Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

No to, bracie aleksytymiku, wyjaśnię Ci to, żebyś nie miał żadnych wątpliwości. :D Chyba zgodzisz się ze mną, że ten stan jest, brzydko mówiąc, chujowy. Nazywając go zasraną niedolą pokazałem moją niechęć i niezadowolenie z faktu, że jestem w dość poważnej kondycji mentalnej.

 

Posta napisałem, tak jak już wspomniałem, tylko po to, żeby inni mogli poczuć nadzieję, która zawsze jest. Jakby jej nie było, to ich by już tutaj z nami też prawdopodobnie nie było. I to wszystko. Możecie po mnie cisnąć (choć nie wiem jak się ustosunkować do Twojego posta, w sumie był całkiem zabawny :) ), ale musiałem to zrobić i już.

 

Aleksytymik nie żyje niczyimi słowami - nawet swoimi własnymi (ale już wyjaśniłeś, że się pomyliłeś w ocenie samego siebie)

 

Nie zgodzę się. Ja żyłem słowami ZBYT WIELU osób. I w tym wszystkim nie było miejsca dla mnie samego. Znów się powtórzę, ale trzeba znaleźć osobę, której słowami warto żyć.

 

Ufff.... Ale jest jedno ale - ja (jako aleksytymik) i tak wierzę we wszystko co mi ludzie mówią w czasie wolnym od obowiązków. Nawet jeśli jestem

pewien na 100% że to nieprawda (obojętnie w jakiej konfiguracji). Rozpatrywanie wszystkiego pod kątem "sprawdzania" tylko by mnie spowalniało i tym

samym powodowało ustawiczny regres.

 

Niestety trzeba to zrobić. Tylko że samemu wpada się zazwyczaj na złe tory, bo ta przypadłość jest zajebiście skonstruowaną maszyną. Jesteś aleksytymikiem -> zaczynasz nie rozumieć sam siebie, swoich odczuć i emocji -> kierujesz się zdaniem innych -> zdanie innych często jest krzywdzące bez powodu. Zaczynasz szukać powodów, wyjaśnień. Znajdujesz je w sobie, bo nie rozumiesz innych, więc dochodzisz do wniosku, że z Tobą jest coś nie tak -> Zaczynasz się zastanawiać co jest nie w porządku, ale nie znasz sam siebie, więc sugerujesz się opinią osób, które są Ci nieżyczliwe itd. itd. w kółko.

 

Chciałbym więcej napisać, ale muszę teraz spadać.

Dozo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Mam na imię Beata i mam 35 lat.

 

Nie wiem jak to opisać...

 

Moja mama - mój największy Przyjaciel, najukochańsza istota jaką znałam...wszystko robiłyśmy razem, miałyśmy te same zainteresowania, poglądy... jedna osoba w dwóch ciałach.

10 dni temu zmarła, po długiej walce z rakiem. Ostatnie 3 dni była już nie świadoma, tego co się dzieje (tak mówili lekarze) bo ciągle spała będąc na morfinie - wieczorem dostałam telefon ze szpitala "przykro mi, ale Pani Mama zmarła"

Siedzieliśmy....ja i tata,ze łzami w oczach, uczucie tak okrutne, nie do opisania ból, który zapewne nie jeden z nas przeżył. Ale wiedziałam i wiem do teraz, że muszę być silna, silniejsza niż mój tatko, żeby się nie załamał - w końcu byli 37 lat razem i byli bardzo zgodną i kochającą się parą.

 

Czas pożegnania, pogrzebu...

 

Myślałam... czułam że jak dojdzie do tego, że moja mama umrze, to i ja tego nie przeżyje, a co najmniej zwariuje, nie będę już tym samym człowiekiem...jednak jest inaczej.

Od pogrzebu zapłakałam tylko raz, nie czuję smutku choć bardzo mi jej brakuje.

Mam wrażenie, że nic się nie stało, żyję, śmieję się, nie mam żadnej depresji.

