Skocz do zawartości
Nerwica.com

Politpoprawne ideologie , a choroby umysłu


circ

Rekomendowane odpowiedzi

Ktoś tu posługiwał się terminami nacjonalizm, faszyzm, rasizm, tolerancja, które są oczywiście pomówieniami w stronę niewygodnych adwersarzy, którzy domagają się prawdy, czyli pytają o prawdę historyczną, o to, gdzie podziały się pieniądze latami wpłacane na ZUS, o to na co idą pieniądze z podatków, o naszą przyszłość itd.

Czy zdajemy sobie sprawę, że szantaż tymi pojęciami to tylko elementy polityki i ideologii, nie prawdy?

Współczesny świat chce uformować nowego człowieka, wbrew jego odwiecznej naturze, ale skutkuje to tylko otępieniem, zagubieniem, albo buntem.

Kiedy nasi ideolodzy zobaczą, że ich hasła się nie sprawdziły, będą się wycofywać z nich rakiem, a wtedy ludzie poczują się oszukani i wściekli. Odezwą się zdrowe instynkty.

 

 

"W ostatnim numerze "Forum" jest ciekawy wywiad z Bertem Hoelldoblerem, badaczem mrówek, "Supermózg w mrowisku" /przedruk z "Der Spiegel"/. Jak sam tytuł wskazuje, tekst ten traktuje o mrówkach, ale kończy się kilkoma uwagami o charakterze ogólnym, pasującymi do mojej notki: " W głębi serca człowiek miał być istotą pokojową. Takie teorie to kompletne farmazony. Z ewolucyjnego punktu widzenia pokojowe nastawienie do świata nie miałoby najmniejszego sensu. Powinniśmy pogodzić się z tym, że już w wieku przedszkolnym dzieci przejawiają zachowania typowe dla podziału na swoich i obcych. Tego instynktu nie da się tak po prostu wykasować, w przeszłości stanowił bowiem ważny mechanizm dostosowawczy.". I dalej: "Gdybyśmy zaakceptowali drzemiące w nas instynkty, o wiele lepiej radzilibyśmy sobie z naszym dziedzictwem biologicznym.".

 

Wyglada więc na to, że niepowodzenie "projektu multi - kulti" może wynikać wprost z biologicznej natury człowieka, nad którą politycznie poprawni ideolodzy w ogóle się nie zastanawiają. Nie mają o niej zielonego pojęcia. Chrześcijańska doktryna o grzechu pierworodnym jet znacznie bardziej realistyczna i naukowa od ich rojeń.

 

http://blogmedia24.pl/node/37121

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wieża Babel- tu raczej się kłania, jeśli chodzi o egzegezę biblijną, gdyż istotna jest tu nie tylko z natury nietolerancyjna, egocentryczna natura człowieka, ale przede wszystkim problemy w komunikacji kulturowej. Poza tym istnieją wiarygodne, poparte badaniami teorie "tygla kulturowego" głoszące, iż właśnie w polikulturowych zbiorowiskach ludzkich, odznaczających się różnorodnością etniczną i kulturową, postęp dokonuje się szybciej, kwitnie sztuka, a zaraz za nimi postępują różnorodne inwestycje.

Naprawdę nie wiem co ma do tego wszystkiego "grzech pierworodny" i mit hebrajski wygnania z raju. Może tylko to, ze przedustawnie miał on uczynić człowieka istotą niedoskonałą.

Co do wniosków będących pochodną "teorią ewolucji" to chyba circ, jako przedstawicielka "ulta-katolickiej" ideologii nie dajesz im wiary?? :D

Mi natomiast wydaje się, że człowiek jest istotą, która dzięki inteligencji wymyka się bezwzględnym prawom ewolucji. Tzn. nie potrzeba nam szponów, ni ostrych zębów, aby przetrwać. Potrzebne są jedynie pewne sprawności mózgu i chęć współpracy międzyludzkiej. Oczywiście do gry wchodzą umiejętności wykorzystywania i dbania o zasoby naturalne, operowania narzędziami i maszynami, także tymi "liczącymi" jak komputer. Czyli ogólnie mówiąc chodzi o rozwój technosfery i dbanie o to co nam zostało z natury. To dla każdego jest chyba sensowne, oraz całkowicie przeczy koncepcji przedstawionej w artykule przez circ. Ba, kwestia naszego przetrwania jak gatunku temu przeczy w erze rozbijania atomów.

