Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Estreva ! Skad wiedzialas?!Kilka lat temu mialam bardzo powazny wypadek samochodowy, w bardzo ostry zakret wjechalam z predkoscia 140 km/ha, cusd ze nie bylo na poboczu drzew tylko szczere pole, z podwojnym dachowaniem,samochod nadawal sie tylko na szrot, kazdy kto widzial ten wypadek nie mogl uwierzyc , ze ktos wyszedl z niego zywy, a ja nie dosc tego ze wyszlam zywa to nie mialam ABSOLUTNIE zadnych obrazen, NIC, ale to NIC. Kiedys opisze moze tutaj co przezylam w trakcie tego wypadku... Strach ? mimo wszystko mysle ze jednak boje sie smierci, tak napawrde.... bo moze TAM bedzie jeszcze gorzej niz TU ????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie też dręczą myśli samobójcze. Widzę szybko jadący samochód i wyobrażam sobie, że staję mu na drodze. I on we mnie uderza, ginę na miejscu. Nie umiem się od tego odpędzić.

Czasem mam też wyobrażenia, jak stoję gdzieś wysoko i myślę o tym, by skoczyć :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często zdarza mi się, gdy patrzę na balkon, wyobrażać sobie jak spadam. Gdy jadę autobusem, widzę wypadek i swoją śmierć. Błąkając się po mieście także patrząc na samochody widzę siebie przed nimi. Parę razy bym tak skończyła przez straszne roztargnienie i nieuwagę. I te leki... Myśl, że wystarczyło by wziąć więcej niż zawsze. To okropne. Ale bardzo dobrze, że ma się kogoś kto nas powstrzymuje. Poza tym to tylko myśli. Skojarzenia które automatycznie się nasuwają. Możemy na nie nie zwracać uwagi. Próbować pominąć. Nie na siłę, ale przyjmować ze spokojem. I przede wszystkim nie poddawać się im. Nie można pozwolić im zapanować nad nami. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc witam wszystkich !

Moim zadniem, każdy kiedyś miał(ma) myśli samobójcze tylko nie każdy się do nich przyznaje. O naszym zdrowym podejściu do życia świadczy fakt, że nas to przeraża i że "coś" lub ktoś powstrzymuje od takiego posunięcia. W życiu człowieka są chwile kiedy staje nad krawędzią przepaści, jednak to powoduje przypływ sił i mobilizacji aby się w tą przepaść nie rzucić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak bardzo często.Gdy jestem gdzieś wysoko myślę,by skoczyć.Gdy łykam tabletki myślę o tym,by wziąć wszystkie itd.

Wiem,że u mnie ma to bardziej charakter natręctw,niż myśli samobójczych sensu stricto,bo zabijać się nie mam na dzień dzisiejszy ochoty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem podobnie, jak przechodziłem przejścia dla pieszych. Nachodziły mnie myśli, żeby wepchać się pod samochód. Teraz już takich objawów nie mam (pewnie jest to wynik brania leków).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika40 masz wielkie szczescie...najwidoczniej los podarowal ci jeszcze jedna szanse...Korzystaj z niej ile mozesz..innni gina w bardziej blachych wypadkach...Jedyne ci moge powiedziec...jestes poprostu szczesciara :!: :) szanuj ten dar i badz dumna ze zyjesz... ;)

Ja tez mialam mysli samobojcze np gdy przechodzilam przez tory a z daleka nadjezdzal pociag...przed oczami mialam obraz jak rzucam sie pod ciufcie i umieram w przeciagu kilu sek...moje wnetrznosci leza gdzies dalej od kawalkow wlasnego ciala..nieznana sila ktora pcha cie pod tory a ty stoisz i kiwasz sie w przod i w tyl bo opierasz sie jednak przed tym....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja myśklałam że tylko ja tak mam.Nigdy wcześniej nie myslałam o śmierci tak często jak teraz po śmierci brata (samobójstwo) każda zecz mi się z tym kojarzy ostre narzędzia-tak ławo sobie wbić i przykłady takie jak wy podajecie.Boje się tych myśli..... i przerażają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj :D

Ja też miałem i pomimo leczenia mam nadal takie myśli.Co mnie powstrzymuje przed "rozwiązaniem ostatecznym"?

