Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje zaburzenia odżywiania


anonimowa_2001

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Tak jak wspomniałam w poprzednim poście (pogubi-am-si-t61822.html), że moje zaburzenia odżywiania to odrębny temat to chciałabym dziś Wam go przybliżyć. Zacznę od tego, że jest to bardzo trudne i wstydliwe. Jak mówię innym o swoich wszystkich problemach (przyjaciołom internetowym), tak do tego nie jestem w stanie się przyznać. To jest chore, głupie, nienormalne i bardzo, ale to bardzo się tego wstydzę. Jednak chciałabym się z tym podzielić z ogółem, tutaj na forum. Chcę się dowiedzieć co o tym myślicie i z czym ja tak właściwie mam do czynienia.

Zacznę od tego, że dwa lata temu w wakacje zaczęłam dużo ćwiczyć i interesować się zdrowym odżywianiem. 6 razy w tygodniu dość intensywnie ćwiczyłam przed godzinę oraz jadłam tylko zdrowe rzeczy. Wyeliminowałam wszystkie słodycze, słodkie napoje, panierki z kotletów itd. Liczyłam kalorie. Jadłam do 1400 kcal dziennie + ćwiczenia. Zawsze czułam się grubsza od innych i chciałam po prostu schudnąć, wyglądać lepiej. Dużo gotowałam, przygotowałam tylko zdrowe posiłki, sprawiało mi to przyjemność. Rodzinie nie do końca to pasowało; smakowało. Jednak ja się nie zniechęcałam i robiłam swoje. Ćwiczyłam tak 6 miesięcy, do grudnia. Od października albo listopada biegałam po godzinie 2-3 razy w tygodniu, a w resztę dni ćwiczyłam w domu, z przerwą na Niedzielę. Pamiętam, że jeszcze kilka dni przed Wigilią, wśród intensywnych przygotowań znalazłam czas na wyjście i bieganie. To wszystko spowodowało, że schudłam i wyglądałam naprawdę dobrze (patrząc z perspektywy czasu, na zdjęcia). Wtedy wydawało mi się, że dalej jestem gruba i to moje odchudzanie i starania nie mają sensu, nie przynoszą efektów. Ja teraz widzę, że to co się działo to była obsesja na punkcie zdrowego jedzenia. Ja nie mogłam zjeść nic bardziej kalorycznego, a po każdym jednym kawałku ciasta domowego, na którego sobie pozwalałam raz na jakiś czas miałam ogromne wyrzuty sumienia. Jednak rodzina mi mówiła, że jestem już taka chuda, że mi wystarczy. Najmniej ważyłam 42 kg przy wzroście 150 cm. Byłam według mnie taka akurat. Chociaż wtedy nie. Przełomowym momentem, kiedy uznałam że te starania i wyrzeczenia nie mają sensu było pojechanie na zakupy. Uznałam, że już schudłam na tyle że mogę kupić sobie coś nowego. Zaczęłam przymierzać, za małe, dziecięce rozmiarówki (nie wiem co ja sobie wyobrażałam). No ale takie spodnie na 146 cm oczywiście na mnie nie wchodziły, a ja byłam tym załamana, poczułam się strasznie grubo, w lustrze też tak siebie widziałam. Więc uznałam, że koniec tego. Pomyślałam, że przed ćwiczeniami i po wyglądam tak samo, więc moje starania idą tylko na marne. (XD chora logika, wiem, teraz to wiem..) A ja naprawdę wylewałam dużo potów, byłam przedtem miłośniczką słodyczy, więc nie było tak łatwo z nich rezygnować. Pamiętam jakby to było dziś jak dostałam na Mikołajki czekoladowego mikołaja. Zjadłam go w całości, uznając że tak dawno nic nie zjadłam że mi się należy. Był taki doooobry, po takim czasie niejedzenia czekolady. I od tego momentu wpadłam w wir obżarstwa. Codziennie, bez przerwy jadłam kiedy tylko miałam okazję. To był czas świąteczny, więc w Święta mając tyle pyszności podjadałam z lodówki mnóstwo, a przy stole oczywiście nie jadłam za dużo, bo byłoby mi wstyd. Nigdy nie miałam dość. Naprawdę te ilości jakie ja pochłaniałam są nie do wyobrażenia. I trwało to bez przerwy. Nie mogłam przestać, mimo że mówiłam sobie, że to ostatni taki dzień, kiedy sobie pozwalam. Skoro nie chciało mi się już ćwiczyć i straciłam sens tak naprawdę wszystkiego (od tego właśnie momentu zaczął się najgorszy okres, który opisałam w poprzednim wątku) to uznałam, że spróbuję głodówki. Że to musi mi przynieść w końcu zadowalające efekty. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Nie jedzenie nie sprawiało mi większego problemu. Jeżeli zaczęłam to mogłam nie jeść nic. Nie czułam się najlepiej, bolała głowa, kręciło mi się wszystko, ogółem czułam się osłabiona i zmęczona, jednak było to do wytrzymania. Jadłam 500-600 kcal, potem coraz mniej, a potem moim wyznacznikiem było 200-300 kcal. Chudłam. Mierzyłam swoje uda bardzo często. Bardzo szybko było w nich coraz mniej cm. Trwało to 21 dni, czyli nie jakoś dużo. Po tym miałam napad jedzenia, co mogło być do przewidzenia.. Tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. No i nie wiem już ile dni to trwało, ale na pewno jadłam bardzo dużo. I odtąd na zmianę, raz się głodziłam kilka dni, potem jadłam ogromne