Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja objawy


richi

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, mam nadzieję, że piszę w odpowiednim miejscu.

Już od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem pójścia do psychologa. Trudno mi nawet powiedzieć kiedy rozpoczął się mój ,,problem'', czuję się bezsilna, zniechęcona, zobojętniona. Ten stan trwa tak długo, że stało się to już moim naturalnym, neutralnym stanem. Nie potrafię przebywać wśród ludzi, rozmawiać, zawierać znajomości, wizja rozmowy z kimś obcym budzi u mnie strach. Nie mam żadnych bliższych znajomych, jedynie powierzchownych. Wszyscy zarzucają mi, że się izoluję, ale nie potrafię inaczej choćbym chciała. Nie jestem nikim ciekawym, dlaczego ktokolwiek miałby chcieć ze mną rozmawiać? Nie potrafię patrzeć na siebie w lustrze, bo delikatnie mówiąc zdecydowanie odbiegam od popularnych kanonów piękna. Wstydzę się swojego wyglądu a to jeszcze bardziej wszystko ,,nakręca''. Chciałabym wyjść do ludzi, ale stale mam wrażenie, że moja obecność im przeszkadza, chciałabym zniknąć. Kiedyś miałam myśli samobójcze, które co jakiś czas wracają. Nie mam wykształcenia, znajomości, doświadczenia, nigdy nie pracowałam, bo kto by mnie chciał? Zawsze dobrze się uczyłam, od podstawówki po studia, ale co z tego skoro ich nie skończyłam? Przesadny perfekcjonizm sprawił, że porzuciłam swoją pasję. Narzucałam sobie zbyt wysokie wymagania, na każdym kroku widziałam tylko porażki. Porzuciłam ją żeby się od nich uwolnić. Czuję, że nic już mnie w życiu nie czeka, zmarnowałam w życiu wszystko. Chciałabym iść do psychologa, ale się boję. Czy moje ,,problemy'' nie są zbyt ,,głupie'', czy to naprawdę problem czy to mój wymysł. Czy w ogóle nfz zajmuje się takimi przypadkami jak ja? W mojej mieścinie jest jakiś szpital z oddziałem psychiatrycznym, ale czy to tam powinnam się udać? Nie chcę iść do psychiatry, który nafaszeruje mnie lekami, chcę kogoś kto ze mną porozmawia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym iść do psychologa, ale się boję. Czy moje ,,problemy'' nie są zbyt ,,głupie'', czy to naprawdę problem czy to mój wymysł. Czy w ogóle nfz zajmuje się takimi przypadkami jak ja? W mojej mieścinie jest jakiś szpital z oddziałem psychiatrycznym, ale czy to tam powinnam się udać? Nie chcę iść do psychiatry, który nafaszeruje mnie lekami, chcę kogoś kto ze mną porozmawia...

No skoro te myśli samobójcze to tak serio masz, to jak najbardziej kwalifikujesz się do leczenia szpitalnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

little_girl: Dzięki za sugestię, ale tarczyca u mnie odpada - badana wielokrotnie (TSH, ft3, ft4).

Odnośnie Twojego postu.

1. Z leków działających dobrze na sen, moje ostatnie odkrycie to olanzapina (biorę w miksie z innymi). Uspokaja wewn. napięcie i śpię po niej bardzo dobrze (przynajmniej tak mi się wydaje że to po niej). Spytaj lekarza o to

2. Może spróbuj lekarza zmienić. Wiem jak ważne jest aby to był ktoś, komu ufasz, z podejściem psychologa.

Ja przez chwilę chodziłem do baby, która komentowała moje decyzje życiowe, a po nieudanych próbach z lekami stwierdziła, że nie widzi u mnie motywacji do zmiany! K...wa! Przecież to jest właśnie objaw!