Po pierwsze:a jak sie nie uda i zostanę kaleką?? ciężarem dla Moich Dzieci??

Po drugie: z jakim piętnem będą żyły moje Dzieci,rodzina,przyjaciele? Przecież ONI będą żyli z przeświadczeniem że czegoś nie zrobili,że to ICH WINA.

Czy po to mamy Rodzine,Przyjaciół żeby pozostawiać ich z poczuciem winy???Czy ONI mają powiększyć grono tego forum???

Moja odpowiedź brzmi: NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

Prosze Cie.....przemyśl

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ja podobnie...daleko nie muszę sięgać myślą - dziś wracając z pracy

samochodem myślałam jak by to było pięknie - ciach i po kłopocie.

Straszne to co piszę. Ja nie szanuję tego daru który mam - tj. życie.

 

Jednak,jak wszyscy zauważyli- dzieci są ważniejsze niż my sami - one

przede wszystkim.

 

Pozdrawiam ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Myśli samobójcze miewam od dawna. Najczęściej przychodzą kiedy jestem w pogrążony w depresji; czasem też pojawiają się jako rozwiązanie problemów na które natrafiam.

Samobójstwo jest kwestią ostateczną, doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Wiadomo, że człowiek w depresji nie myśli racjonalnie, jest w swego rodzaju transie, najmniejszy problem wydaje się nie do pokonania...

Niby to wszystko wiem, w końcu mam spore "doświadczenie", jednak kiedy "przychodzi" ten "stan" to ta wiedza staje się zupełnie nieprzydatna.

Tak sobie myślę - przez te wszystkie lata miewając głębokie stany depresyjne - że od samobójstwa uratowało mnie chyba tylko moje wrodzone tchórzostwo...

Ostatnio pojawia się u mnie dość zabawna myśl; stojąc na peronie i widząc nadjeżdżający pociąg... to przecież parę kroków. Ale nie, ten rodzaj śmierci jest zbyt "drastyczny".

Moje ewentualne samobójstwo, oprócz zakończenia moich cierpień, dedykowałbym moim rodzicom (przecież mi tego życzyli) oraz wszystkim tym, przez których tyle wycierpiałem... Może to egoizm i manipulacja? Może...

Myślę, że moja śmierć nie byłaby jakąś wielką tragedią, pewnie niektórych by ucieszyła; świat i ludzie doskonale się beze mnie obejdą; nie mam też żadnych zobowiązań - jestem "wolny".

Pewnie na to trochę za "wcześnie", ale i tak wiem, że kiedyś to zrobię - kiedy? Kiedy oprócz mojej "choroby" nie pozostanie mi już NIC i NIKT; tak po cichu: sam na sam z sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

faiter...dlaczego ja Cię tak rozumiem ;)

 

samobójstwo - ostateczna ostecznośc...ostatnio czuję się lepiej, podejmuje nowe działania w przekonaniu, że jak mi nie pójdzie, jak juz zostane z niczym - bo już od dawna jestem doslownie sama - to zawsze mam jeszcze to jedno wyjście...śmierć :)

 

...i też biore teraz leki...kiedys nie wyobrażałam sobie, że mozna skonczyc z soba w postaci podcięcia sobie żył, a teraz jakos wydaje mi sie to ok...przebudziłam sie pewnego ranka i tak patrzę na swoje nadgarski i mialam ochote sprawdzić jak to jest ;)

 

straszne to wszystko....wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boje sie wsiadac do samochodu, obsesyjnie przesladuja mnie mysli, ze zabic sie moglabym tak szybko, wytarczy nacisnac pedal gazu na czerwonym, i chyba tylko sumienie powstrzymuje mnie przed tym krokiem, przeciez ktos tez by za to zaplacil, ktos zupelnie niewinny.. Dobrze , ze jezdze tylko po miescie, nie wyobrazam sobie pojechania gdzeis dalej, gdzie mialabym mozliwosc sie zabic na przykald o drzewo, nie czyniac zadnemu czlowiekowi krzywdy. Boje sie, boje sie panicznie wsiadac do samochodu....

