Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dystymia leczenie i przebieg Waszej choroby


januszw

Rekomendowane odpowiedzi

Sądzę, że Ludiomil (maprotylina) to nie jest lek proponowany w pierwszym rzucie przez psychiatrów, bo ma poważniejsze działania niepożądane i więcej interakcji z innymi lekami: jest mniej bezpieczny. Leki z grupy SSRI są jednak najbezpieczniejsze i mimo wszystko dość skuteczne. A każdy człowiek jest inny. Jeden zaskoczy przy SSRI, inny będzie bezskutecznie wypróbowywał jeszcze całą masę innych leków. I mam wrażenie że niniejszym nie napisałam nic specjalnie odkrywczego ;)

SelinaKylie, jeśli tak to wygląda u Ciebie w domu, to tym bardziej polecam psychoterapię, jeśli masz taką możliwość.

 

 

Leki z grupy SSRI może i są bardziej bezpieczne ale bardzo selektywne. Na dodatek SSRI w dystymii sprawdzają się bardzo rzadko. W dystymii zastosowanie mogą znaleźć leki nieselektywne, np. Anafranil czy właśnie Ludiomil (ten drugi ma bardzo ciekawy profil działania, o kórym już pisałem) lub małe dawki niektórych neuroleptyków, m.in. amisulpryd w dawce około 50mg. We Włoszech amisulpryd właśnie w takiej dawce zarejestrowany jest do leczenia dystymii.

 

W moim przypadku SSRI powodują wielką anhedonię - może i zabijają negatywne emocje, co w depresji jest bardzo powołanym działaniem, ale niestety blokują też te pozytywne.

 

Niestety, w leczeniu psychiatrycznym trzeba iść na kompromisy. Albo dobre działanie albo brak skutków ubocznych. Ja wybrałem jeszcze inną drogę - biorę same stabilizatory nastroju. Brak skutków ubocznych, do tego piracetam 3,6g i nie jest źle.

Po stabilizatorach nie przybrałeś na wadze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, miałam takie ładne postanowienie, że się będę socjalizować, spotykać ze znajomymi, a dziś jednak doszłam do wniosku, że ludzie są upierdliwi. męczący, i mają się nawzajem w dupie. I ochota na kontakty prysła. Przynajmniej narazie. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dystymii u mnie sprawdza się jedynie Amisulpryd, dodatkowo do leczenia dystymii w mojej książce (Podstawy Psychofarm. wg. Stephena Stahla) zarejestrowany jest sulpiryd i reboksetyna.

Oczywiście jako augumentacja, bo podstawą jest dobranie najlepiej tolerowanego antydepresanta, a potem dopiero "szlifowanie/poprawianie",

tego czego mu brakuje w naszych objawach.

 

Dla mnie Amisulpryd okazał się zbawczy, wiele lat przeleżałem w łóżku zajebany samym SSRI, dopiero w 2010r. kiedy znalazłem

info w książce o psychofarmakologii na temat Amisulprydu, poprosiłem o niego lekarza, sam on nie wie do dziś czemu ten

lek mi pomaga i jednocześnie wkurwia mnie to, że lekarze rzadko go przepisują, odcinając szanse tym chorym, którzy by

go potrzebowali. Psychiatrzy to jednak debile. Dobrze, że jest to forum, bo inaczej przez tych pajaców dawno byśmy

leżeli 2m pod ziemią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SelinaKyle, mam nadzieję, że to tylko przejściowe. Ale jednocześnie nie wiem w dalszym ciągu jak mam się odnosić do ludzi (czyt.: znajomych), żeby nie traktowali mnie jedynie jako osobę, której można się wygadać z problemów, a potem sobie iść i spędzać miło czas w towarzystwie innych ludzi. Albo jako osobę, z którą można pogadać raz na jakiś czas bo może mam jakąś ciekawą opowieść ze swoich zajęć na studiach (ludzie jakoś lubią słuchać, jak to jest na studiach medycznych), co nie zmienia faktu, że jakoś nie jestem "włączana" do ich towarzystwa. :P

To jest jak jakaś niewidzialna bariera, którą ciężko przekroczyć. Wiąże się to niestety z tym, że mam mało znajomych, z którymi mogłabym spędzać wolny czas, jedną zaufaną przyjaciółkę i nigdy nie byłam w związku.

