Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Mam pytanie do osób, które mają stwierdzone owe zaburzenie.

Czy miewacie takie mocne wahania nastroju?

Typu zdarza Wam się być na granicy wytrzymania, okaleczacie się, nienawidzicie siebie i chcecie ze sobą skończyć, a później z byle powodu macie dobry humor i nieuzasadnioną chęć zmiany swojego życia na lepsze, typu zrobienie czegoś spontanicznego, itp?

 

u mnie najczęściej odwrotnie, jest super albo chociaż ok, i nagle trach... i wpadam w czarną rozpacz.

 

 

Borderline zabiera mi życie. Nie znoszę tej diagnozy. Od kiedy jestem na mocniejszych lekach wszystko jest trochę spokojniejsze i szarpie trochę mniej, ale nadal... Nadal po prostu nie chcę tak żyć.

 

:((( a jak długo się leczysz?

chodzisz na terapię?

Twoj jedyny lek to wenla? mi fajnie się sprawdza antydepresant ze stabilizatorem nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:((( a jak długo się leczysz?

chodzisz na terapię?

Twoj jedyny lek to wenla? mi fajnie się sprawdza antydepresant ze stabilizatorem nastroju.

 

Leczę się generalnie od 3 lat, najpierw miałam zdiagnozowane PTSD, po trochę ponad roku przerwałam terapię.

Niecałe 1.5 roku temu wróciłam, trafiłam na świetną panią psychiatrę, która pomogła mi całkowicie odstawić alkohol (byłam już poważnie zagrożona uzależnieniem) i zaczęłam brać różne leki z grupy SSRI, początkowo w małych dawkach, później w coraz większych. Przez chwilę brałam stabilizatory ale na mnie nie działały. Kiedy wróciłam na leczenie 1.5 roku temu, zdiagnozowano mi zaburzenia depresyjno-lękowe. W tym roku w czerwcu dostałam skierowanie do szpitala, jednak pani doktor na izbie przyjęć zdecydowała, że nie przyjmie mnie na oddział zamknięty i skierowała na oddział dzienny. Wtedy też moja psychiatra, która zna mnie naprawdę dość dobrze, podjęła ostateczną decyzję o wpisaniu mi diagnozy F60.3. Od lipca zmieniłyśmy SSRI na welnę, początkowo 37.5 mg, doszłyśmy do 112.5. Teraz jestem w trakcie 3-miesięcznej terapii na oddziale dziennym szpitala psychiatrycznego. Przez cały też czas w ciągu ostatniego roku chodziłam na terapię indywidualną do świetnej terapeutki, teraz zawiesiłyśmy terapię na czas leczenia w szpitalu.

 

I generalnie BPD dalej jest dla mnie trochę nieodkrytym lądem, kiedy ludzie pytają mnie, czym to się właściwie objawia, to nie wiem, co im odpowiedzieć. Ja w każdym razie czuję bezsens, czuję, że nie mam tożsamości i nie wiem, kim jestem, i nie chcę żyć jako byt, jako twór który nic do świata nie wnosi. Czuję w ogóle bezsens świata i czuję, że wszystko co jest, może zniknąć w ciągu ułamka sekundy i nie będzie już miało znaczenia żadnego. Tak jakby nic, absolutnie nic na świecie nie miało żadnej wartości. Chce mi się strasznie płakać, ale od miesiąca nie mogę, czuję, że zablokowałam to gdzieś bardzo głęboko.

 

Czasami zupełnie tracę nadzieję na to, że mogę sobie pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam Wasze posty to jestem pewna, że do wszystkich moich problemów- fobii społecznej, uzaleznien, depresji, sklonnosci do urojeń dochodzi jeszcze borderline. Czy to możliwe aby jedna osoba miała tyle chorób ?? :(

 

Nie powinnaś diagnozować się sama. Najlepiej poczekaj na diagnozę swojego lekarza, jeśli chodzisz.

