Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Mimika24, ja miałam to szczeście, że moja choroba ujawniła się dwa miesiące po moim ślubie, myślę , że przez maxymalne problemy w pracy.Miałam dobrą pracę, wysokie w miarę stanowisko jak na swój wiek, jako jedna z 3 osób(w 90tyś.) firmie pracowałam w Paryżu, zdawałoby sie ,że wszystko ok.Niestety moja nowa kierowniczka mnie nienawidziła, gnoiła, jak wróciłam z podróży poślubnej zagroziła zwolnieniem.No i zaczęło się.Długo nie wiedziałam, ze to nerwica.Po prostu wymiotowałam po kilkanaście razy dziennie.Badania, gastroskopia, test ciążowy, wszystko na nic, a ja chudłam w tempie 5kg miesiecznie.W końcu poszłam na zwonienie i wiedziałam, ze już nie wrócę.Najgorsze, że to ja byłam głównym żywiecielem rodziny, mój mąż postanowił więc wyjechać do Ire, znalazł pracę.Ja po 4 miesiącach L4 zwolniłam się z pracy, poszłam do psychiatry, dostałam afobam i seroxat. Pierwsze dni po seroxacie masakra, nie jadłam i nie spałam przez 9 dni, ale potem rewelka na tyle, ze poleciałam sama do meża i mieszkałam z obcymi ludżmi.No ale ja mądra tak się dobrze czułam, ze po miesiącu sama odstawiłam lek, bo po co mi, skoro sie dobrze czuję? Przez 4,5 miesiąca zapomniałam o chorobir w ogóle, znalazłam pracę, wynajęliśmy dom, po prostu super :D Któregoś dnia po ostrej imprezie ze znajomymi, rano na kacu zwymiotowałam.No i po 2 tyg. musiałam się zwolnić, nie byłam w stanie zachowywac sie normalnie.Odmówiłam bycia świadkiem na ślubie mojej siostry, ledwo na niego poleciałam i po 5 minutach już chciałam wracać, jeden wielki koszmar.... Póki co przezwycieżyłam lęki przed wychodzeniem z domu, zakupami etc., ale jak ognia unikam znajomych i rodziny, nie pozwałam mężowi nikogo do nas zapraszać, debil po prostu.Boję się, ze zwymiotuję przy nich chyba? sama nie wiem...zastanawiam sie nad powrotem na leki, ale sie boje, ze sie uzaleznię od nich.Z drugiej strony nie mam tyle czasu, zeby sobie siedzieć w domu i takim tempie walczyć! Chcemy mieć dziecko, mamy długi, chcę pracować.

Zazdroszcze Ci polskiego lekarza, pewnie mieszkasz w Dublinie? Mi pozostaje GP, z którym będzie musiał gadać mój mąż, jesli sie zdecyduję do niego pójść.Sama już nie wiem, co mam robić, taka bezsilna sie czuję... Swoją drogą, czy macie tak, ze odsuwacie od siebie wszystkich znajomych etc.? Ja nawet moich teściów , którzy wiedzą, co sie ze mną dzieje, odwiodłam od tego, zebyt przylecieli na świeta, choc ich uwielbiam.To nienormalne! :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytam to forum i widze ze nie jestem sama,choc nie jest mi z tym łatwiej.Wiecie ze ja poprostu myslałam ze zrobiłam sie leniwa?stad problemy z najdrobniejszymi codziennymi czynnosciami..kiedys to co sprawiało mi przyjemnosc straciło sens.Kochałam konie,kwiaty,moje zwierzeta a teraz to nic nie ma sensu. Odkurzenie mieszkania?ogromny problem...ugotowanie problemu..jezu..trzeba wyjsc do sklepu po zakupy..jak ja sie ludziom pokaze..nerwice mam od dziecka.Moja matka jest alkoholiczka z tak zwanego dobrego domu.U nas było zawsze czysto i ładnie z tym ze matka miała czasem ciagi,cieła sie,piła tygodniami.Rzucała nami o sciane.Jak była normalna wymagała czerwonym paskow,oczywiscie mialam je.Na swiadectwie. Pomimo dziecinstwa byłam silna,miała hobby,studiowałam,jednoczesnie pracowałam. Przezyłam 2 lata mobbingu w znanej sieci sklepów.Praca po 12-18 godzin dziennie.Po studiach wyjechałam za granice,i zaczęło sie.Wszystko wrociło.Od liceum mam ucisk w klatce piersiowej,zawroty glowy,migreny,wymioty.Diagnoza-nerwica do tego arytmia, kołotanie przedsionkow.Kazdy sprawdzian w szkole,kazdy egzamin na studiach,kazdy dzien pracy to koszmar.Nie sypiałam,nie mogłam zasnac,krzyki przez sen.To wszystko mam do tej pory.Najgorsze ze do tego doszła depresja.Nie umiem juz normalnie funkcjionowac.Moj dom-jest moja twierdza tylko tu zyje.Tu płacze tu sie zamykam i stad boje sie wyjsc.Pisze na forum bo własnie wrociłam od krawcowej.Bałam sie wyjsc do niej z domu,jak juz wyszłam to na ulicy nie mogłam oddychac,a gdy wyszłam na głowna ulice zaczeło sie walenie serca i strach..trzesły mi sie rece.Zaniosłam i praktycznie stamtad uciekłam do domu..musze zrobic dzis jeszcze apre rzeczy ale wiem ze juz nie wyjde..przeraza mnie przyszłosc,nie potrafie zabrac sie do szukania pracy,jak mam rozmowe kwalifikacyjna to kilka dni przed nie spie,w zwiazku z tym ide na rozmowe z oczami jak zapałki..jak nacpana,jezyk mi sie placze w dodatku nie ojczysty.Dzis chce mi sie tylko płakac.... :cry::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj niewiadoma,

