Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Aleksandro, u psychiatry nie byłam ale chodzę już długo na terapię.pomogła mi bardzo - już praktycznie pozbyłam sie lęków ale niestety pozostały niekiedy objawy somatyczne - znak, że nie wszystko jest ok.najbardziej przeraża mnie to, że psychika tak silnie potrafi sterować ciałem, i to niestety najlepiej jej idzie w złym kierunku a nie w dobrym.bezsilnośc i wściekłość odczuwam gdy nie potrafię nic z tym zrobić, nawet jak znam przyczyne swojego stanu, to on ma nade mną władzę a do tego wiem, ze całą sytuacją szkodzę swojemu zdrowiu.ludzie mówią: uspokój sie to ci przejdzie ale ja nie potrafię!to, że wszystko zależy ode mnie a ja nic nie mogę z tym zrobić dołuje mnie i wścieka.

nie wiem jak jest z tym odczuwaniem bólu - faktycznie, to trudno ocenić czy ból jest rzeczywisty czy ma podłoże psychiczne - lękowe.poprzednio, zanim poszłam do lekarza, wierzyłam, że ten ból żołądka to kwestia psychiki a jednak sie okazało, że jakieś podrażnienia są.i teraz już nie wiem co zrobić, jak ocenić swój stan.najgorsze są te decyzje plus ten ból gratis. :) dzięki w ogóle za zainteresowanie.pozdrawiam.Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie dolegliwości somatyczne pojawiają się gdy się zdenerwuję - czasem moje zdenerwowanie wywołują błahostki, czasem sa to powazniejsze lęki i stany utrzymujące się nawet przez parę dni. W takich sytuacjach gdy przebywam z ludźmi, rozmawiam - odrywam myśli i wszystko ustępuje (do następnego razu oczywiście).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kretko, podejście optymistyczne - skoro udało ci sie przez 4 lata to i teraz sie uda :D ale spróbuj się zmobilizować do jakichś małych prób- to z pewnością ułatwi ci pierwszy start na uczelnię.popieram pomysł radia w komórce czy innej muzyki - świetnie odwraca uwagę od strachów.trzymam kciuki.Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To już takie zamknięte koło. U mnie w mojej nerwicy bóle somatyczne zaczęły występować od około pół roku. Jeszcze nie zaczęłam z ich powodu się prześwietlać i łykać rurek, co nie znaczy że nie zacznę robić tego w przyszłości gdy owe bóle będą powracać. Np. na poczatku lata nadwyrężyłam nogę i coś chrupnęło mi w kolanie. Potem gdy więcej chodziłam zauważyłam że odczuwam w nim ból. Oczywiście przy mojej hipochondrii: rak kości - mięśniak. Gdy tylko po nadwyrenżeniu kolana znów pojawiał się lekki ból ja od razu się nakręcałam na myślenie o tym i nie mogłam przestać. Oczywiście wtedy zaczynało boleć mnie jeszcze bardziej. Chyba już my nerwicowcy jesteśmy na to skazani... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem ale chyba nie :| Jak nawet siedzę przy komputerze to co chwilę wstaję aby przejść się po pokoju. Specjalnie nalewam też sobie picie na dno szklanki aby zaraz mieć powód do ruszenia się i pójścia do kuchni. No i oczywiście siedząc też ciągle zmieniam pozycje :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Peace-b masz rację co do tego koła.czasem sie udaje je przerwać jakimś pozytywnym zdarzeniem, coś ktos powie....ale najczęściej to po prostu nas wykańcza :( z kolanem też miałąm podobne jazdy :D 2 lata temu uszkodziłam sobie kolano na nartach, ostatniego dnia, i jak sie wybierałam na narty w tym roku zimą to miałam tak silny lęk, że bałam się w ogóle chodzić. w końcu poszłąm do lekarza a on na to, ze na ten moment nic nie widzi i żebym jechałą na narty i jak mi coś trachnie to sie najwyżej zrobi operację.niezłe, co? :D prawie mu tam zmdlałam ze stresu.ale pojechałam w lękach strasznych na te narty, no bo już wycieczka ustalona no i do tego wiedziałam, że w domu i tak będę się denerwowała, więc już lepiej martwić sie w górach. :D oczywiście okazało się, ze nic poważnego mi nie jest, jak tylko zaczęłam śmigać na nartach.tzn. mam trochę słabsze kolano ale to nic takiego.tak się bałam, że pędziłam szybko w dól stoku żeby zapomnieć o strachu.a jak zjechałam to uświadomiłam sobie, że to nie może być nic poważnego skoro jechałam jak szalona. :D i tak mi minęly obawy.co do kolana oczywiście.szkoda, że na żołądek nie mam takiego patentu leczniczego.

