Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica a praca


Gość cpt

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj Aldaro:)

Piszesz, że od 8 lat sie leczysz i w tym czasie w ogóle nie pracowałaś? W jaki sposób się leczysz? Brałaś/ bierzesz jakies leki? 8 lat to kupa czasu, nie miałas jakies okresów poprawy? cały czas tak fatalnie, że nie bylaś w stanie chodzić do pracy? MI praca zdecydowanie pomaga, daje mobilizację... to czas kiedy chcąc nie chcą muszę przestać się włuchiwać w organizm i zając się "robotą". W okresach wzmozonej nerwicy (czyli przez osttanie mieisące kiedy wystapiły potężne zawroty głowy) było mi bardzo cięzko normalnie funkcjonować, nie moglam wychodzić na ulicę do różnych instytucji czego wymaga moj zawód (oj, mój zawód nie jest dla nerwicowca, no ale cóż...), bylam przywożona i odbierana z pracy, bo sama nie dawałam rady, bałam się, bo mna kołysało, wirowało, ziemia ustepowała mi spod nóg, ale jakoś mi praca mimo wszytsko uratowała mnie, że nie zwariowałam podczas tych najciężśzych dni...

Co do pytania, jakie stawiasz, to nie wiem czy sa takie miejsca pracy, czy chodzi Ci o tzw. zakłady "pracy chronionej"? myślę, że wspaniale dasz sobie radę w "normalnej" pracy

pozdrawiam ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo Ci dziękuje za odpowiedz,zwlaszcza za optymistyczne stwierdzenie ze dalabym sobie rade ....

tak lecze sie od 8 lat.Przez pierwsze 4 -psycholog i taka tam luzna psychoterapia.Nastepne 2 to juz profesjonalna psychodynamiczna pod okiem lekarza-psychoterapeuty,od 2 lat behawioralna.Przeszlam wiele ,największy moj problem to lęk przed napadem lękowym.Poza tym ciągle zle sie czuje,wiem ze to nie brzmi zbyt dramatycznie,bo kazdy na tym forum pewnie to samo moze napisac.Ja czasem mam takie zle dni ze nie jestem w stanie ani wyjsc z domu ani w nim byc.Po prostu wytrzymuje aby przezyc kolejny dzien.O objawach szkoda pisac.Ciągle sie trzese,nie moge usiedziec w miejscu ,zrywa mnie,slabo itp(standard)

Co do lekow ; przeciwdepresyjny,cos na serce,Tranxene ktora to czasem pozwala mi nie zwariowac,ale zaden z tych lekow nie dziala tak abym czula sie po prostu dobrze na tyle by moc normalnie funkcjonowac.Ja od lat nie czulam sie ,,normalnie,,nawet nie wiem juz jak to bylo.Wpadam we wtorna depresje,zyc mi sie nie chce i nie widze sensu aby nadal zyc.Po prostu ,,czarna dziura,,i brak perspektyw.Lęk ze bede ciezarem dla swojego dziecka. Czsem zastanawiam sie dlaczego jeszcze zyje i po co?Jaki jest cel mojej nędznej egzystencjii.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,na początku chce ci powiedzić że zmień lek ja po traxene czułam się okropnie.Też mam agorafobie pracowałam mając te objawy a radziłam sobie tak że jeżdziłam taksówkami do pracy troche kasy na to poszło ale byłam wśród ludzi i tak nie myślałam o tym.Myśle że dasz rade .Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.Zapomnialam dodac do swojego poscika jeszcze to ze ja bardzo zle czuje sie wsrod ludzi.Tzn.bedąc gdzies objawy jeszcze sie nasilają.Gdy jestem sama czuje sie najswobodniej.Więc u mnie problemem jest nie tylko dotarcie do pracy ,rownez wytrzymanie w niej.KOSZMAR .Nie wiem z ktorej strony sie za siebie wziąc:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aldaro!

A skoro tak długo sie tym paskudztwem meczysz, nie powinnaś zmienic leków? Kurczę, mi lęki i napady paniki ustąpiły po 7 dniach brania efectinu, nie wiem czy to autosugestia, ale czułam się fatalnie, a teraz znacznie lepiej.

Dla mnie praca była niemal wybawieniem, bo musiałam się zmobilizować... częsciowo kryć się przed ludźmi z zewnątrz z moimi dolegliwościami, nie bylo to latwe...

