Skocz do zawartości
Nerwica.com

Choroba a związek.


Gość Shadowmere

Rekomendowane odpowiedzi

Czy przechodziliście kiedys kryzysy w związkach związane bezposrednio z Waszymi zaburzeniami?Rozważaliście rozstanie z ukochaną osobą,bo nie chcieliście jej obarczac Waszą chorobą?A może to Wasi partnerzy mieli Was "dosyć"?Bardzo zależy mi na odpowiedziach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere,

 

Ja mam ciągle kłopoty w związkach przez moje „zaburzenie”.. To na ogół osoby z którymi jestem mają mnie dość. I szczerze mówiąc nie dziwię się im bo ja siebie też mam dość. Często mam w ogóle problem ze stworzeniem związku, już nie mówiąc o jego utrzymaniu. W tej chwili jestem sama.

 

U mnie związki są ciągłą huśtawką, nikt nie wytrzymuje moich zmian nastroju, mojego „dramatyzowania”, oskarżania, wymyślania problemów. Nikt nie wytrzymuje tego, że raz lgnę do kogoś a potem odpycham tą osobę, że raz się staram a za chwilę mam wszystko w dupie. Zawsze jest za dużo emocji, skrajnych emocji. To wszystko powoduje, że duszę się w związku z kimś.

 

Zawsze dochodzi do rozstania z wyżej wymienionych powodów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

My rozstaliśmy się przez nasze zaburzenia po raz pierwszy po 2 latach - na 3 miesiące. Później w miarę nasilania się Jego bpd było coraz gorzej i temat rozstania pojawiał się raz na jakiś czas, ale były to krótkie rozłąki aż w końcu po 3 latach od tamtego pierwszego rozstania wszystko się zepsuło. To było wynikiem wyłącznie naszych chorób :( wiadomo, wynik ciągłych huśtawek i innych atrakcji jakie funduje nieprzewidywalny border osobie z depresją. ale i tak nie potrafię się z tym pogodzić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam poważny kryzys...... po 7 latach związku miałam dość, miałam dość zajmowania się związkiem który umierał i leczenia jednocześnie nerwicy, mój chłopak miał dość moich wybuchów, obojętności, braku zainteresowania.....ale to ja wtedy zakończyłam związek. Rozstaliśmy się......on mnie po prostu nie potrafił zrozumieć.

W trakcie naszego rozstania poszedł do psychologa, w końcu dowiedział się, ze nerwica to nie są moje histerie i pierdoły, dowiedział się wtedy wielu rzeczy o mnie.........i dobrze, wróciliśmy do siebie. Powoli i ostrożnie, po tym, mogę przyznać, że nasz związek jest teraz silniejszy, ale było już bardzo nieciekawie.

 

Poza tym, nie dziwi mnie fakt, jeśłi ukochana osoba odchodzi bo ma dość, każdy ma jakieś granice własnego zdrowia psychicznego i jeśli przeze mnie i moją chorobę ktoś inny miałby wpaść w depresję - to wolałabym żeby odszedł.

 

Shadowmere, nie wiem za bardzo, Ty chodzisz na terapię? Bierzesz leki? Bo czytam twoje posty i nic się nie poprawia......tak nie może być......

Jeśli nie pracujesz i nie uczysz się, to może idź na jakiś czas na oddział leczenia nerwic lub choć na oddział dzienny bo jeśli dalej sytuacja tak będzie wyglądać to faktycznie on może nie wytrzymać.......i nie ma w tym nic dziwnego....... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie związki są ciągłą huśtawką, nikt nie wytrzymuje moich zmian nastroju, mojego „dramatyzowania”, oskarżania, wymyślania problemów. Nikt nie wytrzymuje tego, że raz lgnę do kogoś a potem odpycham tą osobę, że raz się staram a za chwilę mam wszystko w dupie. Zawsze jest za dużo emocji, skrajnych emocji.

 

mam dokładnie to samo. i jeszcze w dodatku sama nie wiem czego chcę.

 

nigdy tez pierwsza sama od nikogo nie odeszłam (wiem, to jakas patologia), ciekawe dlaczego? ze strachu? albo zeby nie krzywdzic tej 2 osoby?