 

Zawsze gdy biore tabletki na depresje, lub nasenne , mysle przewrotnie, przeciez tak blisko jest smierc, wystarczyloby wziac caly ich zapas na raz. Dziekuje swoim dzieciom ze jeszcze zyje, gdyby nie one juz dawno skonczylabym swoj udzial w tej farsie jaka jest zycie:(

 

masz rację, życie to farsa a śmierć może być w każdej chwili; nie mówię tego z przekory, tak jest w istocie i w pełni się z tym zgadzam, naprawdę, bo tak jest;

 

śmierć - przyjdzie, może przyjść w każdej chwili, ale nad tym nie ma nikt żadnej kontroli i próby rozwiązania tego tematu to walenie głową w mur... okay, śmierć przyjdzie i już, nikt nic na to nie poradzi... czy ja się boję śmierci? tak, boję się jak cholera

 

życie to farsa - to prawda też, ale nad tym przynajmniej mamy kontrolę; zasadniczą kwestią jest CEL, bez celu życie naprawdę nie ma sensu żadnego, musimy mieć cel życia i WAŻNY cel, taki, który pokonuje trywialne dążenia typu "kasa, seks, kariera" itd

 

np pomaganie chorym to jest jakiś zbożny cel, ale faktem jest, że i ty umrzesz i oni też, wszyscy umrzemy z tego forum, wszyscy bez wyjątków

 

wielu ludzi zastanawia się "czy jest życie po śmierci?", to typowe, ale niewielu zastanawia się "czy jest życie po narodzinach?"

żyjemy, ale zwykle to jest tylko egzystencja bez celu, dlatego popadamy w deprechę (zwłaszcza oglądając telewizję)

 

ja nie wiem co jest celem, też go szukam... znam różne cele, wiele z nich próbowałem z różnym rezultatem... może celem jest samo szukanie celu? nie wiem, może tak jest, ja przynajmniej staram się ten cel znaleźć, własny cel, taki, na który mnie stać i wydaje mi się, że każdy z nas powinien znaleźć swój cel życia... bez tego depresja jest kwestią czasu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolicie, że trochę "odświeżę" temat. Myśli samobójcze towarzyszą mi od dłuższego czasu. Początkowo próbowałem je zagłuszyć aktywnym trybem życia, obowiązkami etc. Ostatnimi czasy stały się jednak bardzo natrętne. Jestem w pełni świadomy moralnych konsekwencji targnięcia się na własne życie (abstrahuję teraz od płaszczyzny duchowej, bo to zbyt skomplikowane i wymaga oddzielnej dyskusji) - nie chcę np. aby moja rodzina żyła z poczuciem winy.

 

Co więcej oprócz myśli samobójczych zmienił sie też mój sposób patrzenia na śmierć. Zacząłem na nią patrzeć jako na coś co dopełnia nasze człowieczeństwo - własna śmierć stała się więc dla mnie czymś pożądanym. Jeśli chodzi o samobójtwo to wiem, że te myśli nie są właściwe, że muszę je jakoś wyeliminować z mojego życia - ale nie jestem juz pewien czy w tych 'filozoficznych' przekonania jest coś neurotycznego. Nie wiem, może za dużo w 'młodości' czytałem egzystencjalistów? ;) Po za tym miałem w dzieciństwie pewną 'przygodę', która omal nie skończyła się dla mnie tragicznie. Jedynie przypadek zadecydował, że przeżyłem. Od tamtej chwili bardzo dużo myślałem o śmierci, a w wieku 10 lat może to nie jest takie wskazane.