 

Jeszcze jedno pytanie do osób z borderline: Jak u Was jest ze związkami? Są w miarę stabilne czy też odczuwacie takie... nie wiem, jak to określić. Wahania uczuć? Typu najpierw jest super, świetnie, a później nagle zaczynacie nienawidzić tę osobę albo jesteście przesadnie podejrzliwi i zazdrości jeśli chodzi o relacje z innymi ludźmi?

 

Pytam dlatego, że zastanawia mnie to, sama mam większość objawów borderline.

Myślicie, że gdybym rzeczywiście mogła mieć takie zaburzenie, mój psychoterapeuta by to zauważył i wysłał mnie do psychiatry?

Jak to z Wami było? Od razu byłyście pewne, co Wam jest, czy dopiero psycholog Was gdzieś skierował, a może było zupełnie inaczej?

 

Oczywiście niech odpowiedzą tylko osoby, które chcą o tym mówić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak u Was jest ze związkami? Są w miarę stabilne czy też odczuwacie takie... nie wiem, jak to określić. Wahania uczuć? Typu najpierw jest super, świetnie, a później nagle zaczynacie nienawidzić tę osobę albo jesteście przesadnie podejrzliwi i zazdrości jeśli chodzi o relacje z innymi ludźmi?

U mnie jest dość stabilnie. Uważam, że wyrozumiały partner i dużo rozmawiania o tym co się czuje może dać dobre efekty. Ale to też na pewno zasługa mojej pracy i terapii. Ale za to kontakty z innymi ludźmi są u mnie średnie.

Jak to z Wami było? Od razu byłyście pewne, co Wam jest, czy dopiero psycholog Was gdzieś skierował, a może było zupełnie inaczej?

Ja byłam pewna, że mam borderline. Potem zdiagnozował mnie terapeuta i wyszło między innymi że mam borderline. Jednak staram się nie utożsamiać z tą diagnozą. Może też dlatego, że radzę sobie trochę lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lucy niestety ale to jest mozliwe, sam jestem na to dowodem. Jeden wielki koszmar,ciągła bezradność, poczucie bezsilności, w głowie burza myśli przypominająca ogromny supeł. Brak koncetracji, problemy z pamięcią. Trudności w podejmowaniu decyzji i strach czasami nawet przed najbliższymi wynikający z poczucia braku akceptacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim!

Głupio tak wcinać mi się w środek rozmowy, ale moje rozmyślenia tak mnie przytłaczają, że mimo wczorajszej wizyty u terapeuty, muszę kogoś spytać o poradę.

W skrócie: choruję na depresję i nerwicę lękową. Leki trochę działają, na pewno jest poprawa. W każdym razie w ostatnich tygodniach pojawiały się bardzo gwałtowne wybuchy uczuć. Ktoś w miejscu publicznym podniósł na mnie głos, nie było żadnej awantury ani nic, a ja od razu zaczęłam płakać. I nie mogłam się uspokoić. Po prostu racjonalne myślenie zostało wyłączone, a łzy lały się strumieniami. Kolejna sytuacja - z głupiego powodu poczułam się odrzucona i trochę zazdrosna. Wprowadziło mnie to w stan tak wielkiego gniewu, że mogłam się wyżyć jedynie poprzez wyżalenie się komuś sms-em. Mało by brakowało, a pewnie znowu zaczęłyby się szlochy.

Ale teraz najlepsze. Bezpodstawnie zostałam skrytykowana i w pewnym stopniu obrażona. Długo by tłumaczyć tę sytuację, w każdym razie nie jestem zadowolona ze swojej reakcji. Osoba podniosła na mnie głos, a ja dalej wdałam się z nią w dyskusję. Nie obrażałam nikogo, ale też nie do końca pamiętam, co w ogóle powiedziałam. Po prostu sie broniłam "nie życzę sobie, proszę mnie nie obrażać" itd. Ale byłam zupełnie otumaniona tą sytuacją. Po konfrontacji znowu zaczęłam płakać. Nie obchodził mnie otaczający mnie świat, pełno ludzi, ulica, świadkowie. Tak jakbym oderwała się od rzeczywistości. Poniosło mnie. Całkowicie.

