Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Witam, mam niespełna 20 lat i myślę, że rozwinęła się u mnie wyjątkowo paskudna nerwica. Mógłbym ją opisać jako życie w ciągłym niepokoju/strachu, brakiem możliwości czerpania przyjemności z życia, zerową motywacją i poczuciem ogólnego bezsensu istnienia. Moim głównym objawem jest irracjonalny, niepodparty żadnymi sensownymi powodami lęk przed zostaniem umieszczonym w więzieniu. Boję się, że nieumyślnie zrobię coś, przez co będę musiał resztę życia spędzić za kratami, albo też zostanę w jakieś przestępstwo po prostu wrobiony. Unikam między innymi jazdy samochodem, aby przypadkiem kogoś nie potrącić, albo co gorsza - nawet nie zauważyć samego wypadku i zostawić poszkodowanego na pewną śmierć. Wiem, że jest to niemożliwe, aby uderzyć w innego człowieka i zupełnie tego nie zauważyć, jednak zawsze pojawiają się u mnie natrętne myśli w stylu: czy cała podróż na pewno przebiegła spokojnie? czy samochód podskoczył bo najechałem na próg zwalniający, czy leżał tam może człowiek? Innym moim objawem jest strach o swoje życie, który objawia się najczęściej: -podczas jedzenia: a co, jeśli ktoś dodał mi do potrawy trucizny? -przed zaśnięciem: a co, jeśli ktoś podczas snu spróbuje mnie zabić? Pojawia się u mnie również strach przed chorobami, których istnienia mogę nie być świadomy i które mogą skrócić moje życie. Stan ten towarzyszy mi od kilku lat, jednak ostatnio bardzo nabrał na sile. Od czasu do czasu pojawiają się myśli samobójcze wywołane przez ogólny brak perspektywy na jakąkolwiek poprawę mojego stanu (tylko myśli, żadne realne plany ani nic w tym stylu, zresztą za bardzo boję się bólu). Zauważyłem, że moje objawy nasilają się za każdym razem, kiedy w moim życiu dzieje się coś dobrego, na przykład od niedawna jestem w związku z kochającą dziewczyną na której bardzo mi zależy, i za wszelką cenę nie chcę jej stracić. Odbyłem już wizytę u psychoterapeuty, udało nam się wspólnie ustalić, że duży wpływ na moją psychikę mogły mieć negatywne relacje z rodzicami, częste przeprowadzki czy bycie w przeszłości straszonym przez osoby trzecie właśnie więzieniem czy chorobami. Czy ktoś ma podobne objawy? Jakiekolwiek wskazówki jak zacząć żyć normalnie?
  2. Witam. Jestem tu nowa. Widzę, że jest dużo wątków na temat który chcę poruszyć, lecz chciałabym wiedzieć czy ktoś miał podobne objawy, podobne leki i co byli dalej. Moja nerwica uruchomiła mi się po kilku ciężkich przebytych sytuacjach w moim życiu. Wcześniej miałam słabe objawy typu lekkie duszności, ostatecznie jestem na takim etapie, że mam nerwice somatyzujacą, atakuje ona moje organy udając choroby. Na tym etapie mam objawy dotyczące serca czyli kołatania że czuję je aż w szyi, uczucie nierownego bicia serca ucisko w klatce klucia wszystko co z sercem związane. Dodatkowo też odczuwam taki ciężar, ciężko mi jest chodzić jakbym tysiące km przebiegła takie okropne zmęczenie. Oprócz tego czuje się psychicznie dobrze, dokuczaja mi tylko objawy fizyczne. Dostałam lek selatoft 50. Kwestia jest taka że boję się go wziąć. Czy ktoś miał nerwice ktora zaatakowała mu serce, jak czuliscie się po tym leku (tu na forum naczytalam się że niektórzy okropnie w to może zależy od nerwicy i organizmu) ja nie mam ani depresji ani dziwnych myśli nic nie mam. Psychicznie czuje się super ale strasznie dokuczaja te objawy fizyczne. kiedy była poprawa? Czy objawy po leku nasilaly się? Czy skutki uboczne były do zniesienia i jakie były? Czy po odstawieniu objawy wróciły? Opiszcie swoje historie
  3. Evelynsmee

    Cześć :)

    Cześć, jak się macie? Jestem tu nowa i szukam tak w sumie to pomocy i wsparcia. * Coś o mnie. Mam 24 lata. Cierpię na nerwicę od 5 roku życia a na depresję 5 lat. Leczę się już rok. Przez ponad 10 lat mieszkałam na Wyspach ale postanowiłam wrócić do Polski, żeby odciąć się od toksycznego środowiska i zacząć wszystko od nowa. Trochę podziałało. Mam fajną pracę w Poznaniu, poznałam ciekawych ludzi. Niestety, nie jest kolorowo bo jestem okropnie samotna. Mam narzeczonego z którym mieszkam, ale on udaje, że choroby nie ma; może mu tak łatwiej. Depresja, tak jak zaczynało się poprawiać tak teraz pogłębia się przez uczucie samotności, monotonii (praca-dom), braku czasu dla siebie i osób z którymi mogłabym porozmawiać. Rodzina także udaje, że choroby nie ma. Jaka jestem? Dobrze się kryję z depresją. W pracy jestem wesoła i rozgadana. Lubię czytać, najlepiej kryminały, reportaże kryminalne i policyjne. Interesuje mnie po prostu ludzka psychika. Lubię kino - najlepiej w podobnej tematyce. Pracuję jako grafik komputerowy a prywatnie interesuję się fotografią. Jestem też wielką kociarą. Jak najlepiej spędzam czas gdy mam z kim? Rozmowa przy kawie albo winie. Ewentualnie roadtripy po okolicach. To tyle o mnie. A co u was? Chcielibyście się poznać? Pozdrawiam *nie szukam znajomości pod kątem miłosnym, lóżkowym. Szukam kogoś kto tak jak ja zmaga się z samotnością i ószuka bratniej duszy albo kogoś kto jest w stanie mnie z tej samotności wyciągnąć
  4. Evelynsmee

