Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Z czym Wam dziewczyny jest najciężej obecnie?

Mnie z cała gama ekstremalnie silnych emocji, których wyrażenie byłoby zupełnie nieadekwatne do danej sytuacji wiec cały wysiłek idzie na tłumienie tego, ale te emocje przebijają sie tak bardzo, jakby mi miały żyły pęknąc z ich natłoku :( włącza mi sie lęk, panika, liczne somatyczne objawy.. Wracam do domu i wyje, jest mi tak cieżko, ze chciałabym zniknąć.. Za tydzień terapia po długiej przerwie urlopowej i myśle, ze wychodzę z hibernacji w związku z tym i stad ten natłok tego, no ale wiedza jedno przeżywanie drugie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, ponawiam pytanie, może któraś coś dopowie - jakiego rodzaju terapiami się leczycie? Pomocy, czuję wściekłość, nic mi nie pomaga 200 mg lamotryginy :-(

 

ja chodzę na behawioralno poznawczą terapię schematu :)

ponoć psychoanalizą, dialektyczną terapią behawioralną etc :)

moim zdaniem chyba ważniejsze niż sam rodzaj terapii jest zrozumienie i więź z terapeutą..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, ponawiam pytanie, może któraś coś dopowie - jakiego rodzaju terapiami się leczycie? Pomocy, czuję wściekłość, nic mi nie pomaga 200 mg lamotryginy :-(

 

psychoanaliza

 

a co do tej wściekłości poczytaj co pisałam wcześniej, jak powiedziałaś o dużej dawce lamotryginy to mi przyszło na myśl moje doświadczenie z tym :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, jestem nowa wiec napisze coś o sobie, ale mnie roznosi tak, że mam ochote rozwalić wszytsko, a najbardziej moją terapeutkę. Nienawidze jej.

 

Generalnie moje problemy ciągną się właściwie od pocztaku studiów wiec jakies 10 lat - zajebiście jak sobie teraz to uzmysłowiłam. Zaczęło sie od mojej własnej diagnozy ze mam fobie społeczną. "leczyłam się" lekami paroksytyną - która powodowała że zaczełam się okaleczać. Chodizłam jak mi sie podobało do psychologa raz tak raz nie. Tak samo z lekami jakoś przetrwałam studia chociaż w połowie je już rzucałam i miałam miec urlop zdrowotny dziekański. Po ukończeniu studiów stwierdziłam ze nie dam radyz praca przy takich objawach - poszłam na terapie grupową. Tam to teraz mam wrażenie ze wszystkich tak wymanipulowałam ze masakra - oczywiscie efektem było pozorna stabilizacja. Wyszłam z wypisem zaburzenie osobowości mieszane. Przeprowadziłam się do chłopaka z domu (za namowa grupy). Trzy miesiac i osiągnełam mega dół. Wiec zdecydowąłam sie na terapie indywidualną. Rok pochodziłam stweirdziłam nie widać efektów - zakonczyłam z tygodnia na tydzień. Po zakończeniu zaczeła sie jazda - paranoja na temat mojej orientacji. Dosłownie obsesja na tym punkcie że jestem lesbijką. Wszytsko na to wskazywało. Zaczęło się latanie od psychiatry do psychiatry do seksuologa. Seksuolog polecił mi terapeutę - ta u której jestem teraz.Ona uspokoiła mnie dwoma słowami ja Pani pomogę. Płakac mi się chce jak teraz o tym myślę.

 

