Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

ja ten solian i bym spróbował ale chyba w szpitalu jak mówicie ze takie uboczne skutki ma to w domu dziwne rzeczy mogą sie dziać to niewiem choć innym sie chyba nic nie dzieje po tym leku???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic ze sie spytam. o czym ty czlowieku piepszysz? solian to jest chyba jeden z niewielu lekow, ktory praktycznie nie ma skutkow ubocznych, a jak ma to niewielkie. oczywisice trzeba brac w odpowiedniej dawce, bo co za duzo to niezdrowo. bierz 2x200mg i czekaj na efekty. ale wyplucz sie z reszty lekow. http://mentalmeds.org/book_files/index.html to jest strona z lekami, wyszukaj sobie lek, ktory bierzesz i patrz na wash out time czyli czas wyplukiwania. jak wypluczesz po ilus tam dniach leki to mozesz zaczac brac solian,a poza tym ty chlop jestes wiec moze nie bedziesz miec jakiejs tam akatyzji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korat bardzo trafnie to ująłeś w swojej wypowiedzi. Jak słusznie wnioskuje z chwilą skończenia studiów może się u Ciebie zacząć ten ogromny problem ?? Skończysz jakiś etap i trzeba będzie budować coś od nowa. Powiem Ci, że mogę śmiało porównać twoją sytuację obecną z moją przeszłą, nie żeby Cię dołować i coś sugerować. Powiem Ci, że też wiele wysiłku ode mnie wymagało, żeby na studiach jako tako funkcjonować, cały czas maska na twarzy i udawany, sztuczny śmiech, żeby zakryć piekło, które rozgrywało się w środku. W tym samym czasie co Ty wydawało mi się , że wspiąłem się dość wysoko i byłem na znanym terenie, choć wiedziałem, że po studiach będzie fatalnie jeśli się odetnę całkowicie od ludzi z mojego roku i będę musiał zaczynać wszystko od zera. Na moje szczęście udało mi się znaleźć pracę dzięki mojemu kumplowi z grupy i udało mi się w tym nieciekawym stanie wytrwać niecałe 2 lata co i tak uważam za cud, choć przez pierwszy rok sobie radziłem jakoś ze względów opisanych w mojej historii. Niestety zmiana otoczenia rozdrażniła ten w miarę stabilny stan i radziłem sobie coraz gorzej, aż pewnego pięknego dnia pracodawca wezwał mnie do siebie i oznajmił, że jestem zbyt mało wydajny w pracy i w porównaniu z innymi osobami, które ze mną zaczynały przyswoiłem mało wiedzy branżowej (ja wiedziałęm z jakich przyczyn, czyli pogorszone funkcje poznawcze ale się nie przyznałem z czym się zmagam od lat). Zostałem zwolniony, bo wstydziłem się przyznać, że leczę się psychiatrycznie już przeszło 8 lat, zresztą nie wiem czy to by mi w czymś pomogło. Od tamtej pory, gdy zostały mi tak podcięte skrzydła zaczynałem upadać coraz niżej, podejmowałem rozpaczliwe próby podjęcia nowej pracy, ale już nie byłem w stanie się odnaleźć w nowym środowisku i zacząć od zera i tym sposobem przeszło 2 lata siedzę w domu w stanie skrajnej pustki i beznadziei.

 

Tak więc wiem Korat o czym piszesz i do czego zmierzałeś. Wierzę, że będziesz miał więcej szczęścia ode mnie i objawy nie utrudnią Ci w takim stopniu co mi odnalezienie się w nowym środowisku, z nowymi ludźmi i obowiązkami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

natrętek, dokładnie o tym pisałem, dobrze to zauważyłeś. Także twoja historia pokazuje, że moje przemyślenia nie są wyssane z palca, że ciężkie czasy mogą jeszcze przyjść po studiach o ile je w ogóle zdam. Walcz o rentę, bo musisz za coś wegetować.

