Skocz do zawartości
Nerwica.com

maribellcherry

Użytkownik
  • Postów

    827
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez maribellcherry

  1. 19 minut temu, Kris0x0000 napisał(a):

    Jeżeli w poprzednich miejscach pracy było ok a tutaj od początku są takie "akcje" to raczej problem jest z tym ludźmi a nie z tobą. Możliwe że widzą że lubisz tę pracę, angażujesz się więc widzą w tobie zagrożenie i dlatego próbują się Ciebie pozbyć. Jak dla mnie to wygląda na toksyczne miejsce pracy, w którym tylko toksyczni ludzie czują się komfortowo.

    Nie wiem... Wydaje mi sie że ja toksyczna nie jestem. Staram się też przyznać do błędu że to może ja mogłabym też coś zmienić... Uważam że wina jest zawsze 50/50. Dostałam już kilka razy komplement od klientów i koledzy wiedzą o tym bo klienci powiedzieli im o mnie pozytywnie... I widziałam zazdrosne twarze niektórych... Nie wszystkich...

    Tak że może też coś w tym być że to toksyczny team jest.

    Przestałam z nimi rozmawiać i widzę ich tylko na niektórych przerwach, bo po prostu nie chcę z nimi siedzieć. No ale żebym nie wyszła na nie koleżeńską czy coś to czasem z nimi posiedzę...

  2. Godzinę temu, Kris0x0000 napisał(a):

    Cześć, czy w poprzednich miejscach pracy też miałaś podobne problemy?

    W sumie nie. Nie żeby ktoś próbował mnie wyrzucić, w sensie żebym ja sama aż zrezygnowała. 

    Pracowałam w różnych teamach. Naprawdę w wielu. W kilkunastu wręcz. Zwykle pracowałam na zastępstwa chorobowe i ciążowe.

    Dwa teamy do tej pory były okropne, między innymi obecny... W tym innym to koledzy przy mnie mnie obgadywali... Dosłownie... Siedząc ze mną i innymi przy stole. W jeszcze innym teamie była osoba, która mnie po prostu nie lubiła bo znałam managera prywatnie już od wielu lat. Kilka lat przed tym zanim do tego teamu przyszłam to go poznałam akurat przez mojego męża. (Dodam że mieszkam w innym kraju i tu załatwianie pracy po znajomości jest normalne, ta praca była akurat na krótkie zastępstwo).

    W reszcie teamów było raczej okej. Nie przypominam sobie więcej dziwnych sytuacji...

    Ja jestem ogólnie osobą która nie odważy się bronić żeby kogoś nie urazić nawet jak ktoś nie ma racji (chociaż jest lepiej). Wiele osób mi mówi ze mam uległy wyraz twarzy i sprawiam wrażenie osoby po której można "pojeździć". I mam wrażenie że ludzie często to wykorzystują.

  3. Ja tak mam ale nie jestem z tym zdiagnozowana. Pogorszyło mi się przez pracę, notabene nowa... A miało byc tak fajnie. Z jednej strony uwielbiam te prace a z drugiej kompletnie nie chce mi sie jej wykonywać, chodzić tam, wstawać rano, robie bo muszę, bez przyjemności (może też przez kolegów, pisałam w innym wątku)... Działam jak taki robot, w pracy mam maskę i jestem super mila i uśmiechnięta... Ale mam wrażenie ze przez to kosztuje mnie to 200% a nie 100...i czasem juz nawet o 14-15 padam na twarz, jestem wykończona a tu do 16-17 trzeba robić.

    Mam też okresy ze jest lepiej i nawet coś tam mi się chce i czuję sie szczęśliwa ale to epizody. Ale ogólnie mogłabym leżeć i nic nie robić. Też jestem ciągle zmęczona. Od 10lat już. Jestem przebadana wzdłuż i wszerz. Uzupełniam niedobory, już jest praktycznie okej ale wcale nie czuję się lepiej. Chodziłam do psychologa ale nie postawił żadnej diagnozy więc w sumie nie wiem co to miało być...

  4. Witam,

    postanowiłam zamiescic ten watek tutaj poniewaz jest to cos co przy moich problemach depresyjno nerwicowych jeszcze bardziej te problemy poglebia. 

    I moze ma/mial ktos podobne doświadczenia i podzieli sie pomyslami na rozwiazanie.

    Nie bede sie bardzo rozpisywac, postaram sie strescic, zeby nie wyszla ksiazka... 

