Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co znaczy dojść do przyczyny lęku?


ciapek

Rekomendowane odpowiedzi

Jak w temacie. Psychoterapia ma za zadanie dojść do przyczyny lęku, ale ja tego nie rozumiem. W dzieciństwie ojciec bił mnie. Odkąd pamiętam mam w sobie napięcie, poddenerwowanie, zamartwianie się, lęk, DD. Po prostu nienawidzę siebie.

Przeszedłem jedną terapię grupową, była lekka poprawa, ale teraz wszystkie objawy wracają. Jestem na mirtazapinie.

Może mi ktoś wyjaśnić co znaczy dojść do przyczyny lęku? Czy opowiadanie o tym jak się czułem w przeszłości ma mi pomóc? Doznam jakiegoś olśnienia i nagle przestanę się bać? W ogóle nie rozumiem tego;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A więc do przyczyny lęku już doszedłeś ;) ojciec Cię bił, więc to jest czas przeszły.. To spowodowało te negatywne uczucia, ale to już było! Nie masz powodów do obaw, cała trudność w tym, że musisz do tego się przekonać i uspokoić tego małego chłopca , który się boi ,bo teraz nic złego Ci się nie stanie.. To było i nie zmienisz tego.. Ale masz wpływ na to co jest teraz.. Nie jesteś już tym małym chłopcem, bezbronnym :angel: Jesteś wartościoym człowiekiem z ciężkim bagażem doświadczeń. Dobrze, ze chodzisz na terapie, na pewno w koncu Ci pomoże. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A możliwe jest, że mogę wpaść po terapii w depresję? Bo z upływem czas schodziło ze mnie napięcie i teraz jest przeważnie tak, że przejmuję się tym jakie wcześniej wiodłem życie, że przez napięcie nie mogłem czytać, uczyć się, ledwo przechodziłem z klasy do klasy i ja po prostu zamartwiam się tym teraz. Mam 22 lata, zdaną maturę, ale tak naprawdę nic nie wiem ze szkoły bo nie byłem w stanie się uczyć. Czuję się głupi i to mnie strasznie dołuje. Mogę mieć z tego powodu depresję?

 

Jak myślicie lepiej przeżyć ten rok na leku, który jako tako by mnie trzymał czy pchać się na drugą terapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia powinna trwać odpowiednio długo aby cię wyleczyć..a że gorsze okresy się zdarzają to normalka..musisz nauczyć sie z nimi walczyć aby przebiegały jak najłagodniej.

 

-- 29 wrz 2011, 22:13 --

 

Terapia nie zaszkodzi,leki no cóż to określi lekarz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciapek, wszystko jest możliwe, to tylko od Ciebie zależy jak pokierujesz swoimi emocjami, bo tak naprawdę każdy może je kontrolować.

I nie przejmuj się szkołą, to nie jest najważniejsze w życiu, powiem nawet, że obecnie mało ważne, bo system edukacji w Polsce jest po prostu zjebany i przystosowuje do bardzo szablonowego myślenia, z którym nie radzą sobie indywidualiści i ludzie wrażliwi.

Jeżeli masz jakiekolwiek hobby, jakąś pasję, która daje Ci szczęście to rób to co lubisz, realizuj się w tym, tak żeby zapomnieć o przeszłości i patrzeć w przyszłość tak, żeby być szczęśliwym. A jeżeli uda Ci się połączyć przyjemne z pożytecznym i utrzymywać się ze swojej pasji to już w ogóle super i warto do tego dążyć.

 

 

Noopii, nie zgadzam się co do tego, że terapia powinna trwa długo i to samo powie Ci wiele psychologów, którzy nie myślą szablonowo. Terapia ma być przejściowym okresem, żeby sobie pomóc, a nie sposobem na życie. Jeżeli ktoś leczy się kilka lat i funkcjonuje tylko dzięki temu, że chodzi na terapię, a po jej przerwaniu czuje się gorzej to tak naprawdę jest od niej uzależniony tak jak np. od leków i powinien poszukać innej, alternatywnej drogi do szczęścia. Chyba, że komuś się widzi terapia do końca życia, ale nie sądzę, żeby było wiele takich osób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kefas to ty napisałeś długo nie ja a to pojęcie względne..napisałem że terapia powinna trwać odpowiednio długo..aż nastąpi poprawa..a to różnica.No i wiadomo,że w ciągu 3-5wizyt u psychoterapeuty nikt się nie wyleczył to złożony proces i musi mieć odpowiedni czas by były efekty.Na pierwszą terapie uczęszczałem dwa lata..ale masz racje ,że trzeba uważać by się nie uzależnić od tego.I do końca życia terapia nie może trwać.W życiu ważne jest aby się realizować w zgodzie z samym sobą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam pytanie odnośnie lęku... Moja psychoterapeutka powiedziała ostatnio, że mam lęk uogólniony- jakoś tak fachowo to nazwała...