To mnie martwi.

 

Czy ja nie mam żadnych wyższych uczuć??

Czy takie zachowanie jest normalne??

Czy ktoś miał coś podobnego??

 

Proszę Was, podzielcie się ze mną swoimi odczuciami, doświadczeniami..czy ktoś miał coś podobnego?

 

Pozdrawiam serdecznie

Beata.

Hej. Może już byłaś nastawiona na to co sie zdarzy i to zaakceptowałaś? Moim zdaniem to nic złego. Każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Nie ma co sie zamartwiać... Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może jestes w szoku? Ja niesamowicie przeżywam porzucenie przez chłopaka, a zdarzają mi się takie godziny, że nic a nic mnie to nie obchodzi, jestem zupełnie w takim samym stanie jak ty, by następnego dnia, lub parę godzin później wpaść w histerię, albo zacząć się załamywać. Jeżeli jesteś w stanie przyjąć coś takiego ze spokojem, to błogosławieństwo dla ciebie. Twoja mama już odeszła, a rozpaczenie po niej, chociaż piękne i szlachetne będzie tylko szkodą dla ciebie. To przecież tak samo tęsknota jak u mnie, co z tego, że chłopak żyje i ma się dobrze, dla mnie tak jakby umarł, bo już nic z tego co było nie wróci. Naprawdę ciesz się ze swojego spokoju, to nic złego, a wręcz przeciwnie. Dużo bym dała by swoją sytuację móc tak odbierać. Myślę, że myślisz po prostu bardzo rozsądnie i racjonalnie. To dobra rzecz :)

 

Pozdrawiam i trzymaj się mocno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Jestem nowy na tym forum. Od prawie 2 lat (w listopadzie będą 2 lata) cierpię na anhedonię, na początku zdiagnozowano u mnie depresję, moja koncentrazja była zerowa i zadnych uczuc, dostałem lek Aurorix, który nie pomógł mi wcale. Kolejnym lekiem jaki mi przepisano był Efectin ER. Dzięki niemu poprawiła się u mnie koncentracja i mogłem jakos w miare normalnie prosperowac i uczyć się. Niestety, anhedonia utrzymywała się nadal, 0 uczuć, gdy byłem na koncercie nie odczuwałem żadnych emocji choć byłem na zespole który wręcz uwielbiałem. To samo tyczyło się imprez itp. siedziałem lub chodzilem i nie czulem zadnej radosci ze jestem ze znajomymi, to czy byłem gdzieś na imprezie czy siedziałem w domu nie różniło się od siebie w ogóle. powiedziałem to lekarce, dostałem zwiekszoną dawkę Efectinu do 150mg. Niestety i to nie pomogło, wiec dostalem dodatkowy seronil 30mg lecz szybko lekarka mi go odstawila poniewaz nie odczuwalem zadnych zmian. W maju tego roku zdecydowalismy z lekarzem ze odstawiamy leki... myslałem, że juz lepiej nie bedzie. gdy bylem 2 tyg od ostatniej tabletki efectinu zaczęły napadać mnie netrętne mysli przez ktore po prostu nie moglem zyc. starałem się przespac te mysli lecz się nie dało. Zapisałem się do innej lekarki, która zdawała mnie się lepsza i bardziej doswiadczona, zapisała mi zoloft który rzeczywiście pomógł, teraz moje mysli swobodnie przeplywaja mogę łatwo odrzucic natrętną myśl, lecz anhedonia nadal pozostała. 10 dni temu byłem na wizycie i powiedziałem , że ja juz nie chce tak żyć, że musimy coś poradzić na ta anhedonię. Pani doktor zapisała mi mirtagen 15mg i zwiekszyla dawke zoloftu do 150mg zeby juz calkowicie wyleczyc natrectwa. jakies 5 dni temu zlapalem sie na tym że poczulem coś czego od tych dwoch lat nie czulem, sluchalem w tym momencie muzyki która wprawiła mnie w ten nastrój i pojawiła się nowa nadzieja. W czw będę się kontaktował z lekarką i pewnie zwiekszymy dawkę.