    dubel

    Cześć, jak się macie? Jestem tu nowa i szukam tak w sumie to pomocy i wsparcia. * Coś o mnie. Mam 24 lata. Cierpię na nerwicę od 5 roku życia a na depresję 5 lat. Leczę się już rok. Przez ponad 10 lat mieszkałam na Wyspach ale postanowiłam wrócić do Polski, żeby odciąć się od toksycznego środowiska i zacząć wszystko od nowa. Trochę podziałało. Mam fajną pracę w Poznaniu, poznałam ciekawych ludzi. Niestety, nie jest kolorowo bo jestem okropnie samotna. Mam narzeczonego z którym mieszkam, ale on udaje, że choroby nie ma; może mu tak łatwiej. Depresja, tak jak zaczynało się poprawiać tak teraz pogłębia się przez uczucie samotności, monotonii (praca-dom), braku czasu dla siebie i osób z którymi mogłabym porozmawiać. Rodzina także udaje, że choroby nie ma. Jaka jestem? Dobrze się kryję z depresją. W pracy jestem wesoła i rozgadana. Lubię czytać, najlepiej kryminały, reportaże kryminalne i policyjne. Interesuje mnie po prostu ludzka psychika. Lubię kino - najlepiej w podobnej tematyce. Pracuję jako grafik komputerowy a prywatnie interesuję się fotografią. Jestem też wielką kociarą. Jak najlepiej spędzam czas gdy mam z kim? Rozmowa przy kawie albo winie. Ewentualnie roadtripy po okolicach. To tyle o mnie. A co u was? Chcielibyście się poznać? Pozdrawiam *nie szukam znajomości pod kątem miłosnym, lóżkowym. Szukam kogoś kto tak jak ja zmaga się z samotnością i szuka bratniej duszy albo kogoś kto jest w stanie mnie z tej samotności wyciągnąć
  5. Cześć. Pisałem już tutaj kiedyś temat. Trochę się zmieniło od tego czasu ale napisze ponownie. Walczę z fobią społeczną, uczęszczam do psychiatry. Od dłuższego czasu biore parogen 2x rano i od niedawna rispolept pół tabletki. Moim problemem jest to strach przed atakiem innych, wystarczy agresywniejsza wypowiedź w stosunku do mnie i serce zaczyna mi łomotać, zaczynam się mylić w tym co mówie i robię. Wtedy gdy ktoś mnie atakuję to ja chcąc się bronić i automatycznie mimo, że ta osoba ma rację ja się zamykam na dialog i jestem na nie. Bardzo mi to utrudnia życie, pracując w toksycznym środowisku powoduję to jeszcze większy konflikt, a ja po prostu chcę być dobrze traktowany. A w tym sęk, że bardziej zły jestem na to, że zostałem poniżony i nie potrafię na to odpowiedzieć... Czekam na jakieś sugestie czy moje leczenie idzie w dobrym kierunku czy zastosować coś innego. Postanowiłem zabrać się za to porządnie i uporać się z tym.
  6. Witajcie Od paru miesięcy mam problem, kiedy mój chłopak wyjechał za granicę poczułam, że mogę przestać go kochać. A kocham go bardzo mocno i to nie dawało mi spokoju. Myślałam o tym dzień w dzień, płakałam, ta myśl towarzyszyła mi od rana do nocy, bałam się, że stracę taką osobę przez samą siebie. Potem miałam tak słabą psychikę, że wszystko było dla mnie problemem. Zobaczyłam w tv homo i zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem ja taka nie jestem, to by zniszczyło mój plan na życie... moją miłość. Oczywiście nigdy nie czułam pociągu w strone kobiet, zawsze chciałam podobać się chłopakom, a dziewczyny traktowałam jakby ich nie musiało być. Po tym zaczęłam sobie wyobrażać a co by było gdyby? I to mnie przeraża, napełnia lękiem, strachem, wolałabym umrzeć niż taką być, wiem, że tęskniłabym za chłopakiem, ale boje sie, że to się może zmienić, ciągle to analizowałam, bałam się... przecież ja chcę życia z mężczyzną od zawsze! Potem pomyślałam sobie "to tak samo głupie jak to że chciała byś być trans..." i prosze i znowu strach i analizy, ale od tego szybko sie uwolnilam, wyszłam z domu pierwszy raz od kąt pojechał, pogadałam z koleżanka i to minęło. Często wydaje mi się to śmieszne, że nie będę homo nigdy, że czemu trace tyle energii na to, a potem znowu to analizuje i jednak się boję. Kiedy wrócił to minęło, ale kiedy go nie ma nadal wpadam w panikę. Boję się, nie chce tak myśleć bo co jeśli stanie się to prawdą?
  7. Cześć! Nigdy nie logowałam się na tego typu portalach, ale potrzebuję porady osób, które być może zrozumieją moje obawy i będą potrafiły spojrzeć na sytuację obiektywnie. Nerwicę lękową zdiagnozowano u mnie 2 lata temu - do tego fobię społeczną. Nie będę opisywała teraz objawów, nie w tym rzecz. Chodziłam na terapię grupową, a oprócz tego prywatnie do psychologa. Poprawa była duża, myślałam, że nerwicę mam już za sobą - aż do teraz.. Za 3 tygodnie biorę ślub i tutaj zaczyna się mój problem.. W najbliższy weekend mój narzeczony wybiera się na swój "wieczór" kawalerski (trwa od piątku do niedzieli). Jestem przerażona - tak jakby stres związany z Jego wyjazdem spowodował nawrót lęków. Ciągle płaczę, nie mogę znaleźć sobie miejsca w domu, mam wrażenie, że coś złego mu się stanie, że nie wróci, że umrze. Denerwują mnie koledzy mojego P, którzy są nieodpowiedzialni i moim zdaniem nadużywają alkoholu. Ta wyprawa będzie polegała na piciu od rana do nocy od piątku do niedzieli. Boję się, że coś złego mu się stanie albo, że ktoś zrobi mu krzywdę, kiedy narzeczony będzie pijany. Nie potrafię poradzić sobie z tymi myślami i ich od siebie odrzucić. Na domiar złego wczoraj próbowałam oglądać film i po skończeniu go automatycznie odpalił się inny filmik, pt. "Jak poradzić sobie ze stratą ukochanej osoby". Nie wytrzymałam, wpadłam wtedy w panikę bo odczytałam to jako "znak", zapowiedź, że stanie się coś złego. Co powinnam zrobić w tej sytuacji? Poprosić go aby nie jechał? Czy spróbować to po prostu jakoś przeżyć? Nie chcę też wyjść na egoistkę, wiem, że Jemu bardzo zależy na tym weekendzie z kolegami, bardzo się na Niego cieszył. Będę wdzięczna za wszelkie odpowiedzi!
  8. Witam, na forum jestem nowa. Od 2 lat zmagam się z napadami lęków (ledwo skończyłam liceum), miałam teraz dłuższe wakacje, było w porządku, zapisałam się na dosyć ciężkie studia, nawet nie wiem czy to odpowiedni kierunek dla mnie, a do tego wynajęłam mieszkanie 50km od domu z chłopakiem i przyjacielem. Wszystko było w porządku aż do teraz. Już miesiąc temu zaczęła mi się nawracać choroba, ciągły stres, lęk jak to będzie, co jeśli na studiach będę miała takie same jazdy jak w szkole i co jeśli rzucę studia, nie zostawię chłopaków na lodzie samych w mieszkaniu, za które trzeba płacić. Im bliżej tego wszystkie tym więcej czuję stresu. Nawróciły się biegunki, codzienne, histeryczna kulka w gardle, za parę dni idę do "swojego mieszkania" i ciągle lecą mi łzy ze stresu. Jestem totalnym domatorem, mam stwierdzoną fobię społeczną i lękową, nie radze sobie idąc na zakupy, a wybrałam mieszkanie poza domem i studia... mam wiele "ale", co jeśli w ogóle się do tego nie nadaję? Jak mam zostawić chłopaków samych, jak zrezygnowac ze studiów skoro dostałam nawet stypendium za naukę w liceum... Jestem w ciągłym stresie, mam wrażenie, że sobie nie poradzę, że to wszystko nie ma sensu, że nawet nie mam po co przenosić rzeczy do tego nowego mieszkania bo zrezygnuję po tygodniu... Czy ktoś z Was będąc w podobnym stanie pokonał lęki? Biorę antydepresanty, mam wrażenie, że już nie pomagają. Chodziłam na terapię rok, nie pomogła.
  9. Hej, brał ktoś może ALVENTE? jesli tak to czy pomogła ? Jak długo ja stosowaliscie?
  10. Hej! mam pytanie jaki lek na zaburzenia lękowe,nerwice,ogromny lęk pomógł wam najbardziej ? Dodam ze brałam przez rok Parogen ale po roku przestał działać
  11. Witam Jestem teraz na Zmianie leków, przed ten brałam Parogen pomógł mi ale w końcu przestawał działać bo napady paniki byly coraz większe..od 4tyg biorę ALVENTE mam wrażenie ze nic nie pomaga ale lekarz powiedział żebyśmy jej jeszcze dali z tydzień.. do tego brałam pregabaline i teraz odstawiłam No i tutaj przyszło odrazu po 1 Dniu załamanie obudzialam się odrazu atak paniki, całe ciało mnie swędzi i się drapie cały czas do tego wzięłam odrazu lorafen zawsze mi pomagał pomógł i teraz ale po 8 godzinach czuje ze lęk się znowu zbliża...i już nie wiem co robić... czy to może być poprzez odstawienie pregabaliny dodam ze odstawiałam ja stopniowo najpierw jedna tabletkę odstawiłam i w drugim tygodniu druga...
  12. WItam, mam 15 lat i od ponad 9 miesięcy zmagam się z depresją i nerwicą po rozwodzie rodziców. Ale od niedawna miewam stany lękowe, kiedy mocno się stresuję czuje się jakbym miała za chwilę zwymiotować, opuszczam wiele lekcji, ale problem jest w tym że NIKT nie chce mi z tym pomóc. Moja rodzina nie rozumie jak poważna jest moja depresja ale najbardziej boli "przejdź się, to nie będziesz miała siły by być smutna" albo "co znowu ryczysz?". Nie chcą mnie leczyć nawet mnie już od psychologa chcą wypisać bo "zmyślam"i nie ukrywam że głównie przez ich brak wparcia miałam wiele myśli samobójczych i pisząc to ledwo się powstrzymałam by nic sobie nie zrobić. Prosze pomóżcie mi...chce znowu być normalną dziewczyną, ale nie wiem jak wytłumaczyć im że ja naprawdę potrzebuję pomocy.
