Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natręctwa myśli...


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Nie, psychiatra na moje pytanie, skąd to się wzięło i jak się tego pozbyć odpowiedział mi: "Wie Pani, przyszło to i pójdzie". Generalnie powiedział mi, że moje zawirowania typu wytłumienie/wyłączenie uczuć i te wszystkie schizy mają źródło w nieuzasadnionym lęku, który pojawił się na początku choroby (dodam, że totalnie nagle i przy braku jakichkolwiek przyczyn zewnętrznych... Byłam sobie najszczęśliwsza na świecie i nagle bum:/).

 

Zaczęłam sama interesować się tematem i aktualnie szukam psychoterapii w ramach NFZ w moim mieście (nie jest to takie proste). Martwi mnie tylko okropnie skąd mi się takie chore myśli biorą... Czy to jakieś przeniesienie lęku...

 

Nie chcę być pół życia na lekach i nie chcę zniszczyć sobie życia z powodu choroby :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam,

znalazłam to miejsce i chciałabym się z Wami podzielić moimi przeżyciami, mam nadzieję, że dobrze trafiłam. W tym momencie mam 22 lata i czekam na pierwszą w moim życiu wizytę u psychiatry. Pierwszy raz objaw natręctwa myśli miałam w wieku 5 lat, choć pierwszy "atak" pamiętam słabo, doskonale przypominam sobie długie lata dzieciństwa w których powtarzało się dokładnie to samo - były to wulgarne myśli odnośnie boga i religii. Moja mama jest bardzo wierzącą osobą i nie mogła się pogodzić z moim problemem, wręcz pogarszała sprawę kiedy zamiast wsparcia otrzymywałam jedynie wstręt i pogardę z jej strony. Nie wiedziałam, że to choroba, jako dziecko myślałam że jestem jedyną osobą na świecie z taką przypadłością. Myśli te minęły, kiedy w wieku 16 lat stałam się osobą niewierzącą i przestały one mieć dla mnie znaczenie. Jednak moja nerwica przybrała inną formę. Przede wszystkim zakładam się ze sobą, jeżeli uda mi się taki zakład wygrać to znaczy, że w jakiejś kwestii mi się powiedzie, jeżeli nie to najczęściej zakładam się tak wiele razy, aż ilość wygranych będzie mnie satysfakcjonować, czasem kiedy jestem wyjątkowo zdenerwowana robię to tak wiele razy, że zapominam o co właściwie się zakładałam... mój zakład dotyczy najróżniejszych rzeczy, ale wyjątkowo upodobałam sobie ściganie się z samochodami, tzn. idąc chodnikiem staram się minąć np. znak drogowy zanim zrobi to samochód za mną. często są to zupełnie inne zakłady, nierzadko zupełnie niezależne ode mnie. czasem odczuwam też przymus wykonania jakiejś czynności zupełnie bez celu np. przymus spojrzenia na zegarek, kiedy wiem, że będzie 15:15 lub 15:51 i tak dalej. Ostatnio odkryłam, że nie radzę sobie z agresją. I tu moje pytanie, czy może być to powiązane z nerwicą? za niedługo pewnie dowiem się tego od lekarza, ale chciałabym znać także Wasze zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Między młotem a kowadłem w myśleniu....ratunku!

Witam! Choruję na nerwicę lękową którą jakoś tam opanowałam...ale raz na jakiś czas pojawia się u mnie nerwica natręctw w postaci moim większych lub mniejszych problemów w życiu,gdzie jedna myśl np rozwiązanie problemu generuje drugą myśl,dlaczego to rozwiązanie jest złe.I zawsze wychodzi na to,że nie ma rozwiązania na ten problem i zaczynam wpadać w czarną rozpacz,że będę się tak męczyć już zawsze.Często są to rzeczy bardzo dla mnie ważne i po prostu nie umiem myśleć o czym innym,a niestety mój umysł "wytwarza" tylko same czarne myśli i nawet jeśli przychodzi ulga to jest ona krótkotrwała...trwa to jakiś czas... mam powiedzmy kilka miesięcy spokoju a potem to wraca...ma też tak ktoś?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam nerwice natręctw myśli od 2001 r. Obecnie biore 10 mg zalasty i 25 mg pernazyny. Powiedzmy ze jakos sobie radze w zyciu, mam prace, skonczylem studia na politechnice, mam piekną córeczke i kochającą żonę. Do choroby przyzwyczailem sie. Objawia sie ona jednak tak ze raczej unikam kontaktów z ludzmi, nie mogę normalnie porozmawiac. Muszę stale myśleć, rozmyślac i tak sie napędzam, że juz w nocy przez sen analizuje co bylo w pracy, co będzie, czy szef sie nie zezlosci na mnie, czy poradze sobie. Mam taki natlok mysli ze wlasciwie zastanawiam sie jak wogóle moge jeszcze funkcjonowac. Pomaga wiara w Boga, wlasciwie gdyby nie to ze ufam Bogu chyba bym tego wszystkiego nie ciągnał tylko zalamal sie. Wiem tez ze tak musi byc bo kazdy ma okreslone zadanie na ziemi.