 

Przypomina mi się jeszcze fragment "Wilka stepowego", gdzie znalazłem bardzo podobną myśl do tej, która bardzo często do mnie powracała: samobójstwo jest "mentalnym kołem ratunkowym", zawsze gdy świat nas przerasta zostaje to "ostateczne wyjście". I nie chodzi o to aby rzeczywiście targnąć się na własne życie, chodzi jedynie o "poczucie bezpieczeństwa", o to że "świat nie jest w stanie nic nam robić" bo zawsze możemy uciec.

 

Wiem, to dość pokręcone co napisałem... Na koniec tylko podkreślę, że kategorycznie (na poziomie świadomości) nie godzę się z myślą o tym, żeby się zabić, ale obawiam się, że podświadomie tego chcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy takie "wyjście awaryjne" kogokolwiek ratuje? Czy świadomość tego "wyjścia" kogokolwiek ratuje, pociesza idt? Nie wiem, pytam...

Ja też nie wiem, czy taka myśl kogokolwiek ratuje, czy to jest zdrowe myśleć o samobójtwie w trudnych chwilach. Ja tak czasemi po prostu mam i miewałem dosyć często :?

 

Też kiedyś chciałam. I już nie raz "wychodziłam". I w momencie "wychodzenia" cały ten komfort, o którym piszesz znika- jeżeli w ogóle kiedyś się pojawił. To TRUDNY komfort. Jeżeli KOMFORT może być trudny...

Nie jestem pewien czy do końca zrozumiałem całą Twoją myśl, ale wydaje mi się, że wiem o czym mówisz... Komfort wyboru znika w momencie, gdy już podejmiemy jakąś decycję, a zwłaszcza decyzję, która jak wiemy nie rozwiązuje niczego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trzeba pamiętać, że Freud był ćpunem "Pierwszym naukowcem eksperymentującym z czystą kokainą był Sigmund Freud, który entuzjastyczne wyniki swych badań opublikował w pracy zatytułowanej "Über Coca"."

 

z tego co wiem, myśli samobójcze ma 80% ludzi cierpiących na depresję

 

ja mam dla wszystkich samobójców jedno zdanie tylko - nie ma wątpliwości, że umrzesz, więc możesz sobie spokojnie na to poczekać

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:35 am ]

"Przypomina mi się jeszcze fragment "Wilka stepowego", gdzie znalazłem bardzo podobną myśl do tej, która bardzo często do mnie powracała: samobójstwo jest "mentalnym kołem ratunkowym", zawsze gdy świat nas przerasta zostaje to "ostateczne wyjście". I nie chodzi o to aby rzeczywiście targnąć się na własne życie, chodzi jedynie o "poczucie bezpieczeństwa", o to że "świat nie jest w stanie nic nam robić" bo zawsze możemy uciec"

 

pytanie jest proste - kiedy ludzie decydują się na samobójstwo?

odpowiedź też jest z goła prosta - kiedy ból egzystencji przewyższa jej przyjemność (w subiektywnym odczuciu)

 

w takim stanie zwykle wydaje się logiczne (świadomość) zaprzestanie egzystencji i w takim momencie niestety nie da się uniknąć 'płaszczyzny duchowej' lordJim (btw jesteś bardzo inteligentnym facetem jak dla mnie, to tak na marginesie), bo tylko ona pozostaje

 

teraz jedyna kwestia jaka pozostaje nazywa się - "czy jak się zabiję, to skończy się cierpienie?"

wszyscy, którzy chcą się zabić myślą, że cierpienie się skończy, prawda?

 

ja nie wiem jaka jest REALNOŚĆ, ale może nie przestaniesz istnieć? czy ktokolwiek, kto się zabił miał 100% pewności, że nie będzie dalej istniał? może przestał istnieć, a może nie? kto może odpowiedzieć na to pytanie?