  13. em, że istnieje wątek o nerwicy, jednak potrzebuję założyć własny. Nie chcę dodawać do ogólnego, nie chcę, żeby był pominięty wśród innych postów, a naprawdę potrzebuję pomocy.Mam 24 lata. Wychowałam się z mamą, siostrą oraz babcią. Dzieciństwo pamiętam w kratkę. Ojca nigdy nie poznałam, wszyscy zacierali jego obraz. Słyszałam tylko, że alkoholik, że frajer, że dobrze, że umarł (miałam rok lub dwa), że nie warto wspominać. Tak więc żyłam przywiązana do mamy. Jaka jest moja mama?Ciężko określić. Kiedyś powiedziałabym, że cudowna, dobra. Wszyscy tak mówili, że anioł. Że wszystko by dla nas poświęciła. Nie biła mnie, nigdy nie tknęła kieliszka z %. Jednak uważam, że mam pewne blizny na psychice.. Mama wychowywała mnie i siostrę wraz z babcia. Nigdy nie pracowała. Skąd zatem kasa? Otóż.. sama nie wiem. To zawsze było wielkie tabu w domu. Kasa po prostu była. Mama miała wymówke, ze nie pracuje, bo babcia wymaga opieki (była chora i stara, ale nie aż tak, żeby nie móc wyjść na 4 h z domu). Z perspektywy czasu mysle, ze tak było mamie wygodniej. Po ojcu ja i siostra miałysmy rente, która przychodziła na konto mamy. I też dlatego ciągle miałam ciśnienie, aby się uczyc. Ciagle slyszalam, ze musze być najlepsza, jak dostawałam 3 to było "co już opuszczasz skrzydełka?", "masz mieć zachowanie wzorowe, liczymy na Ciebie, jesteś nasza dumą" Miałam wielka presje i uczyłam się bardziej dla niej niż dla siebie. Jak dostawałam gorsze oceny to płakałam, co mama powie w domu.. Ogólnie dom był pełen nerwów. Był jak jeden wielki szpital bo babcia dużo chorowała. Ambulans był co miesiąc, były krzyki, było wieczne umieranie (a raczej prawie umieranie). Chowałam się wtedy do łazienki żeby nie patrzeć na wymioty i zastrzyki i na strach starszej osoby ze zaraz umrze. Dorastałam w nerwach przed chorobami, nowotworami, przed upływającym czasem, starzeniem się. Dni były ustawiane pod humory babci, bo jak czuła się super to było ok, ale jak było źle, to wszyscy chodziliśmy jak w zegarku, byle nie było awantur ani płaczu ani karetki. Mama tez swoją drogą mnie szantażowała. Pamietam, jak mowila ze jak nie będę grzeczna i będę psuc im nerwy, to ona dostanie zawalu i wtedy dopiero będzie. OStendacyjnie wtedy klada dłon na klatke piersiowa, ze się zle czuje, a ja się balam i wolalam siedzieć cicho. Nihdy nie wyrzygałam jej jak bardzo jestem znerwicowana, bo balam się o jej zycie i ze będę winna jej śmierci. Wolalam plakac w ciszy. Zapytacie o siostrę? Siostra strasza 4 lata. Ona była bystra i już od dzieciaka widziala, ze nasz dom nie jest normalny. Ze inni mają ojców, ze stać ich na jakies wakacje nad morzem bo oboje rodziców pracują, ze jedza razem posiłki - u nas tego nie było. U nas był szpital i nerwy i ciagle mowienie, ze nas nie stać na wiele, ze ważne, ze chodzimy najedzone i ubrane , ze wystarczy przetrwać, egzystować. Siostra się buntowała. Była zła, miała dużo żalu do mamy, ze funduje nam takie zycie, zycie z chora starsza babcia, bez wzorca małźenstwa, ze chodzimy znerwicowane. Ja nie umiałam się przeciwstawić, a mama z babcia ciagle powtarzaly, ze siostra jest zła, ze jest czarną owca, ze mam jej nie słuchac, bo ona jest za ojca rodzina, a oni byli zli. A ja jestem taka cała mamusia, ze mam nie psuc nerwów, bo siostra już dużo ich napsuła. Wierzyłam w to, całe zycie byłam tak układana. Siostra ta najgorsza, ja najlepsza, cichutka, grzeczna, niewpędzająca mamy do grobu na zawał.Nigdy nie miałam wzorca jak postepowac z facetami. Mama nigdy nie znalazła sobie nikogo. Zyła tylko z nami. Żadnych randek, niczego. Nie wiedziałam, jaką być zoną kiedyś, jak wygląda zycie z osobą płci przeciwnej. Nie wychowała mnie tak, bym była kiedyś mamą i zoną. Raczej tak, żebym została z nią i na starość mogła się nią zając. Nie wychowała mnie na bycie samodzielną - wszystko robiła za mnie, pakowała mi plecak, prała mi wszystko nawet na studiach, prasowała ( bo ja przypale ), zmywała ( bo ja niedokładnie zmyje ), pakowała mi jedzenie na studia. Zyłam w przekonaniu, ze nic nie umiem, przez to zawaliłam kilka etatów bo uważałam, że nie dam rady w pracy, rezygnowałam z niej, odmówiłam kilku rozmowom rekrutacyjnym. Co do facetow - często odmawiam swojemu mezczynie seksu, bo czuje się jakbym robila cos złego, ze jakby mama mnie widziala w takiej sytuacji , byłaby zażenowała, ze robie cos takiego, wstydzę się po prostu bliskości z facetem. Kocham go, jestesmy razem 6 lat, ale często placzę po stosunku.. i nie umiem mu wytłumaczyć, czemu ja nie chce isc do łóżka. Potem się obwiniam, bo on obwinia siebie i tak w kółko.Dalej - pieniądze.Ani ja ani siostra nie wiemy, skad mama ma wiecznie kase. Ok, dopóki się uczylam, była renta. Ale dawała mi z tej renty kase na studia. Ale przecież musiała tez mieć sama za co żyć, płacic na bieżąco rachunki, a ona nie pracuje jakies 25 lat. Wkurzało mnie zawsze takie zamiatanie pod dywan, zatajanie prawdy, temat TABU. Jak cos mi przelewala, mówiła, ze mam się cieszyc i nie pytac skad tylko brac jak daje. Wiec nie pytałam, bo i tak by mi nie powiedziała.Nigdy nie miałam swojego pokoju, spałam z nia dopóki nie wyniosłam się na studia ( w jednym łóżku). Siostra twierdzi, ze to chore (ona musiala spac z babcia). Mielismy dwa pokoje, ale mama nigdy nie zgodziła się, bym spala z siostra, a ona z babcia. Ogólnie bardzo mnie do siebie emocjonalnie związała - tak, ze mam pretensje do siebie, ze smiałam ją zostawić i wynieść się na studia do innego miasta. Ciagle boje się, ze ją zawiodłam, ze smiałam sobie ulozyc zycie z facetem, a ona sama na starość.. ze się starzeje, a mnie przy niej nie ma, ze nie widze jak się starzeje, ze nie ma mnie w razie jakby wylądowała w szpitalu. Ciagle uważam, ze mam do splaty jakiś dług, bo przecież tyle dla mnie zrobiła.. bo ogólnie pamiętam tez dobre strony - nigdy nie zostawiła mnie w potrzebie, zawsze mogę do niej dzwonic po porade, szanuje mojego faceta, ne biła mnie nigdy. Sasiedzi twierdza i znajomi, ze mam mame anioła z niebios. Jednoczesnie ja uważam, ze wyrządziła mi jakies krzywdy (świadomie bądź nie). I zle mi z tym, ze zle o niej mysle, bo przecież jest przekonanie, ze mame ma się jedna, ze mama to swietosc.. Ze przecież wychowała mnie sama, a to jakes osiagniecie, poswiecenie..Czy cos jeszcze?Tak, odkad skończyła mi się renta, wiem, ze jestem zdana na siebie. Dorosłe zycie mnie przytłacza . Nie ucze się już, nie mam stypendium, mama tez nic nie wysyła. Boje się, ze będę jak ona.. ze będę wolala isc na l4 zamiast pracować, no bo lepiej dostawac kase za nic. Nikt nigdy nie nauczył mnie ciężkiej pracy. U mnie w domu był tylko szpital, kasa nie wiadomo skad, renta i zasiłki. A i granie w lotto.. wieczne oddawanie kuponów, bo przecież lepiej dostac 100 tys za nic , za kupon za 2,50. Nie mówie - miałam dużo od mamy. Rower, słodycze, zabawki. Dlatego tym bardziej czuje się zle, tak ją "obgadując". Dalej - mama nie umie przyznać się do błędu. Nawet jak wie, ze cos zle zrobila i sa na to dowody ewidentne, ona owraca kota ogonem lub się obraza i koniec tematu. Przykład - mówie jej, dlaczego nie załozylas mi aparatu na zęby, do 14 roku zycia są darmo, kazałaś mi kłamac higienistce w szkole ze chodze do ortodonty, mamo ja to pamiętam - ona na to nie odpisuje tylko pisze ze już nie ma kasy na sms. Po czym nigdy nie wraca do tematu. Drugi przykład - mówie jej, ze chyba mam nerwice bo czasem mam stany lękowe, ze boje się chorób po wychowywaniu się w atmosferze nowotworu i lekarzy - ona nie odpisuje wcale, dopiero na drugi dzień jakby nigdy nic " miłego dnia ;* ".Czasem mysle, ze ona uważa, ze ja wymyślam i przesadzam, bo ja nie mam prawa do bycia inna, ze musze być idealna, bo jestem za nią, a nie za jej mezem, który umarł.Czuje się cholernie zagubiona zdana na siebie, mimo ze zapewnia mnie ze jestem jej ukochana córeczka, ze zawsze mogę do niej przyjść..Ostatnio powiedziałam jej, ze zle mnie wychowała. Ze nie jestem zdolna do samodzielnego zycia, ze nigdy nawet jabłka sama nie umiałam obrac, ze boje się ze ciagle będę myslec ze ją zawiodłam, na co ona odwróciła się do okna i powiedziała " a weź mnie nie denerwuj już bo zaraz karetke będę musiala wzywac, już dość mi Twoja siostra nerwow cale zycie napsula".Dla siostry mama nie istnieje, mówi ze za takie pieklo jakie nam zafundowała ona może sobie umierać i siostra ma to gdzies. Siostra ma depresje i miała nerwice, ale już jest lepiej. Mama jej depresje chyba ma gdzies bo uważa, ze to przez faceta z którym się rozstala, a nie przez dom. Mama w swoim mniemaniu jest idealną mamą, która wiele dla nas poswieciła.O tyle o ile dla siostry proste jest odcięcie się, dla mnie nie. Obwiniam się, ze mama tyle nam dała, a ja o niej zle mysle. Ze nie ma faceta, wiec jak ja się odwroce, to ona umrze samotnie bez nikogo. Ze musze być dla niej dobra, bo ma tylko mnie. Wiecznie uważam, ze musze się jej tluamczyc z wszystkiego, bo ona i tak się dowie (kiedyś czytala nasze pamiętniki, bo lubi wszystko wiedzieć).Wiem, ze najpewniej potrzebuje terapii, ale przede wszystkim potrzebuje się wygadać. Z siostra mam lepsze kontakty niż kiedyś, coraz bardziej rozumiem jej punkt widzenia, a coraz więcej żalu mam do mamy. Wiem tez, ze mama nigdy w zyciu nie przyzna się do błedów, do niej po prostu to nie dociera. Ma jakas blokadę , która nie pozwala jej myslec, ze ktoś inny ma racje, a nie ona. W dodatku boję się, że serio kiedyś jej cos się stanie jak wyrzygam jej wszystko, a nie będę umiala zyc ze swiaodmoscia, ze zabiłam człowieka..Jakies rady? Czy moja mama jest toksyczna? Czy mam szanse na normalne zycie? Bardzo bym chciała, bo za dzieciaka go nie miałam.proszę o pomoc i opinię z zewnątrz, bo odkad przeprowadziłam się daleko, moje leki się nasilily, ze nie spełniłam jej oczekiwan (praca na produkcji nie jest dla ciebie, przecież zawsze bylas taka ambitna), ze ją zawodzę (jestem jakies 200km od domu), ze wybrałam zycie z facetem a nie tak jak ona zycie ze swoja mama na starość.W dodatku mam lekką hipochodnrie. Przez babcie i jej choroby ja wszystko widze u siebie, mimo ze wyniki mam super w normie. Ciagle się badam, ciagle się boje, ze a nuż cos się dzieje , ze będzie za pozno…Proszę o pomoc..Anna
