Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natręctwa myśli...


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

c sadi31, sadi31, ciekawe co piszesz bo jak brałem paroxetynę to nasiliło mi się natrętne myślenie , myśli o tym że jestem psychicznie chory budziłęm się z tym i kładłem spać nie mogłem się uwolnić od tego, a co to za lek bierzesz na epizody schizo i manii , jakie masz te epizody, na czym polegają?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem cały czas pod obserwacją lekarza, bo chodzę na zajęcia do Oddziału Dziennego.

Teraz zaczęła prześladować mnie jedna myśl wyjątkowo usilnie i już myślę, że na pewno jestem pedofilem. Mianowicie kilka miesięcy temu posadziłem synka znajomych na kolanach i chyba podnieciło mnie to. Tylko już wtedy zastanawiałem się nad tym czy nie jest ze mną coś nie tak i zastanawiam się czy to mogło już być od tej choroby. Nigdy wcześniej o ile sobie dobrze przypominam to czegoś takiego nie miałem.

A może ja już sobie stwarzam wspomnienia i rzeczywiście mam schizo?

 

[Dodane po edycji:]

 

A wcześniej też miałem taki okres, że bałem się że będę opętany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Ja mam tak ze przewaznie gdy mysle o moim chlopaku to za chwiel pojawia mi sie inny chodz nie zawsze gdy mysle o swoim chlopaku.. przy tym czuje taki strach, wali mi serce itp pozniej dostaje ataku placzu. Mam tak juz od ponad 2 miesiecy bylam u psychiatry powiedziala ze to nie choroba psychiczna i wysalala mnie do psychologa. Dala jakies tabletki i teraz jak mam te mysli ktore ciagle powracaja to juz nie przezywam takiego wewnetrzengo strachu. Czy to wogole moze byc nerwica natretnych mysli?! Dodam ze bardzo Kocham chlopaka a ten ktory mi "siedzi" w glowie to ledwo co znajomy i 2 lata temu zdradzilam z nim swoego chlopaka.. czego BARDZO zalowalam i mialam okropne wyrzuty sumienia. Moj chlopak wie o wszytskim. Co o tym myslicie ? Przez te mysli nie potrafie nowmalnie funkcjonowac..:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze to nienormalne i sie obrazicie ale łatwiej mi jest wiedzac, ze nie tylko ja tutaj mam natręctwa myślowe cały czas. Pobieżnie przejrzałam forum i dostrzegłam 2 osoby które boją się o swoje zdrowie psychiczne - ja się dokładnie skupiam na nerwicy (co mi jest, rozpamiętuje przeczytane posty, rozmowy z psychologiem, psychiatra, no wszystko...). Tak jest caly czas - od momentu jak sie obudze do momentu jak zasne, juz 2 miesiace. Lęku najczesciej nie czuje ALE JA CHCE W KONCU PRZESTAC O TYM MYSLEC!! Mam mysli samobojcze, placze itd... Potrafie zapomniec jak z kims rozmawiam jakos ciekawie ale co mi z tego? JA CHCE SAMA POJSC NA SPACER NP! (A nie moge bo ciagle tylko mysli).. Trwa to juz 2 miesiace... Widze, ze nie tylko ja tak mam. Trzymajmy sie razem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze to nienormalne i sie obrazicie ale łatwiej mi jest wiedzac, ze nie tylko ja tutaj mam natręctwa myślowe cały czas. Pobieżnie przejrzałam forum i dostrzegłam 2 osoby które boją się o swoje zdrowie psychiczne - ja się dokładnie skupiam na nerwicy (co mi jest, rozpamiętuje przeczytane posty, rozmowy z psychologiem, psychiatra, no wszystko...). Tak jest caly czas - od momentu jak sie obudze do momentu jak zasne, juz 2 miesiace. Lęku najczesciej nie czuje ALE JA CHCE W KONCU PRZESTAC O TYM MYSLEC!! Mam mysli samobojcze, placze itd... Potrafie zapomniec jak z kims rozmawiam jakos ciekawie ale co mi z tego? JA CHCE SAMA POJSC NA SPACER NP! (A nie moge bo ciagle tylko mysli).. Trwa to juz 2 miesiace... Widze, ze nie tylko ja tak mam. Trzymajmy sie razem