 

a czasem wydaje mi sie ze te rozstania wcale nie były moja wina tylko albo trafiałam na nieodpowiednie osoby (niektóre były "przypadkowe", wiązałam sie z nimi z rozpędu) tylko ja po prostu dojrzewałam i czegoś innego mi zaczynało brakować, chciałam ogarnąc jaką nową wartosc w sobie.

 

a moze jest tak jak mówi mój mąz, ze szukam ksiecia z bajki na białym koniu a codziennosc w zwiazku jest dla mnie nie do zaakceptowania?

 

chociaz z perspektywy czasu wydaje mi sie ze związki na zasadzie podobienstw sa najlepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez nerwicę rozpadł się mój pierwszy poważny związek. Choć może nie powinnam wiązać tego bezpośrednio z nerwicą, raczej z moimi pewnymi cechami charakteru. W związku dodatkowo straciłam motywacje by walczyc z chorobą. Nabrałam takiego przekonania, że może sie dziać ze mną cokolwiek, a on jako osoba mi bliska powinien to zaakceptować i zrozumieć. Brzmi to jak totalna dziecinada, ale taka właśnie byłam. Sama bym od siebie wiała jak najdalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nenaja, jest.moje zaburzenie zawsze rzutowało na nasz związek,ale Adam byl odporny,pelen werwy i energii -znosil wszystko.ostatnio trochę osłabł.

przywyklam do tego,że jeśli wychodzę,uciekam,"wyprowadzam się",to on mnie goni,uspokaja,przyprowadza do domu.Przedwczoraj nie wyszedl za mną.

Bardzo się kochamy,oboje zgodnie stwierdziliśmy,że jesteśmy "miłościami naszego życia",chcemy walczyc o ten związek.Ale wesolo nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest ciężko i niestety będzie ciężko...taki to już urok tego choróbska :( ale to że chcecie walczyć o ten związek, to już jest bardzo dużo... także fakt, że podjęłaś leczenie :) A jeśli nawet jest źle, to nie możesz dopuszczać myśli o rozstaniu, ani z Twojej strony, ani że on Cię zostawi....Pamiętaj, że Bardzo Cię Kocha i że jemu też jest ciężko, bo chce Ci z całych sił pomóc, ale nie wie jak.

 

Pamiętam dobrze jak po mojej kłótni z K. wyszłam i nie poszedł za mną, byłam załamana, myślałam, że już mu na mnie nie zależy....staram się nie uciekać i wyjaśnić wszystko na spokojnie, to czasem emocje biorą górę i wychodzę. Obydwoje mamy wtedy czas na przemyślenia i uspokojenie się, a na następny dzień wyjaśnienie wszystkiego na spokojnie.

 

[Dodane po edycji:]

 

tak sobie o kryzysach piszemy i bach.... u nas się pojawił... po prostu cudownie :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja jestem z moim 3 lata, kryzysy były, ja chciałam go zostawić "dla jego dobra" , wybił mi to z głowy..wiele razy myślałam o tym gdy było źle..teraz już nie, wiem że będzie przy mnie zawsze nawet jak będzie ciężko..że nawet jak będą kryzysy to jest to normalne i sobie poradzimy..ze wszystkim i z chorobą też..dopóki mamy siebie..chyba nie mamy prawa decydować za tę drugą osobą nawet jeśli chodzi o jej dobro..jeśli sam będzie miał dosyć tego dodatku do mnie jakim jest nerwica odejdzie..ale ja już nie będę tak myśleć. razem można znieść o wiele więcej. gdybym go nie poznała nie wiem czy byłabym teraz tutaj , nie przetrwałabym ostatniego roku, a że oboje czasami mamy dosyć, że są kryzysy..trudno..takie życie..myślę że i tak moja nerwica spowodowała że jesteśmy ze sobą bliżej niż wiele innych par bo od początku przez to razem przechodzimy..trzeba walczyć o miłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Głównie rzez chorobę rozpadło się moje małżeństwo. Nie wiedziałem, że jestem chory chociaż sygnały były wyraźne. Ex skupiona nad swoimi dolegliwościami bagatelizowała moje. Miała serdecznie dość tego jak mówiłem, że źle się czuję i nie przyszło jej do głowy, że ze mną coś jest nie tak. Nawet sygnał ostrzegawczy, czyli nasilenie depresji i wizyta u psychiatry nic nie wniosły. Prawdopodobnie dla niej to były moje wymysły. Sam tkwiłem w beznadziejności, żonie nic nie mówiłem i tylko zastanawiałem się w jaki sposób skończyć z sobą by coś z tego miały, by finanse przez chociaż krótki czas nie były problemem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry.

