Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emocje w nerwicy...


kukubara

Rekomendowane odpowiedzi

Najgorsze jest samemu sobie zacząć wkręcać, że wszyscy o mnie zapomną, nikomu na mnie nie zależy i tak dalej.

 

Nigdy nie miałam takiej bliskiej przyjaciółki (-łek) czy faceta, żebyśmy byli nierozłączni, więc zawsze tylko ode mnie zależało, czy będę spędzać czas z innymi, czy nie. Wolę nie sprawdzać, czy sami na mnie zwrócą uwagę, czy sami sobie o mnie przypomną, żeby się nie rozczarować. Teraz myślę o tym, ile ja mogę dać innym swoim towarzystwem, swoimi pomysłami.

 

Powtarzam więc: najgorsze jest samemu sobie zacząć wkręcać, że wszyscy o mnie zapomną, nikomu na mnie nie zależy i tak dalej. Czasem można chcieć się odciąć od ludzi, ale nie na długo, bo potem zaczyna się toczyć jakąś wewnętrzną walkę z samym sobą, obwiniać o to świat zewnętrzny i krzywdzić siebie i osoby, którym (wbrew temu uporczywemu myśleniu) na nas zależy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

roznie to bywa z ta izolaja...ja uwazam ze nie nalezy sie do niczego zmuszac!jak jacys znajomi proponuja mi wyjscie a ja sie zle czuje akurat w tym momencie i drecza mnie moje nerwicowe dolegliwosci nie mam zamiaru wychodzic i robic dobrej miny do zlej gry, bo takie sytuacje mnie mecza i w takim momencie mam ochote porozmawiac o chorobie a nie o jakis pierdach:p a zdrugiej strony nie chce sie otwierac i opowiadac o swojej chorobie!wiem ze to dla przecietnego statysty ktorego to nigdy nie dotknelo jest ciezkie do zrozumienia i jakies skomplikowane;/

wiecie co?ja z natury jestem typem aliena kiedys mniejszym (nie no w sumie bylam towarzyska:)) ale teraz to troszku wiekszym!nie mam zaufanych ludzi kupa znajomych w pracy na uczelni-zadnych bliskich wiezi ale jakos mnie to nie dreczy czuje sie sama ze soba w miare dobrze i nie trawie osob ktore dowartosciowuja sie liczba znajomych bo w tych czasach jeden prawdziwy przyjaciel to skarb i staram sie pamietac zeby nie byc zbytnio egocentryczna("za duzo chcecie za malo od siebie dajecie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niepowie wam ze wasze objawy sa skutkiem nieprawidlowej struktury neuronalnej ... dotyczy to osob u ktorych objawy psychosomatyczne ujawnily sie bez zadnego czynnika w okresie miedzy 17-21 rokiem zycia i trwaja nadal.

 

cechy charakterystyczne osobowosci nieprawidłowej emocjonalnie niedojrzałęj to min

 

- podwazanie autorytetow

- początki bez konca

- nadmierne skupienie na sobie

- wpatrywanie sie w siebie ( przegladanie w lustrze )

- brak elastycznosci w kataktach z ludzmi

- przekonanie ze jest sie najwazniejszym i swiat kreci sie wokol mnie

- ograniczone zycie psychiczne - kapensowane przez narcyzm społeczny - robienie czegos na pokaz zeby innie podziwiali

- lęk ( deficyt lęku)

- konflikty społeczne

- obwinianie innych za wlasne niepowodzenia

- depresja

- labilnosc emocjonalna

- czeste szantaze samobojstwem

- dominujace zachowanie impulsywne (emocjonalne)

- wybuchy agresji

- ciągłe napięcie

- przedmiotowe traktowanie ludzi

- manipulacja

- zaburzenia somatyczne

- nieświadomośc siebie (zagubienie w lustrzanym odbiciu )

 

 

Tutaj leki niepomoga ,zadne SSRI czy benzodiazepiny - jedyna ulge moze dac psychoterapia .

 

sory za bledy .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

różnych teorii jest wiele. Podana przez Ciebie lista "objawów" jest dość szeroka i niejednoznaczna, dodatkowo co to znaczy "bez zadnego czynnika w okresie miedzy 17-21 rokiem zycia" - w tym wieku wiele się z człowiekiem dzieje, szczególnie z mężczyzną, więc jakiś czynnik zawsze się znajdzie.