wśrod nerwusków to by można chyba zrobić taki plebiscyt na najciekawszą chorobę :D każdy z nas ma taką bujną wyobraźnie i tyle doświadczeń :D pozdrawiam.Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj wiem coś o tych doświadczeniach :smile: Jak podsumowywuję ile chorób wmawiałam sobie w ciągu ostatnich 3 miesięcy to mój bilans jest zastraszający 8) Masz rację że te nasze lęki są w stanie przerwać tylko jakieś pozytywne zdarzenia lub jak powód lęku sam minie. Odkąd moje kolano przestało mnie boleć ja przestałam o nim myśleć.

 

Tak to już jednak jest że gdy coś sobie nadwyrężymy lub doznamy kontuzji sportowej to potem nawet nieświadomie oszczędzamy tą "chorą" kończynę aby przypadkiem jej nie uszkodzić, a nie jest to dobre bo może doprowadzić do późniejszych zwyrodnień.

 

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam dokladnie to samo!nie moge jednej rzeczy zrobic spokojnie na kompie,co chwila znajduje powod zeby wtsac i cos zrobic.hehe a jak klade sie do lozka to z godzine sie wierce strasznie zanim zasne bo nie moge si eprzestac ruszac,nawet noga macham w lozku do zasniecia paranoja :D !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszę jeszcz napisać coś śmiesznego. Któregoś dnia wyszłam wieczorem na balkon, było już ciemno, i widze światełka na niebie - samolot kołuje nad lotniskiem, widzę jego bok. I nagle on zapala przednie światła prosto na mnie. Byłam przerażona. Byłam przekonana, że to UFO, że na pewno mnie porwą. Moje serce wybiegło z ciała a ja za nim, do mieszkania. Pierwsza myśl: zabrać córkę i uciekać do piwnicy. Zaczęłam się miotać po mieszkaniu i nagle się opamiętałam: k..wa, pier...nięta jesteś??? Jak będziesz się tak dawać to od razu moszesz dzwonić po kaftany. I wiecie co zrobiłam? Wyszłam spowrotem na balkon. Bałam się jak cholera ale wyszłam. Moje UFO jeszcze było na niebie. Stałam i patrzyłam jak spokojnie leci na lotnisko a potem usłyszałam jak ląduje. Usiadłam i nie mogłam uwierzyć, że jestem taka głupia, że wkręciłam sobie aż taką jazdę. Teraz się z tego śmieję i opowiadam znajomym żeby sie też pośmiali. Nikt nie mówi, że jestem nienormalna, tylko, że mam wyobraźnię, albo się czegoś najarałam. Trzeba nauczyć się podchodzić z humorem do swoich jazd. To trudne ale wykonalne.

 

PS. Jak UFO będzie chciało mnie porwać to wyciągnie mnie nawet z piwnicy. :)))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od razu zaznaczam,ze nie jest to temat dotyczacy syndromu nadwrazliwego jelita,ktory byl juz niejednokrotnie poruszany.

Od tygodnia mam krwisto-sluzowate,specyficznie smierdzace biegunki z

okropnymi skurczami i bolami podbrzusza.Po wykluczeniu w szpitalu i na innych badaniach zatrucia,schorzen urologicznych,zapalenia wyrostka i przydatkow postawiono wstepna diagnoze: zapalenie jelit (colitis). Spowodowala je najprawdobodobniej antybiotykoterapia lekiem dalacin (ktory bralam ostatnio przy zakazeniu palca). Rodzaj zapalenia ma okreslic badanie kolonoskopowe,ktore mam po niedzieli.Lekarz gastroenterolog przepisal mi na razie duspatalin retard,metronidazol oaz trilac (bakterie mlekowe)Obecnie nie widze poprawy po tych lekach.Zaczynam niepokoic sie swoim stanem:ciagle bole,biegunka i temperatura w granicy 38 stopni.Naczytalam sie,ze zapalenia jelit moga ciagnac sie latami,nawracac,sa dokuczliwe,przyczyniaja sie do powstania polipow,owrzodzen,nawet przebicia jelita czy raka.Czy ktos z was

przeszedl taka chorobe i moglby mi udzielic wiecej informacji?czy nerwica lekowa mogla przyczynic sie do takiego stanu jelita?Jestem zrozpaczona...

