Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak odejść?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam Was serdecznie.

Nie chciałam tego tematu umieszczać w wątku "toksyczne związki", więc zakładam nowy.

Mój problem wygląda następująco:

Ponad 6 lat temu poznałam chłopaka. Zakochaliśmy się w sobie straszliwie, ale musiał wyjechać za granicę do pracy. Ja się bałam, byłam nastolatką, więc związek się rozpadł szybko, ale pozostaliśmy w kontakcie (maile, telefony, gg...). Mogę śmiało powiedzieć, że jest to mój najlepszy przyjaciel, jedna z najbliższych osób na ziemi. Żyliśmy dalej. On poznał kobietą - już się rozstali, ja 4 lata temu poznałam mężczyznę, z któym dość szybko weszłam w poważny związek pt. wspólne mieszkanie, życie, jego rodzina na głowie, wspólne sprzęty itp. Kochaliśmy się mocno. Jest to niezwykle ciepły, rodzinny, dobry, empatyczny człowiek. Zauważyłam już jakiś czas temu, że ja nie jestem szczęśliwa w tym związku. Szanuję go, przyzwyczaiłam się, daje mi poczucie bezpieczeństwa i kocha i akcpetuje całkowicie. A ja nie umiem tak samo. Zaczynam się męczyć. Punktem zapalnym decyzji o rozstaniu było ponowne spotkanie z tamtym mężczyzną. Okazało się, że nadal się kochamy. Nie motyle w brzuchu, nie szalejące hormony, ale ogromna chęć bycia razem, wspólnego życia, dzielenia wszystkiego, a teraz ogromna tęsknota. Powiedziałam o wszystkim mojemu aktualnemu mężczyźnie, ale on nie chce się rozstawać. Prosi o czas, byśmy powalczyli. Zgodziłam się, ale nie umiem... ciągle mi się chce płakać, czuję się rozbita, tęsknię za tamtym i.. boję się. nie chce mi się rano wstawać z łóżka, nie mogę jeść. Boję się powiedzieć mu, że chcę odejść, bo nie mogę patrzeć na smutek i łzy, na to, jak bardzo się stara. jest też uzależniony ode mnie w sensie innym - mieszkamy u moich rodziców, zatrudnia go moja rodzina, a miejsce pracy ma zaraz koło domu. Pracujemy razem.

Czuję się , jak gdyby mnie ktoś zamknął w pudełku i nie chciał wypuścić. Nie mam o tym z kim porozmawiać. Obawiam się, że moja rodzina mnie potępi za decyzję o rozstaniu. Boję się, płaczę, męczę, mam wyrzuty sumienia. Żal mi tego, co było między nami, ale kołacze mi się po głowie świadomość, że nie będzie lepiej. Nie wyobrażam sobie stworzenia rodziny z tym człowiekiem, dzieci, życia po grób. Ale z drugiej strony czuję się winna.. bo on jest dobry dla mnie, kocha mnie. Jak mam go zostawić? Co powiedzieć? Czy w ogóle powinnam się decydować na taki krok? jak poradzić sobie z wyrzutami sumienia, że zostawiam takiego człowieka i komplikuję mu życie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro jesteś pewna swoich uczuć to w pierwszej kolejności błędem było dawać facetowi i Waszemu związkowi szansę - trzeba mieć odwagę powiedzieć w takiej chwili prawdę - że próbowanie nie ma sensu, bo już się podjęło decyzję. Im dłużej kogoś łudzimy nadzieją, tym większą krzywdę mu wyrządzamy, czyż nie? Ponadto, z każdym kolejnym razem odwagi coraz więcej potrzeba i coraz trudniej stawić czoła konsekwencjom. Musisz mieć świadomość że żadna z decyzji nie jest lepsza od drugiej, obie w mniejszym lub większym stopniu są "niewiadomymi", trzeba zdawać sobie sprawę że większość decyzji człowiek tak naprawdę musi podjąć na ślepo, nie znając rezultatu, jaki przyniosą. Mądrość nie polega na umiejętności przewidywania tych rezultatów, ale na odpowiedzialności, radzeniu sobie z konsekwencjami swoich decyzji i braniu z nich nauki na przyszłość. Być może są osoby przeciwne takiej postawie - ale ja uważam że w życiu trzeba się kierować przede wszystkim własnym szczęściem. Każdy powinien zaczynać od siebie - co się ostatecznie odbija z korzyścią dla innych. Do szczęścia zaś niezbędna jest wolność - bez niej nikt nie potrafi czuć się naprawdę dobrze (dlatego np. ludzie uzależnieni mają w życiu przesrane). Ja na Twoim miejscu nie miałbym więc wątpliwości - skoro czujesz się zamknięta w pudełku, spętana, ograniczona opiniami innych ludzi - to nie czujesz się wolna. I nigdy zapewne w takich warunkach nie poczujesz. Dlatego masz prawo poszukiwać szczęścia gdzie indziej - nawet jeśli nie masz gwarancji że je znajdziesz. Nie jesteś związana przysięgą (bo to już inna historia - jak się podjęło decyzję że coś komuś obiecujemy, to albo dotrzymujemy słowa albo jesteśmy szują) ani z obecnym chłopakiem, ani ze swoją rodziną - więc skąd wyrzuty sumienia? Mnie zawsze takie sytuacje trochę dziwią - nawet jak z kimś mieszkam razem, to samym tym faktem nie składam żadnej obietnicy, że tak będzie zawsze. Jak ktoś chce mieć pewność - powinien domagać się ślubu (wielu pewnie żałuje, że ślub to obietnica obustronna, prawda?). Tylko wówczas można mieć uzasadnione pretensje do kogoś, że nagle zmienił zdanie. A jak ktoś żyje w zwiazku nieformalnym, to powinien mieć świadomość że dziś jesteśmy razem, jutro nie. Po to chyba - tak naprawdę - wymyślono instytucję małżeństwa. Piszę o tym dlatego, że nie przeczę - Twój obecny mężczyzna będzie zapewnie cierpiał po stracie. Ale nie jest to Twoja wina i wszelkie pretensje jego lub Twojej rodziny - do Ciebie - nie powinny mieć miejsca. Może się nie znam - ale litość, współczucie względem drugiego człowieka - to może i altruistyczne uczcucia, ale nie są równoważne z miłością - więc nie mogą jej zastąpić przy budowie zwiazku kobiety z mężczyzną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Starałam się analizować, myśleć logicznie i w miarę racjonalnie o tym, co się we mnie dzieje. Uczucia zagłuszają wszystko: tęsknię, chce mi się wyć, czuję, że się duszę tu i teraz, mam zmiany nastroju, dmiametralne i nic mnie nie cieszy. Reaguję... dziwnie, gdy mój partner chce mnie przytulić, pocałować, chwycić za rękę. Takim... wewnętrznym chłodem. Kiedyś sprawiało mi to ogromną przyjemność... dlatego czuję się taka zagubiona. Nie umiem zupełnie myśleć, nabrać dystansu. W obecnej sytuacji nie mam na to szansy, dlatego tutaj napisałam. Szczerze liczę na Waszą pomoc, nakierowanie i bardzo dziękuję za odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że wpadłaś w rutynę z obecnym partnerem. Nagle zobaczyłaś tamtego, swoją pierwszą miłość i zauroczyłaś się. Wróciły wspomnienia, fascynacja... Tak myślę, że idealizujesz swojego eks, widzisz go przez różowe okulary, jako tego jedynego... Ale jednak wtedy wyjechał, zostawił Cię tu w kraju. Jednak Wasza miłość nie była na tyle silna aby przetrwać tę próbę. A ten obecny partner Cię kocha, szanuje. Na pewno bardzo cierpi patrząc jak Ci odbija na punkcie byłego... Pewnie go nienawidzi (i nie dziwię mu się).

