Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia nie działa


KrzysztofT

Rekomendowane odpowiedzi

Ja zakończyłem swoją przygodę z psychoterapią około miesiąc temu. Przez pół roku chodziłem do kobiety, która miała mi przede wszystkim pomóc w wyjściu z nerwicy i dodaniu pewności siebie. Ani jedno ani drugie nie drgnęło. Jestem dosyć ciężkim chronicznym przypadkiem, w którym nawet leki nie przynoszą wielkiej poprawy. Pracowaliśmy w terapii schematu.

Generalnie jeżeli ktoś się zmaga z zaburzeniami lękowymi lub nerwicą natręctw to zaleca się kilkanaście sesji terapii behawioralno-poznawczej, w razie braku poprawy po kilkunastu sesjach zmień terapeutę lub nie chodź już do żadnego. Terapie głębokie, w tym psychodynamiczna nie są skuteczne w leczeniu zaburzeń lękowych - brytyjczycy w ostatnich wytycznych udowodnili, że terapia psychodynamiczna nie jest skuteczniejsza od broszur samopomocowych. Rzekoma skuteczność psychoanalizy wynika z faktu, iż 2/3 nerwic same ulegają złagodzeniu po upływie 2 lat ( stąd taki nacisk na kilkuletnią terapię w wydaniu terapeutów głębi).

W zasadzie terapia psychodynamiczna ma jedyne uzasadnienie w stosowaniu leczeń zaburzeń osobowości, ale to rozpoznanie jest zzbyt szeroko stosowane w etykietyowaniu ludzi, toteż często terapeuci ci leczą ludzi zdrowych, nadając mi etykietę zaburzenia osobowości, potem chwalą się skucesami w leczeniu skądinąd zdrowych ludzi.

Nie mam zaufania do terapii głębokich, w tym psychoanalizy i psychodynamicznej, ponieważ nie mają one żadnych naukowych podstaw. Ichni wyznawcy uważają swoje myśli za teorie naukowe, a są to conajwyżej hipotezy. Ichnie dyrdymały nie można jednak uważać za teorie naukowe, bo nie da się ich zweryfikować lub obalić empirycznie tak jak istnienie BOga (https://pl.wikipedia.org/wiki/Brzytwa_Ockhama)

 

Mi terapia nie pomogła ani w redukcji lęku, ani w zmianie postrzegania świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez mam wrażenie ze ta cala terapia to jakas sciema i może przyniesc wiecej szkody niz pożytku. Tyle sie naczytałam jak to wygląda a w rzeczywistosci przypomina to raczej rozmowe z srednio zainteresowanym gosciem. " o czym dzisiaj ?" rozwala mnie za kazdym razem. Chodzę tam już prawie rok ( minie 7 kwietnia) i za kazdym razem jest tak samo. Czuję ze sie nie rozumiemy, tak jakbym co tydzień przychodziła do kogoś zupełnie obcego. T. odwala fuszere, twierdzi ze wszystko zalezy ode mnie a ona może tylko siedziec i pic herbatkę. Rozmowa o niczym, Wtf ? Nie raz więcej daje mi rozmowa z przypadkowa osobą, niż z kimś kto ma pomagać :szukam: Przyszłam tam z bardzo mała nadzieja na coś dobrego a wychodzę z kompletnie pozbawiona sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może powinnaś zmienić terapeutę. Ja jestem ze swojej zadowolony. Właściwie to czekam na spotkania z nią. Cieszę się, że mogę powiedzieć komukolwiek o tym co mnie zjada. I wierzę w psychoterapię. I czytałem gdzieś ostatnio, że psychoterapia wpływa na chemię mózgu. Najgorsze w psychoterapii jest jednak to, że 95% pracy trzeba wykonać samemu, a spodziewałem się, że będzie inaczej. Że pani rozwiąże moje problemy i zaburzenia znikną. A tutaj to jednak jest ciężka praca z samym sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh, mnie psychoterapia indywidualna w ogóle nie pomogła. Może to kwestia nieodpowiedniego terapeuty, a może mojego nastawienia. Jest mi przykro, że już moja druga terapia indywidualna musiała zostać zakończona. Decyzję podjęłam wspólnie z terapeutą. Szkoda mi już zdrowia na kolejną próbę. Terapie indywidualne doprowadziły mnie na skraj rozpaczy, na którym jestem nadal. Więcej szkód i bólu niż poprawy samopoczucia.