  14. Cześć, jestem tu nowy chciałbym podzielić się swoimi poszukiwaniami na reakcje naszego organizmu na nerwice natręctw. Od 15 lat zmagam się z nerwica, przeszedłem już wszystkie odmiany w chyba najsilniejszymi objawami jakie są możliwe. Z komplulsji mycia rąk które kończyły się wizytami u dermatologa przerodziło się w zaburzenia obsesyjno kompulsywne z przewagą ruminacji i myśli. Była juz nerwica na tle krzywdzenia bliskich która dała mi w kość, nerwica na tle "magicznego myślenia" przez które musiałem zrezygnować z wielu prac, hobby oraz większości przyjemnosci z życia. Na tle seksulanym w każdym możliwym sensie która powodowały depresję i bólem emocjonalnym. Był lęk przed schizofrenia, lek przed zwidami i urojeniami i natręctwa egzystencjonalne w sumie było tego bardzo dużo. Doprowadziło to do zaburzeń osobowsci lękowej, zależnej i obsesyjno kompulsywnej a także w mniejszym stopniu do zaburzeń lęku panicznego. Opisze tutaj lęk na tle seksualnym i jego skutkach ubocznych. Do tego nazwijmy to wypracowania zachęcił mnie mój psychiatra. Osoba z zaburzeniami obsesyjno kompulsywnymi z przewagą myśli i ruminacji, cierpiąca na odmianę obsesji na punkcie seksualności obawia się ciągle żeby nie zostać pobudzonym do nie właściwej treści która jest nie zgodna z jej/jego osobowością i preferencjami. Kiedy widzimy lub słyszymy seks nasz mózg otrzymuje impulsy do prymitywnego wzgórza mózgu które widzi to wyłącznie jako czynność seksulana jest to normalne w każdym organizmie. Podobnie jest z impulsem jedzenia, mózg otrzymuje impuls jeść nie ważne co ponieważ to już należy do naszych preferencji co chcemy zjeść. Natrętne myśli również mają treść seksulana i impulsy także są wysyłane i tu zaczynają się problemy w rozumowaniu tego procesu u osób zaburzonych. Osoba zaburzona myśli że ten impuls oznacza że coś ja podnieca i zaczyna odczuwać silny lęk. Tak naprawde nasz organizm zaczyna panikować, podnosi się ciśnienie krwi, zaczynami oddychać ciężej poprostu nasz organizm jest pobudzony, i także źle to rozumujemy zaczynamy się skupiać na naszych dolnych częściach ciała aby nie doszło do żadnej reakcji pachwinowej czyli "groinal response". Czym bardziej się skupiamy na swoich częściach ciała tym bardziej je czujemy, czujemy jak dopływa tam krew, tak jak z sobą i które cierpią na nerwice na tle krzywdzenia osób, często skupiają się że na pewno nic nie trzymaja w ręce, i dzieje się na odwrót niż by chcieli ponieważ mają przez to uczucie jakby coś trzymali. Niektóre osoby dostają erekcji lub w przypadku kobiet nawilżenia oraz orgazm jest to spowodowane ciągłymi impulsami jak wcześniej wspominałem "prymitywnego wzgórza mózgu". Czasem gdy zaburzona osoba zobaczy obraz który wywołuje u niej lęk/panikę lub dostanie natretnej myśli które kończą się ta sama reakcja dochodzi do nadaktywacji współczulnego układu nerwowego czyli reakcji "walki lub ucieczki" która może powodować niechciany wytrysk. Nasz organizm podczas lęku i stanu walki lub ucieczki nie zawsze konsultuje to z nami aby zaoszczędzić nam czas podczas tej reakcji , także nie ma to nic wspólnego z naszymi preferencjami. Pokazuje nam to najgorsze co może się przytrafić osoba z zaburzeniami obsesyjno kompulsywnymi. Tutaj są cytaty oraz części artykułow naukowych tłumaczonych z języka angielskiego " Podczas ataku paniki dochodzi do nadaktywacji współczulnego układu nerwowego. Wykazano również, że przedwczesny wytrysk jest związany z wysokim poziomem lęku i że występuje duża częstość przedwczesnego wytrysku u pacjentów z zaburzeniem paniki i fobią społeczną" " Nadmierna aktywność współczulnego układu nerwowego, w tym zwiększona aktywność dopaminy i noradrenaliny, oraz zmniejszonej aktywności serotoninergicznej występującej w zaburzeniu panicznym, może prowadzić do spontanicznego wytrysku ” "Zgłaszano przedwczesny lub spontaniczny wytrysk w przypadkach zwiększonej aktywności adrenergicznej (ataki paniki, fobia społeczna). W takich przypadkach zgłoszono nadpobudliwość i zmniejszenie aktywności serotoniny" Podczas gwałtu rowzniez dochodzi do podobnych reakcji Reakcje fizjologiczne (erekcja lub orgazm) wynikają z kontaktu fizycznego, a czasem nawet z ekstremalnego stresu. Gdy ktoś zostanie zaatakowany, może wejść w tryb walki lub ucieczki”. Reakcje fizjologiczne mogą być produktem ubocznym mechanizmu „walki lub ucieczki”, którego nasze ciało używa do utrzymania nas przy życiu, i nie odzwierciedlają faktycznej reakcji emocjonalnej ofiary na atak ani w żaden sposób nie wyrażają zgody. Nasze ciała reagują na stymulację; ktoś łaskotany może się śmiać, gdy jest łaskotany, ale to nie znaczy, że się podobało. Reakcje fizjologiczne na gwałt lub wykorzystywanie seksualne działają w ten sam sposób. Nasze ciało ma ograniczona ilość reakcji na to co dzieje się w mózgu. Np płaczemy gdy jesteśmy smutni, źli, szczęśliwi, poirytowani, wzruszeni, wystraszeni. Tutaj cytat z Wikipedii Osoba cierpiąca na OCD może stale skupiać się na tym, aby się nie pobudzać lub sprawdzać, czy się nie podnieca, a to może prowadzić do „reakcji pachwinowej”. Wiele osób cierpiących na OCD przyjmuje tę rażącą odpowiedź jako faktyczne podniecenie, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest. Obsesje seksualne OCD często powodują poczucie winy, wstydu, depresję i mogą zakłócać funkcjonowanie społeczne lub pracę. Około 40% osób cierpiących (liczba może być wyższa ze względu na związane z tym zakłopotanie) również zgłasza towarzyszące im pobudzenie fizjologiczne. Reakcje mogą obejmować przyspieszenie akcji serca, uczucie bycia podnieconym a nawet erekcje, zwiększone smarowanie (u kobiet) i orgazm. Ta reakcja zazwyczaj powoduje więcej zamieszania i niepewności. Jest to jednak uwarunkowana reakcja fizjologiczna w prymitywnym wzgórzu mózgu, która nie identyfikuje myśli jako seksu z określoną osobą, ale tylko seks. Zasadniczo nie świadczy to o własnych pragnieniach. Cierpimy ponieważ te reakcja uboczne są dla nas niezrozumiale przez lęk który także je powoduje, cierpimy ponieważ nie ma to nic wspólnego z naczymi preferencjami i upodobaniami. Pamiętajmy ze Mózg, umysł i My to osobne rzeczy które że sobą współpracują. Mam nadzieję że w tym trochę chaotycznym wpisie komuś pomogłem.
  15. Witam wszystkich. Mam na imię Michał, mam 24 lata i czuję się jak starzec z demencją i zagubione, zalęknione dziecko jednocześnie. Mówią, że całe życie przede mną, ale ja już od kilku lat czuję, że moje życie już się skończyło i teraz to już jest ciągnięcie na siłę. Nie odnajduję wsparcia, zrozumienia. Rodzice, mimo że to dobrzy ludzie, jednak bagatelizują moje problemy, jakby przez wyparcie ich miałyby zniknąć. Ciągle zewsząd czuję presję by żyć jak normalny człowiek, ale nie potrafię. Świat jest dla mnie miejscem okrutnym, życie przeraża mnie. Wszystko jest takie chłodne, ponure. Od dziecka byłem inny, w szkole mnie prześladowano. Początkowo było tylko dokuczanie, w późniejszych latach także bicie. Miałem bardzo mało kolegów a i wśród nich byli tacy zauważyli, że daję sobie wchodzić na głowę i też mi zaczęli dokuczać, często spotykali się ze mną chyba tylko po to żeby mnie podręczyć i tym podnieść sobie ego. Tak wyglądała większość moich kontaktów z rówieśnikami. Od dziecka chodziłem po psychologach, bo już od małego dziecka widać było, że coś jest ze mną nie tak. Stwierdzili, że mam zaburzenia emocjonalne. We wrześniu 2012 otrzymałem diagnozę od psychiatry ,,zaburzenia depresyjno-lękowe". I prawdopodobnie w mniejszym lub większym stopniu miałem to od zawsze (szczególnie wśród ludzi), jednak w 2012, po śmierci babci, a także pójściu do zawodówki mój stan psychiczny uległ znacznemu pogorszeniu. Dostawałem różne leki psychiatryczne, które pozwalały mi poczuć się lepiej, ale nie poprawiały zbyt wiele moich kontaktów z ludźmi. Nadal jak byłem gapowaty tak jestem do tej pory. Mam duże problemy z myśleniem, koncentracją (nie potrafię skoncentrować się jak ktoś mi coś tłumaczy, szybko zapominam o tym co powiedział), podzielnością uwagi (jak wykonuję jakąś pracę to jestem jak w transie i nie zwracam na nic innego uwagi), pamięcią (z wyjątkiem rzeczy, które mnie interesują - do nich pamięć mam ponadprzeciętną), orientacją w terenie, poruszam się niezdarnie. Zachowuję się często ekscentrycznie, mam obsesje, natręctwa, unikam kontaktu wzrokowego, to co mówię jak i mój głos w kontaktach ludźmi często brzmi jakbym czytał jakąś książkę. Często wśród ludzi robię totalne głupoty, ośmieszam się. Gdziekolwiek w większej grupie ludzi bym się nie pojawił na dłużej (szkoła, praca) to staję się prędzej czy później pośmiewiskiem, obiektem drwin. Myślę, że nie wynika to tylko z samej fobii społecznej, nerwicy czy depresji. Mam też diagnozę Zespołu Aspergera (podważaną przez jedną panią psycholog), ale i z tym zaburzeniem ludzie dobrze sobie radzą, funkcjonują dobrze w społeczeństwie. Ja jestem upośledzony. Nigdy mimo najszczerszych chęci nie miałem dziewczyny, nie mogę zdać prawka, każdą pracę, do której uda mi się dostać szybko kończę (najdłuższy okres pracy to 3,5 miesiąca), bo we znaki dają się wspomniane przeze mnie wyżej problemy. Czasami moje błędy/zachowania w ostatniej pracy były tak żenujące, że szkoda słów. A to i tak nie wszystko, bo tylko objawy psychiczne, a jeszcze do tego dochodzą fizyczne od tego stresu związanego z tym, że mam presję, a radzę sobię jak beznogi i bezręki wyrzucony w morze. Jestem skrajnie niezaradny, gdyby rodzice umarli to byłbym jak Robinson Crusoe, walczyłbym o przetrwanie każdego dnia. Na forum Aspergerów zasugerowano mi też ,,upośledzenie zdolności niewerbalnego uczenia się". Nie nadaję się chyba do żadnej pracy ani do kontaktu z ludźmi, bo tylko się ośmieszam i denerwuję innych. Mam ochotę po prostu się zamknąć w domu, całkowicie odizolować od ludzi, bo całe życie doznawałem od nich bólu, cierpienia. Boję się przyszłości, że nie będę miał kiedyś za co żyć jak rodzice umrą. Ciągle o tym myślę i to nie daje mi spokoju. Proszę o poradę jak żyć. Pozdrawiam.
  16. Ghost.

