Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak wytlumaczyc doroslemu ze moze byc uzalezniony do gry


Fergi2

Rekomendowane odpowiedzi

To jaki jest tytuł tej gry?

Ja powiem ze swojego doświadczenia, chyba jestem trochę uzależniony od grania, rok temu grałem naprawdę nałogowo, teraz nawet nie codziennie, nie po 3 h albo 6. Gram w grę online, wchodzę na team-speaka, mamy grono ludzi grających razem w tę grę albo po prostu grających i gadających ze sobą. Fajnie (może niestety, bo bardziej wciąga?) jest grać z kimś, zawsze większa szansa na wygraną współpracując :P . Ale powiem, że też poznaje się te osoby, z którymi się spędza czas wirtualnie, podobnie jak na forum ludzi z którymi piszesz. To też jest ciekawy aspekt społeczny (albo aspołeczny patrząc z perspektywy realnego życia, ale to już chyba bardziej skrajność, może np. ludzie z gildii takiego WoWa to żyją tylko WoWem, coś tam wiem jak to wciąga, bo mój kumpel był w gildii i grał, godzina 3:00 w nocy a tu gildia wzywa, bo trzeba bossa rozwalić...). Z takimi ludźmi na TS'ie często się gada na różne inne tematy nie związane z grami, czasami są to naprawdę ciekawe dyskusje np. o polityce czy na tematy nawet egzystencjalne :P. Często można się też pośmiać. Nawet grając, nie tyle grasz, bo Cię gra wciąga tylko dlatego, że jest śmiesznie. Ludzi tam spotykam w różnym wieku, od gimbazy po ludzi 40+ mających żony, dzieci, robotę, często harujących mocno na utrzymanie rodziny i wpadających na te maks 2h, żeby się odstresować, pograć z kimś. Gimb może gadać z gościem 40+ i to jest spoko. Będąc totalnym przegrywem, grającym tylko w grę całymi dniami raczej ludzie z klanu by cię nie darzyli szacunkiem, począwszy od gimbów po tych starszych. Gra może być formą spędzania wolnego czasu, ale pracę czy szkołę trzeba mieć, bo inaczej to się zbliża coraz bardziej do patologii jak najwięcej uwagi i czasu poświęcasz grze. Również wolny czas wykorzystując tylko na granie to patologia. No ale właśnie jeden lubi oglądnąć film, iść do teatru czy kina, poczytać książkę, inny gra. Jeśli to jest w jakiś tam granicach rozsądku to chyba w porządku.

 

-- 09 sty 2015, 12:21 --

 

To chuba zależy od człowieka moja kolezanka lubi grac w gry i traktuje to jako hobby jedno z wielu ale tez spelnia się zawodo relizuje marzenia i cele . Ja mam takie cos jak mam zamiar grac to mysle ze ktoś w tym czasie fajniej spelnia czas i nie gram wcale.

To jest zdrowe podejście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak to wygląda w przypadku uzależnienia się od konkretnej gry, bo granie samej nie sprawia mi aż takiej frajdy. Ale podobnie jak Rico zauważam, że bardziej cała ta otoczka jest uzależniająca. Spędzam sporo czasu grając w gry i gadając na TS-ie, poznaję masę ciekawych ludzi i nie prawdą było by powiedzenie, że oni nie wnoszą nic do mojego życia. Pewnie z boku to wygląda jak uzależnienie i marnotrawienie czasu, ale to w końcu moje życie i w wolnym czasie mogę robić to co sprawia mi przyjemność, a tu trochę zrobiła się bezsensowna dysputa na temat dlaczego granie jest gorszym hobby od innych(co oczywiście jest bzdurą).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak. Dodatkowo gry on-line charakteryzują się ciągłym rozwojem, nowe patche, bronie, postacie, jest o czym gadać, czytać i dyskutować na forum.

Zdradzę w co ja gram właśnie siedząc również na TSie: War Thunder. Jest to gra związana z moimi zainteresowaniami jakie mam od dziecka. Była trochę impulsem do ponownego zainteresowania się tematem, przeczytałem parę monografii, artykułów, książek, na fejsie mam polubione mnóstwo stron historycznych, które publikują ciekawe materiały. Dlatego lubię takie gry - związane są z moimi zainteresowaniami, najpierw zainteresowałem się bronią i sprzętem wojskowym, później przyszły gry (swoją drogą ciężko, żeby było inaczej w latach 90').