Dzięki, jestem umówiona na wtorek:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. To pierwszy mój post na forum. Mam 33 lata. W skrócie - gdy miałam 15 lat zmarła moja mama, zostałam z ojcem i bratem, z którymi miałam ciągłe awantury i wojny, cały dom był na mojej głowie. Przed maturą uciekłam do babci (mamy mojej mamy). Nie udało mi się skończyć wymarzonego kierunku studiów, drugiego też nie skończyłam pomimo przejścia 4 lat. W trakcie studiów miałam załamanie, uciekłam do domu na wieś, gdzie się zamknęłam, nie widywałam prawie z nikim, spałam i płakałam, prawie nic nie jadłam, piłam alkohol. To trwało 2-3 miesiące. Wróciłam do miasta, poznałam nowych ludzi, z którymi spotykałam się cyklicznie. Miałam dobrego przyjaciela, z którym musiałam się rozstać po jego wypadku, gdyż bardzo mnie ranił swoim zachowaniem. Jego wypadek i późniejsze złe odnoszenie się do mnie bardzo przeżywałam. Kilka lat później poznałam swojego pierwszego chłopaka, którego w sumie ciężko było mi nazywać chłopakiem, on też nie mianował mnie nigdy swoją dziewczyną, ale nie zaprzeczał, że jesteśmy w związku. Człowiek był bardzo wycofany, non stop kłamał i wciąż byłam przez niego zdenerwowana, ale nie potrafiłam tego zakończyć. Zostawił mnie z dnia na dzień bez słowa po 5 latach. Załamałam się. Straciłam pracę. Wciąż płakałam, przestałam jeść, krzyczałam, potrafiłam rzucać tym, co wpadło mi w ręce. Przespałam prawie miesiąc czasu. Nie chciałam się widzieć z nikim. Po ostatniej konfrontacji z ex, do której siłą doprowadziłam, zrozumiałam, że to koniec. Jednak strach przed samotnością, poczucie beznadziejności, nadal nie dawały mi spokoju. Zgodnie z zaleceniami rodziny i znajomych wyjechałam do rodziny nad morze (tam w większości czasu jednak wciąż płakałam), zapisałam się na studia licencjackie. Wspomnę jeszcze, że przed rozstaniem zainwestowałam w dwie wizyty u psychoterapeutów, bo nie wiedziałam dlaczego nie umiem sobie poradzić z tym człowiekiem, czemu on kłamie i czułam, że nasza znajomość coraz bardziej się sypie- dowiedziałam się tylko, że ze mną jest wszystko w porządku, że terapia nie jest mi potrzebna, że wiele w życiu przeszłam i osoby, które ze mną rozmawiały nie mają takiego bagażu doświadczeń. Tak naprawdę wcale mi to nie pomogło, tylko dobiło. Po miesiącu od rozstania poznałam chłopaka w moim wieku, z taką samą pasją, który wślizgnął się w moje życie. Mieliśmy wspaniały kontakt, odzywał sie codziennie, nawet po kilka razy, wspierał mnie i motywował. Znalazłam nową pracę - każdego dnia dzwonił i pisał już przed 6 rano, by sprawdzić czy wstałam. Odzywał się też w ciągu dnia i po pracy. Widywaliśmy się bardzo często, chodziliśmy na spacery, jeździliśmy na wycieczki, bywaliśmy na imprezach, krąg naszych wspólnych znajomych dobił do ponad 60 osób - nigdy z nikim nie miałam tak wielu wspólnych znajomych. Oczywiście, po 5 miesiącach przekroczyliśmy granicę zwykłej przyjaźni, bez zmiany statusu znajomości, co miało oznaczać, że wszystko kiedyś pryśnie. Nie raz chciałam zakończyć tą znajomość, jednak od razu wpadałam w rozpacz, a on i tak wracał. W ogóle bardzo szybko radziliśmy sobie z konfliktami i sprzeczkami. Jednak ten człowiek też nie był aniołem i znajomi nie raz dziwili się, że mam do niego tyle cierpliwości. Ale ogólnie postrzegani byliśmy jako para, nawet bardzo zgrana. Moja druga praca nie była idealna, współpracownik się nade mną znęcał psychicznie, upomnienie u szefa nic nie dawało. Ogólnie wszyscy pracownicy w tej firmie byli wykorzystywani ponad możliwości. W chwili gdy zdecydowałam się odejść, pracodawca jakby zgodnie stwierdził, że czas się mnie pozbyć. Udało mi się podjąć nową pracę w ciągu dwóch tygodni. Miałam wielkie nadzieje i oczekiwania. Niestety, po 3 miesiącach zlikwidowano dział, w którym byłam zatrudniona i wręczono mi wypowiedzenie. W międzyczasie zachorowałam na grypę, która męczyła mnie 3 tygodnie. Pracę skończyłam w grudniu. Sylwester tego roku zakończył się awanturą pomiędzy moim ojcem, bratem i przyjacielem. Stanęłam po stronie przyjaciela i bardzo przeżywałam całą sytuację (mój ojciec go obraził i wyrzucił za drzwi). W styczniu zachorowałam na mononukleozę, która wyłączyła mnie z życia na 4 tygodnie. Mój przyjaciel wciąż był przy mnie i mnie wspierał. Odwiedzał i pomagał. Latem dostałam ciekawą propozycję praktyk w dużej państwowej firmie, gdy zaczęłam załatwiać potrzebne dokumenty, zaczęły się problemy z komunikacją z moim przyjacielem. Zaczął mieć jakieś sekrety, coś ukrywać. Ale nadal się spotykaliśmy i rozmawialiśmy. Kolejnego sylwestra spędziliśmy wspólnie, podczas tej nocy wyznał, że ma zamiar ułożyć sobie w tym roku życie (mój ex też tak mi mówił przed rozstaniem). Od stycznia wszystko zaczęło się walić. Po praktykach udało mi się zdobyć zlecenie na 3 miesiące w tej dużej firmie - wszyscy obiecywali, że jest ogromna szansa na stały etat. Niestety im bliżej było końca umowy, tym bardziej czułam, że to koniec. atmosfera w pracy zrobiła się nieprzyjemna, bardzo mnie to dołowało. Do tego coraz bardziej urywany kontakt z moim przyjacielem, zupełne odepchnięcie, brak wsparcia. Nie byłam w stanie powstrzymywać emocji - praca, przystanek, autobus - łzy i płacz. W styczniu dostałam jakiegoś ataku i karetka zabrała mnie do szpitala. Tam jednak nic nie stwierdzono. Dopiero badania krwi i usg wykazały kamicę żółciową. Zmieniłam dietę, zaczęłam ćwiczyć, odchudzać się. Zmieniłam też trochę swój wizerunek na bardziej kobiecy, zaczęłam chodzić w spódniczkach, zmieniłam makijaż i sposób uczesania. Obcy mężczyźni zaczęli mnie zaczepiać, prawić komplementy, ale mój przyjaciel nie chciał nawet spojrzeć na mnie, więc to wszystko zamiast sprawiać mi radość, dobijało mnie i powodowało wybuchy rozpaczy. W końcu ograniczyłam się do jednego małego posiłku dziennie, przestałam też zwracać uwagę na ilość picia (choć po zaleceniach z SOR-u pilnowałam tego bardzo). Ciągle płakałam. Moje życie znów się posypało. Bałam się okropnie zabiegu, bo nigdy nie byłam w szpitalu.