Cieszę się, że przynajmniej grupowa była cokolwiek warta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WinterTea, czyli terapia jednak jakoś działa. To jest tak, że udaje się dokopać do źródła Twojego złego samopoczucia, tylko nie potrafisz nic z tą wiedzą zrobić, czy w ogóle niewiele udało Ci się odkryć i to Cię frustruje?

Zaczynam terapię po raz kolejny i też się zastanawiam, o co w tym wszystkim chodzi, z tym że na szczęście nie mogę powiedzieć, że poprzednie mi w ogóle nie pomogły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

my_name, Moja pierwsza terapia była totalną katastrofą, tak się załamałam, że skonczyłam na całodobowym w psychiatrycznym.

W przypadku drugiej poczułam dotyk nadziei, ale terapeuta nie chciał dalej prowadzić mojej terapii- i to mnie najbardziej drażni.

Takze stwierdzenie, że terapia nie na wszystko i nie dla każdego, jest moim zdaniem jak najbardziej prawdziwe.

Albo po prostu nie ten moment na terapię. Może kiedyś. Choć nie sądzę.

Dużą rolę w tym, czy terapia działa, czy też nie odgrywa wsparcie bliskich osób, bo z terapią wiąże się pojawienie bólu, złości, smutku i wielu innych, czasem skrajnych emocji. Ja nie mam nikogo, kto by mi pomógł przejść przez terapię, więc pewnie też dlatego nie pomogła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WinterTea, to dziwne, że nie chciał. A można wiedzieć, jak to uzasadnił?

Mam nadzieję, że ten najgorszy okres w terapii już z mną, bo na pocieszenie mogę się co najwyżej przytulić do kotka:) Musiałabym się zmienić pod wpływem terapii, żeby mieć takie bliskie osoby i tak koło się zamyka :bezradny: Największe szansa chyba w tym, żeby terapeuta stał się taką osobą, przynajmniej na miarę moich możliwości, ale tu oczywiście też mam opory. Pewnie dlatego wcześniej łatwo mi przychodziło rezygnowanie z terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ ani wierzę w psychoterapię ani mam z nią pozytywne skojarzenia*...

 

"mieć takie bliskie osoby i tak koło się zamyka :bezradny: Największe szansa chyba w tym, żeby terapeuta stał się taką osobą, przynajmniej na miarę moich możliwości"

 

M_n- czy to znaczy, że chciałabyś/oczekiwałabyś, aby terapeuta był dla Ciebie bliską osobą? Ja bym się bał takiego układu, ale to moje prywatne zdanie. Terapeuta ma być, wg mnie, chłodnym obserwatorem, moderatorem, komentatorem, który w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie prowadzi lub udaje, że prowadzi. Obawiam się, że przy układzie "bliski terapeuta" zbyt szybko pojawił by się fałsz, złudne nadzieje i oczekiwania, nierówne relacje ze poczuciem odrzucenia na końcu. To jest "lekarz", a nie przyjaciel czy przytulanka.