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lethality, Powiedz do alkoholika, że problem jest w nim, a nie w alkoholu.

 

Ludzie, gry zabierają czas. W tym czasie można się rozwijać w dziedzinach realnych. Siedząc przed komputerem 6-12 godzin dziennie, człowiek dziczeje, bo nie wie o czym można rozmawiać z innymi ludźmi, jak zachować się w towarzystwie. Kto się nie rozwija ten się cofa. Grając w War Thundera rozwijasz wiedzę historyczną i refleks. Ale czy czas poświęcony na grę jest tego wart? W tym samym czasie mógłbyś pójść do Muzeum Powstania Warszawskiego z jakimiś ludźmi. Można również poczytać o bitwach Drugiej Wojny Światowej i w ten sposób zdobędziesz więcej wiedzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam negatywny stosunek do gier, bo widzę co ze mną robią. Moi kumple są w związkach z fajnymi dziewczynami, budują swoją przyszłość, a ja? Jakie to żałosne... gram...

Więc skoro już do tego wniosku doszedłeś i widzisz wszystkie negatywne aspekty grania, to czemu po prostu nie przestaniesz grać? Z Twoich postów można wywnioskować, że nawet brzydzisz się graniem, więc czy grając nie brzydzisz się samym sobą? Czemu nie przestaniesz?

 

Rico, MamSwojePoglady, widzę, że macie dość pokrewne doświadczenia z grami do mojego kumpla. "TS", "gildia", "bosy", "rajdy", itd, itp. Czy możecie stwierdzić po krótkim opisie, czy ktoś kto wytrwale w takie coś gra jest w stanie nie być uzależnionym? Mówię o osobie, która prawie codziennie robi te "rajdy/areny" ze swoją "gildią" i gada z innymi nolifami na "TSie" jakimś slangiem growym, siedzi po 7-9 godzin dziennie w tej grze w dni pracujące, a w dni wolne +6h dodatkowo, odejmując zakupy, sprzątanie i ewentualnie inne obowiązki. Ma ileś tych swoich postaci i jak jedna mu się znudzi i już nie może jej wyżej "wylewelować" to tworzy sobie następną zamiast po prostu przestać grać w tę grę... I strasznie dużo gada na "growym" komunikatorze z ludźmi z tej gry (jeszcze bardziej "porytymi" na tym punkcie niż on). A pytam o to, bo ten kumpel jest mi bardzo bliski i gdyby nie to granie, moglibyśmy mieć wspólną przyszłość. Niestety po pierwsze nie wiem czy to jest uzależnienie czy nie (choć on twierdzi, że nie), po drugie nie wiem czy jestem w stanie zaakceptować taki tryb życia u ewentualnego partnera. Z drugiej strony już niemało się znamy, poznaliśmy się jakoś, spędziliśmy ze sobą dużo czasu, mamy wspólne zainteresowania (pomijając gry - tak, on ma też inne zainteresowania, niestety większości z nich nie rozwija), a nawet bardzo podobne charaktery. Generalnie bylibyśmy dla siebie idealni, gdyby nie te gry. Dlatego też odczuwam taką niechęć do gier, którą prawdopodobnie można było wyczuć w moich postach w tym temacie. Mam nadzieję, że autorka tematu nie będzie miała nic przeciwko mojemu wygadaniu się tutaj. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więc skoro już do tego wniosku doszedłeś i widzisz wszystkie negatywne aspekty grania, to czemu po prostu nie przestaniesz grać? Z Twoich postów można wywnioskować, że nawet brzydzisz się graniem, więc czy grając nie brzydzisz się samym sobą? Czemu nie przestaniesz?
Bo mnie do tego cholernie ciągnie. Moje myśli krążą wokół gier. Nie mogę się tego pozbyć z głowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan, nie wiem, trudno powiedzieć. Chyba nie jestem zbyt obiektywna w temacie. Ja to widzę tak, że on raczej nie zrezygnuje z tych gier, ewentualnie przestanie na jakiś czas, a potem i tak wróci. Możesz próbować odciągać go od tego, dawać lekko do zrozumienia, że przesadza, ale raczej marne szanse na jakąkolwiek zmianę, a bardziej na frustrację z jego strony i odsunięcie się od Ciebie. Zacznijmy od tego, że gracz nie widzi problemu w tym co robi i ma wrażenie, że wszyscy dookoła się do niego "dojebują", więc wpajanie, że gry nic nie wnoszą w jego życie i są to tylko "tekstury na monitorze" odbierze jako lekceważące traktowanie i nieobeznanie w temacie. No i tu zaczyna się kwestia czy jest to uzależnienie czy nie. Każdy ma swoją opinie, ale ludzie o skrajnych poglądach na ten temat raczej się nie dogadają. Powiem wprost gdyby mi ktoś powiedział, że mam przestać grać w gry to bym spojrzała na niego jak na debila i stwierdziła dlaczego chce mnie zmieniać na siłę, taka jestem , to lubię robić i każdy ma swój sposób na marnowanie czasu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

