Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

ja tak samo nienawidze. Niektorych w sumie za drobnostki. Nie moge sie dogadac z dziewczynami. Jesli juz mam jakichs znajomych to sa to mezczyzni. Nie umiem udawac przed ojcem, ze go nie nienawidze. Kiedy zjezdza raz w roku zza granicy to mnie przytula i mowi kocham cie a ja se mysle zeby czym predzej mnie zostawil i mnie jakos tak 'wysztywnia'. No nie kocham, nienawidze i nie zamierzam mu wysylac np zyczen na swieta, urodziny itp. Czemu moje siostry potrafia z nim gadac?

Mniejsza z tym, mam ochote sie upodlic, zeby zlapac dno totalne i w koncu isc do tego psychologa. Tu jest problem - kobiety nie chce a w facecie pewnie sie (jak zwykle) zakocham. Moze histeryzuje.

Moj chlopak powiedzial, ze czytal o borderze (jaki kochany) - pomaga rozmowa z innymi osobami, ktore maja podobne problemy. Moze dlatego chce tu z Wami byc :) Pomaga tez sport i znalezienie hobby. Wczesniej myslalam, ze da sie z tym zyc, no ale wlasnie zyje ale co to za zycie. Bierna obserwacja jak inni zblizaja sie do celu. Zbieram juz powoli sily na ostateczne starcie i wielkie zmiany. Tak dluzej byc nie moze.

Jutro wazny dzien. Dowiem sie czy mi pozowola odrabiac zalegle zajecia czy musze brac warunek za 3tys. Jak warunek to juz po studiach. Mimo tego, ze kocham te studia, to jest jakas blokada, ktora sprawia, ze klade na nie 'lage' i sie nie staram ehh wszystko bedzie dobrze, bedzie dobrze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, otóż to, nienawiść w czystej postaci. I wcale nie przeszkadza mi żeby cierpieli, wręcz przeciwnie, bo tak ciężko im sobie uzmysłowić ze to jednak oni popełnili błędy, nawet nie do dopuszczają tego do myśli. Ale nie, przecież to ja mam nierówno pod sufitem i ja jestem źródłem wszystkich problemów a moja rodzina wcale nie jest upośledzona emocjonalnie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

karoll007, Sądzę, że powinnaś zaakceptować fakt, że nie zmienisz ich myślenia. Co byś nie zrobiła czy powiedziała to podejrzewam, że i tak będą myśleć, że oni byli idealni, a to zwyczajnie z Tobą jest coś nie tak. Generalnie ja dlatego odpuściłam, nie mam zamiaru uświadamiać nikogo w tym co mi zrobili. Jeśli ktoś jest dla Ciebie toksyczny albo Cię niszczył/ niszczy to najlepiej oddalić się, oczywiście o ile jest to możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tłukę to z terapeuta juz rok. Powoli przyzwyczajam sie do myśli ze w tym domu nikt mi nie pomoże, wręcz przeciwnie. Jestem juz zrezygnowana, od czterech dni leżę i patrzę sie w sufit albo śpię. Brak mi sił, przestalam juz sie odzywać, a oni dalej mnie gnoją. Wiecie jak to jest, kiedy jestescie juz w takim stanie, że macie sił nawet sie podniesc, a tu ktoś perfidnie wbija wam kołek i wciąż uświadamia, ze jestescie złem tego swiata.

No i wiecie co dzieje sie dalej. Moze pójść w dwie strony. Albo w chore poczucie winy, albo w agresje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja nie mam takiego objawu złości i obwiniania innych za mojego bordera. Owszem często wspominam, że jest to pewnie wina ojca, ale jakoś nie męczy mnie ten temat. Zawsze myślałam o tym, że już taka jestem. U mnie najgorzej jest tylko ze złością, agresją no i emocjami w sferze uczuć. Moze gdyby to był partner "tylko dla mnie" to bym miała mniejsze powody do ataków.

 

Cięzko jest. Staramy się oboje. Bo on tak tęskni do dziecka....czasem widzę, że jest ze mną i jest smutny. Ze mną ma w domu życie młodej parki, a tam.... jednak jakiś pierwszy rodzinny dom, hałas dziecka itd.. Ze mną tego nie ma, mam poczucie wtedy, że jestem NUDNA, nie ma ze mną atrakcji, jest spokój. No nic... jedno jest pewne, że dziecko jest coraz starsze, coraz mniej "słodkie" więc może i jemu będzie łatwiej z czasem. Ja pozostaje cierpliwa.

 

 

Co do terapii, to ostatnio zaczęłam zastanawiac się nad tym Krakowem. Wizja zamknięcia na kilka miesięcy budzi we mnie lęk okrutny, z drugiej strony nadzieja na lepsze panowanie nad sobą kusi.