 

Wczoraj miałem bardzo dobry dzień, dzisiaj z kolei katorżnicza walka z sennością, coś strasznego i tak przez całe 6 godzin zajęć, ale wytrzymałem, gdybym coś czuł to byłbym z siebie dumny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja dziś o 7 rano poszedłem spać...NO COMENT...o 5 wziełem tabletke atarax bo stwierdziłem ze nie usne

nieraz tak mam a zaznaczam nie jestem na żadnych proszkach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja CI powiem Korat, że tak nie musi być jak u Natrętka. Na mnie dziś niespodziewanie spadło tyle roboty dodatkowej, że pewnie będę harować całymi dniami przez co najmniej miesiąc. ALe przynajmniej mam za co żyć, a dziś nawet kupiłam sobie spory dywanik. Niestety nie cieszy mnie to, ale stanowi pewną odmianę. Ja się zawzięłam w sobie m.in. dzięki Tobie Korat i myślę, że też dasz radę jakoś pracować po studiach. Nie mówię, że masz pracować 40h, ale może na pół etatu, a może jako nauczyciel. TO by było okropne gdybyś w wieku 25 lat miał całymi dniami siedzieć w domu bez celu. NAwet emeryci tak nie robią, chyba, że są strasznie schorowani. Uważam, że choćby dla urozmaicenia czasu powienieneś pracować. Ponadto medycyna cały czas się rozwija, a psychiatria w ostatnich 50 latach zrobiła kolosalny postęp i nie wiesz czy za np. 10 lat nie wynajdą leku, który sprawi, że Twoje i moje dolegliwości znikną. Jak do tego czasu nie będziesz pracować, to pozapominasz większość zdobytej wiedzy i zapadniesz na tzw. wyuczoną bezradność. Poza tym - co będziesz robić całymi dniami w domu? Ja sobie tego nie wyobrażam. Skoro dajesz radę studiować to dasz radę też w odpowiedniej pracy. Ostatecznie gdy szedłeś na studia to też już byłeś chory, a się odnalazłeś. Nie ma co straszyć i dramatyzować. Tobie Natrętek też doradzam znalezienie JAKIEGOKOLWIEK zajęcia, jeśli nie w branży, to może coś prostszego. Ostatecznie żadna uczciwa praca nie hańbi. Mi też się ogólnie nie chce żyć za bardzo i często mam chwile totalnego zniechęcenia z powodu braku uczuć, pustki, bezsensu, ale skoro żyjemy to musimy coś robić.

Co do mnie to obawiam się z powodu pilnych terminów tych robót dodatkowych będę musiała odłożyć testowanie solianu, bo nie powiem zleceniodawczyni "przepraszam, ale mam zaburzenia psychiczne i właśnie się znalazłam w szpitalu psychiatrycznym z powodu silnych objawów ubocznych i pani kontrakt szlag trafi". Chyba poproszę o zwiększanie sulpirydu. Cały czas nie mam jak zadzwonić do dr ROsia zeby spytać ile tego sulpirydu powinno być, bo mi stażystka siedzi w pracy, a dr ROś odbiera tylko między 9 a 10.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem sam. Przecież na tych studiach to ja tylko siedzę na zajęciach i robię notatki, a mimo to jest mega hardkor. Taka walka z sennością, że nie da się wyrobić, straszliwe cierpienia. Nie chcę tak żyć do emerytury, w końcu walne wszystko jeśli to by trwało zbyt długo. Jak bóg da to skończę te studia i obym znalazł wtedy pracę na pół etatu by zobaczyć czy wytrzymam 4 godziny dziennie. Już raz pracowałem po 4 godziny przez 3 dni w tygodniu, ale dostałem od tej pracy załamania nerwowego i wytrzymałem tylko miesiąc, także moje obawy nie są wyssane z palca. Oby się udało, nie wiem co z tą renta, bo z jednej strony jest to kasa, a z drugiej dają ci niepełnosprawność i wtedy gorzej pracę znaleźć, zwłaszcza że to jest niepełnosprawność na głowę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w zpch nawet głowe zrozumieją choć psychiatria zawsze będzie miała tę nutke niepewnosci ,tajemniczości i niechęci pracodawcy i społeczeństwa...tak było jest i będzie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A od czego ta senność? Chyba od leków, bo chyba nie od samych zaburzeń? Ja jak brałam olanzapinę czy ketrel to chodziłam non stop tak zmęczona, że żyć nie mogłam. Zwłaszcza na olanzapinie jest koszmar. Miałam ostatnie 2 miesiące wyjęte z życiorysu, w pracy wegetowałam, a po pracy już nie byłam zdolna do niczego. Zyłam tylko w weeknedy. ALe teraz od tygodnia biorę na sen trittico+clonazepam i nie ma tego zmulenia i potwornego zmęczenia. Jestem zmęczona, ale nie tak. Oczywiście martwię się, bo clonazepam uzależnia i nie mogę go brać zbyt długo. Na myśl o powrocie do olanzpiany robi mi się niedobrze. Wtedy nie wiem jak dam radę z tymi robotami dodatkowymi. Zawiliński pisze, że robi się senny w kilka godzin po zażyciu solianu, może Ty też. Czy uważasz, że w ogóle leki coś Ci dają? CO uważa Twoja lekarka? Może nie ma sensu ich brać?

