Skocz do zawartości
Nerwica.com

Choroba sieroca, samotność i wstyd.


Rekomendowane odpowiedzi

Bardzo długo zabierałem się do założenia tego tematu. Mam wrażenie, że konkluzja (czy raczej prośba?), do której zmierzam, może dziwnie zabrzmieć...

 

Wygląda na to, że mam większość z powszechnie opisywanych objawów choroby sierocej. Na szczęście, z daleka ominęło mnie upośledzenie umysłowe (pochwalę się krótko przy okazji, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, hehe - zawsze byłem ponadprzeciętnym bystrzakiem i prymusem w szkole, nie myślcie sobie 8))

 

Całe życie się "kołyszę". Gdzieś tak w połowie gimnazjum tymczasowo tego zaprzestałem - uznałem, że to "niedojrzałe". Dzisiaj kołyszę się codziennie, często długimi godzinami. W pokoju matki, który jest rzadko uczęszczany, ustawiłem sobie mikrowieżę - staję przed nią, wrzucam muzykę, wsuwam ręce do kieszeni, albo opieram na biodrach - i wykonuję takie skręty tułowiem, wte i wewte, wte i wewte... Z boku może wyglądać jakbym się gimnastykował. Kiedyś zawsze robiłem to leżąc w łóżku, i dlatego przywykłem do określenia "kołysanka".

 

Ale kołysanka to dla mnie w zasadzie żaden kłopot. Problem to jest inny: chyba wręcz chorobliwa potrzeba bliskości, dotyku i czułości. Nie wiem czy mogę to złożyć na karb choroby sierocej, czy to może normalna rzecz u kogoś samotnego.... Nie mam kompletnie porównania, jak to wygląda u innych ludzi.

 

Bywają często takie chwile, kiedy czuję, że potrzeba bliskości wręcz zżera mnie w fizycznym sensie. Ciężko by mi było dokładnie to opisać, bo dla mnie samego to dość dziwne nagromadzenie odczuć (tym bardziej, że raczej niezręcznie się czuję opowiadając o tym) - niekiedy rozbicie i jakby gorączka, innym razem "suche wewnętrzne pieczenie", kiedy indziej - swego rodzaju... gnicie? Zresztą, wszystko przeplata się naraz...

 

Szczere mówiąc, jednym z głównych celów, jakie przywiodły mnie na to forum, jest poznanie kobiety, która mogłaby mi tę bliskość zapewnić.

 

Ze wszystkich rzeczy na świecie, najbardziej marzę o przytulankach, czułych słówkach i miziankach. Chciałbym mieć z kim wyjść na spacer, pożartować, pozwierzać się. Dopiero od niedawna zacząłem na serio myśleć o znalezieniu sobie kogoś. Ładnych parę lat sądziłem, że przez NN nie mam szans na związek, że nie jestem go godzien. A nawet jeśli jakaś bliższa znajomość cudem zaczęłaby pączkować, to i tak moja choroba rozwaliłaby ją w try miga. Zresztą, o czym tutaj mówimy, skoro i tak przez większość czasu nie miałem zupełnie głowy do takich rzeczy, byłem w naprawdę kiepskim stanie psychicznym.

 

Jednak w ciągu ostatniego roku wyraźnie mi się polepszyło, i uznałem, że pora przedsięwziąć coś w temacie.

 

Przyznam, że na dzień dzisiejszy moje szanse, by kogoś poznać, wyglądają dość kiepsko. Mieszkam niestety, ekhem, na uboczu cywilizacji, a na rozbijanie się po rożnych miejscach "zlotów społecznych" mam niewiele pieniędzy. Dopiero studia dadzą mi możliwość poznawania nowych ludzi.

Dobra, zmęczyło mnie to pisanie, jutro więcej skrobnę, jak się uda. Dzisiaj już nie ogarniam kompletnie, padam na pysk.

 

Ktoś czuje się podobnie, chce o tym pogadać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczere mówiąc, jednym z głównych celów, jakie przywiodły mnie na to forum, jest poznanie kobiety, która mogłaby mi tę bliskość zapewnić.

Powiem tylko tyle ze szukanie milosci wsrod dziewczyn z zaburzeniami to dosyc ryzykowny pomysl.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że znacznie bardziej ryzykowne jest nieszukanie nigdzie:)

 

idąc tropem zaburzeń u dziewczyn.... Wszystko zależy od konkretnego przypadku. Mnie samemu daleko do okazu zdrowia psychicznego, ale przestałem uważać to za definitywną barierę do szczęśliwego związku.

 

[Dodane po edycji:]

 

Krzysiek a nie myślałeś by sobie znaleźć kogoś tam gdzie się leczysz? Kogoś o podobnych problemach- kto zrozumiałby twoje zaburzenia?

 

Myślałem o tym, to bardzo dobra idea. Ale w tej chwili nawet się nie leczę. Przestałem przychodzić do psycholożki już czas temu.

A nawet gdybym jeszcze uczęszczał... W mojej poprzedniej poradni nie kręciło się zbyt wielu młodych ludzi. A ci koło 20tki to już była prawdziwa rzadkość.

 

Ale niczego nie przekreślam. Rozważam wznowienie terapii, z inną psycholożką, w innej poradni. Może uda się wkręcić grupową terapię... Się zobaczy:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×