Któraś z Was pisała, że czeka tam? długi jest czas?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszę się pożalić, byłam wczoraj na piwie z koleżankami, temat zszedł jakoś na moją terapię i co usłyszałam? oczywiście standardowe "musisz sama coś z tym zrobić, sama możesz sobie poradzić!" serio? ale mnie to irytuje. dobrze o tyle, że moja matka ostatnio jakby zaczęła to rozumieć. nie, nie radzę sobie sama. i wcale nie muszę! mogę korzystać z pomocy innych! nie jestem na świecie sama! eh....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Synsa, każda z nas pewnie to przerabiała. Ja oprócz swojego partnera i terapeutów to z nikim nie mogłam nigdy rozmawiać na ten temat. Mam może ze 2 koleżanki, które nie znają mojej diagnozy, ale wiedzą, że korzystałam z terapeuty i nie widzą w tym nic złego, bo teraz chodzić do psychologa to takie normalne się robi. Nie opowiadam nikomu co konkretnie ze mną, bo ludzie tego nie potrafią zrozumieć (jak same nawet nie rozumiemy :) zresztą mój psychiatra kiedyś powiedział, żebym się nie chwaliła ludziom, bo nie ma czym.

Z rodziną w ogóle nie rozmawiam na ten temat. Nikt się nigdy nie zainteresował. Mamie powiedziałam o diagnozie, chciałam porozmawiać by wiedziała i by wyjaśnić niektóre moje zachowania, by lepiej zrozumieć. Przeczytała 1 zdanie z Internetu na temat BPD i stwierdziła, że każdy może mieć takie objawy ... tematu dalej nie ciągnęłam. Podejrzewam, że moje karty szpitalne czytała dopiero jak prosiłam ją by kiedyś mi zeskanowała i wysłała @ bo potrzebowałam. Było tam wypisane m.in okaleczanie i inne ... nie spytała nigdy. Nie winie jej za to. Widocznie nie potrafi o tym rozmawiać.

 

Także nie przejmuj się, po prostu nie rozmawiaj z takimi osobami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie, przecież to ja mam nierówno pod sufitem i ja jestem źródłem wszystkich problemów a moja rodzina wcale nie jest upośledzona emocjonalnie..

U mnie jest dokładnie tak samo. Teraz idą święta, a ja zaczynam już się rozjeżdżać, bo ciągle myślę o tym jak wytrzymam z rodziną lub bez niej. Tak źle i tak niedobrze.

 

A jeśli chodzi o rozmawianie z innymi o zaburzeniach, to ja nie wierzę, że osoby nie mające podobnych problemów nie oceniają. Mogą się dobrze maskować, ale dla nich to zawsze będzie głupota bądź lenistwo albo cokolwiek innego, ale na pewno nie choroba. Wg mnie tak zwana "normalna" osoba nie jest w stanie sobie wyobrazić jak bardzo można nie móc zapanować nad sobą, swoim zachowaniem, emocjami. Wiec ja rozmawiam tylko ze "świrami". Nawet pracownicy apteki zmieniają zachowanie jak słyszą o co proszę. Może to moja borderowa paranoja, ale prawie zawsze tak jest, kiedy kupuje leki psychiatryczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeśli chodzi o rozmawianie z innymi o zaburzeniach, to ja nie wierzę, że osoby nie mające podobnych problemów nie oceniają. Mogą się dobrze maskować, ale dla nich to zawsze będzie głupota bądź lenistwo albo cokolwiek innego, ale na pewno nie choroba. Wg mnie tak zwana "normalna" osoba nie jest w stanie sobie wyobrazić jak bardzo można nie móc zapanować nad sobą, swoim zachowaniem, emocjami. Wiec ja rozmawiam tylko ze "świrami". Nawet pracownicy apteki zmieniają zachowanie jak słyszą o co proszę. Może to moja borderowa paranoja, ale prawie zawsze tak jest, kiedy kupuje leki psychiatryczne.

 

A ja uważam, że niektórzy na prawdę rozumieją. Zależy ile dla nich znaczysz i na ile potrafią się wczuć w czyjąś sytuacje. Ja myślę, że to ja nie rozumiem normalności. Ale gdy zaczynam ją rozumieć to wtedy czuję, że inni mi na prawdę współczują i rozumieją mnie. Moja mama rozumiała mnie jeszcze... miesiąc temu. Heh... Teraz nie rozumie znów. Bo normalny przeciętny człowiek żyje półświadomie, tylko ma zdrowe mechanizmy. Przynajmniej w moim małomiasteczkowym otoczeniu. W mieście jest inaczej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

karoll007, Też mam w sobie pełno nienawiści, dlatego się odcięłam od nich. Mam inne problemy, ale nie muszę na nich patrzeć.