Nietolerancja raczej wydaje się być sprzeczna z naszym "mózgowym" kierunkiem ewolucji. Niestety, człowiek mimo wszystkich technologicznych nowinek etc. pozostaje niedoskonały, ponieważ tkwią w nas jeszcze pierwiastki nieetyczne, atawistyczne, z gruntu szkodliwe. Nowy człowiek ??? Czemu nie. Czy człowiek dotychczasowy był doskonały ?? Nie. Od wieków prowadziliśmy wojny, cieszyły nas igrzyska. Cała historia ludzkości jest historią pełną masowych mordów dokonywanych czy to z pobudek ideologicznych, religijnych, czy, oczywiście, ekonomicznych. Czy to były zdrowe instynkty? Nikt chyba nie wątpi, że nie bardzo.

Do tego, jeśli chodzi o wielkie ruchy "ideologiczne" te stare i te powstałe w XX wieku, nikt w zasadzie nie ma czystych rąk. Ani faszyzm, ani komunizm, ani święty kościół katolicki etc.

Na podbudówce pięknych i wzniosłych ideałów leżą stosy trupów i tylko fakt, że ich właśnie nie widzimy pozwala ludziom takim jak circ snuć tego typu, pozbawione racjonalnych pobudek, wywody.

Zastanawiające jest dla mnie, czym w zasadzie jest ta koncepcja "prawdy", którą porusza ciri.

Nie ma jednej prawdy, jest tylko zespól prawd, podobnie jak funkcjonuje zespół różnych umysłów inteligentnych, które na swój użytek je tworzą. Tylko człowiek niezwykle ograniczony, albo sięgający szczytów megalomanii wnosi istnienie jakiejś uniwersalnej "prawdy". Takowa będzie istnieć, gdy na świecie pozostanie tylko jeden człowiek! Ponadto nie ma prawdy w ogóle... jedynie zgodność tego co uważamy, co pomyślimy jako własne z zespołem faktów, teorii, przekonań, pism etc mających pretensje do obiektywności.

Ponadto nikt nie powinien zabraniać nikomu prawa do zidentyfikowania się z jakimkolwiek poglądem, a jedyną błędem współczesnego społeczeństwa jest szerząca się głupota i ignorancja, w czym niewątpliwą rolę pełnią media, coraz gorszej chyba jakości.

 

PS. Circ, co Ty bloogi tylko czytasz, że tak często się do nich odwołujesz? Poczytaj trochę książek, nawet popularno-naukowych, wchłoń trochę filozofii nawet, otwórz się na pluralizm różnorodnych poglądów. Poczytaj troche tej znienawidzonej przez siebie psychologii. Trochę Erica Fromma, Carla Gustawa Junga, Abrahama Maslowa etc. Piszesz gdzieś, że masz szerokie horyzonty etc. a mam wrażenie, ze niewiele wiesz, o tym, czego dotyczy Twoja krytyka. O ile jakakolwiek krytyką może być podejście typu:" to jest blaga, bo mi się nie podoba". Może lepiej byłoby rozważyć podstawowe zagadnienia pewnej nauki zanim się ją odrzuci, szczególnie w całości. Jeśli to już zrobiłaś, przedstaw jakąś konstruktywną i logiczną podstawę odrzucenie tych "zagadnień".

Może wtedy kogoś przekonasz.

Szczytem głupoty jest skreślenie sobie lekka ręką nauki, która kształtuje się od dziesięcioleci. Może jeszcze sobie skreślisz tak o wiele starsza ontologie, antropologie itd. bo "To mi nie pasuje". Osobiście wstydziłbym się takiego podejścia.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, wieża Babel, czyli wieża pychy rozumu, przekonania o własnej sile i samowystarczalności, do której samo życie pisze epilog.

Tak, w tyglach szybciej dokonuje się postęp, ale czy postęp ukoi cierpienie wynikłe z utraconego synostwa Bożego? Czy każdy z nas doświadcza na sobie tego szczęścia postępu? On nas wybawia od bólu, czy tylko ułatwia życie, które mimo postępu, pędzi coraz szybciej i coraz mniej zostawia czasu na oddech i refleksję? I te przepaście, które rodzi tygiel, kłótnie o racje, które wbito nam do głowy, o swoje racje, przekonania, zwyczaje, które okazują się po czasie nic nie warte, bo przemijające. Wszystko to wiatr.

