Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Czasami ciężko nawet rozróżnić sen od jawy. Zgadzam się, że w snach można być szczęśliwym. Tylko pojawia się pytanie: Czy jest to prawdziwe? Nic chyba nie zastąpi świadomej radości, która we śnie jest niemożliwa. Pamiętam jak rozmawiałam kiedyś ze znajomym na ten temat i odpowiedział mi, że umysł emocjonalny nie rozróżnia jawy od snu. Organizm tak samo reaguje na strach we śnie jak i w prawdziwym życiu. Miał tu na myśli szybsze bicie serca, nadmierne pocenie się, etc etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zazdroszczę wszystkim, którzy są w związkach. Wiadomo, że wszystkich problemów życiowych to nie rozwiąże, ale zawsze daje nadzieję na lepsze jutro, na uśmiech.

Ja jestem kompletnie sam, telefon milczy a to jeszcze bardziej dobija i zamiast próbować ruszyć z tym marnym życiem do przodu, spadam gdzieś na dno. Chociaż czym jest to dno, tam gdzie są inni z problemami ja jeszcze chyba pukam od spodu :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też - coraz bardziej - czuję się samotna. Nie chodzi mi o jakiś chłopaczków, bo na to jestem za gówniarowata - w wieku lat 16 miłość moim zdaniem nie jest jakąś prawdziwą miłością. Od rodziny wsparcia nijakiego nie mam, a znajomi odzywają się do mnie tylko, jak coś chcą. W sumie nie wiem, po co to napisałam, ale jakoś mi ciut lżej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie, po okresie walenia głową i pięściami w ścianę, jedynym momencie w życiu, kiedy zrobiłem sobie sznyty, ogarnia bezbrzeżny smutek. Nie potrafię zrozumieć siebie sprzed roku. Gdybym mógł cofnąć się w czasie i palnąć się po łbie. Z dzisiejszej perspektywy myśli, które powstrzymywały mnie od powiedzenia Jej, jak jest ważna i rzeczy, w które uciekałem są nic nie warte. Dziś widziałem Ją na korytarzu i świadomość tego, jak bardzo spieprzyłem, dobiła mnie. Ale nie mam już możliwości ucieczki w sen, w fantazje, samookaleczenia, bo oszukiwałbym sam siebie. Wydaje mi się, że zyskuję dojrzalsze i bardziej zdystansowanie spojrzenie na swoje działania i jeśli ona tak je widziała, to pęka mi serce. Czy można być tak przyzwyczajonym do samotności, że nawet, kiedy pojawia się wspaniała osoba, bać się wyjść ze skorupy i spróbować się zbliżyć? Co, kiedy wyjdziesz ze skorupy, a tej osoby już nie ma? Kiedy rzeczy, które składały się na Twój zamknięty świat są już nieistotne, a nie ma nikogo, kto mógłby zastąpić pustkę, kiedy samotność nie jest już naturalnym, a wymuszonym środowiskiem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy można być tak przyzwyczajonym do samotności, że nawet, kiedy pojawia się wspaniała osoba, bać się wyjść ze skorupy i spróbować się zbliżyć? Co, kiedy wyjdziesz ze skorupy, a tej osoby już nie ma? Kiedy rzeczy, które składały się na Twój zamknięty świat są już nieistotne, a nie ma nikogo, kto mógłby zastąpić pustkę, kiedy samotność nie jest już naturalnym, a wymuszonym środowiskiem?

 

Mówię to z perspektywy osoby, która wydaje mi się miała dość podobne doświadczenia z miłością i ogólnie wychodzeniem ze skorupy. Wcześniej wydawało mi się, że osoba w której byłam zakochana była najwspanialsza na świecie, była uosobieniem wszystkiego co chciałabym znaleźć w innej osobie. Był to etap strasznej idealizacji. Potem kiedy nie miałam już z tą osobą kontaktu i byłam całościowo ''zdrowsza'' zaczęłam dostrzegać inne osoby i okazywało się, że z niektórymi wiąże mnie prawdziwa więź. To trochę tak jakby mit o jednej jedynej osobie z którą chciałabym być prysnął. Dzisiaj jestem z kimś innym i każdego dnia cieszę się z tego związku:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sorrow, masz doskonały przekaz w snach, że wszystko zmierza ku dobremu. Jeśli to ty wychodzisz zwycięsko z walk we śnie, good for you! Jeśli śnisz o katastrofach, które też przeżywasz, to również świetny zwiastun, bo to nic innego, jak zapowiedź nowego. Rozpierdziuuu i stare odchodzi! To nie są przyjemne sny, ale w efekcie dają nadzieję :)