Ale wracając do objawów, moim głównym problemem jest to ze w pewnym okresie (2005 i 2006 r. ) brałem lek o nazwie anafranil i pozornie czułem sie po nim lepiej, jednak nie zdawalem sobie sprawy ze walsciwie stalem sie po nim tak otepiały ze przestałem wogóle rozmawiac z kolegami, oblałem wszystkie egzaminy na studiach i wszystko brałem nie na poważnie. Teraz powracaja natręctwa które wciagaja mnie w ten okres, każą mi myslec tak jak wtedy. Objawy sa dla mnie bardzo przykre, np. gdy mój mózg sam "ustawi" się w stan jakby byl po tym leku i stanie sie to w obecności gdy z kims rozmawiam to automatycznie trace kontakt werbalny, jakbym zaczynał gdzies odlatywac, obojętniec i rozmowa sie ucina. Dodam ze najgorzej gdy stanie sie to w pracy gdy musze wykonac jakies zadanie,z kims porozmawiac, cos ustalic. Dzieje sie tak bardzo czesto i wlasciwe to zyje w ciagłym lęku ze to wróci w najmniej oczekiwanej chwili. Samo spojrzenie na daty 2005 lub 2006 r. powoduje ze moj mózg automatycznie sie przestawia na tryb "pracy po leku", jestem wtedy zupełnie innym człowiekiem niz wtedy gdy nie mam takiego natręctwa.

Pomaga mi rozmowa z osobą która jest mi najbliższa czyli z moją żoną, bo ona rozumie mój problem.

Swego czasu stosowałem różne metody walki natrectwami. Jedną z nich było przyjęcie zasady: "Nie zwracam uwagi na natrectwa tylko na to co ktoś do mnie mówi w danej chwili.". Dało to bardzo dobry skutek, bo zaliczyłem m. in. semestr 9 gdzie mialem oprócz przedmiotów programowych 2 przedmioty zaległe, potem obronilem prace mgr. Pozatym nawazałem bardzo dobre kontakty z ludzmi, mozna powiedziec narodzilem sie na nowo. Brakuje jednak teraz jakiejs sily zeby na nowo sie dzwignac do tej metody, moze to wypalenie praca, moze zniechecenie...

Przepraszam ze sie tak rozpisałem :) pozdrawiam wszystkich i zyczę zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niedługo kończę 22 lata, i dziś się dowiedziałam, że mam NN...z internetu i normalnie się śmieję :) jakkolwiek to brzmi, bo myślałam, że ja mam coś nie tak. Nigdy nie przypuszczałam, że to choroba, i że nie tylko ja sumuje liczy z rejestracji (sick!!!)

Odkąd pamiętam zawsze miałam jakieś schizy... a to musiałam się zatrzymać i nogą machnąć do tyłu, a to parę razy włączyć i wyłączyć światło, po 10 razy jedno zdanie czytać z książki, albo robić inne głupoty bo inaczej "ktoś z moich bliskich umrze".

Ostatnio trzęsie mi się głowa, kiedy się stresuje. Szukałam info w necie i trafiłam, że to może być objaw nerwicy, od nerwicy trafiłam na NN. Wyżej opisane objawy minęły z wiekiem, bo po prostu zauważyłam, że pomimo iż w głowie głos mi mówi, że jak nie kopnę ściany to będzie koniec świata, to po prostu zapanowałam nad tym, widząc, że jednak nic się nie dzieję jak nie kopnę tej ściany. ak widać trzeba się przeciwstawić temu ! Nadal sumuje liczby np. mam numer telefonu i sumuje go, albo inne rachunki z tym robię, i nie wiedziałam, że to choroba, myślałam, że tak porostu, teraz wiem i postaram się przestać. Wyobrażam sobie też, że np. umierają mi rodzice, chociaż kocham ich nad życie i się wstydzę tych myśli.

