Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pytanie do wszystkich DDA


Gość Shadowmere

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,mam do Was pewne pytanie.Czy utrzymujecie kontakt ze swoimi pijącymi rodzicami?Jeśli tak to jak on wygląda?Jaki ma na Was wplyw?Pogodziliście sie z alkoholizmem rodziców?Wybaczyliście im Wasze stracone dziecinstwo?A może nie bylo tak źle,np rodzice pili,ale nie awanturowali sie,nie bili,nie znęcali sie nad Wami,albo byl przy Was ktos kto Was chronil (inny rodzic,brat,siostra)?

Jednym zdaniem-jak dzis ukladają sie Wasze relacje?Będę bardzo wdzięczna za WSZYSTKIE odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ALEKS*OLO, To podobnie jak u mnie.Nie utrzymuję z matką kontaktu od 2 lat.wciąz boli.Nie wiem czy wylacznie przez nia,ale w dużej mierze mam bpd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ojczym jest alkoholikiem. Chyba mu wybaczyłam. Udajemy teraz ,że wszystko jest cacy. Jak chorował(rak) to nawet mi było go żal. Było źle, czasem nawet tragicznie, zresztą wiecie dobrze jak to wygląda. Miałam przyszywaną ciocię do której mogłam uciec

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od 8 roku życia spotkałem ojca 3 razy tym 2 przypadkowo w hipermarketcie nie znam go jest tylko biologicznym rodzicem i tyle , kilkakrotnie starała się nawiązać kontakt ze mna rodzina ale polubiłem się tylko z siostrą przyrodnią z którą teraz bardzo często się spotykamy . A on jak kochał % tak mu zostało tylko teraz wzniósl się na wyzszy poziom tłumaczy swoje picie spotkaniami w firmie ,obiadami w interesach i wieczornymi drinkami dla rozluznienia i odstresowania się :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec był alkoholikiem, przez niego i sytuację w domu mam z pewnością obecne problemy natury psychicznej...

Moje dzieciństwo było straszne, wieczne awantury, widok pijanego ojca śpiącego na podłodze, bądź pobitego, zakrwawionego, ubrudzonego, sponiewieranego przez alkohol. Może nie uwierzycie, ale był osobą na wysokim stanowisku, szanowaną w - że tak powiem - społeczeństwie... Jak pił, to brał zwolnienie lekarskie i nie chodził do pracy, bądź kombinował urlop. W pracy w każdym razie nie nawalał. Ale jak zaczynał się ciąg, to w domu zaczynał się koszmar, upijał się do nieprzytomności, robił pod siebie, awanturował się, bił się z matką, ech, po prostu szkoda gadać.

Nie żyje od 9 lat, oczywiście zapił się, nie leczył wielu chorób będących wynikiem alkoholizmu. Wycieńczony organizm nie wytrzymał.

Powiem tak - gdyby nie zmarł, ale przestał pić, to wybaczyłabym mu te straszne przeżycia z dzieciństwa. Tak bardzo chciałam żeby nie pił, robiłyśmy z mamą wszystko w tym kierunku - aa, odwyki, esperale itd, naprawdę chciałyśmy go ratować, niestety wszystko na nic. Z odwyków wychodził i po tygodniu powtórka z rozrywki, esperale zapijał, na spotkaniach aa kłamał. Nie brał pod uwagę tego, że jest chory i powinien się leczyć, śmiał się, że wszyscy piją i on nie robi nic złego, kompletnie pijany twierdził że jest trzeźwiutki. Mimo tego, co przeżyłam, kochałam go, gdy nie pił, był bardzo wyrozumiałym, dobrym, inteligentnym człowiekiem, wesołym - do rany przyłóż.

Matka próbowała pomimo alkoholizmu ojca stwarzać nam normalny dom, tak byśmy jak najmniej odczuwali ten problem. Ale ja niestety nigdy nie zapomnę tych widoków z dzieciństwa.

Niestety największym problemem alkoholików jest to, że oni nie dostrzegają tego, że są chorzy i że powinni się leczyć. Gdyby mój ojciec dopuścił do siebie taką myśl, to dzisiaj by żył i był wspaniałym dziadkiem dla moich dzieci. Niestety wnuków się nie doczekał.

Ech, rozpisałam się, ale ten problem jest mi bardzo bliski i mogłabym o tym mówić godzinami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja po rozwodzie rodziców utrzymywałam sporadyczny kontakt z tatą bo nie akceptowałam jego picia.

 

tata zmarł kilka lat temu, w zimie, nie liczę dokładnie lat.

 

wiem że to jaka jestem jest w jakiejs mierze wynikiem jego picia (i moje dobre, i złe cechy).

 

wiem też że zawsze mnie/nas kochał i to jest dla mnie najważniejsze.

 

nawet nie zastanawiam sie czy mu wybaczyłam, bo przecież choroby sie nie wybacza? ale chyba jednak wybaczyłam.

 

myślę że on zapamiętał mnie jako małą dziewczynkę bo odkąd byłam nastolatką to już prawie zawsze był pijany i ciągle traktował mnie jak dziecko.

