Skocz do zawartości
Nerwica.com

Potrzebuję rozmowy, samotność


Rekomendowane odpowiedzi

Witam, to mój pierwszy post na tym forum. Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi pisać wiadomości o tym, jak jest mi trudno. Jestem w rzeczywistości zbyt wielkim tchórzem, by odważyć się cokolwiek komukolwiek powiedzieć, jednak znajduję się w takim położeniu i sytuacji, że potrzebuję kogoś obok siebie, bo czuję że za chwilę zwariuję.

 

Półtora roku poznałem pewną dziewczynę, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, lecz jakoś to się stało, że zaczęliśmy ze sobą więcej pisać oraz rozmawiać i w niedługim okresie zostaliśmy parą. Ot, tak po prostu. Spadł na mnie świat jak z bajki, a my delektowaliśmy się sobą nawzajem. Mówiła mi dosłownie wszystko o swoim życiu, dowiedziałem się o wszystkich jej lękach pragnieniach. Miałem pewność, że nigdy mnie nie zdradzi, nagle nie opuści, że będzie ze mną szczera, bo najzwyczajniej w świecie była człowiekiem pod tym względem nieskazitelnym. Bardzo przeżywała nawet błahe rzeczy, w których komukolwiek mogła zrobić krzywdę, a mogę powiedzieć, że kłamstwem się wręcz brzydziła. Przeżyliśmy naprawdę niesamowite momenty, niemalże fruwaliśmy w powietrzu, powtarzaliśmy sobie, że ludzie są puści, że nie czują tego samego co my. Że oni gonią za pracą i marzeniami, a my mamy siebie, cieszymy się i sprawiamy sobie szczęście. Godziny nam mijały niemiłosiernie szybko, gdy mieliśmy coś ważnego do zrobienia i powtarzaliśmy sobie, że nie możemy się spotkać... to później wsiadałem w nocny autobus, jechałem do niej, szliśmy na spacer i tańczyliśmy w blasku księżyca. Miała swoje wady, niektórymi rzeczami niemiłosiernie mnie denerwowała, ale ja wiedziałem, że to jest ona, więc się nie wkurzałem i szliśmy przez życie dalej. Śmialiśmy się nawet, że zawsze w momentach, gdy się smucimy i jesteśmy na siebie źli, to zawsze otrzymujemy dar z nieba - na przykład na spacerach, gdzie przy małym nieporozumieniu praktycznie zawsze mogliśmy liczyć na jakiegoś bezdomnego, który podszedł, powiedział, jak bardzo się kochamy i poprosił o złotówkę. W czasie tych najwspanialszych na świecie wędrówek przez świat nic takiego się nie wydarzało. Ona kupowała dla mnie prezenty z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, latała jak głupia po sklepach przez całe dwa tygodnie i olewała wszystko dookoła tylko po to, by znaleźć dla mnie jakiś prezent. Pisała liściki, dawała małe karteczki, dzwoniła w środku nocy. Myślałem, że takich dziewczyn po prostu nie ma. A ona była, nieskazitelna... dalej jest. Była... dalej jest osobą, z którą chciałbym być całym sercem. Jednak nie mogę, i to z mojej winy, czego nie potrafię sobie ani wybaczyć, ani z tym poradzić.

 

Do czasu. Jedna kłótnia to była iskra, ale przychodziła, płakała, mówiła, że będzie lepiej, że oboje musimy nad tym popracować. Przeżywała bardzo duże emocje, czasami nie chciała mnie widzieć, a zaraz później rzucała mi się na szyję. Ja... ja trochę z kilku powodów także związanych z tymi kłótniami, które zbiegły się w czasie z trudną sytuacją w mojej rodzinie, osłabłem psychicznie. Ale potem się polepszyło, jak pojawił się jeden wielki problem, to siedziałem przy niej cały tydzień, gotowałem, a ona tylko pracowała i się uczyła, bo wiedziałem, że tego potrzebuje. Widziałem też wtedy radość w jej oczach, przepowiadała nam najpiękniejsze dni, które... zmieniły się z mojej winy w koszmar.

 

Dzień później, poradziła sobie, wszystko było wspaniałe. Szykowaliśmy się do pierwszego dnia wolnego, planowaliśmy, co będziemy robić, ona była szczęśliwa, aż nagle pokłóciliśmy się o błahą rzecz. Ona na to: "Chcę zostać sama". Ja: "Proszę Cię, spokojnie, wszystko naprawimy". I tak próbowałem ją przekonać aż wzięła kurtkę i powiedziała, że chce wyjść... a ja popełniłem największy swój życiowy błąd. Powiedziałem, że nie może tak, żeby nie robiła głupstw, to błaha sprawa. Zacząłem jej blokować drogę, ona chciała przejść i ja... chwyciłem ją, niejako popchnąłem na łóżko, które zablokowałem i nie dawałem jej wyjść. Zaczęła się szarpać, ja chwyciłem ją za nadgarstki, nie chcąc wykręciłem jej lekko rękę. Wyrwałem też jej trochę włosów przez to wszystko. Stało się, koniec nas. Ale...

 

Ona spróbowała, wyjechaliśmy do swoich rodzin na dwa tygodnie, daliśmy sobie czas. Początkowo wyglądało na to, że zapomniała o wszystkim, gadała normalnie, śmiała się, ale tamto wydarzenie głęboko w niej zapadło. Nie chciała rozmawiać, była daleko, spędziliśmy osobno walentynki, w które tylko pokazała mi przez skype'a prezent, który kupiła kilka miesięcy temu. Ale musiałem do niej pisać, rodzina mi się waliła i potrzebowałem pomocy, pomogła, ale nic więcej, nasz związek był w rozsypce.

 

Jak wróciłem, to początkowo bała się bardzo dotyku. Nie chciała ze mną przebywać, ale po jakimś czasie się otworzyła. Wróciły wspólnie oglądane filmy, jakiś spacer czy nie wiadomo co jeszcze, z taką różnicą, że miała problem z dotykiem. Ale stwierdziłem, że dla niej wszystko, poczekam. To była moja wina, mój błąd, przez który sam nie mogłem sobie patrzeć w lustro. W nocy płakałem z tego powodu, co zrobiłem, trochę nie mogłem sobie poradzić z samym sobą. Źle to na mnie się odbiło, wstydziłem się, że własnymi rękoma mogłem zaprzepaścić miłość swego życia.