     

    We wrzesniu zaczelam prace w nowym miejscu. Pracowalam z jedna kolezanka, ktora mnie non stop krytykowala i zwracala uwage nawet przy klientach. Mialam raz rozmowe z nia i z teamliderka i bardzo mnie obrazila, bardzo negatywne rzeczy o mnie powiedziala i klamala. Jak ja mowilam przyklady to ona sie wypierala i powiedziala, ze nie mialo to miejsca. Zaprzeczala sama sobie, np mowiac, ze ona mi nie bedzie mowila jak ja mam przeprowadzic rozmowe z klientem i w ogole o czym chce rozmawiac... ale ona chce wiedziec co robilam/o czym rozmawialam.... Ze ona chce wspolpracy ze mna 50/50.... ale ona zawsze stanie po stronie klienta a nie po mojej.... ale chce mi pomagac.... (mowiac mi co mam robic).I tego typu sytuacje....Ostatczenie wyladawalysmy obie u managerki, kazda powiedziala swoje racje. Tamta stwierdzila ze nie chce za mna pracowac. Ja sobie mysle, super bo ja z nia tez nie ALE nie powiedzialam tego, powiedzialam ze bardzo mi zalezy na poprawie sytuacji (musialam pokazac ze chce wspolpracowac, a tak naprawde nie cierpie tej kobiety). Ostatecznie zostalam przydzielona do innego teamu, czyli w lutym. Po jakis 2-3 tyg znowu sie zaczelo. Inna juz kolezanka z nowego teamu miala juz kilkanascie rozmow przede mna z klientem, moja dopiero druga z nim. Klient mowi ze nie jest do konca zadowolony ogolnie jak to wszystko idzie , nie ma nic do nas, ale ma sam problemy w prywatnym zyciu i duzo pracy i to rzutuje na te rozmowy. Przekazuje ja to mojej kolezance, a ona poszla do klienta i powiedziala ze ja powiedzialam ze on byl bardzo zly na mnie. Po czym widze sie z klientem i sie tego dowiaduje od niego co moja kolezanka mu powiedziala i dostaje pytanie od klienta: czemu ja tak powiedzialam? To wracam do kolezanki i pytam czemu ona tak powiedziala klientowi o mnie? A ona do mnie: no przeciez Ty tak powiedzialas, ze byl na Ciebie zly.. Ja sobie mysle WTF naprawde.... Dlaczego ona klamie?! Albo to ja juz postradalam zmysly?!

    I co ja mam zrobic? Nie pojde znowu do managerki... Z reszta i tak moja umowa nie zostanie przedluzona zapewne przez te pierwsza sytuacja w poprzednim teamie.. Ale jak ja mam z tym sobie poradzic w pracy jak koledzy mowia nieprawdziwe informacje? Wtedy ja wychodze na te gorsza co zle swoja prace wykonuje...

    Ja tyle serca wkladam w te prace, bo ja uwielbiam... A taki sposob traktowania mnie powoduje, ze ciagle placze i chodze smutna... I dobija mnie to psych bardzo. Nie daje sobie z tym rady. Czuje sie niedoceniana i czuje sie jakby chciano sie mnie pozbyc... 

     

    Jednak wyszlo duzo, sorki, mam nadzieje, ze ktos odp, z gory dzieki. 

  5. Obudzilam sie dzis z bolem po prawej stronie szyi. Takim praktycznie pod czaszka po prawej. Jak obracam glowa to bol sie nasila lub zmniejsza, w zaleznosci od pozycji.

    Staram sie na spokojnie tlumaczyc sobie ze to zapewne miesnie, ale wyobraznia i tak sama pisze inne scenariusze... (za duzo sie naczytalam/nasluchalam historii jak kogos bolala szyja, okazalo sie guzem mozgu albo kogos bolalo ramie i szyja i okazalo sie rakiem pluc...)

  6. W dniu 5.12.2021 o 17:15, jakub358 napisał(a):

    To ja mam dopiero lvl 26 w życiu. I bardzo dziękuję za wpis autora wątku i wpisy kolejnych osób, dużo mi to dało do zastanowienia się. 

    Mam wrażenie, że każdy z was dysponuje dość sporą wiedzą o życiu. 

    Wiem, że to zabrzmi może banalnie, ale jaką dalibyście mi radę na chwilę obecną? (26 lat, w związku, 5 rok studiów? planuje wyjechać za granicę) 

    Dokladnie, buduj stabilnosc finansowa i nie uzalezniaj sie od innych. Pozostan soba i rob to co Ci sprawia przyjemnosc. Nie rzucaj tego dla kogos, bo komus nie pasuje Twoje hobby. Korzystaj z zycia. Nie zamykaj sie w domu. 