ilości, w szczególności słodyczy. I to wszystko trwa tak naprawdę do dziś. Znienawidziłam siebie strasznie,bo przytyłam nagle dużo. To była tragedia, jednak jedzenie jest silniejsze. Jest to mój sposób na poradzenie sobie z problemami. To chore błędne koło, bo jem, bo jestem gruba, a skoro jestem gruba to i tak mogę jeść dalej.. Skoro jestem gruba to muszę się odstresować jedząc. Heh... Ja przez to wszystko odwalałam naprawdę okropne rzeczy, których bardzo się wstydzę i żałuję. Chodziłam po szkole do sklepów, kupując ogromne ilości słodyczy, w rożnych punktach, żeby w jednym miejscu nie kupić za dużo i nie wyjść na idiotkę :) Jednak tak czy tak byłam nią i jestem przez samą sobą. Potem obżerałam się tym w pokoju.Było mi tak słabo, tak źle się czułam, a mimo to ja dalej wpychałam w siebie te czekolady czy pączki. Brzuch miałam, jakbym była w ciąży. Raz idąc po takim obżarstwie do kościoła z rodziną zrzygałam się po drodze. Zazwyczaj szłam spać po takim czymś, ze strachem że może się już nie obudzę, albo żołądek mi pęknie albo cokolwiek innego. Ja się dziwię, że nigdy nie wylądowałam w szpitalu. Kradłam (bo można to tak nazwać) pieniądze mamie. Czasem wzięłam jej z portfela (czego bardzo żałuję, ale to było silniejsze ode mnie, ka musiałam zdobyć to jedzenie), czasem nie oddałam jej reszty z zakupów. I to było takie, że np. uznałam że od tego dnia nie jem, ale potem znalazłam u siebie jakieś pieniądze to jednak jadłam, bo przecież trzeba wykorzystać taką wspaniałą okazję :) Ehh.. Ogółem to więcej się obżerałam niż głodowałam. Przytyłam jakieś 10-12 kg w bardzo krótkim czasie. Raz w ciągu 2 tygodni 5 kg mi przybyło. Więc sobie wyobraźcie. Teraz ważę pewnie 54-55 kg. Myślę, że coś takiego. Kto wie, czy nie więcej. To działa na zasadzie wszystko albo nic. Albo mogę nie jeść nic i jest dobrze, albo się obżeram. Jak już zacznę, zjem coś bardziej kalorycznego to uznaję że trzeba to wykorzystać do końca i wtedy cały dzień jem. Jak u alkoholika, tylko że z jedzeniem. Przez to wszystko czuję się jak gruba świnia. Robiłam wszystko albo żeby jeść albo żeby nie jeść. To straszne. Nienawidzę siebie i wstydzę się tego jak wyglądam. Mam w głowie cały czas, że muszę schudnąć, zacząć porządną głodówkę, jednak zbieram się do tego już tyle czasu i już w ogóle to nie wychodzi. Od jakiegoś czasu jem normalniej, organizm nie chce już przyjmować takich ilości jedzenia jak kiedyś. Nic dziwnego. Jednak mam taki zapalnik, który stał się codziennością, że jak zostaję sama w domu to jem co możliwe, żeby nikt nie zauważył albo chodzę do sklepu i robię "zapasy" i wpycham to w siebie.Wszystko na raz jak już coś. Nie potrafię jeść wolno, ale przy innych robię to. No bo przecież ja, zawsze tak zdrowo jedząca mam się teraz tak obżerać? To by była kompromitacja. Mam w szafie 2 reklamówki z opakowaniami po wszelkich słodyczach, lodach, batonach, czekoladach. Muszę to kiedyś w końcu wywalić. Gdyby ktoś to znalazł to ja nie wiem.. Często chowałam te papierki po szafkach i wychodząc z domu żyłam w strachu, że ktoś to znajdzie. Bo ja przecież nie jem słodyczy :) Heh.. To błędne koło trwa już tyle czasu. Nikt o tym nie wie. I nie byłabym w stanie przed nikim się do tego przyznać. To dla mnie zbyt duży wstyd. Dziękuję jeżeli ktokolwiek przeczytał. Napiszcie mi o swoich zaburzeniach odżywiania i co sądzicie o moich problemach. Jeżeli macie pytania to napiszcie w komentarzu, bo to co napisałam to oczywiście skrót.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o moje zaburzenia odżywiania, mogłabym napisać słowo w słowo to samo co Ty, bo wyglądało to u mnie bardzo podobnie. Nawet wzrost taki sam ;) Próbowałaś jeść jakiś czas swoje zapotrzebowanie? Można obliczyć CPM na pierwszym lepszym kalkulatorze w internecie (tylko nie zaniżaj). Nie przytyjesz na tym, ani nie schudniesz, ale może uda Ci się trochę ustabilizować jedzenie. Niskokaloryczne diety tylko napędzają napady i prowadzą do błędnego koła. Ja dzięki temu pozbyłam się ciągłych myśli o jedzeniu i wbrew pozorom schudłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o moje zaburzenia odżywiania, mogłabym napisać słowo w słowo to samo co Ty, bo wyglądało to u mnie bardzo podobnie. Nawet wzrost taki sam ;) Próbowałaś jeść jakiś czas swoje zapotrzebowanie? Można obliczyć CPM na pierwszym lepszym kalkulatorze w internecie (tylko nie zaniżaj). Nie przytyjesz na tym, ani nie schudniesz, ale może uda Ci się trochę ustabilizować jedzenie. Niskokaloryczne diety tylko napędzają napady i prowadzą do błędnego koła. Ja dzięki temu pozbyłam się ciągłych myśli o jedzeniu i wbrew pozorom schudłam.