 

cóż, ja miałam ojca alkoholika i myślę, że na tym gruncie rozwinęły się moje lęki.Nie bił mnie, ale cholernie się go wstydziłam, codziennie czekałam z bijącym sercem, czy wróci do domu pijany i kto z moich znajomych zobaczy go w takim stanie.Dzieciaki w szkole wyśmiały się z niego, a tym samym ze mnie...byłam więc zawsze najlepszą uczennicą, zeby pokazać, ze na coś mnie stać, że coś w życiu osiągnę, ten perfekcjonizm mam do dziś.I nieodporność na krytykę również.

Wiecie, ze ja się podczas ataku nie boję tego, ze coś mi sie stanie, ale tego, co ktoś o mnie sobie pomyśli? Poza tym takj ak pisałam moim problemem są uporczywe wymioty :oops: Podziwiam Cie, ze w ogóle chodzisz na te rozmowy o pracę, ja w ogóle porzucilam myśl o życiu zawodowym, choć bardzo mi tego brakuje.Wyizolowałam się zupełnie ze społeczeństwa, zamknełam w moim domu i udaje, ze nie istnieję... zastanawiam się tylko, kiedy mój mąż w końcu będzie miał mnie dość, mnie i moich wyimaginowanych lęków...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za dobre słowa smutna 48, wiem, że nie powinienem tak pisać. Przeszłosci nie da się zmienić, trzeba patrzeć w przyszłość.

Tymczasem u mnie zamiast lepiej jest gorzej.

W pracy totalna porażka, trafiłem na kierowniczkę - psychopatkę. Mam już tego dość. Strasznie się na mnie wyżywa, a ja nie umiem nic z tym zrobić.

Po pierwszej euforii spowodowanej pójściem do psychiatry i na psychoterapię coraz mniej wierzę że mi się uda. Podczas kikumiesięcznej psychoterapii zamiast poznawać siebie, coraz mniej siebie rozumiem. W ogóle wszystko ja, ludzie, świat są do bani. Nie mam już siły. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moj problem polega na tym że strasznie sie spiesze w pracy i jak juz "wchodze na obroty to ciezko mi z nich zejsc". ktos chce ze mna porozmawiac a ja pzez awroty glowy zachowuje sie dziwnie i boje sie kontaktu z ludzmi. myśle o wybraniu sie do psychiatry.co wy na to bo mysle ze psycholog to jest sciema zeby wyciaagnac pieniadze.bylem u jedego to poczulem sie troche lepiej ale to kupa aksy i kazzal mi zerwac z dziewczyna.aha i ja sie wstydze tego ze czasami sie trzese z nerwow.co z tym zrobic zeby sie rozluznic.probowalem juz mtody relaksacyjne troche pomagaly ale ten czas nie byl wart efektow.lepiej wyjsc na swieze powietrze, pobiegac.z kumplami nie potrafie sie dogadac.juz dawno zzrezygnowalem z nich dla dziewczyny.wojsko troch emnie zmienilo mysle ze na lepsze.mam swoje zdanie. ale czemu sie tak trzese?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj niewiadoma,