 

chciałabym wiedzieć jaki byłby teraz gdyby nie pił? czy kochałabym go bardziej, czy mniej, czy tak samo?

 

chciałabym żeby jeszcze żył, mimo tego swojego podłego losu.

 

chcę tez jechac na jego grób (to dość daleko) drugi raz od pogrzebu i pobyć przy nim. potrzebuje tego, choć nie wiem czemu.

 

codziennie myślę o nim wieczorem i modlę się mimo że jestem niepraktykująca.

 

jest dla mnie bardzo bliską osobą. nie mam po nim prawie żadnych pamiątek - tylko to co w sercu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam to szczęście, że nie pamiętam zbyt wielu sytuacji, w których mój ojciec był kompletnie pijany. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam 5 lat. Zdarzało się, że ojciec dzwonił do mnie "pod wpływem", ale gdy byłam starsza, nigdy go zalanego nie widziałam. Nie zmienia to jednak faktu, że nasze relacje są niesamowicie sztuczne. Żadne z nas nie wie, jak z tym drugim rozmawiać. Ojciec wielokrotnie wykorzystywał mnie jako wymówkę do rozmaitych rzeczy, przedstawiając mnie w potwornym świetle - o czym dowiadywałam się zwykle przypadkowo. Notorycznie mnie okłamywał, aż w końcu odwalił numer, po którym straciliśmy kontakt na parę lat. Teraz staramy się te relacje jakoś odbudować, choć idzie to ciężko, bo żadne z nas nie ma pojęcia jak powinny wyglądać względnie normalne relacje ojciec-dziecko. Czy nadal pije? Pewnie tak. Wiele razy wracał do nałogu i nie sądzę, by tym razem miało być inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie mieszkam z rodzicami od 3 lat

czuję spokoj i ulgę że mając 23 lata już nie muszę patrzeć na pijanego ojca

nigdy nie miałam z nim kontaktu i do tej pory nie mam, mam do niego żal

żal jest tak wielki że gdybym mogła decydować chciałabym żeby go nie było..

dziś kiedy odwiedzam rodzinny dom to na względzie mam odwiedziny mojej kochanej mamy bez której marny byłby mój los

dla niej żyję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktos zapytal czy można wybaczyc chorobę..Oczywiście choroba jest chorobą i teoretycznie nie ma nic do wybaczania ,prawda?Tylko,że to jest w rozumie,a w emocji?W emocji jest żal i u mnie poczucie niewyobrażalnej straty,momentami nienawiści i wielkiego poczucia winy...że opuścilam chorą matkę....ktora sukcesywnie pracowala na to bym nie chciala jej znać przez cale moje życie.Nie dam rady odbudowac relacji z matką,ktora ciągle pije.Nie widzialam Jej od dwoch lat,od kiedy postawilam ultimatum leczenie i kontakt ze mną,albo brak leczenia plus brak kontaktu.Matka wydzwaniala,grozila samobojstwem,dzwonila nawalona jak gwizdek twierdząc,że od dawna nie pije..na spotkanie z terapeutką poszla raz...nawalona dla kurażu..i wmawiala jej,że jest trzezwa(wiem o tym,bo poszla do tego samego osrodka,w ktorym lecze sie ja).Życie z Nią wspominam jako huśtawkę,niewyobrażalny strach w jakim stanie zastanę Ją po powrocie ze szkoly..na wycieraczce klękalam i modlilam sie by nie byla agresywna..nie dziś...

Obecnie moj stosunek do Niej jest taki-kocham Ją niezmiennie ponad życie,zwisa mi z serca dzien w dzien jako wielki wyrzut i poczucie winy.Ale nie chcę jej widzieć.Gdy raz po klotni i " rozstaniu" (ktoryms z kolei-bpd) z moim Adamem poszlam do domu z walizką i stanelam naprzeciwko domu,w ktorym spedzilam 19 nieszczesliwych bolesnych lat- nie moglam ruszyc sie z miejsca przez pol godziny ,po czym zwymiotowalam i odeszlam.Tak wielki opor psycho-fizyczny napotyka moje cialo gdy mysle o kontakcie z nią.Tamtą noc spędzilabym pod molem,gdyby nie moj chlopak zaprawiony w szukaniu mnie i przyprowadzaniu do domu...Wiem,że alkoholizm to choroba..tym bardziej mam wstręt do siebie,że "ucieklam"..i walcze z tym każdego dnia.Ale nie mogę,nie mogę..po prostu nie mogę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę że trzeba zaakceptować tę chorobę i jednak odizolować się od alkoholika bo z nimi nie da się normalnie żyć.

 

nie pozwólcie sobie grać na emocjach. to jest współuzaleznienie.

 

aha - i nie wierzcie że ich wyleczycie. ultimatum typu "wódka albo kontakt ze mną" na pewno nic nie zmieni, nie łudźcie się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się, że nic. Jeśli alkoholik sam nie dojrzeje do decyzji o niepiciu to wszyscy wkoło mogą się skichać i nic nie zrobią

 

oczywiscie. tak jest w przypadku znanych mi alkoholików.