 

A DLACZEGO nie możesz iśc sama na spacer? z powodu myśli? To już trochę przesadzasz, sa ludzie którzy dostaja ataków paniki i palpitacji serca i onie nie chodzą sami na spacer i się i m nie dziwię, ale skoro masz tylko natrętne mysli to tkwienie w domu i nieruszenie tyłka z miejsca nie pomoże ci wręcz wpędzi cię w gorszy stan. Trzeba isć do ludzi, pobyć między nimi, odwrócić uwagę od siebie , ciągłe rozpamietywanie doprowadziło cię do natręctw i co dalej? Ty mówisz ze chcesz przestać w końcu o tym myśleć a 2 linijki wyzej piszesz że rozpamiętujesz analizujesz, przeczysz samej sobie, po co? Co z tym robisz? Korzystasz z jakiejś pomocy psychologicznej? "Trzymajmy się razem" na zbyt wiele się nie zda. Pomogą ci tylko okreslone działania wobec siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,mam 21 lat i juz od dluzszego czasu chyba mam tak nerwice natrectw. Czytajac wasze wypowiedzi dowiedzialam sie,ze nie jestem sama(chociaz tyle). Od rana do wieczora przesladuja mnie mysli,ze wszyscy widza,ze jestem nienormalna i dziwnie sie zachowuje. Czasami wydaje mi sie,ze sobie to wmawiam i jak wyjde ponownie do ludzi to juz zupelnie normalnie bede z nimi gadac,ale to nie wychodzi. Znowu zaczynam myslec,ze jestem dziwna i inna od innych. Mi objawia sie to tym,ze zaczynam sie zachowywac jakbym byla poddenerwowana i zaczynam zbyt mocno myslec nad tym co mam powiedziec do kogos i wychodzi w efekcie koncowym,ze rozmowa sie nie klei :( Pozniej wracam do domu i analizuje te wszystkie zachowania swoje i reakcje innych na mnie,jak wypadlam. Czuje sie nie potrzebna i czuje,ze nie robie nic pozytecznego na tym swiecie,bo przez to schorzenie nic mi nie wychodzi.To jest bardzo uciazliwe,juz od dwoch dni mysle o jakims samobojstwie. :oops:

 

[Dodane po edycji:]

 

No i bylam u psychologa,ale szczerze nie powiedzialam mu calej prawdy. Ale teraz juz mu powiem,bo nie chce,zeby to sie zle skonczylo :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej.

Wow. Nie wiedziałam, że takie forum istnieje, i że ktoś jeszcze ma takie same problemy, jak ja...

Ktoś pisał na drugiej stronie, że ma wylgarne myśli o Bogu. Ja też. I nie tylko wulgarne.

Zaczęło się od fobii opętania. Jestem osobą bardzo wrażliwą i wszystko biorę do siebie. Po zrelacjonowaniu mi "Egzorcyzmów Emily Rose" (chyba taki jest ten tytuł) przez mojego brata - nawet tego nie obejrzałam - zaczęłam strasznie się bac. Wszystko wiązałam ze sobą, że mnie też spotka taki los, jak ją. Moją zmorą stały się liczby 3 i 6. Budziłam się CO NOC o tej samej porze - godzinie 3, oczywiście. I wtedy nadchodził ogromny strach. Nie byłam wstanie spojrzec spod pierzyny na pokój, chociaż było mi strasznie gorąco, pociłam się, dusiłam, to nie wyjrzałam, płakałam. Modliłam się. Zatykałam uszy, najmniejszy ruch, szelest, przyprawiał mnie o zawał. Leżałam w bardzo niewygodnej pozycji, bo bałam się ruszyc. Usypiałam o 5/6, po godzinnych męczarniach. Budziłam się odrętwiała, bolała mnie głowa. I tak co dzień. Nie mogłam sie skupic na lekcjach, na religii, gdy była mowa o jakichś opętaniach, płakałam, nikt nie zauważył - ukrywałam to bardzo dobrze. Za każdym razem, gdy spoglądałam na zegarek była np. 10:33, 12:03, 13:33. Nie słuchałam piosenek na mojej mp3 o numerach 3, 33, 23, 6, 26, itd. Nie miałam na nic ochoty, wypady do miasta nie sprawiały mi przyjemności, kładłam się na łóżku i leżałam, płakałam. Schudłam 6 kg, zaczęły wypadac mi włosy. Codziennie w październiku chodziłam na różaniec, codziennie się modliłam, w końcu na wiosnę przyszło wyzwolenie. Śpię normalnie. Już nie budzę się o 3. Ale to pociągnęło za sobą myśli wulgarne o Bogu, niekiedy erotyczne, co jest dla mnie okropne, niebywałe. "One" same przychodzą, nagle, niespodziewanie. Przecież w życiu bym tak nie pomyślała, nie wyzwała Maryi, czy Boga!!! Nie wiem skąd to się bierze, ale jestem wierząca i modlę się. Wszystko przechodzi, myśli pojawiają się coraz rzadziej. Gdy już nadejdzie jakaś zaciskam pięśc i wyłączam się na chwilę, zaczynam z kimś rozmawiac. Jak na razie pomaga. Przez modlitwę i rozmowę z księdzem odzyskałam spokój ducha. :)