 

Grzech pierworodny był pierwszą przyczyną, która rozpoczęła łańcuch bolesnych i skutków będących równocześnie przyczynami następnych skutków i tak dalej. Łańcuch, który tak trudno nam przerwać. Rodzice nas ranią, my ranimy swoje dzieci i tak to idzie z pokolenia na pokolenie. Wystarczyłoby poświęcić racje własnego ego, ale tak bardzo jesteśmy do tego przywiązani, tak bardzo nie potrafimy się wznieść ponad to, tak bardzo kochamy siebie, że ranimy innych.

 

Ewolucja jest częścią praw stworzenia, jak prawa fizyki, a inteligencja to nie wszystko, ona nie daje nam szczęścia, spokoju, ani mądrości.

Czy ty myślisz człowieku, że ja Fromma, Junga, Kępińskiego i wielu innych nie czytałam? Tam jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Zastanawiające jest dla mnie, czym w zasadzie jest ta koncepcja "prawdy", którą porusza ciri.

Tą Prawdą jest Bóg, ktory jest Miłością. Można wszystko przeczytać, a tego nie pojąć. To wielka tajemnica, którą poznasz, jak medytujesz ją dopóki nie zrozumiesz.

Każdy ma swoją drogę poznania, ale cel jeden.

 

[Dodane po edycji:]

 

Może lepiej byłoby rozważyć podstawowe zagadnienia pewnej nauki zanim się ją odrzuci, szczególnie w całości. Jeśli to już zrobiłaś, przedstaw jakąś konstruktywną i logiczną podstawę odrzucenie tych "zagadnień".

Może wtedy kogoś przekonasz.

Szczytem głupoty jest skreślenie sobie lekka ręką nauki, która kształtuje się od dziesięcioleci. Może jeszcze sobie skreślisz tak o wiele starsza ontologie, antropologie itd. bo "To mi nie pasuje". Osobiście wstydziłbym się takiego podejścia.

 

Ja czytałam to wszystko włacznie z Avicenną, a ty czytałeś Encykliki? Wątpię.

Gdybyś czytał, inaczej byś mówił.

 

Jan Paweł II

ENCYKLIKA VERITATIS SPLENDOR

 

32. I tak, w niektórych nurtach myśli współczesnej do tego stopnia podkreśla się znaczenie wolności, że czyni się z niej absolut, który ma być źródłem wartości. W tym kierunku idą doktryny, które zatracają zmysł transcendencji lub które otwarcie deklarują się jako ateistyczne. Sumieniu indywidualnemu przyznaje się prerogatywy najwyższej instancji osądu moralnego, która kategorycznie i nieomylnie decyduje o tym, co jest dobre, a co złe. Do tezy o obowiązku kierowania się własnym sumieniem niesłusznie dodano tezę, wedle której osąd moralny jest prawdziwy na mocy samego faktu, że pochodzi z sumienia. Wskutek tego zanikł jednak nieodzowny wymóg prawdy, ustępując miejsca kryterium szczerości, autentyczności, „zgody z samym sobą”, co doprowadziło do skrajnie subiektywistycznej interpretacji osądu moralnego.

 

Jak łatwo zrozumieć, istnieje związek między tą ewolucją a kryzysem wokół zagadnienia prawdy. Zanik idei uniwersalnej prawdy o dobru, dostępnym poznawczo dla ludzkiego rozumu, w nieunikniony sposób doprowadził także do zmiany koncepcji sumienia: nie jest już ono postrzegane w swojej rzeczywistości pierwotnej, czyli jako akt rozumowego poznania dokonywany przez osobę, która w określonej sytuacji ma zastosować wiedzę uniwersalną o dobru i tym samym wyrazić swój sąd o tym, jaki sposób postępowania należy uznać tu i teraz za słuszny. Powstała tendencja, by przyznać sumieniu jednostki wyłączny przywilej autonomicznego określania kryteriów dobra i zła oraz zgodnego z tym działania. Wizja ta łączy się z etyką indywidualistyczną, według której każdy człowiek staje wobec własnej prawdy, różnej od prawdy innych. Posunięty do skrajnych konsekwencji, indywidualizm prowadzi do zaprzeczenia samej idei natury ludzkiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, w tyglach szybciej dokonuje się postęp, ale czy postęp ukoi cierpienie wynikłe z utraconego synostwa Bożego? Czy każdy z nas doświadcza na sobie tego szczęścia postępu? (...) I te przepaście, które rodzi tygiel, kłótnie o racje, które wbito nam do głowy, o swoje racje, przekonania, zwyczaje, które okazują się po czasie nic nie warte, bo przemijające. [/i]

