się z nią.Odkąd umarła strasznie boje się śmierci(wpadam w paranoje).Mam 4 dzieci i nie chcę pozostawić je same(mąż pracuje i nie wychowa je sam),lękam się też tego,że mężowi coż się stanie(nie dam sobie wtedy rady) a jak coś stanie się dzieciom(nie przeżyje tego).To nie tylko to,bo odkąd umarła mam też inne lęki.Strach,że nie dam sobie rady,bo babcia była dla mnie jedyną osobą,której 100% ufałam i na,którą mogłam zawsze liczyć.Przy niej wiedziałam,że nic mi nie grozi i Ona zawsze mnie ochroni.Wiem,że mam męża ale nie wiem dlaczego nie potrafię czuć się przy nim 100% bezpiecznie choć go z całych sił kocham.Wpadam w jakaś paranoje.Nie okazuje tego tak,by gołym okiem było widoczne a to co mam wypłakać ,to wypłaczę w ciągu dnia jak mąż jest w pracy.Nie mam rodziców ,na których mogę liczyć(ojciec mamę zostawił jak zaszła ze mną w ciążę a mama od dzieciństwa nienawidzi mnie za to,że jestem podobna do ojca).Powiedziała mi nawet,że spłodzili mnie w piwnicy (jak można swojemu dziecku takie rzeczy mówić) oraz ,że śmierć babci(jej mamy) to moja wina.Wiem,że raka jej nie wsadziłam ale po tym jak tak mi powiedziała ,to zastanawiam się czy nie rozchorowała się,bo zbyt często odwiedzałam ją i męczyłam ją tymi odwiedzinami.Sama nie wiem.Mam też spore lęki związane z tym,że dzieci mi zabiorą.Jestem dobrą matką,dzieci maja wszystko co im potrzeba.Chodzi o to,że społeczeństwo patrzy na rodziny wielodzietne jako na patologię.Nienawidzę słowa ,,patologia,,.Kocham swoje dzieci ponad wszystko i to,że założyłam dużą rodzinę nie wynika przecież z patologii.Niestety przewaga jest tych co właśnie tak myślą.Pisałam też na innym forum,gdzie wypowiadałam się na temat innej rodziny wielodzietnej( wszyscy na forum gnoili ją oprócz mnie a ja zostałam zgnojona ,bo miałam dobre zdanie na temat rodziny wielodzietnej).Najwidoczniej ten świat nie jest dla mnie,jeśli wszyscy są tak bezduszni( ja tak nie potrafię).Jestem zbyt wrażliwa i dlatego nie mam przyjaciół.Taki chodzący dziwoląg ze mnie,którego nikt nie potrafi zrozumieć.Nawet w domu mają ze mną problemy.Proszę o posprzątanie swojego pokoju i przez kilka dni mogę prosić ,to dzieci na odpierdziel zrobią a ja i tak muszę poprawić.Boję się iść do lekarza,mam dzieci a jak stwierdzą chorobę to mogą mi je odebrać.Muszę z tym żyć.

NIE WIEM CO MI JEST POPROSTU CZUJĘ SMUTEK,PŁACZĘ,CHWILAMI ZAPOMINAM PÓŹNIEJ WRACAJĄ LĘKI,STRACH I NERWY. Udaję,że jest dobrze ale duszę wszystko w sobie latami i przed światek ukrywam wszystko,udaje ,że jest ok a w zaciszu domowym jak jestem sama wybucham płaczem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz bardzo ciężkie życie, ciężko będzie Ci pomóc zdalnie. Może spróbuj skontaktować się z psychoterapeutą? On powinien wiedzieć co dalej zrobić, czy potrzebna Ci jest terapia, czy leki. Tutaj większość ludzi, na forum, chodzi na terapię, to bardzo pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

