Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Conessa, mam dziś to samo. Ogólnie przeprowadziłam rozmowę z przyjacielem, i po raz kolejny usłyszałam to, czego słyszeć nie lubię:

 

"Serio, stara, jesteś zajebista. Niewiarygodne jest tylko to, do tej pory nie jestem w stanie tego zrozumieć, że cały twój dobry humor i zajebistość są w stanie ulecieć w ułamku sekundy przez jedną pierdołę, która dla innych wydaje się śmieszna. To jest w twojej osobie najbardziej irytujące. Wszystko fajnie, pięknie, po czym bang, i stajesz się kimś innym. Znajomość z tobą to jak pokonywanie coraz to kolejnych bram. Cholernie mnie ciekawisz"

 

Niestety poruszona została także kwestia bardziej drażliwa...

 

"Poznając cię, strasznie zafascynował mnie fakt, że twierdziłaś, iż jesteś lesbijką. Przyznaję się. Po czym wyszło na jaw, że w ogóle lesbijką nie jesteś, nie nazwałbym cię osobą nawet biseksualną"

"Jakby ci to wytłumaczyć. Kwestia seksu jest dla mnie ciężka,źle trafiłam. Chciałabym uprawiać seks z kobietami, a kochać mężczyzn, ponieważ seks heteroseksualny nie jest dla mnie godny zachodu, nie pasuje mi. A najchętniej nie zajmowałabym się tą kwestią w ogóle. To tyle w tej materii. Ogólnie mam problem ze znalezieniem kogokolwiek. Ludzie, których kocham, zawsze patrzą i będą patrzeć w innym kierunku. Nie odpowiada im moja płeć, albo chcą rodziny, chcą dzieci i będą do tego dążyć. Ja tego nie chcę, dla mnie partnerstwo ma zupełnie inny wymiar. A jeśli nie bedziemy patrzeć w tą samą stronę, to jaki ma to sens? Zamęczymy się. Zrujnowałabym każdego człowieka, z którym bym była."

"No widzisz, nie pokochałabyś kobiet. Za to mężczyzn kochasz pełną piersią. Co jest ważniejsze, seks czy uczucia?"

 

Już kiedyś zresztą pisałam o tym przy jakiejś okazji:

Leżałam wczoraj w nocy i z przygnębieniem stwierdziłam, a propos właśnie tych ludzi, których kochałam, że znalezienie osoby właściwej jest dla mnie niemożliwe. Ci, do których coś czuję, zawsze stoją do mnie tyłem, patrząc w zupełnie innym kierunku. Mają cele. Ja tych celów nie mam, niezbyt do nich dążę. Okej, w przypadku jednej osoby chodziło o niewłaściwą płeć moją. Drugi facet, jakiego przyszło mi kochać... Zrujnowałabym go. Tak jak wielu mężczyzn, jego celem były dzieci, rodzina, dom. Dla mnie to coś niewyobrażalnego, poza domem naturalnie. Być może uszłabym kiedyś w życiu jako czyjaś kochanka, dodatek do życia, ewentualnie jakiś wolny związek. Ale partnerstwo, polegające na budowaniu wspólnego życia? To nie dla mnie. Ciężko byłoby mi odnaleźć się w heteroseksualnym związku, i pomijając już ten seks, znam mniej więcej pragnienia i postawy takiego przeciętnego faceta, i totalnie gryzą się one z moimi. Chcą dawać bezpieczeństwo, opiekę, zabiegać, wspierać, ale ja tego nie wezmę, bo jestem po tej samej stronie barykady, co oni.

 

Boże, czemu muszę być taka nieprzystająca do niczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej,

dawno mnie tu nie bylo, ze niby no wiecie 'juz nic mi nie jest' 'przeszlo mi na zawsze', taa to po prostu kolko o wiekszym promieniu, dluzej czekalam aby wrocic do punktu wyjscia. Borderline to nie przelewki, chcialam to zignorowac i jakos tak nie zauwazylam, ze stopniowo coraz bardziej dawal o sobie znac. Za oknem piekna wiosna a ja sobie mysle dlaczego robie w zyciu to czego nie lubie? studiuje ale nie chce juz tego robic ani mieszkac w Polsce. Co mnie powstrzymuje przed zmiana? kasa jak zawsze. Rzuce to to skonczy sie kasa, bo to znowu jakas moja fanaberia, lenistwo. Nie wiem jak to sie dalej potoczy, czy zgine bez kasy, ale te dni przezyje jako czlowiek wolny a nie podporzadkowany rodzinie, ktora sle kase. Koniec, jestem wolna. Trzymajcie sie dziewczyny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

outsiderka., masz rację...