 

Ja też uważam, że ludzie nie rozumieją. Jak powiedziałam przyjaciółce to przeczytała na wikipedii parę zdań i stwierdziła, że to nic takiego, że to wymysł i że każdy w sumie ma te cechy. Heh.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może jest za młoda, może nie widzi tego co Ty widzisz u innych. Bordery mają paranoje. Ja pamiętam jak ja zawsze wnikliwie analizowałam innych... Ludzie aż tak nie robią. Po ssri w sumie to skumałam. Źle jest mieć paranoje. Dobrze jest mieć trzeźwą wrażliwość, rozumieć innych w taki fajny niewymuszony sposób. Ja np. swojego chłopaka kiedyś rozumiałam w taki sposób. Ostatni rok patrzyłam na niego przez pryzmat tego kiedy odejdzie. Nie odszedł, mimo że się rozwaliłam jak idiot. No i teraz dopiero mogę normalnie zaufać. Niestety, nie wiem jak to zrobić. Ale już się tak nie denerwuję tym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

robotnica, Tak, mam popieprzone myślenie i wyolbrzymiam. Ale ona tego nie rozumie i żałowałam potem, że jej cokolwiek powiedziałam (a wspomniałam tylko o tym, że zaczęłam terapię i mam bordera. O innych rzeczach nawet nie mówiłam.), ale na szczęście ani razu nie wróciłyśmy do tego. Po prostu uważa, że choroby psychiczne czy jakieś zaburzenia to domena ludzi słabych. "Jak można się dołować jak życie jest takie piękne?". Zwyczajnie nikomu nie mówię o tym wszystkim, wiem że mało kto to by zrozumiał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, serio tak powiedziała Twoja przyjaciółka? To na prawdę niefajnie brzmi. Nawet moja babcia zaczęła wierzyć w tego bordera i chcieli mi nawet jakoś pomóc, chociaż mnie irytują i stąd mam deperso.

 

Rozumiem mniej więcej jak się czujesz - ja od zawsze mam jakiś problem ze sobą, nie wiedziałam co jest nietak, a nikt nie widział tego... A wołałam o pomoc, potem już nawet chodząc do psychologa sama z siebie... Też jak 3 lata temu mamie mówiłam co mi jest to ona kiwała głową, albo nawet wyśmiewała. Teraz już ludzie patrzą inaczej - widzą jak mi się życie posypało, studia, wszystko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet pracownicy apteki zmieniają zachowanie jak słyszą o co proszę. Może to moja borderowa paranoja, ale prawie zawsze tak jest, kiedy kupuje leki psychiatryczne.

 

Ja mam tak samo. Mam wrażenie (na pewno wrażenie?) że od razu zmienia się mina farmaceuty i zachowanie. Nawet mnie to trochę bawi :D Teraz mam 'swoją' aptekę i Pana w fartuchu bo apteka jest tania a pan sztucznie, ale zawsze miły a do tego całkiem przystojny ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj, Swieta. Wiele przeszlas, bardzo Ci wspolczuje. Dobrze, ze znalazlas jakies oparcie. Moj ojciec pil i mieszkal w Niemczech. Nigdy sobie nie poradzil z nalogiem.

Ale Ty masz w sobie sile by walczyc i jeszcze znajdujesz dobre slowo dla nas na forum. Bardzo Ci kibicuje, jak i nam wszystkim. Nie jestes sama!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie ludzie wiedzą, bo dużo gadam. Jako, że przebywam w towarzystwie przeważnie od 17 do 20 paru lat, niektórzy przychodzą po rady i pomoc; w sprawie leków, dolegliwości i czuję się zawsze dziwnie, gdy słyszę "'Bo ty doświadczenie masz", inni wierzą w moje żarty o lekomanii i uważaja,że mi nic nie ma prawo być, a leki to dla czilu i bo tak lubię. Bądź zwyczajnie nie chcą wiedzieć, szczególnie faceci, którzy nie uznają takich rzeczy.

 

 

Chryste. Przechodzę od paru dni od emocjonalnej zemsty na ludziach za to, że konkretne jednostki nie odwzajemniły moich uczuć, ilozuję ich od siebie, jestem zua i niemiła, przez pełne wyczucia zrozumienie, po stwierdzenie, że niepotrzebnie ta cała walka nieudolna, bo i tak nie dałabym rady w żadnym związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idę do szpitala psychiatrycznego, jakiegoś niby dobrego, coś tam o instytucie mowiła. W każdym razie będą mi dawać leki. Słuchajcie, jak to jest, już wiem, że się pytałam, ale ponawiam pytanie, może ktoś jeszcze dopisze - bo ja się bardzo boję przytyć 'brzydko' po lekach, tak spuchnąć, jak przeciętna osoba z psychiaryka tyje to nieładnie potem wygląda. A lekarz mi mówi, że ja bez leków nie przytyję bo mam tak ciężką nerwicę i lęki już... że chudnę bardzo znów i serce tyka nietak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wczoraj miałam jakiś chory atak w samochodzie jadąc z partnerem.... wspomniał, że go czasem wszystko przytłacza, że każdy czegoś od niego chce i użył określenia "wy wszyscy myślicie" ..... reakcja w moim mózgu była jak uderzenie pioruna.. rzuciłam futerałem z okularami, które akurat trzymałam w rękach pod nogi na szczęście i prosto w twarzy mu wykrzyczałam a wręcz wydarłam się, że JA KUR** NIE JESTEM WSZYSCY! za chwilę zaczęłam płakać i jakby nigdy nic mi potem przeszło a 30 minut później spytałam, czy jest na mnie zły? - odpowiedział, że nie... i śpiewałam piosenki z radiem... Ech.. żal mi go. Jest zmęczony a siebie nienawidzę bo wyglądam wtedy pewnie jak istna wariatka i pewnie odrzucam go.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×