 

Od dziś zaczynam to zwalczać, chociaż nigdy bym nie powiedziała, że to choroba. Nawet trochę mi ulżyło :P Ja czasem mam takie myśli, że się zastanawiam czy mi nie odbiło,m ale skoro wiem co to i skąd się bierze, będe z tym walczyć jak z tym "kopaniem ściany" :) Pozdrawiam i powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

robson, Z tymi myslami tez tak mam ,że analizuje za bardzo co bedzie , co ktos powie, szczególnie jak mam cos do wykonania to potrafie tak intensywnie myslec ze to mnie nakreca i łapie jakis lęk wtedy,ze nie wyjdzie i newrwówka straszna ech.Czasem sobie mowie,ze za duzo myślę i analizuje wszystko rozkładajac na czynnikii pierwsze a to nerwica.

 

-- 10 paź 2011, 23:52 --

 

słuchajcie, jeśli ja dostaje nagle ataku paniki :zonk: , zaczynam się zastanawiać, czy aby coś źle nie zrobiłam w jakieś konkretnej sytuacji, np. błąd w jakiś papierach albo nachodzą mnie mysli, że pracy na zaliczenie nie podpisałam, ogarnia mnie silny niepokój to oznacza, że są natręctwa myśli? :?

Ja tak mam moze to nie jest panika , ale potrafie w sytuacjach stresujacych sie tak nakręcić ,ze ludzie mi mowia uspokój sie , wszystko mi z rak leci zapominam czegoś , nie zawsze tam mam , ale zdarza sie .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie! Ja zauważyłam,że mam natręctwa,które mają wywołać we mnie poczucie winy.Kiedyś pamiętam,że jak byłam małą dziewczynką (gdzieś tak 12-13 lat) to miałam natręctwo,że jak czegoś nie zrobię to komuś coś się stanie i to będzie moja wina,albo,że jak się nie pomodlę za kogoś to też będzie moja wina,teraz mam już grubo po dwudziestce i niestety oskarżam się o coraz gorsze rzeczy,a jeszcze niedawno mogłam powiedzieć,że mam "tylko" nerwicę lękową,ale coś,jakieś wydarzenie pewnie spowodowało,że zaczęłam się oskarżać...to mnie wykańcza...biorę asentre 50 mg na wieczór i wtedy tylko to myślenie mi się wyłącza..a wcześniej przez cały dzień jeden lęk goni drugi,jedna myśl drugą tzn na zasadzie jedna myśl oskarżająca a jedna broniąca mnie...już miałam tak przynajmniej kilka razy w życiu,ale ciągle się daję na to nabierać...nie wyrabiam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czy ktos z Was ma problem z rozróznieniem fikcji od rzeczywistosci? ja niestety mam . czesto mam agresywne mysli, ze chce komus cos zrobic, uderzyc kogos itp. Tylko, ze oprocz tych mysli zastanawiam sie czy je zrealizowalam, bo natretna mysl wywoluje wyobrazenia o jakies sytuacji a potem zastanawaim sie czy to zrobilam czy tylko pomyslam o tym. Wszystko wydaje sie byc strasznie realne ale czasem niedorzeczne. Jak obok kogos przechodze to musze patrzec na swoja reke, zeby miec pewnosc ze nikogo nie skrzywdzilam, ogladam sie za ludzmi, aby przekonac sie ze ida dalej (bo nic im nie zrobilam). Nie ma dnia zebym nie zastanawiala sie nad czyms, czy to zrobilam czy to byla tylko moja mysl. Czy ktos z Was ma podobnie?

Brałam leki Setolaft lecz zrezygnowalam bo poprawa byla chwilowa, o ile w ogole byla