Mój chłopak jest moja ofiarą, albo ja jego juz nie wiem co o tym myśleć relacje są masakryczne w tej chwili. Na ta chwile patrze jak go nie pozabijać co on robi nie wiem. W ciagu dnia mam trzy fazy. Rano czuje sie bezbronna ofiarą która jestskrzywdzona przezchłopaka, mam mega stan depresyjny nie mogę wstać z łóżka nawet - wtedy z reguły dohcodzi miedzy nami do jakies kłotni i padaja rózne słowa. Dzisiaj do kłotni nie doszło ale ja "słyszłam" jak w kuchni rzucał jakies epitety pod moim adresem. Ale coś mnie tknęło i postanowiłam to zweryfikować i zapytałam sie wprost. On powiedział, że wogóle czegoś takiego nie było. Jestem przerażona, bo ja to tak jakby słyszałam. Po kilku godzinach dostałam ataku szału dosłownie, który się chyba utrzymuje do tej chwili. Mam ochotę zniszczyć moja psychoterapeutkę. Czuje że zrobiła mi wode z mózgu. Kiedyś taka nie byłam. Byłam wycofana miałam te emocje chyba, ale we wnetrzu. A ona jakby mnie odsłoniła i nie poznaje siebie. Jestem mega kłotliwa, coraz czesciej nienawidze wszytskich - chłopaka, ją. Mam uczucie że chciałabym wszytsko zniszczyć. Niszcze wszystko w swoim zyciu, z pracy zrezygnowałam, mimo że strasznie mnie chcieli, ale ja wiedziałam ze ja im tam niezły burdel zrobie i wycofałam się. WSzystko teraz co sie ze mna dzieje wyrzucam w głownej mierzew związek i nazewnatrz na innych ludzi. Bardzo często po takich atakach i po tym jak zasypie smsami moja terapeutkę czuje.... nie wiem co czuje chyba nic tak jakby wszytsko już było na zewnatrz. Tnę się (chociaz teraz siepowstrzymuje, wymiotywywołuje, potrafie nie jesc całymi dniami, albo zjesc coś cokolwiek jeden posiłek). Mam firmę zbudowąłam ja sama z niczego - teraz niszcze wszystko. Jestem uzależniona finansowo od chłopaka. Non stop mam inna wizje zycia. na etacie stwierdziłam ze lepiej w domu. założyłam firme w domu - zamykałam ja juz w swojej głowie 50 tys razy. Niszcze ja i chce iść na etat, ale też wiem ze bedzie tragedia, wiec po cholere nie wiem? Jestem wyłączona z życia od roku. Trzy miesiace temu próbowałam skonsultowac sie z psychiatra po pierwszej wizycie powiedział, że mam borderline, a ja nie wiem czy ja udaje czy je mam naprawde. On powiedział, że wiedział to od 5 minut jak tylko przyszłam, ze moja teatralność i ine rzeczy na to wskazują. Przepisał leki - po to poszłam, po trzech godzinach od wizyty stwierdziłam że nie są mi do niczego potrzebne. Terapeutka sie zneca nade mna w trakcie sesji - robi mi wode z mózgu, co chwile i sesje mówi coś innego żygam tym. Poza tym jest głupia - dała sie wciagnąć we wszytski manipulacje jakie ja stosuje. Ona twierdzi ze wie co mi jest (ale k* nigdy nie powiedziała) - ja uważam ze gówno prawda nie wie i jest głupia i niekompetentna i w dodatku słaba. Zycie mi sie sypie.... kiedys przynajmniej jakos to wyglądało - teraz wszytsko rozsypane - praca, firma, zwiazek, rodzina sie odsuwa - zaraz wyladuje pod mostem bo nie bede miala gdzie mieszkac jak tak dalej pojdzie. Juz miałam dwa podejscia do wizyty u psychiatry przy szpitalu w KObierzynie w KRK. Oczywiście za każdym razem nie poszłam, bo bałam się ze mnie tam zamkną, a jak mnie zamkną to bede wycieta znowu z zycia pracy nie znajde i juz wogole wyladuje na bruku. Widze tylko jedno rozwiazanie z tejsytuacji, no bo po coczekac na nieuhronny koniec jak on tak czytak nastąpi. Nienawidze jak terapeutka sie