 

Chciałbym być znów sobą, chciałbym czuć, że żyję, chciałbym znów czuć wielkie emocje! Bo od tych 2 lat... jestem martwy.

 

Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów,

Holy Diver

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Jestem nowy na tym forum. Od prawie 2 lat (w listopadzie będą 2 lata) cierpię na anhedonię, na początku zdiagnozowano u mnie depresję, moja koncentrazja była zerowa i zadnych uczuc, dostałem lek Aurorix, który nie pomógł mi wcale. Kolejnym lekiem jaki mi przepisano był Efectin ER. Dzięki niemu poprawiła się u mnie koncentracja i mogłem jakos w miare normalnie prosperowac i uczyć się. Niestety, anhedonia utrzymywała się nadal, 0 uczuć, gdy byłem na koncercie nie odczuwałem żadnych emocji choć byłem na zespole który wręcz uwielbiałem. To samo tyczyło się imprez itp. siedziałem lub chodzilem i nie czulem zadnej radosci ze jestem ze znajomymi, to czy byłem gdzieś na imprezie czy siedziałem w domu nie różniło się od siebie w ogóle. powiedziałem to lekarce, dostałem zwiekszoną dawkę Efectinu do 150mg. Niestety i to nie pomogło, wiec dostalem dodatkowy seronil 30mg lecz szybko lekarka mi go odstawila poniewaz nie odczuwalem zadnych zmian. W maju tego roku zdecydowalismy z lekarzem ze odstawiamy leki... myslałem, że juz lepiej nie bedzie. gdy bylem 2 tyg od ostatniej tabletki efectinu zaczęły napadać mnie netrętne mysli przez ktore po prostu nie moglem zyc. starałem się przespac te mysli lecz się nie dało. Zapisałem się do innej lekarki, która zdawała mnie się lepsza i bardziej doswiadczona, zapisała mi zoloft który rzeczywiście pomógł, teraz moje mysli swobodnie przeplywaja mogę łatwo odrzucic natrętną myśl, lecz anhedonia nadal pozostała. 10 dni temu byłem na wizycie i powiedziałem , że ja juz nie chce tak żyć, że musimy coś poradzić na ta anhedonię. Pani doktor zapisała mi mirtagen 15mg i zwiekszyla dawke zoloftu do 150mg zeby juz calkowicie wyleczyc natrectwa. jakies 5 dni temu zlapalem sie na tym że poczulem coś czego od tych dwoch lat nie czulem, sluchalem w tym momencie muzyki która wprawiła mnie w ten nastrój i pojawiła się nowa nadzieja. W czw będę się kontaktował z lekarką i pewnie zwiekszymy dawkę.

 

Chciałbym być znów sobą, chciałbym czuć, że żyję, chciałbym znów czuć wielkie emocje! Bo od tych 2 lat... jestem martwy.

 

Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów,

Holy Diver

 

 

Strasznie, ale to straaaaaaaaaszznieeeeee mnie to wkurwiało (nie będę czarował), jak ktoś mówił mi to, co ja Ci teraz powiem. A mianowicie - leki. Zły pomysł na początek, najgorszy. Musisz pamiętać, że co by się nie działo zawsze jesteś panem swojego umysłu. Używki, lekarstwa. Wszystkie wyciągają tylko to co jest w Tobie. Jasne, czasem są potrzebne, bo człowiek nie ma siły samemu z tym walczyć. Ale są dwa wyjścia. Albo pomożemy sobie lekami albo oprzemy się jakoś na innych. Pierwsza opcja wiąże się oczywiście z tym, że sam stajesz do walki. Sam bierzesz leki, to Twoja odpowiedzialność. Później będziesz musiał wiedzieć, kiedy z nimi skończyć. To jest to niebezpieczeństwo leków. Nie będziesz wiedział co było Twoim zwycięstwem, a co ich zwycięstwem. A ważne jest, żeby docenić SWOJE sukcesy i SWOJĄ pracę. Czy zastanawiałeś się w ogóle czemu anhedonia się pojawiła? Piszesz z przekonaniem, że 2 lata minie w listopadzie. Czy to znaczy, że w Listopadzie mogło się coś wydarzyć?