 

cóż, ja miałam ojca alkoholika i myślę, że na tym gruncie rozwinęły się moje lęki.Nie bił mnie, ale cholernie się go wstydziłam, codziennie czekałam z bijącym sercem, czy wróci do domu pijany i kto z moich znajomych zobaczy go w takim stanie.Dzieciaki w szkole wyśmiały się z niego, a tym samym ze mnie...byłam więc zawsze najlepszą uczennicą, zeby pokazać, ze na coś mnie stać, że coś w życiu osiągnę, ten perfekcjonizm mam do dziś.I nieodporność na krytykę również.

Wiecie, ze ja się podczas ataku nie boję tego, ze coś mi sie stanie, ale tego, co ktoś o mnie sobie pomyśli? Poza tym takj ak pisałam moim problemem są uporczywe wymioty :oops: Podziwiam Cie, ze w ogóle chodzisz na te rozmowy o pracę, ja w ogóle porzucilam myśl o życiu zawodowym, choć bardzo mi tego brakuje.Wyizolowałam się zupełnie ze społeczeństwa, zamknełam w moim domu i udaje, ze nie istnieję... zastanawiam się tylko, kiedy mój mąż w końcu będzie miał mnie dość, mnie i moich wyimaginowanych lęków...

 

ten perfekcjonizm niestety dotyczy i mnie..miałam caly czas swiadectwa z czerwonym paskiem,jak dostałam 4 to matka w domu pytała sie czy ktos dostał 5...niestety na krytyke tez reaguje fatalnie. Chodzic na rozmowy chodze bo odzina meza nalega,a i moj ambicjionizm nie pozwala przestac.Naokolo kobiety na wysokich stanowiskach,kreca sie wokoł meza,w rodzinie meza takze kazda kobieta pracuje...wiec to mnie jeszcze dobija,ze tylko ja nie potrafie.Rodzina meza imaz sa obcokrajowcami i sama nie mieszkam w Polsce co jeszcze bardziej stresuje i przeraza-rozmowy w obcym jezyku

 

co do pijanstwa...niestety ale dzieci potrafia byc brutalne,mlodziez tez,matka czesto chodziła pijana,pobita,bez spodni,bez butow..kazdy sie wysmiewał a ze mna nikt nie chcial miec nic wspolnego.Nie miałam kolezanek,przyjaciół. NIkt nie chciał pryzjaznic sie z kims z kogo wszyscy drwia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj niewiadoma,

 

cóż, ja miałam ojca alkoholika i myślę, że na tym gruncie rozwinęły się moje lęki.Nie bił mnie, ale cholernie się go wstydziłam, codziennie czekałam z bijącym sercem, czy wróci do domu pijany i kto z moich znajomych zobaczy go w takim stanie.Dzieciaki w szkole wyśmiały się z niego, a tym samym ze mnie...byłam więc zawsze najlepszą uczennicą, zeby pokazać, ze na coś mnie stać, że coś w życiu osiągnę, ten perfekcjonizm mam do dziś.I nieodporność na krytykę również.

Wiecie, ze ja się podczas ataku nie boję tego, ze coś mi sie stanie, ale tego, co ktoś o mnie sobie pomyśli? Poza tym takj ak pisałam moim problemem są uporczywe wymioty :oops: Podziwiam Cie, ze w ogóle chodzisz na te rozmowy o pracę, ja w ogóle porzucilam myśl o życiu zawodowym, choć bardzo mi tego brakuje.Wyizolowałam się zupełnie ze społeczeństwa, zamknełam w moim domu i udaje, ze nie istnieję... zastanawiam się tylko, kiedy mój mąż w końcu będzie miał mnie dość, mnie i moich wyimaginowanych lęków...