Aldaro, ja też nie znoszę tlumów, dużej liczby osób, czuję sie jakoś tak źle, najchetniej uciekłabym do kącika, z racji mojej pracy czesto bywam na tzw. bankietach, spotkaniach, uroczystościach i tam wszytscy czuja sie zawsze beztrsoko i ja tylko licze minuty do końca, byle się wymknąć... z drugiej strony kontakt zludźmi daje mi duzo satysfakcji, tyle tylko, ze nie cierpię być w centrum zainteresowania... Aldaro! a skoro TY tak bardzo nie lubisz tlumów i źle się czulaś to może powinnać znaleźć po prostu w miarę "kameralną" pracę, czyli bepzieczna w małym gronie osób... wiem, że może być trudno, ale spróbuj!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo bym chciała znalezc taką prace w ktorej byłabym sama w pokoju lub najwyzej z kims jeszcze.Poza tym musialaby byc mozliwosc wyjscia w kazdej chwili ,gdy tylko bedzie taka potrzeba. Mam taki objaw ze nie moge wysiedziec,zrywa mnie itp.duzo tych wymagan:)

Tez mysle nad zmianą leku ,ale mialam juz wiele prob i bardzo zle na nie reagowalam .Po Seronilu i Citalu malo nie zwariowalam,a czytam ze niektorym dobrze służą te leki.

Gdzies na forum przewinął sie poscik(ale nie moge teraz znalezc)o pracy w internecie,ale dla osob z orzeczoną niepelnosprawnoscia.Ja takowej nie posiadam ale moze by stanąc na komisjii? Czy ktoś Z Was coś wie na ten temat??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naparwde chcesz przestac walczyc i chcesz sie uznac za nieplenosprawna? nie mozes zpojac ze mozna to pokonac sila walki?

widzisz ,slyszysz masz rece ,nogi wiec walcz z psycika wlasnie ew. lekami si ewspomagaj i idz do pracy najlpeiej z ludzmi wlasnie

ew. mala ilos cpracownikow, wbiurze np albo jako sekretarka albo sklep jakis maly ,kwiaciarnia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łatwo powiedziec,trudniej wprowadzic w czyn.Z jednej strony wolalabym byc sama(mniejsza fobia spoleczna)ale z drugiej,jakby sie cos dzialo ,kto mnie zastąpi?.Zamkne sklep,wyprosze ludzi bo mam atak????Nawet bym nie zdążyła.Wszystko zalezy od tego jakie objawy dominują.

Nie chce przestac walczyc ale sil mi juz brakuje.Po 10 latach mam prawo zwątpic....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem czy dla nas (osob chorych na nerwice) praca w domu to dobre rozwiązanie. Ja na nerwice choruje juz dosyc długo i przez cały ten okres pracowałam (nawet raz zmnienilam prace, ktora wykanczala mnie psychicznie) teraz jest o niebo lepiej. Wazne jest robic to co sie lubi i przy okazji jeszcze zarabiac pieniadze, bo z czegos przeciez trzeba zyc!, no i oplacic tych wszystkich lekarzy.

Nie wyobrazam sobie siedzenia w domu, dopiero wtedy mnialabym depreche, a tak nawet jak nie mam sily wstac rano albo zle sie czuje to i tak biore sie wgarsc i jade do pracy. Naprawde mozna przezyc, zając się pracą i tyle nie myslec, a jak jest naprawde zle to biore dzien urlopu i klade sie do lozka. Na drugi dzien zazwyczaj jest już lepiej.

Kochani, radze Wam wszystkim nie siedziec w domu tylko po mimo wszystko starac sie wychodzic jak najwiecej, poszukac sobie odpowiedniej pracy, uwierzcie mi z tym da sie zyc i pracowac!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

da sie pracowac ale praca nas jeszcze bardziej niszczy i pogarsza nasz i stan. Wiem to po sobie jak siedzialem w domu nie było dobrze uzalałem sie nad sobą ale jak poszłem do pracy to uzalali sie nademną znajomi z roboty i cholernie mnie to wku.r.wiało ze musze ich meczyc swoją psychozą

 

---- EDIT ----

 

paranoja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz - czasem lepiej tak niż jak wszyscy mają Cię w d. Tracisz pracę, albo zarabiasz tyle co nic. Rachunki przychodzą jak zawsze. Całe szczęście, że nic Cię nie cieszy i na nic nie zasługujesz więc i na nic nie wydajesz pieniędzy. Boisz się, że popadniesz w długi i stoczysz się. To już lepiej niech się ktoś użala - jeżeli tego efektem jest, że masz gdzie i jak pracować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich ciepło,

 

Wklejam tez tu swoj post, bo nie wiem czy na ogolnym nerwicowym to dobre miejsce - a tu widze omawiacie problemy pracy.