U mnie znowu źle. Od przedwczorajszego wieczoru czułam, że odpływam daleko, przestawałam być realna. To było... przyjemne. Wczoraj z rana, do, powiedzmy, południa, wręcz unosiło mnie zbyt mocno. Wieczorem poczułam się okropnie samotna, bezradna i zdesperowana, ale też wiedziałam, że nic mi nie pomoże i jakoś trzeba to przeczekać... Ja to nie ja, bla bla bla... Nie rozumiem dlaczego od kilku dni czuję jak bym miała zapomnieć wszystkie chwile lub zapamiętać je skrajnie szczątkowo.

Dziś? Czuję, że znów usuwam się w pustkę i nie mam pojęcia jak mam wypłynąć z powrotem na powierzchnię. Oczywiście cała sytuacja poprzedzona tym, że kogoś poznałam... A jakże. :roll: Tyle że teraz naprawdę chcę dla siebie dobrze, chcę żyć, ale z tym chorym poczuciem zależności - które z kolei jest związane z pustką - nie potrafię jest to cholernie trudne, nie wiem jak go usunąć. Nie chcę znów być pustą lalką... Naprawdę zaczęłam rozumieć co znaczy ŻYĆ i znowu mam przechodzić przez to samo?

Czuję, że bliskość - a może nie tyle bliskość, co to, że komuś na mnie zależy, że czegokolwiek ode mnie oczekuje - uśmierca mnie, więzi, ale przecież nie chcę z niej rezygnować...

A mówiłam sobie, że jeśli już będę miała wpadać w koleiny, to chociaż nie w te same...

 

Dystans, nie kombinować, śmiać się z samej siebie... Żeby tak móc w ten sposób na to spojrzeć i nie topić się...

Myślałam, że TO już mnie nie dotyczy, że będę mogła budować relację czując się przy tym komfortowo. I co? ... A może jeszcze nie wszystko skreślone, może to chwilowy kryzys...

 

-- 25 mar 2014, 16:17 --

 

Już lepiej.

Jestem z siebie dumna, bo po prostu CHCĘ czuć się normalnie i daję z siebie wszystko... Mam nadzieję, że ta normalność kiedyś będzie gościła nie tylko u mnie, ale i u was - na stałe... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj wszyscy mnie drażnią. Jednocześnie czuję potworny lęk przed ludźmi, który nasilil sie do tego stopnia, ze już dziś widziałam siebie jak spędzam resztę zycia zamknieta w swoim domu. Studia kosztują mnie tyle stresu, ze czasem sie zastanawiam czy sa tego warte. Ale z drugiej strony zmarnowałabym swój talent do wkuwania złożonych wzorów chemicznych i wielu innych równie przydatnych mądrości. To nie nauka stanowi mój problem, tylko lęk przed prowadzącymi i przebywanie wśród "normalnych" ludzi z grupy. Gdyby wiedzieli gdzie byłam rok temu o tej porze! W życiu by nie uwierzyli, gdyby się dowiedzieli kim jestem naprawdę.

 

Szłam dzisiaj na uczelnie i minęłam jakąś wycieczkę ludzi niepełnosprawnych umysłowo i naszło mnie, że nawet oni mają lepiej w życiu, bo przebywają w towarzystwie podobnych do siebie. A ja nie znam nikogo kto ma tak jak ja. Poza tym mają opiekę i ich potrzeby są zaspokajane, no i nikt nie wymaga żeby byli niewiadomo kim. A patrząc na mnie- wygladam niestety na zdrową (co nawyżej przyćpaną bo od strachu mam wiecznie rozszerzone źrenice) ludzie przypiszą mi niemile cechy w stylu duma, wyniosłość czy znudzenie innymi, albo lenistwo. Będą sie dziwić, czemu ktoś taki nie ma pracy itp.

 

Myślałam też, że nie mam za bardzo gdzie się udać po pomoc. Chciałabym być w jakiejś grupie wsparcia dla osób z borderline, ale nic takiego nie istnieje. Jak do cholery mam się trzymać, kiedy wiem że nie ma dla mnie miejsca nigdzie? Gdybym ćpała, piła, może by mnie upchnęli w jakieś grupie.

 

Mam myśli by się pociąć, bo nie wiem jak się wyżyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piszę, bo chciałabym się podzielić czymś pozytywnym :yeah: (śmieszy mnie niesamowicie ta emotka!)