Piszę w sprawie swojego chłopaka, jesteśmy już ze sobą ponad rok, ale nie jestem pewna jego zaangażowania w związek. Dlaczego te forum? Bo mam wrażenie że za wszystko odpowiedzialna jest nerwica, leczy się od roku u psychologa (powiedział mi po pół roku leczenia). Nie ma w zwyczaju dzwonić pierwszy, wyjazdy nad morze czy góry tylko ja proponuje, o grze w tenisa nie chce słyszeć, chociaż dawniej to była jego pasja) Pytając wiele razy, w końcu się dowiedziałam, że nie kocha mnie tak jak bym tego chciała. Nie jest pewny tego co czuje, czy się tylko przywiązał

czy to miłość -nerwica ma na to wpływ? czy to problem nie wynikający z choroby?) On chce umierać z tęsknoty, chce śnić o mnie po nocach, ale nic takiego nie doświadcza. Wszystkie uczucia odbieram jak by były przytłumione, taka pustka wewnętrzna.Jednak chce ze mną być.

Sytuacja ta trwa juz długi czas, ciągle z uwagi na to dochodzi do spięć. Zachowuje się jak zwierze w klatce, szuka wyjscia, w pracy flirtuje z współpracownicami w poszukiwaniu tych emocji, których mu brakuje. Daje mi do zrozumienia bym odeszła, bo nic z tego nie będzie, ze marnuje czas,

jednak sam nie chce odejść bo sie boi. Powiedzcie mi co robić, kierując się własnym doświadczeniem,no bo kto zrozumie leopiej sytuacja jak osoba mająca podobny problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boi sie, bo wie ze ma prawie wszystko czego oczekiwal, jednak nie jest pewny uczuc i ciagle sie wacha. Najbardziej boi sie zle podjetej decyzji, poczucie winy go dobije jesli popelni blad. A nie wie co ma, bo jedyne emocje jakie potrafi wyrazac to zlosc.

Szykuje sie nam wyjazd do Norwegii, nie wiem czy to dobry pomysl jechac z nim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam ciągle kłopoty w związkach przez moje „zaburzenie”.. To na ogół osoby z którymi jestem mają mnie dość. I szczerze mówiąc nie dziwię się im bo ja siebie też mam dość. Często mam w ogóle problem ze stworzeniem związku, już nie mówiąc o jego utrzymaniu. W tej chwili jestem sama.

 

U mnie związki są ciągłą huśtawką, nikt nie wytrzymuje moich zmian nastroju, mojego „dramatyzowania”, oskarżania, wymyślania problemów. Nikt nie wytrzymuje tego, że raz lgnę do kogoś a potem odpycham tą osobę, że raz się staram a za chwilę mam wszystko w dupie. Zawsze jest za dużo emocji, skrajnych emocji. To wszystko powoduje, że duszę się w związku z kimś.

Podpiszę się pod tym wszystkim

Obecnie mam takie wahania, wątpliwości i myśli, że za którymś razem coś i tak się posypie.. :hide: już nie wiem co z tym robić

Boi sie, bo wie ze ma prawie wszystko czego oczekiwal, jednak nie jest pewny uczuc i ciagle sie wacha. Najbardziej boi sie zle podjetej decyzji, poczucie winy go dobije jesli popelni blad. A nie wie co ma, bo jedyne emocje jakie potrafi wyrazac to zlosc.

Szykuje sie nam wyjazd do Norwegii, nie wiem czy to dobry pomysl jechac z nim.

Jakie to jest paradoksalne, nielogiczne i zwyczajnie głupie.. dostaję to czego chce, ale mimo to ciągle doszukuje się czegoś więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×