    Ciężki czas

    Czy ktoś może do mnie napisać na priv? Boje się napisać tutaj o sobie a potrzebuje z kimś porozmawiać bo nie mam do kogo się odezwać a za dużo mam w sobie. Cierpię na depresje i nerwice lękowa...
  17. Solidar

    Bezsenność

    Cześć wszystkim forumowiczom! Z racji, że dziś Wigilia, w pierwszej kolejności chciałbym wszystkich serdecznie pozdrowić i życzyć wszystkim przede wszystkim wewnętrznego spokoju chciałem też sam sobie zrobić prezent pod choinkę w postaci zarejestrowania się tutaj i włączenia aktywnej dyskusji w swoją terapię. Pozwolę sobie podzielić się moim problemem. Jest nim przeciągająca się, nie dająca normalnie funkcjonować bezsenność. Pracuję jako steward w liniach lotniczych, kocham nad życie swoją pracę, jednak wiąże się ona z pewnego rodzaju zaburzeniem trybu dnia i nocy, gdyż nasze funkcjonowanie uzależnione jest od wyznaczonego wcześniej, bardzo nieregularnego grafiku. Wiązało się to ze zmuszaniem się do wcześniejszego kładzenia się spać, często nie będąc nawet zmęczonym. Presja, która na siebie nakładałem była tak olbrzymia, że w efekcie nie zasypiałem w ogóle, to natomiast doprowadziło do rozwoju u mnie dość silnej nerwicy lękowej, którą wywołuje chodzeniem do łóżka. Jestem wewnętrznie napięty do granic, nic mnie nie cieszy, chodzę wiecznie zmęczony, nie potrafię naturalnie zasnąć nawet na urlopie, natomiast każdy Boży dzień upływa mi na kompulsyjnym rozmyślaniu jak długo będę się dzisiaj męczył zanim zasnę i czy zasnę. Gdy już się położę zazwyczaj moje ciało zaczyna reagować jak w przypadku zagrożenia - napina się każdy mięsień, rozpoczyna się kołatanie serca, natłok myśli, uderzenia gorąca, w skrajnych wypadkach dostaję ataku paniki, którego nie jestem w stanie powstrzymać. Czy są tu osoby, które również zmagają się z podobnym problemem i cierpią na deprywację snu lub pracują w trybie zmiamowym? Jak wy radzicie sobie z nocnymi napadami paniki? Pozdrawiam wszystkich serdecznie
  18. Nerwowa_16

    DUBEL

    Cześć wszystkim! To mój pierwszy raz na forum i chciałam się przywitać. Wczoraj byłam pierwszy raz u psychiatry ponieważ w grudniu pojawiły się u mnie ataki lęku, do tego wybudzenia w nocy, pogorszenie snu, poranne biegunki i ogólne uczucie niepokoju. Doktorka przepisała mi leki (Asentra i hydroksyzynę doraźnie) i zaproponowała mi uczęszczanie na psychoterapię bo w rozmowie zauważyła, że są sprawy nad którymi warto popracować. Między innymi to, że zawsze sama rozwiązuję swoje problemy i nie pozwalam sobie na szukanie pomocy u innych. A ostatnie problemy ze zdrowiem spowodowały, że zaczęłam tracić kontrolę nad swoim życiem i to spowodowały moje ataki lęku. Na psychoterapię jestem zapisana na najbliższy poniedziałek. Jestem dobrej myśli ale dziś rano lęki znów dały o sobie znać. W nocy budziłam się chyba z 4 razy, ostatnio raz przed 6.00 i już nie zasnęłam. Nie mogłam nawet zjeść śniadania,. Udało mi się jednak wyjść do pracy ale siedzę w ciągłym napięciu. Chciałam zapytać też jak u was wyglądały pierwsze dni leczenia. Mam szczególnie pytania odnośnie tej Asentry. Doktorka powiedziała, że zaczyna działać po ok. 2 tygodniach a wcześniej mogą się nasilić objawy lęku. Czy skutki uboczne były bardzo dokuczliwe? Czytam o tych wszystkich działaniach niepożądanych i dodatkowo mnie to stresuje, mam mętlik w głowie. Zastanawiam się czy warto w ogóle iść w farmakologię skoro idę na terapię. Czytałam, ze terapia w napadach lęku jest bardzo skuteczna i daje efekty długotrwałe. Mam jeszcze pytanie, odnośnie tej hydroksyzyny. Czy powoduje jakieś skutki uboczne? Mam ją przepisaną doraźnie do zażywania jak się np. przebudzę w nocy z lękiem. Ktoś brał ją w ten sposób? Tak strasznie chciałabym żeby ten czas szybciej mijał… Pozdrawiam!
  19. Nerwowa_16

    Zaczynam swoją walkę.