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łażę do śmietnika, dookoła bloku i myślę pozytywnie. Cały czas wyobrażam sobie jak sobie pomyślnie radzę z podróżowaniem na uczelnię. No i wypróbowałam połóweczkę xanaxau, już wiem, że trochę mi po tym lepiej, więc w kryzysowej sytuacji zawsze mogę się tym poratować. Zwykle jednak staram się przezwyciężyć lęk sama...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Moniczko

 

Przyczyny powstania zapalenia jelita grubego nie są znane, niemniej jednak wpływ na ich powstanie mogą mieć infekcje bakteryjne i wirusowe.

 

Przebieg choroby jest różnoraki: czasem stan chorobowy utrzymuje sie przez dłuższy czas, czasem pojawiają się nawroty i remisje ale są też przypadki że choroba ustępuje samoistnie po długim okresie objawowym! Musisz więc uzbroić się w cierpliwość.

 

Zapalenie jelita leczy się przede wszystkim farmakologicznie poprzez podawanie leków przeciwzapalnych. Jedynie w skrajnych przypadkach długo utrzymujących się stanów zapalnych i ich ciągłych remisji (przez wiele lat) stosuje się leczenie chirurgiczne, aby nie dorpowadzić do późniejszych powikłań jakimi może być: perforacja jelita, rak, niewydolność wątroby, kamica żółciowa itd. Dlatego nie myśl proszę o powikłaniach bo do nich daleka i wieloletnia droga. Bądź nastawienia że choroba minie sama w skutek farmakoterapii bo u większości osób tak właśnie jest.

 

Możesz tez sama przyczynić się do zelrzenia lub ustąpienia jej objawów poprzez zmianę diety. Przede wszystkim unikaj potraw i produktów bogatych w błonnik, nie jedz potraw wzdymających (warzywa kapustne i strączkowe, napoje gazowane), nie pij alkoholu, unikaj ostrych przypraw i potraw smażonych. Wg. niektórych zaleceń powinnaś unikać także produktów mlecznych.

 

W wypadku zapalenia jelita zalecane jest unikanie nadmiernego stresu poniewarz zaostrza on chorobę i jej męczące objawy, dlatego też choć Twoja nerwica nie jest przyczyną powstania choroby to jednak może ją nasilać.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja nerwica liczy sobie juz 10 lat. Przyczyniła sie do niej w 99% moja matka, tyran i despota. Właściwie począwszy od wczesnego dzieciństwa aż do teraz pamiętam jedynie awantury przez nią inicjowane, bicie czym popadnie, zabranianie wszystkiego, nieuzasadnione złośliwości, wieczna krytyka, totalny brak uczuć i obwinianie mnie o wszystko. Od kiedy sięgam pamięcią ciągle mam poczucie winy, ciągle myslę, ze nie jestem wystarczająco ładna, mądra itp. żeby mnie kochać. W moim domu zawsze na pierwszym miejscu była moja starsza siostra. Moja nerwica zaczęła się od depresji spowodowanej zwolnieniem z mojej pierwszej pracy. Zwolniłam się sama, mniejsza o powód, w kazdym razie w domu zamiast zrozumienia spotkałam sie tylko z wyrzutami. Wpadłam w depresję, która powoli przeszła w nerwicę lękową. Koszmarne lęki, derealizacja, lęk przed choroba psychiczną itp., klasyczne objawy. Stopniowo jednak czułam się coraz lepiej, głownie dzięki mojemu chłopakowi (obecnie mężowi) i od mnie więcej 3-4 lat czułam się super. Dodam, ze nie brałam leków ani nie chodziłam na terapię. Jakiś rok temu, tuż po urodzeniu dziecka zaczęło się znów, aczkolwiek w nieco innej formie, mianowicie opanował mnie okropny lęk przed chorobami, w szczególności rakiem. Setki badan, mnóstwo wydanych pieniędzy i wszystko ok. To mnie jednak nie do końca przekonało i żyłam tak sobie cały czas bojąc się tego cholernego raka. W międzyczasie mój mąż, moje największe oparcie wyjechał do Anglii, a ja została sama z małym dzieckiem. Od początku planowaliśmy, że po kilku miesiącach do niego dołączymy, ale… No właśnie, cały czas mieszkam z rodzicami, a moja matka niestety wcale się nie zmieniła, jeśli już to tylko na gorsze, terroryzuje mnie, krytykuje, wtrąca się we wszystko, a ja nie umiem się jej przeciwstawić (a może po prostu jestem tchórzem) , w jakoś chory sposób czuję się od niej zależna, pewnie też dlatego, ze gdy po urlopie macierzyńskim moja firma kopnęła mnie w d… to rodzice bardzo nam finansowo pomagali. No i ten wyjazd… matka niby twierdzi, ze to rozumie i że jest ok., ale dziwne, ze jej mina mówi coś innego. Ona panicznie boi się zostać sama na starość, a poza tym nagle ucieka jej jedna ofiara i pozostanie jej znecanie się tylko nad ojcem (niestety mięczak bez kręgosłupa, podporządkowany całkowicie matce). Wiem, że najbardziej odpowiadałoby jej rozwiązanie ja tu, a mój mąż w Anglii. A ja gdzieś tam podświadomie mam znów poczucie winy, ze jestem wyrodna córką, bo zostawiam biednych rodziców samych (siostra mieszka jakieś 500m dalej :!: ). I własnie teraz gdy za miesiąc mam wyjechać ta cholerna nerwica znowu się odzywa, wracają lęki i co najgorsze to ta zakichana derealizacja brrrrr. Ale tym razem czuję też, że trochę sama sobie to wszystko wmawiam, derealizacji nie było dopóki nie zaczęłam o niej myśleć, ale jak już raz pomyślałam to nie mogę przestać i znów zyję w lęku przed nią. Czasem analizując moje zycie dochodzę do wniosku, że jestem w jakimś stopniu cierpiętnicą i odpowiada mi rola ofiary, nie wiem, może tak mi dobrze, bo ktoś się w końcu nade mną lituje i interesuje, a ja nie muszę nic robić, bo przeciez jestem taka biedna i chora? Zauważyłam, ze jak czuję się dobrze to czegoś mi brakuje i np. spacerując z dzieckiem zaczynam oddawać się rozmyślaniom na temat realności otaczającego mnie świata i d… zbita, zaczynam się bać. Tak sobie myślę, że może coś w tym jest, może ta cała moja nerwica to tylko wymówka, ucieczka od odpowiedzialności? W zasadzie to mogłam się już dawno usamodzielnić, ja pracowałam i dobrze zarabiałam, maż pracował za granicą, ale wszystkie pieniądze przepuściliśmy na jakieś pierdoły, zamiast np. kupić mieszkanie i odciać się od toksycznej matki.