I mimo, że nie narzekam teraz na zły nastrój, to to, co napisałam powyżej jest mocno deprymujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SelinaKyle, mam nadzieję, że to tylko przejściowe. Ale jednocześnie nie wiem w dalszym ciągu jak mam się odnosić do ludzi (czyt.: znajomych), żeby nie traktowali mnie jedynie jako osobę, której można się wygadać z problemów, a potem sobie iść i spędzać miło czas w towarzystwie innych ludzi. Albo jako osobę, z którą można pogadać raz na jakiś czas bo może mam jakąś ciekawą opowieść ze swoich zajęć na studiach (ludzie jakoś lubią słuchać, jak to jest na studiach medycznych), co nie zmienia faktu, że jakoś nie jestem "włączana" do ich towarzystwa. :P

To jest jak jakaś niewidzialna bariera, którą ciężko przekroczyć. Wiąże się to niestety z tym, że mam mało znajomych, z którymi mogłabym spędzać wolny czas, jedną zaufaną przyjaciółkę i nigdy nie byłam w związku.

I mimo, że nie narzekam teraz na zły nastrój, to to, co napisałam powyżej jest mocno deprymujące.

Witam! Jestem nowym użytkownikiem forum. Mam "prawdopodobnie" zdiagnozowaną dystymię. Swój prawdziwy portret psychologiczny wystawiłam sobie sama przy pomocy internetu. Z problemem żyję od 2005 roku-to już 10 lat. Głównie cechuje mnie niemożność odczuwania szczęścia. Żyję niezgodnie z własnymi potrzebami i marzeniami. Tu gdzie "istnieje" nie jest moje miejsce na ziemi. Chcę...(jak niżej)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kwiat74, zanim zaczęłam się leczyć, wszystko zdawało się rzeczywiście przytłumione, nawet emocje. Czułam się zobojętniała, jakbym nie mogła ani się cieszyć, ani tak naprawdę zmartwić się czymś. Czy byłaś u psychiatry lub psychologa?

SelinaKyle, dziwna sprawa, odkąd biorę antydepresant, zaczęłam zapamiętywać, co mi się śniło w nocy. Wcześniej rzadko mi się zdarzało, a teraz praktycznie po każdej nocy coś pamiętam, i to często po kilka snów. Niektóre są przyjemne, a niektóre zryte i niepokojące, a nastrój/klimat ze snu potrafi towarzyszyć mi w ciągu dnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam koszmary tuż przed braniem leków ale teraz to codziennie już nie aż takie złe jak przed lakami ale mimo wszystko nieprzyjemne. Teraz jakby śnią mi się moje lęki lub to co mi na duszy leży. Mogło by mi się przyśnić coś fajnego cholera :P człowiek od razu wstaje zadowolony a nie zestresowany :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dystymii najgorszą rzeczą jest anhedonia i za nią idąca apatia i abulia, co zniechęca człowieka do działania,

mimo to trzeba na siłę zmuszać się do drobnych czynności, typu wyjście na dłuższy spacer, pogranie w jakąś grę,

wyjście na rower itp. Wiem, że łatwo mi powiedzieć, ale sam się zmuszam pomimo irytacji tym.

Oczywiście trzeba też dobrać odpowiednie leki, które w razie zbyt wielkiego zamulenia nas pobudzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Selina Kyle, witaj. Jak pisałam nie potrafię odczuwać szczęścia ani cieszyć się szczęściem, co w moim przypadku jest pożądane, gdyż mam dwójkę wspaniałych dzieci. Smucę się bardzo i często, co też jest niewskazane. Walczę każdego dnia, przybierając maskę. Katorga...masakra. Określam to: ażeby nie kręgosłup rozlałabym się w jedną wielką plamę.

Aquila jestem pod kontrolą lekarza psychiatry i psychologa. Chodzę regularnie na wizyty i uczęszczam na terapie indywidualną- nie od roku ani od dwóch. To już lata i nic to nie daje. Nie ma efektu leczenia ani poprawy samopoczucia. Piszesz o koszmarach nocnych i złych snach-ja ich nie doświadczam. U mnie noc jest zbyt krótka, aby śnić.

mark123 u mnie nawet wyobrażnia zawodzi. Przeszłość, terażniejszość i przyszłość jawi mi się w czarnych kolorach. Nie było tam, nie ma i...nie bę...???... miejsca na szczęście!