 

Witam.

Mam na imię Beata i mam 35 lat.

 

Nie wiem jak to opisać...

 

Moja mama - mój największy Przyjaciel, najukochańsza istota jaką znałam...wszystko robiłyśmy razem, miałyśmy te same zainteresowania, poglądy... jedna osoba w dwóch ciałach.

10 dni temu zmarła, po długiej walce z rakiem. Ostatnie 3 dni była już nie świadoma, tego co się dzieje (tak mówili lekarze) bo ciągle spała będąc na morfinie - wieczorem dostałam telefon ze szpitala "przykro mi, ale Pani Mama zmarła"

Siedzieliśmy....ja i tata,ze łzami w oczach, uczucie tak okrutne, nie do opisania ból, który zapewne nie jeden z nas przeżył. Ale wiedziałam i wiem do teraz, że muszę być silna, silniejsza niż mój tatko, żeby się nie załamał - w końcu byli 37 lat razem i byli bardzo zgodną i kochającą się parą.

 

Czas pożegnania, pogrzebu...

 

Myślałam... czułam że jak dojdzie do tego, że moja mama umrze, to i ja tego nie przeżyje, a co najmniej zwariuje, nie będę już tym samym człowiekiem...jednak jest inaczej.

Od pogrzebu zapłakałam tylko raz, nie czuję smutku choć bardzo mi jej brakuje.

Mam wrażenie, że nic się nie stało, żyję, śmieję się, nie mam żadnej depresji.

To mnie martwi.

 

Czy ja nie mam żadnych wyższych uczuć??

Czy takie zachowanie jest normalne??

Czy ktoś miał coś podobnego??

 

Proszę Was, podzielcie się ze mną swoimi odczuciami, doświadczeniami..czy ktoś miał coś podobnego?

 

Pozdrawiam serdecznie

Beata.

 

Znów powiem to samo.

Spójrz w głąb siebie.

Spytaj się najbliższych, oni przecież Cię doskonale znają po 35 latach jakotako wspólnego życia.

Może tak jak mówisz mama była Twoim największym przyjacielem i jej śmierć spowodowała w Tobie tak ogromny szok, że musiałaś się odciąć od tego, choć na chwilę, żeby nie zwariować?

Wykorzystaj ten spokój, żeby zadać sobie i innym pytania.

Nie myśl o tym, że jesteś zła. Teraz jesteś po prostu słaba i poddajesz się takim myślom, bo są łatwymi odpowiedziami.

Pamiętaj, że inni zawsze są częściowo naszymi zwierciadłami. Może mama odbijała te Twoje najlepsze cechy i teraz kiedy umarła masz poczucie, że one też odeszły?

 

Jak zwykle, tylko podsuwam tok rozumowania. Nie powinnaś najpierw słuchać randomowych ludzi z forum, tylko tych, których znasz najlepiej. Bo prawda jest taka, że TY na pewno znasz lepiej siebie samą niż MY.

 

 

Dodam, że też był ważną osobą w moim życiu (o ile kategoryzując to - nie najważniejszą). I dałbym każde pieniądze tego świata, żeby

sobie jeszcze pożył, no ale to nie za wiele wspólnego z uczuciami (a pieniądze bez problemu można mnożyć od zera na każdym etapie życia)

 

Też tak kiedyś myślałem.

Nie rozumiem czemu negujesz fakt, że dałbyś każde pieniądze świata, żeby sobie jeszcze pożył. Myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak pieniądze są w życiu ważne. A skoro byłbyś za dziadka skłonny dać wszystko, co posiadasz, to znaczy, że naprawdę go kochałeś i jego odejście było dla Ciebie ogromną stratą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

temat ucichł a pewnie coś sie uwas dzieje

 

jak sie czujecie? u mnie słabo...