 

Były przebłyski, znów się całowaliśmy jak w pierwszych tygodniach związku, po czym jednak wracała szara rzeczywistość i znów bała się dotyku. Zamykała się u siebie i nie chciała rozmawiać.. Aż do... byłem trochę wykończony psychicznie wszystkim dookoła. Poprosiłem ją, by przyszła. I przyszła. Powiedziała, że ma problem, że nie wie, co dalej i... tak nastąpił mój drugi błąd. Próbowała uciec. Złapałem ją, trochę się poszarpaliśmy, chciała krzyczeć, zatkałem jej ręką usta, bo chciała krzyczeć pomocy, a ja nie chciałem, by ktoś to usłyszał. Trwało to może z dwie minuty. Koniec nas.

 

Byłem u psychologa, nie pomógł, ona się mnie boi i jak ją spotkałem, to groziła mi policją. Ja... próbuję się leczyć, mam zamówioną wizytę u psychiatry. Dziś siedzę sam, czekają mnie dni sam na sam z własną głową, dlatego też piszę, bo czuję, że sam sobie nie poradzę. Nie mogę się pogodzić z tym, co się stało. Kocham ją ponad życiem i byłbym gotów dla niej zrobić wszystko, ona dziś nie chce mnie znać, a mi jedyne co pozostaje, to czekać na swój termin po leczenie. Jest mi tak źle, wcześniej wymogła na mnie, bym usunął wszystkie pamiątki z nią związane (jeszcze przed drugą szarpaniną), bym się nie dołował i poradził sam ze sobą. Dziś nie mam dziś, jestem ja, cztery ściany, utrata kobiety, dla której byłem w stanie zrobić wszystko, która była dla mnie w stanie zrobić wszystko...

 

Jest ktoś, kto chciałby porozmawiać? Pomóc. Ja wiem, że muszę się leczyć, ale tak bardzo się boję przyszłości. Nie umiem zniesć myśli, że to wszystko przez moje ręce. Że przez nie straciłem kogoś tak wspaniałego.

 

Widzę ją codziennie, gadam z nią nawet, ale nie godzi się na nic innego niż rozmowa na temat spraw związanych z naszą pracą. Nic poza tym, ucieka zaraz, a myśl, że mogłaby zostać ze mną sam na sam ją przeraża. Tak bardzo chciałbym, by wróciła. I wiem, że to jest tak bardzo niemożliwe...

 

A ona... chciała mi pomóc. Nawet po pierwszej szarpaninie. Chciała. Widziałem. Jest niesamowita, a ja...

 

Nie wiem, co mam robić. Kocham ją ponad życie, zrobiłbym wszystko, by cofnąć ostatni miesiąc. Jeszcze te problemy z rodziną. No i fakt, że byłaby w stanie zadzwonić na policję. Ja naprawdę nie jestem złym człowiekiem! Ale jest mi trudno. Cholernie trudno. Czy jesteś jakaś dusza, która chciałaby pogadać z chyba lekko chorym psychicznie człowiekiem, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że to zrobiłem?

 

JAK!?

Tak bardzo się boję, tak bardzo chcę ją odzyskać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że sedno problemu leży głębiej, niż tylko w rozpadzie związku.

Na podstawie zachowań Twojego i Jej, przypuszczam, że oboje doświadczaliście (lub wciąż doświadczacie) przemocy. Moje przypuszczenie wynika z tego, że:

- na wieść o tym, że Ona mogłaby odejść, zareagowałeś poprzez fizyczne powstrzymywanie Jej, ograniczając Jej wolność;

- Ona (jak sam piszesz) bardzo przeżywa różne zdarzenia, nawet drobiazgi i jest bardzo wrażliwa na punkcie niekrzywdzenia innych, a to również wpłynęło na fakt, że oboje dobrze się rozumiecie, bo przeżyliście coś podobnego.

Idąc dalej tym tokiem rozumowania, możliwe, że oboje stworzyliście związek, który miał być (i był) rajem wobec ego koszmaru, który każde z Was przeżywało (lub wciąż przeżywa) we własnym domu rodzinnym. A jeśli taki motyw leży u podstaw związku - "uczynić z drugiej osoby lekarstwo na piekło domu rodzinnego" - to niestety, prędzej czy później dojdzie do poważnego kryzysu lub rozpadu. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewność, że ona nigdy nie doświadczyła przemocy w rodzinie, tak samo jak i ja nie mam urazu z tego powodu. Problem jest skrajnie inny, mam wrażenie, że tkwi w naszym idealnym poczuciu miłości. To się rozpadło, bo... Nie potrafię podać konkretnego powodu. Ani się sobą nie znudziliśmy, po prostu... Nie miałem pojęcia, że mogę kogokolwiek pokochać do tego stopnia. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilkanaście dni temu ona rozmawiała z ludźmi na nasz temat (w sensie - w takich normalnych konwersacjach), traktowała mnie jako kogoś bliskiego. Sama problemu szukała w uzależnieniu od siebie. Po prostu... nie wiem, co mam powiedzieć. Jeszcze kilka tygodni temu byłem najszczęśliwszym facetem na Ziemi, ona nieraz mi płakała o swoich problemach.

 

To jest... zawsze gardziłem facetami, którzy stosowali przemoc wobec kogoś, kogo kochają? Jak się sam mam teraz traktować, jeśli coś wymusiłem na niej siłą? Co z tego, że sam z siebie jej nie uderzyłem, skoro dotykiem i tak wyrządziłem tak wiele krzywdy? Chcę się leczyć, dlatego psycholog, psychiatra, lecz...

 

Nie mogę się pogodzić z tym, że własnymi rękoma doprowadziłem do tego, iż nie mam pojęcia, co ona na ten moment o mnie myśli. Czuję się tak pusty. Byłbym skłonny się dla niej poświęcić w całości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twierdzisz, że nie masz urazu z powodu doświadczania przemocy, jednak Twoje zachowanie w tych dwóch trudnych i stresujących sytuacjach wskazuje na coś innego - chciałeś przemocą zatrzymać dziewczynę przy sobie. :?

 

Możliwe, że oboje mieliście zbyt idealistyczne wyobrażenie o miłości. Pytanie: dlaczego? Skąd to idealistyczne postrzeganie miłości się wzięło? I dlaczego oboje bez trudu weszliście w taki układ? Dlaczego któreś z Was nie powiedziało "stop" temu idealistycznemu wyobrażeniu miłości?