patrząc na stronę nr 1

widać osobę która ma równie jest nałogowcem i pewno masę związków rozpier......

i poleca autorce gościa zostawić fakt to nałogowiec i tak trzeba tylko nie wydaje się hipokryzją

pisanie tego przez kogoś takiego?

jestem ciekaw w czym ta osoba jest lepsza i chyba wiem co odpowie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie ci ludzie, których na tsie spotykałem raczej no-lajfami nie są, wielu ma już rodziny, pracę i inne pasje też. Łączy nas gra. Ostatnio coraz mniej gram, gdy siądę na dłużej to mam coś w stylu wyrzutów sumienia. Inni marnują czas na kompie w inny sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rico, hmm, to ile godzin dziennie trzeba grać, żeby być no-lajfem? Poza tym nie wiem jak ci ludzie spędzający wieczory na jakichś arenach itp dają radę mieć rodziny, żony, dzieci. Jak oni to ze sobą godzą? Życie rodzinne z angażowaniem się w hodowanie jakiejś wirtualnej postaci i nabijanie nie wiadomo ilu leveli/goldów itp..? Aż się dziwię, że te żony nie wykopią ich z domu. Chyba, że grają razem z nimi, bo o takich przypadkach też słyszałam. Dzieci muszą być wtedy biedne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dużo zależy od gry. W takim WoWie to jak nie przegrasz mnóstwo czasu to jesteś nikim, twoja postać jest słaba, chyba. Ja w to nigdy nie grałem, nie kręciły mnie takie gry, znam to od znajomych i tam jest właśnie tak, że w nocy idzie gildia na jakiegoś bossa np.

Nie wiem ile dziennie trzeba grać żeby być no-lajfem, zależy co innego się robi oprócz grania.

Ja ostatnio nie gram dużo więc nie śledzę kto i ile gra i jest na TS w moim klanie. W godzinach pracy (bo ostatnio mam czas niestety) parę razy wbiłem i raczej pusto było. Ludzie z którymi miałem kontakt w tygodniu w większości ok. 22 się zmywali. Najwięcej jest koło 20. Więc nolajfów tam raczej nie widzę, no ale to jeden klan w jednej grze, tak około 20-30 osób aktywnych w porywach to maks. Mowię z własnego doświadczenia. Problem no-lajfienia jest bardzo złożony i obszerny. Nie musi dotyczyć tylko grania. Osobiście staram się mniej spędzać czasu w ten sposób i szukać innych zajęć. No ale to już podchodzi pod offtop bo konkretna osoba założyła temat z konkretnym problemem, jak widać poważnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rico, no tak - temat założyła inna osoba, lecz ciągle rozmawiamy o grach i uzależnianiu się od nich, więc nie jest to raczej offtop, a jak wróci autorka tematu, to może to jej się nawet przydać. W końcu temat nazywa się 'Jak wytlumaczyc doroslemu ze moze byc uzalezniony do gry'... Chyba, że istnieje już jakiś temat typu 'Jak uratować gracza'. ;)

 

Osobiście staram się mniej spędzać czasu w ten sposób i szukać innych zajęć. No ale to już podchodzi pod offtop bo konkretna osoba założyła temat z konkretnym problemem, jak widać poważnym.

