Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

A dziękuję. Hmmm, trudno ocenić. z jednej strony - lepiej (i to tez widza znajomi). Ostatnio jakaś "deprecha" mnie męczy co mam na myśli- drażliwośc nastroju, płaczliwość, jakiś smutek (wcześniej jak tu pisałam nie było nic), teraz jestem w stanie jakoś się wzruszyć czy trochę popłakać. Zdarza mi się, że czuję zazdrość, żal, ale też delikatne zadowolenie. Np. wczoraj - niegdyś byłam osobą bardzo ciekawską, lubiłam jak coś się dzieje na mieście, póxniej stałam się wycofana, lękliwa, unikałam ludzi, wychodzenia z domu, a wczoraj zaciekawiona, że coś się dzieje na pl. Grzybowskim poszłam, zobaczyć, oglądałam jakieś pierdółki. Chodzi mi oto, że pewne zainteresowanie się pojawiło, no izadowolenie, że poszłam zobaczyć co się dzieje. No i poczucie i chęć nauczenia się (ponownie) odpowiedzialności za swoje życie. Co prawda nie jest tak pięknie w rzeczywistośi jak może się wydawać, bo upadków tez dużo, ale cos chyba się dzieje. Natomaist radości mało praktycznie zero, pamięc trochę się poprawiła. Poza tym jak od tego 2011/2012 zaczeólam się napinac nakręcać, i odbijac mi się na zdrowiu fizycznym, tak jest do tej pory. plecy bolą niemiłosiernie, nabawiłam się chorób somatycznych (o podłożu psychicznym no i to, ze brałam leki antypsychotyczne) a co się wiąże w konsekwencji pojawiają się dodatkowe dolegliwości.

 

No i pracuję, to mnie cieszy i ostatnio zaczęłam szukac pracy (lepiej tez płatnej - choć z tym bywa różnie)

 

A co u Ciebie Magic

 

-- 24 lis 2014, 15:11 --

 

tak wpadlam, by siepodzielić, że moje "nie czucie" ma swoje już wytłumaczenie.Badania lekarskie wykazały uszkodzenia w mózgu. Wot i zagwozdka rozwiązana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siema,

 

nie wiem czy ktoś tu zaglądnie, ale tak sobie pomyślałem o was, bo ja też cały czas szukam rozwiązania na swój stan i dokopałem się do paru rzeczy, które mogą zaciekawić.

Poszukiwałem raczej na własną rękę, bo już nie wierzę ani w lekarzy ani w leki i wam też to radzę (niekoniecznie lekarze, zdażają się w porządku ludzie, ale leki moim zdaniem to żadne rozwiązanie). To moja opinia, wyniesiona z doświadczenia - leki po prostu mnie rozstroiły jeszcze bardziej.

Wracając do sedna, miałem teraz w swoim życiu okres zainteresowania duchowością, który właściwie zaczął się już parę lat temu, kiedy zaciekawiony podpisem jednego z użytkowników kupiłem książkę Eckharta Tolle "Potęga Teraźniejszości". Wtedy czytałem tę książkę i niby coś tam rozumiałem, ale bardziej patrzyłem na nią analitycznym wzrokiem - wszystko miało sens i w ogóle, ale właściwie nie umiałem nic odnieść do siebie a tym bardziej wprowadzić w życie. Ostatnio wróciłem do tej książki i o dziwo odkryłem, że jakaś prawda z tego prześwituje. Zaciekawił mnie najbardziej fragment o tym, że emocje to zwierciadło tego co dzieje się w umyśle w ciele - pewnie nic odkrywczego dla ludzi, którzy nie mają podobnych problemów. Jako że moje myśli właściwie nie są specjalnie emocjonalne postanowiłem poobserwować swoje ciało. Myślę, że wielu z was by się pod tym podpisało - uświadomiłem sobie, że właściwie nie czuję swojego ciała. Można to nazwać derealizacją czy depersonalizacją, ale te etykietki w niczym nie pomagają, tylko komplikują sprawę. Wchodzenie w całą terminologię medyczną to ślepy zaułek.