nikt nie ma podobnie? zaczynam watpic czy to na pewno jeden z objawow nn. zawsze tlumacze sobie wszystko na logike bo w pamieci zawsze mam to co sobie wyobrazilam lub nie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raina 1991 nie martw się, ja też tak miałam zanim brałam leki. Jak gasiłam i wyrzucałam papierosa i wchodziłam do jakiegość pomieszczenia to musiałam na ręce patrzeć zeby się upewnić że go nie mam w rękach, bo to mogłoby wywołać pożar. Nawet kilka razy musiałam spojrzeć na ręce żeby się upewnić że nie mam w nich papierosa, że go na pewno wyrzuciłam. Nie ufałam sobnie, też się bałam że czegość nie zrobiłam, albo że zrobilam coś niedobrego, czego wcale bym nie chciała, tylko nie pamiętam... To jest nn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam mam problem i proszę o radę... z nerwicą borykam się od jakiś 4 lat z przerwami. Miałam całą masę lekarzy i leków. Ale po kolei. Pewnej nocy jakieś 4 lata temu obudziłam się ze strasznym lękiem że mam zawał, że coś się dzieje z moim sercem.. od tamtej pory panicznie bałam się o swoje zdrowie.. Podczas największego wtedy ataku paniki kiedy to wylądowałam na izbie przyjęć czułam okropne pieczenie całego ciała i miałam wrażenie że zaraz zemdleje, gorąco, zawroty głowy i wszystko co najgorsze. na SORze zmierzyli mi tylko ciśnienie-prawidłowe i odesłali do domu lub do szpitala psychiatrycznego bo nie mogli mi pomóc. To był jedyny raz kiedy pojechałam na pogotowie. Leczyłam się u psychiatry i wyszłam przynajmniej tak mi się wydawało że już wszystko dobrze więc odstawiłam leki. Po jakimś czasie wszystko wróciło znowu leczenie i poprawa i znowu odstawiłam i tak w koło macieju...

Mój stan zawsze pogarszał się koło grudnia i na wiosnę. W zeszłym roku zdecydowałam się na dziecko i stało się zaszłam w ciążę... Leków nie brałam aż do 4 miesiąca kiedy się znowu pogorszyło.. Wtedy już nie miałam lęków o swoje zdrowie, bałam się że zrobię coś mężowi, że nie będę kochała dziecka, było mi tak obojętne chociaż jeszcze go nie było na świecie.. Lekarka dała mi leki najbezpieczniejsze w ciąży, poprawiło się do 8 miesiąca i znowu gorzej... Panicznie bałam się że wszystkich pozabijam ale jakoś wytrwałam, w lipcu przyszła na świat moja córeczka no i z dnia na dzień mój stan się pogarszał.. Miałam do wyboru karmić małą piersią lub brać leki, udało mi się ją pokarmić zaledwie 3 tygodnie... Wróciłam do dawki jaką brałam w ciąży ale nie było poprawy wręcz było coraz gorzej, od 3 tygodni biorę dawkę sprzed ciąży i może i jest lepiej bo czasem mam dobre dni ale nadal są te złe:( Najgorsze w tym wszystkim jest to że teraz nie boję się o swoje zdrowie ale o koniec świata, boję się śmierci, boję się że nie ma Boga, boję się co będzie potem, przeraża mnie świat, przeraża mnie że nie widzę sensu w życiu, boję się że zwariuję i sobie coś zrobię:( Czy ktoś z Was też ma takie lęki? Ciągle mi wszystkich szkoda, boje się o córeczkę...

Po tym co napisałam pewnie myślicie że mój stan jest tragiczny.. mnie też przerażają te myśli, te lęki ale dziwne jest w tym wszystkim to że kiedyś bałam się sama w domu zostać, nigdzie nie wychodziłam, płakałam a teraz ja robię wszystko, wychodzę z domu co prawda rzadko kiedy mam konieczność być sama, jem normalnie tzn mam apetyt bo moja dieta nigdy nie była dobra a zwykle jak się źle czułam to nie mogłam nic przełknąć, śpię normalnie..

Ponad to mam śpiączkę, wcale nie mogę zwlec się z łóżka nawet w południe... Mam okropne sny po czym boję się czy to sen czy to rzeczywistość, boję się że zwariuję i zrobię to co mi się śni... itd

W każdym razie jest inaczej niż zawsze.. Nie wiem czy ja z tego wyjdę, bardzo mi z tym źle:( co myślicie?? Czy też tak mieliście??

mam zdiagnozowaną nerwicę lękową ale nie wiem czy do tego nie mam nn?? a może już sfiksowałam??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

 