 

Nie macie pojęcia jak się cieszę że znalazłam to forum. Przeczytałam Wasze posty i odczułam po latach że nie jestem sama.. Dotąd spotykałam "podobne problemy" ale nie dokladnie takie reakcje jak moje.. Długo błądziłam po necie szukając osób borykających się z podobnymi problemami. Wyszukiwałam głównie po hasłach "lęk praca nerwica" i trafiłam tutaj. Od 10 lat (a żyję 30) czułam się jak odludek, bo moje lęki nie pozwalały mi normalnie żyć. Kilka terapii, załamania nerwowe, leki, dołujące motywowanie bliskich i niezrozumienie moich stanów, poczucie wyobcowania,brak planów na włąsne życie, brak pracy lub notoryczne z niej uciekanie, nałogowa natura, długi... powodują iż myślałam o sobie w kategoriach bardzo złych. Rodzina chcąc pomóc utwierdzała mnie negatywną motywacją - " jesteś leniwa, wez odpowiedzialnosc, jak mozna tak zyc, nie tlumacz sie nerwami".. Trochę juz okiełznałam tych demonów (kilka terapii i rozmowy z ludzmi, czytanie na ten temat), ale wciąż nie umiem się dostosować do dorosłości i pracy jaką wykonują równieśnicy. Ostatni rok pracowałam z dziećmi, czułam się tam dobrze i uważam ze to sukces ale od 2 miesięcy znów nie mam pracy, nowa miała się zacząć tuż ale są jakies opóźnienia ( i trochę ją podswiadomie sabotuję znow..). W tym oczekiwaniu i lekkim przygaśnięciu, apatii, zaczęłam znów się zastanawiać co mnie tak przeraźliwie zalęknia w pracy typowo biurowej, w takiej gdzie mam szanse zarobić dobre pieniądze.. Praca z dziećmi jest bardzo ciekawa ale marnie płatna. Myślę o swojej działalności ale przede wszystkim o sprawdzeniu sie jeszcze raz "w firmie za biurkiem". Parę lat temu przerażała mnie każda praca, nawet rok temu gdy zaczynać miałam w przedszkolu, myslalam ze padnę ze strachu ale dzieci jakoś wpłynęły na mnie kojąco (choć to nie jest sielanka i spory stres) w przeciwieństwie do korporacji.. Od 20roku zycia probowalam sie wpasować w schemat - studium, studia (3lata, w nieinteresującym mnie kierunku), kariera.. Dostawalam wiele ofert. Radosc konczyla sie wraz z dniem nadejscia zatrudnienia.. Bałam się ubrać elegancko i iść do autobusu.. Bałam się odebrać telefon bo może nie będę umiała załatwić sprawy.. Bałam się zaradnych i przebojowych koleżanek.. Przewaznie pracowalam jako asystentka - bałam się (co nieuniknione) każdego polecenia szefa, od zrobienia kawy do napisania pisma włącznie.. Modliłam się by wybiła 17.00 i do domu.. Lęk, lęk, lęk.. Panika, mysl by uciec.. Presja rodziny by wytrwac.. Po krótkim czasie rezygnowałam (przewaznie ok miesiąca-dwóch, rekord to 1 dzień pracy). Często pod naciskiem bliskich szukałam pracy tak by jej nie znależć.. Miesiącami siedzialam w domu.. Ciut pracy, miesiące wegetacji.. leki.. terapia.. próba pracy, porażka.. terapia.. Błędne koło.. Uciekalam z pracy do domu gdzie mnie wypychano "bo masz sobie radzić, bo inni mają nerwice a pracują, bo takie problemy to nie problemy".. Doszły używki i długi.. Nie umiem odkładać kasy, wydaję na głupoty, impulsywnie.. <-- Też tak miewacie?