  7. Ja tez sie odchudzam, ale chudne za to bardzo wolno... Fakt, ze tez nie przestrzegam sztywno diety, nie dam rady. Np jeden tydzien jem grzecznie (ze tak nazwe) a drugi "wpieprzam" co popadnie. I chudne ale wlasnie bardzo wolno. Bardzo duzo pracuje i mam dom/dzieci na glowie wiec nie mam czasu cwiczyc. Uda mi sie pocwiczyc raz na 3/4 miechy moze... Byc moze to wszystko razem do kupy powoduje, ze wlecze sie to wszystko jak flaki z olejem. Podejrzewam u siebie moze jeszcze problemy z gospodarka hormonalna. Niestety ciezko bedzie sie dowiedziec. Mieszkam za granica i musze miec skierowanie na badania. Nawet nie chce mi sie fatygowac do lekarza bo i tak mnie oleje, jak zwykle z reszta do tej pory...

    Na insta sledze wielu dietetykow ktorzy wyjasniaja jak dziala np insulinoopornosc i jak trzeba jesc. Wiec w tych moich "grzecznych" tygodniach stosuje sie do tego i rzeczywiscie dziala... No ale potem wszystko leci na leb na szyje. 

    Nie mam silnej woli. Pyszne jedzenie zawsze wygrywa... A najgorsze jest, ze jak schudne kilka kilo to potem zaczynam zle jesc , cos na zasadzie... nagrodzenia siebie za te zgubione kilogramy... i wtedy sobie mysle "nic sie nie stanie jak kilka dni bede jadla zle".... Tylko ze te kilka dni przedluza sie czasem nawet do 2-3 tyg.. i cud normalnie ze w tym czasie nie tyje...

  8. 6 godzin temu, Przerażony234 napisał(a):

    Ja tak kiedyś miałem ale nie był to objaw choroby także możesz być spokojna.

    Ja za to straciłem czucie w prawej stronie twarzy znaczy nie mogę nią ruszać. Wczoraj byłem u młodego lekarza poz który przepisał mi antybiotyk na ucho (w środku podobno jest jakiś biały płyn) + sam czuje się osłabiony i obolały jeśli chodzi o głowę.... Ciągle się denerwuje bo neurologa mam dopiero w poniedziałek to zacznę walkę z tym porażeniem już kiedyś je miałem to wiem że przeżyje ale martwię się że może to coś gorszego to w uchu jakieś zapalenie błędnika czy coś i już pojawia się masa myśli diagnozy w internecie i nie tylko a mój strach coraz bardziej rośnie i rośnie.... Czuje że chyba najlepiej będzie pojechać do szpitala..... 

    Przestan sie nakrecac i sorry ale nie zawracaj lekarzom w szpitalu glowy, powaznie. Maja pilniejsze i powazniejsze przypadki niz Twoj. Dostales antybiotyk.. Moze masz rzeczywiscie zapalenie ucha, a jak w pon idziesz do lekarza to dozyjesz, serio... A jak bedziesz sie czul coraz gorzej, ale tak powaznie gorzej a nie na wydaje mi sie to jedz na SOR. Aktualnie nie grozi Ci smierc ani powazny uszczerbek na zdrowiu wiec czekaj spokojnie do poniedzialku.

  9. 12 godzin temu, Jurecki napisał(a):

    No i po czym to jest?

    Skad mam wiedziec? Ja mam jelito drazliwe wiec podejrzewam, ze po prostu zaostrzenie. Przeciez w jel draz sa okresy naprzemienne.... 

    12 godzin temu, 94. napisał(a):

     

    Weź Stoperan, połóż się, odpocznij i zjedz coś lekkiego, pij dużo wody niegazowanej.

    Dziekuje za rady ale niestety to niemozliwe...  w sensie zeby odpoczac czy cos, poza tym to nie jelitowka

  10. 15 minut temu, Eve19 napisał(a):

     

    Ciężko tu porównywać matematykę do innych przedmiotów. Medycyny się uczą przez 6 lat jednakowo, dopiero później jest specjalizacja. Myślę, że jakąś podstawową wiedzę i budowę człowieka każdy chyba się uczy na studiach przez tyle lat. 

    nauczyciele tez zdobywaja te sama wiedze np dydatktyka, metodyka, psychologia.... obok ucza sie specjalizacji czyli przedmiotu... Kazdy nauczyciel z wyksztalcenia MUSI umiec poprowadzic lekcje z innego przedmiotu, w sensie zbudowac te lekcje.. Kazda lekcja ma swoje stale czesci ze tak nazwe.... niewazne jaki przedmiot. Ja bylabym w stanie nawet francuski poprowadzic.. serio... (mimo ze nigdy sie go nie uczylam), np w ramach zastepstwa... Jest wiele mozliwosci zeby to zrobic nawet jak sie tego francuskiego nie umie... Ale dobra, nie chce mi sie pisac tu bo bym musiala Ci koncept lekcji rozpisac itp....