A ja np. wysnuję teorię, że wielu z nas brak "dojrzałości afektywnej"... ciekawe sformułowanko, prawda.

 

Żeby wiedzieć coś na pewno trzeba przeprowadzić eksperymenty. Np. gdyby operacyjnie wyleczono 1000 osób z lęków, to by można mówić - jest skuteczna metoda leczenia operacyjnego nerwic. Ale to się raczej jeszcze długo nie stanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bez czynnika to mam namysli uzywki w szegolnosci twarde narkotyki oraz jakies urazy glowy , lub juz wczesniejsze urazy okołoporodowe tez wchodza w ten schemat .

Jesli chodzi o cierpienie o ten cierń który cały czasz przeszkadza i kłuje - o całą mase psychosomatycznych dolegliwosci pochodzenia psychogennego mozna skorygowac psychoterapia - wiadomo ze leki a wszegolnosci benzodiazepiy daja chwilowa ulge bo dzialaja hamujaco na struktury sorodkowego ukladu nerwowego pobudzajac GABA ,ale powoduja uzaleznienie ktore pogarsza sprawe kazde przerwanie leczenia wiaze sie z odstawiennym cierpieniem fizycznym i psychicznym ,radze co niektorym poszukac dobrego psychoterapeuty ktory odnajdzie problem i pomoze zyc z tym obciazeniem .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam sie jak to jest. Czy wstydzicie sie łez na terapi?? Czy da sie zwalczyc nerwice nie płacząc. Ja wstydze sie płakać .. nie dlatego ze jestem silną kobietą, wprost przeciwnie ... czuje sie słaba, a płacząc jeszcze bardziej utwierdzam sie w tym ze jestem beznadziejna. Rozmowa o tym co czuje zawsze powoduje u mnie wzruszenie .... i nie wiem czy to normalne płakac na terapi ???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie uczęszczam na terapie ,ale ilekroć jestem u psychologa czy nawet u psychiatry a poruszony zostanie jeden temat nie potrafię pohamować łez,one lecą same..

 

Czy się tego wstydzę?Nie ,nie wstydzę się tego ,to emocje.

Myślę że to że płaczesz wcale nie jest oznaką Twojej słabości,a tym bardziej beznadziejności.

Głowa do góry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Płacz jest to naturalny stan emocjonalny, będący reakcją na strach, ból, smutek, żal i ma tak samo znaczenie pozytywne ''płacz szczęscia''

Pearl płacząc wylewasz swoje emocje. Zdaj sobie pytanie czy po tym jak sie wypłaczesz jest ci lepiej?

Płaczemy wszyscy a jest to dobry znak jeśli chodzi o emocje.

Nie wstydż sie swych łez na terapiach,jesteś tam po to aby wyładować z siebie wszystko możesz nawet krzyczeć.Jesteś rozdrażniona emocjonalnie a emocje które powodują u Ciebie płacz na Terapii nie wskazują na to że jesteś słaba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Płaczliwa jestem ostatnio :D

 

raz na tydzień 10 minut mi starczy, wtedy przychodzi ekipa ratunkowa i mnie pociesza. :D

ale to zalezy.

czasem rzadziej czasem częściej, niekiedy nie mam po co.

 

ale na terapii uwielbiam płakać. dostaje z miejsca rozgrzeszenie i pokutę :P a potem jak wracam to wycieram łzy i się śmieję.

fantastyczne uczucie.

 

aha- bluźniłam, krzyczalam. psychologowie rozumieją. najgorzej jak coś tłumaczę i niechcący przechodzę do nich na TY, wygląda to jak tłumaczenie krowie na granicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj pierwszy post tez bedzie dotyczyc lez. :smile:

 

Jestem znerwicowana, a problem z placzem mam od dziecinstwa. Plakalam przy ludziach, co mnie od dziecinstwa przerazalo, ale nie umialam sie powstrzymac.

 

Kiedy doroslam, bardzo sie staralam nie plakac i np. na studiach, nie plakalam, ukrywalam swoje emocje do konca. Choc mialam czasem ochote sie rozplakac.