Męczyłam się z tym i dalej mam problem, bo znów się boję zacząć, marzy mi sie przepracować w jednej firmie 5-10lat.. A nie wciąż szukać i zaczynać od nowa. Praca z dziecmi nie pozwala zrealizować planów, a lepiej płatna praca biurowa przeraża.. Bez problemu mogłabym znalezc pracę któa pozwoli mi sie usamodzielnic i wyprowadzic (co jest wskazane w moim wieku) ale sęk jak ją utrzymać dłuzej niz 3miesiace?

Też tak macie że praca fizyczna itp - jest znośna, a praca w biurze powoduje paniczny lęk i chęć natychmiastowej ucieczki? Czy ktoś poradził sobie z tym? Czy macie problem z finansami? Jak bliscy reagują na Wasze problemy? Majac 20lat bylam znosna bez pracy, mając 30 - przynoszę im wstyd, tak mowią.

 

Sorki za elaborat, liczę na odzew, będę wdzięczna za kazdą odpowiedz.

Jen

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mialem powazne problemy w pracy biurowej, nie przedluzono mi umowy, mialem tez powazne problemy ze wspolpracownikami, jak chcesz pogadac dalej na ten temat to mi odpisz.

Zobacz tez watek o mobingu w pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie Jennifer, przyjemny nick i wyjątkowe zwierzenia, które bardzo dobrze trafiają do mnie. Zazwyczaj kiedy nowi użytkownicy piszą tak długie teksty, zazwyczaj ich nie czytam do końca bo to stek bzdur, jęków, narzekań i powtarzających się, powodujących u mnie mdłości użaleń. Jednak twój tekst mnie przyciągną, bo twój temat i sytuacja w domu jest mi bardzo bliski. Mam 25 lat i u mnie również nadszedł najwyższy czas by znaleźć w miarę dobrą pracę i się usamodzielnić oraz wyprowadzić się z domu. Również pracowałem w biurze, zajmowałem się transportem oraz sprawowałem częściowo pieczę nad magazynem. Niestety nie przetrwałem 3 miesięcy. W pracy zawsze nękało mnie poddenerwowanie i bardzo silna depresja a jak pewnie zdajesz sobie sprawę biuro to miejsce gdzie uśmiech, kontaktowość, rozmowy z klientami, dostawcami, rozmowy telefoniczne, otwartość i pomysły to podstawa i bez tego nie można utrzymać pracy. Pomimo tego, ze się starałem, nie mogłem się skoncentrować, non stop coś mnie rozpraszało, popełniałem niewielkie lecz denerwujące błędy, nie zadawałem pytań, co było odbierane jako kompletny brak zainteresowania. Nie dałem sobie rady. Co dzienne wstawanie i wyruszenie do pracy było dla mnie katorgą, stany depresyjne zaczynały się u mnie w chwili gdy wstawałem z łóżka i kończyły się z chwilą zaśnięcia. Rodzice mnie ciągle katowali, żebym wziął się w garść, pobiegał, uprawiał sport, połajanki w biurze i w domu. Nie wytrzymałem napięcia i siedzę w domu już od 8 miesięcy pod pretekstem pracy naukowej. Co do pracy fizycznej, rzeczywiście przychodzi łatwiej ale mnie nie satysfakcjonuje, niestety dla mnie liczy się prestiż. Nie chcę być "robolem" a wszystko wskazuje, że nim będę...

 

Pozdrawiam cię serdecznie i życzę dużo siły.

 

---- EDIT ----

 

Dodam jeszcze, że w pracy trafiłem na bardzo nieżyczliwą mi osobę, jednak nie była wyżej ode mnie rangą. Do dziś pałam do niej silną chęcią zemsty. Żałuję, że się jej nie postawiłem, przynajmniej odszedł bym z honorem i twarzą co dodało by mi pewności siebie. Czasem trzeba zacisnąć pięści i położyć wszystko na jedną kartę jednak gdy ktoś ma zaburzenia osobowości, depresję i nerwicę trudno się postawić jak pewnie sama dobrze wiesz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mialem powazne problemy w pracy biurowej, nie przedluzono mi umowy, mialem tez powazne problemy ze wspolpracownikami

 

Ja obecnie sobie radzisz, pracujesz gdzieś, jesli tak, co robisz zawodowo? Ja szukam, bo miałam lada moment zacząć pracę obiecaną w lipcu ale chyba się to nie powiedzie (nie z mojej winy).