 

otóż nie chcę zagłębiać się w szczegóły i kogoś niepotrzebnie nakręcić, ale miałam (mam?) duży problem z samookaleczeniami. nawet fakt przebywania na oddziale zamkniętym - gdzie pielęgniarki przeszukały wszystkie moje rzeczy osobiste i zabrały wszelkie przedmioty nadające się do robienia sobie krzywdy (oprócz papierosów i zapalniczki, więc mam też blizny od poparzeń :/) - nie powstrzymywał mnie, gdy naprawdę nie mogłam znieść swoich emocji. bałam się, że jestem od tego uzależniona, sytuacja robiła się niebezpieczna. nie trafiały do mnie żadne argumenty, a właściwie to porządnie wkur.wiały mnie powtarzane cały czas teksty typu "taka ładna dziewczyna, a takie brzydkie blizny".

 

jak już wcześniej na tym wątku pisałam, podczas hospitalizacji zdiagnozowano u mnie m.in. padaczkę z napadami nieświadomości i włączono do leczenia depakine. nie zauważyłam tego na początku, ale po jakimś czasie moje tendencje autoagresywne znacząco zmalały :)))) i wydaje mi się, że to w dużej mierze zasługa depakine właśnie. [zastrzeżenie: fakty są takie, że większość 2013 i dwa pierwsze miesiące 2014 roku przesiedziałam w psychiatrykach; największe trudności interpersonalne ;) czyli koniec mega burzliwego związku i koniec toksycznej "przyjaźni" przeżyłam siedząc tam. teraz, już na wolności, jestem wolna również od tamtych spraw. także działanie leku mogło się w jakiś sposób połączyć z brakiem prowokujących bodźców.]

 

wniosek: jeśli któraś z Was czuje, że traci nad sobą panowanie w temacie samookaleczeń, to chyba warto spróbować, no bo co mamy do stracenia?

 

podejrzewam, że podobnie może działać lamotrygina i karbamazepina, ale ekspertem nie jestem.

 

i jeszcze... nawet jeśli macie wielkie, widoczne blizny, to Was nie szpeci, nie można na to w ogóle patrzeć w kategoriach estetycznych. to tylko oznaka, że jesteście ludźmi i, jak każdy, macie swoje demony... no, może ciut większe niż u innych! ale i tak zasługujecie na szczęście i zdrowie :****

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej:) nie mam borderline,nie wiem skąd moje autoagresje i wahania nastrojów,depresja...chyba jestem nieszczęsliwym człowiekiem po prostu,i nikt nie docenia tego,że jestem.Zawsze,pier...e k...a zawsze :)

spadam z forum,wszystkim życzę powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu się poddałam i wszystko co złe wraca. Dwie sytuacje w tym tygodniu sprawiły, że poczułam się odrzucona. Mam tego dość, zawsze muszę być przez kogoś odrzucona, zlekceważona, odepchnięta. Nie wiem już co ze mną jest nie tak, czy jestem gruba, czy chuda to i tak zawsze to samo mnie spotyka. Ludzie chyba wyczuwają, że jestem jakąś wariatką. Znów pustka, samotność, depresja, bulimia. Pytałam terapeuty czy z tego da się wyjść, wyleczyć to, mówił, że tak, pewnie chciał mnie tylko pocieszyć, miałam przez to nadzieję, ale teraz wątpię, w sumie to wiem, że już to cholerstwo zostanie ze mną na zawsze.

Ciągle towarzyszy mi strach, boję się przyszłości, pracy, nie wiem czy ją znajdę, czy sobie poradzę, ciągle czuję się na 16 lat, jeszcze za wcześnie na dorosłość, nie wiem jak się w tym odnaleźć...:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Dawno nie pisałam, bo miałam sporo na głowie. Ale czytałam Wasze posty.

Tak się ostatnio zastanawiam. Czy potraficie wybaczać? Czy chowacie swoje urazy długo?

Czuję się samotna i niekochana. Męczy mnie przeszłość. Ale staram się nie zagłębiać w to wszystko. I nie mam na to czasu głównie. Ale czy zapełnienie całego wolnego czasu wypełni tę pustkę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się ostatnio zastanawiam. Czy potraficie wybaczać? Czy chowacie swoje urazy długo?

 

Ktoś mi kiedyś powiedział "nie trzeba żywić urazy, to sama zdechnie" ;)

 

Jaa.. bardzo pamiętliwa jestem i jeśli ktoś mnie zawiedzie, nie potrafię już mu zaufać a na pewno nie traktuję już do końca poważnie tej osoby. Bardzo nieufna jestem.