Przychodzi mi na myśl, że dlatego zbudowaliście taki związek, bo nie znacie ze swoich domów zdrowych relacji. I możliwe, że dlatego miał być "naj", by być przeciwieństwem znanych Wam z domów relacji. Jednak mogę się mylić w swoich domysłach. :bezradny:

 

Za to nie mam wątpliwości, że nikomu nie pomożesz zadręczając się tą sytuacją. Ani sobie, ani Jej. Więc może lepiej nadać jej wymiar "praktyczny" i wyciągnąć wnioski na przyszłość?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Półtora roku poznałem pewną dziewczynę, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, lecz jakoś to się stało, że zaczęliśmy ze sobą więcej pisać oraz rozmawiać i w niedługim okresie zostaliśmy parą. Ot, tak po prostu. Spadł na mnie świat jak z bajki, a my delektowaliśmy się sobą nawzajem. Mówiła mi dosłownie wszystko o swoim życiu, dowiedziałem się o wszystkich jej lękach pragnieniach. Miałem pewność, że nigdy mnie nie zdradzi, nagle nie opuści, że będzie ze mną szczera, bo najzwyczajniej w świecie była człowiekiem pod tym względem nieskazitelnym. Bardzo przeżywała nawet błahe rzeczy, w których komukolwiek mogła zrobić krzywdę, a mogę powiedzieć, że kłamstwem się wręcz brzydziła. Przeżyliśmy naprawdę niesamowite momenty, niemalże fruwaliśmy w powietrzu, powtarzaliśmy sobie, że ludzie są puści, że nie czują tego samego co my. Że oni gonią za pracą i marzeniami, a my mamy siebie, cieszymy się i sprawiamy sobie szczęście. Godziny nam mijały niemiłosiernie szybko, gdy mieliśmy coś ważnego do zrobienia i powtarzaliśmy sobie, że nie możemy się spotkać... to później wsiadałem w nocny autobus, jechałem do niej, szliśmy na spacer i tańczyliśmy w blasku księżyca.

Niedobrze mi jak to czytam, za słodko. Nie ma ludzi idealnych i nieskazitelnych. Nie mogłeś dowiedzieć się wszystkiego o niej bo to po prostu nie możliwe. Tańczyliście w blasku księżyca? W ubraniu czy bez?

 

 

Miała swoje wady, niektórymi rzeczami niemiłosiernie mnie denerwowała, ale ja wiedziałem, że to jest ona, więc się nie wkurzałem i szliśmy przez życie dalej. Śmialiśmy się nawet, że zawsze w momentach, gdy się smucimy i jesteśmy na siebie źli, to zawsze otrzymujemy dar z nieba - na przykład na spacerach, gdzie przy małym nieporozumieniu praktycznie zawsze mogliśmy liczyć na jakiegoś bezdomnego, który podszedł, powiedział, jak bardzo się kochamy i poprosił o złotówkę.

Co za cwane typy, zawsze sobie upatrzą, kto na tyle naiwny, by dać na flaszkę.

 

W czasie tych najwspanialszych na świecie wędrówek przez świat nic takiego się nie wydarzało. Ona kupowała dla mnie prezenty z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, latała jak głupia po sklepach przez całe dwa tygodnie i olewała wszystko dookoła tylko po to, by znaleźć dla mnie jakiś prezent. Pisała liściki, dawała małe karteczki, dzwoniła w środku nocy. Myślałem, że takich dziewczyn po prostu nie ma. A ona była, nieskazitelna... dalej jest. Była... dalej jest osobą, z którą chciałbym być całym sercem. Jednak nie mogę, i to z mojej winy, czego nie potrafię sobie ani wybaczyć, ani z tym poradzić.

Serio...skąd wiesz, mówiła Ci o tym "misiaczku doceń ten prezent, bo dwa tygodnie biegałam po galeriach, żeby znaleźć Ci idealne skarpety"? I to dzwonienie w środku nocy, podobało Ci się?

 

Do czasu. Jedna kłótnia to była iskra, ale przychodziła, płakała, mówiła, że będzie lepiej, że oboje musimy nad tym popracować. Przeżywała bardzo duże emocje, czasami nie chciała mnie widzieć, a zaraz później rzucała mi się na szyję. Ja... ja trochę z kilku powodów także związanych z tymi kłótniami, które zbiegły się w czasie z trudną sytuacją w mojej rodzinie, osłabłem psychicznie. Ale potem się polepszyło, jak pojawił się jeden wielki problem, to siedziałem przy niej cały tydzień, gotowałem, a ona tylko pracowała i się uczyła, bo wiedziałem, że tego potrzebuje. Widziałem też wtedy radość w jej oczach, przepowiadała nam najpiękniejsze dni, które... zmieniły się z mojej winy w koszmar.

Czemu tylko z Twojej, zawsze są dwie strony. Miałeś swoje zalety, takie gotowanie przez tydzień, a ona siedziała jak królowa.

 

Dzień później, poradziła sobie, wszystko było wspaniałe. Szykowaliśmy się do pierwszego dnia wolnego, planowaliśmy, co będziemy robić, ona była szczęśliwa, aż nagle pokłóciliśmy się o błahą rzecz. Ona na to: "Chcę zostać sama". Ja: "Proszę Cię, spokojnie, wszystko naprawimy". I tak próbowałem ją przekonać aż wzięła kurtkę i powiedziała, że chce wyjść... a ja popełniłem największy swój życiowy błąd. Powiedziałem, że nie może tak, żeby nie robiła głupstw, to błaha sprawa. Zacząłem jej blokować drogę, ona chciała przejść i ja... chwyciłem ją, niejako popchnąłem na łóżko, które zablokowałem i nie dawałem jej wyjść. Zaczęła się szarpać, ja chwyciłem ją za nadgarstki, nie chcąc wykręciłem jej lekko rękę. Wyrwałem też jej trochę włosów przez to wszystko. Stało się, koniec nas. Ale...

Nie rozumiem, kłóciliście się ale było wszystko pięknie wybaczaliście sobie. A tu nagle jakaś afera, że ona Cię opuszcza. No fakt, ze zareagowałeś trochę zbyt lękowo i emocjonalnie, może masz jakiś lęk przed porzuceniem. Ale jakbyś jej ufał, to dałbyś jej czas na uspokojenie się i potem byście se wyjaśnili wszystko na spokojnie. W tym momencie było widac, jak bardzo się boisz zostać odtrącony przez nią.

 

 

Jak wróciłem, to początkowo bała się bardzo dotyku. Nie chciała ze mną przebywać, ale po jakimś czasie się otworzyła. Wróciły wspólnie oglądane filmy, jakiś spacer czy nie wiadomo co jeszcze, z taką różnicą, że miała problem z dotykiem. Ale stwierdziłem, że dla niej wszystko, poczekam. To była moja wina, mój błąd, przez który sam nie mogłem sobie patrzeć w lustro. W nocy płakałem z tego powodu, co zrobiłem, trochę nie mogłem sobie poradzić z samym sobą. Źle to na mnie się odbiło, wstydziłem się, że własnymi rękoma mogłem zaprzepaścić miłość swego życia.