 

ten perfekcjonizm niestety dotyczy i mnie..miałam caly czas swiadectwa z czerwonym paskiem,jak dostałam 4 to matka w domu pytała sie czy ktos dostał 5...niestety na krytyke tez reaguje fatalnie. Chodzic na rozmowy chodze bo odzina meza nalega,a i moj ambicjionizm nie pozwala przestac.Naokolo kobiety na wysokich stanowiskach,kreca sie wokoł meza,w rodzinie meza takze kazda kobieta pracuje...wiec to mnie jeszcze dobija,ze tylko ja nie potrafie.Rodzina meza imaz sa obcokrajowcami i sama nie mieszkam w Polsce co jeszcze bardziej stresuje i przeraza-rozmowy w obcym jezyku

 

co do pijanstwa...niestety ale dzieci potrafia byc brutalne,mlodziez tez,matka czesto chodziła pijana,pobita,bez spodni,bez butow..kazdy sie wysmiewał a ze mna nikt nie chcial miec nic wspolnego.Nie miałam kolezanek,przyjaciół. NIkt nie chciał pryzjaznic sie z kims z kogo wszyscy drwia.

 

Skąd ja to znam...

Co do pracy ja sama nie wyobrażałam sobie nigdy, ze można siedzieć w domu :!: Ja nawet urlopów nigdy nie miałam.Jest mi tym ciężej nie pracować, że do tej pory miałam spore sukcesy zawodowe a co za tym idzie pieniądze...Teraz czuję się totalnie niepotrzebna (też mieszkam za granicą), ale ja nie potrafię nawet DOJŚĆ na rozmowę o pracę.Zaraz mam takie jazdy, że muszę zawracac do domu.Myślę o powrocie na leki, ale nie wiem czy GP przepisze mi psychotropy, no i mó mąż nie bardzo chce , żebym je brała. Nie umiem opanowac tego dziadostwa...

W jakim kraju jesteś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w Niemczech.Ja tez przed wyjazdem z Polski pracowałam,zarabialam,utrzymywałam siebie,opłacałam studia.No ale wszystko sie zawaliło.Ja tez nie brałam urlopow.Pracowałam po 12 godzin a teraz ...teraz nie mam co ze soba zrobic oprocz wiecznego biegania ze sciera

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maz mysli ze to tylko chwilowe załamanie,ukrywam przed nim swoje leki by mnie nie wział za wariatke,tylko ostatnio juz z braku sił opowiedziałam mu o obawach.On sadzi ze wszystko minie,jak juz znajdziemy prace,bym mogla sie wykazac,wtedy moje poczucie wartosci wzrosnie.Kocha mnie bardzo,i jak inni sadzi ze sobie poradze..tylko własnie o to chodzi ze ja sobie nie radze :( zagryzam zeby i jak jest obok mnie to cos z siebie wykrzesze ale jak jestem sama a on w pracy...to sie zaczyna.. :roll: zakupy robimy razem,znajomi przychodza do nas my do nich,ale ja jestem na uboczu,ale wlasnie ostatnio jak przyszli było mi wszystko jedno,odciełam sie,nie rozmawiałam wcale,nie mialam ochoty,denerwowałam sie ze znow musze spedzac wieczor z jego przyjaciolmi..to chore.To nie tak ze zawsze tak jest.Czasem mam tak ze pozałatwiam jak dawniej rozne sprawy,pojde nawet do urzedu,caly dzien mi zleci i potem jestem dumna..problem w tym ze te chwile niemocy i strachu pojawiaja sie coraz czesciej.Nie potrafir juz u jego rodzicow spedzic pol dnia kiedy oni jako kochajaca sie rodzina smieja sie,rozmawiaja godzinami,przytulaja..denerwuje mnie to od pewnego czasu,Ja nie mam kontaktu z rodzina od kilku lat,nie interesuja sie mna zupelnie.I to boli.Bo jest w domu tez moja siostra ktora jest tam ksiezniczka rozpieszczana jak tylko mozna sobie wyobrazic,i moze to szczescie rodziny mojego meza tak najbardziej boli bo ja nie mam swojej.Nałozylo sie chyba za duzo rzeczy. :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm, trudne to wszystko... Ja szybciutko uciekłam z domu, bo zaraz po maturze zwiałam na studia na UG bo był oddalny o 600km od mojego domu i miałam pewność, ze nikt mnie tam nie będzie znał, i faktycznie odżyłam.Nawet poradziłam sobie z bulimią, brylowałam w towarzystwie , miałam sukcesy i na studiach i zawodowe.Z rodziną rzadko się widziałam.3 lata temu umarł mój ojciec, pomimo całej nienawiści, która w sobie miałam przeżyłam to, sekcje zwłok, pogrzeb etc, ale nie było mowy o żadnych lękach.U mnie tak naprawde chyba zaczeło sie to wszystko jak wiedziałam, ze nie jestem sama, że jest mój mąż i w koncu nie muszę byc taka twarda, opanowana i naj... Teraz jestem po prostu jedną wielką bezradnością, ja już nawet czasem nie próbuję pewnych rzeczy, z góry zakładam, ze sie nie uda i nie podołam. Co do rodziny męża-mam tak samo, to duża, kochająca się bardzo familia (6 dzieci), traktują mnie jak córkę, a jak tak strasznie wstydze sie tego przed nimi, że sobie nie radzę.Co do mojej mamy_ma drugiego meża i swoje życie, poza tym co bym jej nie powiedziała ona i tak zawsze ma gorzej, wiec na niej nie polegam. Mam jeszcze cudowną siostrę, ale ona należy do tych "przebojowych", co to biorą życie we własne ręce i siłą rzeczy nie rozumie mnie.A mi od rad "weź sie w garść" jeszcze gorzej