 

Wg lekarza mam taki typ stereotypowego niezrównanie wrażliwego romantyka, który nie oddziela sfery "tworzenia" od normalnego życia. Szaleństwo twórcze podkręca skok adrenaliny i zaczynam łamać granice. Zaczynam zachowywać się buntowniczo, choć z drugiej strony pragnę akceptacji, kogoś, kto będzie mnie wprost ubóstwiał. Mam syndrom jakiejś gwiazdy, która chce zmieniać świat i pakuje się przez to w kłopoty, a przede wszystkim - rani samą siebie.

Moje postawy są całkowicie rozchwiane i w końcu powinnam coś wybrać, bo całkowicie zwariuję. A momentami już się czuję, jakbym zwariowała.

 

Czasem widzę w sobie tę niezwykłość, wiem, że jest ona darem, którego nie da się podrobić, że ta nadwrażliwość emocjonalna towarzyszyła tym, którzy dużo osiągnęli. Ale co po osiągnięciach, gdy ja zaczynam tracić kontrolę.

 

Nie wiem, o co chodzi. Analizowałam wszystkie możliwe rodzaje manii, hipomanii. Zastanawiałam się w kwestii depresji dwubiegunowej. Ale nie wiem, może są to zaburzenia osobowości. Lekarz nie rzuca nazwami raczej, bo nie chce generalizować, ale ja nie zachowuję się normalnie. Czasem myślę, że ten świat po prostu nie jest miejscem dla mnie. Bo ja nigdy nie będę potrafiła się dopasować. :hide:

 

Czy ktoś może czuł się podobnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam. Czy to po włączeniu lekow antydepresyjnych zrobilas się taka emocjonalna? Bo ja np. wlasnie od momentu gdy leki zaczęły dzialac i depresja znikla, zaczelam uzewnetrzniac swoje emocje, głębiej i boleśniej czuc.Podobnie jak Ty to opisujesz, wykłócanie się z ludzmi, nie panowanie nad sobą kompletnie, tak ze wlasnie po czasie nie wiedziałam co mowilam.

 

Czy masz zdiagnozowane borderline?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudno mi ocenić, ale można tak powiedzieć. Tzn. mam wrażenie, że depresja dodała mi bezsilności. Zawsze miałam w sobie coś z buntownika, a wtedy wszystko przestało mnie obchodzić i najchętniej siedziałabym w pokoju cały dzień. Nie mogę powiedzieć,że pokonałam depresję. Jestem pod wpływem silnych leków. A do tego do stanu stabilnego nadal sporo mi brakuje, ale w pamięcią nawet nie chcę wracać do odczuć z czasów przed podjęciem leczenia.

 

No, w każdym razie te wybuchy emocji są znacznie gwałtowniejsze i silniejsze. Nie płaczę już "bez powodu", z poczucia beznadziei jak to było wcześniej. Ale kiedy nadejdzie jakiś (wg mnie) racjonalny powód do smutku, to od środka mnie rozdziera. Tak jakbym czuła wprost fizyczny ból. Ja to wyobrażam sobie metaforycznie. Jakby powłoczka, którą tworzą wokół mnie antydepresanty, została w jednym punkcie przedziurawiona i przez ten mały otworek ukradkiem i niespodziewanie zaczęły wydostawać się te negatywne uczucia, wszystkie zebrane wcześniej, na raz.

 

Przed chwilą znowu płakałam, bo ktoś podniósł na mnie głos. Mimo że wcześniej czułam się dobrze. W stanie wcześniejszym do końca dnia mogłabym płakać. Teraz tak nie jest, uspokajam się, ale wybuch jest bardzo bolesny i nie do okiełznania.

 

Nie mam stwierdzonego borderline, ale to też nie jest tak, że wcześniejsze diagnozy były postawione wprost. Moja terapeutka na wstępie powiedziała, że nie chce mnie szufladkować, bo to do niczego nie prowadzi. Ale między słowami czy podczas wizyt u psychiatry okazało się, że mam depresję, nerwicę lękową i fobię społeczną. Do tego po prostu określono moją osobowość jako bardzo artystyczną. Tyle. Więc sama nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam z kolei inne pytanie. Skierowane do osob, które, chodzą na terapie i mają borderline typ impulsywny.

