Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stosunek rodziny do waszych problemów


Rekomendowane odpowiedzi

W moim wypadku jest z tym zdecydowanie źle. Rodzice są ogólnie wulgarni, mało mogę z nimi porozmawiać. Łatwo stają się agresywni. Wobec rodzeństwa zachowują się podobnie. Brat i siostra, choć są młodsi ode mnie, nazywali mnie "debilem". Kończę trzeci semestr studiów magisterskich mimo zespołu Aspergera, mieszanych zaburzeń obsesyjno-komplusywnych i zaburzeń schizotypowych (i to nie jedyne moje trudności), biorę lek psychotropowy. Nie powtarzałem nigdy klasy, na studiach też nie powtarzałem roku, choć w poprzednim semestrze nie zrobiłem projektów z pewnych przedmiotów.

 

Mam ok. 23 lat i 7-8 miesięcy. Kiedy się rodziłem, to tata był o dwa lata młodszy niż ja teraz, był żonaty. Ja nawet dziewczyny nie miałem. Może coś w moim umyśle poszło w jego stronę, bo chciałbym szybko założyć związek małżeński, a jeśli ma się mieć dzieci, to lepiej, kiedy rodzice są młodzi. Mam rozpierające pragnienie bliskości żony, która miałaby to samo, co ja. Mama nie miała ukończonych 23 lat, gdy się urodziłem. Była o ponad rok starsza od taty. Może małżeństwo ze starszą kobietą niedobrze wpłynęło na tatę? Niestety, zostałem poczęty przed ślubem, co mogło być przyczyną tego, że tak wcześnie się pobrali, ale szczęściem w nieszczęściu jest to, że zostałem poczęty, gdy obydwaj rodzice byli naprawdę młodzi. Może młody wiek rodziców bardzo dobrze wpłynął na moje zdrowie?

 

Mimo pewnej patologii w rodzinie, hipotrofii przy urodzeniu i poważnych zaburzeń psychicznych żyje mi się bardzo dobrze. Kiedy kończyłem 10 lat, miałem brata i siostrę. Rodzice mieli i mają troje dzieci, a troje to już kilkoro. Cała trójka miała ponad 35 punktów na 40 na egzaminie szóstoklasisty, z tego, co pamiętam, była urodzona o czasie i miała 10 punktów w skali Apgar. Rodzice nie studiowali, mama uczęszczała do jakichś szkół w dorosłości, ale tytułu licencjata czy inżyniera chyba nie zrobiła (w przeciwieństwie do mnie). Rodzice zbyt dużo nie zarabiają, ale to, że wcześnie się pobrali i mają kilkoro dzieci mi się bardzo podoba. Może mają taką naturę, dla której kariera ne jest najważniejsza? I ja mogłem to odziedziczyć, brat też, ma 20 lat i dziewczynę o ok. 2 lata młodszą, z którą niestety żyje stanowczo zbyt poufale. Może mamy w genach pragnienie wczesnego założenia rodziny? Brat rozszerzonej matematyki nie zdawał, w szkole średniej miał 5 z WFu, ja miałem 3 z WFu i ponad 90% z matematyki. Ewidentnie nie jest Aspijczykiem ani nawet "nerdem". Myślę, że to dobrze, że rodzice się pobrali. Mi bezżenność jakby "wysysa" motywację do życia, nie myję się przez długi czas. Nie mam przyjaciół. Nie czuję potrzeby bycia kochanych przez innych, mimo ewidentnego pragnienia zawarcia związku małżeńskiego. Mi się może wydawać, że rodzice są jakby "pracoholikami", przemęczają się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take, widzisz to moze nie do końca tak ze rodzice żle podchodza. To jest wg mnie zazwyczaj wyparcie problemu. Lepiej powiedzieć sobie że córka/syn wymyśla, jest "głupi", zestresowany niż naprawde zaburzony/chory. To tez kwestia tego jak Ty to przyjmujesz, wiadomo że to bolesne ale ludzi nie zmienisz. Trzeba im pozwolić miec własne zdanie, nawet głupie :) Natomiast co do nauki to sam widzisz, że nie masz z nia problemów, radzisz sobie ogólnie w zyciu to juz sporo, nawet niektórzy całkiem zdrowi ludzie mają z tym problemy. Co do rodziny to czas pokaże jak sie ułoży.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo mi się nie podoba to, jak rodzina podchodzi do moich problemów. Kiedy po raz pierwszy mama zobaczyła moje orzeczenie o niepełnosprawności, to powiedziała coś wulgarnego i "nieco mnie kopnęła". Jej postawa wobec moich problemów jest dla mnie głupia i durna. Nieco skandaliczna! A rodzina jako całość lekko patologiczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęłam chorować (nerwica i depresja) w dzieciństwie właściwie; obalam mit, że dzieci nie mogą cierpieć na takie ustrojstwa.