 

poza tym takie ultimatum jest bez sensu - stawianie siebie na równi z alkoholem?

 

to tak jakbyś miała dwie równoległe proste które nigdy się nie przetną i nie spotkają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu

 

Myślę , że Ty jedyne co możesz zrobić - to dać sobie prawo do nienawiści. Tak, masz do tego pełne prawo,. krzywdziła Cię i krzywdzi nadal, masz przez to problemy ze sobą i ciągle masz wyrzuty sumienia,. chcesz ja zmienić, sprawić żeby przestała pić.. To Ona wybrała takie życie, wybrała alkohol, trudno to jej decyzja. Ale Ty masz prawo nienawidzić jej z całego serca i nie martwić się co się z Nią dzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mojemu ojcu nie wybaczyłam, choć chciałabym tego ale nie potrafie, boję się jego na tyle, że niestarczyłolby mi ani sił ani odwagi aby to uczynić. Mam 22 lata (od 16tego roku życia musiała się wynieść z domu do obecnego męża, bo w domu nie było tak jakby miejsca). Wszystko jakoś się toczyło, gdy widziałam ojca na ulicy uciekałam, unikałam kontaktów i tak robię do tej pory. Ojciec kocha i kochał zawsze tylko moją matkę i dlatego jak się rozwiedli o wszystko mnie oskrżył. Ostatnio chciałam wyciągnąć rękę do mojego ojca, spotkałam się i zobaczyłam, że ludzie się nie zmieniają. Nic z tego nie wyszło oprócz tego że teraz biorę leki bo mam straszne lęki i oderwanie od rzeczywistości, nie wiem kim jestem, nie wiem co się dzieje. Jestem pod stałą kontrolą lekarzy. Zapisałam się nawet na grupę wsparcia DDA. Licze, że się jakoś ułoży mi w głowie. Ale nie to jest najgorsze, ostatnio dowiedziałam się, że mój ojciec znajduje się w szpitalu psychiatrycznym jako alkoholik z zaburzeniami. I to nie jest jego pierwszy raz i z tego co wiem to jak on stwierdził to jest przeze mnie. I gdzie tu sprawiedliwość, dziecko które nic nikomu nie zrobiło teraz musi zażywać leki aby jakoś funkcjonować, a rodzic który zniszczył dziecku życie nie dość że mu nie pomaga to jeszcze całą odpowiedzialność zrzuca na to dziecko. DDA musimy się wziąć w garść, zmienić swoje życie, zająć się sobą, tych co nas krzywdzili wyeliminować ze swojego życia. Jeśli my się dla nich nie liczymy to czemu oni mają się liczyć dla nas. Wiem że to sie tak łatwo mówi, ale nie ma innego wyjścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie,da sie to ogarnąć pisząc czy mówiąc,ale organizm robi swoje nie pytając mnie o zdanie...Nie mam sily użerania sie z babcią,ktora ma mnie za okrutną niewdzięcznicę,ktorej w życiu wiedzie sie zbyt dobrze,ani z matką,ktora i tak od lat sie nie zmienia.Moja terepaeutka stwierdzila,że lepiej by bylo dla mnie gdyby moja rodzina nie żyla- wszyscy umarli..Moglabym w końcu ich "pochować",odłożyc na polke z napisem "to już bylo,tego już nie będzie".A tak?Mama i babcia codziennie budzą się ze mną i ukladaja mnie spac,choc każdą żywą cząstką ciala wybieram samotność.Zamknęłam sie w domu,schowalam w chorobę,żeby tylko nie mieć poczucia winy,że wiedzie mi sie choc trochę lepiej.

"TYch co nas skrzywdzili wyeliminowac ze swojego życia",jak wyeliminować z psychiki kogoś,kogo wciąż sie kocha(choc nie chce sie go widzieć),kogos kto wciąż natrętnie przypomina o swoim istnieniu jkaby mówiąc:"halo,ja tu jestem,nie uwolnisz się ode mnie,nie puszczę cię...."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepszym sposobem jest zdystansowanie się do problemu. Wiem łatwo się mówi, ale jak to zrobić. Po pierwsze zmienić otoczenie. Mieć taką odskocznię nawet jeśli nie można do końca zmienić całego otoczenia. Miejsce lub osobę do której można się udać gdy jest nam gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiola173, Wiolciu,nie.Nie uczestniczylam nigdy w psychodramie,mam terapie stricte humanistyczną,ktora polega glownie na omawianiu moich lękow i motywowaniu mnie do jakiejs "pracy nad sobą".Niestety ostatnio nie przynosi to efectow.Stracilam dom,w ktorym bylo mi dobrze i bezpiecznie,a zanim bede mogla tam wrocic i poukladac sobie wszystko od nowa,minie sporo czasu.Poki co tkwie w nieprzyjemnym zderealizowanym zawieszeniu.Jutro idę do psychiatry,mam nadzieję,że cos poradzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×