 

-- 20 lutego 2015, o 02:25 --

 

SelinaKyle witaj. Jak pisałam nie potrafię odczuwać szczęścia ani cieszyć się szczęściem, co w moim przypadku jest pożądane, gdyż mam dwójkę wspaniałych dzieci. Smucę się bardzo i często, co też jest niewskazane. Walczę każdego dnia, przybierając maskę. Katorga...masakra. Określam to: ażeby nie kręgosłup rozlałabym się w jedną wielką plamę.

Aquila jestem pod kontrolą lekarza psychiatry i psychologa. Chodzę regularnie na wizyty i uczęszczam na terapie indywidualną- nie od roku ani od dwóch. To już lata i nic to nie daje. Nie ma efektu leczenia ani poprawy samopoczucia. Piszesz o koszmarach nocnych i złych snach-ja ich nie doświadczam. U mnie noc jest zbyt krótka, aby śnić.

mark123 u mnie nawet wyobrażnia zawodzi. Przeszłość, terażniejszość i przyszłość jawi mi się w czarnych kolorach. Nie było tam, nie ma i...nie bę...???... miejsca na szczęście!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W ogóle bo się wypowiadasz w kilku wątkach ;) ale ja też ;) dystymia, nerwica, dda...

Tak na 100 procent, to nie wiem.

 

W dzieciństwie pewien neurolog stwierdził u mnie uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego.

W obecnym czasie neurolog początkowo podejrzewał u mnie encefalopatię mózgu i opóźnienie rozwoju psychoruchowego. Potem powiedział, że prawdopodobnie mam poważną nerwicę i zaburzenia osobowości.

 

Natomiast ja podejrzewam u siebie 5 rzeczy:

- fobię społeczną albo osobowość unikającą

- "pozostałości" po PTSD lub lekkie PTSD

- osobowość schizoidalną albo zespół Aspergera

- dystymię

- kompulsywny fetyszyzm seksualny z "odrzuceniem" libido

 

Podejrzewałem też syndrom DDA, ale po dokładniejszych analizach jednak doszedłem do wniosku, że nie ma związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy piciem ojca, a moimi cechami DDA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale przecież już Ci źle ;) owszem terapia czasem boli ale jest oczyszczająca. Mnie pomogła + leki ;)

Gdybym rozpoczął wizyty u psychologa/psychiatry, byłoby mi gorzej niż teraz. Wizyty wpłynęłyby negatywnie także na moje życie codzienne, przynajmniej przez jakiś czas.

 

-- 21 lut 2015, 00:02:59 --

 

Wiem, że zwiększenie "dawki" negatywnych emocji to raczej jedyna droga, ale nie spieszy mi się do niej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dystymii najgorszą rzeczą jest anhedonia i za nią idąca apatia i abulia, co zniechęca człowieka do działania,

mimo to trzeba na siłę zmuszać się do drobnych czynności, typu wyjście na dłuższy spacer, pogranie w jakąś grę,

wyjście na rower itp. Wiem, że łatwo mi powiedzieć, ale sam się zmuszam pomimo irytacji tym.

Oczywiście trzeba też dobrać odpowiednie leki, które w razie zbyt wielkiego zamulenia nas pobudzą.

 

Zgadzam się z tym co napisałeś w całej rozciągłości. Jakbym nie zmuszał się na siłę do tych "pozornie" przyjemnych czynności to leżałbym jak warzywo w łóżku patrząc w sufit. Bardzo ciężko się z tym żyje, w moim przypadku anhedonia a co za tym idzie apatia i abulia uniemożliwiają mi pracę zawodową, dlatego po latach mordęgi zdecydowałem się na rentę z tytułu niezdolności do pracy. Mam nadzieję, że nie będzie to kolejny gwóźdź do trumny.

 

Zastanawiam się jak sobie radzicie z tym fatalnym stanem psychicznym. Ja najczęściej biorę na przeczekanie tych najgorszych momentów, a jak to staje się mniej nasilone to zmuszam się do aktywności typu: bieganie, jazda na rowerze czy wyjście na basen.

Wiem, że żałośnie to brzmi, ale na chwile obecną na więcej mnie nie stać. Jestem na etapie schodzenia z leków, które moim zdaniem przestały spełniać swoje funkcje, chcę sprawdzić jak to będzie bez nich po tylu latach przyjmowania (SSRI, NaSSa i z neuroleptyków sulpiryd). Być może wieloletnie przyjmowanie tych specyfików nasiliło anhedonię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×