caramel rose, h

Twój terapeuta jest dziwny nazywając Cię "manipulatorką",bo to brzmi tak jak byś robiła to specjalnie.A prawda jest taka że każdy Border próbował lub manipulował ale robił to podświadomie-to jest jedna z technik jaką używają bordery.Natomiast moja była terapeutka też mi ostatnio zarzuciła że ją manipuluję :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć ! Potrzebuję pomocy . Mam 43 lata , trójka dzieci . Byłem stałym bywalcem tutaj 2010-2012 - diagnoza depresja . Walczyłem długo antydepresanty , najpierw półroczna terapia grupowa , szpital , później roczna indywidualna z super terapeutą . Od jakiegoś roku jest dobrze . Bez leków , słowem radzę sobie z życiem . Jestem w separacji , mieszkam z mamą ale na własne życzenie i to jest właśnie ten problem ( tzn nie że mieszkam z mamą : ) ) Składałem to przez wiele lat i dopiero teraz wiem - jestem w związku z Border . Super mieszanka wybuchowa depresant i border nie....... Pewnie dlatego ten mechanizm tak długo wytrwał . Żona leczy się ale bierze antydepresanty ( SETALOFT ) w sumie nie dziwię się jak pewnie idzie do swojego lekarza i opowiada jak ja to ją krzywdzę i wszyscy do okoła są źli włącznie z jej mamą i tatą . Niepohamowane napady gniewu w jej wykonaniu to złe określenie - ona dostaje mega szału z niczego - rzuca we mnie przedmiotami wyzywa od najgorszych , przy dzieciach , przy sąsiadach , ja się ewakuuje ona biegnie za mną wrzeszczy nadal , żadnych zahamowań . I taki żywot od kilku lat . Żeby było śmieszniej razem prowadzimy firmę po 50 % udziałów jeżeli jakiekolwiek odejdzie jest likwidacja a są pracownicy , zoobowiązania - zamknięcie firmy jest jednoznaczne z tym , że zostaną długi . Ona sama nie poprowadzi bo się nie zna na tym to firma produkcyjno handlowa i jest specjalizacja produkcji . Ona nie odejdzie - bo przecież wiadomo trzyma mnie w szachu szantażuje jeden z jej starych numerów . Ale do sedna :

 

Proszę o kontakt z osobą , która może mi podpowiedzieć co dalej , mam na myśli osobę ze zdiagnozowaną BPD najlepiej kobietą albo facetem , który żyje albo żył z BPD .

 

Na chwilę obecną plan jest taki na przyszły tydzień :

 

1)Wizyta u mojego psychiatry - kontrolna i przedstawienie mu historii jej zachowań z ostatniego roku i konsultacja.

 

2)Wizyta u jej psychiatry - przedstawienie jak to wygląda z mojej strony , może już coś podejrzewała chyba że żona sprzedawała jej wersję o sobie wybieloną

 

3)Terapia rodzinna u mojego psychologa poprzedzoną osobistą wizytą u niego ( nie widział mnie rok )

 

Wnioski :

 

Nie chcę szukać winy mojej depresji w żonie ale widzę teraz czytając różne wypowiedzi osób żyjących z BPD że dużo się swoim zachowaniem i słowem przyczyniła

 

Kurde najgorsze jest to , że czytając o mozliwości wyleczenia nie ma nic pozytywnego owszem leki plus terapia ale skutek marny

 

Zastanawiam się nad rozwodem i to mnie przeraża 22 lata małżenstwa - przeżyliśmy też fajne lata - dlatego będę wdzięczny za każdy komentarz w tej sprawie

 

POzdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dave38, nie ma złotego środka. Jedyne o czym dużo na ten temat przeczytałam jak się rozwodzić z BPD albo w jaki sposób ratować małżeństwo, chronić dzieci i siebie to książka "Borderline. Jak żyć z osobą o skrajnych emocjach". Poza tym myślę, że potrzebujesz wsparcia psychologa. Sam w sobie rozwód jest mega trudny a co dopiero odchodzić od kogoś z BPD, gdzie są dzieci i firma.... pewnie posunie się do wszystkich możliwych sposobów.

Myślę, że masz dobry plan aby porozmawiać z jej terapeutą. To ważne by on wiedział co się dzieje.. może razem wspólnie coś dacie radę.

Na pewno Twoja żona wymaga długiego leczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dave38 - pisanie w wątku dla borderów, że terapia+leki=skutek marny jest ryzykowne...a dla mnie wkurzające. Po tym nie chcę mi się Ci pomóc. Jeśli chodzi na terapię i bierze leki to robi wszystko, co może żeby uratować siebie i przy okazji małżeństwo.

 

abstrakcyjna - co się stało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dave38 - pisanie w wątku dla borderów, że terapia+leki=skutek marny jest ryzykowne...a dla mnie wkurzające. Po tym nie chcę mi się Ci pomóc. Jeśli chodzi na terapię i bierze leki to robi wszystko, co może żeby uratować siebie i przy okazji małżeństwo.

Bo Dave może nie bardzo wie co ma pisać. Nikt może mu nie pomógł. Ja wierzę, że można z tego wyjść i nie ma co się powtarzać bo wszystkie wiemy jak to wygląda, ale pamiętam też i biorę pod uwagę to, że nie każda osoba dotknięta BPD jest łatwa do okiełznania przez leki i terapię - zwłaszcza jeśli jest dochodząca. Uważam, że takie osoby wymagają hospitalizacji i zastrzyków w tyłek skoro nie ma sposobu by je opanować. Domyślam się jak mu jest ciężko i z tego co napisał zrozumiałam, że raczej chce walczyć o małżeństwo.

Skoro ją kochasz - powinieneś o ile nie przekroczyła całkiem granicy na tyle by nie zrujnować i zagrażać niebezpieczeństwem, w końcu mają dzieci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×