Skocz do zawartości
Nerwica.com

historia mojej nerwicy


krasewicz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich. Chciałem się z Wami podzielić historią mojej nerwicy, z którą zmagam się od półtora roku. Myślę, że może się ona komuś przydać. Jednocześnie chciałbym w tym wszystkim napisać, że nerwica jest wielką szansą daną przez los pogmatwanemu człowiekowi. Z perspektywy moich - bardzo trudnych - doświadczeń, nerwica jest ciężką lekcją, z której bardzo dużo się nauczyłem, i z której nie zrezygnowałbym, gdybym mógł. Ale od początku.

 

Zawsze byłem dosyć nerwowy. Pewnie każdy z Was miał takie objawy jak problemy ze snem, nocne lęki. Ale nic z tym nigdy nie zrobiłem, uważałem się za bardzo silną osobę, która wytrzyma każdy stres. A zawsze brałem dużo na siebie, nie uciekałem przed wyzwaniami. Otoczenie uznawało mnie za silnego człowieka, któremu wszystko się udaje.

 

Taki stan trwał, aż do momentu, kiedy spiętrzyło się naprawdę dużo spraw. Po dłuższym okresie samotności poznałem moją wymarzoną dziewczynę, moją przyszłą żonę. W bardzo szybkim czasie (kilka tygodni) zamieszkaliśmy razem. W kilka tygodni po wspólnym zamieszkaniu miałem mieć egzamin zawodowy, od którego bardzo dużo zależało, a który jest bardzo wymagający. I tutaj zaczyna się sedno historii. W czasie przygotowań do egzaminu (nauka niemal dzień i noc) zdarzyła nam się kłótnia z moją dziewczyną. W czasie kłótni wzmogła się bardzo we mnie agresja, przestraszyłem się tej reakcji - reakcji czysto wewnętrznej.

 

Cofnę się jeszcze na początek naszej relacji. Zapaliliśmy wieczorem marihuanę do filmu (święty graal monty pytona). W czasie filmu ogarnął mnie lęk o to, że coś złego zrobię mojej dziewczynie. Że ją uderzę, coś jej powiem nieprzyjemnego. Nieprzerwany ciąg myśli. To trwało cały film. Coś takiego stało się też na jednej z naszej imprez. Zacząłem bać się moich negatywnych myśli. Oddzieliłem swoją złą część, której zacząłem się panicznie bać.

 

Któregoś dnia - podczas nauki - objawy pojawiły się z całą siłą. Stało się tak, że w obecności mojej dziewczyny nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko o moich negatywnych zamiarach wobec niej. O jakiejkolwiek formie agresji, czy to słownej czy fizycznej.

Trafiłem do psychologa. Bardzo elokwentny facet, który sporo mi pomógł poprzez sam fakt, że mnie wysłuchiwał. Z czasem okazało się, że jest psychologiem dość kiepskim. Nastąpiła pewna poprawa, ale po kilku tygodniach znowu powrót lęku. Poradziłem sobie z agresywnymi myślami, ale lęk pozostawał. W szczególności po pracy, w momencie kiedy mogłem poświęcić chwilę na sprawdzenie tego, jak się czuję. Zawsze to samo, ucisk w klatce piersiowej, strach, skupienie na sobie. Wieczne złe scenariusze w głowie, ciągłe obawy o całe zło, jakie może się wydarzyć.

 

Zacząłem czytać poradniki i stosować relaksację Jakobsena. Szczególnie to ostatnie jest warte polecenia. Ćwiczyłem codziennie. W końcu zorientowałem się, że stan relaksacji i pustki umysłu ma dla mnie bardzo duży potencjał, że coś jeszcze „za nim stoi”. W ten sposób zacząłem praktykę medytacyjną (zen). Jest to wspaniała rzecz. Nigdy bym jej nie zaczął, gdybym przypadkiem nie „dotknął” stanu medytacji poprzez relaksację. Buddyzm był dla mnie zawsze sprzecznym z naszym linearnym poczuciem czasu marnowaniem tego czasu. Dzięki relaksacji zobaczyłem, że to jest niesamowity stan, który nijak się ma do całej teorii, do oderwania od rzeczywistości. Do dzisiaj jestem tym światem zafascynowany. Ale nie o tylko o buddyzmie chciałem napisać.