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1507, nie wiem kto Ci dal prawo krzyczec na mnie.

Tak, moje natrectwa mysli nie pozwalaja mi wyjsc na spacer - i NIE, NIE PRZESADZAM. Zapewniam, ze 1000 razy bardziej wolalabym miec ataki paniki - bo sa ATAKAMI (raz na jakis czas) a NIE sa stale. Mowie, ze CHCE ZAPOMNIEC bo CHCE ZAPOMNIEC. A ze rozpamietuje - NA TYM POLEGA MOJA CHOROBA. JEDNI MAJA ATAKI, DRUDZY LICZA CYFRY OD TYLU A JA MAM "NERWICE NA PUNKCIE NERWICY". W domu jest latwiej BO WLASNIE W DOMU MOGE SIE CZYMS ZAJAC - PRACA. A wyjscie na dwor? CZYM mam sie tam zajac?

I oczywiscie, ze korzystam z pomocy - zarowno psychiatrycznego jak i psychologa klinicznego.

Naprawde nie wiem kto dal Ci prawo tak agresywnego zachowania wobec mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W nerwicy zawsze problem który aktualnie przeżywamy wydaje się czymś najgorszym na świecie i chcemy od niego uciec, a kiedy udaje się ta ucieczka to organizm wynajduje sobie nowy straszny problem prawie nie do przeżycia i tak w kółko. W nerwicy nie ma lepszych czy gorszych objawów: panika, derealizacja, obsesje, hipochondria,fobia społeczna, wszystko opiera się na samoudręczeniu. Ale prawdą jest, że trzeba zmuszać się, tak zmuszać się, do oderwania od głupich myśli, to zawsze pomaga, spojrzenie na świat z innej czyjejś zdrowej perspektywy. A więc wychodźmy do ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosiavongosia, zadawałem pytania, tam są takie znaki:? a nie takie: !, nie napadam na ciebiem nie jestem agresywny tylko próbuję ci coś uświadomić, widocznie nie zkumałaś przekazu, trudno :?

 

[

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1507 - może nie było Twoim zamiarem urazić gosiavongosia, ale ja też odbieram Twoją odpowiedź jako agresywną .... osoby cierpiące na nerwice sa bardzo wrażliwe na słowa więc może postaraj się na przyszłość używać ich nieco rozważniej bo niechcący możesz kogoś bardzo zrazić zamiast pomóc a chyba chcemy tu sobie pomagać.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze to nienormalne i sie obrazicie ale łatwiej mi jest wiedzac, ze nie tylko ja tutaj mam natręctwa myślowe cały czas. Pobieżnie przejrzałam forum i dostrzegłam 2 osoby które boją się o swoje zdrowie psychiczne - ja się dokładnie skupiam na nerwicy (co mi jest, rozpamiętuje przeczytane posty, rozmowy z psychologiem, psychiatra, no wszystko...). Tak jest caly czas - od momentu jak sie obudze do momentu jak zasne, juz 2 miesiace. Lęku najczesciej nie czuje ALE JA CHCE W KONCU PRZESTAC O TYM MYSLEC!! Mam mysli samobojcze, placze itd... Potrafie zapomniec jak z kims rozmawiam jakos ciekawie ale co mi z tego? JA CHCE SAMA POJSC NA SPACER NP! (A nie moge bo ciagle tylko mysli).. Trwa to juz 2 miesiace... Widze, ze nie tylko ja tak mam. Trzymajmy sie razem