Wybaczać się nauczyłam , ale nie zapominam. Po prostu unikam później osób, które mnie ranią lub jeśli jest to bliska osoba, to staram się nie wchodzić na "trudne" tematy by nie było spięć no i nie zwierzam się już. To trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Elend, I co z tym mogę zrobić?

 

Conessa, No ja też mam niefajne podejście. Nie za bardzo potrafię wybaczać. Raczej się izoluję od danej osoby. Wszystko długo pamiętam. Strasznie uciążliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Elend, I co z tym mogę zrobić?

 

Conessa, No ja też mam niefajne podejście. Nie za bardzo potrafię wybaczać. Raczej się izoluję od danej osoby. Wszystko długo pamiętam. Strasznie uciążliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i najpierw trzeba wybaczyć sobie
nie wiem nawet, czy to ma cokolwiek wspólnego z wybaczaniem, ale ja się spodziewam, wręcz oczekuję, że zostanę porzucona, zdradzona, zraniona. nie potrafię nikogo za to winić.

ale jak wybaczyć sobie? zwłaszcza te sytuacje, kiedy śmiem uważać, że mam prawo ranić, bo to ja jestem tu ofiarą, nienawidzę wszystkich, rozpier.dolę wszystko et cetera...

 

:cry:

 

znowu się rozpadam. ciągłe ryczenie bez powodu, wybuchy złości, izolacja, lęk, nawrót myśli samobójczych, aż nagle robi się tego za dużo, przestaję należeć do tej planety i czuję jakbym zanurzyła się w mętnej wodzie.

nie umiem pokazać mojej t. siebie, tego, co przeżywam, jak przeżywam. nie ma we mnie żadnych granic ani konkretów. sama z "białą kartką" w pokoju rozsypuję się w drobny mak, nie potrafię uchwycić się czegokolwiek. nie chcę oszaleć znowu; nie wytrzymuję tego, kiedy się uśmiercam emocjonalnie; nie mam siły, by moje emocje unieść i nie wierzę, że ktokolwiek jest w stanie.

 

denerwuje Was pojawiająca się w niektórych publikacjach teza, że bordery nie mają autentycznego kontaktu z ludźmi/nie umieją prawdziwie kochać/nie mają pojęcia, na czym polega budowanie relacji? mnie zawsze denerwowała, nie uważałam, żeby to się zgadzało, przynajmniej w moim przypadku.

ale prawda jest taka, że nie umiem być blisko człowieka. przez wszystkie lata mojego życia ani razu nie miałam z nikim prawdziwego kontaktu. nie rozumiem siebie, nie czuję siebie, pływam we własnych odmętach próbując się w tym połapać, a wiem tylko tyle, że boli. gdzie tu miejsce na kogoś innego? czym ja jestem, skoro tego nie potrafię?

 

jak wybaczyć sobie coś takiego? jak?

 

jezu znowu ryczę, genialnie

jestem tak strasznie samotna

przepraszam, chciałam się wyżalić jakoś

kur.wa mać, :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chalkwhite

zgadzam się z tobą, 'mam tak samo' jeśli chodzi o myslenie i czucie relacji z ludzmi i z t.

Mysle ze wybaczenie sobie to jeszcze nie ten etap po prostu więc wydaje sie nierealny

POza tym wybaczyc innym to chyba nie najlepsze określenie. Niektórzy uważają że nie trzeba wybaczać, raczej pogodzic sie z tym co nas spotkało. Choć inni uznają że owszem, potrzebne jest to do pełnego 'poradzenia sobie'. Ja nie wiem, jestem lata świetlne o tego i raczej nie mam zamiaru się poganiać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest ten czas, kiedy dosłownie wszystko jest, kurwa, przeciwko mnie. Wszystko. Chodzę dzisiaj i łzy lecą mi z oczu (Mój przyjaciel doznał szoku- ,,Ty masz uczucia?" ;) ), a jednocześnie rozwalam przedmioty i walę w ściany. Może nie są to tragedie życiowe, ale w moim przypadku diabeł tkwi w szczegółach- drobniejsze rzeczy rozpierdalają mnie po tysiąckroć bardziej, niż rzeczywiste tragedie.