 

w piatek miałem wizyte u lekarza

i biore 30 mg fluo ,czyli podniesione o 10 mg

lamotrygina 100 mg bez zmian

trittico 100 mg ,podniesione o 25 mg

 

ogólnie jak w sierpniu wszedłem na pram ( cipriamil SSRI) to u mnie zjazd w dół

miesiać temu powrót do fluo 20 mg i też słabo troche lepiej ale to nie to

 

normalnie bym dostał 40 mg i za msc mam wizyte bo juz brałem tyle ale chciałem stopniowo

bo na 40 mnie nosiło poniewaz mam cechy dwubiegunowośći :(

 

 

więc ogólnie lipa nie dostałem sie do projektu szkolenie,kurs ,staż organiowanych do osób

niepełnosprawncyh :( ale przynajmniej dostała sie siostra :)

 

następna grupa ruszyć ma w styczniu więc jest szansa ale obecnej motywacji brak i będac

na rozmowie to zaważyło zapewne moje podejście ale byłem w formie jakiej byłem

 

tyle o mnie jak wasza sytuacja wygląda życiowo -zdrowotna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mam problem z zanikiem uczuć wyższych. Rok temu brałam przez miesiąc neuroleptyki na epizod psychotyczny, po których zniknęły zaburzenia a została anhedonia. Chodziłam przez kilka miesięcy na oddział dzienny i brałam sulpiryd. Samowolnie odstawiłam leki, gdyż miałam dość bezczucia. Po jakimś czasie wrócił dobry nastrój, a wraz z nim i lęki. Znowu miesięczny pobyt w szpitalu i powrót do sulpirydu. Teraz nic nie czuję, ani lęków, ani radości, ani smutku. Chodzę do pracy, staram się żyć normalnie, ale to wegetacja. Też tak macie? Bardzo proszę o kontakt: gudzia77@gmail.com

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czas na mnie. Teraz i ja "nic nie czuję", zwykle... Nie raz już umierałam z nadmiaru emocji, ale ta śmierć, którą aktualnie przeżywam ma jeszcze gorszą twarz - ohydną, obcą. Jej oddech jest zimny, lodowaty wręcz. Straszne...

Upatrywałam szansy na cudowne uzdrowienie w lekach, ale jak widać, to jednak grubsza sprawa. A może to dobrze... Przecież podświadomie zawsze chcę dla siebie jak najgorzej, byle sobie dokopać - zwykle te kopy stają są niewidoczne dla innych... Żywy trup. Życie przeciw życiu. Jak długo można karmić się mantrą mówiącą, iż życie to tylko powieść, którą sami piszemy...? Rzygać mi się chce. Ściany, wszędzie ściany...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdy tak czytam, jakie spustoszenia w waszych organizmach spowodowały leki, to aż się przestraszyłam. W porównaniu z waszymi moje problemy to pikuś. Wczoraj po lekturze Waszych postów zrobiło mi się bardzo smutno i poczułam taki nieokreślony lęk, więc chyba z tym moim nieczuciem nie jest tak źle. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, szczególnie Stonkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam,

 

w Krakowie i całej małopolsce rusza projekt współfinansowany ze środków unijnych, więcej informacji pod tym linkiem:

http://www.peron7f.pl/osrodek-rekrutacja/osrodek-2/

Myślę, że to dobry krok tym bardziej dla osób, które były pacjentami naszego krakowskiego oddziału leczenia zaburzeń osobowości 7f. Zapoznajcie się z tym projektem,myślę, że wiele osób chętnie wzięło by w nim udział.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim, mam 22 lata i jakiś czas temu miałam (chyba) depresję, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało, a teraz dałabym dużo, żeby cofnąć czas, bo powód był w sumie błahy, poprawka na studiach, pokłócenie się z przyjaciółką, załapałam doła, poszłam do psychiatry, dostałam lek antydepresyjny i wtedy sobie zaczęłam uświadamiać, że wszystko jest takie płaskie, a potem mi się jeszcze pogarszało, odstawiłam lek, bo nic nie pomógł po 2 m-cach, ale była już "robotem" tylko, że jednocześnie czułam się żle...nic mi nie sprawiało zadowolenia, a wręcz przeciwnie, cierpiałam gorzej niż przez tę (depresję?)...no to lekarka mi zaczęła dalsze leki zmieniać i zapisywać, a tu coraz gorzej albo tak samo było...musiałam zrezygnować (przynajmniej na razie) z moich ukochanych studiów, po roku czasu zostawił mnie chłopak, bo uznał, że już ma dość, ja w ogóle takiej "siły życiowej, czy jak to mówią napędu nie mam, jakbym pusta była, wydrążona z duszy:/ musiałam wrócić do mojego rodzi nego miasta, do rodziców, kompletna porażka, mam mamę logopedę, ma swój gabinet to może się "mną zajmować", bo ja nawet po zakupy nie pójdę, no w ogóle nie wiem co mi jest,....chodziłam też rok na terapię, nie wiem po co, bo nic mi nie stwierdzili, miałam testy przeróżne i ani nie wyszła żadna choroba, psychiatrzy też nic nie widzieli ani schizofrenii, ani chad ani nic,na początku że to depresja, a potem już nic nie mówili, ani zaburzenia osobowości nie wyszło, wyszło, ze jestem dojrzała...no i się nie dziwię, przecież mieszkałam w innym mieście, pracowałam, miałam dorosłe życie...moi rodzice są załamani, ojciec uważa że to jakaś pokazówka, powiedział, że jak nie zarabiam, to mi komórki opłacać nie będzie, tak, że nawet telefonu nie mam...po prostu nei wiem co mi jest ani co ze mną będzie? czy to po lekach? ja już teraz żadnych nie biorę, bo i tak nic nie dawały, no i moje główne pytanie do tych osób, które miały elektrowstrząsy - co możecie o nich napisać...czy Wam do końca pomogły, czy w ogóle, czy to straszne, czy pamięć się traci, bo ja jestem już zdesperowana, muszę wrócić do życia, ale nie chcę sobie jeszcze bardziej zaszkodzić...

 

-- 09 paź 2013, 17:35 --

 

Zapomniałam napisać, że to może dziwne, ale mam myśli samobójcze (tylko myśli na szczęście) i jak mówię czuję się bardzo żle, wiem, że to dziwne, ale cierpię w tym nieczuciu....po prostu nie wiedziałam, że takie coś się może stać, a na terapię chodziłam 8 mcy "zorientowaną psychoanalitycznie" grupową, potem 3 miesiące pozanwczo-behawiorlaną indywidualną, wszystko o kant stołu, a teraz chodzę (właściwie mama mnie wozi) - wiem, nie śmiejcie się, że osoba studiująca na akademii medycznej (fizykoterapię) i pracująca ( w soboty i w 1 popołudnie jako rejestratorka w prywatnych gab.lekarskich) chodzi na - "terapię zajęciową" na oddział dzienny... wiem, porażka, ale nei chciałam w domu siedzieć bezczynnie, wiem że to beznadziejne, robię jakieś wyklejanki z osobami naprawdę bardzo chorymi np. osobami chorymi na schizofrenię i jak słyszę, ze oni mają uczucia, pomimo głosów czy tam innych objawów, ze mają chłopaków, no nie wszyscy oczywiście, sa też osowiale osoby, a patyczne, kilka osób móiwło, ze mieli tak kiedyś ze gorzej czuli, przypuszczali, że leki miały w tym duzy udział...no ale oni wszyscy jakoś lepiej przędą...nie są tak załamani jak ja....wiem, że to dziwne,...nie czuję, ale jednak czuję załamanie...tak myślowo jakoś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