Od tamtego czasu zauważyłem np. że cały czas czuję ból w karku, że straciłem już praktycznie kontakt z okolicą genitaliów, że brak mi energii w rękach, stopach, nogach i wiele innych rzeczy. Zacząłem szperać i znalazłem informacje na temat bioenergoterapii i jej twórcy Alexandra Lowena. Gość ma teorię, która w dużej mierze pokrywa się z wiedzą psychologiczną, że osobowość powstaje na skutek utrwalania jakichś schematów. W przypadku osób zaburzonych utrwalane są złe schematy - nieprzepracowane są emocje, w wyniku czego powstają blokady energetyczne w ciele i tak to się nakręca później w kółko, powstają mechanizmy obronne, fałszywe "ja" itd. Później tacy ludzie zaczynają żyć myśląc, że są tym fałszywym "ja" wypierając swoje prawdziwe emocje. Może właśnie dojść do takich poważnych stanów jak u nas, że ma się wrażenie, że nic się nie czuje.

 

Ja siebie doskonale odnalazłem w tym opisie - http://reichandlowentherapy.org/Content/Character/Schizoid/schizoid_dreamer.html

i tym razem wiem, że nie jest to syndrom studenta medycyny.

 

 

Jakie jest rozwiązanie?

Trzeba zwiększyć świadomość swojego ciała.

Ja zacząłem biegać i robić medytację dynamiczną, którą chciałbym wam wszystkim polecić, bo jest naprawdę potężna, jeśli jest dobrze zrobiona. Można ją ściągnąć z torrentów.

 

Zdaję sobie sprawę, że może się to wydawać sekciarskie, a sam pomysł w ogóle łączenia duchowości z nauką bardzo New Age'owy. Ja też tak myślałem i wzbraniałem się przed tym, dalej czuję trochę niepewności, ale w sumie co wam zaszkodzi spróbować?

 

Co o tym sądzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siema,. Zaciekawił mnie najbardziej fragment o tym, że emocje to zwierciadło tego co dzieje się w umyśle w ciele - pewnie nic odkrywczego dla ludzi, którzy nie mają podobnych problemów. Jako że moje myśli właściwie nie są specjalnie emocjonalne postanowiłem poobserwować swoje ciało. Myślę, że wielu z was by się pod tym podpisało - uświadomiłem sobie, że właściwie nie czuję swojego ciała.

O to...to....

Nie wiem czy to był efekt stanięcia przed murem w terapii ze stwierdzeniem "pani mówi tak beznamiętnie, jakby była zamrożona", czy może w końcu dopuściłam do siebie to o czym wiedziałam zawsze.

 

Bo u mnie zawsze się to wiązało z seksem. Albo w głowie tęcza i nader adekwatne reakcje fizjologiczne bez stymulacji albo działanie na ciało bez żadnych efektów a jeśli się coś po jakiejś długiej aktywności pojawiło to wcale gorzej nie było jak nie było wcale :(. Wybrałam się nawet do seksuologa co wydawał się rozsądny, ale jak mi po 3. wizytach po stówie nie był w stanie uwierzyć, że nie odczuwam pożądania postanowiłam go nie dokształcać dalej.

 

Miałam też po lekturze Alice Miller wyrzut energii z mojego ciała taki, że przez godzinę niemalże biegałam w kółko zanim ją zużyłam a bieg nie jest moją ulubioną aktywnością sportową. Wolę brydża.

Ale to i tak nie był jeszcze ten czas, żebym się swojemu ciału przyjrzała. Mimo iż chudłam i tyłam w zakresie 15 kg bez zauważalnej mojej aktywności w tym względzie ;(

 

Zaczęło się od poszukiwania metody na leczenie skutków traumy. Levin, proste ćwiczenia z próbami odczuwania strumienia wody...tak trafiłam do Lovena. Moim zdaniem ma bardzo dobrze poukładane charakterystyki osobowości i bardzo zaczęła do mnie przemawiać idea pracy z ciałem. Zaczęłam się też obserwować....bo przecież jak mi dentystka powiedziała, że mam prawie zjedzone zęby, to nie wpadłam na to, że to od stale zaciśniętej szczęki...