 

* taka kwadratura koła, oparta na doświadczeniu. Kiepskie nastawienie już od początku terapeutę stawiają na przegranej pozycji. A w momencie, gdy miesiąc kosztuje dobrych parę stów, a o pierwszych efektach ani widu ani słychu, niechęć się pogłębia. A im większa niechęć, tym mniejsza wiara w końcowy sukces... a im mniejsza wiara...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mezus, też mam takie myśli, ale stwierdziłam, że mi nie ubędzie, jak będę lubić kogoś kto jest ważniejszy dla mnie niż ja dla niego. Wiem, że to nie jest to samo, co relacje poza terapią i nie zamierzam o tym zapominać. Jak się skończy terapia, to będzie mi smutno, ale od tego się nie umiera i po jakimś czasie przechodzi. W sumie nie mam powodu czuć się odrzucona, jeśli takie są reguły, a nie jakieś widzimisię. Takie są założenia, a co wyjdzie w praktyce, to się dopiero okaże:) No i może takie myślenie też jest chore. Już uważam za efekt uboczny psychoterapii to, że zbyt często się zastanawiam, czy to co robie i myślę jest normalne :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem (nie)przyjemność spotkać w swoich problemach kilku terapeutów (?)..

Każdy z polecenia, każdy w ładnymi kolorowymi dyplomami na ścianach, każdy słono ceniący swój czas.

 

Pierwsza, dobrych dwadzieścia lat temu, właścicielka potężnej "fabryki" więcej czasu poświęcała na personel i sprawy administracyjne swojego przybytku. Po kilku spotkaniach dałem sobie spokój- później miała sprawę, za wystawianie lipnych papierów :twisted:

 

Druga- kilka lat temu zrobiła dość głupią rzecz, która jak się poniewczasie dowiedziałem jest od strony zasad nie do przyjęcia. Wiedziałem, że jednocześnie spotyka się z moją żoną, która po śmierci ojca nie mogła się pozbierać. Tyle, że wyszedł z tego groch z kapustą, gdzie nie bardzo było wiadomo z kim-o czym- dlaczego rozmawia. Ja przychodziłem z moimi problemami, aby przegadać całą sesję o dołach mojej żony. I dla odmiany- nader często miast rozmawiać o traumie mojej żony, rozmawiały o moich lękach. Nic mądrego z tego nie wyszło- zwłaszcza, że odkąd zaciągnęła kredyt hipoteczny, nie mogliśmy się opędzić od propozycji kolejnych terminów spotkać- najlepiej codziennie...

 

Trzecia- ja wiem, z dokładnością 99 % na czym polega mój podstawowy problem. A przy spotkaniach z tą terapeutką, przez kilka miesięcy przerabialiśmy dzieciństwo i okres nastoletni. Gdzie co prawda jest początek moich problemów, ale uznałem, że zanim ogarniemy następne dekady i ewentualnie do czegoś zaczniemy dochodzić, będę musiał kredyt wziąść :why: Jeśli dobrze pamiętam, tydzień w tydzień 180 zł/godzina. Poddałem się...

 

Czwarta, która miała plan. Rozpisany niemal co do każdego uderzenia serca i oddechu. Plany, tabelki, cele, metody- nie było istotne, z czym na bieżąco przychodzę, ważniejsze było, czy "zadanie domowe" wykonałem. Miałem napisać "wypracowanie", to tematem spotkania było wypracowanie- całkowicie nie miało znaczenia, czy jest coś ważniejszego do omówienia. A, że dodatkowo był standardowo problem z zaparkowaniem samochodu, to... podziękowałem.

 

Moja lek. psychiatra, do której od wielkiego dzwonu chodzę, sama przyznała, że ja w najmniejszym nawet stopniu nie jestem klientem na psychoterapię. I w sumie sama proponuje mi tabletki, widząc że w taki syf wierzę- szkoda, że jeszcze na działające w sposób porządny nie trafiliśmy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ ani wierzę w psychoterapię ani mam z nią pozytywne skojarzenia*...