CzyToMinie, czujesz, czujesz.

to nie po lekach- zmień psychiatrę i konsekwentnie przyjmuj leki.

powiedział, że jak nie zarabiam, to mi komórki opłacać nie będzie
no to masz motywację...gdyby nie zareagowali pielegnowałabyś chorobę.
wydrążona z duszy
tylko ze to pojecie stricte religijne - dusza to raczej coś co ewoluuje po śmierci....albo reinkarnuje...jak kto woli. jesli chcesz popracować nad duszą to zaangażuj się w jakieś religijne działania.moze zacznij chodzić na oazę, albo zmień wyznanie.moze kapłan lepiej do Ciebie dotrze niz psycholog-ludzie są różni.
uznał, że już ma dość, ja w ogóle takiej "siły życiowej, czy jak to mówią napędu nie mam
on tak powiedział? zwierzałaś mu się?

moze nie o napęd chodziło tylko o to,ze mówilas jak Ci źle ale nic z tym nie robiłaś? nie wiem, nie znam sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie niby wolałabym mieć tę komórke, ale nie mam możliwości iść do pracy, tak się zlę czuję...ja nie wiem co mi jest...no tej siły życiowej nie mam...lekarze okreslili to jako napę psychoruchowy... moja mama też była ze mną u 2 psychiatrów i opowiadala co ona widzi: że nie mam radości ani w ogóle niczego, nic mnie nie porusza, nawet rozpłakać się nie mogę, leżeć nie mogę, bo mnie to wkurza a robić nic nie jestem w stanie, staram się rpzeczytać to forum, może się czwegos dowiem...aleksytymi na pewno nie mam, aleksytyia to nieumiejetnosc nazywania uczuc... a po mnie widać ze ja nei czuję...z wyjątkiem złego samopoczucia, ale nie jakieś depresji, poza tym mięsnie mam bardzo napięte i nie mogę spać...wczoraj były takie książeczki omawiane na oddziale dziennym - bo tam większość osób ma schizofrenię, i się okazało , że ja też miałam zapisywane neurolpetyki na spanie, i tam takie pojęcie "akinezja" było... nie mam rpzy sobie tej książeczki, bo była 1 na 2 osoby, ale było tam, że to brak spontanicznej aktywności i objawy podobne do depresji, spłycenie uczuć a powstaje to właśnie wskutek leczenia neuroleptykami...bo one na jakieś tam receptory działają..i tak się zastnawiam może to to...

Jednak ponawiam pytanie o te elektrowstrząsy,proszę wszystkie osoby, któr miały, żeby mi napisały..proszę

A co do motywacji to ja właśnie nie czuję motywcji...ooo i to jeszcze tam tez było, ze czasem te skutki po neuroleptykach trudno rozróznic czy to one czy choroba...koszmar...UHt ma rację, po co brałam leki... czy myślicie, ze jeszcze dam radę wrócic do zycia? Zrobiłam tylko 2 lata fizykoterapii, chciałam pomagać ludziom po wypadkach, otwrzyć swój gabinet i jeszcze dodatkowo byłam na 1 roku kosmetologii, ale tam tylko 5 godzin w tyg miałam, bo reszte mi przepisali (prywatna szkola)....ja mam dopiero 22 lata! nie chce tak wegetować i bac się co to...aha...bo lęk jakos czuję..ale nic pozytwyenego, żadnej miłości, radości...w zasadzie smutku też nie...

 

-- 10 paź 2013, 18:40 --

 

Czy tylko Monajka miała Elektrowstrząsy? A czy możesz Monajka napisać coś więcej?