Dziś jestem po usunięciu pęcherzyka. W szpitalu poczułam się psychicznie lepiej. Gdy wybudziłam się pierwszy raz z narkozy, zauważyłam, że z ręki, gdzie miałam podłączoną kroplówkę leci mi krew. Na początku pomyślałam, że nie będę nic mówić. Ręka była pod kołdrą, nikt tego nie zauważył. Krew uciekała, a ja nic nie czułam, więc pomyślałam, że to nie jest głupie. Po chwili jednak dotarło do mnie, że przecież jestem monitorowana i gdy zacznie mi spadać tętno i ciśnienie, to i tak mnie odratują, bo jestem w szpitalu. Gdy pielęgniarki odkryły, co się stało, leżałam w kałuży krwi.

Nikt mnie w szpitalu nie odwiedzał (byłam tam jedną dobę), sama musiałam się do niego zawieźć i sama zorganizować sobie transport powrotny. Mieszkam z ponad 80-letnimi dziadkami. Z bratem i ojcem praktycznie nie mam kontaktu i nie chciałam by wiedzieli o moim zdrowotnym problemie. Do dziś nie wiedzą. W szpitalu, tak jak pisałam nastrój mi się poprawił, natomiast od kiedy jestem w domu - jest coraz gorzej. Znów płaczę, znów myślę, znów boję się i nie mam ani pomysłu, ani chęci by ogarniać swoje życie. Od 3 tygodni nie dotknęłam się do mojej pracy licencjackiej - nie jestem w stanie się skupić. Z ostatnich zajęć na uczelni - tydzień temu - wracałam z płaczem i nawet nie wiem o czym były wykłady. Brak mi wiary w to, że moje życie się ułoży. Nie wyobrażam sobie w tak rozchwianym stanie psychicznym i emocjonalnym podjąć nową pracę. Wciąż jestem przygnębiona. Nie wierzę też w terapię, bo się zraziłam i zawiodłam. Poza tym bardzo się boję, że odzyskam równowagę znów na jakiś czas, po czym znów wszystko się zawali - nie chcę takiego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi naprawdę pomógł profesjonalny dobry psycholog z warszawy jestem naprawdę zadowolony z efektów, wszystko idzie w jak najlepszym kierunku aby uciec depresji , w koncu, po tak długim czasie... Jak ja się ciesze.