Później zobaczyłam zesztywniałe barki i trudności z miednicą.

Na samym końcu przyszedł do mnie bezdech. Po niektórych pracach związanych z przyglądaniem się moim rodzicielom. Czasami trwający całą noc.

 

Sprawa jest raczej świeża, więc na teraz czytam książki Lovena i innych terapeutów pracujących z ciałem nad traumą. Niewiele ćwiczyłam...bardziej przymierzam się do skonstruowania sobie zestawu ćwiczeń.

Jest w Koszalinie ośrodek, który pracuje jego metodą ale nie przyglądałam się temu jeszcze dokładniej.

 

Od tamtego czasu zauważyłem np. że cały czas czuję ból w karku, że straciłem już praktycznie kontakt z okolicą genitaliów, że brak mi energii w rękach, stopach, nogach i wiele innych rzeczy. Zacząłem szperać i znalazłem informacje na temat bioenergoterapii i jej twórcy Alexandra Lowena. Gość ma teorię, która w dużej mierze pokrywa się z wiedzą psychologiczną, że osobowość powstaje na skutek utrwalania jakichś schematów. W przypadku osób zaburzonych utrwalane są złe schematy - nieprzepracowane są emocje, w wyniku czego powstają blokady energetyczne w ciele i tak to się nakręca później w kółko, powstają mechanizmy obronne, fałszywe "ja" itd. Później tacy ludzie zaczynają żyć myśląc, że są tym fałszywym "ja" wypierając swoje prawdziwe emocje. Może właśnie dojść do takich poważnych stanów jak u nas, że ma się wrażenie, że nic się nie czuje.

 

Nawet teraz, gdy często pracuję z oddechem i jednak staram się uwalniać emocje a poza tym obserwuję swoje ciało wiem, że niektórych rzeczy nie czuję. Albo raz je czuję a raz nie i na pewno nie mam w tej chwili na to wpływu. Ale i tak jest o niebo lepiej niż kiedyś.

Leków żadnych nigdy nie brałam. Raz gdy się rozsypałam pani doktor namawiała mnie usilnie na antydepresanty, wcisnęła mi nawet receptę ale ona w tej swojej pracy wyglądała tak strasznie posępnie, że uznałam iż osoba w takim stanie ducha na pewno nie jest w stanie mi pomóc.

 

Ja siebie doskonale odnalazłem w tym opisie - http://reichandlowentherapy.org/Content/Character/Schizoid/schizoid_dreamer.html

i tym razem wiem, że nie jest to syndrom studenta medycyny.

Mój angielski nie jest taki, żebym sobie mogła swobodnie żeglować po tym tekście. Niestety.

 

 

Jakie jest rozwiązanie?

Trzeba zwiększyć świadomość swojego ciała.

Ja zacząłem biegać i robić medytację dynamiczną, którą chciałbym wam wszystkim polecić, bo jest naprawdę potężna, jeśli jest dobrze zrobiona. Można ją ściągnąć z torrentów.

 

ściągnęłam i już mi się podoba. Biegać nie zacznę bo mi wtedy starczyło za wszystkie czasy.

 

 

Zdaję sobie sprawę, że może się to wydawać sekciarskie, a sam pomysł w ogóle łączenia duchowości z nauką bardzo New Age'owy. Ja też tak myślałem i wzbraniałem się przed tym, dalej czuję trochę niepewności, ale w sumie co wam zaszkodzi spróbować?

 

Co o tym sądzicie?

 

Ja się nie wzbraniam. Jest dla mnie w tym logika i jest, że powiem górnolotnie - miłość do ludzi. A poza tym działa i to jest dla mnie najważniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, bardzo się cieszę, że komuś się to przyda. :)

 

http://www.bioenergetykalowena.pl/files/media/pliki/lowen1wilczynskikultura.pdf

 

tu jest opis typów po polsku, ale w dużo większym skrócie niż ten, do którego wcześniej linka podałem.

Może jeszcze coś takiego:

 

http://www.ab-coaching.pl/psychoterapia/index.php/102-czytelnia/artykuly/charaktery/181-charakter-schizoidalny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za informacje :)

 

Wklejam też link do ośrodka w Koszalinie, gdyby ktoś może jeszcze chciał skorzystać z takich form pomocy sobie.

