Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność w depresji...


lublinianka

Rekomendowane odpowiedzi

Do autorki topiku: masz wiele osób koło siebie....może powinnaś zacząć to dostrzegać....ja nie mam nikogo. Kiedy mam zły dzień....no cóż z nikim nie mogę o tym pogadać... czy wierzysz w to, że człowiek może być tak całkiem sam??? ja wierzę.

 

ja niestety tez wierze. Ale jak sie czasem ktos nawinie, to rozwijam skrzydla :twisted:

Anyway, mozesz podzielić się ze mną, akurat ten temat przeglądam dość często.

 

[ Dodano: Sro Paź 25, 2006 10:33 pm ]

samotnosc zmienia tak bardzo, ze potem nijak sie mozna odnalez sie wsrod ludzi

 

Może i dlatego dla mnie samotność jest na porządku dziennym. Jest czymś na co nie zwracam uwagi. Ehh całkiem możliwe ...

 

Może trudno mi to zrozumieć, ale wiem, że jest możliwe. Ja nie potrafię tego znieść.

Tak na marginesie to mam wrażenie, że skądś Cię znam. A może tylko wpadam w życiu ciągle na podobne typy ludzi?

 

[ Dodano: Sro Paź 25, 2006 10:37 pm ]

chyba mysle, ze wolalabym byc taka "samotna wsrod ludzi". najgorsze jest, ze samotnosc zmienia tak bardzo, ze potem nijak sie mozna odnalez sie wsrod ludzi.

takie bledne kolo.

 

Coś w tym jest. Jak się jest długo pozbawionym przyjaciół, to na każdego nowego, choć potencjalnego reaguje sie trochę jak dziecko z domu dziecka na ewentualnych rodziców. Nie jest tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Malcolm====> nie wierzę w to, że samotność Ci nie przeszkadza, nie byłbyś wtedy człowiekiem, bo chyba masz jakieś uczucia???

 

Nie przeszkadza bo: całymi dniami przesiaduję w domu, wszystko robię sam i nie lubię nawet jeśli rodzina w coś chce ingerować, nie utrzymuję kontaktu z kolegami z podstawówki i średniej, nie rozmawiam z nikim na studiach, gdy dziewczyna (koleżanka ze studiów) chciała gdzieś ze mną wyjść odwróciłem się i ją zignorowałem. Przykro mi ja poprostu nie potrafię ...

 

Tak na marginesie to mam wrażenie, że skądś Cię znam.

 

Może mieszkasz w okolicach Olsztyna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to jest dobry temat... jak sie tak zastanowię, to u mnie zawsze wszystko sprowadza sie do samotności. Ciężko się żyje ze świadomością, że nie ma sie nikogo z kim mogłoby sie porozmawiać, kto by cie zrozumiał i nie oceniał i komu naprawde by na Tobie zależało. Ja mam potrzebe posiadania takiego kogoś... Nie liczę na to, że kiedyś znajdzie się osoba, która zaspokoi wszystkie te potrzeby, ale moze chociaż jedną. A najbardziej boli mnie to, że ilekroć mam już nadzieję, że znalazłam kogos takiego, to sie parzę i w rezultacie czuje się jeszcze bardziej samotna niz byłam wcześniej. Boli mnie tez to, że wszyscy uważaja że sie nad soba użalam i że sie lenię zamiast wziąć się do roboty, tak jak ja bym chciała tak pieprzyc sobie życie i narażać się na tą pogardę ze strony innych. Czasami mam poczucie, ze dopiero jak człowiek popełni samobójstwo, to ludzie wierzą, że miał depresję. Nikt wokół mnie nie zastanawia sie jak wiele pracy kosztuje wygrzebanie sie z dołka i jak wiele nadziei pochłania pragnienie normalnego życia. Mam poczucie ze wszystkim lekką ręką przychodzi burzenie tego co ja tak bardzo staram sie zbudować. Przeciez nie prosze o żadną taryfę ulgową czy specjalne względy, chcialabym tylko spotkac troche szacunku i choc próbe zrozumienia. Wczoraj miałam bardzo dobry dzień, na który długo pracowałam, dziś juz nie i wystarczyła tylko chwila...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co Ci powiem??? Po mojej próbie( niestety nieudanej) ludzie tylko na chwile pomysleli ze cos mi moze byc. Powoli wszystko wraca do normy, taak.....wszystko poza jednym....hehehe......dobra chrzanie juz bo jestem zmeczona, ide spać, lubię spać sny sa takie realistyczne, lepsze niż życie. Szkoda, że umarli nie mogą śnić. Z chęcią zasnęłabym na wieki. DOBRANOC NIBYLANDIO!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też raczej należę do ludzi samotnych. Mam niby paru znajomych z którymi "od święta" gdzieś wyskakuję, ale to jest naprawdę bardzo rzadko. Jednym z powodów że jestem samotny jest to, że będąc w grupie czuję sie wystraszony, nie jestem sobą, często palnę jakąś gafe, drugi powód jest taki, że po prostu nie odpowiada mi towarzystwo moich znajomych. Nie powiem- chciałbym mieć przyjaciół, dziewczynę, ale będąc samotnym tak jak ja i Malcolm wcale nie oznacza, że musimy być nieszczęśliwymi ludźmi. Ja mam wiele zainteresowań, więc rzadko sie nudzę nawet gdy przesiaduje całe dnie w domu. Zawsze sie jakieś zajęcie znajdzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to jest dobry temat... jak sie tak zastanowię, to u mnie zawsze wszystko sprowadza sie do samotności. Ciężko się żyje ze świadomością, że nie ma sie nikogo z kim mogłoby sie porozmawiać, kto by cie zrozumiał i nie oceniał i komu naprawde by na Tobie zależało. Ja mam potrzebe posiadania takiego kogoś... Nie liczę na to, że kiedyś znajdzie się osoba, która zaspokoi wszystkie te potrzeby, ale moze chociaż jedną. A najbardziej boli mnie to, że ilekroć mam już nadzieję, że znalazłam kogos takiego, to sie parzę i w rezultacie czuje się jeszcze bardziej samotna niz byłam wcześniej. Boli mnie tez to, że wszyscy uważaja że sie nad soba użalam i że sie lenię zamiast wziąć się do roboty, tak jak ja bym chciała tak pieprzyc sobie życie i narażać się na tą pogardę ze strony innych. Czasami mam poczucie, ze dopiero jak człowiek popełni samobójstwo, to ludzie wierzą, że miał depresję. Nikt wokół mnie nie zastanawia sie jak wiele pracy kosztuje wygrzebanie sie z dołka i jak wiele nadziei pochłania pragnienie normalnego życia. Mam poczucie ze wszystkim lekką ręką przychodzi burzenie tego co ja tak bardzo staram sie zbudować. Przeciez nie prosze o żadną taryfę ulgową czy specjalne względy, chcialabym tylko spotkac troche szacunku i choc próbe zrozumienia. Wczoraj miałam bardzo dobry dzień, na który długo pracowałam, dziś juz nie i wystarczyła tylko chwila...