 

nie zesr.aj sie z tej radości

No tak, liczy się profesjonalizm, a nie zdrowy rozum

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie nigdy nie miałem depresji, jako odwieczny ale szczęśliwy samotnik (39lat) niestety nagle uległem zauroczeniu, efektem jest depresja bo skumulowały się i wyszły na jaw wszystkie problemy od mojej aspołeczności po fobie społeczne które objawiły mi całkowitą bezsilność brak umiejętności w zbudowaniu prawidłowej relacji związku z tą osobą, tak przynajmniej mi się wydaje.

 

Niestety nie wiem czy dam sobie z tym radę bo ostatnie 3 miesiące to była katorga. Mam nadzieje że pastylki pomogą.

Jakby ktoś mógł mi doradzić czy psychoterapia indywidualna była by pomocna ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwłaszcza z rana. Normalka.

to jest normalka jeżeli:

1)masz stresujaca pracę

2)jesteś w ciaży

3)jesteś uzalezniona od opiatów i zaczynają się objawy abstynencyjne

w pozostałych przypadkach to raczej objaw choroby z która nalezałoby jak najszybciej zrobic porzadek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to jest jakaś masakra z tym odruchem wymiotnym... Zaobserwowałam go dwa lata temu, kiedy poszłam do dentysty po około roku przerwy ... już przy próbie zrobienia przeglądu okazało się, że jest to niemożliwe - każda próba włożenia do ust lusterka kończyłą się odruchem wymiotnym. Ostatecznie ząb został wyleczony w znieczuleniu podtlenkiem azotu, zresztą do tej pory tak się leczę (kosztowne, ale działa).

Same nudnosci i odruch wymiotny zaczely mi towarzyszyć w różnych sytuacjach:

- mycie zębów (są dni, że mogę je umyć np. dopiero ok. południa),

- zbyt szybkie wstanie z łózka (moja rada na to jest taka, że nastawiam budzik poł godziny wcześniej i przez ten czas leżę, potem dopiero wstaję i ten odruch jest mniejszy),

- jazda samochodem (nawet kiedy prowadzę zdarza mi się odruch kaszlu i odruch wymiotny), ale nie zawsze...,

- są takie dni, że trwa on cały czas, a ja cały dzień albo żuję gumę, albo popijam wodę lub jem jakieś cukierki, bo wtedy tego odruchu nie ma),

- ćwiczenia fizyczne (ale nie zawsze).

Podsumowując, odruch wymiotny towarzyszy mi codziennie, jest mniejszy w soboty i niedziele, kiedy mogę się porządnie wyspać, bardziej nasilony rano, popołudniami mniejszy.

Inne objawy:

- od dwóch lat mam pokrzywkę i świąd po zjedzeniu różnych pokarmów.,

- od kilku lat migrenowe bóle głowy.

 

Odwiedziłam już wielu specjalistów: laryngologa, neurologa, lekarza zakaznego, gastrologa. Miałam gastro w narkozie - wszystko ok, tomografia - ok. Czekam na wyniki rezonansu głowy. Z powodu pokrzywki trafiłam na oddział alergologiczny, jednak badania wykazały tylko mały dermografizm oraz uczulenie na niektore warzywa. Gdybym nie brała codziennie jednej zaleconej tabletki przeciwhistaminowej, to drapałabym się niemalże po każdym posiłku- rzeczach mocno przyprawionych, z konserwantami. Zauważyłam, że po ograniczeniu słodyczy i przy jedzeniu rzeczy z niską zawartością salicylanów czuję się lepiej.