 

Niestety ostatnio zdarzylo mi sie plakac przy ludziach, co powodowalo u mnie frustracje i zlosc na sama siebie.

 

Przy bliskich, nie jest mi tak trudno sie rozplakac, wiec placze namietnie i faktycznie troche mnie to oczyszcza ze zlych emocji.

 

Ostatnio rozplakalam sie wlasnie u lekarzy. Jeden niezbyt milo to przyjal, drugi stwierdzil, ze nie pozwala plakac swoim pacjentkom, dlatego bardzo sie powstrzymuje.

 

Po zastanowieniu, to ten moj placz to takie moje wolanie o pomoc. Tylko ta pomoc nigdy nie nadeszla, wiec bardzo sie przed tym placzem w miejscach publicznych bronie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wstydze się co prawda nie płakałam nigdy u trapetów bo nigdy nie bylam u trapety ani nigdzie ale pewnie gdybym miała to wyrzucać przed kimś wszystko co we mnie siedzi to bym się rozpłakala

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja ostatnio tez czuje taka straszna pustke emocjonalna :/ a najgorsze jest to, ze czuje ja tez w sosunku do swojego chlopaka, ktorego bardzo kochalam i wiem, ze kocham go nadal ale jakos nie moge tego poczuc. czasami zastanawiam sie czy moze rzeczywiscie cos sie juz w naszym zwiazku skonczylo, ale ta pustka zaczela sie tak nagle. nadal chce sie do niego przytulac, calowac go, ale czuje wlsanie ta pustke i przez to nawet nie mam ochoty na seks, bo nic nie czuje :( tesknie za tym uczuciem i mam nadzieje ze to wroci... napiszcie czy to normalne uczucie podczas depresji i nerwicy. nigdy tak sie nie czulam, a ta pustka mnie dobija. do tego ciagle mam nogi jak z waty, rece tez, czuje sie taka lekka i... no pusta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pustka w sobie i nieznajdowanie sensu mojego istnienia, to jedna z najgorszych rzeczy z ktorymi sie wzmagam. staram sie o tym nierozmyslac, bo jak tak zaczne sie w to zglebiac, to czuje ze zwariuje, boje sie smierci, boje sie zostawic dzieci, meza.

po co mam dzis isc do pracy, skoro moze mi cegla na glowe spasc i niedozyje jutra.... cos takiego dreczy mnie bardzo czesto. gdy widze starsze osoby, chodzby na ulicy, to dziwie sie, ze oni jeszcze zyja, bo ja niedopuszczam mysli, ze czlowiek moze dozyc chodzby do piecdziesiatki.

paradoks, bo moi rodzice maja po 60 lat i nawet niedopuszczam mysli, ze mogli by umrzec, a ja sama niewierze w dlugie lata zycia.

psycholog tlumaczy i karze nauczyc sie z tym zyc i odrzucac takie mysli, ale niestety, to niejest proste. a jesli chodzi o wiare w zycie po smierci, to niewierze w to, tez mysle, ze smierc to ostateczny koniec, bedzie tak jak wtedy gdy sie jeszcze nienarodzilismy. tak sadze, ale jak jest naprawde tego niewie nikt.

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wierzę w życie po śmierci, bo faktycznie jeśliby śmierć była końcem wszystkiego, to życie nie miałoby sensu. Chyba coraz mocniej wierzę też w reinkarnację.

 

Co jest sensem życia? Według mnie sensem życia jest nieustający rozwój duszy. Żyjąc, mamy okazję uczyć się i stawać coraz lepszą i mądrzejszą istotą i to właśnie te najgorsze, najsmutniejesze doświadczenia życiowe uczą nas najwięcej.

Ja też wierzę w reinkarnację. To jedyne, w co wierzę, że w kolejnym wcieleniu będzie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jedyne, w co wierzę, że w kolejnym wcieleniu będzie lepiej.

Dla mnie nie jest istotne tak bardzo, co i jak będzie po życiu, tzn. czy to będzie reinkarnacja czy odrodzenie. Tak czy siak, to życie zostanie wykasowane z mojej świadomości więc co to za różnica ;) A perspektywa kasacji pamięci wydaje mi się całkiem kusząca :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×