 

 

To moje myśli w tym momencie - dokładnie moje!

Ostatnio rozmyślałam nawet temat samobójstwa i doszłam do takiego samego wniosku - no skuteczne, jak zostawi się list pożegnalny i napisze się "to wina depresji" ;)

 

Widziałam tam malutką kłótnie między Malcolmem a Czarowniccą_Akara...

Mi wydaje się, że są dwie samotności - samotność z własnego wyboru (bo ktoś tak woli i nie przeszkadza mu ona) i samotność, na którą jesteśmy skazani, a wcale być nie chcemy.

 

Ja mam to drugie i jak wiele z Was już napisało - bo jestem inna i jakoś nie przystaje do ludzi w okół których udawało mi się obracać. W efekcie czuję jakby nikomu nie zależało na moim istnieniu, jakby nikt z własnej woli nie chciał mi pomóc. Po prostu nikt nie dostrzega, że sobie nie radzę, a jeśli nawet - nigdy nie wesprze.

 

Już przestałam o to prosić i staram się z tym pogodzić. Ja potrzebuję ludzi, ale ludzi mi bliskich - z którymi mogłabym chcoiaz bez problemów wyjść gdziekolwiek, którzy rozumieliby moją "inność". Tylko jeden taki mały człowieczek.....czy zbyt wiele wymagam???

Kurcze, zaś pesymizm sieję:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nawet nie wiem czy mam depresje...hehehe jakie to wszystko skomplikowane, jak jasna cholera. Inni maja depresję, maja nerwice i poprostu o tym wiedzą, ja myslę poprostu ze sie uzalam nad soba, nie wiem po co to pisze, po co zyję......gdybym teraz sobie odeszla z tego świata, wszyscy mieliby to gdzies.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle różnych derpesji, ilu na nią cierpiących. Nazwy chorób mają znaczenie raczej porządkowe. Każdy ma swój zestaw cierpień, lęków - często urojonych. "Każdy dźwiga swój krzyż". I dlatego musi być samotny, w pewnym sensie.

 

Myślę, że My wymagamy nie tego, co trzeba od znajomych / bliskich. Dlatego nie rozumieją i się oddalają, myśląc, że Nam przejdzie, ewentualnie, że pomoże Nam ktoś inny. Nie potrzebujemy rozmowy z nimi na tematy, które z góry wydają Nam się błahe - czyli prawie wszystkie. Myśli ogniskują się pewnie na jakimś jednym problemie. Nawet jeżeli jest to obiekt złożony, to innym może się taki nie wydawać. Zresztą też przecież poszukiwałem "jadra ciemności" w sobie, tego wspólnego pierwiastka, którego amputowanie miało uratować resztkę osobowości, a innej drogi nie było. Szukałem zrozumienia, odrzucałem pocieszanie i wszelką pomoc, bo przecież sam powinienem sobie z tym poradzić.