EEE, serio? To ma być miłość, że laska robi z siebie ofiarę a z Ciebie kata? No fakt, że w świecie męskim panuje żelazna zasada, że dziewczyn się nie bije (nawet tych które są silniejsze i bardziej umięśnione od faceta), ale Ty chyba jej nie poturbowałeś tak zeby potem szła na obdukcję, to było raczej tyle że chciałeś ją zatrzymać żeby u Ciebie została.

 

I uważam, że jak laska Ci wybaczyła i się zeszliście, to sorry ale nie powinna strzelać focha i karać Cię za tamto, co się wydarzyło. Ewidentnie dawała Ci do zrozumienia, że jesteś nieopanowanym psycholem i potworem. Wg mnie to była przesadna reakcja (chyba że nie piszesz wszystkiego i do takich szarpanin doszło więcej niż 1 raz) A jeśli czuła strach przed Tobą, to sorry ale nie powinniście się schodzić w ogóle.

 

Były przebłyski, znów się całowaliśmy jak w pierwszych tygodniach związku, po czym jednak wracała szara rzeczywistość i znów bała się dotyku. Zamykała się u siebie i nie chciała rozmawiać.. Aż do... byłem trochę wykończony psychicznie wszystkim dookoła. Poprosiłem ją, by przyszła. I przyszła. Powiedziała, że ma problem, że nie wie, co dalej i... tak nastąpił mój drugi błąd. Próbowała uciec. Złapałem ją, trochę się poszarpaliśmy, chciała krzyczeć, zatkałem jej ręką usta, bo chciała krzyczeć pomocy, a ja nie chciałem, by ktoś to usłyszał. Trwało to może z dwie minuty. Koniec nas.

Ale z niej borderline, nagle wszystko dobrze i fajnie, a potem odwala jej i zachowuje się jakbyś ją zgwałcił czy zmaltretował. Manipuluje Tobą, a Ty obchodzisz się z nią jak z jajkiem. Histeryczka, odwala jej a Ty nieumiejętnie reagujesz, bo się tym denerwujesz i podnosisz rękę.

 

Byłem u psychologa, nie pomógł, ona się mnie boi i jak ją spotkałem, to groziła mi policją. Ja... próbuję się leczyć, mam zamówioną wizytę u psychiatry. Dziś siedzę sam, czekają mnie dni sam na sam z własną głową, dlatego też piszę, bo czuję, że sam sobie nie poradzę. Nie mogę się pogodzić z tym, co się stało. Kocham ją ponad życiem i byłbym gotów dla niej zrobić wszystko, ona dziś nie chce mnie znać, a mi jedyne co pozostaje, to czekać na swój termin po leczenie. Jest mi tak źle, wcześniej wymogła na mnie, bym usunął wszystkie pamiątki z nią związane (jeszcze przed drugą szarpaniną), bym się nie dołował i poradził sam ze sobą. Dziś nie mam dziś, jestem ja, cztery ściany, utrata kobiety, dla której byłem w stanie zrobić wszystko, która była dla mnie w stanie zrobić wszystko...

Facet, daj se spokój. Laska zaburzona, nie kocha Cię bo przy pierwszej lepszej okazji uwolniła się z waszej znajomości. Teraz uważa Cię w dodatku za psychola i już Cię skreśliła. Musisz ratować sam siebie. Ona Ci nie pomoże, cieszy ją ze po uszy tkwisz w gównie. Uważam, że ona też powinna się leczyć. Czy nie masz wrażenia, że ta znajomość, te wasze kłótnie, jej histerie, wrzaski nie nadszarpnęły trochę Twojego zdrowia psychicznego? Działaliście na siebie toksycznie oboje, a ona jeszcze wyciągnęła z Ciebie agresywne cechy. To nie była miłość.

Może nie umiałeś nakreślić psychologowi na czym polega problem, może wziął Cię za sadystę stalkera i dręczyciela. Na pewno masz problemy ze złością i opanowaniem. Nad tym warto popracować, wielu osobom się udaje opanować. Zwłaszcza, że po każdym takim ataku wstydzisz się, czujesz okropnie i płaczesz. To nie powód do załamywania rąk, tylko do pracy nad sobą.

Na pewno też przyciągasz niestabilne emocjonalnie osoby, które lubią robić z siebie ofiarę. Może odłożyć temat związków na bok i spróbować się podleczyć trochę, przemyśleć czego sie chce od tej drugiej osoby i co jest się w stanie zaoferować?

Ona była w stanie zrobić dla Ciebie wszystko? bardzo wątpię. Zwiała przy pierwszej lepszej okazji i wymazała Cię ze swojego życia. Tkwisz w jakiejś iluzji i idealizujesz ją nadmiernie. To była Twoja pierwsza dziewczyna?

 

Widzę ją codziennie, gadam z nią nawet, ale nie godzi się na nic innego niż rozmowa na temat spraw związanych z naszą pracą. Nic poza tym, ucieka zaraz, a myśl, że mogłaby zostać ze mną sam na sam ją przeraża. Tak bardzo chciałbym, by wróciła. I wiem, że to jest tak bardzo niemożliwe...

No i po co to kontynuujesz tu trzeba się radykalnie odciąć. Dziewczyna nie ma do Ciebie za grosz szacunku, traktuje Cię jak wyrachowanego psychopatę i pewnie jeszcze rozpowiada to innym, a Ty sobie z nią pogaduszki urządzasz. Nie ma sensu tego ciągnąć, naprawdę, tylko przedłużasz swoje męki. Ona z tego ma satysfakcję i łechcze jej ego, że się tak męczysz i nie możesz bez niej żyć. Zrozum że są ludzie co działają jak płachta na byka, ale są też tacy do rany przyłóż i znalezienia takiego kogoś Ci właśnie życzę, żebyście byli dla siebie wsparciem w trudnych chwilach, a nie zachowywali się jak patola.

 

A ona... chciała mi pomóc. Nawet po pierwszej szarpaninie. Chciała. Widziałem. Jest niesamowita, a ja...

 

Nie wiem, co mam robić. Kocham ją ponad życie, zrobiłbym wszystko, by cofnąć ostatni miesiąc. Jeszcze te problemy z rodziną. No i fakt, że byłaby w stanie zadzwonić na policję. Ja naprawdę nie jestem złym człowiekiem! Ale jest mi trudno. Cholernie trudno.