 

Popadam znowu w histeryczną nienawiść do swojego ciała, tyję, moje mięśnie po cząstkowej chemioterapii są bezwładnymi flakami, jestem o krok od niezaliczenia czegoś tak banalnego jak wychowanie fizyczne. Nie mogę na siebie patrzeć, najchętniej wzięłabym nóż i podziargała sobie nim skórę jak kiedyś. Od takich drobnostek się zaczyna. Ja, zawsze chwalona za inteligentną, bo zdolną w pewnych rzeczach, teraz traktowana jak ostatnie gówno. Dookoła mnie 28 osób całkowicie przeciętnych szykuje się do matury, podnieca nią i tylko o tym słyszę. I w tym wszystkim ja, nie mająca już szansy na zdanie. Znowu popadam w konflikty z nauczycielami; jedna z nich nie może zrozumieć, że jest mi kurewsko przykro, że zagiął mnie jeden cholerny przedmiot, uznała, że pragnę być debilem w życiu, toteż tak mnie traktuje; wczoraj darcie ryja bo nie zrobiłam bibliografii pracy maturalnej (mając świadomość, że jej nie piszę), dzisiaj, kiedy wykonałam ją - jako tako, bo na złość przez 3 dni nie miałam dostępu do elektryczności - z kolei docinki, że będzie się wstydzić dyrektorowi ją oddać pewnie, oczami za mnie będzie musiała świecić, hoho. Ludzie komentujący "powinnaś zdać tę szkołę, ta ta i ta zdaje", jakieś przypadkowe sytuacje, gdy ktoś coś słyszał i traktuje mnie jako przypadkowego typka, który opierdala się całe życie, cała ta otoczka tematyki studiów, kiedy mi przepada przed nosem wymarzony kierunek- JA PIERDOLĘ! CZEMU ŚWIAT NIE MOŻE JUŻ ZAMKNĄĆ RYJA I DAĆ MI SIĘ CZUĆ JAK ŚCIERWO W CISZY I SPOKOJU? Mam możliwości, mam osiągnięcia, znaczy, miałam. Teraz idzie się to jebać. I tak, mam szansę za rok, kiedy sobie tam będę chciała, ale w tym momencie jest jak jest i czuję się w nim jak gówno. Można mi w życiu powiedzieć wszystko i prawdopodobnie się nie wzruszę; ale kiedy ktoś sugeruje mi, że ostatni raz starałam się o cokolwiek jak zaczynałam chodzić, mam przegraną na własne życzenie i ogólnie jestem tępa i nieprzydatna, wtedy pękam. Żeby tego było mało, to ten okres, kiedy moi znajomi pozdawali prawo jazdy (nie stać mnie póki co, a nie mam fundatorów jak 80% społeczności), mamusie i tatusiowie kupują im samochody, wożą się z uśmiechem na twarzy bejcami i całym tym dobrem, z podnieceniem planują wyjazdy wakacyjne, chwalą osiągnięciami, przeżywają maturę. A ja siedzę i nie mam o czym mówić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

denerwuje Was pojawiająca się w niektórych publikacjach teza, że bordery nie mają autentycznego kontaktu z ludźmi/nie umieją prawdziwie kochać/nie mają pojęcia, na czym polega budowanie relacji? mnie zawsze denerwowała, nie uważałam, żeby to się zgadzało, przynajmniej w moim przypadku.

 

Nie denerwuje, tylko sprawia, że czuję sie jakoś nieswojo, wiedząc ze wadliwie odbieram rzeczywistość. Tak jak bym miala jakiś Zespol Aspergera. Chcialabym się nauczyć być z ludźmi i nie czuć się samotną.

 

Ostatnio zastanawiam się jak wyjść z pętli strachu. Ciągle się czegoś boje i nie umiem nad tym zapanować. Wariuję, ryczę, grożę samobójstwem. Na trzeźwo patrząc to mi nie pomaga, i okazuje sie później że moj lęk jest nieadekwatny do sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bordery nie mają autentycznego kontaktu z ludźmi/nie umieją prawdziwie kochać/nie mają pojęcia, na czym polega budowanie relacji?

 

Wybacz,że wtrącę się jako osoba "z boku". Przez ponad rok byłam z kimś, kto miał bordera, jednak nie chodził na terapię, nie brał leków. I nie zgadzam się- ludzie z tą chorobą, z Waszą chorobą potrafią kochać. Cholernie mocno. Przynajmniej tak było w wypadku mojego ex, nie chcę wypowiadać się za innych. Kochał mnie, całym sercem i jestem tego pewna, widziałam to w jego oczach, w uczynkach, kiedy miał dobre dnie, w słowach, które były tymi najszczerszymi. Nikogo nie kochałam nigdy tak mocno jak jego i wiem,że było to z wzajemnością.

Trzymam za Was wszystkich kciuki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×