 

A DLACZEGO nie możesz iśc sama na spacer? z powodu myśli? To już trochę przesadzasz, sa ludzie którzy dostaja ataków paniki i palpitacji serca i onie nie chodzą sami na spacer i się i m nie dziwię, ale skoro masz tylko natrętne mysli to tkwienie w domu i nieruszenie tyłka z miejsca nie pomoże ci wręcz wpędzi cię w gorszy stan. Trzeba isć do ludzi, pobyć między nimi, odwrócić uwagę od siebie , ciągłe rozpamietywanie doprowadziło cię do natręctw i co dalej? Ty mówisz ze chcesz przestać w końcu o tym myśleć a 2 linijki wyzej piszesz że rozpamiętujesz analizujesz, przeczysz samej sobie, po co? Co z tym robisz? Korzystasz z jakiejś pomocy psychologicznej? "Trzymajmy się razem" na zbyt wiele się nie zda. Pomogą ci tylko okreslone działania wobec siebie.

 

1507 - Ja tu samych pytań nie widzę, więc nie próbuj teraz odwracać kota ogonem. Jeśli jesteś na tym forum to pewnie miałeś różne przeprawy, dziwię się, że piszesz z punktu osoby "zdrowej" i dajesz takie wesołe rady. I chociaż widzę, że chcesz dobrze i słusznie niektóre rzeczy mówisz, to, hm, no nie tędy droga. Bo jakby to było takie proste to nikt by na tym forum nie siedział.

 

Gosiu: Ja Cię doskonale rozumiem. Też tak miałem kiedyś. Dla mnie wyjście z domu było przerażające. Jak musiałem jechać na studia zaoczne do Olsztyna, to całą drogę i podczas zajęć siedziałem pijany, bo tak się bałem, że na trzeźwo miałem ochotę wrzeszczeć. Chyba jedyna rzecz jaka pozwoliła mi to przezwyciężyć to upór. Upór, żeby trwać w tym co muszę robić i robić to choćby nie wiem co. Nie pokazać rodzicom swojej słabości, moim bliskim, żeby nie martwili się o mnie. Każdego dnia walczyłem ile miałem sił i udało mi się. Chodzę do pracy, jeżdżę autem, jakoś idzie.

 

Na dworzu też można czasem znaleźć coś do roboty. Właśnie chodzenie, obranie sobie jakiegoś celu i jego realizacja. Może pomogą Ci małe rzeczy, małe cele. Na początek. Idź do sklepu, gdzieś blisko.

 

Wiesz co się stanie? Ja Ci powiem, bo Ty to masz dwa miesiące jak piszesz, a ja 3 lata. Nic... :) Nic sie nie stanie i wszystko będzie dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

slitzikin, przyjąłem, ale skoro widzisz że coś jest słuszne w mojej wypowiedzi, to czemu nie tędy droga? To wszystko nie jest proste i ja to wiem z autopsji bo 5 rok zmagam się z nerwicą a moje początki były paniczne, a to co napisałem nie wywodzi się z teorii lecz praktyki w tych zmaganiach, mnie jakoś pomogło i pozwala to mi chodzić do pracy, spotykać się z ludźmi, mieć zainteresowania, wyjść na imprezę... itd. Są trudne momenty, ale między nimi potrafię odnaleźć to coś co daje nadzieję na lepsze jutro. Mnie nikt nie głaskał, nie użalał się nademną ale mnie mobilizował bym zrobił coś dla siebie i dla rodziny. To samo robią psycholodzy na terapii.To jest droga do pokonania problemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również cierpie na nerwice natręctw już od kilku lat i chyba nawet na kilka innych dolegliwości afektywnych. Powiedzcie mi dlaczego wszędzie piszecie, że samobójstwo jest aż takim złym rozwiązaniem? Przecież każdy kiedyś musi umrzeć, a skoro własna psychika nie pozwala człowiekowi godnie żyć to po co się męczyć? Nawet dawni samurajowie podobno odbierali sobie życie jak coś im się zbyt mocno nie powiodło i nikt z nich nie uważał tego za przesade. W moim przypadku jedyne osoby dla jakich miałbym żyć to rodzice, z którymi od dziecka miałem tak wiele kłótni i doświadczyłem przez nich tak wielu złych przeżyć, że zastanawiam się czy jest sens rzeczywiście tylko ze względu na nich ciągnąć dalej swój marny żywot. Przyjaciół praktycznie nie mam i nie wynika to z braku komunikatywności, czy nieśmiałości, lecz przez swoje dolegliwości nie potrafię, bądź nie mam siły się angażować w przyjaźń. Nie chce mi się już chodzić do psychologa bo kiedyś chodziłem i za bardzo nic mi to nie dało bo wszystko o czym mówiła mi moja psycholog było dla mnie oczywiste. Poza tym szkoda mi pieniędzy na psychologa a państwowo to nawet nie chce mi sie próbować. Zastanawiam się (bez żadnego użalania się nad sobą) czy w miarę bezbolesne samobójstwo nie było by wbrew pozorą nienajgorszym rozwiązaniem. Bo po co żyć, jeśli na chłodno się zastanawiając nie widzi się w swoim życiu sensu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