Wiem, ze osoba z borderem wciąż czuje się odrzucona przez to ma pretensje do ludzi, ze nie traktują jej w sposób wyjątkowy. Przez te wygorowane wymagania wciąż wszczynam awantury, ze ktoś mnie w moim przekonaniu "olał".

Rozumiem, ze najważniejsze jest przestać dzialac w emocjach, jak to mają typy impulsywne. To tez staram się robic. Ale jak odroznic wyimaginowane lekceważenie z czyjejś strony od realnego??

Dzis miałam taką sytuację.

Zaczelo się w niedzielę, ponieważ w piątek mój psychiatra stwierzdzil, ze prawdopodobnie mam bordera i zalecil terapie, dlatego napisałam sms do kolegi. Kolega ten chodzi do psychologa, tego do którego ja tez mam chodzic. Pytalam jaka jest ta psycholog, czy jest kompetentne i czy w ogole jest tez terapeuta. Mija z 8 godzin gość nie odpisuje. Złapalam wkurwa , bo widze sms dochodzą wiec telefon ma wlączony. Udalo mi się powstrzymać złość i napisałam zartoblwie " Możesz odpisac jeszcze w tym roku:) to dla mnie ważne, pliiiiiiiis" Znowu cisza. Dzis rano stwierdziłam, ze to nie jest moja imaginacja tylko chamstwo na które należy zareagować. Rozwazylam to na chłodno i pisze mu. " Dzięki za pomoc, P.erdol się"

 

Czy ktoś może ocenic moją reakcje. kiedys po pól godzinie nieodpisywania gość dostalby wiązanke.

tym razem jednak się powstrzymałam, ale być może to co zrobiłam tez jest przesadną reakcją.

Nic już nie wiem, jak mam zyc, co robic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej kochana! :) no w końcu idziesz na terapię, gratuluję i mam nadzieję, że to początek drogi ku lepszemu.

Może to właśnie przez zaburzenia osobowości brała się ta depresja i lęki.

 

Co do olewania, cóż, chyba najważniejsze jest pytanie czy sprawa jest warta tego by się złościć.

Jak to mówi moja terapeutka: zastanów się co Ci to robi? a robi wiele: psuje humor, samoocenę, drobna iskierka w postaci braku odpowiedzi na SMS nakręca emocjonalną spiralę itp.

 

ja czasem też nie odpisywałam na SMSy, nawet bardzo ważne i bardzo bliskim osobom kiedy byłam pogrążona w depresji, nie dlatego, że mi na nich nie zależało, olewałam sobie czy coś: po prostu to był wysiłek którego nie byłam w stanie podjąć. Może kolega teraz też tak ma?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Dream za odpowiedz.

Chodzi o to, ze ten mój kolega leczy się z uzależnienia i nie ma depresji. Zawsze tryska energią i humorem. Gdyby miał jakies zaburzenia psychiczne to bym to zrozumiała.

Muszę się po prostu pogodzić z tym, ze są ludzie, którzy maja gdzies znajomych i ich troski. Tak już po prostu jest i trzeba to zaakceptować,prawda?

Wkurza mnie tylko, ze tak mnie wyprowadza z równowagi taki drobiazg.

Ale mam nadzieje, ze wlasnie dzięki terapii zapanuję nad tym ciaglym poczuciem odrzucenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mógłbym chyba napisać niesamowicie dużo..... ..mógłbym tylko muszę wrócić na tamto" siedzenie .........

Terapia Lucy to jakieś "święte' słowo wg. ciebie ?

 

....a z tym 'olewaniem ...to miałem tak mocno puki do szkół chodziłem ...albo nie ,miałem tak wobec ludzi tylko w podstawówce ...potem nauczyłem się mieć wyjebane ......

 

Dziś nad tym" panuję ...na tyle by się psychicznie nie męczyć zadając sobie głupie pytania typu dlaczego.... pierdole to mimo bólu którego już chyba nauczyłem się nie czuć ....może zrozumiałem wolność każdej jednostki i jej wolną wolę poprzez swój pryzmat ?