 

To widmo nieprzedłużenia umowy zawsze strasznie mi ciąży choć nie wiem czy tylko dlatego wiałam z każdej firmy lub starałam się by mnie zwolnili, bo miałam gdzieś jakiekolwiek zaangażowanie.. Poza dwoma przypadkami zawsze skracałam widmo nieprzedłużenia umowy, rezygnując.. Teraz mam ogromny żal do siebie, bo moje znajome, które mimo stresów przetrwały takie momenty, teraz mają dobre stałe posady i spokój materialny..

Druga sprawa, jak się przekładają Wasze lęki i nerwica na relacje i związki? To temat na osobny wątek, ale powiem tylko że w miłości tez mi przeszkadza ta lękowa natura (zazdrość, strach przed odrzuceniem, kontrola, męczenie się w związku to mój chleb codzienny). Obecnie singluję nie tracąc wiary że spotkam kogoś kto zrozumie tę skomplikowaną naturę.

Oby nie za późno :)

 

---- EDIT ----

 

Nie wytrzymałem napięcia i siedzę w domu już od 8 miesięcy pod pretekstem pracy naukowej. Co do pracy fizycznej, rzeczywiście przychodzi łatwiej ale mnie nie satysfakcjonuje, niestety dla mnie liczy się prestiż

 

Cieszę się że to czytam, że ktoś ma tak samo, że w końcu nie mówi "przesadzasz, weź się w garść, jak można się bać pracy głupiej sekretarki..." - nie umiałam wytłumaczyć bliskim swoich stanów, zamętu w głowie, tego co się działo wewnątrz.. czasem myslałam że to początek jakiegoś obłędu..

Jeszcze coś mi się przypomniało - w biurze, w chwilach stresujących ogarnia mnie coś w rodzaju szumu w głowie, dekoncentracji, senności, derealizacji nawet.. opadam z sił i nie docierają do mnie najprostsze polecenia, nawet te które sobie sama po cichu dyktuję.. Patrzyłam w tym momencie na koleżanki które w ferworze telefonów, krzyków i presji czasu, potrafiły wszystko ogarnąc.. jedyne co mnie ogarniało, to panika, chęć rzucenia wszystkiego i ucieczki.. Nie chcę zabrzmieć nieskromnie, ale uważam że jestem osobą inteligentną, błyskotliwą i wrażliwą, otwartą na świat, bliscy i znajomi często mówią że cenią moje poczucie humoru, dziwiąc się jednocześnie "jak taka mądra, fajna dziewczyna nie może znależć pracy, zrobić kariery, blaa blaa...." Czemu za biurkiem staję się jakimś bezmózgim zalęknionym kłębkiem nerwów i lęku, nie umiejącym wytrwać choć roku na stanowisku mało skomplikowanym? :-| Dla mnie też liczy się prestiż, chciałabym przewalczyć w sobie te lęki i z radością iść do pracy.

 

Czy komuś z Was udało się częściowo/całkowicie pokonać lęk przed pracą, znaleźć dobrą posadę z szefem o "ludzkiej twarzy", zakorzenić się w firmie na dłuzej? Jak tłumaczycie na rozmowie luki w CV jesli takowe macie?

 

Pozdrówki :)

 

---- EDIT ----

 

Nie wytrzymałem napięcia i siedzę w domu już od 8 miesięcy pod pretekstem pracy naukowej. Co do pracy fizycznej, rzeczywiście przychodzi łatwiej ale mnie nie satysfakcjonuje, niestety dla mnie liczy się prestiż

 

Cieszę się że to czytam, że ktoś ma tak samo, że w końcu nie mówi "przesadzasz, weź się w garść, jak można się bać pracy głupiej sekretarki..." - nie umiałam wytłumaczyć bliskim swoich stanów, zamętu w głowie, tego co się działo wewnątrz.. czasem myslałam że to początek jakiegoś obłędu..