troszczy okazuje mi jakiekolwiek ciepłe uczucia - żygam tym nie chcetego, ona nie rozumie. każde jej słowo powoduje gwałtowe ruchy w moim życiu. Czuje się od niej uzależniona, uwieziona, zniewolona. Dyktuje mi co mam robić, mało tego za każdym razem coś innego - pierdole ją i jest rozkazy. Nie mam odwagi jej tego wszytskiego powiedziec prosto w twarz, a czasami mam ochote rozwalić jej ten pieprzony posprzatany gabinet. Niech ona sobie tam jeszczebardziej posprzata a nie mi rozkazuje. Teraz idzie na dwa tygdonie na urlop - nie wiem jak dam rade, bez niej nie daje rady wogole już, potrzebuej stałego kontaktu, a jej nie będzie :(. Chyba oszalałam :( i ide na dno. Przepraszam, że tak dużo napisałam, ale moje życie po latach to bagno, a ja nawet nie wiem co mi jest :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No własnie nie mogę. Bo po pierwsze jestem uwiązana i uzalezniona od niej emocjonalnie. Czuje, że bym umarła jakbym się z nią rozstała :(. Po drugie nie stać mnie na kogoś innego. Ona się zgadza na niskie stawki, bo ma podejscie że każdy daje tyle ile ma - nie wiem czy to zdrowe. Ma bardzo duże kwalifikacje i doświadczenie nie wiem jak mam interpretować jej zachowanie. Boje się jej :(. Boże ja zwariuje jeszcze nie poszła na urlop, a tu taki cyrk jest, a co dopiero jak będzie na urlopie. Mam pytanie do was? Bo zastanawiam się nad lekami, czy jak sie bierze leki to łatwiej jest funkcjonować? Jak długo bierze się takie leki? Chciałabym iść do pracy ale przy mojej chwiejności wiem ze nie dam rady, a nie umiem na razie nad tym sama zapanować. Jak się bierze leki to co emocji nie ma?? O czym ja bede rozmawiać na terapi jak emocji nie bedzie? Co będzie mną kierowac ?? Boję się że leki spowodują, że terapia będzie wolniej szła ?? Ale już nie moze być tak dalej bo moje życie zaczyna być ruiną, musze się jakoś ratować, a na ta chwile tylko leki przychodzą mi namyśl?? Mam miec prace od polowy sierpnia i chce dac rade dosyc ciezka bo jako sprzedawca, ale chce pracowac w tym bo kasa i rozwoj i wogole, ale bez lekow nie ma szans chyba zebym dala rade. A ja juz nie moge nie dawac rady- ja juz musze dawac rade.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czołgistka, witaj:) Leki mogą Ci pomóc trochę zapanować nad tą burzą uczuć, zwłaszcza stabilizatory nastroju w połączeniu z antydepresantami dobrze działają na osoby chwiejne emocjonalnie. Wiem z własnego doświadczenia. I nie jest tak, że po lekach nie będzie emocji, bez obaw. Ale psychoterapia to podstawa. Mogłabym powiedzieć, że to co się dzieje w Twojej terapii jest typowe dla BPD (bo również podobne akcje pamiętam ze swojej zakończonej już terapii), ale pewnie to dla Ciebie żadne pocieszenie. I z mojego pisania tu nic nie wyniknie, a z Twojej pracy z terapeutką - tak:) Pomimo jej nadchodzącego urlopu i tej ogromnej złości którą teraz przeżywasz. Jeśli nie umiesz jej o tym teraz powiedzieć, to przeczytaj jej swój post z tego forum. Trzymam kciuki - czasem jedyne co można zrobić to przetrwać ten czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zorzynek a Ty jesteś po zakończonej terapii z sukcesem?? Ile trwała?? Jak teraz funkcjonujesz? czego można oczekiwać docelowo?? Bo ja na razie chwiele się z prawej na lewą z częstotliwością co trzy godziny. Do tego tne się najogólniej mówiać jak nie wytrzymuje napięcia. Lęk towarzyszy mi non