     

    Podstawy musi umiec oczywiscie, ale zalozmy, ze to jakis twór jest to on jako gin nie musi wiedziec co to bo powiedzimy jest to typowe dla kosci.... rozumiesz? moze w macicy itp nie ma takich tworów jak na kosciach... nie wiem bo jestem nauczycielka 😉

  11. 19 godzin temu, Eve19 napisał(a):

     

     

     

    Swoją drogą śmieszny ten mój ginekolog, przejechał mi szyje i nawet rękę bo powiedziałam mu, że mam takiegoś guzka po tym jak mi śruby wyjeli z reki po złamaniu - popatrzył na usg i stwierdził, że on w sumie nie wie co to, bo nie jest ortopedą hahah. Jak ci lekarze kończą studia? ja rozumiem, że specjalizacje się wybiera, ale chyba jakaś podstawową budowę człowieka znają?! ale może źle myślę :D

     

     

    Nie musi wiedziec. To jak z nauczycielami... Jeden jest nauczycielem matematyki a drugi niemieckiego, np ja... Z matmy nic nie czaje. Jak bys mi pokazala zadanie z matmy to tez bym Ci w sumie powiedziala: w sumie to nie wiem co to/jak to zrobic...

  12. Stwierdzilam, ale to juz bardzo dawno z reszta, ze jestem nieszczesliwa w zwiazku i ze mieszkam za granica... W sumie jestem tu tylko teraz dla dzieci, bo chodza tu do szkoly, sa juz duze, maja kolegów... Zabierac je teraz do Polski to samobojstwo dla nich. Nie odnajda sie kompletnie, nie ma szans. Kraj w ktorym mieszkam i Polska to dwa rozne swiaty... Oraz dla sytuacji finansowej tu jestem. Nie ma co ukrywac ale mam teraz swietna wyplate, nie bede miala takiej w Polsce.. A reszta? Kultura... (a wlasciwie jej brak), mentalnosc... ludzie... tradycje... To jakis dramat tutaj... Krzycze w srodku... chce do Polski... Ale nawet nie moge czesto jezdzic... Nie da sie dostac urlopu na zawolanie... Jestem totalnie nieszczesliwa w kraju gdzie zyje... Ale znam bardzo duzo Polaków, ktorzy wlasnie lubia tutejsza kulture... a polskiej nie... To pogarasz tez moja hipochondrie... Chyba mam jakies poczatki depresji... 

    Wczesniej mialam tak, ze robilam wszystko na czas. Zakupy zrobione, obiad na zapas zaplanowany, wyprane itp.. Wszystko uszykowane ogolnie co ma byc, posprzatane itp.. A teraz? kompletnie mi to W I S I... serio zaje*iscie wisi i powiewa wrecz.. Nie mam sily sie ciagle wszystkim przejmowac... NIe jestem sama od tego... tzn jestem bo moj maz nie robi kompletnie NIC... a jak czegosc nie zrobilam, to przychodzi z pretensjami... ale sam nie pomysli i nie zrobi... Naprawde kompletnie mi wszystko jedno jest co sie stanie.... czy bedzie co jesc na czas i czy ciuchy beda poprane na czas do szkoly i pracy...

  13. Ja mam akutalnie znowu faze na raka pluc, trzustki/watroby oraz kobiecych narzadów...

     

    A poza tym to stwierdzilam, ale to juz bardzo dawno z reszta, ze jestem nieszczesliwa w zwiazku i ze mieszkam za granica... W sumie jestem tu tylko teraz dla dzieci, bo chodza tu do szkoly, sa juz duze, maja kolegów... Zabierac je teraz do Polski to samobojstwo dla nich. Nie odnajda sie kompletnie, nie ma szans. Kraj w ktorym mieszkam i Polska to dwa rozne swiaty... Oraz dla sytuacji finansowej tu jestem. Nie ma co ukrywac ale mam teraz swietna wyplate, nie bede miala takiej w Polsce.. A reszta? Kultura... (a wlasciwie jej brak), mentalnosc... ludzie... tradycje... To jakis dramat tutaj... Krzycze w srodku... chce do Polski... Ale nawet nie moge czesto jezdzic... Nie da sie dostac urlopu na zawolanie... Jestem totalnie nieszczesliwa w kraju gdzie zyje... Ale znam bardzo duzo Polaków, ktorzy wlasnie lubia tutejsza kulture... a polskiej nie... To pogarasz tez moja hipochondrie... Chyba mam jakies poczatki depresji... 