Myślę, że jest dość trudno iść tą drogą - z wielu względów - często ujawnia demony skrzętnie chowane w naszych ciałach i umysłach, no i wymaga pracy.

Wiem jednak, że jest skuteczna....

 

http://www.bioenergetykalowena.pl/

 

uht, fajnie, że poruszyłeś ten temat :)

 

pozdrowienia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma sprawy.

 

Muszę się przyznać, że byłem na bioenergoterapii, ale zrezygnowałem z tego na razie, ponieważ zupełnie nie byłem w stanie nawiązać kontaktu z emocjami, więc płacenie co tydzień bajońskich sum mijało się z celem. Wziąłem się za robienie "ćwiczeń", które poznałem na terapii w domu i muszę powiedzieć, że to jakieś wariactwo.

 

Nie wiem czy mogę umieszczać tutaj linki do YouTube'a, ale co mi tam.

 

Po tym ćwiczeniu (zrobionym rzetelnie, włącznie z wydawaniem tego orgazmicznego dźwięku) poczułem mrówki na całej górnej połowie ciała. Dłonie zacisnęły mi się samoczynnie w "szpony" (albo jeśli ktoś oglądał Straszny Film 2, był tam taki koleś z powyginanymi dłońmi), prawe oko prawie się zamknęło, usta wygięły mi się w jakimś dziwnym grymasie, w ogóle cały zacząłem się samoczynnie kurczyć, jak gdyby w okolicach klatki piersiowej był obiekt o takiej grawitacji, że wciągał resztę ciała do środka. Przez jakieś 5 minut wyglądałem jak dzwonnik z Notre Dame i prawie nie byłem w stanie się poruszyć.

 

Wiem, że opis jest niezachęcający, ale to coś wyraźnie pokazuje. Poza tym muszę się tym gdzieś podzielić, bo ludzie zaczynają mnie mieć już dość z tymi moimi świrustwami.

 

Nakłaniam wszystkich do spróbowania i podzielenia się tym, co się wydarzyło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Po tym ćwiczeniu (zrobionym rzetelnie, włącznie z wydawaniem tego orgazmicznego dźwięku) poczułem mrówki na całej górnej połowie ciała. Dłonie zacisnęły mi się samoczynnie w "szpony" (albo jeśli ktoś oglądał Straszny Film 2, był tam taki koleś z powyginanymi dłońmi), prawe oko prawie się zamknęło, usta wygięły mi się w jakimś dziwnym grymasie, w ogóle cały zacząłem się samoczynnie kurczyć, jak gdyby w okolicach klatki piersiowej był obiekt o takiej grawitacji, że wciągał resztę ciała do środka. Przez jakieś 5 minut wyglądałem jak dzwonnik z Notre Dame i prawie nie byłem w stanie się poruszyć.

 

Wiem, że opis jest niezachęcający, ale to coś wyraźnie pokazuje. Poza tym muszę się tym gdzieś podzielić, bo ludzie zaczynają mnie mieć już dość z tymi moimi świrustwami.

 

Nakłaniam wszystkich do spróbowania i podzielenia się tym, co się wydarzyło.

 

No to ksiązkowo Ci wyszło. Chyba masz nad czym pracować :(

 

a ja nadal w teorii :(

 

Wywalam rodzinę domu i ćwiczę !!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

" Żeby była jasność - osoba z wrodzonym problemem nie poczuje się lepiej po praktykach medytacyjnych, gdyż jej mózg naturalnie nie jest w stanie wytwarzać substancji odpowiedzialnych za czerpanie przyjemności, czy jakąkolwiek motywacje do sięgania po tą przyjemność. Wiedz również, że problemy tej osoby nie wynikają z przykrych doświadczeń, traumy, ani tłumienia emocji. Te z kolei są jedynie skutkami, wynikającymi z życia z danym zaburzeniem."