 

Jasne, ze postęp niczego nie ukoi, może tylko pomóc osiągać pewne cele, prowadzić jednostkę np. do "twórczej samorealizacji". Co do cierpień wynikłych z "utraconego synostwa Bożego" to np. buddyści wcale tego nie czują. Cóż wyznają metempsychoze i budda wraca do nich w cyklach kolejnych wcieleń. O ileż są szczęśliwsi.

Owe swary wewnątrz "tygla", są charakterystyczne na początku kształtowania się tego typu społeczności, jednak ustają, co wynika z poznania i akceptacji innych kultur i światopoglądów, a także praw dostosowywania się. Daje to nawet pewną swobodę wyboru, z czego wynika szersze, bezpośrednie poznanie. Czemu nic nie warte? Te prywatne racje nie przemijają. Nadal kultywuje się tradycje i wierzy głęboko w takim modelu społecznym, każda religia ma swoje obiekty kultu. Co więcej społeczeństwa w których obowiązywał tylko jeden model wyznaniowy generowały szybko fanatyzm religijny. Mamy wiele przykładów w historii europejskiej: inkwizycja, która początkowo będąc łagodnym trybunałem. potem zrodziła krwawy obyczaj wymuszania torturami zeznań i okrutne wyroki palenia na stosie, liczne pogromy żydów, innowierców, rzeż Hugenotów, w końcu rzymskie prześladowania chrześcijan z początku naszej ery. Dla ścisłości, te nastąpiły w Cesarstwie Rzymskim po niesprawiedliwym oskarżeniu przez Nerona chrześcijan, branych wtedy za sektę hebrajską, o spalenie Rzymu w 64 roku n.e. Przedtem mieli oni całkowitą swobodę wyznaniową, jak wszystkie inne opcje religijne. To o czym czytamy w "Quo Vadis" jest fikcją literacką. Podejrzewam, że te właśnie wydarzenia powodują, szczególnie u katolików obawę przed mnogością wyznań. Na nich kształtowały się podwaliny współcześnie znanego kościoła, które na zasadzie podświadomości zbiorowej pewnej zbiorowości, zrodziły te odzywające się wciąż obawy.

 

Czy każdy z nas doświadcza na sobie tego szczęścia postępu? On nas wybawia od bólu, czy tylko ułatwia życie, które mimo postępu, pędzi coraz szybciej i coraz mniej zostawia czasu na oddech i refleksję? [/i]

 

Tu się zgadzam. Faktycznie powinnością rozwoju duchowego na tym czy innym polu powinna być możliwość refleksji. Ewolucja człowieka nadal się nie dokonała, nadal trwa, lecz powinna dotyczyć nie tylko technosfery, ale także kształtowania się wewnętrznego człowieka, jego psychiki i zdobyczy duchowo-intelektualnych, lecz bez żadnych uprzedzeń. Tu mamy cały szereg narzędzi i umiejętności: kultura, nauka, sztuka, analizowanie wieków rozwoju myśli ludzkich. Nie każdy ma na to czas, bo i niewielu widzi w tym korzyści dla siebie.

Nie ma jednak wątpliwości, że harmonijny rozwój tych właściwości człowieka prowadzi do dalszego postępu na innych płaszczyznach. Wystarczy wspomnieć jaki biznes zrobili Dublińczycy organizując wycieczki śladami bohaterów „Ulissesa” Jamesa Joyce' a.

Co do bólu egzystencjalnego to głownie od nas zależy czy będziemy go przeżywać. Można szukać pociechy w wierze, jakiejkolwiek. Wypróbować, czy faktycznie daje to nam poczucie wspólnoty, wzmacnia nas wewnętrznie. Należy jednak pamiętać, ze żadna wiara nie była i nie będzie panaceum na biedę, nędze i ludzkie nieszczęścia. Kościół katolicki nawet otwarcie stwierdzał: „musi istnieć bieda, gdyż inaczej nie moglibyśmy oferować jałmużny”. Naprawdę jednak głownie Franciszkanie oferowali otwarcie realną pociechę ubogim, wyzbywając się na ich rzecz własnej majętności i bez obrzydzenia zajmując się chorymi na trąd i inne przypadłości.