Wniosek z mojej tułaczki po tych specjalistach - fizycznie jestem zdrowa. A jednak - ciągle co mi jest, najbardziej uciążliwe są te odruchy wymiotne i migreny (bół głowy średnio raz w tygodniu).

 

Czy mam iść do psychologa?

Nie chcę brać leków antydepresyjnych, ponieważ mają całą masę skutków ubocznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu Pani doktor zdiagnozowała u mnie lekkie objawy depresji. Jednak mnie wydaje się, że już wtedy pojawił się u mnie CHAD. Czasami mam dobry humor, ale częściej jestem przygnębiony podenerwowany i wkurzają mnie wszyscy wokoło. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Teraz zażywam efevelon i liczę, że po tym leku mój stan się polepszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwłaszcza z rana. Normalka.

to jest normalka jeżeli:

1)masz stresujaca pracę

2)jesteś w ciaży

3)jesteś uzalezniona od opiatów i zaczynają się objawy abstynencyjne

w pozostałych przypadkach to raczej objaw choroby z która nalezałoby jak najszybciej zrobic porzadek

 

Znalazł się specjalista. A jaka to choroba mogłaby być? Bo generalnie tabun lekarzy różnych specjalności nie doszukał się u mnie niczego niepokojącego. A odruch jest. Psychiatra też nie pomaga. Czekam na twoje rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwłaszcza z rana. Normalka.

to jest normalka jeżeli:

1)masz stresujaca pracę

2)jesteś w ciaży

3)jesteś uzalezniona od opiatów i zaczynają się objawy abstynencyjne

w pozostałych przypadkach to raczej objaw choroby z która nalezałoby jak najszybciej zrobic porzadek

 

Znalazł się specjalista. A jaka to choroba mogłaby być? Bo generalnie tabun lekarzy różnych specjalności nie doszukał się u mnie niczego niepokojącego. A odruch jest. Psychiatra też nie pomaga. Czekam na twoje rady.

 

Teksas, a Ty jak sobie z tym radzisz? Czy masz jakieś sprawdzone sposoby? Ja zauważyłam u siebie, że rano, kiedy wstaję nagle, od razu po przebudzeniu, to jest masakra... odruch jest bardzo silny. Jeśli jednak wyłączę budzik, poleżę kilka minut i dopiero potem wstanę, to jest lepiej. Ale w zasadzie jest to jedyna sytuacja, w której ten odruch może się zmniejszyć. W pozostałych jest nie do opanowania.

Trochę zmieniłam dietę, jest jakby mniejszy (nie jem czekolady, mniej pieczywa, więcej owoców itp.)

Neurolog twierdzi, że u mnie to jest na tle nerwowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też macie takie zamulenie i otępienie? Czasem mam wrażenie, że jak ktoś mnie zapyta ile to 2+2 to nie będę wiedzieć. Czuję się przez to jak debil. Samoocena szybuje w dół przez to.

Druga sprawa- pamięć. Sytuacja z dziś, jadę samochodem i skręcam w lewo, wjeżdżając na drogę dwupasmową. Patrzę w lewo, jest auto ale zdążę, patrzę w prawo- wolne. I POWOLI wyjeżdżam bo ZAPOMNIAŁEM o tym aucie z lewej, miałem ruszyć dynamicznie. Na szczeście tylko potrąbił na mnie tamten kierowca.

Przy najprostszych rzeczech jak wyżej mam problemy, jak żyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Teksas, a Ty jak sobie z tym radzisz? Czy masz jakieś sprawdzone sposoby? Ja zauważyłam u siebie, że rano, kiedy wstaję nagle, od razu po przebudzeniu, to jest masakra... odruch jest bardzo silny. Jeśli jednak wyłączę budzik, poleżę kilka minut i dopiero potem wstanę, to jest lepiej. Ale w zasadzie jest to jedyna sytuacja, w której ten odruch może się zmniejszyć. W pozostałych jest nie do opanowania.

Trochę zmieniłam dietę, jest jakby mniejszy (nie jem czekolady, mniej pieczywa, więcej owoców itp.)

Neurolog twierdzi, że u mnie to jest na tle nerwowym.

 

U mnie też. Biorę lek i chodzę na terapię. Ale odruch i tak czasem jest. Jakoś to staram się zwalczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×