Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam wszystkich


beztwarzy

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem nowy na tym portalu. Zarejestrowałem się już dawno. Próbowałem coś napisać o sobie dwa albo trzy razy i nie doszło to do skutku. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Ilekroć zagłębiam się w siebie, widzę bezosobową pustkę - brak kogokolwiek. Brak osoby, która mogłaby cokolwiek powiedzieć. Poznałem już pewnie wszystkie powody, czemu tak jest, ale nie potrafię dotrzeć do źródła, bo nie ma kto tam iść. Trwa to już ponad dwa lata. W tym czasie straciłem wszystko...

 

Na początku było piekło. Nicość. Brak czegokolwiek. Nauczyłem się, jak udawać, że czuję, że wszystko na mnie oddziałuje. Nauczyłem się, jak stwarzać pozory istnienia jaźni. Ten fakt sam siebie wyklucza, ale logika, to dla mnie złudzenie. Chaos po prostu dąży do porządku. Kawałek po kawałku budowałem mechanizm, zwany psychiką, potrzebny, do wszelkich możliwych działań. Dokończyłem swoje dzieło. Pytanie w tym, czy idealna imitacja jaźni to też jaźń? Najgorsze jest to, że skąd mogę wiedzieć, czy to w ogóle przypomina jaźń?

 

Nie szukam odpowiedzi, jest ich zbyt wiele, każda inna, każda poprawna. Żadnej logiki.

 

Nie chcę sobie pomóc, chce pomagać innym. Zbyt wieloznaczne byłoby powiedzenie, że wierzę w siebie. Ale wierzę w ludzi. Wierzę w was. Wiem, że każdego dnia otacza mnie niewyobrażalne piękno. Raz wiem, że jest, raz go nie ma. Ale nie czuję go tak długo, że już umarłem w środku. Dzięki temu, że nie czuję, nie boję się, nie waham, jestem w stanie wytrzymać wszystko i nie stać się zły. Ale po co mam to robić? Po co być niezniszczalny, kiedy inni ludzie cierpią. Kiedyś pragnąłem być silny, teraz nienawidzę tego, że nie czuję. To taki epizod, powtarza się. Ale ten trwa już tak długo, że przekroczył kilkukrotnie wszelkie możliwe dla mnie granice...

 

Chcę pomagać, chcę być potrzebny, bo zostałem sam. To, czym jestem, sprawiło...

 

Dziękuję każdemu, kto to przeczyta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dziecka jestem przekonany, że stworzono mnie do wielkich rzeczy. Miłe uczucie. Problem zaczął się, gdy w miarę wykonywania normalnych czynności, czułem nasilające się wrażenie, że marnuję czas, marnuję swoje życie, że powinienem robić coś wielkiego. Więc zacząłem unikać rutyny, w ogóle unikać ludzi. Ich funkcjonowanie zamyka się w koło, działania powtarzają się. I wtedy odlatuję, lecę do nieba, nie potrafię tego inaczej nazwać. Planuję co zrobić, by zmienić świat, jak pomóc wszystkim ludziom itd. Nie planuję szczegółów, bardziej myślę, jak mam żyć, czego się trzymać. To zapędza się tak daleko, że w którymś momencie można to nazwać urojeniem, bo kiedy natrafiam na sytuację, w której mój doskonały obraz zderza się z szarą rzeczywistością, doznaję szoku. Upadam i dzieje się to samo, ale w przeciwną stroną. Zamiast lecieć spadam, bez końca, tak długo, aż uświadomię sobie, że ten mrok, nicość, cierpienie, strach, bezsens i ból jest nieprawdą. Zauważam wtedy, że życie nie jest złe i znów lecę w górę. Tak na przemian od 14 roku życia, czyli od 7 lat. Po prostu staram się trzymać jakoś środka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×