    Cześć wszystkim! To mój pierwszy raz na forum i chciałam się przywitać. Wczoraj byłam pierwszy raz u psychiatry ponieważ w grudniu pojawiły się u mnie ataki lęku, do tego wybudzenia w nocy, pogorszenie snu, poranne biegunki i ogólne uczucie niepokoju. Doktorka przepisała mi leki (Asentra i hydroksyzynę doraźnie) i zaproponowała mi uczęszczanie na psychoterapię bo w rozmowie zauważyła, że są sprawy nad którymi warto popracować. Między innymi to, że zawsze sama rozwiązuję swoje problemy i nie pozwalam sobie na szukanie pomocy u innych. A ostatnie problemy ze zdrowiem spowodowały, że zaczęłam tracić kontrolę nad swoim życiem i to spowodowały moje ataki lęku. Na psychoterapię jestem zapisana na najbliższy poniedziałek. Jestem dobrej myśli ale dziś rano lęki znów dały o sobie znać. W nocy budziłam się chyba z 4 razy, ostatnio raz przed 6.00 i już nie zasnęłam. Nie mogłam nawet zjeść śniadania,. Udało mi się jednak wyjść do pracy ale siedzę w ciągłym napięciu. Chciałam zapytać też jak u was wyglądały pierwsze dni leczenia. Mam szczególnie pytania odnośnie tej Asentry. Doktorka powiedziała, że zaczyna działać po ok. 2 tygodniach a wcześniej mogą się nasilić objawy lęku. Czy skutki uboczne były bardzo dokuczliwe? Czytam o tych wszystkich działaniach niepożądanych i dodatkowo mnie to stresuje, mam mętlik w głowie. Zastanawiam się czy warto w ogóle iść w farmakologię skoro idę na terapię. Czytałam, ze terapia w napadach lęku jest bardzo skuteczna i daje efekty długotrwałe. Mam jeszcze pytanie, odnośnie tej hydroksyzyny. Czy powoduje jakieś skutki uboczne? Mam ją przepisaną doraźnie do zażywania jak się np. przebudzę w nocy z lękiem. Ktoś brał ją w ten sposób? Tak strasznie chciałabym żeby ten czas szybciej mijał… Pozdrawiam!
  20. Lona

    Witam, czy to nerwica?