 

Naprawdę jesteś tak zaślepiony nią że nie dostrzegasz, że to tylko puste słowa z jej strony, te wszystkie chcenie itd? Piękne słowa i nic poza tym. Widocznie należy do ludzi co wiele obiecują, a nie dają. Liczą sie nie slowa, lecz czyny, naucz się tego. Jak przyszło co do czego to dostałeś od niej zakaz zbliżania się. Ona nie jest w stanie się dla Ciebie poświęcić.

 

Czy jesteś jakaś dusza, która chciałaby pogadać z chyba lekko chorym psychicznie człowiekiem, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że to zrobiłem?

Weź idź do psychiatry/ psychologa i wyłuszcz swój problem.

 

Tak bardzo się boję, tak bardzo chcę ją odzyskać.

Czego się boisz, samotności? Teraz przechodzisz etap żałoby, bo zakończył się wasz związek. Im szybciej się z tym pogodzisz tym lepiej. Zainwestuj ten czas i energię w siebie, w rozwój swojej osobowości, ćwicz opanowanie. A jak się trochę podreperujesz psychicznie, to może poznasz kogoś fajnego i nie będziesz wtedy żałował że zerwałeś toksyczną znajomość. Pamiętaj, jak jedna strona nie chce, to choćbyś sobie żyły wypruwał dla niej nic z tego już nie będzie. Będziesz tylko sfrustrowany i nieszczęśliwy. Ona Cię nie kocha, pokochaj sam siebie. A o co chodzi z tą trudną sytuacją rodzinną, to też na pewno ma niemały wpływ na Twój obecny stan?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewność co do niej, co do jej starań trosk. Naprawdę, ona jest najszczerszą osobą na świecie, a na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć tyle, że po prostu jest wystraszona. Autentycznie widzę w niej strach, żadnego obrabiania dupy ani nic. Wiem, że nie da się o drugiej osobie wiele powiedzieć, ale akurat dosłownie powiedziała mi praktycznie wszystko, co mogła. Byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Co do gotowania obiadów - akurat w trudnych dla mnie chwilach zawsze mogłem na nią liczyć, obiad zrobiła, coś wysłała, słowem pomogła, a i po coś gdzieś poleciała Zawsze była.

 

Co do tego opisu - może rzeczywiście ją przeidealizowałem, ale generalnie nie żałuję ani chwili z nią. To było po prostu szczere, a jak sobie to przypominam, to instynktownie włącza mi się w mózgu uśmiech. Uważam, iż to był bardzo szczęśliwy okres. Co do związków - jeśli chodzi o coś poważnego, to był dopiero pierwszy raz, ale bardzo intensywny ze wspólnie planowaną przyszłością.

 

To wszystko trochę opierało się na wzajemnym niezrozumieniu. Małe problemy o błahostki stawały się większe przez nasze charaktery. Ja wolałem wszystko tłumić w zarodku, a ona wolała zostawać sama i nieraz sobie dać trochę czasu na przemyślenie. Dawałem go, ale czasami mnie to denerwowało, bo musiałem wracać do siebie, kiedy mieliśmy ustawione plany. Tak, widzę, że ona też ma problem, z tego co wiem, to sama była u psychologa i próbowała sobie pomóc. Ba, próbowała i mi pomóc, mam potwierdzenie tego, że mi wybacza, ale nie kontroluje reakcji swojego ciała i boi się dalszego zranienia - to ją na ten moment powstrzymuje.

 

Inna sprawa, że zmieniła się diametralnie - zamknęła wszystkie emocje i tak idzie, a mnie totalnie ignoruje. Problem w jej wypadku pojawi się później, jak zaczyna je z siebie wypuszczać (a to widziałem), to może być dla niej bardzo bolesne. Mam nadzieję, że sobie jakoś poradzi. Jest BARDZO emocjonalna, ale obrażać i ignorować także potrafi jak nikt inny. Jednak zdarzało się w przeszłości rzucać mi po tym w ramiona. Teraz w to wątpię.

 

Co do tego całowania - to była dziwna reakcja, tak nagle w jednej chwili zaczęła, na następny dzień znów widziałem ją speszoną i ze strachem. Jej reakcja jest... dziwna. Tak, przyznaję się do tego, że ją zraniłem, ale uważam, że mogło być inaczej. NIGDY nie chciałem jej zrobić krzywdy.

 

Generalnie sam nie szukam rozpadu tego wszystkiego w tej szarpaninie, ale mam świadomość, że gdyby nie ona, to najpewniej bylibyśmy razem. Paradoksalnie najlepszą pomocą na ten moment w stosunku do jej osoby, jest jej przyjaciółka, z którą niestety nie mam jakiegoś częstego kontaktu, ale gdy może, to pomaga. I to bardzo. Od dziewczyny do dziś dostaję wsparcie, gdy może, to pomaga w takich rzeczach jak praca/uczelnia, ale na ten moment nie chce się spotykać w rzeczywistości. Boi się mnie. I jestem tego pewien, że się boi.

 

Jestem jednak jej pewny. Nie okłamała mnie, ona by muchy nie skrzywdziła, bardzo się przejmowała, gdy ktokolwiek jej coś powiedział, choć na to nie zasłużyła. Ale teraz... ona jest inną osobą, niż ta, którą znałem. Nie, nie prycha na lewo i prawo. Po prostu się strasznie zamknęła. Jednak niestety ma też nastawienie: "Nie jestem Ci nic winna, chcę być po prostu szczęśliwa" - co po tym co między nami było, wydaje mi się komicznie szydercze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewność co do niej, co do jej starań trosk. Naprawdę, ona jest najszczerszą osobą na świecie, a na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć tyle, że po prostu jest wystraszona. Autentycznie widzę w niej strach, żadnego obrabiania dupy ani nic. Wiem, że nie da się o drugiej osobie wiele powiedzieć, ale akurat dosłownie powiedziała mi praktycznie wszystko, co mogła. Byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Co do gotowania obiadów - akurat w trudnych dla mnie chwilach zawsze mogłem na nią liczyć, obiad zrobiła, coś wysłała, słowem pomogła, a i po coś gdzieś poleciała Zawsze była.

No nie wiem, to ze Ty tak ładnie o niej sie wyrazasz mimo tego, co Ci zrobiła, nie swiadczy ze ona robi tak samo.