 

Ale dzięki za radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, już olać tę medytację. I tak to nie wyjdzie jeśli pierwszy i drugi etap zrobi się źle, a żeby je poprawnie wykonać trzeba mieć jakiś dostęp do swoich emocji. Dlatego proponuję zacząć od tych ćwiczen bioenergetycznych. Juz łatwiejszego i mniej wymagającego startu nie ma. Można założyć ze to nic nie da ale to nic nie rozwiązuje wiec lepiej spróbować poświęcić te 10 minut w ciągu dnia zamiast stwierdzac od razu ze mózg jest zepsuty i nic się nie zmieni. Nie masz porażenia ciężkiego, jesteś świadom tego cO robisz. Właśnie to jest największe wyzwanie dla nas ludzi z zachodu żeby przestać traktować człowieka jak mózg który steruje jakaś kupa mięcha. Nie chce ciągnąć tego tematu bo to nie jest istotne i tylko zniechęca typowych intelektualistów. Sam jestem niewiernym Tomaszem ale spróbowałem i przyznaje ze teraz jest trochę ciężej bo stałem się bardziej depresyjny niż obojętny ale widocznie taka naturalna droga. Mózg się kształtuje całe życie a już na początku xx wieku Freud zauważył ze pierwsze parę lat życia ma największy wpływ na to jak się rozwinie dalej. Dlatego argument, że mam uszkodzony mózg teraz więc nic się nie da zmienić mnie nie przekonuje, bo to znaczy jedynie tyle ze twój mózg trwał w złym schemacie i oczywistym jest ze badając jego stan zobaczysz tylko i wyłącznie szkody.

Oczywiście wiem ze są ludzie których uszkodzenia mózgu faktycznie mogą im nie pozwalać na pewne rzeczy ale po co z góry zakładać że ze mną tez tak jest?

Podstawowa zasada doświadczeń naukowych jest obserwacja bez ingerencji. nie sprawdzisz tego o czym mówię jak Twój mózg w kolko będzie się wtrącał i mówił ze nie ma co go obserwować bo jest zepsuty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiadomo, że o sobie, a o kim innym miałeś pisać?

Właśnie staram się powiedzieć, że wgląd w psychikę uzyskasz dzięki temu. To pozwala na wgląd w emocje, a bez tego nie zobaczysz swojej "psychiki", będziesz widział jedynie biokomputer jakim jest mózg, ale na pewno nie zrozumiesz jego działania bez ogarnięcia wcześniejszego ewolucyjnie etapu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czego Ty właściwie oczekujesz od życia? Czego w ogóle chcesz? Co tak naprawdę Ci przeszkadza w Twojej egzystencji? Co według Ciebie mają naprawić leki? I w końcu...

Czemu uważasz, że się tam nie nadajesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to właściwie nie masz nic do stracenia. Możesz zacząć coś robić. Wiem, co powiesz - "człowieku, nie widzisz, że napisałem, że ledwo wstaję z łóżka"? No ale to będzie się ciągnąć w nieskończoność. Jak już mówiłem za leki nie ma się co brać, bo to jest tożsame z czekaniem aż samo się coś zmieni. To znaczy prawdopodobnie myślisz, że leki pomogą Ci się ruszyć z miejsca i może jakoś dalej pójdzie. No cóż, może jest w tym jakaś prawda, ale zażywanie leków tworzy niezdrową rutynę, która może przerodzić się w nawyk/nałóg, czyli innymi słowy uzależnienie. Ktoś przyjdzie, zabierze leki, zapomnisz zażyć i znowu wszystko zacznie się sypać. Nie ciągnę tematu dalej, bo aż mnie samego przeraża mój radykalizm w tej kwestii. :) Chyba dlatego, że sam jestem podatny na nałogi, dlatego wolę się w ogóle z daleka trzymać od jakichkolwiek ich form. Najbardziej zagorzałymi i fanatycznymi przeciwnikami czegoś stają się ofiary tego czegoś...

 

No w każdym razie, wydaję mi się, że człowiek wpada w apatię i anhedonię jak jakiś bezpiecznik mu pęka. Czegoś jest za dużo i organizm, żeby nie zwariować wyłącza wszystko dla świętego spokoju.

 

W świetle tego co wcześniej pisałem, zastanawiam się jak wyglądało Twoje dzieciństwo. Pytam, bo nie znam Twojej historii.