Korat, ja CI radzę Ty w ogóle nie słuchaj takich głosów, że nie dasz rady, bo jak w to uwierzysz, to naprawdę się załamiesz. Jak będziesz spędzać czas? U mnie w miejscowości jest taki klub dla osób chorych na schizofrenię, mają tam różne zajęcia, ale wybacz, masz zbyt wysokie możliwości intelektualne, żeby spędzić resztę życia na malowaniu doniczek itd. A leżeć też się nie da zbyt długo, po jakimś czasie leżenie staje się męczarnią, co dobrze wiedzą osoby przykute do łóżka. Człowiek, nawet bez uczuć, potrzebuje jakiegoś zajęcia...tak jak uważam. I uważam, że rożsądnie pisałeś gdy pisałeś, że chcesz się utrzymać w jako takim stanie, żeby mieć do czego wracać...to także moja dewiza...bo wynalezienie leku, jeszcze lepszego niż solian to tylko kwestia czasu....no i nigdy jeszcze nie próbowałeś abilify...masz jeszcze parę opcji zanim zdecydujesz się na wegetowanie w domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korat z naszym rozpoznaniem renty nie jest łatwo dostać, ogólnie teraz jest tendencja, żeby ograniczać ilość przyznawanych rent, tym bardziej socjalnych. Ja wiem, że choć będę mówił prawdę biegłemu w sądzie to on i tak nie uwierzy w nasilenie moich objawów i powiedzą mi, że mogę wykonywać jakieś prostsze zajęcie, żeby tylko pracować. Poza tym brak uczuć dobrze pisze, że jak się tak nic nie robi przez dłuższy czas to każdy człowiek, czy zdrowy, czy chory zapada na "wyuczoną bezradność". Tak więc Korat wierzę, że dasz radę tak jak to pisze brak uczuć, odnalazłeś się na studiach, więc musisz spróbować się odnaleźć w innej rzeczywistości, mam na myśli oczywiście środowisko pracy. Te same słowa kieruje do siebie i do magica bo jeśli dalej tak będzie i będziemy tkwić w tym maraźmie to to, że skończymy marnie jest więcej niż pewne.

 

Przepraszam Korat, jeśli moja wizja zawarta we wcześniejszej wypowiedzi wywołała u Ciebie intelektualny lęk, ale być może on Cię zmotywuje do tego żeby dalej przeć do przodu. Mamy ciężej niż większość osób nie posiadających zaburzeń psychicznych, ale to nie może oznaczać, że mamy się całkowicie wycofać z życia.

 

brak uczuć chyba pamiętasz co pisałaś jeszcze kilka miesięcy temu na temat swojego stanu tu na forum i chyba doskonale zdajesz sobie sprawę jak Ci wtedy było ciężko. Pomimo tego dźwignęłaś się i dajesz sobie radę, więc jesteś dla nas przykładem, że jednak się da. Dzięki za słowa motywacji, bo są one potrzebne, gdy traci się nadzieję.