 

Dzięki nerwicy (tak: dzięki, a nie „przez”) zacząłem czytać dużo książek psychologicznych. Zacząłem od tych proponowanych na świetnej stronie „historia pewnej nerwicy”, której autorowi bardzo dużo zawdzięczam. Zacząłem krytycznie przyglądać się swojemu zachowaniu i swoim poglądom. O ile każdy nerwicowiec jest wobec siebie krytyczny i wcale nie jest to trudne, zmuszałem się do konstruktywnego podejścia, do wyjścia poza samą krytykę. I bardzo, bardzo wiele się o sobie nauczyłem. Przy okazji moja dziewczyna też zaczęła nad sobą pracować i również bardzo dużo o sobie odkryła, jak i bardzo dużo w sobie zmieniła.

 

Ale lęk jak nie ustępował, tak nie ustępował. OK, był czymś mi już znanym. Nie wpadałem w panikę. Ale mimo całej medytacji, książek, sportu – lęk był, były nerwy, a ja czułem że trzeba dalej pracować, chociaż czasem łapało mnie zwątpienie.

 

Skorzystałem z kolejnej psychoterapii. Tym razem – zanim zapisałem się do pierwszego lepszego psychologa polecanego na znanylekarzp.pl – (tak zrobiłem za pierwszym razem i tego żałowałem), gruntownie sprawdziłem listę certyfikowanych psychoterapeutów polskiego towarzystwa psychologicznego. Wybrałem faceta o dobrym wykształceniu. Pracował w trendzie psychodynamicznym. Spotkania z nim bardzo dużo mi dały, ale – lęk pozostał. Psychoterapię musiałem przerwać z uwagi na zmianę miejsca zamieszkania. Tak – kolejny stres.

Dzięki całej mojej pracy nauczyłem się z tym lękiem żyć, go opanowywać. Ale był dyskomfort. I tak trwało wszystko do czasu bardzo niedawno temu, zaledwie kilka tygodni. To będzie dosyć prozaiczne zakończenie tej wielkiej i ciężkiej historii.

 

Otóż lubię awokado. Smaruję nim kanapki i posypuję ogromną ilością cebuli. Do tego pieprz i sól. Jadłem takie kanapki chyba przez tydzień na wieczór, ku wielkiemu niezadowoleniu mojej dziewczyny. Tak się złożyło, że w tym czasie jadłem też kiszoną kapustę i piłem sok z żurawiny. Pewnego dnia wówczas siedziałem w kuchni i naszła mnie ochota na surową marchewkę. A że marchewkę należy popić olejem, aby się trawiła – popiłem olejem z dyni. W czasie jedzenia tejże marchewki wzięło mnie na dłuższą czynność fizjologiczną. Po jej zrobieniu, gdy sięgałem po papier toaletowy, w muszli zobaczyłem długiego, okazałego i niebywale obrzydliwego robaka. Glistę ludzką.

Okazało się , że te wszystkie rzeczy, które zupełnie przypadkiem jadłem, są trucizną dla robaków. I w ten sposób przypadkiem dowiedziałem się, że je mam. Po wielkiej panice przyszedł czas na lekarza. Leki odrobaczające. To było miesiąc temu.

 

Od tego czasu, jestem zdecydowanie spokojniejszy, lęk minął. Patrząc w tył – miałem objawy glisty. Zgrzytanie zębami, pryszcze na plecach, chudnięcie. Ale to wszystko zwalałem na „przyszłą nie wiadomo skąd” nerwicę. Na początku nerwicy brałem jakieś „magiczne” mikstury odrobaczające (dzięki znakomitej stronie „somatyczne przyczyny nerwicy”), ale oczywiście nic nie dały. Myślałem przy tym, że to zupełnie niedorzeczna możliwość, bym miał robaki, więc zająłem się wówczas innymi sprawami. I dobrze. Tak, uważam, że dobrze, że na początku nie wpadłem od razu na to, że mam robaki.

 

Nadal jestem nerwicowcem. Podczas tego trudnego czasu nauczyłem się niesamowicie dużo. Oczywiście robaki nie były jedyną przyczyną mojej nerwicy. Kiedy w końcu nauczyłem się, w tym trudnym doświadczeniu, patrzeć na siebie krytycznie, zobaczyłem małego, przestraszonego, zakompleksionego człowieka. Nadmienię tylko, że w życiu zawsze wszystko mi się udawało. Dobrze sytuowani rodzice, piękne dziewczyny, dwa kierunki studiów, dobra praca, same sukcesy, pewność siebie. Zobaczyłem, że wewnątrz bardzo boję się krytyki. Zobaczyłem, jaki straszny wpływ miały na mnie ciągłe kłótnie w domu, moja wiecznie krzycząca matka. Poznałem wartość odpoczynku i spokoju. Relatywność sukcesu. I tak mógłbym wyliczać bardzo długo.

