Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mariusz1990

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Mariusz1990

  1. [Przepraszam za brak polskich znakow]

    Witam. Mam 29 lat, od 3 lat mieszkam i pracuje w Norwegii. Decyzja o przyjezdzie do tego kraju byla spontaniczna i nieprzemyslana,ale uwazam ze wlasciwa. Po skonczeniu studiow i kilku dorywczych pracach w innym miescie przez kilka miesiecy mieszkalem w domu rodzicow dorywczo pracujac w swoim miasteczku i remontujac ich dom. Kiedy mialem 26 lat po kolejnej klotni ze swoja mama cos we mnie peklo, wiec postanowilem spakowac sie, wyjechac przed siebie i jak najszybciej zarobic na swoje wlasne mieszkanie. Wyjechalem w ciemno, nie znalem tu nikogo, spalem w samochodzie, mialem tylko niewielkie oszczednosci na start i o dziwo udalo mi sie znalezc prace z zakwaterowaniem juz 2 dni po przyjezdzie. Szlo mi naprawde swietnie, udalo mi sie odlozyc sporo pieniedzy, marzenia o wlasnym mieszkaniu zaczely sie stawac coraz bardziej realne, czulem ze w tym kraju wszystko mi sie udaje. Po roku zmienilem prace, moj znajomy otworzyl firme budowlana i mnie zatrudnil,a 11 miesiecy temu zapytal czy nie chcialbym zaprosic tu kogos ze znajomych badz rodziny by popracowal sobie z nami. Wiedzac o tym ze dzialalnosc gospodarcza mojego ojca przynosi mu bardzo skromne zyski, zaproponowalem mu przyjazd. Czuje ze byl to jeden z wiekszych bledow w moim zyciu.

    Opisze troche co mysle o ojcu (nie wiem czy faktycznie taki jest, nie bylo go przy mnie gdy dorastalem😞

    Ma 58 lat, sam nigdy nie doswiadczyl ojcowskiej milosci, moj dziadek byl alkoholikiem, zapil sie w wieku 54 lat. Od babci wiem ze nie mieli wesolo. Moj tata prawie o swoim ojcu nie wspomina. Kiedy skonczylem 8 lat tata zaczal pracowac na zlecenia, najczesciej 200 km od domu, w domu pojawial sie czasem raz w tygodniu, czasem rzadziej. Ogolnie malo go pamietam z czasow mojego dorastania. W dziecinstwie bylem raczej samotnikiem, mimo ze bardzo pragnalem kontaktu z ludzmi. Okres swojego zycia do 16 roku zycia raczej slabo pamietam. Ojciec jest alkoholikiem, przyjezdzal z delegacji notorycznie pijany, bardzo czesto klocil sie z moja mama ktora jest nerwowa osoba. Jako dziecko bylem swiadkiem wielu patologicznych sytuacji z jego udzialem. Nie byl tyranem, ale mysle ze czesto nie wytrzymywal czepiania sie mojej mamy i wtedy glosno krzyczal, trzaskal drzwiami lub upijal sie do oporu tak ze nie raz zastalem go lezacego w mokrych spodniach. Apogeum wszystkiego przyszlo w wakacje 2010 roku, kiedy spedzalem czas w domu po pierwszym roku studiow. Tata wpadal w straszne ciagi alkoholowe, akurat wtedy pil chyba kolejny raz przez 3 tygodnie, potrafil lezec nieprzytomny  przez cala dobe i nie dawac oznak zycia. Akurat wtedy nie jadl chyba przez tydzien. Nikt, nawet ja nie dawalem mu szans na wyjscie z tego. A czytalem wtedy wiele o alkoholizmie, wiedzialem ze gorzej juz byc nie moze. Nawet ratownicy medyczni powiedzieli podczas interwencji powiedzieli ze nic nie moga zrobic gdyz jest pijany, ale nie wroza mu przyszlosci. Moja mama strasznie wariowala kiedy on byl w takim stanie. Pewnego razu przyszla do mojego pokoju i powiedziala ze wyskoczy przez okno gdyz ma juz tego dosc. Zatrzymalem ja, nakrzyczalem na nia, a pozniej doszlo do rzeczy,ktorej nie moglem sobie pozniej darowac - doszlo do przepychanki i bojki (na szczescie bez ciosow po twarzy) miedzy mna i moim ojcem. Zaluje tego do dzis. Nastepnie ojciec zgodzil sie na to zebym odwiozl go do szpitala psychiatrycznego na odwyk i od tego czasu, juz prawie 10 lat dzieki Bogu nie pije.