Pierwszą próbę samobójczą podjęłam w wieku 14 lat. Rozmowa lekarza z moją matką:

- Pani córka usiłowała popełnić samobójstwo.

-No ja ją zabiję!

Taaaaki paradox ;)

Ojciec z kolei, gdy wróciłam do domu spuścił mi łomot (lekki wprawdzie) i straszył, że skoro chcialam się zabić, to teraz on mnie zabije.

 

Mijały lata, nikt się nie interesował moim stanem zdrowia (ani psychicznego ani w ogóle); usłyszałam nawet, że jeśli jestem "pi er do ln ię ta" to mój problem i nie będą płacić za moje recepty.

 

Dekadę później załamałam się zupełnie - trafiłam na zamknięty oddział psychiatryczny (kolejny nieudany "S", nasilona nerwica lękowa).

Przeszłam terapię na dziennym oddziale leczenia nerwic (trzy miesiące, pn-pt). Wciąż jestem na lekach.

 

Co się zmieniło?

Matka pyta: Masz na tabletki? Idź na terapię, wal pracę, ja ci jeść dam, poradzimy sobie. Zdrowie ważniejsze.

Ociec natomiast do dziś uważa, że jestem wariatką, a "nerwica" to wytłumaczenie lekarzy, kiedy nie wiedzą, co dolega pacjentowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O większości moich problemów rodzice nie wiedzą. A do tych co wiedzą, ojciec po pijaku czasem się nimi zainteresuje, ale nie mam zamiaru ani ochoty z nim o nich wtedy gadać. Matka zazwyczaj wyręcza mnie w sytuacjach, w których aby samodzielnie zmierzyć się z nimi, musiałbym skonfrontować się z problemami, które mam.

 

W dzieciństwie ojciec niektóre problemy ignorował, a z niektórych trochę się wyśmiewał. Matka wyręczała oraz chodziła ze mną do psychologa i neurologa, zrezygnowała, gdy dowiedziała się, że może być mi potrzebna psychoterapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęłam chorować (nerwica i depresja) w dzieciństwie właściwie; obalam mit, że dzieci nie mogą cierpieć na takie ustrojstwa.

Pierwszą próbę samobójczą podjęłam w wieku 14 lat. Rozmowa lekarza z moją matką:

- Pani córka usiłowała popełnić samobójstwo.

-No ja ją zabiję!

Taaaaki paradox ;)

Ojciec z kolei, gdy wróciłam do domu spuścił mi łomot (lekki wprawdzie) i straszył, że skoro chcialam się zabić, to teraz on mnie zabije.

 

Mijały lata, nikt się nie interesował moim stanem zdrowia (ani psychicznego ani w ogóle); usłyszałam nawet, że jeśli jestem "p* ** ** ** ** ta" to mój problem i nie będą płacić za moje recepty.

 

Dekadę później załamałam się zupełnie - trafiłam na zamknięty oddział psychiatryczny (kolejny nieudany "S", nasilona nerwica lękowa).

Przeszłam terapię na dziennym oddziale leczenia nerwic (trzy miesiące, pn-pt). Wciąż jestem na lekach.

 

Co się zmieniło?

Matka pyta: Masz na tabletki? Idź na terapię, wal pracę, ja ci jeść dam, poradzimy sobie. Zdrowie ważniejsze.

Ociec natomiast do dziś uważa, że jestem wariatką, a "nerwica" to wytłumaczenie lekarzy, kiedy nie wiedzą, co dolega pacjentowi.

 

Widać, że twoi rodzice patologicznie postępowali. Zamiast wspierać dziecko, to jeszcze mu szkodzili. Mnie tego typu postawa rodziców może oburzać. Tak, jakby myśleli, że skoro są starsi, mają za sobą wiele lat dbania o dziecko, utrzymywania go, są biologicznymi rodzicami, to mogą "ostro" traktować potomstwo.

 

O do mojej mamy, to wydaje mi się, że może bać się ujawnienia mojej niepełnosprawności, może bać się opinii innych (np. że ma syna "debila"). Zachowanie taty też mi się nie podoba, z nim mam mniej do czynienia. I nie wydaje mi się, żeby rodzice byli niepełnosprawni psychicznie, chociaż w nauce raczej nie osiągnęli tyle, co ja (nawet na studia nie poszli). Ale według mnie potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność, umieją rozpalić w piecu, chodzą do pracy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żyć zbyt poufale z dziewczyną to pozwalać sobie na przyjemność seksualną bez ślubu, spać z nią w jednym łóżku.