 

To wszystko trochę opierało się na wzajemnym niezrozumieniu. Małe problemy o błahostki stawały się większe przez nasze charaktery. Ja wolałem wszystko tłumić w zarodku, a ona wolała zostawać sama i nieraz sobie dać trochę czasu na przemyślenie. Dawałem go, ale czasami mnie to denerwowało, bo musiałem wracać do siebie, kiedy mieliśmy ustawione plany. Tak, widzę, że ona też ma problem, z tego co wiem, to sama była u psychologa i próbowała sobie pomóc. Ba, próbowała i mi pomóc, mam potwierdzenie tego, że mi wybacza, ale nie kontroluje reakcji swojego ciała i boi się dalszego zranienia - to ją na ten moment powstrzymuje.

Jak nie kontroluje reakcji ciała, co masz na myśli? A skoro ona moze nie kontrolowac reakcji swojego ciała, to jak może nie rozumiec ze i Ty nie kontrolujesz, nie wydaje Ci sie to dziwne. Ona ma usprawiedliwienie na siebie, a Ty zostajesz tym złym.

 

Inna sprawa, że zmieniła się diametralnie - zamknęła wszystkie emocje i tak idzie, a mnie totalnie ignoruje. Problem w jej wypadku pojawi się później, jak zaczyna je z siebie wypuszczać (a to widziałem), to może być dla niej bardzo bolesne. Mam nadzieję, że sobie jakoś poradzi. Jest BARDZO emocjonalna, ale obrażać i ignorować także potrafi jak nikt inny. Jednak zdarzało się w przeszłości rzucać mi po tym w ramiona. Teraz w to wątpię.

Ja tez, pewnie jest juz w ramionach innego pocieszyciela. Facet, trzesiesz sie nad nia, a nie dostrzegasz ze w tym wypadku Ty bardziej cierpisz. Nie czekaj na jej ruch, zajmij się sam sobą. Pierwsze miłości kończą się czasami boleśnie, ale czegoś się na pewno z tego nauczyłeś o sobie. Poza tym nie masz żadnego porównania, bo to Twój pierwszy związek, więc dopiero jak wejdziesz w kolejny to dowiesz się jaki ten był do dupy i jak się męczyliście wzajemnie. Bo teraz to idealizujesz i nakręcasz jeszcze większy smutek.

 

Co do tego całowania - to była dziwna reakcja, tak nagle w jednej chwili zaczęła, na następny dzień znów widziałem ją speszoną i ze strachem. Jej reakcja jest... dziwna. Tak, przyznaję się do tego, że ją zraniłem, ale uważam, że mogło być inaczej. NIGDY nie chciałem jej zrobić krzywdy.

My to wiemy i nie obwiniamy Cię, chociaz Cię nie znamy. A ona przypisuje Ci straszne intencje, chociaż znała Cię o wiele lepiej niż my. Chciałbyś być z taką osobą, co daje Ci do zrozumienia, jaki nieudolny i niedobry jesteś?

 

Generalnie sam nie szukam rozpadu tego wszystkiego w tej szarpaninie, ale mam świadomość, że gdyby nie ona, to najpewniej bylibyśmy razem. Paradoksalnie najlepszą pomocą na ten moment w stosunku do jej osoby, jest jej przyjaciółka, z którą niestety nie mam jakiegoś częstego kontaktu, ale gdy może, to pomaga. I to bardzo. Od dziewczyny do dziś dostaję wsparcie, gdy może, to pomaga w takich rzeczach jak praca/uczelnia, ale na ten moment nie chce się spotykać w rzeczywistości. Boi się mnie. I jestem tego pewien, że się boi.

No i masz kolejny powód, żeby stwierdzić, że laska Cię nie kocha. Miłość wyklucza strach, a ona się Ciebie boi jakbyś był jakimś neandertalczykiem.

Ta szarpanina to był dla niej dobry pretekst żeby Cię rzucić. Może specjalnie to sprowokowała i odwróciła kota ogonem i w sumie dobrze jej wyszło, bo Ty się obwiniasz i nienawidzisz, a ona uchodzi za ideał. Myślę, że i tak byście się rozstali. To była po prostu dobra okazja a ona to wykorzystała.

 

Jestem jednak jej pewny. Nie okłamała mnie, ona by muchy nie skrzywdziła, bardzo się przejmowała, gdy ktokolwiek jej coś powiedział, choć na to nie zasłużyła. Ale teraz... ona jest inną osobą, niż ta, którą znałem. Nie, nie prycha na lewo i prawo. Po prostu się strasznie zamknęła. Jednak niestety ma też nastawienie: "Nie jestem Ci nic winna, chcę być po prostu szczęśliwa" - co po tym co między nami było, wydaje mi się komicznie szydercze.

Chamstwo z jej strony, myślę, że nie cierpi tak bardzo jak Ty. No fakt, spaliła mosty i czuje się ok z tym fantem. Naobiecywała Ci niestworzonych rzeczy jak to będzie dobrze, narobiła nadziei i zostawiła samego i jeszcze z poczuciem winy. Dla swojego dobra, odetnij się o niej, też staraj się być szczęśliwy bez niej. Za jakiś czas możesz ją zobaczyć z innym facetem.

Myślę, że ona się nie zmieniła, po prostu wyszło to jaka jest naprawdę. Lepiej że to wyszło teraz, niż za 10 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewność, że ona nigdy nie doświadczyła przemocy w rodzinie, tak samo jak i ja nie mam urazu z tego powodu. Problem jest skrajnie inny, mam wrażenie, że tkwi w naszym idealnym poczuciu miłości. ....

Poczuciu? Wyobrażeniu raczej i, wcale nie koniecznie, waszym.

 

...Byłbym skłonny się dla niej poświęcić w całości.

No właśnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę też, że mi pominęło w wiadomościach, nie zawarłem jednego ważnego szczegółu, choć byłem pewien, że go napisałem. Tydzień temu spotkaliśmy się znów, złapałem ją, gdy chciała uciec, przytrzymałem za usta, bo chciała krzyczeć. Dwie minuty to wszystko trwało. To druga rzecz, o której jest mi ciężko pisać, której się także bardzo mocno wstydzę. Właśnie od tamtego czasu jest tak bardzo tragicznie, naprawdę nie wiem, jak pominąłem ten szczegół w pierwszej wiadomości, za co bardzo przepraszam. Byłem pewien, że zawarłem tę informację, w rozpaczy robi się różne rzeczy i nie do końca się myśli. Wciąż nie wiem, dlaczego zdecydowałem się tutaj napisać.

 

Generalnie przez pewność, że zawarłem to w swojej pierwszej wiadomości, myślałem, iż pod tym względem rozpatrujecie moją sprawę. Możecie teraz popatrzeć całkiem inaczej.