Czy jest możliwe znalezienie przyczyny takiego lęku?

Z tego, co mi tłumaczyła, jest to lęk wynikający z negatywnego myślenia, złych myśli etc. Zastanawiam się tylko, czy jest jakiś sposób, aby taki lek rozsupłać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy rodzaj lęku ma swoje źródło chociaź pozornie może wydawać się bezpodstawny ma i dojdziesz do tego z czasem.Mnie to też zajeło określony czas.Ważne aby jednak w tej walce z lękami posuwać się do przodu:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołączę się do tej dyskusji, bo temat mnie bardzo interesuje.

Dojście do przyczyny lęku ( prawdziwej przyczyny) zajęło mi kilka lat. Powiem tylko, że przyczyna w moim przypadku wcale nie była ukryta. Ona dla mnie była aż nadto wyraźna ale ja sam przed sobą tę główną przyczynę ukrywałem i próbowałem zwalić winę na coś innego. Na terapiach grupowych czasem można ulec grupie i skupić się nie na własnej przyczynie ale na uznawaniu, że skoro u jednego czy drugiego członka grupy przyczyną było to, a to, więc u mnie też będzie to samo. Nic bardziej mylnego. Każdy z nas jest inny, każdy ma inną historie i inną przyczynę.

Owszem zasługi naszych rodziców są w naszych lękach ogromne. Często jednak to nie one są przyczyną główną. Nie zwalajmy na nich wszystkiego. Często czytam: "mam leki bo ojciec pił, albo bil", ok to może być przyczyną lęków czy innych zaburzeń nerwicowych. Może być, pewnie jest ale u niektórych tak jak na przykład u mnie nie była to jedyna przyczyna. Mój ojciec był alkoholikiem. Często mnie irytowało, że obiecywał mi coś po czym chlał tygodniami i zapominał o tym. Poza tym był fajnym, prostym człowiekiem, ogólnie lubianym w pracy i ja go kochałem. Zawodził często przez to swoje chlanie ale generalnie miałem nie najgorsze dzieciństwo. Jeśli fakt alkoholizmu ojca jest przyczyną moich lęków, to jest przyczyną drugorzędną, nie pierwszoplanową, bo tą sobie zrobiłem sam. Na pewno on nie był temu winien, choć pośrednio jego alkoholizm wpłynął na moje decyzje, ale były to decyzje moje, o które jego obwiniać nie mogę.

Wracając do pytania założyciela tematu "Co znaczy dojść do przyczyny lęku? To nic nie znaczy! Wielu z nas zna przyczynę swoich lęków i nadal lęki ma. Po co więc na terapiach grzebie się w przeszłości? Po co szuka się tej przyczyny? Czy samo jej znalezienie oznacza wyzdrowienie?

Otóż aby pozbyć się lęków, trzeba znać ich przyczynę i dlatego tej przyczyny szuka się na terapiach. Samo jednak znalezienie przyczyny niczego nie załatwia. Nie jestem psychologiem i nie znam odpowiednich terminów jakie powinienem użyć aby przedstawić swój punkt widzenia na tę sprawę. Chętnie dowiem się jak nazywa się ten proces dalszego postępowania z przyczyną, która już poznaliśmy. Noopi słusznie napisał, że rozprawia się z przyczynami swoich lęków. I w tym własnie sedno sprawy. Po poznaniu przyczyny musimy się z nią rozprawić. Co znaczy rozprawić? I tu własnie brakuje mi odpowiednich terminów psychologicznych, o których podanie proszę społeczność tego forum. Rozprawić, rozliczyć, to dwa słowa, które ja ciemniak mogę użyć w swoim wywodzie. Ponieważ jednak sa one mało precyzyjne spróbuję użyć przykładu aby opisać w jaki sposób można postąpić z poznaną przyczyną.

Załóżmy, że główną przyczyną lęków był fakt, że ojciec bił. Ok i co dalej? Co z tym fantem zrobić? Pójść i mu oddać? A co jeśli on nie żyje?