 

Ja spróbuję na obecnej terapii wypracować sobie nowy mechanizm radzenia sobie z lękiem w sytuacjach społecznych. Jeżeli nie mogę tego wyeliminować to może wypracuje sobie jakiś model, który zminimalizuje przykre skutki jakie dla mnie ten lęk niesie.

W każdym razie trafiłem na fajną grupę ludzi na tym oddziale, na terapii pracuje się nad emocjami i przeżyciami w konkretnych sytuacjach, a poza terapią w tzw. przerwach można porozmawiać z poszczególnymi osobami i uzyskać wsparcie słowne, a często konkretną radę. Nieraz jest ciężko, bo nie można tam sobie przychodzić dla samego przychodzenia. Na każdej sesji jakaś osoba pracuje z terapeutą w otoczeniu grupy, która po skończonej pracy komentuje i wypowiada wrażenia z pracy danej osoby.

Wierzę, że w trakcie tego leczenia wypracuję sposób radzenia sobie ze swoimi stanami psychicznymi. Tak więc trzymam za Was i za siebie kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobre wrażenie na mnie robi to co piszesz Natrętek o tej terapii. Wcześniej już jedna osoba z Krakowa mi opowiadała o tym, że tam jest ok. No moim zdaniem Chłopie musisz po prostu musisz sobie wypracować jakąś metodę na życie, bo nie wyobrażam sobie, żeby tak wegetować dalej, a nie daj Bóg, cale życie. Sądzę,że może powinieneś zacząć od prostszej sprawy, na przykład w mojej firmie jest taki chłopak po studiach, którego praca polega na zaopatrzeniu reszty pracowników w przybory pisarskie, papier do drukarek, segregatory itp. Nie wymaga to wielkiego wysiłku intelektualngeo, choć pewnie musi pilnować dostaw, zamawiać produkty itd. Możesz pomyśleć o czymś takim. Z Twoim wykształceniem możesz poszukać pracy w stosownym urzędzie, gdzie praca jest zazwyczaj lekka, przerw na kawę dużo, a jako specjalista nie powinieneś mieć wielkich problemów ze znaleziieniem takiej pracy. Określ co mógłbyś robić, co jest na miarę Twoich możliwości, a potem aktywnie szukaj takiej pracy. Nieważne, że może być poniżej Twoich kwalifikacji. Lepiej to niż siedzieć na utrzymaniu rodziców. Skoro jesteś w stanie chodzić do sklepów, kościoła, rozmawiać ze znajomymi, to na pewno dasz radę jakoś zminimalizować lęk w pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję brak uczuć za te ciepłe słowa, jesteś kolejną osobą która we mnie wierzy, chyba więc czas najwyższy na mnie, bym sam w siebie uwierzył. Wiele razy już słyszałem od osób na terapii, żeby zacząć od jakiejś prostszej pracy i zobaczyć czy się sprawdzę, a z czasem jeżeli uznam, że ta praca mi nie odpowiada i jak sprawdzę, że daję sobie radę to mogę spróbować czegoś innego. W każdym razie coś trzeba robić, bo nie da się patrzeć w sufit całymi dniami. Ja w moim domu nigdy nie miałem słów wsparcia i motywacji, więc jestem tego niejako "wygłodniały" i obce osoby dają mi to, czego nie mogli mi dać rodzice.