Masz może jakieś propozycje jak do tego przekonać kogoś, kto większość swojego wolnego czasu poświęca na gry? Wielokrotnie mój kumpel pytał się mnie 'to co mam robić zamiast grania', wymieniałam mu mnóstwo rzeczy, którymi interesują się zarówno jego jak i moi znajomi, lecz na wszystko miał jakieś ale, nie, wymówki, itp. Że za drogie, że zła pogoda, że nie ma do tego warunków w mieszkaniu, że to go nudzi... Wychodzi na to, że rzeczy które chciałby robić i które go nie nudzą są albo poza jego aktualnym zasięgiem, bo są za drogie w realizacji, albo są to gry - co właśnie robi. Czy da się mu jakoś przetłumaczyć, że mógłby sobie jednak znaleźć jakieś bardziej przydatne, bardziej produktywne, rozwijające hobby? Co innego można zaproponować graczowi, żeby nie znalazł takich wymówek, jakie podałam wyżej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niech się zapisze na jakieś sztuki walki, albo kurs tańca. Może na takim kursie znajdzie sobie dziewczynę. Jeśli pracuje to takie kursy wcale nie są droższe niż rachunki za prąd które opłaca z własnej kieszeni. Albo do szkoły policealnej niech się zapisze i posiedzi między ludźmi. To jest darmowe, a można się czegoś nauczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez wątpienia nie będzie to łatwe zadanie. Przede wszystkim powinniśmy uświadomić uzależnionemu to, ile czasu poświęca na grę (możemy nawet założyć specjalny zeszyt). A następnie zachęcić do spędzania wolnego czasu w inny sposób (razem - jeśli jesteśmy w związku, jeżeli to Nasz przyjaciel..), jednego dnia możemy iść do kina, drugiego do siłowni, trzeciego na rower, czwartego na spacer z psami..nie przez komputerem. Nie krzyczeć, nie grozić, nie naśmiewać się, nie obrażać itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uświadomienie ile czasu spędza przed komputerem nic nie da. Wiele gier pokazuje czas zmarnowany na rozgrywce, a mimo to uzależnieni nic sobie z tego nie robią.

Co do zachęcania to owszem - trzeba pokazać alternatywne sposoby spędzania wolnego czasu. Uzależnionemu wydaje się, że nie może zająć się czymś innym, bo wszystko jest poza jego zasięgiem. To nieprawda i trzeba wskazać takiemu człowiekowi konkretne możliwości. W dzieciństwie marzyłem o własnym akwarium z rybkami. Teraz wiem, że mogę to marzenie zrealizować. Zakładam akwarium :) . Zajmowanie się takim akwarium też jest dobrym sposobem spędzania wolnego czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sztuki walki - słabo to widzę, ale może dobra propozycja

kurs tańca - popuka się w głowę jak mu to zaproponuję

szkoła - ma dość szkół

czytanie - książki rzadko, najczęściej artykuły w necie, ale to przecież nie hobby...

filmy - tylko od czasu do czasu

kino, siłownia - za dużo ludzi, śmierdzi

 

Muszę napisać, że przez ostatnie dni dużo mniej gra, ma jakieś zlecenie poza pracą i jakoś potrafi nie grać widząc perspektywę dodatkowej kasy. Hmm, może to jednak nie uzależnienie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można się powiesić, można się zastrzelić, można skoczyć z mostu, można rzucić się pod TIRa albo położyć na torach. A ja się k...rwa zaje...ana mać zagram na śmierć. Zdechnę z wycieńczenia i pójdę do piekła. Tam jest moje miejsce. Taki śmieć nie zasługuje na nic lepszego. Nienawidzę siebie. NIENAWIDZĘ! Mam do Was gorącą prośbę: jeśli kiedyś zobaczycie mnie na ulicy, pierd...lnijcie mnie sztachetą w ryj. Najlepiej taką z gwoździem żeby się po ryju nie ślizgała.

 

-- 17 sty 2015, 20:52 --

 