 

Grzech pierworodny był pierwszą przyczyną, która rozpoczęła łańcuch bolesnych skutków (...) Rodzice nas ranią, my ranimy swoje dzieci i tak to idzie z pokolenia na pokolenie. Wystarczyłoby poświęcić racje własnego ego, ale tak bardzo jesteśmy do tego przywiązani, tak bardzo nie potrafimy się wznieść ponad to, tak bardzo kochamy siebie, że ranimy innych. [/i]

 

I to jest skutkiem nieznajomości zasad psychologii i praw rządzących trudnym wiekiem dojrzewania. Być może, jeśli skończy się era ogłupiającego kapitalizmu, w którym ponad właściwości człowieka, warności humanistyczne stawia się li tylko wartość pieniądza. Źle jest to wszystko urządzone. Pracując w systemie min. 8/24 g rodzice nie znajdują odpowiedniej ilości czasu, ani nie są odpowiednio przygotowani na prowadzenie odpowiednich działań wychowawczych. Szkoła ich w tym raczej nie wyręczy.

Nie wiem czy przyczyna tkwi w grzechu pierworodnym. Dla mnie jest on raczej sprytna, żydowską wymówką dla wytłumaczenia niedoskonałości człowieka. Tłumaczenie różnych zjawisk dotyczących człowieka jest podstawowa funkcja wszystkich mitologii a także religii.

Co takiego razi mnie w tym skądinąd pięknym micie. Otóż spożycie owocu z drzewa poznania dobrego i złego miało dawać człowiekowi świadomość rozróżnienia między dobrem i złem. Wynikało by z tego, że człowiek rodzi się z tą władzą moralną. Tymczasem obserwując niedojrzałe, beztroskie postępki różnych berbeci, wyrywających skrzydełka muszkom, dających wyraz złośliwości etc. należy w to wątpić. Ja także nie pamiętam, żebym od urodzenia stosował w dzieciństwie jakieś metody rozróżniania co dobre a co złe , a zdolność tą nabywałem raczej w procesie wychowania.

 

 

Ewolucja jest częścią praw stworzenia, jak prawa fizyki, a inteligencja to nie wszystko, ona nie daje nam szczęścia, spokoju, ani mądrości. [/i]
.

 

Nie zgadzam się. Inteligencja do społu z logiką i doświadczeniem prowadzi do mądrości. Kościół nadal jeszcze nie przerobił praw ewolucji, gdyż wnioski z niej wynikające są jawnie sprzeczne z nauką Biblii. Gdybyśmy brali pod uwagę, w oficjalnej nauce, kościelne dogmaty nadal uważalibyśmy za jedyny słuszny geocentryczny, ptolemejski układ planetarny

 

Czy ty myślisz człowieku, że ja Fromma, Junga, Kępińskiego i wielu innych nie czytałam? Tam jest więcej pytań niż odpowiedzi . (…) Tą Prawdą jest Bóg, który jest Miłością. Można wszystko przeczytać, a tego nie pojąć. To wielka tajemnica, którą poznasz, jak medytujesz ją dopóki nie zrozumiesz. Każdy ma swoją drogę poznania, ale cel jeden. [/i]
.

 

A to cieszę się, że czytasz, ale nadal nie przedstawiłaś, żadnego rozsądnego toku rozumowania podważającego, którykolwiek z wniosków wysuwanych przez aparat naukowy psychologii. Więcej pytań niż odpowiedzi - jasne bo to nie jest dziedzina ścisła. Nie można wysunąć wzorów matematycznych na zachowanie się ludzi, strukturę ich świadomości. To nie jest żaden zarzut. Podobny można sformułować co do twierdzeń teologii i metafizyki. Tego rodzaju zarzuty są mało konkretne i nie pozwalają sobie wyrobić jakiejkolwiek opinii na dany temat. Że przytoczę anegdotę:

 

Otto Hahna zapytano kiedyś, co myśli o metafizyce.

- Metafizyka - odpowiedział śmiejąc się uczony - to poszukiwanie czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym w ogóle nie ma kotów.