W sumie nie liczę kalorii, ale od września jem normalniej - 3 posilki. I wcale nie duzo, bo nie mam jakiegos duzego apetytu. Tylko ze teraz bardzo zależy mi na tym, aby schudnąć, bo czuję sie bardzo źle. Szczególnie uda i ręce. Są straszne. Wstydzę się tego bardzo i to nasila moja niechęć wychodzenia do ludzi. Teraz biorę leki i lekarz mi powiedział, że od nich schudne, bo obznizaja apetyt (on nie wie o moich zaburzeniach). Liczyłam sobie zapotrzebowanie nawet. Wyszło coś ponad 1400.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć ;)

 

1400 kcal to bardzo mała podaż, a jak dojdzie do tego ujemny bilans związany z aktywnością fizyczną, to tak na prawde dostarczas o dużo za mało energii do organizmu. Na krótką metę może to i działa ( w sensie że osiągasz swój cel - chudniesz ), jednak sama widzisz, że nie da się przeżyć części życia unikając wszystkiego co ma >xxxkcal/100g. Zdrowe podejście do tematu diety to nie tylko dbanie o ciało, ale przede wszystkim też o umysł, o dobre samopoczucie każdego dnia.

Doskonale sobie zdajesz sprawę z tego, że pracowanie nad sylwetką to nie sprint, a maraton.

Zdobyłaś przez ten okres dużo wiedzy, masz doświadczenie z tematem, teraz wyciągnij wnioski z tego co opisałaś i wdróż je w życie.

Na prawde nie ma żadnego znaczenia, czy schudniesz 3kg w ciągu tygodnia a czy 3.7kg, znaczy ma dla Twojego samopoczucia.

 

Myśle, że obesysjne tracenie na obwodach do nikąd nie prowadzi.

Piszesz, że są takie częsci ciała , które według Ciebie nie wyglądają atrakcyjnie,

czy jednym sposobem, żeby to zmienić jest pozbycie się do minumum bf?

 

Piszesz, że sporo trenowałaś.

Na pewno zauważyłaś inne pozytywne aspekty aktywności fizyczniej, oprócz gubienia tkanki tłuszczowej.

Pamiętasz ile satysfakcji Ci to dawało?

Jak poziom endformin osiągał niewyobrażalne stany po porządnych treningu?

Na pewno też zwróciłaś uwagę na to, że ciało robiło się coraz bardziej jędrne, sylwetka zgrabniejsza.

 

Najlepiej człowiek się uczy na własnym przykładzie,

jak czytam to co napisałaś, to jestem pewnien że masz z czego czerpać wiedze.