    ?Witam. Opowiem od początku. Mój problem zaczął się 1,5 roku temu jak u bliskiej osoby zdiagnozowano raka trzustki. Był to czas bardzo nerwowy z powodów zmartwień z tym związanych. Do tego inna bliska osoba pierwszy raz wyjechała sama samochodem w bardzo daleka podróż. Pewnego dnia w czasie tych zdarzeń miałam kołatanie serca, duszności i uwidoczniły mi się żyły na udzie i lekko szczupły. Lekarz internista stwierdził że EKG jest ok ale skierował mnie do szpitala na badanie z podejrzeniem zakrzepicy. Tam ja wykluczono ale stwierdzono że mam tachykardię i dostałam leki na serce typu bloker i uspokajające. Długo był spokój, w okresie Bożego Narodzenia znów miałam straszne kołatanie serca osoby chorej już z nami nie było zmarła. Na pogotowiu stwierdzono że to od kręgosłupa bo bolało mnie ramię i dretwialy ręce. EKG wyszło ok. W 2020 miałam kilka takich ataków ale nic szczególnego nie wykazały. Zostałam skierowana do ortopedy z kręgosłupem mam leki problem z odcinkiem szyjnym. Od tego czasu kiedy boli mnie szyją taki tępy ból. Zauważyłam że na moich rękach id wewnętrznej strony uwidaczniają się zielone rysy żył od łokcia w stronę dłoni. Po położeniu się wszystko po chwili znika. Byłam u neurologa zrobił mi Doppler i wyszło ok, kardiolog również nic niepokojącego nie stwierdził. Podczas rozmowy tel lekarzem internista powiedziałam czy czasem nie mam tego na tle nerwicy lekarz stwierdził że możliwe. Tylko tyle usłyszałam. Moje pytanie brzmi czy te uwidaczniające się żyły na szyji, rękach i udzie obok kolana to może być przyczyną nerwicy? Ciągle sprawdzam czy one są widoczne czy nie, ciągle mierze tętno i ciśnienie za każdym razem jak mnie cis zajmuje w okolicy serca. Mam też mdłości czasem kończące się wymiotami. Zawsze gdy mam taki atak. Nie wiem co mam robić. Czy ktoś też tak miał z tymi żyłami?
  21. Hejka, od jakiegoś czasu doskwierają mi silne natręctwa na tle religijnym. Okropne skrupuły, przez pewien okres czasu balam się nawet wziąć jakieś jedzenie z lodówki u babci bez pytania, bo bałam się, że to grzech. Panikowałam, bo pomyliłam się na kasie samoobsługowej ( co z tego, że przez tą pomyłkę zapłaciłam więcej, niż powinnam). Przypomniała mi się sytuacja z podstawówki, kiedy ktoś pożyczył mi kilkadziesiąt groszy, bo brakowało mi do biletu, a ja nie oddałam itd No ale do rzeczy, obecnie mam fazę na obietnice Bogu. Co chwila mam w głowie nową obietnice, im bardziej nie chce jej spełniać, tym myśli są bardziej natrętne. No i potem mam takie myśli, że jak coś zrobię, to ta natrętna obietnica będzie nieważna. Czasami te rzeczy są irracjonalne, ale nie potrafię tych myśli powstrzymać, ostatecznie staram się spełnić ten warunek i jak się nie uda to panikuje. No bo ja nie chce żeby była ważna. Nie wiem, czy się z tego spowiadać i nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
  22. Przeglądam to forum już od wielu lat. Najbardziej lubię te wątki, gdy piszecie, jak walczycie z problemami i idziecie do przodu. Sama mam bardzo niskie poczucie własnej wartości i mała wiarę w siebie. Zawsze tak było. Gdy byłam dzieckiem, mama mi powtarzała, że nie warto się wychylac, lepiej siedzieć z boku i mieć spokój. Dopóki nie wyprowadziłam się z domu na studia, rzadko mogłam wychodzić z domu. Ciągle słyszałam jaką jestem nieudacznica, byłam bita, zdarzali się, że uciekałam z domu. W szkole uczyłam się bardzo dobrze, ale nigdy nie odzywałam się nie pytana. Znając odpowiedź na pytanie, wolałam je powiedzieć komuś z ławki, żeby odpowiedział, niż ja miałam się odezwać przy wszystkich. Problem zaczął mi trochę przeszkadzać w liceum, gdzie nie miałam żadnych znajomych. Walczyć z tym postanowiłam na studiach, kiedy wyprowadziłam się z domu. i szło dobrze , skończyłam studia , poszłam do pracy. Na początku Szło mi bardzo kiepsko. Strasznie się stresowałam i znowu przestałam się odzywać. Bałam się kogokolwiek o coś zapytać. Czasami siedziałam przy komputerze i udawałam , że coś robię, bo wstydziłam się powiedzieć , że już skoczyłam, co miałam zrobić. Mialam dużo szczęścia ,ze przedłużono ze mną umowę. Po prostu prezes nie miał czasu na rekrutację kolejne a moje stanowisko jeszcze bardziej zdegradowano. Po pół roku zaczęłam stawać się pewniejsza , po roku sporo awansowałam. Po kolejnych miesiącach dostałam samodzielne stanowisko. Zaczęłam robić spore pieniądze dla firmy. Uwierzyłam w siebie i to że mogę rozwijać się. Że ta nieśmiałość minęła. Zmieniałam pracę i to był dramat. Znowu ten sam problem . Nie odzywałam się prawie do nikogo. Zwolnili mnie z powodu nieumiejętności pracy w zespole. Kolejna praca to samo, ale stamtąd mnie nie wywalili , tylko przez ponad dwa lata robiłam rzeczy, które mógłby robić dzieciak z podstawówki, ale chociaż dobrze płacili miałam tego dosyć i miesiąc temu zmieniłam pracę. Postanowiłam, że teraz się zmienie. Skończyłam własie 30lat. I wszystko miało być inaczej. Dostałam pracę w dużej korporacji, bardzo znanej firmie, na dość wysokim stanowisku. I tu znowu ten sam problem. Pierwsze dni były spoko. Ale im dalej , tym moja wiara w siebie spada do zera. Byłam już na paru spotkaniach , na których mało się odzywam. Kiedy mam się o coś kogoś zapytać , głos zaczyna mi drżeć, zaczynam się jąkać, mieszają mi się słowa. Na spotkaniach boję się odezwać, kręci mi się w głowie, nie rozumiem co się do mnie mowi. Najlepiej jakbym siedziała w kącie i tylko słuchała. Mam coraz więcej obowiązków, i gdy nie wiem , jak coś zrobić boję się kogoś o to zapytać. I nie wiem czemu. Zastanawiam się nad tym. Oni przecież wiedzą, że nie muszę wszystkiego umieć , nie będą się śmiać , krzyczeć itp. Nie wiem, czemu tak mi się dzieje. Chodzimy razem na obiad i ja nie wiem, o czym gadać. Siedzę cicho. Chciałbym coś powiedzieć , i nie wiem co. Jestem bardzo spięta . Muszę zacząć wychodzić z inicjatywa, rzucać pomysłami, które mam, ale wstydzę się panicznie coś powiedzieć przy wszystjich. Wracam do domu, to całe napięcie opada, a ja się zastanawiam, czemu się tak zachowuje. Analizuje to co było i nie mam pojęcia , co spowodowało wtedy, że sie nie odzywam. Życie prywatne układa mi się. Mam faceta, z którym jestem szczęśliwa, planujemy przyszłość . A ja zamiast go szanować , wyżywam się na nim. Wszystko te negatywne emocje przelewam na niego. Potrafię obrazić się, nakrzyczeć na niego bez powodu. Jestem tego świadoma, przepraszam go, on wybacza i za jakiś czas to samo. Potem idę do pracy , jestem tam cicha myszka, wracam do domu i odreagowuje na nim. Najdziwniejsze jest to, że mój facet, rodzina , czy najbliżsi znajomi, nigdy nie powiedzieli by , że borykam się z takim problemem. Przy najbliższych jestem dusza towarzystwa, ciągle uśmiechnięta, nie boje się mówić. Na studiach byłam u psychologa i psychiatry z tym problemem. Przez dwa lata bralam psychotropy i nigdy więcej nie chciałbym do nich wrócić. Spotkania z psychologiem pomogły mi. Lek przed ludźmi zmniejszył się, ale nie zbudowalam pewności siebie. Wtedy borykałam się jeszcze z odczuciem odrealnienia w sytuacjach społecznych. Udało się z tego wyjsc. Obydwoje powiedzieli , że nie miałam wtedy depresji, i ze to nie były żadne fobie, bardziej nerwica i chorobliwie niskie poczucie wartości. Czy jest ktoś , komu udało się po 30 zbudować prawie od zera poczucie wartości? Dużo czytam na ten temat, oglądam różne nagrania , próbuje pracować na sobą i wcale nie jest lepiej .
  23. Moja historia:Generalnie uprawiam sport regularnie od 10 lat, obecnie mam 21 lat więc w sumie zacząłem jakoś od podstawówki. Na początku ćwiczyłem po prostu z masą własnego ciała, zacząłem interesować sie coraz bardziej tematem i ogólnie grałem w piłkę nożną, trenowałem kickboxing do tego doszła jeszcze siłownia, na co dzień jeździłem rowerem i robiłem całkiem niezłe dystanse. W porównaniu do moich rówieśników byłem bardzo aktywny fizycznie i znacząco wyróżniałem się swoją sylwetką i kondycją. Byłem po prostu zdrowy, silny, pełen wigoru i chętny życia. Jednak w pewnym momencie wszystko przestało być takie kolorowe. W czasie gimnazjum te wszystkie aktywności o których napisałem uprawiałem właściwie wszystkie haha, mój dzień wyglądał tak, że robiłem rowerem 6km w tą i z powrotem do szkoły, miałem 2 godziny wf codziennie, po szkole wracałem na chatę właśnie i z powrotem jechałem na trening w piłkę, a jeśli nie w piłkę to kickboxing, a czasami robiłem po prostu trening obwodowy w domu. Ten czas był również dosyć stresowy bo w szkole o ile dobrze się uczyłem to chodziłem do klasy z totalnymi idiotami i nie raz byłem prowokowany, jednak nie dawałem sobie wejść na głowę więc przeważnie takie akcje kończyły się bójką i tym że nastukałem w sumie połowę typów z mojej klasy ,przy czym dodam że w klasie miałem samych mężczyzn. Dodam że mimo wszystko nie przejmowałem się tym jakoś specjalnie bo udawało mi się wychodzić z tego zwycięsko więc miałem pewność siebie i szacunek.Pierwsze objawy kołatania sercaJednak pewnego dnia mój organizm powiedział dość. Poszedłem biegać, wszystko spoko wracam na chatę, biorę prysznic, kładę się spać i pierwszy raz doświadczyłem kołatania serca. Spanikowałem i wyszedłem o 3 w nocy z tatą na spacer. On wytłumaczył mi co to i że zaraz przejdzie, no ale wiecie jak jest zdrowy chłopak 15 lat i pikawa robi takie coś. Mimo wszystko zlałem te objawy i przez kolejne lata było git, trenowałem regularnie jednak rozważniej. Sytuacja kilka razy się powtarzała, ale byłem wyrozumiały wobec swojego organizmu.Pierwszy atak częstoskurczu i arytmiaPóźniej w liceum miała miejsce gorsza sytuacja bo graliśmy z ziomalami turniej w piłkę nożną i podczas tego turnieju dostałem ataku częstoskurczu oraz arytmii i tu nie będę oszukiwał byłem posrany co mi jest. Wtedy nikogo nie było w domu więc wróciłem w takim stanie na nogach do swojego mieszkania i myślałem że to przejdzie. Nie wiedziałem co robić więc zadzwoniłem do dziadka, który zawiózł mnie do szpitala. Obudziłem się następnego dnia i było git, jednak stres o własne zdrowie rósł no bo co to ma być, ja dbałem zawsze o swoje zdrowie, nigdy żadnych dragów nie dotykałem, w tym alkoholu. Wróciłem ze szpitala i chodziłem normalnie do szkoły wszystko spoko, jakiś czas później poznałem swoją dziewczynę z którą jestem do dzisiaj i to był najlepszy okres w moim życiu tak naprawdę. Długi okres czasu było git, zdałem bardzo dobrze maturę, praktycznie wszystko 90+, więc poziom testosteronu był prawdopodobnie w swoim apogeum od tych sukcesów. Na siłce też miałem wtedy fajny progres co mnie bardzo motywowało.Nerwica lękowaNo i dalej poszedłem na studia, w międzyczasie nas wszystkich zamknięto w domach, nauczanie było zdalne i wziąłem się tak poważnie za trening na siłowni. Chciałem zrobić życiówkę, chciałem coś osiągnąć w tym sporcie który mi od dawna towarzyszył i ostro katowałem, oj ostro. Każdy trening wyglądał tak że po każdej serii robiło mi się ciemno, moje serce chciało wylecieć z klatki piersiowej, ale mówiłem do siebie to jest stres i to że źle oddycham więc c*** jadę dalej. I tak pół roku leciałem, na pewno byłem przetrenowany, miałem duże problemy ze snem, ciągle chciało mi się pić mimo picia 4-5l wody dziennie, byłem ciągle zmęczony i zachorowałem na covid-19. Oczywiście bezpośrednio po ozdrowieniu co zrobiłem ? Od razu poszedłem na siłę i zauważyłem, że szybciej się męczę ale nie mogłem zaliczyć regresu i machałem tym samym ciężarem a objawy tylko narastały. Ja od razu zaznaczę że jestem perfekcjonistą i to jest ten problem. Dodatkowo umarł mój pies, którego kocham, był moim najbliższym przyjacielem jak miałem te wszystkie gorsze momenty i osobiście pochowałem go co wywołało u mnie, nie wiem nawet jak to nazwać. PTSD raczej nie bo nie wywoływało to stresu, ale kompletną melancholie, byłem w żałobie więc psycha dostała grubo. Pewnego dnia ( był jakoś maj tego roku) jadę do Wrocka na uczelnie pociągiem i tam przysięgam, myślałem że znalazłem się na drugim świecie. Dostałem zupełnie nagle ataku częstoskurczu, ale ten atak był kilkukrotnie razy mocniejszy niż w liceum, pół godziny tak walczyłem aż zawołałem gościa z przedziału o pomoc, straciłem przytomność, ogarnąłem się dopiero w karetce i jechałem w takim stanie godzine do Oleśnicy xdd. Dali mi zastrzyk w dupala i przepisali propanolol ale do teraz tylko raz go użyłem tak w sumie. Od tamtego momentu moje życie było inne. Byłem kompletnie przerażony i pierwsze dni nie wychodziłem z domu, ale ja właśnie zawsze byłem taki że nie pi****** się ze sobą więc tłumaczyłem że to tylko psycha i wychodziłem z chaty jak najwięcej.I ja muszę to napisać, kocham ćwiczyć więc co by się nie działo ruszałem się na wszelki sposób, jak tylko mogłem, stwierdziłem że siłka może zbyt obciążyła układ krwionośny więc chodziłem na streeta, którego mam dosłownie pod swoim domem. Uwielbiam to miejsce to było moje główne źródło relaksu, nawet jeśli nie robiłem treningu to chodziłem tam sobie posiedzieć. Każdy ma chyba takie swoje miejsce, wiecie o co chodzi. A sama niemożność trenowania to dla mnie tak jakby ktoś zabrał ci dosłownie własne dziecko, bez kitu.Jednak proste czynności jak pójście do sklepu, na uczelnie było pieprzonym piekłem, serce zaczynało bić podobnie jak wtedy w pociągu, miałem z 3 ataki paniki na tamten moment ale ogarnąłem się z tego szybko dzięki psychoterapii i metodzie Jacobsona. Ogólnie jak mam was pocieszyć jeśli ktoś ma podobny problem i to czyta na nerwicę serca to jest najlepsza technika z wszystkich, dzięki regularnemu stosowaniu tej techniki moje problemy z sercem które miałem od 6 lat kompletnie zniknęły czaicie to?Zdałem egzaminy na studiach, wszystko spoko git, ale bałem się że ten syf wróci do mnie, czułem to. Przyszły wakacje i niby git, ale nie do końca, cały czas towarzyszyło mi to pieprzone pragnienie, piłem 5 litrów nałęczowianki, ale sikałem na biało, ogólnie czytałem już wtedy o różnych chorobach popadłem w hipochondrię, przejmowałem się tym całymi dniami i czułem coraz większy stres, napięcie w moich mięśniach, rozedrganie, bezradność. Odkładałem już od jakiegoś czasu aktywność fizyczną prawie do zera bo treningi zamiast sprawiać mi przyjemność to przyprawiały mnie o mdłości, strach i rozczarowanie. Wyszliśmy ze znajomymi i dostałem ataku paniki, ale był on inny. Tym razem czułem że się duszę, nie mam powietrza, wszystko robiło się ciemne, pojechałem z moją dziewczyną do jej domu i przeszło. Na następny dzień pojechaliśmy nad morze na wakacje na dwa tygodnie, napisze o tym tylko po krótce. Codziennie miałem wtedy ataki paniki i jak wróciłem miałem problem zostać samemu w domu. I głównie najgorsze ataki paniki miałem po treningach co ciekawe. I tak codziennie miałem ataki paniki aż pewnego dnia dostałem u dziewczyny nagle takiego ataku że zasnąłem pod wpływem tego i na drugi dzień jak wstałem wszystko było inne. Nie czułem wtedy takiego lęku, ale coś było nie tak. Nie nazwałbym tego derealizacją czy też depersonalizacją bo wiedziałem że to wszystko jest naprawdę, całe to otoczenie oraz ja sam. Jednak czułem się jakby ktoś cię znokautował, wstałeś i masz problem z równowagą, taka dezorientacja po prostu albo uczucie bycia pijanym. Walczyłem tak sam z sobą jakiś czas do tego moja koleżanka z dzieciństwa popełniła samobójstwo co dolało oliwy do ognia, ale wybrnąłem z tego syfu, do takiego stopnia że mogę siedzieć sam w domu, mogę iść na siłownię, mogę wyjść na miasto, mogę jeździć autobusem i w ogóle po dużym mieście się poruszać. Więc spoko, o ile ataki paniki i takie czarnowidztwo mi minęło to nadal mam to uczucie, nazwałbym to brain fogiem bo czuje problemy z koncentracją, bardzo źle mi się czegoś uczy więc przestałem chodzić na zajęcia bo nie ma szans wysiedzieć w tym stanie, czuje się wtedy jak warzywo i mam problemy z mówieniem przy takich poważniejszych rozmowach. Moje pytanie brzmiCzy do tego wszystkiego mógł przyczynić się zły trening ? Czy ktoś miał może podobną historię (niech się wypowie) ? Z czego u mnie może wynikać ta nerwica bo jak dłużej się zastanawiam to nie miałem nigdy jakiś problemów ze stresem, nawet gdy wcześniej pojawiały się te epizody o których wspominałem, wychodziłem z tego na luzie ? Co powinienem zrobić z tym stanem dezorientacji, bo nieważne czego bym nie robił (np zanim zaczął się semestr miałem taki fajny okres, że robiłem muzykę, bity dla jednego ziomala, wychodziłem ze znajomymi i zapominałem po prostu o problemie, jednak gdy tylko wychodziłem na dwór to czułem ten syf) to nie przechodzi ? I w sumie może ktoś wie jak to nazwać bo ja mówię, że to brain fog ale może źle to nazywam ? Czy ssri pomagają przy takich problemach (chociaż ja to zawsze zostawiałem na ostateczność) ? Gdyby nie ten brain fog to wiem, że żyłbym pełnią życia i samorealizował się w każdej z moich pasji. Ale najważniejsze jak wybrnąć z tego syfu ?! help asap!!Dodam, żeChodzę regularnie do psychologa.Cały ten czas nie leczyłem się żadnymi lekami psychotropowymi, ani benzo, ani ssri, ani nic z tym podobnych. Jedyne co brałem: Ashwagandha (standaryzacja 9%), nalewka z dziurawca ( zaj**iście wyciągneło to mnie z ataków paniki ), D3 6000 jednostek dziennie, cytrynian magnezu z potasem i B6, B12 (ale to kompletnie jakby nie miało wpływu więc przestałem), Witamina C 2000mg dziennie, piłem meliskę wiadomo, kozłek lekarski, na serce to jeszcze głóg z imbirem.Jeśli chodzi o badania, jedyne co mi wyszło to za wysoki kortyzol i prolaktyna, a tak wszystkie inne zawsze wychodziły git, jednak 2 tygodnie temu dowiedziałem się że mam hipoglikemie reaktywną, obstawiam że to przez ten kortyzol chociaż ja zawsze chciałem przytyć i jadłem przez okresy masowe, które trwały po pół roku z przerwami 3500+ kcal, pół kilo węgli dziennie przy czym te posiłki miały wysoki IG i przez ten cały czas jak trenuje nie przykładałem do tego większej uwagi jak duże ma to znaczenie. No, ale kto wie może to również miało jakieś powiązanie z tym wszystkim (mam tu na myśli dietę). !!!!!!!!!I warto zwrócić uwagę na to, że z sercem kompletnie nie miałem objawów od momentu jak wyżej napisałem!!!!! Mimo wszystko ja jestem takim typem osoby, że po prostu nie mógłbym mieć depresji bo kocham życie, kocham bliskich, mam wiele pasji jak np robienie muzyki, gotowanie, gra na gitarze, klawiszach, uwielbiam grać na kompie, no po prostu jest tyle fajnych rzeczy, że to mi daje bardzo dużo motywacji do tego wszystkiego, jednak jest jak jest.
  24. letnideszcz