 

"mieć takie bliskie osoby i tak koło się zamyka :bezradny: Największe szansa chyba w tym, żeby terapeuta stał się taką osobą, przynajmniej na miarę moich możliwości"

 

M_n- czy to znaczy, że chciałabyś/oczekiwałabyś, aby terapeuta był dla Ciebie bliską osobą? Ja bym się bał takiego układu, ale to moje prywatne zdanie. Terapeuta ma być, wg mnie, chłodnym obserwatorem, moderatorem, komentatorem, który w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie prowadzi lub udaje, że prowadzi. Obawiam się, że przy układzie "bliski terapeuta" zbyt szybko pojawił by się fałsz, złudne nadzieje i oczekiwania, nierówne relacje ze poczuciem odrzucenia na końcu. To jest "lekarz", a nie przyjaciel czy przytulanka.

 

* taka kwadratura koła, oparta na doświadczeniu. Kiepskie nastawienie już od początku terapeutę stawiają na przegranej pozycji. A w momencie, gdy miesiąc kosztuje dobrych parę stów, a o pierwszych efektach ani widu ani słychu, niechęć się pogłębia. A im większa niechęć, tym mniejsza wiara w końcowy sukces... a im mniejsza wiara...

 

Mezus... taka moja sugestia i przemyślenie sprawy...

 

Osoba, która trafia na terapię ma swoje oczekiwania, każda osoba inne. Jeśli akurat, w danym etapie życia brakuje komuś tej bliskiej osoby... pacjent ma takie oczekiwaniawzględem terapeuty. W wielu przypadkach, żeby nie napisać, że w każdym... pacjenci traktują terapeutów na zasadzie przeniesienia, nieświadomie jak matkę, ojca, inną osobę bliską.

Dopiero w końcowym etapie psychoterapii, po wielu miesiącach pacjent może traktować terapeutę jak specjalistę. Chociaż tak jak napisałam wcześniej... nie zawsze tak jest. Nie jest to ani źle, ani dobrze. Na podstawie takich przeniesień terapeuta zyskuje wiele cennych informacji o pacjencie, wtedy wie, gdzie tkwi problem. Temat rzeka :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, czy uważasz, że w relacji terapeutycznej pomiędzy pacjentem a terapeutą wszelkie pojawiające się uczucia są tylko kwestią przeniesienia?

Mnie wydaje się, że w krótkoterminowej pewnie tak jest, ale kiedy spotykamy się z terapeutą długo, to moim zdaniem pojawia się autentyczne przywiązanie i poczucie bliskości, które wynika ze spotkania z drugim człowiekiem. Moja T często używa słowa bliskość i nie wydaje mi się, aby miało ono oznaczać przeniesienie. Wydaje mi się, i terapeuci też często o tym mówią, że te autentyczne uczucia pojawiają się z czasem także u nich w stosunku do pacjenta, bo oni tez są ludźmi, też czują. Zatem przeniesienie jest, owszem, ale nie wyklucza chyba prawdziwej sympatii, przywiązania, bliskości pomiędzy pacjentem i terapeutą? Ale może się mylę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra w stopniu dr, pełniący kilka lat funkcję ordynatora oddziału psychiatrycznego powiedział mi, że psychoterapeuta to nic innego jak mentalna dziwka. Wg mnie psychoterapia działa tak samo jak normalna rozmowa między ludźmi. Można rozładować stres, negatywny ładunek emocjonalny, pozytywnie się podkręcić. To może w jakimś stopniu prowadzić do poprawy samopoczucia. Reszta to pseudonaukowe wywody nie mające poparcia w żadnych dowodach czy badaniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Półtora roku, dwie terapeutki, dwa nurty i ciągle tylko gadam o dzieciństwie a nie usłyszałam co mam zrobić, żeby uporać się ze swoimi lękami, napięciem, stresem, stanami depresyjnymi itp. I na dodatek jak przyciskam terapeutkę, to ona tylko gada, że nie może mi udzielać rad. A przecież ja jej nie pytam o to czy mam wziąć kredyt, gdzie iść do pracy ani na jaki kolor pomalować mieszkanie tylko o radzenie sobie ze swoimi uczuciami, emocjami i myślami. Kto ma mi w tym pomóc jak nie ona?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KoratAle nie rozumiem takiego postępowania terapeutów, choć mi to tłumaczono, że "czynnikiem leczącym jest oddziaływanie grupy", dlatego terapeuci ingerują jak najmniej w to, co się dzieje.