Przemyśl sprawe i tym razem dbaj o swoje ciało i umysł z głową,

bo idea zdrowego stylu życia jest jak najbardziej warta wysiłku w nie włożonego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1400 kcal to pewnie podstawowa przemiana materii, niemożliwe, że tylko tyle potrzebujesz. Ja mając ten sam wzrost i niższą wagę jem 1700 kcal na utrzymanie wagi, w ogóle nie ćwicząc. Niestety ciężko pozbyć się napadów głodu i schudnąć jednocześnie. Najpierw postaraj się jeść tyle, żeby trzymać wagę, jak Ci się uda przez kilka tygodni możesz spróbować diety, np. odjąć 200-300 kcal. Wszystko powoli, to nie wyścigi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś upewniłam się co do tego, co mi chodziło po głowie od jakiegoś czasu - mam bulimię. Nie prowokuję wymiotów, nie jem jakoś dużo, ale wszystko się zgadza. Tak pomału się to rozwinęło. Staram się jeść jak najmniej, w dzień mi to wychodzi, ale wieczorem często tracę kontrolę i jem to, czego na pewno nie powinnam jeść, typu lody, orzeszki ziemne, chrupki kukurydziane. Potem znowu nic prawie nie jem. W zasadzie rzadko czuję głód, jak przechodzi, to nie czuję już potrzeby jedzenia. 

Najbardziej mnie dołuje, że już nie wiem, co i jak powinnam jeść, żeby schudnąć, a sobie nie zaszkodzić. Kiedyś zastosowałam dietę pż, i szybko schudłam. Potem stopniowo przestało to na mnie działać. Potem jadłam mało, nie podjadałam w momentach głodu, najwyżej wypijałam trochę mleka. I znowu schudłam. Potem znowu przytyłam i przeszłam na dietę paleo, po której ładnie schudłam. A potem znowu się do niej przyzwyczaiłam i przestała działać. Więc spróbowałam z produktami zbożowymi pelnoziarnistymi, płatkami itp., ale kiepskie były efekty. Więc wróciłam do niejedzenia węglowodanów złożonych, ale to już mi nie pomaga. W końcu doszłam do wniosku, że nie chudnę, bo po prostu przyjmuję za dużo kalorii w stosunku do mojego zapotrzebowania i  muszę ich ilość zmniejszyć, nie chwilowo, ale trwale. No ale właśnie skojarzyłam, że wpędziłam się w problem. No i teraz nie wiem, co ja mam robić, bo próbowałam już tylu rzeczy:(

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.06.2018 o 23:43, Miodunka napisał:

Dziś upewniłam się co do tego, co mi chodziło po głowie od jakiegoś czasu - mam bulimię. Nie prowokuję wymiotów, nie jem jakoś dużo, ale wszystko się zgadza. Tak pomału się to rozwinęło. Staram się jeść jak najmniej, w dzień mi to wychodzi, ale wieczorem często tracę kontrolę i jem to, czego na pewno nie powinnam jeść, typu lody, orzeszki ziemne, chrupki kukurydziane. Potem znowu nic prawie nie jem. W zasadzie rzadko czuję głód, jak przechodzi, to nie czuję już potrzeby jedzenia. 

Najbardziej mnie dołuje, że już nie wiem, co i jak powinnam jeść, żeby schudnąć, a sobie nie zaszkodzić. Kiedyś zastosowałam dietę pż, i szybko schudłam. Potem stopniowo przestało to na mnie działać. Potem jadłam mało, nie podjadałam w momentach głodu, najwyżej wypijałam trochę mleka. I znowu schudłam. Potem znowu przytyłam i przeszłam na dietę paleo, po której ładnie schudłam. A potem znowu się do niej przyzwyczaiłam i przestała działać. Więc spróbowałam z produktami zbożowymi pelnoziarnistymi, płatkami itp., ale kiepskie były efekty. Więc wróciłam do niejedzenia węglowodanów złożonych, ale to już mi nie pomaga. W końcu doszłam do wniosku, że nie chudnę, bo po prostu przyjmuję za dużo kalorii w stosunku do mojego zapotrzebowania i  muszę ich ilość zmniejszyć, nie chwilowo, ale trwale. No ale właśnie skojarzyłam, że wpędziłam się w problem. No i teraz nie wiem, co ja mam robić, bo próbowałam już tylu rzeczy:(

Powinnaś wybrać się do psychologa/psychiatry + udać się na wizytę do dietetyka. Potrzebujesz jakichś leków i wsparcia co do zaburzeń odżywiania. No i zdrowej diety. Trzeba zacząć jeść normalnie, co nie jest łatwe.. Ja dalej siedzę w swoim problemie niestety.

Edytowane przez anonimowa_2001

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×