 

jak mogę mieć do kogokolwiek pretensje o to ,że ma wyjebane kiedy sam u siebie to zachowanie dostrzegłem ? ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Makabra - ....to tylko wrażenie ? ...może nie tyle... ..potrzeba z ludźmi co akurat z tą' jedną osobą ? ....mi bycie w związku pomogło niesamowicie w tym by BL mnie nie zabiło.....

 

Sama już nie wiem... Chciałabym mieć faceta, ale nikt mnie nie chce, bo jestem zbyt beznadziejna :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak znajomych świadczy o tym ,że trafiałaś na ludzi z którymi miałaś - nic wspólnego ? ....Ja mam 3dobrych znajomych ,więcej nie potrzebuję a raczej to sam się ich pozbyłem bo w większości to byli tępaki bez jakichkolwiek uczuć i ...zainteresowań moich.

O kobietach nie piszę bo nie mam koleżanek 'też ...nigdy nie były mi potrzebne ....wolałem partnerkę - to tak ironicznie mówię;

Z kolei sam na siebie kiedyś nie mogłem się patrzyć ,czułem się jak pasztet jakiś kosmita z swoim światem wśród szkolnych znajomości.

No i długa droga za mną ......

 

Głowa do góry :D:idea: bo to się skończy wiesz.... chcesz tego ? pragniesz ? to się stanie nawet jeśli teraz marudzisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorzej, gdy trafisz na domorosłego psychologa, co to wszystkie rozumy zjadł, z wyjątkiem swojego, i on cię bedzie diagnozował. Niestety, jest wiele kilkudniowych pseudokursów i pseudoszkoleń (słono płatnych), prowadzonych przez przypadkowe osoby, po których rośnie rzesza takich pseudopsychologów i pseudoterapeutów, których prowadzący kursy nazywają coachami. Jeżeli trafisz na takiego "terapeutę", masz zagwarantowany poważny rozstrój nerwowy i co najmniej kilka chorób psychicznych - już tych realnych, nie wysaanych z palca coacha. Ja miałem yę wątpliwą przyjemność być pod wpływem takiego niedouczonego coacha. Początkowo ufałem bezgranicznie w to :szukam: co mi mówi. A była to zwykła manipulacja, majaca na celu doprowadzenie mnie do sytuacji, w której ta osoba stanie się dla mnie bogiem. I o mało to nie nastąpiło. Wczoraj zerwałam z nią kontakty. Choć jestem przekonany, że straciłem tym krokiem wszystko, to gdzieś w podświadomości czuję, że jednak uratowałem siebie i z czasem powrócę do normalnego świata, do normalnego reagowania na wydarzenia itp. Być może właśnie trzeba stracić wszystko - milość, majątek, szacunek do siebie, aby odbić się od dna i poszybować ku niebiosom.

 

Obudzilem się dziś z przekonaniem, że najlepij byłoby się nie budzić. Zasnąć i spać będąc w błogostanie, w nieświadomości tego co, było, co jest i co będzie. Przez godzinę leżałem w bezruchu, bezmyślnie patrząc na plamy na suficie. Potem zacząłem obmyślać, jak się na tej osobie (ktora stala mi się bardzo bliska) wziąć odwet za to, co mi zrobiła. W końcu przypomniałem sobie, że podobno problem przestaje byc problemem, gdy się go zapisze i opisze. Więc to robię. Nie wiem, czy to jest dobre rozwiązanie, wiem że jakieś jest. Z drugiej strony - czy krzywdą, nawet w imię sprawiedliwości, zadaną takiej osobie, poprawię sobie humor? Wszak zemsta jest podobno rozkoszą bogów. Ale ja nie jestem bogiem!!! Palę papierosa za papierosem, to mi trochę uspakaja nerwy. Ale co dalej??? Nie ufam psychologom - nie mam żadnej gwarancji, że to, co na swoich stronach piszą, jest prawdą o ich wiedzy i kompetencjach. Wim, że jedyną prawdą na ich stronach może być cena za ich usługi. Co więc robić???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×