 

Mam pewność, że się mną nie bawiła. Generalnie sama chodzi do psychologa, dziś udało mi się pod wpływem kolegi zamienić z nią parę słów, nie chce ze mną rozmawiać, gdyż... to niby strasznie źle na mnie wpływa. Tak przynajmniej twierdzi. Nie widzę tego. Nie dbam o siebie, gdy jej nie ma, mało jem, mało piję. Głównie z powodu braku apetytu, nie dlatego, że nie chcę. Po prostu nie mogę, choć zaczyna być coraz lepiej.

 

Wiem, że nasz związek stał się toksyczny jakiś ponad miesiąc temu, a ja ją mocno przeceniłem jaką osobę, jednak widzę, iż się mną nie bawi, a ja sam spróbuję o nią zawalczyć. Jestem zły, że powiedziała o wszystkich szczegółach swojej jednej koleżance - wiem, że miała prawo, ale ja i tak uważam to za złe. Nie chciałem, by nasze prywatne rzeczy tak bardzo wyskoczyły na światło dzienne.

 

Co mam zrobić? Jak już mówiłem, mam wizytę u psychiatry, pozostaje jedynie czekanie na nią, a potem i pewnie na następną. Chcę popracować nad agresją, muszę, tu akurat jestem całkowicie pewny. Jednak ona ciągle patrzy na mnie przez pryzmat tego, że mogę coś jej zrobić.

 

Ja czuję, że już tutaj, teraz, mocno mnie rozrywa od środka, że moja głowa nie jest w stanie tak dużo unieść, a ja sam poza chwilami, w których próbuję wziąć się w garść, miewam ogromne chwile słabości i otumanienia. Brakuje mi tego, co było wcześniej i nie mam wątpliwości, że to było dobre. Popsuło się jednak, otarło się o patologię i sam nie wiem, co muszę zrobić. Serce mówi - walcz, rozum...

 

Wolałbym wyjaśnić z nią to i owo, tak po prostu porozmawiać, co w nas było złe, co było trzeba naprawić, gdzie nieskutecznie zareagowaliśmy. Bez żadnych ceregieli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Wolałbym wyjaśnić z nią to i owo, tak po prostu porozmawiać, co w nas było złe, co było trzeba naprawić, gdzie nieskutecznie zareagowaliśmy. Bez żadnych ceregieli.

Nie wiem, jakie jej cechy sprzyjały rozpadowi relacji, bo ona tutaj nie pisze.

Natomiast twój stosunek do sprawy wskazuje, że się za bardzo napinasz ze wszystkim, co jej dotyczy.

Jesteś "produktem" kulturowych wobrażeń "miłości romantycznej", co determinuje ogólną słabą zdolność do budowania stabilnych związków.

Rządzą Toba emocje prowadzące wprost do destrukcji każdej relacji intymnej z kobietą (albo z mężczyzną - wsio rawno).

Wbij sobie do głowy przede wszystkim zakaz przymuszania kogokolwiek do czegokolwiek. Wyjątki od zakazu zdarzają się niebywale rzadko. Musza być silnie i racjonalnie uzasadnione. Przymuszać możesz wyłącznie siebie.

Przestań też oczekiwać, że czyjekolwiek zachowanie bedzie zgodne z Twoimi wyobrażonymi oczekiwaniami.

Nie chodzi przy tym wyłącznie o prace nad agresją, ale o pracę nad eliminacją błędów poznawczych i oszczędności poznawczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdaję sobie sprawę, że da przymuszeniu kogokolwiek do czegokolwiek nie zbuduje się nic wielkiego, wyjdą z tego wszelakie patologie. Nie mam zamiaru jej nachodzić ani nic w tym stylu, bo to doprowadzi tylko do większego bałaganu, a ja sam bardziej się tym pogrążę i udowodnię niestabilność emocjonalną. W rzeczywistości ją spotykam, bo że tak powiem - urzędujemy niedaleko siebie, więc brak jakiegokolwiek kontaktu jest niemożliwy. Niemniej jednak o żadnej poważnej rozmowie nie ma na ten moment mowy.

 

Czy jestem takim produktem? Być może. Generalnie nigdy nie wierzyłem w taką miłość, ale od niej dostałem wszelakie oznaki, by jednak poświęcić bardzo dużo. Za wiele? Jeszcze nie wiem. Pomagacie, otwieracie oczy, jednak trudno jest mi wyjaśnić całą sytuację, musielibyście mnie bardziej poznać i być mną. Niemniej jednak cenię sobie te rady.

 

Z tego co mi powiedziała bliska jej osoba w szczerej - ona myśli, że nie rozmawiając ze mną, poprawi coś we mnie. Zastanawiam się co, co można przez taką ciszę osiągnąć, czego nie dałoby się zrobić w szczerej rozmowie w tym szczególnym wypadku. Ma to sens?

 

Gdyby to był związek, który się po prostu rozpadł, ona by się okazała zdradziecka i nikczemna, to pewnie zareagowałbym inaczej. Ale nie okazała się, chciała pomóc. Choć mam delikatne wrażenie, że ta osoba, którą znałem przed miesiącem, nie jest tą samą, którą znałem dziś. Trochę mnie to śmieszy, bo jak kiedyś rozmawialiśmy o związkach i ich rozpadach, to ona upierała się, że życie w przyjaźni po nich jest możliwe, a ja na to, że takie osoby raczej się będą nienawidzić i to doprowadziłoby tylko do większego cierpienia.

 

Tak, byłoby mi się ciężko podnieść, gdyby to zakończyło się w jakiś normalniejszy sposób, ale te wydarzenia i ich konsekwencje wpływają na to w ten sposób, że szukam pomocy. Także z samym sobą, bo chcę żyć i chcę się odbudować.

 

Nie wiem już co myśleć, mam mętlik w głowie. Trochę trudno jest pogodzić się z myślą, że człowiek włożył przez dość długi okres 100% siebie i w taki sposób to wszystko kończy. Chyba uważam, iż powinniśmy stanąć twarzą w twarz, porozmawiać i wyjaśnić wiele rzeczy, tym bardziej, że mi na niej jeszcze bardzo zależy. Ale samym przymusem tego zrobić rzecz jasna nie mogę. Jednak uważam, iż na dyskusję zasługuję. A czy ją dostanę? To już od niej samej zależy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kapelusz62, wg mnie to zostaw te dziewczyne w spokoju i koniecznie terapia. Dla mnie to nie jest miłosc, tylko chore uzaleznienie. Chyba to Twoja pierwsza dziewczyna bo tez te zachowanie -agresywne wobec niej swiadczy nie o Twoim uczuciu tylko o chorej jakiejs dominacji. Tez te całe słodzenie, jaka to miłosc cudowna, jaka miłosc, jak Wy sie spotykaliscie na odległosc. I dlatego pozniej takie akcje, ludzie sie nie znaja, czuja motyle w brzuchu a przy pierwszej okazji sie wszystko wali bo sie okazuje ze swiat na rozowo pomalowany nie jest. Tym bardziej ze zaczales wobec niej stosowac przemoc całkowicie powinienes sie od niej odciac. Jakie dyskusje, po co. Nie wroci do Ciebie i tak bedzie lepiej, trzeba z tego wyciagnac nauczke na przyszlosc, przejsc terapie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kapeluszu62, pisanie do Ciebie to jak rzucanie grochem o ścianę.