    Wczesniej mialam tak, ze robilam wszystko na czas. Zakupy zrobione, obiad na zapas zaplanowany, wyprane itp.. Wszystko uszykowane ogolnie co ma byc, posprzatane itp.. A teraz? kompletnie mi to W I S I... serio zaje*iscie wisi i powiewa wrecz.. Nie mam sily sie ciagle wszystkim przejmowac... NIe jestem sama od tego... tzn jestem bo moj maz nie robi kompletnie NIC... a jak czegosc nie zrobilam, to przychodzi z pretensjami... ale sam nie pomysli i nie zrobi... Naprawde kompletnie mi wszystko jedno jest co sie stanie.... czy bedzie co jesc na czas i czy ciuchy beda poprane na czas do szkoly i pracy....

  14. W dniu 16.11.2023 o 14:17, portowoo napisał(a):

    Ponownie witam forum. 

     

    Miałem trochę ponad rok spokoju i znowu jestem zniszczony i nie do życia. Rok temu kolejny stos badań, objawów - nie wyszło tak źle. Kręgosłup zajechany - wiadomo, cukier lekko podwyższony i dwukrotnie za duży alat. Jednak wszelkie usg, badania krwi itd. wykluczyły grubsze problemy. Więc zdrowy tryb życia, czysta głowa i tak leciało.

     

    Jednak jakoś w kwietniu zobaczyłem trochę krwi w kale.. Parę dni wyjęte z życia, panika, ale ogarnąłem się. Miałem w głowie tyle lat wpadania w hipochondrię, że jakoś udało mi się ogarnąć lek bez lekarzy. Do zeszłej soboty.. Mała ilość krwi i od tamtej pory jestem zmiażdżony. Dzisiaj sytuacja się powtórzyła. Nie muszę czytać w internecie co to oznacza bo tyle tkwię w hipo, że wszystko już wiem. Lekarz w przyszłym tygodniu a do tego czasu na środkach uspokajających ledwo żyje. Zero apetytu, ochoty do pracy, nic.. Po prostu kur zapiał tragedia.

     

    W ostatnich 4 latach przechodziłem już przez wszystkie badania i wszystkie odmiany raków i innych stwardnien. Jedynie kolono i gastro mnie omijały. I oczywiście ledwo rok spokoju i musi się pojawić krew w g. Ja pier***

    Zycze Ci sily i dobrych wyników.

  15. Witam, nie pisalam tu chyba jakies 2-3 miesiace, ale zagladalam. Chcialam zobaczyc ile wytrzymam bez napisania tu posta ze znowu panikuje.

    Az do dzis.

    Jestem chora od kilku dni, przyjmuje antybiotyk. Dopadl mnie okropny kaszel i goraczka. Az mnie dusi od tego i furczy w tchawicy. Dostalam doksycycline, przyjmuje od pon. Jest minimalna poprawa ale bez szalu.

    Teraz wkrecam sobie (mimo, ze serio, nie mam pojecia jak to dziala), ze moze z moim ukladem autoimmunologicznym jest cos nie tak, albo, ze antybiotyk nietrafiony. Wkrecam juz sobie, ze to moze wcale nie bakteria a bialaczka ta ostra, czy cos tam... Naprawde jestem przerazona, ze z tego nie wyjde, ze dostane powiklan i umre. Albo ze jednoczenie tocza sie u mnie dwie choroby: bakteryjna i bialaczka.... i ze tak czy siak umre. 

    Zaczelam juz mezowi mowic co ma robic w razie mojej smierci i mam od czasu do czasu napadki paniki i wybucham placzem, ze dlaczego nie widze poprawy?

  16. 21 godzin temu, maribellcherry napisał(a):

    ja wiem, ze w szpitalu to wszystko mozna zlapac, najpopularniejszy jest chyba gronkowiec mrsa....

     

    babcia nie umarla i ja mam nadzieje, ze tez nie umre, ze nic nie zlapalam...