 

Co bym zrobiła będąc na Twoim miejscu? Poczekałabym powiedzmy 3 miesiące. Myślę, że do tego czasu ta fascynacja Ci minie. Jeśli nie minie to wtedy odejdz od tego, bo faktycznie szkoda życia na bycie z kimś, kogo się nie kocha. Ale przemyśl to na spokojnie- bo Twoja decyzja o odejściu pewnie złamie mu serce (zabierzesz mu nie tylko miłość, ale także dom i pracę), a Ty możesz przeżyć potem ogromne rozczarowanie i żal, że tak wybrałaś- a pewnie nie będzie odwrotu.

 

Daj sobie czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

offieczka, kiedys bylam w podobnej sytuacji jak Ty.Z tym,ze ja po 6 latach zwiazku ze swoja pierwsza miloscia poznalam innego mezczyzne.Nagle wszystko przestalo istniec,bylam podla.Nagle przestalam kochac swojego Chlopaka,a bylismy idealni.Zauroczenie,podobne reakcje do Twoich.Pogubilam sie kompletnie.Odeszlam bez namyslu od Partnera i ucieklam do nowo poznanego faceta.Jak sie okazalo,owszem milosc byla,ale ulotna.Nowy Facecik znudzil sie mna po 2 mc:)Przez to wszytsko stracilam eks,skrzywdzilam jego i siebie.Bylam tak naiwna,ze wstyd sie przyznac.

Oczywiscie z perspektywy czasu niczego nie zaluje gdyz 4 lata temu poznalam moja wielka milosc.Mam oczywiscie leki przed powtorka z rozrywki.Mam nerwice natrectw,nie ufam samej sobie.Mam tylko nadzieje,ze nie bede musiala juz wybierac,bo wole umrzec.Serio.

To jest ruletka .Ryzyko jest po obu stronach.Ciezko doradzac w takich sprawach.Bo rozstanie z obecnym Partnerem moze byc wygrana lub Twoja najwieksza porazka.Zastanow sie zanim zdecydujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani - bardzo dziękuję za odpowiedzi.

Wydarzenia poszły do przodu: zerwaliśmy. Po pierwszym szoku, smutku, łzach, etraz po kilku dniach czujemy następująco: ja poczułam ulgę, zupełnie, jakby mi ktoś zdjął ciężar. On - powiedział, że nie czuje rozpaczy, że czuje, że zrobiliśmy dobrze, choć w zyciu by tego nie powiedział, gdyby nie doświadczył. Nie mam zamiaru rzucać się w ramiona innego faceta. Teraz widzę wyraźnie, że nie dlatego zakończyłam tamten związek.

Co do mojego byłego... ten człowiek kocha mnie nieprzerwanie od 6 lat. Mówili mi o tym ludzie, którzy z nim żyją, mieszkają. Wtedy nam nie wyszło, bo stchórzyłam. Kazałam mu wyjechać, powiedziałam, że nie kocham i dlatego wyjechał. A ja nie miałam odwagi się przyznać, że czuję, że to ten człowiek. Nawet przed sobą. Trudno mi było przyznać się.. do jakiejś osobistej potrażki, złej decyzji, do tego, że zawiodłam. Teraz daję czas: jemu, sobie, wszystkim wokół. Niech się dzieje, co się ma dziać.

Chce mi się żyć, mam zastrzyk energii i zaczynam nadrabiać zaległości na płaszczyźnie "JA". :):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×