 

Wiem, że dalej muszę nad sobą ciężko pracować. Już nie czuję tego tak, jak w nerwicy – że przede mną straszna droga, która nigdy się nie skończy, a ja nie dam rady. Czuję, że przede mną nieskończona droga, którą trzeba podążać i która nigdy się nie skończy, ale ja dzięki Bogu wiem, że nią idę. Niesamowicie dużo odkryłem.

 

Podsumowując, ten czas był dla mnie niesamowitym rozbiegiem do bardziej świadomego, lepszego życia.

Napisałem tę historię po to, żeby powiedzieć Wam o wadze robaków, to na pewno :) Ale przede wszystkim, moim skromnym zdaniem, nerwica to jest szansa. To nie jest choroba, która spada na nas jak złamana noga, czy grypa. To złożona reakcja psychiczna wynikająca z mocnego pokręcenia naszej psychiki. I całe szczęście jest ona widocznym sygnałem, że coś jest nie tak – że trzeba na siebie spojrzeć inaczej, trzeba nad sobą pracować. W skrócie: trzeba nie zmarnować szansy, jaką jest nerwica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Chciałem się z Wami podzielić historią mojej nerwicy, z którą zmagam się od półtora roku. Myślę, że może się ona komuś przydać. Jednocześnie chciałbym w tym wszystkim napisać, że nerwica jest wielką szansą daną przez los pogmatwanemu człowiekowi. Z perspektywy moich - bardzo trudnych - doświadczeń, nerwica jest ciężką lekcją, z której bardzo dużo się nauczyłem, i z której nie zrezygnowałbym, gdybym mógł. Ale od początku.

 

Zawsze byłem dosyć nerwowy. Pewnie każdy z Was miał takie objawy jak problemy ze snem, nocne lęki. Ale nic z tym nigdy nie zrobiłem, uważałem się za bardzo silną osobę, która wytrzyma każdy stres. A zawsze brałem dużo na siebie, nie uciekałem przed wyzwaniami. Otoczenie uznawało mnie za silnego człowieka, któremu wszystko się udaje.

 

Taki stan trwał, aż do momentu, kiedy spiętrzyło się naprawdę dużo spraw. Po dłuższym okresie samotności poznałem moją wymarzoną dziewczynę, moją przyszłą żonę. W bardzo szybkim czasie (kilka tygodni) zamieszkaliśmy razem. W kilka tygodni po wspólnym zamieszkaniu miałem mieć egzamin zawodowy, od którego bardzo dużo zależało, a który jest bardzo wymagający. I tutaj zaczyna się sedno historii. W czasie przygotowań do egzaminu (nauka niemal dzień i noc) zdarzyła nam się kłótnia z moją dziewczyną. W czasie kłótni wzmogła się bardzo we mnie agresja, przestraszyłem się tej reakcji - reakcji czysto wewnętrznej.

 

Cofnę się jeszcze na początek naszej relacji. Zapaliliśmy wieczorem marihuanę do filmu (święty graal monty pytona). W czasie filmu ogarnął mnie lęk o to, że coś złego zrobię mojej dziewczynie. Że ją uderzę, coś jej powiem nieprzyjemnego. Nieprzerwany ciąg myśli. To trwało cały film. Coś takiego stało się też na jednej z naszej imprez. Zacząłem bać się moich negatywnych myśli. Oddzieliłem swoją złą część, której zacząłem się panicznie bać.

 

Któregoś dnia - podczas nauki - objawy pojawiły się z całą siłą. Stało się tak, że w obecności mojej dziewczyny nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko o moich negatywnych zamiarach wobec niej. O jakiejkolwiek formie agresji, czy to słownej czy fizycznej.

Trafiłem do psychologa. Bardzo elokwentny facet, który sporo mi pomógł poprzez sam fakt, że mnie wysłuchiwał. Z czasem okazało się, że jest psychologiem dość kiepskim. Nastąpiła pewna poprawa, ale po kilku tygodniach znowu powrót lęku. Poradziłem sobie z agresywnymi myślami, ale lęk pozostawał. W szczególności po pracy, w momencie kiedy mogłem poświęcić chwilę na sprawdzenie tego, jak się czuję. Zawsze to samo, ucisk w klatce piersiowej, strach, skupienie na sobie. Wieczne złe scenariusze w głowie, ciągłe obawy o całe zło, jakie może się wydarzyć.