Co zrobić w takim przypadku? No akurat w tym przypadku to chyba mam receptę najlepszą z możliwych, która z całą pewnością może pomóc w wyleczeniu z lęków ale która nie będzie łatwa do wykonania. Otóż jedynym wyjściem w takiej sytuacji jest wybaczenie ojcu, za to że bił. Wybaczenie z całego serca i z miłością.

Własnie tak rozumiem rozprawienie/rozliczenie się z przyczyną. Wybaczając zdejmujemy z siebie ogromny ciężar. Tylko aby go zdjąć trzeba wykonać potężną pracę. Bo jak można wybaczyć coś takiego?

Pewnie można, nie moje to jednak zmartwienie a tych którzy mają właśnie taką przyczynę. Ja mam inną i też muszę się z nią rozprawić. Teraz sobie wyobraźcie, że to ja sam jestem winny swojej przyczyny i muszę sam ze sobą się rozliczyć. Niektórym być może pomoże wybaczenie ojcu, ja muszę skarcić i naprawić samego siebie. Jest mi cholernie trudno to zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spylacz, ja też uważam ( podobnie też tłumaczyła mi terapeutka) , ze rozprawić się z przyczyną naszych dolegliwości to wybaczyć, pogodzić się z jakąś sytuacją, oswoić się z tym,zaakceptować, ze "to coś" miało miejsce. Przeszłości nie zmimy,ale możemy mieć wpływ na przyszłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spylacz cześć rozprawić się z przyczynami swoich leków też chyba znaczy zrozumieć..np siebie swoje postępowanie dlaczego było akurat takie nie inne..w danej sytuacji nauczyć się właściwie reagować na nowo,jakby uczyć się na nowo żyć budować,tworzyć swoje wnętrze..przykład ojca także polega na zrozumieniu jego postępowania pił dlaczego?były przyczyny.Jeżeli uświadomimy sobie przyczynę takiego zachowania,a jest..wtedy inaczej patrzymy na to co się stało..(chociaż nie zmienia to faktów)zmienia nasze nastawienie do nich.Łatwiej jest wybaczyć samemu sobie i innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spylacz, to nie do końca tak jest , bo ja chyba z nam przyczyne głowna i jest to moj ojciec, jak zrozumialm o co w tym chodziło bardziej, wcale nie jest mnie łatwiej a wybaczyć chyba wybaczyłam , nie zyje, ale jest mi ciezko i to nie zmienia tego ze sie boje często i czuję niepewnie, i n ie wiem czy to mozę sie we mnei zmienić tak na zawsze czasem jest lepiej czasem gorzej , ale ogólnie jest i tyle a wybaczyć chyba wybaczyłam co nie znaczy ze to nie boli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więc tahela nie rozprawiłaś się z tą przyczyną,chociaż wiesz jaka jest..rozprawić to znaczy jak pisałem zmienić stosunek do niej,a więc przestać cierpieć z tego powodu,a Ty cierpisz.

 

-- 02 paź 2011, 05:37 --

 

Rozprawić się z przeszłością to znaczy pozwolić jej odejść..Przestać nią żyć,nie pozwolić aby miała władze nad Tobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Noopii,

ale moze byc tak ,że jakby wszystko było w porządku to tęz bym miała to co mam nie wiadomo na pewno. moze ja mma po prostu taki charakter ze pewne rzeczy we mnie pozostaja na zawsze i tyle takie silne emocjonalnie i nie moge sie od nich uwolnic i wcale nie blakna z biegiem czasu , nie chodzi tylko o złerzeczy ja pamietam wiele rzeczy np. przedszkola i jak to wspominam to tak jakby to było wczoraj i wiem ,że zawsze tak bedzie juz , pewnego kolegę z którym sie przyjazniłam jak miałam 3 lata,śa rzeczy , które we mnie trwaja

 

-- 02 paź 2011, 04:44 --

 

Noopii, Przeszłośc nie odejdzie bo juz była wydarzyła sie , zaistniała, jest cześcia nas samych, ludzie bez pamięci traca własna tozsamośc, jedni pewne rzeczy przezywja bardziej inni mniej, ale przeszłośc jest nami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie masz kotuś takiego charakteru:) pięlegnujesz urazy.. A wsomnienia z przeszłości każdy ma ważne aby te negatywne traumatyczne wyselekcjonować,aby przestały mieć władzę nad Twoim postrzeganiem świata siebie tu i teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×