Jeszcze coś mi się przypomniało - w biurze, w chwilach stresujących ogarnia mnie coś w rodzaju szumu w głowie, dekoncentracji, senności, derealizacji nawet.. opadam z sił i nie docierają do mnie najprostsze polecenia, nawet te które sobie sama po cichu dyktuję.. Patrzyłam w tym momencie na koleżanki które w ferworze telefonów, krzyków i presji czasu, potrafiły wszystko ogarnąc.. jedyne co mnie ogarniało, to panika, chęć rzucenia wszystkiego i ucieczki.. Nie chcę zabrzmieć nieskromnie, ale uważam że jestem osobą inteligentną, błyskotliwą i wrażliwą, otwartą na świat, bliscy i znajomi często mówią że cenią moje poczucie humoru, dziwiąc się jednocześnie "jak taka mądra, fajna dziewczyna nie może znależć pracy, zrobić kariery, blaa blaa...." Czemu za biurkiem staję się jakimś bezmózgim zalęknionym kłębkiem nerwów i lęku, nie umiejącym wytrwać choć roku na stanowisku mało skomplikowanym? :-| Dla mnie też liczy się prestiż, chciałabym przewalczyć w sobie te lęki i z radością iść do pracy.

 

Czy komuś z Was udało się częściowo/całkowicie pokonać lęk przed pracą, znaleźć dobrą posadę z szefem o "ludzkiej twarzy", zakorzenić się w firmie na dłuzej? Jak tłumaczycie na rozmowie luki w CV jesli takowe macie?

 

Pozdrówki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jennifer1, gabriel, mam dokładnie ten sam problem, co Wy. Zaliczyłem już tyle różnych stanowisk pracy, że gdybym się do nich przyłożył wkrótce byłbym omnibusem. Ochroniarz, magazynier, kierowca, sprzedawca, obsługa na stacji paliw, pracownik produkcyjny, fizyczny, akwizytor, pracownik budowlany, poligrafia, zagranica. Wszystko be, wszystko z góry na nie, zawsze szef nie był dobry, byłem lub czułem się oszukiwany, roztrzęsiony, zestresowany. Przerażały mnie najprostsze czynności, nawet wkładanie kartek do segregatora, który zresztą w rozedrganiu autentycznie udało mi się zepsuć, a potem kombinowałem jak go naprawić, żeby nikt nie zobaczył, że taka ze mnie niezdara. Nie potrafiłem nawiązać kontaktu z współpracownikami, jedynie z nielicznymi o łagodnym usposobieniu, a i tych podejrzewałem o pewną litość w stosunku do mnie.

W każdym razie, nie mam dobrych wiadomości. Teraz jestem bez pracy. Szukam, podobnie jak Ty, jennifer1, tak żeby nie znaleźć. Uważam, że trzeba próbować mimo wszystko. A właściwie - inaczej się nie da.

Co do zapełniania luk w CV, to takich nie posiadam, mimo, że powinno ich być łącznie ze 3 lata. Wpisuję wyjazdy zagraniczne, potem na rozmowie opowiadam, jak to wyjeżdżałem dzielnie pracować na czarno i pracodawcy to łykają. Wiedzą, że bardzo wielu ludzi tak robi. Pytają tylko, czym się za granicą zajmowałem, a to już zależy od inwencji :mrgreen:

Powodzenia!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Czy komuś z Was udało się częściowo/całkowicie pokonać lęk przed pracą, znaleźć dobrą posadę z szefem o "ludzkiej twarzy", zakorzenić się w firmie na dłuzej? Jak tłumaczycie na rozmowie luki w CV jesli takowe macie?

 

 

Ja tam wcisnęłam pracę na czarno w księgarni - nawet jakby ktoś sprawdzał to co w tym dziwnego że "pracodawca" zaprzeczy że mnie miał? Na czarno, to zaprzeczy.

 

Już rok siedzę w firmie a nikt się nie połapał że żadnej księgarni nigdy nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to moze teraz ja :)

 