Sorry w ogóle, że bawię się w takiego psychologa, ale jestem po prostu ciekaw. Może jak napiszesz, to Tobie też się coś rozjaśni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieciństwo było ok, przed pojawieniem się objawów było wręcz bajecznie...

Ale fakt, same leki raczej guzik dadzą. Chcę ogarnąć leki z psychoterapią. Chcę uwierzyć jednak, że to kwestia psychiki (blokada)... A było pewne wydarzenie, które mogło to zainicjować. Stłumiłem dosyć intensywne emocje, ot to. Tylko jak tutaj wierzyć w blokadę psychiczną jeżeli od 2 lat słyszę muzykę w głowie? Ech :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieciństwo było ok, przed pojawieniem się objawów było wręcz bajecznie...

Ale fakt, same leki raczej guzik dadzą. Chcę ogarnąć leki z psychoterapią. Chcę uwierzyć jednak, że to kwestia psychiki (blokada)... A było pewne wydarzenie, które mogło to zainicjować. Stłumiłem dosyć intensywne emocje, ot to. Tylko jak tutaj wierzyć w blokadę psychiczną jeżeli od 2 lat słyszę muzykę w głowie? Ech :?

 

Są teraz poglądy, że wszyscy mamy w sobie jakieś odszczepione części a "diagnoza" zależy jedynie od natężenia tego zjawiska. Można się zacząć zastanawiać czego nie chcę usłyszeć skoro mój umysł produkuje mi w to miejsce muzykę ?

 