Ja nerwicy natręctw dostałam na przełomie 7/8 miesiąca ciąży. Ciąża była wyczekana a ja bardzo szczęśliwa, że zostanę mamą. Martwiłam się bardzo o zdrowie mojej córeczki bo na usg nie wszystko było zadowalające (ale całe szczęście jest zdrowa) stąd ciągłe myślenie, trochę problemów w porozumieniu z mężem, nowe mieszkanie i przeprowadzka. Nagle ciągle musiałam coś analizować, rozmyślać, wracały do mnie jakieś zaszłe tematy, o których dawno nie myślałam i pojawiły się lęki. Ciśnienie mi zaczęło skakać i myślałam, że zaraz coś mi się stanie, a jak mnie to i mojej córeczce i tak sie nakręcałam, błędne koło. Były to dla mnie ciężkie chwile ale trudniejsze przyszły później. Z tym skaczącym ciśnieniem wylądowałam w szpitalu i tam wieczorem pojawiła mi się wizja, że robię krzywdę mojemu mężowi i mojej nienarodzonej jeszcze córeczce, w tej wizji zobaczyłam siebie z nożem i byłam przerażona. Całą noc nie spałam, to był dla mnie szok. Od tej pory bałam sie wszystkich ostrych przedmiotów, ta wizja męczyła mnie non stop i ten strach czy czegoś komuś nie zrobię bo już dotyczyło to wszystkich ludzi a nawet zwierząt. Potem pojawiły się w myślach wyzwiska i kolejna męczrnia. Dotrwałam do porodu i zaraz po nie karmiłam piersią tylko musiałam zacząć brać leki bo mój stan był bardzo ciężki, byłam załamana i wpadłam przez to w depresje. Moje marzenia o pięknym macierzyństwie runęły w gruzach a ja ciągle myślałam, że za chwilę zwariuje jak mi to nie przejdzie. Myśli pełno, przeróżnej treści. Dziś minęło ponad cztery miesiące od porodu, mam najukochańszą córkę jaką mogłam sobie wymarzyć i powoli zaczynam się cieszyć. Przez jakiś czas w ogóle przestałam odczuwać emocje radości, nawet smutku teraz pomału ale do przodu, nie jest to jeszcze tak jakbym chciała ale coś czuję a to już coś. Cierpiałam starsznie, miałam już różne myśli i w nich żegnałam się już z tym światem, byłam zgruzgotana tą sytuacją i swoim samopoczuciem. Myśli mnie męczyły ciągle a ja już nie mogłam tego wytrzymać, płakałam ale po każdym upadku walczyłam dalej. Dziś jeszcze myśli mnie czasem atakują niestety, tylko z mniejszym nasileniem. Uczę się każdego dnia z nimi żyć choć najlepiej skopałabym im tyłek... Ale wiem, że warto było to wytrzymać dla każdego uśmiechu mojej córki, dla każdego przytulenia, dla każdego widoku kiedy ona śpi i kiedy w jej oczach widzę jaka jest szczęśliwa i radosna... Dlatego nie poddawaj się proszę... Ja czasem w ciągu jednego dnia miałam tak różne stany, że trudno uwierzyć. Piszę , opisuję swoją historię abyś wiedziała, że nie jesteś sama i , że ja też przeszłam bardzo trudną drogę i nadal nie jest mi tak łatwo ale lepiej. Leki mi chyba pomogły trochę i chodzę też na psychoterapię. Mam nadzieję, że mój stan się utrzyma i polepszy jeszcze ale oby się nie pogorszyło! Tego życzę też Tobie aby wszystko wracało pomału do normy abyś wytrzymała jeszcze i walczyła, przede wszystkim dla siebie ale i dla swojej rodziny. Trzymam kciuki za Ciebie! za Was!!! Pozdrawiam serdecznie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję za wsparcie...

mnie najbardziej przerażają te sny, później boje się ze to nie sny albo ze tak będzie... może to skutki uboczne brania leków? nie wiem...boję się że zwariuję... żebym chociaż miała pewnośc ze z tego można wyjśc to bym walczyla ale mi juz się wydaje ze moj stan jest na tyle beznadziejny ze juz nic mi nie pomoze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ponownie,

ja też miałam czasem straszne sny... i też czułam, że zwariuję i że to już jest koniec mojego życia, że tak nie dam rady, że się tak po prostu nie da żyć... Jednak coś się poprawiło, jest lepiej choć czasem nadal mi ciężko to wiedząc, że mogą następować lepsze chwile zaczynam wierzyć, że może chwila przejdzie w dłuższy moment a ten moment w godziny, dni i lata:) Żyję cały czas tą nadzieją. A jak radzisz sobie z macierzyństwem? Jak z Twoimi uczuciami tak ogólnie? pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic32

Jednak coś się poprawiło, jest lepiej choć czasem nadal mi ciężko to wiedząc, że mogą następować lepsze chwile zaczynam wierzyć, że może chwila przejdzie w dłuższy moment a ten moment w godziny, dni i lata:) Żyję cały czas tą nadzieją

 

