Znowu potrzebuję waszego wsparcia

Jak wiecie od ponad dwóch miesięcy jestem na 5 mg paroksetyny i domyślacie się pewnie co przeżywam. Od zawsze miałam problemy z życie zawodowym, bo nerwicę mam od 16 roku życia. W szkole jakoś dawałam radę, ze studiów prawie zrezygnowałam, ale po nacisku rodziców dałam radę i udało się skończyć i studia magisterskie i podyplomowe, ale jeśli o prace chodzi, no nie mogę się przełamać. Myślę nawet, że w chwili obecnej jest to mój największy problem i jeden z czynników, który wywołuje ataki. Przez pół roku byłam na zwolnieniu (znowu, to już kolejne, każda nowa praca prędzej czy później się tak kończy). Moja lekarka nawet poradziła mi, żebym pomyślała własnym biznesie, bo po wielu latach leczenia i po tym co ode mnie słyszała - stwierdziła, że należę do osób, które nie nadają się do pracy na etacie, pod czyimś kierownictwem. Nie znoszę, kiedy szef jest cholerykiem, który non stop patrzy mi na ręce jakbym dosłownie wszystko miała zrobić źle. Przez tyle lat tylko raz trafił mi się kierownik idealny z prawdziwego zdarzenia, który przejmował się samopoczuciem swoich pracowników i zawsze można było liczyć na dobre słowo z jednego strony. Cała reszta to delikatnie mówiąc wredne podłe gbury. Mam wrażenie, że mieli ze sobą więcej problemów, niż my wszyscy tu wzięci

Czuję, że wpadłam w błędne koło. Wszyscy wymagają ode mnie podjęcia nowej pracy (zwłaszcza teściowa, nawet dzisiaj mi powiedziała, że powinnam podjąć pracę). Dodam, że nie żyje na jej koszt, mam oszczędności i zasiłek. Pracę też chcę podjąć, ale na swoich warunkach, tak żeby moja nerwica na tym nie ucierpiała i żeby moja "kariera" nie skończyła się kolejnym zwolnieniem. Skończyłam podyplomówkę z BHP, ale żebym mogła być samodzielnym BHP-owcem muszę mieć roczny staż jako inspektor ds. BHP. I taki mam właśnie plan, podjąć pracę w tym właśnie kierunku, a po roku otworzyć własną firmę BHP. Od zawsze marzyłam o swojej firmie. Mój tato też całe życie pracuje na swoim, dlatego rodzina twierdzi, że wrodziłam się w tatusia. Być może, ale nerwica też nie ułatwia mi pracy U KOGOŚ. No ale teściowa nie rozumie, że nie od razu Rzym zbudowano, że CV złożone, ale na rozpatrzenie poczekać trzeba. Dzisiaj stwierdziła "idź do pracy byle gdzie", a ja mam ochotę się prędzej powiesić, niż iść do pracy byle gdzie. Chyba wrócę do rodzinnego domu, tam przynajmniej nikt się mnie czepia
