Skocz do zawartości
Nerwica.com

Autodestrukcyjny natrętny potwór


panna truskawka

Rekomendowane odpowiedzi

Dziś dopadł mnie jeden z tych gorszych dni. Dlatego piszę tu i poszukuję wsparcia. Wsparcia osób, które zrozumieją mnie i dodadzą otuchy w walce z nerwicą. Moja przygoda z tą chorobą zaczęła się niecały rok temu. Pewnego jesiennego, listopadowego dnia ogarnął mnie ogromny pesymizm. Pytania typu: po co wstawać? Po co się ubierać? Jeść? Pić? Uczyć się? doprowadziły mnie do stanu czarnej rozpaczy i częstego płaczu. Potem przyszły dni, w których nadeszły myśli, że mogłabym sobie coś zrobić. Wyobrażałam sobie, że wiszę na drzewie albo łykam pudełko tabletek nasennych lub skaczę z wysokiego budynku. Płakałam, bałam się tych myśli, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie chciałam zostać sama w domu bo wydawało mi się, że wtedy zrobię sobie coś. Od tego czasu zaczęły się wizyty u psychoterapeuty, później u psychiatry. Dostałam leki- Setaloft i Afobam. Diagnoza: depresja z lękiem. Po dwóch miesiącach od tej diagnozy przyszły one... bardzo natrętne myśli uniemożliwiające skupienie się na codziennych czynnościach i odbierające radość.

Natrętne myśli nr 1: Bóg. Zaczęłam wątpić. Przestałam czuć jego obecność. Ciągłe zastanawianie się- czy jest czy go nie ma. Jeżeli jest to jak wygląda? Jeżeli nie ma- to jak powstało to wszystko? Jak to jest, że żyję? Że jest kosmos? I milion innych myśli, które nie dawały mi spokoju.

Natrętne myśli nr 2: Śmierć. Co po niej jest? Czy w ogóle coś jest? Dlaczego musimy umierać? Przecież to jest takie straszne! Nie mogę się z tym pogodzić, że kiedyś umrę! Że nie będę patrzeć na ten świat, na moich bliskich. To mnie przeraża! ja tak nie chcę! Wszystko przemija. Każda sekunda przybliża nas do śmierci. Za chwilę będę staruszką, która musi żegnać się z tym światem.

Natrętna myśl nr 3: Jeżeli teraz, w tak młodym wieku (22 lata) boję się śmierci i wydaje mi się, że czas bardzo szybko mknie do przodu, to jak będę się czuć mając np 70 lat? Czy wtedy przez te myśli juz całkiem ogłupieję i wyląduje w szpitalu psychiatrycznym? Przez to zaczęłam obserwować ludzi starszych i próbowałam sobie wyobrazić jak oni się czują mając tak dużo lat? Czy mówią o smierci? Czy się jej boją? Jak to wszystko wygląda z ich punktu widzenia?

Natrętna myśl nr 4: jeżeli jest śmierć to po co to wszystko? Po co dążyć do tego wszystkiego? Po co się uczyć? Budować dom? Zakładać rodzinę? Przecież zaraz umrzemy i co nam po tym? Nie warto się cieszyć niczym.

 

I tak właśnie te myśli przeplatają się przez moją głowę już od paru dobrych miesięcy. Lekarz oczywiście wie o tych myślach, zwiększył dawkę, ale nie wiem czy te natrętne myśli przejdą kiedyś. Jakoś nie może dotrzeć do mnie to, że zachorowałam na tą cholerną nerwicę. Inni żyją sobie spokojnie, są szczęśliwi, a mi całą radość odbierają te właśnie myśli. One ciągle są. Raz silniejsze- raz mocniejsze ale są. Przeczytałam już tysiące artykułów o nerwicy, różne fora, książki aby wiedzieć jak z tym walczyć. Ale czasami czuję się już bezradna. Chodzę dalej do psychologa, biorę leki, robię chyba wszystko aby pozbyć się tego, a tu nic...

Dlatego dziś tu napisałam. Chcę wiedzieć, że nie jestem z tym sama, że inni też mają takie myśli, że walczą, że może już ktoś wygrał z tą chorobą. Chcę wiedzieć, że inni mnie rozumieją, bo to mi dodaje otuchy i wiary w lepsze jutro.

Chcę dowiedzieć się jak Wy walczycie z takim czymś, z takim autodestrukcyjnym potworem, który siedzi w głowie i wysysa całą energię.

Piszcie proszę. Dodajcie otuchy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Posłuchaj sobie tego:

http://www.youtube.com/watch?v=XaJS7mm6rAQ

 

[Dodane po edycji:]

 

Hej,panno truskawko,jak dodać Ci otuchy...

Przeszedłem przez takie doświadczenie jakby śmierci za życia.Wszystko się skończyło,legło w gruzach.Ta codzienna walka,by przeżyć jeszcze jeden dzień,by nie dać się zadeptać.Nie było już o co się starać.Miałem wtedy myśli samobójcze.Ale trochę wbrew sobie wegetowałem dalej.Dziś widzę,że to był moment zwrotny w moim życiu.

Słyszałem gdzieś,że duży procent ludzi,którzy dowiedzieli się że mają HIV,nagle odkrywa,że teraz dopiero zaczęli żyć naprawdę,kiedy już dni mają policzone.Cieszą się każdą chwilą.

I odwrotnie,wielu samobójców(a może wszyscy),to ludzie którzy nie zaakceptowali swojej śmiertelności,faktu,że kiedyś umrą.

Możesz spojrzeć na swój stan dwojako: no tak,choroba,leki,terapia...co zrobić.

Albo tak:jesteś silną osobowością,której świat jeszcze nie zrobił całkowitej trepanacji czaszki(mówię o tych wpajanych wartościach) i głos serca silnie się dobija-JAKI JEST SENS ŻYCIA?! O CO TU CHODZI?

Czy tylko o zjedzenie takiej i takiej ilości chleba,póżniej starość i śmierć?

Może ta depresja to tak jak z autem:Silnik na wysokich obrotach,a hamulce włączone.

Ten silnik to ten głos od wewnątrz:"Kochać,kochać kochać!"

Tak sobie tylko gdybam.

A swoją drogą,masz chyba szczęście,że zadajesz pytania,które inni stawiają dopiero na łożu śmierci,po spędzeniu życia na gonitwie za złudzeniami.

A ja i tak Ci zazdroszczę tego życia na wsi.Ach,tak się położyć na łące i posłuchać skowronków!Mieszkam w wielkim śmierdzącym mieście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×