 

I tutaj mam prośbę, proszę oceńcie obiektywnie moją historię i powiedzcie czy Waszym zdaniem nie jest tak, że już dawno mogłabym przegonić tę cholerę nerwicę, ale gdzieś tam w głębi ducha wcale tego nie chcę, bo tak mi wygodnie? Przyjmę każdą krytykę ;) , z góry dzięki za opinie.

 

Pozdrawiam wszystkich nerwusków, którym chciało się to przeczytać :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

biedronka Twoja historia jest nieco podobna do mojej tzn. moja matka z kolei zawsze mnie kontrolowała i to do form paranoi. Miałam być idealną córeczką, dobrze się uczyć i być grzeczna. Nie mogłam myśleć samodzielnie bo matka zawsze wiedziała wszystko najlepiej. Wytworzył się u mnie przez to pewien rodzaj poczucia obowiazku i bycia lojalnym w stosunku do rodzica - ale to charakterystyczne dla osób z rodzin dysfunkcyjnych (jak nasze).

 

Musiałam nauczyć się później że to moje życie i to ja o nim decyduję - a nie matka, bo matka nie będzie żyła za mnie. Wciąż dażę ją szacunkiem co jednak nie zmienia faktu że podejmuję decyzje samodzielnie, czesto wbrew niej. Wiem że robię słusznie bo nawet jeśli popełnię błąd będzie to mój błąd który czegoś mnie nauczy. Matka chciała ochronić mnie od całego zła a dużej mierze sama jest odpowiedzialna za wkopanie mnie w nerwicę i stany depresyjne :?

 

Kiedyś matka powiedziała mi że zachowuję się jak cierpiętnica i zapytała jak długo zamieżam nią być? Może i jest w tym odrobina prawdy.. czasem lubię użalać się nad sobą i wyolbrzymiam fakty aby inni ludzie mi współczuli. Może to już charakterystyczne dla nas - neurotyków?