    Po tych wydarzeniach studiowalem, kiedy przjezdzalem na swieta do domu nie mialem problemow z ojcem. Chcial jedynie bym w kazdej swojej wolnej chwili pracowal z nim, wyjezdzal w delegacje. Odnioslem wrazenie ze uwaza swoja prace za wspaniala, bardzo dochodowa i najlepsza ze wszystkich jaka moglbym w danym okresie miec - ja mimo ze widzialem to inaczej czesto z nim jezdzilem co przyznam szczerze bylo dla mnie meczace. Wiedzialem ze pracowanie po 13h dziennie i spanie na budowie to nie moje zycie, a zarobek ktory mi proponowal nie byl tego wart. Pomagalem mu bo nie chcialem go krzywdzic odmowa. Jego styl bycia, szczegolnie w pracy mnie meczyl, on jest osoba powolna, flegmatyczna, ja raczej jestem energicznym czlowiekiem. Poza tym nie mialem z nim problemow.  Za to przynajmniej raz na jakis czas klocilem sie ze swoja mama - bylo to czepianie sie do mnie o drobiazg ktore pozniej przeradzalo sie w awanture. Bardzo czesto wypominala mi to ze szarpalem sie wtedy,10 lat temu z ojcem. Nigdy nie mowila o tym kiedy byla spokojna, ale czulem ze mojej mamie nie podobalo sie to ze mialem przyjaciol,  powaznych ludzi, wielu starszych ode mnie, chociaz nigdy nie zapraszalem ich do domu. Spiewalem w chorze co bylo moim hobby i pasja. Moi rodzice sa raczej nietowarzyscy, bardzo rzadko miewalismy gosci, prawie nigdy. W swieta jedynie babcia kiedy jeszcze zyla ( a babcie wspominam super - to mama mojego taty).

    A wiec wracajac do sedna, w czym mam problem:

    Moj tata przyjechal do mnie prawie rok temu, zamieszkal ze mna, prawie rownoczesnie z nim wprowadzila sie do mnie moja dziewczna z ktora juz nie jestem, ale to nie on byl przyczyna naszego rozstania. Okazalo sie ze pracy jest wiecej niz wczesniej myslelismy i... no wlasnie. On chce tu zostac do emerytury. Jeszcze 9 lat. Przeraza mnie to. Najgorzsze jest to ze my nie potrafimy rozmawiac. Czuje ze mam dobry kontakt z ludzmi, ale z nim nie potrafie rozmawiac, nigdy nie moglem powiedziec mu o swoich potrzebach. On tez nie mowi kiedy ma jakis problem tylko siedzi smutny i zwieszony. Potrafimy jechac do pracy i nie odzywac sie do siebie przez godzine. Z jednej strony ogromnie mi go zal, z drugiej czasami jestem bardzo zly na niego za to ze taki jest, ze w wieku 58 lat jest taki bezbronny. Na poczatku, kiedy przyjechal mowil ze mu sie bardzo podoba to zycie ktore tu zastal, ze nareszcie moze pracowac 8 godzin dziennie 5 dni w tygodniu i ma z tego dochod, a nie jak wczesniej po 12 godzin 7 dni w tygodniu i spanie na budowach. Czesto zartowal ze uciekl od mamy tak jak i ja to zrobilem. Szybko stalem sie szorstki, oschly, bardzo przeszkadza mi w zyciu jego brak wiary w siebie i najgorsze jest to ze czuje ze sie upodabniam do niego. Spedzamy czas oddzielnie tylko kiedy spimy. Rano pijemy kawe razem, jedziemy do pracy razem, pracujemy razem, wracamy z pracy razem, obiad razem, TV razem. Moj ojciec nigdy nie mial zadnego hobby, nigdzie nie wychodzi, nie zna jezyka, nawet przez 11 miesiecy ani razu nie zrobil sam zakupow w sklepie. Ja za to bardzo sie zmienilem, mam problemy z poczuciem wlasnej wartosci, czesto mysle o tym ze wynajme kolejne mieszkanie sam, ale pozniej przychodza mysli ze przeciez on sobie nie poradzi, ze jest bardzo samotny, ze bedzie mial mnie za tyrana ktory nie kocha swojego ojca. Raz katuje jego w soich myslach, raz siebie. Do tego jeszcze moja matka... podczas jednej z awantur kiedy bylem w Polsce powiedziala ze ojciec sie mnie boi. Kiedy go zapytalem czy wypowiedzial takie slowa - zaprzeczyl. Na slowo "dziekuje " z ich strony juz nie czekam. Za to martwie sie jak to sie dalej potoczy, boje sie ze nigdy nie uloze sobie zycia, nie zaloze rodziny, bo zdaje sobie sprawe ze nigdy nie bede soba z ojcem u boku. 

    Do mamy juz nie dzwonie, czasem kiedy gadaja w salonie przez messengera z nia pogadam. Mysli ze jestem na nia obrazony. Na swieta do rodzicow nie jade, czuje ze beda mnie obgadywac ale tak bardzo chce byc chociaz przez te kilka dni sam.

    Niestety sam mialem (mam) problem z alkoholem po przyjezdzie mojego taty, zapijalem smutki prawie codziennie, nie afiszowalem sie z tym przy nim ale z przykroscia musze stwierdzic ze mocno przesadzalem z alkoholem zeszlej jesieni. Wzialem sie w garsc ale na pewno nie moge tego pominac w swojej relacji.

     

    Moze ktos mi cos poradzic? Wiem ze najlepsze byloby po prostu wynajecie sobie oddzielnych mieszkan po skonczeniu aktualnej umowy ale:

    -zal mi go zostawiac gdyz nie ma tu nikogo

    -boje sie ze mialbym ogromne wyrzuty sumienia ze jestem egoista

     

×