 

Zacząłem czytać poradniki i stosować relaksację Jakobsena. Szczególnie to ostatnie jest warte polecenia. Ćwiczyłem codziennie. W końcu zorientowałem się, że stan relaksacji i pustki umysłu ma dla mnie bardzo duży potencjał, że coś jeszcze „za nim stoi”. W ten sposób zacząłem praktykę medytacyjną (zen). Jest to wspaniała rzecz. Nigdy bym jej nie zaczął, gdybym przypadkiem nie „dotknął” stanu medytacji poprzez relaksację. Buddyzm był dla mnie zawsze sprzecznym z naszym linearnym poczuciem czasu marnowaniem tego czasu. Dzięki relaksacji zobaczyłem, że to jest niesamowity stan, który nijak się ma do całej teorii, do oderwania od rzeczywistości. Do dzisiaj jestem tym światem zafascynowany. Ale nie o tylko o buddyzmie chciałem napisać.

 

Dzięki nerwicy (tak: dzięki, a nie „przez”) zacząłem czytać dużo książek psychologicznych. Zacząłem od tych proponowanych na świetnej stronie „historia pewnej nerwicy”, której autorowi bardzo dużo zawdzięczam. Zacząłem krytycznie przyglądać się swojemu zachowaniu i swoim poglądom. O ile każdy nerwicowiec jest wobec siebie krytyczny i wcale nie jest to trudne, zmuszałem się do konstruktywnego podejścia, do wyjścia poza samą krytykę. I bardzo, bardzo wiele się o sobie nauczyłem. Przy okazji moja dziewczyna też zaczęła nad sobą pracować i również bardzo dużo o sobie odkryła, jak i bardzo dużo w sobie zmieniła.

 

Ale lęk jak nie ustępował, tak nie ustępował. OK, był czymś mi już znanym. Nie wpadałem w panikę. Ale mimo całej medytacji, książek, sportu – lęk był, były nerwy, a ja czułem że trzeba dalej pracować, chociaż czasem łapało mnie zwątpienie.

 

Skorzystałem z kolejnej psychoterapii. Tym razem – zanim zapisałem się do pierwszego lepszego psychologa polecanego na znanylekarzp.pl – (tak zrobiłem za pierwszym razem i tego żałowałem), gruntownie sprawdziłem listę certyfikowanych psychoterapeutów polskiego towarzystwa psychologicznego. Wybrałem faceta o dobrym wykształceniu. Pracował w trendzie psychodynamicznym. Spotkania z nim bardzo dużo mi dały, ale – lęk pozostał. Psychoterapię musiałem przerwać z uwagi na zmianę miejsca zamieszkania. Tak – kolejny stres.

Dzięki całej mojej pracy nauczyłem się z tym lękiem żyć, go opanowywać. Ale był dyskomfort. I tak trwało wszystko do czasu bardzo niedawno temu, zaledwie kilka tygodni. To będzie dosyć prozaiczne zakończenie tej wielkiej i ciężkiej historii.

 

Otóż lubię awokado. Smaruję nim kanapki i posypuję ogromną ilością cebuli. Do tego pieprz i sól. Jadłem takie kanapki chyba przez tydzień na wieczór, ku wielkiemu niezadowoleniu mojej dziewczyny. Tak się złożyło, że w tym czasie jadłem też kiszoną kapustę i piłem sok z żurawiny. Pewnego dnia wówczas siedziałem w kuchni i naszła mnie ochota na surową marchewkę. A że marchewkę należy popić olejem, aby się trawiła – popiłem olejem z dyni. W czasie jedzenia tejże marchewki wzięło mnie na dłuższą czynność fizjologiczną. Po jej zrobieniu, gdy sięgałem po papier toaletowy, w muszli zobaczyłem długiego, okazałego i niebywale obrzydliwego robaka. Glistę ludzką.

Okazało się , że te wszystkie rzeczy, które zupełnie przypadkiem jadłem, są trucizną dla robaków. I w ten sposób przypadkiem dowiedziałem się, że je mam. Po wielkiej panice przyszedł czas na lekarza. Leki odrobaczające. To było miesiąc temu.

 

Od tego czasu, jestem zdecydowanie spokojniejszy, lęk minął. Patrząc w tył – miałem objawy glisty. Zgrzytanie zębami, pryszcze na plecach, chudnięcie. Ale to wszystko zwalałem na „przyszłą nie wiadomo skąd” nerwicę. Na początku nerwicy brałem jakieś „magiczne” mikstury odrobaczające (dzięki znakomitej stronie „somatyczne przyczyny nerwicy”), ale oczywiście nic nie dały. Myślałem przy tym, że to zupełnie niedorzeczna możliwość, bym miał robaki, więc zająłem się wówczas innymi sprawami. I dobrze. Tak, uważam, że dobrze, że na początku nie wpadłem od razu na to, że mam robaki.