 

w każdym razie to, czy żyjemy po śmierci ciała czy też nie - nie zależy od naszej wiary... albo tak jest, albo nie

może faktycznie przestajemy istnieć i koniec, a może nie i może zabijając się nadal cierpimy... może i nawet bardziej

 

czyli pytanie jest proste - jesteś pewny/a?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Bo wiemy wtedy tylko to, co chcemy wiedzieć"

albo raczej

"chcemy wierzyć, że (...)"

 

można wierzyć, że słońce pojawia się najpierw na zachodzie, a zachodzi na wschodzie, niestety jednak jest odwrotnie :lol:

wiara niczego nie zmienia, są pewne realia i tyle, można sobie wierzyć w różne gówna (sorry za słowo, ale obrazowe, więc nie wykropkowałem)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A znasz te realia po śmierci? Bo jedynym, powiedzmy, namacalnym faktem zgonu jest to, że ładują cię do trumny i jedziesz do gleby, a ciało się w niej rozkłada. I to są te realia, które człowiek zna.

Reszta jest już kwestią wiary: albo w Boga, albo w reinkarnację, albo w to, że po śmierci nic już nie ma. Zawsze się w coś wierzy. W koniec, w początek. Każdy w coś wierzy- nawet niewierzący: wierzą, że nie ma Boga.

 

no to o tym właśnie mówię, że istnieje realność obojętna od naszej wiary lub niewiary

można wierzyć, że 2+2 = 4, albo nie, ale wiara niczego nie zmienia, istnieje realność 2+2= 4 i tyle, nie ma znaczenia, czy w to wierzysz, czy nie, takie są realia

możesz wierzyć, że umrzesz (w sensie końca istnienia świadomości), albo że nie umrzesz, ale realia są takie jakie są, albo umrzesz, albo nie... stąd pytanie - jesteś pewna/pewien?

 

 

ciągnąc dalej, bo wiadomo, że nikt (a przynajmniej większość) nie jest pewien - istnieje 50% prawdopodobieństwa, że świadomość nie umiera i 50% prawdpodobieństwa, że umiera

to chyba wystarczający powód do zastanowienia dla potencjalnych samobójców?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesteś bardzo inteligentnym facetem jak dla mnie

To niestety tylko pozory ;)

pytanie jest proste - kiedy ludzie decydują się na samobójstwo?

odpowiedź też jest z goła prosta - kiedy ból egzystencji przewyższa jej przyjemność (w subiektywnym odczuciu)

Z pozoru wydaje się za dużym uproszczeniem, ale po namyśle stwierdzam, że w ogólności chyba ująłeś samo setno.

w każdym razie to, czy żyjemy po śmierci ciała czy też nie - nie zależy od naszej wiary... albo tak jest, albo nie

może faktycznie przestajemy istnieć i koniec, a może nie i może zabijając się nadal cierpimy... może i nawet bardziej

Dokładnie. Chociaż jeśli istnieje "coś więcej" to wydaje mi się, że to co będzie później może bardzo zależeć od naszej postawy, od tego jak przyjmujemy śmierć, jak żyliśmy, czego doświadczyliśmy etc. Nie mam pojęcia, jak jest naprawdę i na ile ta pośmiertna rzeczywistość jest immanetna. A może umieramy i wszyscy jesteśmy szczęśliwi, bo wszyscy zasłużyliśmy w jakimś stopniu na nagrode za cierpienia, które niesie życie? Może właśnie samobójcy cierpią najwięcej? Nie chcę tu wszczynać jakiejś filozoficznej dyskusji, bo to nie miejsce, a czas (zwłaszcza czas w moim wypadku!) ku temu. Po za tym różne osoby czytają to forum i nie chcę nikogo nieopacznie do czegoś zachęcić ;)

W większości wypadków człowiek łudzi się, że cierpienie się skończy. Ale tak na prawdę to nie ma co do tego potwierdzenia, pewności. Przeto całe to wybieranie momentu odejścia [na własną rękę], tak na prawdę nie jest w pełni świadome.