niewiadoma a czy Ty chcesz znaleźć pracę? Czy czujesz taką presję, ze musisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko moge sie podpisac..pod tym co napisalas.Tez czuje ta presje ze musze bo inaczej nigdy nie bede cos warta a jednoczesnie sie boje.Z matka mam tak jak ty.Wyprowadziłam sie zaraz po maturze.I chyba tez sie wszystko zaczelo jak juz nie moglam byc przebojowa...bo inny kraj,nauka jezyka,trudnosci ze wzgledu na jezyk z zalatwianiem spraw.Meza mam wspaniałego i chyba dlatego wszystko sie sypie,i dogodz tu kobiecie :lol:

co do matki,mam tak samo,chciałam sie pozalic to ona zaczynała ze narzekam a ona taka biedna (powiedziałabym ze do zamoznych nalezy)nigdy mi nie pomogła finansowo,nawet gdy ciezko bylo i chcialam pozyczyc 20 zł.Nie dała.Wolala sobie cos kupic do domu.Nie mam matki,ojca zreszta tez.Bo co to za rodzice ktorzy raz w roku sobie o mnie przypomna tylko po to by zadzwonic i powiedziec jaka to beznadziejna jestem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z pracą u mnie jest tak: chciałabym pracować, ale najlepiej, zeby ta praca sie sama znalazła i jeszcze, zebym pracowała całkiem sama :D Do tej pory pracowałam w polskiej firmie, ewentualnie byłam na delegacji kilka miesięcy w Paryżu, bo ja tylko francuski znam dobrze.Teraz w Irlandii, czuje sie jak debil...Najgorsze jest to, ze wiele osób mówiacych gorzej ode mnie chodzi na rozmowy i znajdują pracę, a ja ciągle mówie, ze mój angielski jest żenjący i nawet nie próbuje...A jak miałam pracę, praktycznie samodzielną tzn. ja sama +klienci to sie zwolniłam, bo miałam takie ataki paniki, że miałam w trakcie obsługi ochotę uciec albo się popłakać... Mój mąż nie do końca rozmie co sie ze mna dzieje, ale o wszystkim mu powiedziałam i stara się mnie nie pogrążać. Szkoda mi go. Przez to, ze w Polsce zarabiałam dobrze żyliśmy na dość wysokim poziomie, a teraz mamy gorzej niz w Polsce przez to, ze tylko on pracuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ja tez szukam tak ze szkoda gadac..brak checi.Pewnie musialabym znow dostac w tyłek by zaczac ;) no ja tez mam takie mniemanie o sobie ze moj niemiecki jest kiepski,tyle ze...jestem najlepsza z grupy,rodzina tz potwierdza ze moj niemiecki jest super,nie mam zadnych problemow z dogadaniem sie bo rozmawiam na codzien po niemiecku,moj maz to Niemiec,wszyscy znajomi to Niemcy wiec siła rzeczy rozmawiac musze