 

W tej żartobliwej formie odsłania się tutaj istota nauk dotyczących sfer ducha i psychiki. Muszą być one nieścisłe, muszą czasem błądzić, opierać się na dedukcji.

Piszesz, że „Bóg jest Miłością.” Czy to nie w pierwszym poście pojawiła się obrona różnych form nietolerancji. Czyż ta nie jest w istocie elementarnym brakiem miłości?

Goethe wsadził kiedyś w usta Mefistofelesa pewną wypowiedź, dającą do myślenia:

„Jam częścią jest tej siły, która sama sobie nieustannie przeczy” Ty tak właśnie postępujesz, niczym Mefisto, miotasz się, na razie, w okowach sprzeczności. Nie przyjmujesz do wiadomości, ze niektóre wysuwane przez Ciebie wnioski nie są uzasadniane argumentami, opartymi na faktach.

 

Ja czytałam to wszystko włacznie z Avicenną, a ty czytałeś Encykliki? Wątpię.

Gdybyś czytał, inaczej byś mówił. [/i]

.

 

Jasne ja też czytałem te 450 pozycji Avicenny i w ogóle wszystko, bo żyje już 250 lat więc dla mnie to fraszka. :bezradny: Jedną z przyczyn naszej niedoskonałości poznawczej jest ilość wiedzy zgromadzonej przez wieki. Faktycznie nie czytałem encyklik papieskich. Co nie znaczy, że ich lektura wybitnie jakoś zmieniłaby mój światopogląd. Postaram się nadrobić tą lukę. Jestem natomiast daleki od uznawania czegoś z czym się nie zgadzam do końca, za jakąś pseudonaukę, choćby ze względu na jakąś niezrozumiałą terminologie, która daje się przecież poznać.

Zdaję sobie sprawę, że natura ludzka jest z gruntu zła i niedoskonała, ale to właśnie droga logosu – intelektu jest najlepszą ścieżką samodoskonalenia się człowieka, bez popadania w skrajności i bez uzurpowania sobie prawa, do dysponowania jednym tylko i słusznym poglądem na organizacje rzeczywistości. A propos, nie mam naprawdę pojęcia, co ma Awicenna do rozwoju psychologii…

 

Tak. Przytoczony fragment z encyklik dotyczy głównie zagadnień prawd moralnych. Sama „prawda” ma różne oblicza i dotyczy całego szeregu zjawisk, nie tylko moralnych. Istnieją przecież prawdy: estetyczne, naukowe, praktyczne itp. A na tych polach jest nawet wskazana pewna subiektywna dowolność, czasem nawet duża.

Zgadzam się w pełni, ze w kwestii etycznej istotne są dokładne wytyczne i normy obiektywne. O ile założymy, że sama moralność jak to pisałem odnośnie grzechu pierworodnego nie jest własnością wrodzona, lecz nabytą. Co do rzeczonych tendencji do indywidualizacji moralności to większość nakazów regulują kodeksy prawne, które zawdzięczamy tradycji starożytnych rzymian. Nie są one normatywne dla sumienia. Jednak należy pamiętać, że nadmierne samooskarżanie się jest również niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. Powinniśmy jednak bezwzględnie stosować do imperatywu nie czynienia innym rzeczy dla nich przykrych, nie narażania ich na jakąkolwiek krzywdę. Wolność jako absolut… nieprawda. Wolność nie jest i nie powinna być postrzegana jako wartość absolutna.

Gdyby tak było, każdy mógłby wyjść na ulice i zlinczować krnąbrnego sąsiada, bezczelnego innowiercę, oraz budzącego powszechne obrzydzenie geja, pół-żyda, pół-masona rodem z Kurdystanu o cerze ciemnej jak heban. Natomiast wolność w obrębie pewnych norm moralnych, jak najbardziej.

 

Pozdrawiam i czekam na jakieś wywody na temat podważania podstaw pseudo-naukowej psychologii. Sam jestem ciekawy bo raczej nikt takiej próby jeszcze nigdy nie przeprowadził.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dużo piszesz, co uważam zawsze bierze się z bardziej lub mniej błędnego obrazu świata, dlatego odpowiem po kawałku i odniosę się do najważniejszych kwestii. Im mniej słów potrzeba, tym bliżej jesteśmy Prawdy, bo Prawda to zasady, a pod nią szeregują się szczegóły, które zaciemniają obraz. Można porównać to do drzewa. Zasady to pień, a szczegóły to liście. Każdy liść jest trochę inny, nie ma dwóch identycznych, ale pień jest jeden i z niego wyrastają gałezie i liście. To alegoria i symbol świata, Prawdy, ludzkości, historii i wielu innych rzeczy.