jeszcze z gorącym swiadectwem maturalnym poszłam do pracy i zaczełam studiowac zaocznie. Była to własnie biurowa praca, dosc ciezka, ale dawałam sobie rade, tak przepracowałam ponad 5 lat, dwa ostatnie lata to było takie przejrzenie na oczy, okazało sie, ze aby cos osiagnac trzeba byc dupolizem albo miec kogos z rodziny lub znajomych. w zwiazku z tym, ze nie lubie sie podlizywac i nie miałam tzw. pleców byłam tylko szeregowym pracownikiem, który jako jeden z niewielu był wyrózniany w premiach, ale o awansie mogłam tylko pomarzyc. Stwierdziłam, ze stac mnie na wiecej, znalazłam lepiej płatna prace, z prawdziwa mozliwoscia rozwoju itd. po roku postanowiłam zrobic magisterke w tym kierunku. jakos tam pracowało mi sie, współpracownicy zarówno w pierwszej i drugiej firmie byli ok oczywiscie zdarzały sie przypadki gdy, ktos był dla mnie niemiły i próbował wykorzystywac, ale nie dałam sie, toczyły sie jakies tam wojny, ale jakos mocniej mnie to nie obchodziło bo to tylko praca. zauwazyłam u siebie takie własnie cos, ze po pierwszym zachwycie przychodziło zdołowanie, czesto jak wstawałam rano to pierwsze co jak otworzyłam oczy to w myslach miałam tylko: "ja pier..., k... mac, pier..." i az mnie mdliło na mysl, ze mam tam isc, bujac sie komunikacja miejska z ludzmi, którzy wielokrotnie zachowuja sie jak buraki i te odliczanie godzin, gorzej jak nadgodziny sie zdarzały, a propos szefów, i w pierwszej i w tej drugiej miałam za szefów buców, którzy nie szanowali pracowników i wykorzystywali ich ile wlezie, jeszcze bedac złym, ze komus moze sie to nie podobac.

 

i tak leciały lata, poszłam na magisterke, a to jakos było w połowie mojej depresji, ja naprawde bardzo chciałam sobie ułozyc zycie, byc "kims", cos osiagnac. czułam sie coraz bardziej fatalnie, niezadowolenie starałam ukoic czestymi spotkaniami ze znajomymi, cała moja wypłata prawie szła na takie wypady. 5 dni w tygodniu biegałam do pracy by w co drugi weekend siedziec od 8 do 21 w szkole słuchajac o rzeczach, które tak naprawde nic mnie nie obchodziły, powiem wiecej niedobrze mi sie robiło tam :D i ekipa ludzi, obecni ksiegowi i przyszli, sama smietanka :) i kiedys tak siedzac na wykładzie w zatłoczonej sali pełnej spoconych żądnych wiedzy ciał zapytałam sama siebie: what tha fuck!? co ja tu robie? i zrobiło mi sie naprawde niedobrze :)

jadac do domu stwierdziłam, ze musze cos wymyslic bo oszaleje. i tak myslałam, a ciezko jest cos wymyslec jak ma sie chory łeb. i zaczełam zastanawiac sie do czego ja w sumie dąże, czy to przeze mnie wymyslony plan na terazniejszosc i przyszłosc itd. doszłam do wniosku, ze nie, ze nie chce pracowac w biurze, miec kredyt na mieszkanie 30 letni czy 100 letni :) nie chce monotonii bo mnie zabija, wpadłam w wir błednych decyzji, które niby były takie dojrzałe i słuszne. wtedy zaczełam myslec o co mi tak naprawde w zyciu chodzi, hm, nadal tego nie wiem, ale wiedziałam, ze potrzebuje zmian. złozyłam wypowiedzenie w pracy, rzuciłam studia i wyjechałam za granice, by pomyslec o zyciu. mam prace, która bardzo lubie i teraz wiem, ze jako osoba bez zobowiazan, moge byc gdzie chce i robic co chce, jezeli znudzi mi sie pobyt tutaj, pojade gdzies indziej, znajde inna prace, wiem, ze sobie poradze, nie chce wracac narazie do Polski, postanowiłam pomyslec o sobie o tym czego ja chce a nie o tym czego oczekuje ode mnie otoczenie, zebym wpasowała sie w schemat.

 

ps. nadal dumam nad sensem zycia i nie wiem, czy to kwestia bycia neurotykiem czy moze tak juz mam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

złozyłam wypowiedzenie w pracy, rzuciłam studia i wyjechałam za granice, by pomyslec o zyciu. mam prace, która bardzo lubie i teraz wiem, ze jako osoba bez zobowiazan, moge byc gdzie chce i robic co chce, jezeli znudzi mi sie pobyt tutaj, pojade gdzies indziej, znajde inna prace, wiem, ze sobie poradze

hce pracowac w biurze, miec kredyt na mieszkanie 30 letni czy 100 letni :) nie chce monotonii bo mnie zabija