na poczatku rozmawialismy po angielsku zanim poszłam na kursy niemieckiego.Z jezykiem nie jest zle,ale gdy czytam oglsozenia o prace-perfekcyjny angielski,perfekt niemiecki i jakis inny jezyk to czuje ze sie nie nadaje :roll: Do tego znajomosc pewnych specyficznych programow zawodowych.Musze isc na przeszkolenia,ale to wszystko bedzie po niemiecku a ja zdaje sobie sprawe ze jezyk codzienny to nie jezyk ekonomiczny i zawodowy.....i strach mnie paralizuje przed podjeciem jakiejkolwiek decyzji :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taaaa... no właśnie... a najbardziej we mnie wkurza mnie to, ze mam tyle czasu, zwolniłam sie z pracy 4 miesiące temu i nadal nic nie robię!!! Zamiast nad jezykiem siedzę na necie, albo książki czytam.Jak człowiek nie ma czasu myśleć o głupotach to od razu lepiej sie czuje, a tak... nie mam żadnego hobby (poza tym, ze uwielbiam czytać), nic szczególnego nie potrafie robić, znajomych unikam, bo sie źle czuję ( a może źle się czuję od pytań: dlaczego nie pracujesz?)

Gdybym miała tu polskiego psychiatrę to wzięłąbym leki, choć jestem raczej ich przeciwniczką.

Ciesze sie że jest to forum i masa ludzi, która w końcu rozumie ten problem.

No nic , mąż wyciąga mnie na spacer, no i postanowiłam zrobić malutki kroczek do przodu, a mianowicie spotkać sie dziś ze znajomymi, mam nadzieję, ze nie odwołam w ostatniej chwili jak to mam w zwyczaju...

Niewiadoma zajrze po powrocie na forum a tymczasem postaraj się myślec pozytywnie, i może zrobić coś miłego dla siebie, może pachnąca kąpiel? Pozdrawaim i do ..hm... napisania :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do was pytanie.

Mam zaburzenia nerwicowe (dzieciństwo itd, ogólna delikatność układu nerwowego i reszty ;)) jestem po prawie 2 latach psychoterapii (mniej wiecej co dwa tyg z przerwami na wakacje) nie brałam nigdy żadnych leków oprócz doraźnie branego Persenu, nie było takiej potrzeby-miałam badania/testy MMPI. Różne wyszły anomalie, ale bez żadnego stanu alarmowego.

 

Terapia skończyła się w czerwcu. Główny powód zakończenia terapii to wyjazd terapeutki, ale w sumie nastąpił już też taki etap, że pora na samodzielność albo rzadsze spotkania. Terapia bardzo mi pomogła. A i po terapii był taki okres kiedy było naprawdę dobrze.

 

Wiem, że koniec terapii bywa regresywny, ale mam wrażenie, że u mnie to trwa zbyt długo.Poza tym najgorsze jest to jak moje emocje podchodzą do rozstania z terapeutką, piszę "moje emocje" bo mnie ten stan doprowadza do wściekłośći, no bo ile można przeżywać koniec terapii...

Czuję ogromną stratę i smutek z tego powodu. Nagle bardzo silne stało się przeniesienie (dodam, że tak się złożyło, że tydzień byłam z moją terapeutką na tym samym wyjeździe już po terapii i rozmawiałam z nią kilka razy tam) Kurcze no, martwi mnie to, często myślę o niej i wspominam terapię. Trochę się wstydzę to pisać...

 

I jeszcze najgorsze. Wróciły mi objawy z bardzo dawna, sprzed 7 lat, są bardzo podobne do tamtych, objawy żywcem wzięte z różnych nerwic.

Miało to minąć, ale wcale nie mija. Męczą mnie, choć mogę z tym żyć. Obecnie jestem na etapie pójścia do psychiatry, idę w czwartek. Jakoś trudno pogodzić mi się z myślą że JA, że ja po terapii, mam iść do psychiatry...

 

Boję też, że przesadzam, że sama wywołuję ten niepokój, że się sama nakręcam :( Że powinnam się wziąć do pracy zamiast się tym przejmować.