stop. Cyrk na kółkach zycie osobiste się wali, życie zawodowe własciwie nie istniej od roku a za coś życ trzeba io przynajmniej natą pieprzona psychoterapie tzreba by było jakoś zarobić bo jak nie to chyba już tylko rynsztok pozostał :/ Napisz mi jakąs nadzieje może dla mnie też jest jeszcze na wyjście z tego bagna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak:) Dziś już mogę to powiedzieć, po terapii trwającej prawie dekadę uwolniłam się od tego shitu:) I wszystkich traumatycznych wspomnień - wykorzystania psychicznego, fizycznego, seksualnego. Generalnie to była trudna podróż, ale miałam szczęście trafić na dobrego psychoterapeutę. Dziś jestem stabilna, ukończyłam studia, od kilku lat pracuję i kocham swoją pracę, obecnie studiuję drugi kierunek (psychologię) i szkolę się do zawodu psychoterapeuty (mam oczywiście błogosławieństwo od swojego ex-terapeuty). Jeśli to dla Ciebie choć cień nadziei to super, choć pewnie raczej niewiele... Jeśli chcesz usłyszeć, ze da się z tego wyjść to powiem: DA SIĘ:) Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boże jest nadzieja w tym całym gównie. Ale 10 lat - masakra :/. A ja mam za sobą dopiero 2,5 i cudów chciałabym. Skąd kase na to wziąć? Na szczescie ide do pracy jako sprzedawca bardzo sie boje, ale ciagnie mnie do ludzi. Mam nadzieje ze mnei to nie rozłoży totalnie na łopatki. Ale kasę potzrebuje bo musze sie uwolnic z toksycznego zwiazku i musze zaczac zyc na wlasna reke wreszcie chociaz to takie przerażające. Mogę jeszcze zapytać ile masz lat?? Gratuluje wyboru zawodu psychoter ;). Powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czołgistka, no u mnie to wolno szło, też musiałam się uwolnić z toksycznego związku z facetem, do tego traumatyczne przeżycia z dzieciństwa... To nie musi tyle trwać u Ciebie, mój terapeuta na początku przewidywał jakieś 5 - 6 lat:) Sesje raz w tygodniu, później raz na dwa tygodnie, generalnie decyzja należała do mnie (choć musiałam brać pod uwagę finanse bo od początku była to prywatna terapia) i na początku nawet ten raz na tydzień było mi mało ale z czasem przywykłam:) Mam 33 lata:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam fantastyczna terapeutkę. Generalnie mam możliwosć negocjajcji stawki w zalezności od sytuacji życiowej. Teraz płace śmieszne pieniadze, aż mi wstyd, że nie moge płacić wiecej. Chodzilam przez rok raz w tygodniu. Potem próbowałam uciec i najpierw chodziłam co dwa tyg. Potem miałam raz epizod ze raz na miesiac. Potem wróciłam doslownie z płaczem i spowrotem raz w tygodniu, a potem dwa razy w tygodniu. Jak zaczne prace mam zamiar zwiekszyc stawke terapi i chodzić raz w tygodniu, bo też organizacyjnie nie da się częściej a ja tez musze sie nauczyc zyc jakos sama. W jakim nurcie zorzynek miałaś terapie?? Ja jestem w trakcie psychoanalizy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czołgistka, no u mnie to wolno szło, też musiałam się uwolnić z toksycznego związku z facetem, do tego traumatyczne przeżycia z dzieciństwa... To nie musi tyle trwać u Ciebie, mój terapeuta na początku przewidywał jakieś 5 - 6 lat:) Sesje raz w tygodniu, później raz na dwa tygodnie, generalnie decyzja należała do mnie (choć musiałam brać pod uwagę finanse bo od początku była to prywatna terapia) i na początku nawet ten raz na tydzień było mi mało ale z czasem przywykłam:) Mam 33 lata:)