I tak i nie moim zdaniem. Bo tak na prawdę rzadko jesteśmy świadomi konsekwencji naszych czynów, rzadko kiedy znamy wszystkie opcje i wszystkie fakty. Za tym, że samobójstwo nie jest świadomym wyborem świadczyć może jednak np. biologiczne uwarunkowanie to przedłużania własnego życia. Idąc tym tropem - ten kto je sam sobie skraca postępuje niejako "wbrew swojej naturze", powodowany np. chorobą i w ten sposób nie podejmuje wolnego wyboru. Ale to wszystko co piszę to tylko czysta teoria i abstrakcja. Ważnejsze wg mnie i pewniejsze jest to, że zostawiamy tu naszych bliskich i oni będą musieli żyć po naszej śmierci. I to jest główna rzecz, która trzyma mnie przy życiu w trudnych chwilach... To, że - mimo iż teraz mogę tego niedostrzegać - mogę kiedyś być komuś potrzebny, może komuś na mnie niesłychanie zależeć.

istnieje 50% prawdopodobieństwa, że świadomość nie umiera i 50% prawdpodobieństwa, że umiera

to chyba wystarczający powód do zastanowienia dla potencjalnych samobójców?

Wg mnie niekoniecznie. Gdy np. motywem samobójczym jest jakaś trudna sytuacja, to targając się na swoje życie (wybaczcie wszystkie uogólnienia) wcale nie chodzi nam o uwolnienie się od samych siebie tylko o zmianę sytuacji. A ona zmienia się niezależnie od tego czy świadomość przetrwa rozłąkę z ciałem. Inne pytanie, czy sytuacja zmienia się na lepsze? Cóż podkreślę po raz kolejny: dla mnie to bardzo zły moment na takie dyskusje. Moje życie stało się w ciągu ostatnich kilku miesięcy strasznie pokręcone, tyle pojęć się przewartościowało, muszę jeszcze raz odbudować mój światopogląd. Więc cytując piosenkę: "Nie pytaj mnie co robić / Biegnij, ratuj siebie / Nie pytaj mnie gdzie sens / Bo ja także tego nie wiem"

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

samobojstwo wymaga takiej odwagi na ktora ja bym sie nigdy nie zdobyl...

pare lat temu zabil sie kolega mojej siostry, dzien wczesniej zaczal sie ze wszystkimi zegnac, mowil o tym wszystkim na IRCu, zegnal sie ze wszystkimi oprocz mojej siostry - bo wiedzial, ze jakby ona sie o tym dowiedziala, to by pojechala do niego i skutecznie wybila mu glupoty z glowy

zycze wszystkim targanym takimi myslami kogos takiego jak moja siostra

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amobojstwo wymaga takiej odwagi na ktora ja bym sie nigdy nie zdobyl...

Chciałabym mieć taką pewność... Spokojnie przyjmuję każdy dzień, ale czuję coraz większe napięcie. Zbyt dobrze to znam, żeby się tego nie obawiać.

Mam swoje zdanie na temat życia i śmierci i jest ono dość "inne" ale chciałabym chyba go zmienić bo jest w tym moim myśleniu coś przyzwalającego zabić się. Ale czy to jest możliwe i czy to coś zmieni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesto bywam na budowach i czasami jak stoje gdzies wysoko na jakiejs krawedzi to mysle sobie ze przeciez jestem tylko pare centymetrow od uwolnienia sie od wszystkich problemow ale to tylko takie myslenie....

jak juz mowilem do depresji mi daleko ale i tak uwazam ze nie ma takich problemow ktorych nie daloby sie rozwiazac i nie ma potrzeby do az tak drastycznych krokow

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam jeden poważny problem: są pewne okoliczności w moim życiu, które wzbudzają we mnie tak przerażające myśli samobójcze, które potrafią przejść w działanie w dodatku. Znam je i unikam ich. Ale moje życie tak się układa, że nie wiem co jest gorszym złem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×