No fakt, żałosne Twoje przytrzymywanie jej i zatykanie gęby, ale podejrzewam że ona histerycznie wtedy darła jadaczkę i z tego powodu jej zatkałeś otwór gębowy. Zachowujecie się jak banda debili, tworzycie żałosną parę i jakby ktoś to widział z boku pewnie nie omieszkałby zadzwonić na policję.

Nie ma to nic wspólnego ze związkiem, jest to jakieś szczeniactwo i żenua.

Ty wpatrzony w nią jak w ucieleśnienie doskonałości, nie widzisz jej wad co jest chore i porąbane. Może jesteś psychopatą, skoro się tak zafiksowałeś na jej punkcie, nie wiem. Twoja ukochana ma wady, robi kupę i pierdzi, w dodatku sra na waszą rzekomą miłość i znajomość, a Ty jak obślizgły piskorz wijesz się i próbujesz do niej dotrzeć choć ona se tego nie życzy. Zamiast się zająć czymś produktywnym wracasz jak pies do swoich wymiocin i jak świnia do błota. W dodatku robisz z siebie menela, nie dbasz o siebie bo chcesz żeby dziewczyna przyszła i o Ciebie zadbała i Ci dupkę podtarła po kupci. Ona nie jest Twoją mamusią, zresztą jesteś już w takim wieku (szacuję że masz 19 lat max po tym co piszesz) że czas się odczepić od cyca. Przeprowadzenie strajku głodowego nie sprawi że ona Cię pokocha i wróci do Ciebie.

 

Wolałbym wyjaśnić z nią to i owo, tak po prostu porozmawiać, co w nas było złe, co było trzeba naprawić, gdzie nieskutecznie zareagowaliśmy. Bez żadnych ceregieli.

 

Tylko tego by jeszcze brakowało. Po cholerę, chyba że chcesz jej zrobić limo i mieć kolejne niewesołe myśli na temat swej osoby. Sam se możesz przemyśleć, co zwaliłeś w tej relacji i co ona spieprzyła i czym Cię drażniła. Nie potrzebujesz do tego jej pozwolenia i komentarza. No chyba że pozbawiłą Cię mózgu i jaj. Facet, zachowujesz się jak meduza rozlazła, weź się ogarnij, zacznij mieć jakiś szacunek do swojej osoby. A nie się płaszczysz i padasz przed nią ciągle na twarz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdzie nie napisałem, że robię strajk głodowy, napisałem o braku apetytu. Robię sobie obiady, zakupy, wszystko. Nie mam zamiaru brać jej na litość. Tak się nie buduje związku z kimkolwiek. Tak samo jak nie mam jej do niczego zmuszać.

 

To że mam problem? Wiem, dlatego próbuję się leczyć. Bardziej chodzi mi o to, by poradzić sobie teraz w tej chwili. Potem będzie lepiej, mam przynajmniej taką nadzieję.

 

Widzę jej wady, oboje jesteśmy winni temu, co się wydarzyło, jednak mam wrażenie, że tylko ja ponoszę chore konsekwencje, więc piszę o pomoc. Jestem na nią cholernie wściekły za to co zrobiła. Wiem, że żyliśmy w czymś toksycznym. Ale piszę, by porozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Nie jest prosto zakończyć coś w chwilę, czemu się poświęciło bardzo wiele. Ale to jest jedno, bo gdyby to było tylko to, to bym nie pisał. Bardziej chodzi mi o fakt, jak to się dalej potoczyło.

 

Jednak to prawda, zgłupiałem przez nią, czas się ogarnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym był bardziej trzeźwy, to by do mnie to bardziej docierało? Jest świeżo po, dlatego czasami trudno sobie coś uświadomić. Tym bardziej, iż czuję, że dalej mi na niej mocno zależy.

 

Trudno jest mi trochę przedstawić tę sytuację z boku. Generalnie jestem facetem, któremu zrobione ogromne nadzieję na przyszłość, które okazały się bardzo... no nie ma ich.

 

Cóż, trzeba widocznie zacisnąć pięści, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu na oprzytomnienie się z tego wszystkiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie co do podejścia to często widać przesadne idealizowanie, wysławianie partnerki/partnera. Widać to od razu po pisaniu. Opisując sytuację często ludzie piszą "...Ją" "...On " "...Ona" ...Jej" "...Jego" "...Go" - rozumiem szanowanie drugiego człowieka ale bez paranoi. Nie jestem żadnym profesorem ani nawet nie zwracam uwagi na błędy i sam popełniam ich masę. Gdy piszemy do kogoś "Ciebie" "Tobie" itd ok tak wypada pisać z dużej ale w opowiadaniu o kimś...

Taki mój off top :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kapelusz62,

nie wydaje Ci się dziwne ,że tak latwo przyszło jej rozstanie z Tobą . Zupełnie jakby nic ja z Toba nie łaczyło ,,, a może poznała kogo innego i teraz tuli sie w jego ramionach ? Nie wiem , ale taka twarda to Ona nie była ,żeby teraz traktowac Cię jak powietrze .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kapelusz62,

nie wydaje Ci się dziwne ,że tak latwo przyszło jej rozstanie z Tobą . Zupełnie jakby nic ja z Toba nie łaczyło ,,, a może poznała kogo innego i teraz tuli sie w jego ramionach ? Nie wiem , ale taka twarda to Ona nie była ,żeby teraz traktowac Cię jak powietrze .

Kapelusz62,

nie wydaje Ci się dziwne ,że tak latwo przyszło jej rozstanie z Tobą . Zupełnie jakby nic ja z Toba nie łaczyło ,,, a może poznała kogo innego i teraz tuli sie w jego ramionach ? Nie wiem , ale taka twarda to Ona nie była ,żeby teraz traktowac Cię jak powietrze .

 

No własnie...Psychopaci z taką łatwością wyrzucają innych ze swego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×