A jutro idę malować "przysłowiowe doniczki", bo czwartek to dzień terapii zajęciowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Macie rację. Przygnieciony tym ciężarem gdzieś mi to umknęło, że trzeba żyć tak by mieć do czego wracać. Jestem na tych studiach, gdybym dziś wyzdrowiał, to od jutra mógłbym wieść normalne życie, nie mogę dopuścić do tego by się zatracić. Zająć się czymś na miarę swoich możliwości, ale nie zatracić się całkowicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się wkopałam w taki nadamiar roboty dodatkowej, że chyba zwariowałam. Jak pokazałam osobie, która się na tym bardziej zna czego się podjęłam, to powiedział, że jest to właściwie niemożliwie do zrealizowania. W sumie kilka lat czekałam na taką gratkę, niestety nie jestem w stanie odczuć radości, dumy czy czegoś pozytywnego. Nawet wizja zarobku mnie nie cieszy. A mimo to uważam, że pracować trzeba, żeby mieć za co żyć i lepiej, żeby nie był to jakiś zupełnie podstawowy poziom. W tym naszym bezemocjonalnym życiu ważne jest jednak żeby mieć pieniądze, żeby móc od czasu do czasu pójść do kina czy na dobry obiad do restauracji czy zorganizować małe spotkanie dla znajomych - uważam, że to swojego rodzaju terapia rehabilitacyjna i odmiana. Ja zawsze sobie wymyślam co będę robić w najbliższy weeekend, niestety anhedonię mam totalną i nie cieszy mnie to, ale zawsze jest jakaś odmiana i jakiś cel, do którego mogę dążyć przez 5 roboczych dni. TO moja strategia i myślę, że niegłupia. Jutro idę do lekarki, będę ją namawiać na znaczną zwyżkę sulpirydu, bo solianu w obecnej sytuacji nawału pracy nie podejmę się testować. Przetestuję dużą dawkę sulpirydu i jeśli to nic nie da, to za powiedzmy 2 mce zacznę solian. Wtedy nawet na zwolnienie będę mogła iść, bo mi już minie przepisowy czas od wykorzystanych 182 dni.Takie mam plany. Niestety brak uczuć i anhedonia i pustka doskwiera strasznie, ale staram się mimo wszystko żyć i myślę, że w ogóle tego po mnie nie widać. Widzi to tylko mój chłopak, bo nie ma mowy o szczerej czułości i uczuciach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ufff co za ulga. Jestem jakiś taki spokojniejszy, na luzie. Mózgu mi nie zaprzątają destrukcyjne myśli i jest lżej. Wygląda na to, że przyszła długo oczekiwana stabilizacja. Nie ma niestety napędu, anhedonia i apatia dalej rządzą, ale przynajmniej tych bonusów już w takim nasileniu nie ma.

brak uczuć, te urozmaicenia o których mówisz, to jestem w stanie jedynie raz na jakiś czas wprowadzić w życiu, bo kompletnie mnie nie cieszą takie rzeczy. Ale trzeba raz na jakiś czas sprawdzić czy coś się nie zmieniło i doświadczyć tej inności, bo jak sie tkwi w bagnie, to nie wychodząc z niego się z niego nie wyjdzie i nie jest to masło maślane, kto w to wniknie to skuma o co mi chodzi. Trzeba mimo wszystko podejmować starania i się wystawiać na bodźce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi matka dziś dała kartke bowczoraj była na imieninach i taka osoba z rodziny sie leczy psychiatrycznie i bierze depakine 2 razy dziennie ,ketrel, a wszpitalu w poznaniu dożylnie ketamina... jak to zobaczyłem to se pomyślalem ale ją faszerują !!!ale ceny leków zobaczyłem depakine na P za darmo ketrel na schizofrenie 3,20 zł więc w sumie bierze jak cukierki...leczy sie u nas w poradni dostałem na miar do dr u mnie w miescie gosc jest z poznania i ona już 2 razy na oddziale była ale takim rehabilitacyjnym a nie ogólnym ja tam byłem na ogólnym już kiedyś pierwszy raz...

i podała numer kontaktowy że jak będe chicał pogadać mam sie odezwać, to jest kobieta po 50 stce ma depresje stwierdzoną prędzej nei iała doczynienia z psychiatrią więc troche inna bajka niż my ale powiedziała matce że bez leków nie ma szans żadnych czyli jednak ta neurobiologia w naszym mózgu skopana musi być...

 

a wy jak na psychoterapii daje wam coś czy bardziej leki???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic chlopie. jakby psychoterapia cos mi dala to bym teraz lekami sie nie faszerowal. probowalem kilka razy zejsc z lekow. NIE MA SZANS. odstawialem, ale musialem szybko wrocic zeby np. moc w miare normalnie spac. ja mowie chemia w mozgu zryta i juz. nie ja sobie to wymyslilem ani nie lekarze. tak powstalismy i juz.