Dla mnie na ewentualny PTSD to psychoterapia, tym bardziej, że jak piszesz wydarzyło się to stosunkowo niedawno czyli w czasach gdy rozpoznawałeś już swoje uczucia i mogłeś je nazywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jakiś czas temu pisałem jak można wyleczyć brak emocji. Może tym razem uda mi sie was przekonać, a jestem uparty :D Otóż nieważne jak nazywa sie wasze zaburzenie ( schizofrenia prosta, depresja itp) , istotne są OBJAWY. Jeżeli ktoś cierpi na chroniczne zmęczenie, bezsennosc, brak emocji ( tych dobrych i złych - odpowiada za to ciało migdałowate, (ale nei tylko one) , a wiec nic innego jak zbiór komórek nerwowych), zaburzenia libido ( lub jego brak jak było w moim przypadku) , myśli samobójcze, brak motywacji ( zaburzenie funkcji neuronów noradrenergicznych i dopaminergicznych, czy to na poziomie syntezy neuroprzekaznika czy problemem z jego magazynowaniem lub inne tego typu wynalazki) i inne przykre objawy, można z duża dozą prawdopodobieństwa przyjąc ze ma zaburzoną oś przysadka-nadnercza-podwzgórze i związane z tym podwyższone stężenie kortyzolu we krwi i zwiększoną masę nadnerczy ( u osób z obecnym brakiem emocji produkowaly one wcześniej zwiększone ilości adrenaliny i noradrenaliny (hormony stresu) - odpowiada za to rdzeń nadnerczy, i można powiedzieć ze teraz zostaly przeciążone od stresu i nie możecie sie nawet stresować a wiec nei mozecie tez odczuwać innych emocji) . Krótko mówiąc oś przysadka-nadnercza-podwzgórze jest ścisle powizana z ukladem nerwowym i odpowiada za reakcje na stresy środowiskowe ( głównie). Krótko mówiąc w waszych organizmach są zaburzone hormony i tzw. sprzeżenie zwrotne ujemne, a przez to układ nerwowo-hormonalny jest zaburzony i przez to jestescie zmeczeni, libido leży i kwiczy, macie mysi samobojcze itp. Leki przeciwdepresyjne na was słabo działaja lub nie działaja bo one nie odbudowuja nadnerczy, lecz zwiekszaja sztucznie poziom neuroprzekaznikow ( serotoniny, noradrenaliny itp) i po jakims czasie przestaja działać, ponieważ wasze neurony i uklad hormonalny są i tak przemeczone, a tu im każecie dalej pracowac przez sztuczne zwiekszanie neuroprzekaznika. To jest droga donikąd. Zioła medycyny chińskiej są głównie adaptogenami ( substancje podnoszące odporność na stres , poczytajcie link który wam wyśle) i odpowiednia mieszanka zawierająca określone ciała czynne - substancje chemiczne zawarte w ziołach po określonym czasie doprowadzaja organizm do pierwotnej równowagi ( zaburzona oś przysadka-nadnercza-podwzgorze i uklad nerwowy). Teraz o tym czasie trwania. U mnie pierwsze objawy poprawy ( a wiec zanik mysli samobójczych) nastąpiło po okolo tygodniu, kolejne objawy zmęczenie - malało stopniowo najpierw po miesiącu mialem coraz wiecej sily, libido wracało- organizm sie odbudowywal, neurony zaczely pracowac) i po kilku miesiacach doszedl do równowagi. Wszystko zalezy od tego jak ciezkie objawy macie. Oczywiscie w tym okresie rekonwalescencji staralem sie nei przeciazac organizmu, by znow nie wrocic do pierwotnego stanu. Ogólnie organizm po tych ziolach wraca z powrotem do pierwotnej równowagi , tej ktora byla przed chorobą. mialem tez odpowiednia dietę, po pewnym czasie mialem juz normalna motywacje, libido, zaczalem regularnie chodzic na siłke, biegac, studiowac normalnie . Oczywiscie w ciągu tego czasu mialem lekkie i średnio nasilone nawroty choroby, a to dlatego , że np po 2 miesiacach mialem jeszcze nie odbudowany organizm i łatwo go bylo przeciążyc. jesli macie pytania piszcie na wszystko odpowiem , chociaz pisalem juz o tym wczesniej, szkoda mi waszego cierpienia bo sam przez to przechodzilem i wiem co to znaczy. preparat ktory bralem nazywa sie an shen buxin wan - mozna go np dostac w centrum medycyny chinskiej w krakowie, ale tam bralem tylko raz jak nie bylo pana Własnowolskiego. tu macie link do badan adaptogenow , co by wprowadzic troche naukowego jezyka tam macie ladnie wytlumaczone o co biega. http://www.czytelniamedyczna.pl/2639,surowce-roslinne-o-dzialaniu-adaptogennym-oraz-ocena-zawartosci-adaptogenow-w-ek.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okej... tylko teraz daj jakieś wskazówki gdzie normalnie można takie coś kupić. Jakoś nie widzę mojej podróży do lekarza od medycyny chińskiej i tłumaczenia mu objawów, wiesz jak jest. Równie dobrze można skorzystać z leków regulujących tę oś, nie pamiętam tylko jakie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sprite20, to o czym piszesz jest bardzo necace dla osob z ta przypadloscia, zatem od razu pojawia sie pytanie - dlaczego mamy wierzyc, ze nie masz zysku z oferowania tego? No i imo tez jadro polezace[uklad nagrody] ma znaczenie w tej przypadlosci.

Ale moge i dopytac o cos. Emocje kiedy zaczely wracac? Stopniowo czy nagle?

 

 

zzYxx, mowisz chyba o mircie i miansie. Tylko kolega pisze o odbudowywaniu pewnych struktur mozgu, leki te tylko reguluja aktywnosc tej osi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Emocje zaczely wracac stopniowo ale na samym koncu, ponieważ ze tak powiem ( tak po 3 miesiacach mialem juz normalne emocje moze po 4 nei pamietam teraz :D , sa one zalezne od wiekszych ilosci neuroprzekaznikow i hormonów ( ogolnie jest to logiczne) poped seksualny calkowicie tez na samym koncu, najpierw zniknely mysli samobojcze i motywacja zaczela stopniowo wracac ( bo do tego z tego wynika nei trzeba az tak duzo neuroprzekaznikow by to sie cofneło. a jakie mam miec korzysci? skoro sie udajesz do learza medycyny chinskiej a ja nim nie jestem wiec jaki mam miec z tego zysk? jak mi nie wierysz mozesz isc do innego lekarza medycny chinskiej :D tylko nie wiem czy bedzie tak skuteczny jak ten :D mozesz probowac twoj wybór :D

