Ten wątek nie ma tematu przewodniego. Jest zbirem Naszych myśli, refleksji. Czasami jest tak, że kłębi się w Nas masa odczuć, myśli, emocji. Chcielibyśmy o nich napisać, ale nie wiadomo, gdzie to zrobić, pod co "podpiąć". Teraz już jest na to miejsce...
Nawet, jeśli są to jakieś urywki, nie do końca składne, czy poukładane- nic nie szkodzi. Czasami po prostu warto wyrzucić to, co w Nas siedzi, nazwać, zmaterializować. Dzięki temu można popatrzeć na to z boku, co może okazać się pomocne.
Ja zacznę.
Widziałam dzisiaj dziecko...dziewczynkę. Miała może z sześć lat. Była taka beztroska, szczęśliwa, uśmiechnięta...
Czy ja też taka byłam? Nie wiem...
Nie pamiętam...
Życie toczy się swoim rytmem, a ja zastanawiam się, dokąd zmierza...?
Zastanawiam się, co jeszcze przyniesie...?
Dziwne to wszystko...
Coś mnie w środku boli, coś przeszkadza się śmiać...
Coś mnie niepokoi, czegoś się boję...
Chciałabym się cieszyć, ale nie bardzo wiem jak...dlaczego?
Skąd ten smutek?
Stuletnia dusza w dwudziestotrzyletnim ciele...
Zabawne...powinno być chyba odwrotnie...
Jak długo to jeszcze potrwa...?
Owszem...są momenty radości, uśmiech...
Wciąż jednak czuję w sobie coś, co przeszkadza...
Co to jest...?
Nie wiem...
Tyle pytań bez odpowiedzi, tyle znaków zapytania...
Co z tym wszystkim zrobić? Jak żyć?
Nie wiem...
Budzę się rano w nadziei, że nowy dzień przyniesie coś dobrego. Czasami tak jest. Te maleńkie iskierki szczęścia, chwile radości, takie niepozorne, a jednocześnie- tak cenne. Pozwalają przetrwać, zapomnieć choć na chwilę o cierpieniu, o tym, co było...
To przecież ważne...
Ważne, żeby nie tracić nadziei i nauczyć się cieszyć chwilą...
Tylko to w końcu pozostało...