Szacun :mrgreen::mrgreen::mrgreen: Wygląda, jakbyś była zupełnie zdrowa, podejmujesz wyzwania, podejmujesz kategoryczne decyzje, jesteś pewna siebie, wiesz, czego chcesz, a przynajmniej jesteś na jakiejś do tego drodze. Wiesz, że sobie poradzisz. Zazdroszczę i życzę powodzenia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chce pracowac w biurze, miec kredyt na mieszkanie 30 letni czy 100 letni :) nie chce monotonii bo mnie zabija, wpadłam w wir błednych decyzji, które niby były takie dojrzałe i słuszne. wtedy zaczełam myslec o co mi tak naprawde w zyciu chodzi, hm, nadal tego nie wiem, ale wiedziałam, ze potrzebuje zmian. złozyłam wypowiedzenie w pracy, rzuciłam studia i wyjechałam za granice, by pomyslec o zyciu. mam prace, która bardzo lubie

 

Po pierwsze to bardzo Ci zazdroszczę tych błędnych decyzji bo przynajmniej zrobiłaś coś z zyciem, dokonalas czegos, zamiast siedziec jak ja, calymi miesiącami w domu :roll: Mam pare pytań, jeśli mozna - w jakim wieku jestes, ile masz stażu i czym sie zajmowalas w biurze a co robisz za granica? Czy bylo Ci z Twoimi dolegliwosciami ciężko wyjechac? Tez o tym myslalam ale jak zwykle paraliżuje mnie lęk "ło matko, ja tam umrę ze strachu za granicą, skoro w Polsce przy rodzicach jestem taga gapa.." Studia tez rzucilam - zrobilam licencjat z turystyki "bo wszyscy robili" więc ja jak sierota tez - mając 20pare lat nie mialam zielonego pojęcia czego chcę. Dwa lata temu zaczelam magisterke i po semestrze rzucilam bo juz w ogole nie moglam sie tam odnalezc. Zreszta potem trafilam na terapię do Komorowa i to byl pierwszy przełom w moim smutnym życiu - na plus.

Minely dwa lata i jestem osob dosc dobrze funkcjonującą ze swoją nerwicą. Zeby jeszcze to zycie zawodowe dalo sie nadgonic. Mam 30lat i chce sprobowac w biurze, moze trafie na rozumnego szefa ktory da mi szanse i rozkręcę się zawodowo? Praca nauczyciela to nie jest powód do finansowego rozkwitu. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm, mam 26 lat, staz 7 lat. w pierwszej pracy byłam urzędnikiem :) na okresie wypowiedzenia pracowałam w punkcie informacyjnym i był to najlepszy czas, poczatkowo sie bałam, bo wiadomo jakie w Polsce ludzie maja podejscie do "urzędasów", "państwowych darmozjadów" itp., ale okazało sie, ze wiele zalezy od podejscia do tych ludzi i nawet ci najbardziej scisnieniowani wychodzili zadowoleni, cos pięknego :D nawet przez mysl przeszło mi by moze pokombinowac i zostac, ale nie lubie robic z przysłowiowej mordy cholewę, wiec gdy mój czas minał odeszłam. w drugiej pracy byłam pomoca ksiegowej a potem doszła mi funkcja kadrowej. teraz pracuje jako kelnerka w restauracji.

 

hm, było mi ciezko, bo wiadomo stres, nowe miejsce, nowi ludzie, wziełam zapas leku i pojechałam, to był taki element mojego wkładu w terapie, uwazam, ze nie mozna tylko polegac na chemii i na tym, ze od czasu do czasu ponawija sie z terapeuta. jakis czas temu odstawiłam lek, bo uwazam, ze juz na mnie czas był by "usamodzielnic sie" :) mimo, ze wisi nade mna widmo powrotu choroby bo przeciez nigdy nie wiadomo, ale staram sie oddalic ten ewentualny moment. serwuje sobie dodatkowo rzeczy, które maja na mnie dobry wpływ, takie zupełnie proste jak chociazby bukiet swiezych kwiatów w domu, jestem tez takim typem towarzyskiego samotnika, kiedy mam ochote to spotykam sie z kims, ale gdy jestem sama to nie wyje i nie gryze tynku ze sciany z rozpaczy, zajmuje sie soba, rozwijam swoje zainteresowania. nie mam marzen dotyczacych przyszłosci, mam tylko plany.

 

nie wiem, czy nerwice mozna zupełnie wyleczyc, moze to takie tylko zamiatanie smieci pod dywan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×