slitzikin, przyjąłem, ale skoro widzisz że coś jest słuszne w mojej wypowiedzi, to czemu nie tędy droga? To wszystko nie jest proste i ja to wiem z autopsji bo 5 rok zmagam się z nerwicą a moje początki były paniczne, a to co napisałem nie wywodzi się z teorii lecz praktyki w tych zmaganiach, mnie jakoś pomogło i pozwala to mi chodzić do pracy, spotykać się z ludźmi, mieć zainteresowania, wyjść na imprezę... itd. Są trudne momenty, ale między nimi potrafię odnaleźć to coś co daje nadzieję na lepsze jutro. Mnie nikt nie głaskał, nie użalał się nademną ale mnie mobilizował bym zrobił coś dla siebie i dla rodziny. To samo robią psycholodzy na terapii.To jest droga do pokonania problemu.

 

Z tym co teraz napisałeś zgadzam się w 100 proc. Tylko trzeba uważać, żeby zamiast pomóc nie urazić kogoś i nie pogłębić jego niewiary w siebie.

 

Ja pamiętam, że kiedyś przyszedłem do ojca ze swoimi problemami, powiedziałem dwa zdania, a on: "Co kurwa? Napierdala Cię ktoś?" :)

 

Aż komiczne, ale to mi sporo pomogło. Pomyślałem sobie: "No nie będzie mi tu dziad takich tekstów puszczał." Taki bodziec się przydaje. Tylko jeden zareaguje na to tak jak my, a inny wyjdzie ze spuszczoną głową i będzie mu przykro.

 

Na terapii nigdy nie byłem, to nie wiem.

 

U mnie od czasu do czasu dostaję kopa od dziewczyny, to mnie stawia do pionu, choć ona za dużo nie wie i raczej robi to nieświadomie. Wizyta u lekarza pierwszego kontaktu, bardzo tej Pani ufam. A przede wszystkim: Nie dam się! No nie będę siedział w domu i biedował. Pieprzę to. Natręctwa czy nie, idę do roboty, na rower, na mecz, na piwko, udało mi się nawet w te wakacje pojechać do Hiszpaniii. Chociaż fakt, czułem się wtedy rewelacyjnie, powiedzmy :).

 

[Dodane po edycji:]

 