U mnie tak było, męczyłam się kilka lat z natręctwami, najpierw przerwy były najwyżej po kilka dni, nie mogłam normalnie żyć, uczyć się, pracować, skupić na czymkolwiek, potem były coraz dłuższe. Były nawroty, cofnięcia do poprzedniego etapu, ale od 1,5 roku jest w końcu spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorzej że nie ma leku który by pomógł wszystkim. Każdy na lek reaguje inaczej. Mi nie pomógł antydepresant ale neuroleptyk - Sulpiryd, stary lek jak świat. Ale ma on dużo skutków ubocznych i właśnie go odstawiam. A już było dużo lepiej. Czynności natrętne zmniejszyły się o 70%. To bardzo dużo. Gorzej z myślami natrętnymi. Nie mogę np. patrzeć na nóż bo czasami wyobrażam sobie że mogę zrobić coś złego bliskim. Ta choroba jest straszna... Dobrze tylko że mam fajnego psychiatrę, jak jeden lek nie działa to przepisuje inny. Nie jest uparty i chce pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo same leki nie wystarczą, tylko wspomagają leczenie, trzeba rozwalić system w głowie, który produkuje natręctwa. Moim zdaniem leki pomagają, bo usuwają objawy towarzyszące myślom natrętnym i łatwiej się wydostać z błędnego koła nerwicy. Mi pomogła wenlafaksyna, wcześniej anafranil.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja biorę pernazyne od miesiąca i stanowczo mi pomogła, potrafie odsunąć od siebie taka mysl od razu na początku, jak zdrowy czlowiek, cos mi sie pomysli...a ja na to eh bzdurka i jest ok....nie pozwalam sie wkręcic...mysli te same ale nie trwają godzinami, nie paralizują kazdego kroku, kazdego oddechu, nie wpychają w czarną dziurę rozpaczy i przerażenia...dodatkowo paroksetyna, potrzebuje nieco więcej snu, ale nie czuje sie otumaniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic32 w macierzyństwie czuję się cudownie tzn jestem chora mam złe dni ale kocham swoją maleńką ponad wszystko, zajmuję się nią tak jak każdy tylko że nie karmię jej piersią bo biorę leki... a jak z tym u Ciebie??

Mój psychiatra hmmm mam stale ten sam lek.. o tak o... pomagał mi kiedyś... teraz nie więc zwiększyłam dawkę i hmmm nadal nic? dzisiaj rano zwracałam i lek chyba też poszedł na pewno w 50% i powiem wam że czuję się hmmm jakby lepiej niż wczoraj? może te leki pogarszają mój stan???

Myślicie że mam nerwice natręctw?? a może nerwice lękową i nn?? a Wy jak macie? Czy w nerwicy natręctw też są lęki?? ale ja mało wiem....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej wszystkim. Wiecie co? Dochodzę do wniosku że jednak muszę sobie w główce co nieco poukładać, chociaż sądzę ze do wielu rzeczy doszłam już sama, to profesjonalna pomoc psychoterapeuty lub psychologa sie przyda. Chyba czas najwyższy. Odstawiam powolutku paroksetyne, zeszłam do 1tabl. dziennie i zaczynają się myśli. Jeszcze nie tak bardzo natrętne, nie wywołujące lęku, ale już są. A jak uda mi się o tym nie myśleć, to myślę że się mi udało nie myśleć, eh.... Ja jednak coś mam z sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja moją córcię też kocham nad życie... jest dla mnie kimś wyjątkowym. Czasem jednak mi bardzo smutno, że los dotkął mnie tą chorobą bo po prostu nie zawsze mogę się tak zajmować swoim dzieckiem jak bym tego chciała bo akurat się gorzej czuję i wtedy nie sprawia mi to takiej frajdy jak w lepszych momentach. Martwię się jak będzie kiedyś, za parę lat. Chciałabym sobie dobrze radzić z chorobą i być wsparciem dla mojej córeczki i wychowywać ją najlepiej jak potrafię. Choroba wywołuje we mnie też różne obce mi emocje bo to że mam natręctwa to jedno ale czasem przez to czuję się sobie taka obca, jakbym nie była sobą. Na początku kiedy pojawiły mi się myśli, że zrobię krzywdę swoim bliskim to przestałam czuć jakiekolwiek uczucia, tylko załamanie i płakanie, całkowita obojętność. I tak bardzo mi brakowało tych uczuć w moim życiu, że już nic mnie tak nie uskrzydla jak kiedyś. Czy Wy też tak macie? Może ja oprócz nn jestem jeszcze na coś chora.... pozdrawiam Was mocno!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×