Jeśli więc rozumiemy zasady, skracamy sobie czas i nie sprzeczamy się o szczegóły.

 

Jasne, ze postęp niczego nie ukoi, może tylko pomóc osiągać pewne cele, prowadzić jednostkę np. do "twórczej samorealizacji". Co do cierpień wynikłych z "utraconego synostwa Bożego" to np. buddyści wcale tego nie czują. Cóż wyznają metempsychoze i budda wraca do nich w cyklach kolejnych wcieleń. O ileż są szczęśliwsi.

Wiele jest buddyzmów, to wiesz. Najczystszy jest buddyzm zen, bo najwyższy, odnosi się do zasad właśnie, nie formy, czyli szczegółów. Zen nie mówi wiele o kolejnych wcieleniach, bo sam widzi, że to rodzaj alegorii,nie odnoszący się do tego, co jest istotą zenu, służy raczej zaspokojeniu ciekawości, czego zen nie lubi.

Istotą zenu jest bardzo dobra znajomość czlowieka na wszystkich poziomach, od ciała, przez umysł, uczucia, do ducha, a jego warsztatem opracowanie bardzo dobrej metody prowadzenia człowieka przez praktykę, by właśnie tę znajomość siebie posiadł nie jako wiedzę, ale jako rozumienie.

Wiedza jest zewnętrzna w stosunku do rozumienia, i bez niego nas nie zmienia, a chodzi o tę zmianę, czyli rozwój do doskonałego poznania.

Istotą zenu jest więc ROZUMIENIE. Zen wyodrębnił i nazwał wiele etapów rozumienia i stworzył pewną systematykę z opisem tych etapów, które przechodzi każdy człowiek bez względu na rodzaj wiary, czy religii, chrześcijanin też, każdy, nawet ateista, tyle, że wolnemu strzelcowi jest gorzej, bo zanim wyważy otwarte przez innych drzwi, prędzej umrze.. Przechodzi, chyba, że się zatrzyma w jakimś miejscu i wtedy pojawia się choroba. Nie chcę tu streszczać całej istoty buddyzmu, bo nie o to chodzi.

Ogólnie buddyzm dzieli etapy rozumienia na cztery główne;

1. Etap formy, kiedy jesteśmy przywiązani do rzeczywistości widzialnej i formę pojmujemy jako jedyną prawdę.

Dla ateisty posąg Buddy jest wtedy jakimś bałwanem, dla buddysty Buddą. Jeden i drugi błądzi, bo jego rozumienie jest częściowe.

Przy tym są w stanie zabić się o swoje "prawdy"

2. Etap pustki, kiedy widzimy, że forma to jakaś iluzja i odrzucamy ją, widzimy, że posąg Buddy czy Jezusa nie jest Buddą, ale gipsem, ludzie są obrzydliwi, bo gonią za samochodem i pieniądzem by pochwalić się przed sąsiadem, rozglądamy się i nie znajdujemy niczego, co byłoby czegoś warte, czujemy się oszukani. Wpadamy w pustkę, przestajemy się myć i robić cokolwiek. Nie chcemy uczestniczyć w takiej fikcji.

Jak ktoś jest totalnie udręczony już sobą i światem, kończy z sobą, albo postanawia szukać czegoś.

Wtedy pojawia się

3. Etap magii, na którym zaczynamy spostrzegać magiczność rzeczywistości, widzimy znaki, mamy sny prorocze, słyszymy wewnętrzne głosy, zaczynamy się zastanawiać, że może czegoś dotąd nie dostrzegaliśmy, może coś tam jest, spotykamy różne formy ezoteryzmu, różne religie i duchowości, szukamy.

4. Czwartego etapu nie opiszę, bo uważam, że byłby tylko zaspokojeniem ciekawości i wiedzy. Każdy musi sam na niego wyjść.

 

To tyle po krótce o buddyzmie.

Jak pomyślę, że każde twoje zdanie wymaga tyle tekstu, to słabo mi się robi, dlatego na razie na tym skończę. Może innym razem wrócę do następnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×