Gratuluję sukcesu!!

 

Mnie też zszokowało to 10 lat... Może dlatego, że sama nie mam już 20stu lat i po takim czasie nie byłabym już młoda, z mnóstwem perspektyw...

A powiedz, po jakim czasie terapii czułaś się już jako tako, w miarę ok? (tzn. że więcej było dni dość dobrych)

I po jakim czasie mogłaś funkcjonować na podstawowym poziomie (praca choćby na pół etatu lub studia, spotkania z ludźmi, wyjazd na wakacje)?

Aha, i jeszcze: czy te 10 lat to było ciągiem u jednego terapeuty, czy policzyłaś wszystkie terapie razem?

Przepraszam że tak zasypuję pytaniami, ale będę bardzo wdzięczna za odpowiedzi :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zorzynek wniosła tu straszny promyk nadzieji. Ja dzięki temu widzę światło w tunelu i że jakkolwiek życie mnie poniesie czy będą dołyczy życie mną powyciera podłoge to widzę nadzieję. Dzisiaj jestem stablina i sama nad tym zapanowałam. Jak jestem w taki stanie jednak uważam ze nie mam border i lekow nie potrzebuje. Natomiast wiem, żejeden impuls i mój nastrój się zmienia. Cały czas zadaje sobie pytanie co mi dadzą leki. Takie pytanie zadała mi terapeutka i odpowidam sobie, że ucieczke, ze chce zdusić emocje, że jak sie uda w pracy to bede zwalać ze to nie dzieki mnie ale dzięki lekom się udało - boje sie tego ze utweirdze się w starych schematach. Jednak z drugiej strony wiem ze dla mnie rozpoczecie pracy i to jeszcze na takim stanowisku będzie oznaczało duży stres wiem jak sie zachowuje w stresie i ze emocje płyną a rozchwianie się zwiększa. Ostatnio jak pracowałam przez 3 miesiace to co 3 minuty miałam zmiane nastroju od skrajniej euforii pod wpływem której mogłam robic wszytsko po skrają depresje jak sie cos nie udawało. Terapeutka tez zadaje pytanie co mi nie daje branie leków. Hmmm chyba to, że mam poczucie ze im bardziej lece w dół tym bardziej mnie ktos uratuje, ale tak naprawde nie da się uratować. Więc leki z jednej strony eliminują schemat ratunku z innej strony ale jednoczesnie nim są. Chyba ze mam mylne rpzekonanie co do terapi, bo nie czuje sie gotowa wprowadzać w zycie wszytskiego co wiem po terapii pod wpływem huśtawek tak naprawdę nie jest to możliwe. Juz powiedziałąm terapeutce że nie umiem się poustawiać zrobić tak i tak używać wszytskich rad terapeutki, bo nie umiem mam wrazenie ze to juz bardziej są elementy terapi poznawczo behawioralnej, bo ja tylko liznęłam emocjonalnie moja przeszlość z domu :(. jak juz o tym myślę to we mnie sie otwiera rana. Ale nie mogę o tym opowiadać nie umiem. zaprzeczam wszytskiemu, staram sie zapomniec. Mi terapeutka mówi że jak zaczne mówić o przeszłości i emocjach przede wszytskim to sie ustabilizuje i ze i koszta i czas terapi sie zwiększy jak bede blokować emocje. Powiedziała tez zdanie dziwne ze podziwia jak bardzo blokuje emocje i że strasznie dużo energii to kosztuje. Ja od psychiatry po jednej wizycie miałam diagnoze borderline - nie wiem czy jest kompetentna ale z drugiej strony widzę bardzo wiele rzeczy mnie dotyczacych i borderline jakaś wspólną płaszczyznę. Natomiast moja psychoterapeutka powiedziała, że w jej nurcie psychoanaliza wg lacana nie ma takich okreslen i o ile dobrze zapamietałam to mam strukture neurotyczną z elementami osobowości histerycznej i powiedziała, ze w klasycznej psychiatrii mogę wpadać w borderline. Bo z jednej strony jestem neurotykiem, który ma tendencje do impulsywnych zachowań, a z drugiej strony histerykiem który uwielbia być w centrum uwagi. Nie wiem co o tym myśleć. Ona za każdym razem sie pyta po co mi wiedziec co mi jesr i jak to nazwać. Wiem, że moje czytanie na temat borderline, szukanie diagnozy to intelektualizacja, zamiast emocji które są ale jakieś dziwne i sztuczne. Zarzuciłam jej, że ona nie wie jak mi pomóc. Ona powiedziała ze wie i powiedziała to mam mówić o emocjach a ja nawet nie wiem o których. Czy moja przeszlość była naprawde tak popieprzona ze musze ja rozgrzebywać a nie chce bo zawsze dawałam radę sama jak wojownicza księżniczka Xena czy jak jej tam było:P:P. I tak sama daje rade wiecznie - sama ale tak strasznie potrzebujaca wszystkich w koło prawie symbiotycznie potrzebująca. Cały czas się bije z myślami odnośnie leków. Chcę dać radę w pracy strasznie i chcę się uwolnić od tego związku, chce dalej chodzic na terapie i chce sie otworzyc - myślę, że dzięki lekom uda mi sie zapanowac nad nastrojem a z reszta dam rade sama juz. Mój chłopak mówi, cytując, że "Mam wypierdalać z firmą, z tego mieszkania jak chce robic budel i że ma w dupie ten związek" zwracam uwage ze jeszcze2h obiecal zwracac sie inaczej a on ze go nie interesuje co mam do powiedzenia i że bedzie sobie robił co chce, a ja nie czuje nic. Czy to normalne? Nawet już płakać nie umiem :( nie umiem posprzatac jak na mnie wrzeszczy nie umiem posprzatac wogole :(. Czuje się winna przez to :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to, po co Ci wiedzieć, co Ci dolega? Moim zdaniem, wiedzieć co mi jest, nawet jeśli to najgorsze, co mogło mnie spotkać, jest duzo lepsze, niż nie wiedzieć tego. Nienawidzę poczucia niepewności i dochowywania nadziei. Lepiej zająć się leczeniem niż ciągłym zgadywaniem, na co by tu można sie zacząć leczyć..