Również cierpie na nerwice natręctw już od kilku lat i chyba nawet na kilka innych dolegliwości afektywnych. Powiedzcie mi dlaczego wszędzie piszecie, że samobójstwo jest aż takim złym rozwiązaniem? Przecież każdy kiedyś musi umrzeć, a skoro własna psychika nie pozwala człowiekowi godnie żyć to po co się męczyć? Nawet dawni samurajowie podobno odbierali sobie życie jak coś im się zbyt mocno nie powiodło i nikt z nich nie uważał tego za przesade. W moim przypadku jedyne osoby dla jakich miałbym żyć to rodzice, z którymi od dziecka miałem tak wiele kłótni i doświadczyłem przez nich tak wielu złych przeżyć, że zastanawiam się czy jest sens rzeczywiście tylko ze względu na nich ciągnąć dalej swój marny żywot. Przyjaciół praktycznie nie mam i nie wynika to z braku komunikatywności, czy nieśmiałości, lecz przez swoje dolegliwości nie potrafię, bądź nie mam siły się angażować w przyjaźń. Nie chce mi się już chodzić do psychologa bo kiedyś chodziłem i za bardzo nic mi to nie dało bo wszystko o czym mówiła mi moja psycholog było dla mnie oczywiste. Poza tym szkoda mi pieniędzy na psychologa a państwowo to nawet nie chce mi sie próbować. Zastanawiam się (bez żadnego użalania się nad sobą) czy w miarę bezbolesne samobójstwo nie było by wbrew pozorą nienajgorszym rozwiązaniem. Bo po co żyć, jeśli na chłodno się zastanawiając nie widzi się w swoim życiu sensu?

 

Dlatego, że to nie choroba, tylko dolegliwość, którą odpowiednio leczona da się przezwycieżyć albo przynajmniej mocno zniwelować. Dlatego, że zdążysz jeszcze umrzeć. Nie martw się. Ale zanim to się stanie przeżyjesz wiele cudownych chwil, poczujesz smaki potraw, wiatr na twarzy, przeżyjesz coś co sprawi, że na pewno nie będziesz chciał umierać i będziesz dziękował za to, że żyjesz.

 

Ja wiem, że to jest męczarnia, ale nie zawsze jest tak ciężko i moim zdaniem dla tych pięknych chwil warto żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rucik1234 - każdy ma takie mysli na pewnym etapie choroby - dlaczego nie warto? - bo czeka mnie wiosna i tysiaće innych zmian - o których nie mam pojęcia - jest mi trudno tak jak Tobie - ale bardzo pragnę żyć - dla siebie, chcę pokonać tą przypadłość - to jest moim celem. Rozpoczęcie walki jest trudne - ale nic nie daje radośći jak małe zwycięstwa. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Dlatego, że to nie choroba, tylko dolegliwość, którą odpowiednio leczona da się przezwycieżyć albo przynajmniej mocno zniwelować. Dlatego, że zdążysz jeszcze umrzeć. Nie martw się. Ale zanim to się stanie przeżyjesz wiele cudownych chwil, poczujesz smaki potraw, wiatr na twarzy, przeżyjesz coś co sprawi, że na pewno nie będziesz chciał umierać i będziesz dziękował za to, że żyjesz."

 

 

Hmmm.... w takim razie jedyny realny i ewentualnie możliwy sposob na leczenie moich dolegliwości jest farmaktorerapia czyli faszerowanie się psychotropami ;/. Które oczywiście mogą mi przysporzyć nowych cierpień, bo jak wiadomo mogą wystąpić różne skutki uboczne. Niekoniecznie zanim to się stanie nastanie wiele cudownych chwil ponieważ wszystko czego doświadczam przełożone jest najpierw przez gruby filtr nerwicy. W dodatku czuje, że nim dłużej żyje tym bardziej uwłaszczam swoją godność bo moje życie to rownia pochyła (od kilku lat z dnia prawie z dnia na dzień jest coraz gorzej) i to nie tylko pod względem psychicznym. W dodatku strasznie kłócę się z rodzicami a jestem zmuszony z nimi mieszkać.

 

 

samobójstwo z mojego punktu widzenia nie wchodzi w gre - jestem osoba wirzącą i taki krok to droga do jeszcze większego bagna które może się nigdy nie skończyc....

nie zajmuj sobie mysli takimi pomysłami!!!

 

 

Też wiele razy zastanawiałem się czy mnie pan Bóg za to nie potępi ale powoli coraz bardziej staję się osobą niewierzącą. Ludzie mi naprawde się wydaje, że samobójstwo jak dla mnie jest chyba jedynym rozwiązaniem. Oprocz silnej nerwicy, stanów depresyjnych itp mam też wiele innych poważnych problemów życiowych i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że sobie z nimi nie poradzę. Nawet ludzie bez dolegliwości psychicznych mają niekiedy tak poważne problemy, że poważnie stawiają na szali swoje życie. Ja swoje stawiam coraz częściej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×