    Fluanxol + Abilify

    Czy takie połączenie leków będzie bezpieczne? Mam przepisany Fluanxol na lęk który mam po Abilify (biore 7,5mg). Dodam że jestem osobą wrażliwą na leki. Fluanxol mam w dawce początkowej 0,5mg czyli najmniejszą. Potem mam brać 1mg.
  25. hei od dluzszego czasu nie radze sobie zupelnie z nerwica lekowa i natrectwami przychodzą z nikad jest ich milion nie chca odpuścić i wpadam w histerie, przez to wogule nie ogarniam zycia, a mam 21 lat i chciałabym zeby jescze bylo fajnie, chodzilam juz na terpaie te natrectwa zwiazen sa z moja osoba i wygladem wjec nie umiem sie od nich odciac bo to ja, cokolwiek zrobie to wraca do tego codzienne sytuacje mnir wykanczaja, byłam na terapaiach u psyhologow nie pomoglo:(((( moze ktos tu pomoze moze jakby dowiedziec sie skad to sie wzielo to by pomoglo ale niewiem jak ćwiczenia oddechowe i medytacje tyko pogarszaja sprawe, doslownie jak to przyjdzie nic nie moge zrobic a rownisczenie czuje ze jak nic nie zrobie to zwariuje, jak dowiedziec sie skad wziely sie natrectwa i dlaczego ale juz jak bylam w podstawuwce miewalam takie jazdy i jest tyko gorzej;( plsss pomozcie
×