Mieszkasz z tym swoim chłopakiem? Co Cię trzyma w tym związku tak naprawdę? Dlaczego się boisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boje sie bo nie daje rady sama. każda praca była porażką. Boje się że sama się nie utrzymam, a tak naprawde nic mnie nie łaczy z chłopakiem b zwiazek ruina a uczucia tez juz wygasły. Czuje się okropną osobą, bo on mnie utrzymuje czuje się uzależniona od niego finansowo i emocjonalnie - tak jakbym nie mogła nigdy się oderwać :(. Tak samo mam z terapeutką czuje ze ja wykorzystuje czuje się bardzo źle ze sobą.A sama nie daje rady. Już nie wiem w jakim etapie terapi jestem :(. Czuje się fatalnie. Czuje sie oszukana, bo czy to normalne ze terapeuta zgadza sie na obnizenie stawkiczy na chodzenie na kredyt? Czy to normalne ze zgadza się na smsy jak idzie na urlop? Albo ze proponuje kogoś w zastepstwie na urlop a jak ja sie zgadzam to mówi zebym jednak kogoś na zewnatrz poszukała? Czuje się jakby mi ktoś wode z mózgu zrobił i mam jedna wielka papkę w głowie :(. Po co mi mówi o terapeucie albo o smsach a potem sie wycofuje:( czuje sie manipulowana :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do związku, to nic więcej ni epowiem, bo jadę na troszkę podobnym wózku.

 

A terapeutka..co w tym złego? Nie lepiej tak, aniżeli miałaby Cie w dupie całkiem? Troszczy sie, zalezy jej na Tobie. Ja bym w sumie tak chciała. Bo do terapeutów miałam ogromnego pecha i nie lubiły mnie, jedna nawet krzyczała na mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ahhh nie wiem mam wrazenie ze mnie oszukuje, ze na sam koniec powie: Pani jest uzależniona ode mnie i Pani mnie wykorzystuje, manipuluje mną - DOWIDZENIA. Mało tego wierze w to, że naprawdę tak robie. Chociaż jeśli chodzi o obniżenie stawki to sama poprosiłam przy jej wsparciu. Ale czuje taki ogrom odpowiedzialnosci na sobie za to wszytsko za to zeby w koncu dawac samej sobie rade. Nie chce nikogo wykorzystywać, a na razie nie mam żadnych opcji - i sama sobie jestem winna bo dałam się sama/przezinnych w to wkręcić. Nie moge przyznac sie nawet na terapi ze mam poczucie, że ja wykorzystuje, bo nie mam kasy zeby chodzic za wyzsza stawkę i skończy się to koncem na który nie jestem gotowa. Kurde ide po leki, bo jak patrez co pisze na forum - to widze jak potrafie skakać emocjonalnie i z pogladami - od wychwalania terapeutki po paranoje jakąś i to w ciągu kilku godzin - MAM DOŚĆ wyłanczam mózg :/