 

Nawet teraz, właściwie już po wszystkim, nie jest dla mnie jasne czy obrałem wtedy dobrą drogę i nigdy się tego nie dowiem. Ale coś zyskałem walcząc z depresją. Bardzo ciężko to wyrazić słowami, w dodatku tylko w formie napisów. Chodzi o to, że jeśli nie znajdzie się najpierw u siebie usprawiedliwienia własnego istnienia, to u innych też nie ma co szukać. Trzeba coś postanowić: żyć albo nie. Ale nie trwać bez końca pomiędzy tymi dwiema możliwościami. Jeśli żyć - to tak, żeby nie czuć wstydu. Nigdy nie sprzeciwiać się swojemu rozumowi, wyznawanym wartościom (czynnie lub biernie). Gdy już raz się to zobaczy, to zrozumie się w czym rzecz. I choć w pewnych sytuacjach, w jednej chwili, niełatwo jest zachować się jak należy, to w ostatecznym rozrachunku tak jest właśnie wbrew pozorom najprościej. Nie chcę dodać "i najlepiej", bo to by znaczyło, że są też inne nie do końca złe drogi. Otóż takich innych dróg moim zdaniem nie ma.

 

Krystalizując myśl, o której tutaj wstępnie napisałem : uważam, że czynnikiem, który najbardziej przeszkadza w kontaktach z innymi jest poczucie winy za swoje życie czyli wstydu za samego siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się, że ma i ręce i nogi :)

 

Czemu irracjonalne? Wcale nie... Nie można tak jednostronnie twierdzić. Przecież patrząc obiektywnie, rzeczywiście chory zaniedbuje swoje obowiązki, rezygnuje ze swoich celów, cały dzień leżałby w łóżku - umiera wewnętrznie. "No dobrze", mógłby ktoś powiedzieć, "Ale to przez złą pracę jego mózgu, spowodowaną zmniejszonym wydzielaniem <> " W porządku, ale prawdą jest też, że nie potrafił sobie poradzić z problemami, jakie przed nim stawały i pogłębiał swój zły stan. Taki mechanizm "błędnego koła".

 

Jak sobie poradzić? Mogę odpowiedzieć tak, zrobiłem to dopiero, gdy wyszedłem z depresji. A walczyłem z nią na różne sposoby: wyjechałem w góry w wakacje, żeby nabrać dystansu, kiedy indziej zmuszałem się do nauki (na ogół bezskutecznie). Brałem też tabletki, regulujące pracę mózgu (nic specjalnego: memory formula, zawiera lecytynę i magnez) - raz pomagały, a raz nie. A nieraz, jak już miałem dość, to się buntowałem i chciałem samymi uczuciami zniszczyć depresję (na wzór Konrada z "Dziadów"). Pierwszy raz poczułem się naprawdę dobrze pod koniec wakacji, gdy uczyłem się do egzaminu poprawkowego. Stąd moje przeświadczenie, że bardzo ważna w życiu jest praca, nauka i to radzę przemyśleć - "praca nie tylko jako obowiązek, ale jako wartość życia (lub <>) człowieka". Ale pytanie, czy to mnie uzdrowiło, czy może odwrotnie - wyzdrowiałem i dobrze mi szła nauka, jest źle postawione, bo pewnie i tutaj były jakieś interakcje, podobnie jak podczas popadania w depresję.

 

Co więcej, żeby trochę zamętu wprowadzić :smile: , dodam, że miałem nawroty depresji (ostatni całkiem niedawno - tydzień, dwa temu). Ale nienajgorzej się z nimi uporałem. Zobaczymy, co będzie dalej. Jestem dobrej myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się, że ma i ręce i nogi :)

 

Czemu irracjonalne? Wcale nie... Nie można tak jednostronnie twierdzić. Przecież patrząc obiektywnie, rzeczywiście chory zaniedbuje swoje obowiązki, rezygnuje ze swoich celów, cały dzień leżałby w łóżku - umiera wewnętrzni.

 

No wiesz, irracjonalne jest poczucie wstydu, o którym piszesz wcześniej. Tzn nie musi zawsze takie być, ale często jest. Piszesz, że trzeba żyć tak, żeby się nie wstydzić. To marzenie tak żyć. Cudowne. Ale wiesz, że wstyd bierze sie nie tylko stąd, że coś zrobilismy żle (wstydzimy się spojrzeć w lustro), ale też dlatego, że myślimy, że jesteśmy beznadziejni, że się kompromitujemy (co obiektywnie nie mujsi być prawdą). Ale fajnie, że tak do tego podchodzisz. To jest hmmm... zdrowe podejscie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×