 

Ludzie popełniają błędy. Nie obwiniaj się o "rozrzucenie pieniędzy na pierdoły" - mam nadzieję że chociaz mieliście z nich frajdę. Jaki byłby sens kupna mieszkania skoro i tak planowaliście wyjechać, wybraliście tańszą i łatwiejszą drogę: matkę która da wam mieszkanie, jedzenie i jeszcze w razie czego przypilnuje dziecka. Czasem nie warto usamodzielniać się na siłę lub za szybko. Wiem że z tego co piszesz nie łatwo Ci mieszkać z matką jednak pomyśl sobie o tym tak że gdybyś mieszkała sama i wszystkie obowiazki spadłyby nagle na Twoją głowę - czułabyś się jeszcze gorzej a Twoja nerwica pogłebiła. Przynajmniej ja tak to widzę :)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam przeczyatlem twoj post i widze ze mialem podobne problemy co ty mialem bo moi rodzice niezyja jestem jedynakiem // niewiem jak ty// umnie bylo podobnie wieczne wtracanie sie nawet wybieranie szkoly zawodu itp a gdy poznalem zone to wtracanie sie i nadodatek szantaz emocionalny naszczescie zamieszkalismy osobno .. wiem ze twoja mama jest uciazliwa ale sprobuj z nia porozmawiac ja na przyklad napisalem mojej mamie list i wytlumaczylem ze ja kocham ale mam teraz wlasne zycie . twoja mam ma do ciebie zaborcza milaosc ktora wlasnie sie wyraza tak jak ja opisalas ale szczera rozmowa i jezeli jest mozliwosc wyprowadzki powino pewne zeczy zakonczyc niezapominajac przytym o okazywaniu mamie milosci ale na zasadach partnerskich jestescie malzenstwem ito jest i powino byc najwazniejsze ja mojej mamie napisalem ze 1 BOG// jestem wierzacy// 2 moja zona i dzieci 3 rodzice taka jest kolej rzeczy mozesz mame zapewniac ze nie zostawisz ja ona sie tego boi ale niepozwol cie azeby zadzila waszym zyciem mamie potrzebna jest pomoc ale na pierwszym miejscu wasza rodzina to najwazniejsze pozdrawiam i przepraszam ze moje mysli sa troche takie nieskladne ale twoj post wiele mi przypomial jak bylo umie zycze powodzenia :smile::smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwy...

Wszystkie moje rzeczy w kartonach i smutek, że zostawiam mój kochany młodzieńczy pokoik.

Już dziś wyprowadzam się z rodzinnego domu, w którym było mi naprawdę dobrze.

Czeka na mnie nowe życie.

Bardziej samodzielne.

Lęki trzymają się mocno, ale wierzę, że dam sobie radę.

Może wymuszona samodzielność pomoże mi?

Jak nie to zawsze mam w kieszeni na wszelki wypadek Xanax i komórkę, żeby zadzwonić do męża:-)

Ale mam też dużo wiary, że będzie dobrze.

Odezwę się za jakiś czas, jak już się urządzę.

Trzymajcie kciuki:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Peace-b cóż ja mieszkam z rodzicami, ale i tak wszystko jest na mojej głowie. Tato jak zawsze trzyma się na uboczu, a mama kompletnie nie ma podejscia do dzieci i zajmowanie się nimi to dla niej raczej przykry obowiązek niz przyjemność. Więc równie dobrze mogłabym mieszkać sama.

Kilka lat temu jeszcze nie myslelismy o wyjezdzie, własciwie nie mieliśmy żadnych planów, dlatego trochę zła jestem na siebie, bo wtedy już mogłam stac sie niezależna i może emogracja nie byłaby konieczna, a tej też się boję :?

 

Listonosz bardzo chiałabym porozmawiać z moja mamą, sęk w tym, że to niemozliwe, już niejdnokrotnie podejmowałam takie próby, ale zawsze kończyło się to stwierdzeniem, ze i tak ja jestem winna wszystkiemu, zresztą wszyscy traktujemy ją żle itd. Z nią po prostu nie da się rozmawiać, uważa, że tylko ona ma rację, zresztą jest też zdania, ze dzieci powinny się rodziców bać :shock: No i co to za matka, która swoje własne dzieci obgaduje do obcych ludzi i ciagle ubolewa nad tym, ze inni mają lepsze dzieci niz ona :cry: Zresztą dla mojej mamy zawsze najważniejsze były pieniadze i opinie nnych. Wokól kasy kręci się jej zycie, masz pieniadze to zasługujesz na szacunek, nie masz - jesteś nikim.

 

Ech... mogłabym tak pisać i pisać, ale jakoś nie czuję, ze moja mama mnie kocha, nigdy tego nie czułam :(. Żal mam tylko do siebie, że ciągle zabiegam o jej aceptację, której zresztą nigdy nie dostałam, zamiast machnąć na to wszystko ręką i życ dalej. Wtedy pewnie łatwiej byłoby mi powalczyć z nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×