 

-- 18 mar 2011, 18:50 --

 

rozmawialem dzisiaj z moja lekarka i sie jej zapytalem z doswiadczenia jaka jest dobra dawka na objawy negatywne. to mowi 200-600mg przy czym 600mg to max. czyli 2x100mg-2x300mg. dla mnie 2x300mg oznacza praktycznie caly dzien w lozku. wiem bo testowalem az do dzisiaj. przerzucam sie na 2x100mg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wytrzymuje.. mialem ataku niepohamowanej agresji...zaczełem rozwalać wszystko walic glowa,pięściami w sciane, .. gdyby nikogo w domu nie bylo to pewnie bym sie w tym amoku zabil... ojczym i brat doslownie powalili mnie na ziemie i trzymali przez 10 minut az sie uspokoilem... chca mnie wyslac do psychologa... nie ide , nie pojde nidzie..ciagle mnie teraz pilnuja... nie wiem po co to pisze, moze mam nadzieje, że bedzie lepiej... nie przezyje i kurwa nie chce tego pokonac...to juz koniec . PO CO SIE URODZILEM PO CO?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam na chwilę obecną, że w moim przypadku jednak czynnik psychologiczny przeważa. Może to zasługa tego, że na oddziale dziennym trafiłem na fajną grupę i naprawdę w przerwach między sesjami jeden drugiemu pomaga zrozumieć pewne patologiczne mechanizmy. Nieraz odnoszę wrażenie, że te właśnie przerwy oddziałuja na mnie bardziej terapeutycznie niż sama sesja grupowa.

Naturalnie cały czas biorę leki, ale zauważyłem, że w moim przypadku one same nie usuwają stanów lękowo - depresyjnych. Raczej traktuję je jako swego rodzaju zabezpieczenie przed katastrofalnym w skutkach zjazdem depresyjnym, a dodatkowo dobrze działają na mnie nasennie, więc po wieczornej dawce lerivonu przesypiam całą noc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie widzę sposobu w jaki leki miałyby zmienić moje postrzeganie świata i czucie się w nim, raczej skłaniałbym się ku temu że leki nic do mojego zdrowienia nie mają. Widziałbym w tym psychologiczny problem, tylko nie wiem czy to mój problem czy świata w którym żyję. Co do psychoterapii, to odnośnie mojej sytuacji uważam je za zbędne, bo są zbyt prymitywne i nie dotykają tego co należy, także odpadają. Jedynie ja sam mogę sprawić by poczuć się lepiej w tym świecie, być może nie uda mi się tego osiągnąć, bo wygląda na to że musiałbym wiele rzeczy w sobie zabić , które uważam za pozytywne. Po prostu świat jest beznadziejny i nie chcę w nim istnieć, tak go postrzegam i nie widzę argumentów przemawiających za tym by cieszyć się życiem, nie mam powodów dla których miałbym się cieszyć. Wygląda na to, że jestem skazany na marny żywot, popróbuję oszukać siebie i odnaleźć się lepiej, ale raczej wygląda na to że lepiej mi będzie dostosować się do tego jaki jestem i z tego wycisnąć co się da. Wygląda na to, że jedyne co będę mieć w tym życiu to maksymalnie praca na pół etatu i renta, bo więcej nie jestem w stanie z siebie wycisnąć tak by nie przeżywać katorżniczych cierpień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nie czuje. nie wiem, w zasadzie jest mi obojetne czy bede z kims czy nie. moze na reke byloby byc samej. ale wiem ze kochac nie potrafie. nie czuje nic, nie czuje podniecenia, nei czuje pozadania. sexu nawet nie lubie bo nienawidze uczucia podniecenia. brzydze sie nim

Też mam tak. Bardzo często. Tylko, że u mnie to jak zwykle skrajności.. Albo pragnę kogoś maksymalnie, albo mam tego kogoś gdzieś i wolę być sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×