     

    ale wciaz jestem PRZERAZONA naprawde

    Wykoncze sie nerwowo...

     

    Meczy mnie napiecie przedmiesiaczkowe wiec czuje sie ogolnie kijowo. Dodatkowo od kilku dni bolalo mnie gardlo (od dzis juz nie) ale mam jeszcze taki brzydki posmak w ustach jak przy zapaleniu migdalków... Wiec moze to wszystko razem do kupy i czuje sie tak slabo. 

    Ale wkreta mam oczywiscie, ze zarazilam sie czyms w szpitalu.

     

    Ja ide od pazdziernika na 3 miechy na taki ala staz zapoznawczy z zawodem pielegniarka/opiekunka pacjentów. Myslalam, ze mi to pomoze przezywciezyc strach przed chorobami. Ale jak ja wlasnej babci sie balam dotknac... nawet jej ubran czy balkonika (dotknelam, ale jak widzicie kosztuje mnie tyle stresu) to ja nie wiem jak ja obce osoby dotkne... 

     

    Chcialam sobie zrobic drugi zawód. Kiedys juz zaczelam nauke w zawodze opiekunka osob starszych ale poszlam jednak na germanistyske. Teraz padlo na opiekunke pacjentów bo ja nie chce za biurkiem siedziec (mam w tym doswiadczenie jakies 8 lat i nie chce siedziec 8godz za biurkiem), w tym sie jeszcze widze (jednak bakterie mnie przerazaja)... Wiec po prostu bedzie chyba ciezko...

  17. 1 godzinę temu, nadiee napisał(a):

    No a babcia umarła? I Ty też nie Umrzesz. Nie umierasz. Nie chciałam Cię wystraszyć, chodziło mi tylko o to, że w szpitalu po prostu można coś złapać, bo tam jest od cholery bakterii i innych takich. To wszystko. No i z drugiej strony popatrz. Skoro są odwiedziny, to musi to być bezpieczne 

    ja wiem, ze w szpitalu to wszystko mozna zlapac, najpopularniejszy jest chyba gronkowiec mrsa....

     

    babcia nie umarla i ja mam nadzieje, ze tez nie umre, ze nic nie zlapalam...

     

    ale wciaz jestem PRZERAZONA naprawde

  18. 7 godzin temu, nadiee napisał(a):

    Wow, no to super wyjazd. Ciesze się, że się tak udał. 

    Rozumiem strach związany z babcią, on jest właściwie całkiem uzasadniony. Poobserwuj siebie jakiś czas, ale myślę, że będzie spoko. Ja jakiś czas temu miałam szytą ranę, bo podrapało mnie dość mocno zwierzę. I nie dali mi anatoksyny, bo byłam szczepiona 10 lat temu. I się też bałam jakiś czas tężca, ale nic mi nie było. 

     

    A co u mnie... Nic takiego w sumie. Trochę mam kłopotów finansowych i już mi momentami wszystko jedno. No i cudowne uzdrowienie następuje wówczas. 

    Powiem Ci szczerze, ze mnie nastraszylas... "Poobserwuj siebie" to brzmi jakbym mogla sie zarazic... Ale nie wiem wciaz czy to na pewno ta bakteria czy jednak inna.... 

     

    Oj tak, klopoty finansowe to stres murowany. Ja jestem splukana po tych wakacjach kompletnie...

     

    5 godzin temu, maribellcherry napisał(a):

    Powiem Ci szczerze, ze mnie nastraszylas... "Poobserwuj siebie" to brzmi jakbym mogla sie zarazic... Ale nie wiem wciaz czy to na pewno ta bakteria czy jednak inna.... 

     

    Oj tak, klopoty finansowe to stres murowany. Ja jestem splukana po tych wakacjach kompletnie...

    JA JESTEM PRZERAZONA, JA UMRE ZARAZ, PRZYSIEGAM.

     

    Mnie juz nie ma w PL ale kazalam sie mojej siostrze zapytac jeszcze raz dokladnie co to za bakteria.... Ja mam nadzieje, ze ona cos zle zrozumiala, ze to inna bakteria albo rzeczywiscie dwie...

    Widzialm pielegniarki ktory przy babci robily. Wprawdzie bylo to podanie kroplowki i podlaczenie do wenflonu ale bez rekawiczek... Chyba pielegniarki by nie ryzykowaly zeby sie zarazic czy zarazic innego pacjenta? No ja nie wiem ale jestem naprawde przerazona... 

     

×