Siedzę przed tym pierdolonym komputerem. Znowu gram. Kiedy nie gram dochodzą do mnie te spierdolone myśli. Niepotrzebnie poszedłem wczoraj na tę imprezę. Napatrzyłem się na tych wszystkich ludzi, którzy w każdej kategorii są ode mnie o kilka poziomów wyżej. W kategorii kulturalnej, finansowej, umiejętności zachowania się odpowiednio do sytuacji, umiejętności nawiązywania kontaktów itd. Jestem aspołecznym śmieciem i nienawidzę siebie. Wjebałem sobie już na ryj bęcków żeby się ukarać za to że nie nadaję się do życia. Zaraz wpierdolę sobie jeszcze. Nie potrafię wziąć życia we własne ręce. Nienawidzę siebie. Ojciec ma rację - do niczego się nie nadaję. Powinienem zdechnąć. Po huj ja żyję do kurwy jebanej nędzy. Nie piję od około 6 lat, ale jutro pójdę się napierdolić. Nic nie jest już teraz ważne. Upadnę do poziomu menela który chla denaturat i zdechnę. Taki koniec jest dla mnie idealny. Później trafię do piekła na wieczną mękę. Tam jest moje miejsce. Tam gdzie znajdują się wszystkie śmiecie. Bóg się pomylił. Przez przypadek powołał mnie do życia. Ja kurwa nie chcę żyć. Po jaki huj mi to potrzebne? Wyobrażam sobie czasami, że nie istnieję. Straszna rzecz. Niebyt. Ale wolę nie istnieć, niż być zjebanym śmieciem na tym skurwiałym świecie, między normalnymi ludźmi, odgrodzony od nich niewidzialnym murem, niewidzialnym obozem koncentracyjnym. Nikt nie chce się ze mną przyjaźnić, jakbym był kurwa zadżumiony. Tak było zawsze. Chce mi się płakać ale kurwa nie jestem w stanie. Nie potrafię nawet tego. Korci mnie żeby się powiesić na drążku do ćwiczeń. Jest przymocowany do sufitu tuż nade mną. Zajebiste miejsce na śmierć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napatrzyłem się na tych wszystkich ludzi, którzy w każdej kategorii są ode mnie o kilka poziomów wyżej. W kategorii kulturalnej, finansowej, umiejętności zachowania się odpowiednio do sytuacji, umiejętności nawiązywania kontaktów itd.

Wierz mi, to tylko pozory. Ludzie grają przed sobą nawzajem, aby przedstawić się w jak najlepszym świetle.

 

Nie wiem, może pójdź do psychiatry, przepisze Ci jakieś tabsy na poprawę nastroju i poczujesz się lepiej po 2-3 tygodniach, ja tak zrobiłam już 2 razy jak byłam w kompletnej rozsypce i dole.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjmuję Fluanxol 50mg i Setaloft 200mg.

Ale ci ludzie w każdym swoim zachowaniu byli tak cholernie naturalni. Ja musiałem grać przed wszystkimi normalnego odważnego faceta, którym nie jestem. Co do cholery jest że nie mogę się taki stać? Poszedłem na imprezę, by przełamać mój strach przed obcymi ludźmi. Potańczyłem z różnymi dziewczynami, pojadłem. Był tam tylko jeden znajomy. Reszta to obcy dla mnie ludzie, którzy między sobą znają się bardzo dobrze. Pójście tam w pojedynkę wymagało pewnej odwagi i wpojenia sobie poczucia obowiązku: "muszę tam iść - wykonać rozkaz za wszelką cenę". Mimo to i tak obawiałem się podjąć konwersację z tymi ludźmi. Udawałem, że czuję się naturalnie, ale było widać, że jestem wyalienowany w tym towarzystwie. Ludzie próbowali podjąć rozmowę ze mną, ale zbywałem ich krótkimi zdaniami. Bałem się rozwijania konwersacji. Jestem pieprzonym tchórzem i takie wyjścia tego nie zmienią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo oni mają wprawę! Ja też nie jestem bywalcem imprez, jak raz na pół roku na jakąś pójdę, to czuję się bardzo nienaturalnie i mam ochotę albo wyjść od razu albo wypić szybko coś mocnego, żeby całe spięcie ze mnie zeszło i być w stanie wytrzymać. Jak ktoś chodzi średnio raz w tygodniu na imprezę, ma kupę 'imprezowych znajomych', to po jakimś czasie czuje się w takich sytuacjach jak ryba w wodzie. Poza tym, jeśli oni znali się między sobą bardzo dobrze, to pewnie dlatego czuli się w swoim towarzystwie lepiej. Wg mnie powinieneś być z siebie dumny, bo udało Ci się tam pójść, pogadać, potańczyć i ogólnie przeżyć. ;) Ja nie cierpię tego typu imprez, gdzie muszę iść sama do grupy jakichś ludzi, których ledwo znam, za to oni znają się między sobą lepiej.

 

Nie znam się na lekach, ale skoro masz takie deprechy i do tego coś na kształt fobii społecznej, to może są one źle dobrane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×