 

-- 11 paź 2013, 17:10 --

 

Dlaczego nic nie odpowiadacie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neuroleptyki nie są lekami nasennymi. Wiem, że Twoje schorzenie jest szersze niż tylko bezsenność, ale ta też jest chorobą i trzeba ją leczyć. Nie wiem czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak "świadome sny"? Mają tą zaletę, że człowiek wie o czym śni, ma możliwość kontrolowania a nawet sterowania nim. Psychiatrzy twierdzą, że osoba, która opanuje umiejętność (technikę) świadomych snów, może wyleczyć się z koszmarów a nawet depresji. Wszak śnimy wtedy o czym chcemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A no, przydarzyło mi się kilka takich snów, coś pięknego ;) I dało mi to do myślenia - czy przypadkiem dzięki temu nie można oddziaływać na pewne procesy w mózgu, podświadomość między innymi? Temat naprawdę ciekawy i stanowczo wart głębszego poznania. W śnie wszystko co było niemożliwe jest możliwe, co jeżeli dzięki temu można uzyskać pełniejszą kontrolę nad umysłem? Who knows, teoretyzować można bez końca :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lol przeciez świadome sny nie polegaja na tym ze w śnie powiedzmy widzisz piekna nieznajoma i masz swiadomosc tego ze mozesz podejsc albo wrocic do domu i obejrzec cartoon network...innymi slowa samowolka chulaj dusza piekla nie ma. W świadomych snach masz swiadomosc ze to sen ale nie sterujesz nim...Za duzo incepcjii panowie ..za duzo:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oboje macie po trochu racji i jakby to razem poskładać wyszłaby z tego ciekawa teoria. :D Ale poważnie. Polecam artykuł dr Skalskiego, wybitnego specjalisty w leczeniu zaburzeń snu. Można tam też znaleźć art o koszmarach nocnych, skąd się biorą itd. Myślę że moderacja nie usunie a jeśli tak to mogę udzielić zainteresowanym informacji na priv. http://www.nabezsennosc.pl/artykuly/item/221-Swiadomy-sen

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie odczuwam, żeby leki na mnie działały w sposób, który dałyby efekt jakiego bym oczekiwał. Jedyne działanie jakie być może mają to takie, że chronią mnie przed popadaniem w te najsilniejsze stany lękowo - depresyjne. Niestety życie z tymi umiarkowanymi stanami też jest niezmiernie ciężkie. Ludziom, którzy tego nie mają napawdę żyje się dużo łatwiej, pomimo tego, że też miewają gorsze dni. W każdym razie z racji przeżywanych stanów czuję się gorszy od innych i mam nieodparte wrażenie, że większość ludzi jednak jest pozbawiona aż tak przykrych stanów. Ta zmienność przeżywanych stanów psychicznych jest strasznie męcząca i zabiera siłę do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdy tak czytam, jakie spustoszenia w waszych organizmach spowodowały leki, to aż się przestraszyłam. W porównaniu z waszymi moje problemy to pikuś. Wczoraj po lekturze Waszych postów zrobiło mi się bardzo smutno i poczułam taki nieokreślony lęk, więc chyba z tym moim nieczuciem nie jest tak źle. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, szczególnie Stonkę.

 

 

lęk nie jest złym uczuciem, jak czujesz lęk to czujesz też i inne uczu ia. ja dalej nie czuje... a może inaczej.... wciąż napieta. po, roku temu masaz działał cuda,a teraz nic. dziś wróciłam z treningu- po tancaCH. KIEDYS MNIE NIEZWYKLE RELAKSOWALY, BYLAM ROZCIAGNIETA I ZWINNA (tanczylam kilka lat), a teraz widze, ze jestem sztywna. nawet moja instruktorka to zauwazyla, bo troszkę mnie już zna i wie jak się ruszałam. ja udaje , ze czuje. musze jakoś sobie radzic wśród ludzi. jedyne co na bank czuje... to napięcie. spięta, poddenerwowana, nawet nie wiem jak to nazwac. ja podobnie jak stonka to cudo przezylam po citalu. przec citalem było również średnio, ale jakiś kontakt ze sobą jeszcze miałam. teraz warzywnictwo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×