Skocz do zawartości
Nerwica.com

Beznadzieja

Znaleziono 1 wynik

  1. Cześć Jestem tu nowy i to mój pierwszy post tutaj, dział powitań odwiedzę później i tam coś więcej o sobie napiszę, tymczasem. Mam 25 lat i mam problem. Jak już wspomniałem mam 25 lat, mam za sobą rozdział z depresją i obecnie również ma swoje miejsce, chociaż teraz objawia się strasznymi problemami z koncentracją, zaś jeśli chodzi o obniżony nastrój, to jestem zwyczajnie wiecznie, wnerwiony i smutny, jednak nie depresja ani nie samotność jest tego przyczyną, a fakt, że nie potrafię ułożyć swojego życia. Nie będę pisał całej historii swojego życia, ale jej krótki fragment. Zawsze byłem samotny, nie potrafiłem zaistnieć w żadnej grupie ludzi, znaleźć przyjaciół czy kobiety. W którymś momencie swojego życia postanowiłem walczyć po swojemu ze swoimi problemami, zmieniłem się, jednak problemy ze znalezieniem ludzi pozostały. Po kilu latach jakimś trafem znalazła się kobieta (nie wierzę w cuda, więc nazywam to wyjątkiem potwierdzającym regułę, że już więcej nic dobrego w życiu mnie nie spotka, jeśli nic się nie zmieni). Żyłem z tą kobietą kilka najszczęśliwszych lat mojego życia, jednak wszystko poszło psu na budę, a ja ponownie zdałem sobie sprawę ze swojej samotności. Dałem sobie chwilę czasu na żałobę, a potem czas na walkę. Rzeczą, z którą się mierzę jest samotność, nie zniosę życia bez nikogo bliskiego, ani przyjaciół ani kobiety, z resztą sobie poradzę. Zwyczajnie boję się, że za 10 lat ciągle będę w tym samym miejscu. W tym momencie nawet moja rodzina ma mnie gdzieś. Od stycznia tego roku, dosyć aktywnie brałem udział w różnych spotkaniach z losowymi ludźmi, chciałem po prostu stworzyć jakąkolwiek sieć kontaktów, nie mówię o przyjaźniach, ale mieć jakichś kolegów czy koleżanki. Brałem udział w wolontariacie, chodziłem na zajęcia z jogi (tu akurat połączyłem poznanie ludzi, z zadbaniem o swój chory kręgosłup), zacząłem biegać i spotykałem się z różnymi ludźmi na treninach biegowych, byłem nawet na zajęciach z bachaty (może nawet do nich wrócę bo mnie zaciekawiły) teraz bedę szukać osób na łyżwy. Wiecie jaki był tego finał? Żaden, nie wiem czy ja mam wyjątkowego pecha czy los chce mnie zwyczajnie udupić. Na wolontariacie trafiła mi się grupa sama 40+, gdzie nie mogłem liczyć na jakiekolwiek relacje bo Ci ludzie po za wolontariatem mieli mnie gdzieś ( z resztą nie dziwię się, swoje życie i rodzina to nie potrzeba im gówniarza do znajomości), na jodze to samo, grupy biegowe były grupami na 1 trening, ewentualnie 2 i się rozpadały. kilka razy próbowałem takie grupy złozyć sam, ale nic z tego nie wyszło, bachata zresztą też podobnie, średnia wieku +++, trafiłem na lokalną grupę biegową w mojej okolicy i też społeczność raczej zamknięta. Zapisałem się do kilku grup sportowych na fb, z nadzieją, że może wydarzenia, gdzie mógłbym spotkać się z innymi i popróbować nowych rzeczy, lecz na tych grupach inni raczej chwalą się tylko swoimi wynikami, raz ktoś zaproponował założenie grupy do gry w squasha, zgłosiłem się jak i 10 innych osób, ale do żadnego treningu nigdy nie doszło. Wiecie co? Straciłem nadzieję, no zwyczajnie nie wiem co zrobi ze swoim życie, bo wszystko wydaje się bezsensowne. Cokolwiek nie zrobię, kimkolwiek nie będę, jakkolwiek bym się nie starał o cokolwiek w swoim życiu to nie ma sensu, bo wszystko i tak się pochrzani! Ostatnio pochłaniać zaczyna mnie jakaś apatia, żyję bo żyję, ale raczej już ani nie cieszy mnie zbyt dużo, ani nie zawodzi. Nie potrafię ruszyć swojego życia, a minął rok, nie chcę kolejnych takich lat. Nie wiem co robić i strasznie mnie to frustruje. I też nie odbierzcie tego tak, że zwyczajnie chodzę nachmurzony i czekam, aż ktoś łaskawie wyciągnie do mnie rękę. Wśród ludzi jestem osobą rozmowną i uśmiechniętą, często sam inicjuję rozmowy, chętnie podowcipkuję. I wiecie co jest w tym najbardziej pogrążające? To kim jestem to efekt mojej największej, najcięższej i najdłużej pracy nad sobą, z zamkniętego w sobie, milczącego wiecznie smutnego gówniarza do osoby obecnej, zajęło mi to kilka lat.. I co mi to dało? Nic, jestem w tym samym miejscu, z tym samym problemem. Powiem wam szczerze, że żebym nie bał się tego, co po śmierci, to pewnie dawno odstrzelił bym sobie łeb, bo już mi się nie chce kombinować dalej.. Zwyczajnie nie widzę w tym sensu.
×