 

Nadal jestem nerwicowcem. Podczas tego trudnego czasu nauczyłem się niesamowicie dużo. Oczywiście robaki nie były jedyną przyczyną mojej nerwicy. Kiedy w końcu nauczyłem się, w tym trudnym doświadczeniu, patrzeć na siebie krytycznie, zobaczyłem małego, przestraszonego, zakompleksionego człowieka. Nadmienię tylko, że w życiu zawsze wszystko mi się udawało. Dobrze sytuowani rodzice, piękne dziewczyny, dwa kierunki studiów, dobra praca, same sukcesy, pewność siebie. Zobaczyłem, że wewnątrz bardzo boję się krytyki. Zobaczyłem, jaki straszny wpływ miały na mnie ciągłe kłótnie w domu, moja wiecznie krzycząca matka. Poznałem wartość odpoczynku i spokoju. Relatywność sukcesu. I tak mógłbym wyliczać bardzo długo.

 

Wiem, że dalej muszę nad sobą ciężko pracować. Już nie czuję tego tak, jak w nerwicy – że przede mną straszna droga, która nigdy się nie skończy, a ja nie dam rady. Czuję, że przede mną nieskończona droga, którą trzeba podążać i która nigdy się nie skończy, ale ja dzięki Bogu wiem, że nią idę. Niesamowicie dużo odkryłem.

 

Podsumowując, ten czas był dla mnie niesamowitym rozbiegiem do bardziej świadomego, lepszego życia.

Napisałem tę historię po to, żeby powiedzieć Wam o wadze robaków, to na pewno :) Ale przede wszystkim, moim skromnym zdaniem, nerwica to jest szansa. To nie jest choroba, która spada na nas jak złamana noga, czy grypa. To złożona reakcja psychiczna wynikająca z mocnego pokręcenia naszej psychiki. I całe szczęście jest ona widocznym sygnałem, że coś jest nie tak – że trzeba na siebie spojrzeć inaczej, trzeba nad sobą pracować. W skrócie: trzeba nie zmarnować szansy, jaką jest nerwica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, też mam nerwicę, która została spowodowana przez negatywne doświadczenia, które spowodowały u mnie uszczerbek na zdrowiu. Zdrowie fizyczne straciłem nieodwracalnie dzięki czemu jestem bardzo podatny na infekcję bakteryjną, wirusową i pasożytniczą. Stresy napędzają stany zapalne, stany zapalne nakręcają nerwicę, zamknięte koło, nauczyłem się w jakimś stopniu redukować te dolegliwości, ale jestem świadom, że moje życie nie bedzie nigdy już takie, jakie chciałbym, żeby było.

 

Też medytuję, szerzej rzecz ujmując doznałem stanu satori, przebudzenia świadomości. Dzięki Bogu, dzięki temu doświadczeniu moja świadomość przechodzi teraz proces przejścia od utożsamiania się z formą myślową, do doświadczania życia bez interpretacji umysłu, czystej świadomości. Normalne życie ludzkie już nie dotyczy mnie tak bardzo, a proces ten postępuje, gdyby nie to już dawno myślałbym o samobójstwie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, też mam nerwicę, która została spowodowana przez negatywne doświadczenia, które spowodowały u mnie uszczerbek na zdrowiu. Zdrowie fizyczne straciłem nieodwracalnie dzięki czemu jestem bardzo podatny na infekcję bakteryjną, wirusową i pasożytniczą. Stresy napędzają stany zapalne, stany zapalne nakręcają nerwicę, zamknięte koło, nauczyłem się w jakimś stopniu redukować te dolegliwości, ale jestem świadom, że moje życie nie bedzie nigdy już takie, jakie chciałbym, żeby było.

 

Też medytuję, szerzej rzecz ujmując doznałem stanu satori, przebudzenia świadomości. Dzięki Bogu, dzięki temu doświadczeniu moja świadomość przechodzi teraz proces przejścia od utożsamiania się z formą myślową, do doświadczania życia bez interpretacji umysłu, czystej świadomości. Normalne życie ludzkie już nie dotyczy mnie tak bardzo, a proces ten postępuje, gdyby nie to już dawno myślałbym o samobójstwie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×