Może być też tak, że się zwyczajnie przeżerasz na noc i stąd koszmarki :mrgreen: Ja tak mam, staram się więc nie opędzlowywać lodówki przed zaśnięciem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność nie pomaga nawet w byciu zerem. Obecnie pałętam się to tu, to tam. Nie mam stałego miejsca zamieszkania. Czasem mam pracę, czasem nie. Chcę podjąć studia, ale jednocześnie nie stać mnie na utrzymanie. Mam depresję. Przeżywam samotność w wydaniu daleko wychodzącym poza normę. Moi dawni znajomi mają życie, w którym nie muszą martwić się o podstawy. Więc ciągle się wstydzę, że czegoś nie mam. Jest mi smutno, że nie mam gdzie się podziać. Jest mi okropnie źle, że trudno wyjść na człowieka przychodząc na świat w rodzinie niezamożnej z problemami. Nie wiem co to wszystko da, ale coraz bliżej i częściej myślę o śmierci. Wiem, że to ucieczka, ale ten ból psychiczny i ta słabość i lęki w środku są nie do zniesienia. Codzienny wybuch płaczu spowodowany cierpieniem i niemożnością zrealizowania podstawowych planów. Tak bardzo boję się, że nawet tam, po drugiej stronie byłaby tylko samotność. Jednocześnie to cierpienie jest na tyle nie do zniesienia. Ono po prostu już wydziera mi się samo. Cierpienie się wydziera. Wszystkie błędy, lata bólu psychicznego, lata niepowodzeń, to wszystko mną owładnęło i popycha do trudnych decyzji.

Myśli zlewają mi się ze sobą. Jedyny moment w którym mogę uciec od tego koszmaru, to sen. Dlatego nie chcę się już budzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi dawni znajomi mają życie, w którym nie muszą martwić się o podstawy. Więc ciągle się wstydzę, że czegoś nie mam. Jest mi smutno, że nie mam gdzie się podziać. Jest mi okropnie źle, że trudno wyjść na człowieka przychodząc na świat w rodzinie niezamożnej z problemami.

Znam to bardzo dobrze... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zabrzmi to jak porada z taniego poradnika psychologicznego ale w momencie kiedy jesteśmy dorośli sami bierzemy odpowiedzialność za swoje życie. Oczywiście, że ciężej jest w życiu jak się pochodzi z rodziny niezamożnej, w dodatku z wieloma problemami, ale nie jest to niemożliwe.

 

Miałam taki etap w życiu, że spisałam się na straty. Uznałam, że nigdy nic nie osiągnę bo nie mam na to odpowiednich pieniędzy. Wiadomo, szkolenia, kursy, terapia - to wszystko kosztuje i to niemało. Żyłam z dnia na dzień, patrząc na swoich zamożnych znajomych i myśląc: ,,Ale to oni mają fajnie, o nic nie muszą się martwić!''. Tłumaczyłam swój obecny stan sytuacją rodzinną, z góry skazałam siebie na gorsze życie. Niestety ale to prawda, że do momentu kiedy samemu nie zawalczy się o swoje szczęście to nikt tego nie zrobi za nas. Ja straciłam wiele lat na czekanie aż wreszcie ktoś się zjawi i całkowicie odmieni moje życie. Nie warto. Lepiej małymi krokami uświadamiać siebie, że zasługujemy na szczęście i zrobić coś dla siebie. A przynajmniej zacząć o tym myśleć :)

 

To trochę w myśl opowieści, którą kiedyś usłyszałam:

 

Było 2 braci, pochodzących z rodziny alkoholików. Jeden z nich poszedł w ślady ojca i dużo pił. Drugi - nie pił w ogóle. Pierwszy na pytanie dlaczego pije, odpowiedział: ,,A jak można inaczej wychowując się w takiej rodzinie w jakiej się wychowałem''. Drugi z braci na pytanie dlaczego nie pije odpowiedział tak samo jak pierwszy: ,,,,A jak można inaczej wychowując się w takiej rodzinie w jakiej się wychowałem''.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No do skaczących ocelotów! Kolejny dzień mija mi w samotności a ja czuje, że nic nie mogę z tym zrobić... Czuje się tak jak bym nie posiadał odpowiedniej części mózgu odpowidzialnej za kontakty interpersonalne. Zaczynam się na poważnie zastanawiac czy nie jestem jakoś upośledzony i czy niektórym osobom nie jest po prostu przeznaczone życie w samotności. Czasem wydaje mi się, że jestem z tym faktem pogodzony jednak chyba nie ma gorszego uczucia niż świadomość, że nikomu na mnie nie zależy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Różnie można to interpretować bo w poważnym związku z drugą osobą nie byłem nigdy ale naprawdę samotność mi zaczęła doskwierać od jakichś 4-5 lat kiedy zrozumiałem, że koledzy nie są w stanie zaspokoić wszystkich emocjonalno-psychicznych potrzeb...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, właśnie się zorientowałem, jak zgorzkniałym szmaciarzem jestem. Tak długo byłem sam, że wyparłem fakt, że pragnę bliskości, a potrzebuję jej tak bardzo, że cały chodzę. Potrzebuję kogoś, przy kim będę mógł zapomnieć o wstydzie za to kim jestem, kogoś, kto będzie potrzebował we mnie oparcia, żebym mógł zapomnieć o sobie i skupić się na niej. Boję się, że jestem zbyt zdesperowany, że nikt nie będzie chciał ciepłej kluchy.

 

-- 14 sty 2012, 11:27 --

 

No i, cholera mać, czuję tak straszną zazdrość o normalność, że mnie rozdziera. I co z tego, że jestem tego świadomy, nie umiem z tym walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×