 

-- 07 mar 2015, 09:02 --

 

aha i odnośnie badania - lekarz medycny chinskiej patrzy na wyglad jezyka ( po tym mozna rozpoznac niektore choroby np po nalotach na jezyku kolorze jezyka itp) sprawdza puls jakos ale nie czaje jak on to robi, wygląda na szamańskie, ale jest to logiczne z tym jezykiem bo nawet czytalem kiedys ksiazke o tym i rzeczywiscie jezyk jaki mialem zgadzal sie z tymi objawami, a teraz wyglad mojego jezyka wskazuje na brak choroby i tak tez jest rzeczywiscie) i ogólnie patrzy na postawe, wzrok pacjenta o takie co ale to wymaga praktyki itp zeby to umieć. Pozdrawiam i widze ze jestescie na dobrej drodze bo sie tym ineteresujecie, bo ostatnio nei chcieliscie mnei sluchac. Wytrwalosci życze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest jeszcze jedna ważna rzecz - odpowiedz na pytanie skąd pojawia się wasze powątpiewanie w fitoterapie ( np wspomniane przeze mnie ziola chinskie). Wynika to z tego, że od małego sięgaliście jedynie ( no moze poza nielicznymi wyjatkami) po środki powstale w wyniku syntezy chemicznej, i wasz umył uznał, że jest to jedyny sposób leczenia zaburzonego organizmu. Praktycznie wszystkie środki chemiczne działają i tu wazne slowo - OBJAWOWO nie leczą przyczyny. Braliście różne środki syntetyczne ( np leki p-depresyjne) byly po nich wloty i upadki - leczyly one jednak tylko objawy - np powodowaly wzrost stezenia serotoniny - ale nie naprawialy juz przyczyny która pierwotnie spowodowala ten spadek stezenia serotoniny. Problemy które macie mają swoje podłoże głównie w stresie- stres uaktywnia proces powstawania wolnych rodników - które są bardzo reaktywne - uszkadzaja składniki komórek co prowadzi do ich stopniowego obumierania lub uszkodzenia. Tymi komórkami mogą byc np komorki wątroby. Watroba która ma uszkodzone komórki nie może m.in pełnić swojej funkcji odtruwania ( detoksykacji) w wyniku czego organizm ulega krótko mówiąc zatruciu. Przez zmniejszenie możliwości odtruwania przez wątrobe zaczynaja sie pojawiac problemy zdrowotne ( psychiczne, hormonalne) - stąd uczucie depresji, anhedonia, brak odczuwania przyjemnosci, bezsennosc, obnizone libido. Ziola chinskie oddziałuja na enzymy watroby - powodują przywrócenie równowagi red-ox - odpowiada ona za neutralizowanie wspomnianych przeze mnie wolnych rodników ( ale nie tylko - chodzi tez o inne szkodliwe substancje) i stopniowo komórki watroby ulegają odbudowaniu a tym samym komórki nerwowe które sa zalezne od nich również - zaczynaja zanikac problemy psychiczne. Zeby wam udowodnic ze watroba jest zaangazowana w procesy psychiczne poczytajcie sobie o skutkach ubocznych marskości watroby - pojawiaja sie bezsennosci, nerwice itp . Leki p-depresyjne ni odbuduja waszej watroby. nie chodzi tu tylko o watrobe- uklad hormonalny ma istotna funkcje w depresji - zaburzenie osi przysadka-nadnercza-podwzgórze. Pewnie wiekszosc psychiatrow nie wspomniala wam o hormonach? ze to z nimi moze byc problem? a po co mieli wspominac - wtedy poszlibyscie np do endokrynologa a oni stracili by kasiorke bo nie chodzilibyscie do nich i kasy zero. tak działa wspolczesna medycyna i farmacja - jest nastawiona na zysk , a nei dobro pacjenta - bo pacjent wyleczony to pacjent stracony. Właśnie leki syntetyczne sa tak projektowane zeby pacjent przyjmowal je możliwie jak najdluzej - najlepiej do konca zycia - z wiadomych przyczyn - KASA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×