To może niech chorzy sami się gromadzą w takie grupy, przynajmniej nie będzie trzeba płacić takim terapeutom za nicnierobienie.

Żałosne, co ma w ogóle dać pogadanka chorych osób w kółeczku. Każdy pokwęka co mu dolega i rozejdą się w swoją stronę. To tak samo jak w poczekalni u lekarza.

Heh dobry pomysł, może spotkajmy się gdzieś przy piwku popłaczmy i będzie git.

A tak btw "będzie lepiej" czy to nie ty jesteś założycielką tego tematu pt "Jakie suple żrecie i jak się czujecie". Dawno mnie tu nie było, nick kojarzę ale avek chyba nowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem dobrym przykładem nieskuteczności terapii. Chodziłem 3 lata i efekty są niewielkie. Moje główne problemy, czyli natręctwa, fobia społeczna i zaburzenia osobowości nie zostały rozwiązane. Według mojej byłej już terapeutki wielkich efektów nie należy oczekiwać od psychoterapii. Można tylko trochę usprawnić moje funkcjonowanie. Wcześniej myślałem, iż poprzednie terapie były nieskuteczne, gdyż były za krótkie. Najdłuższa z nich trwała rok, łącznie uczestniczyłem w 4 psychoterapiach. Trochę straciłem wiarę w skuteczność terapii. Może nurt mi nie podpasował (dwie pierwsze były psychodynamiczne, dwie kolejne humanistyczne)? Może terapia grupowa by coś więcej dała?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Malarz cieni, mam bardzo podobne wrażenia po paru latach psychodynamicznej (druga terapia) i też myślę, że grupowa i żywszy kontakt z ludźmi dałyby więcej efektów. O ile wiem, to w terapii lecznicza jest więź z terapeut(k)ą. Jak sądzicie, ile czasu trzeba poświęcić na jej tworzenie, a kiedy lepiej stwierdzić, że nie warto takiej terapii ciągnąć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam raz na psychoterapii i nigdy więcej. Kiedy z niej wyszłam czułam się jeszcze gorzej, cały czas płakałam i czułam się "zdeptana przez buta psychoterapeutki". Przez całą rozmowę miałam wrażenie, że ta kobieta uważa mnie za dziwadło. Kiedy rozmawiałam o uczuciach (nawet tych pozytywnych) czułam, że traktuje je niepoważnie. Może źle trafiłam, ale na pewno nie zdecyduję się pójść już do psychoterapeutki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zle trafilas-zdecydowanie.

szkoda ze to cie zniecheca do terapii, moze sprobuj jeszcze raz, poszukaj kogos z dobrymi opiniami.

 

ja trafilam b.dobrze.polecam terapie.ale w jej trakcie tez czesto plakalam, rozpacz, dno nawet mysli s.

ale to sa etapy ktore trzeba przejsc zeby bylo lepiej.i jest lepiej-tyle rzeczy sie u mnie zmienilo i nastawienie

przede wszystkim :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zlasu, jak długo chodzisz na terapię? Ja w zeszłym tygodniu rozpocząłem grupową i powiem Ci, że bardzo ciężko jest.

Ok. 4 lata. Widzę postępy, choć czasem mam wrażenie, że np. w temacie budowania relacji, nad czym ostatnio mocniej pracuję, utknąłem w jakimś punkcie, gdzie mi ta terapia więcej nie pomoże, a sam sobie nie poradzę. O grupowej myślę, bo może być okazją do przyjrzenia się brakowi ochoty do bycia w centrum uwagi:) A jak tam Twoje wrażenia z grupowej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×