 

-- 30 lip 2014, 14:07 --

 

Zwariowałam - napisałam, do niej ZNOWU :/ jestem psychiczna nie umiem się kontrolować wykończe ją psychicznie :(. Nie czuje teraz nic. Pieprze wszytsko stwierdziłam że nie mam borderline tylko osbowość histeryczna i wszytsko sobie wymyślam łącznie z uczuciami i rzeczywistością która mnie otacza :/. Już w sumie w dupie mam to jak ona wygląda. Nic nie czuje i chyba to jest najwazniejsze bo juz nie mam wahań, nie czuję lęku. napisałam mojej terapeutce ze musimy zakonczyć terapie bo ja nie chce jej wykanczac, ze wszystko wymyślam - uczucia i wszytsko i że ma racje ze nic mi nie ma. Skoro nic mi nie ma to nie potrezbuje ani jej ani psychiarty i nawet nie wiem po cholere to tu pisze. Pewnie znowu jak moja terapeutka twierdzi, żeby zwrócić na siebie uwagę. No i cóż trudno :( jestem popieprzona i nie mieszcze się w żadnym krysterium diagnostycznym, ani nigdzie nie pasuje nawet zasraną diagnozą, ani swojego psychoterapeuty nie moge znaleźć, ani pracy ani nic - bo wszystko sobie wymyślam a tak naprawdę jest ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czołgistka, wszystko co dziś napisałaś na forum wydrukuj i przeczytaj terapeutce, to dużo ważnych treści do pracy:) Co do odpowiedzi na Twoje pytanie: głównie był to nurt ericksonowski ale terapeuta czerpał też np psychodynamicznej, np. cała ta kwestia relacji terapeutycznej... No i biorąc pod uwagę, że terapia ericksonowska z natury jest krótkoterminowa, ta dekada to jednak coś ponad to;)

Osobowość histrioniczna do BPD też lubi się przyłączać, podobnie jak symbiotyczna - korzystając z klasyfikacji Johnsona (polecam książkę: "Style charakteru"). A, i nie martw się, że wykończysz terapeutkę, ona jest po to żeby Ci pomóc:)

 

-- 30 lip 2014, 17:35 --

 

Gratuluję sukcesu!!

 

Mnie też zszokowało to 10 lat... Może dlatego, że sama nie mam już 20stu lat i po takim czasie nie byłabym już młoda, z mnóstwem perspektyw...

A powiedz, po jakim czasie terapii czułaś się już jako tako, w miarę ok? (tzn. że więcej było dni dość dobrych)

I po jakim czasie mogłaś funkcjonować na podstawowym poziomie (praca choćby na pół etatu lub studia, spotkania z ludźmi, wyjazd na wakacje)?

Aha, i jeszcze: czy te 10 lat to było ciągiem u jednego terapeuty, czy policzyłaś wszystkie terapie razem?

Przepraszam że tak zasypuję pytaniami, ale będę bardzo wdzięczna za odpowiedzi :smile:

 

Nastia, dzięki:) Na pytania już odpowiadam:) Wiesz, gdybym ja wtedy wiedziała, że to tyle potrwa nie wiem czy bym się zdecydowała;) Nawet te 5 lat wydawało mi się szmatem czasu, ale pierwsze pozytywne zmiany (kiedy zniknął ciężar depresji) zauważyłam już po pół roku cotygodniowych spotkań. Studiowałam wtedy, choć wzięłam urlop zdrowotny nawet, potem dziekański, pierwszą pracę podjęłam po roku terapii. Od początku był to jeden/ten sam terapeuta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×