 

Czy ktoś z was miał podobne doświadczenia i przeżycia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alez ja robie cos dla siebie ;) kapiel co dwa dni 8) ja zamiast szukania pracy robie wszystko tylko nie to...gotuje,sprzatam,bawie sie z kotami,poswiecam czas mojemu hobby-kwiatom.A potem mam wyrzuty sumienia ze nie szukam... :roll: zamkniete kolo.Dzis mi lepiej troche.Bo...bo udało mi sie duzo dzis osiagnac,skrecic szafe z mezem,zrobic zakupy,ugotowac objad 8) do nastepnego ataku.Dzis dobrze bo byłam z mezem cały dzien

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dina niestety nie miałam nigdy psychoterapii, ale wydaje mi sie, ze my nerwuski :smile: bardzo się zżywamy z bliskimi nam osobami i stąd ten smutek i poczucie bezradności :?: może ktoś kto miał takie doświadczenia sie odezwie...

niewiadoma a moze Ty wcale nie chcesz znaleźć tej pracy tylko zaspokoić oczekiwania innych? Zastanów sie tak będąc w zgodzie sama ze sobą czy TY chcesz pracowac i dlaczego?

acha, i malutki sukces, wciąż siedzę u znajomych na wódeczce i suuuuper sie czuję, a co?!? :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam że kiedy byłem dzieckiem ten świat widziałem zupełnie inaczej miałem siłe na walke z każdą chorobą. Bardzo wtedy szanowałem życie było dla mnie wszystkim wypełniało mnie całkowicie. Były to cudowne czasy. Chciałbym znowu tak czuć i pojmować świat jak dziecko. Powiedzcie mi jak to zrobić ? czy wogóle osoba dorosła może tak kochać świat jak dziecko ? czy może musi zostać wyrwany z tego raju umysłowego a jego serce zostaje skażone. Dziecko żyje prawidłowo moim zdaniem pojmóje ten świat w sposób dobry dla niego i dla innych podświadomie wie że należy do tego świata i musi w nim żyć że świat to on a on to świat. Mi teraz bardzo tego wszystkiego brakuje, brakuje mi jakiegoś nieskończonego wypełnienia zaufania że życie jest dobre i jest dla mnie. Brakuje mi poczucia że warto walczyć mimo wad tego świata. Strasznie mi tych wszystkich rzeczy brakuje moji kochani. Czy czujecie podobnie jak ja ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym znowu tak czuć i pojmować świat jak dziecko. Powiedzcie mi jak to zrobić ? czy wogóle osoba dorosła może tak kochać świat jak dziecko ?

 

Może, jeżeli będzie po prostu szczęśliwa.

Musisz zastanowić się dlaczego nie jestes szczesliwy, co Ci przeszkadza? Wspomnienia, doświadczenia, myśli na swój temat, aktualna sytuacja, niepewnośc, bezradnosc, strach...?

Terapeutka powiedziała mi, że ludzie z depresją, nerwicą poczuliby się z dnia na dzień szczęśliwi, gdyby wykasować im pamięc. A ponieważ jest to nierealne, trzeba poradzic jakoś sobie ze wspomnieniami, doświadczeniami, z samym sobą...

Wybaczyc sobie, innym, pogodzić się ze stratą, pokochac siebie, zaakceptować siebie, zaufać sobie, zmienic niekorzystną sytuację życiową, nauczyć się myślec inaczej....Różnie...czasem dużo tego jest, czasem niewiele...

Ogólnie : Przestać się bać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czuję trochępodobnie, a trochę nie. Tęsknię za czasami dzieciństwa, ale one też nie były idealne -->problemy w domu. Wtedy też się bałam i byłam strsznie samotna. Jeżeli nie mogłam wytrzymać i zwierzyłam się np. Babci, czułam się strasznie winna, bo mówiono mi cały czas, że "brudów się z domu nie wynosi" i nie mówi nikomu, ale to nikomu. Dopiero gdy miałam 24 lata dokonałam "odkrycia", że przecież moja Mama choć tak mnie potępiała "za wynoszenie brudów z domu", sama na okrągło zwierzała się Babci, cioci czy koleżance!Czuję żal do rodziców za to, że mnie obarczali swoimi problemami i karcili gdy komus o nich powiedziałam. Byłam tylko małym dzieckiem, które NIE MIAŁO SZANS sobie poradzić z takimi problemami.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×