 

Dziś miałem mocną sprzeczkę z mamą. Mama sporo miotała wulgaryzmami. Stawiałem się jej. Uderzyła mnie ręcznikiem za to, że go zmoczyłem przez "natrętne" mycie rąk. Nie spodobało jej się też to, że chciałem wrzucić do prania niedawno upraną(?) bluzę, co leżała na dywanie (a na dywanie mogą być szkodliwe (mikro)organizmy). Bardzo źle się zachowywała. W pewnym momencie powiedziała oś w rodzaju "k**** łeb ci u********" (nie pamiętam dokładnie, jak to było, ale to coś bardzo wulgarnego i nieodpowiedniego). Sprzeciwiałem się jej. Powiedziałem, że nie płakałbym, gdyby umarła czy coś w tym rodzaju (po śmierci innej bliskiej osoby nie zareagowałem smutkiem kilka miesięcy temu). Bardzo mi się nie podoba jej zachowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym raczej mam problemy :( Wiem, że to słuszne, ale z uzasadnianiem tego innych u mnie jest raczej "krucho"...

 

Przed chwilą powiedziałem mamie o szpitalu psychiatrycznym, a ona odpowiedziała "nawet o tym nie myśl". Szpitala psychiatrycznego to się boję, że będą mi tam dawać zastrzyki, że ktoś będzie się nade mną znęcał czy wyzywał mnie, że zapną mnie w pasy, że nafaszerują mnie lekami psychotropowymi i zrobią ze mnie jeszcze mniej sprawnego niż jestem obecnie, że poddadzą elektrowstrząsom itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym raczej mam problemy :( Wiem, że to słuszne, ale z uzasadnianiem tego innych u mnie jest raczej "krucho"...

Nie umiesz tego wyjaśnić, bo to z góry narzucony dogmat.

W ten sposób katolskie dogmaty stają się "logiczne".

Ciekawi mnie, czy również z religii wynika prawo do ocen postepowania innych.

==>>

... ma 20 lat i dziewczynę o ok. 2 lata młodszą, z którą niestety żyje stanowczo zbyt poufale. ...

<<==

Bo i ile wlasne postępki każdy może sobie uzasadniać dowolna subiektywną bzdurą, to oceny postepowania innych, dokonywane na podstawie bzdur zinternalizowanych w wyniku prania mózgu, pachną inkwizycją. Coś mi się zdaje, że kościelni hierarchowie nie są zachwyceni własną inkwizycyjną przeszłościa. Coś mi sie zdaje, że pismo święte również nie zaleca naruszania granic cudzej odrębności.

 

Logicznie więc wynika z powyzszej rozmowy, że na podsawie nielogicznych przekonań, podkopuje się podstawowe zasady uzasadniącej te przekonania religii.

To chore jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo i ile wlasne postępki każdy może sobie uzasadniać dowolna subiektywną bzdurą, to oceny postepowania innych, dokonywane na podstawie bzdur zinternalizowanych w wyniku prania mózgu, pachną inkwizycją. Coś mi się zdaje, że kościelni hierarchowie nie są zachwyceni własną inkwizycyjną przeszłościa. Coś mi sie zdaje, że pismo święte również nie zaleca naruszania granic cudzej odrębności.

 

Logicznie więc wynika z powyzszej rozmowy, że na podsawie nielogicznych przekonań, podkopuje się podstawowe zasady uzasadniącej te przekonania religii.

To chore jest.

 

mózg rozjebany

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście nie chciałbym mieć żony, która wcześniej miałaby za sobą współżycie z kimś innym. Dla mojej mentalności lepszy już celibat niż niedziewicza żona. Oczywiście sam też nie chcę stracić dziewictwa poza małżeństwem. Niektórzy mogą tego nie rozumieć czy nawet oburzać się na moje poglądy, ale dla mnie taka uporządkowana seksualność jest piękna. Współżycie seksualne powinno być czymś uświęconym, wyjątkowym, uroczystym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego lepiej byłoby, abym się nie rozmnażał? Jeżeli ze względu na choroby psychiczne (które mogą być genetyczne), to rozumiem taką obawę. Ale jeżeli ze względu na moje poglądy miałbym się nie rozmnażać (np. ze względu na podejście do seksualności), to nie zgadzam się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×