Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. sailorka

    HIT czy KIT?

    hit ogórki małosolne?
  3. sailorka

    Skojarzenia

    Dr House
  4. Wcześniej brałam fluoksetynę przez wiele lat i bardzo mi pomagała, ale potem miałam wrażenie, że już na mnie nie działa.
  5. happy12345

    SSRI-temat ogólny

    Dokładnie, chce zrobić sobie podstawowe badania krwi aby wykluczyć np. podłoże hormonalne, ale wydaje mi się, że mimo wszystko jest to związane z zaburzeniami lękowymi ponieważ 4 miesiące temu przed rozpoczęciem stosowania sertraliny miałam robione badania i było okej.
  6. zawsze można zwerbować do moderacji kogoś, kto nie ma życia prywatnego ale no rozumiem, życzę szybkiego powrotu do zdrowia!!
  7. Bo tak jakoś mamy swoje życia prywatne, choroby, domy, dzieci czy pracę. Robimy to charytatywnie w wolnym czasie i nie siedzimy tutaj 24/24 Ja np obecnie mam grypę i przy mojej astmie plus innych chorobach nie mam sił żeby czytać.
  8. Yup, or Canada. Jak ktoś ma jakieś pojęcie to łatwe, ale są tacy, którzy nie skojarzą. @little angel Mexyk? @little angel Mexyk?
  9. @Przemek_Leniak zastanawiałem się co u Ciebie? Jak Twoje samopoczucie?
  10. "You know my lawyers told me 'be cool, Billy don't get upset, don't get angry. Well that's been going down now for years.. And I've been playing it cool and I've been good and now I'm damn tired of being good" Opowieść ku przestrodze zdaje się, wraz ze mną, zbliżać do swojego naturalnego końca. Na łamach tych kilku stron, choć głównie w pierwszym poście, podzieliłem się z Wami latami psychicznego terroru ze strony zwyrodniałej, sadystycznej, bestii, potwora, kogoś, kto nie jest człowiekiem i proszę nie próbować mi wyperswadować, że jest inaczej. Większość ludzi jest zła z natury, niektórzy mniej, niektórzy bardziej, mnóstwo osób mnie skrzywdziło, pięścią i słowem, ale ona... ona to wcielone zło. To jest idealny, idealny i książkowy przykład psychopaty. Zero jakichkolwiek skrupułów ani wyrzutów sumienia, zero współczucia, a tylko czysta manipulacja innymi dla własnych korzyści. Miałem dość wiele czasu, by ją pod tym kątem przeanalizować i pojąć jakie nieszczęście mnie spotkało, zbyt wiele... Skrajne formy tortur psychicznych, syndrom sztokholmski i świadomość, że po rozstaniu zrobi z piekiełka piekło nie pozwalały odejść, musiałem trwać. Ale to, jak głęboko wniknęła... To jest niewyobrażalne. Wlazła w najgłębsze nisze i zrobiła tam demolkę. Pamiętam, że zawsze czułem jej but nad sobą, zawsze... bo zawsze, gdy byłem z czegoś dumny, ona musiała wjechać buldożerem i udowodnić mi wszem i wobec, że jest ode mnie lepsza. W tym, tamtym, owym. We wszystkim. I bezczelnie przyznawać, że... nie rywalizujemy. Kręciło ją to. Po pewnym czasie się od niej izolowałem na swój sposób, nie mówiąc nic o "osiągnięciach", bo nie chciałem, żeby i je zdeptała. To pozostało ze mną do dziś, do końca. Całkowicie odebrała mi sprawczość i wiarę w siebie. Studia skończyłem na odpiernicz, byle jak, od tamtej pory nie zajmując się niczym. Dosłownie niczym. Niczego nie stworzyłem, nigdzie nie pracowałem, niczego się nie uczyłem, niczego nie zrobiłem. Cały czas był ten bat i terror w głowie, zwątpienie "po co to robisz, skoro i tak nie masz z nią szans?". "Po co to robisz, skoro ona i tak zrobi to lepiej?". Więc nie robiłem nic... żeby chronić siebie. Jak nic nie masz, nic Ci nie ukradną... dlatego wyzbyłem się też marzeń, planów i ambicji. Z dzikiego, chorobliwego, głębokiego strachu przed nią. "Nie rywalizujemy", skoro nie staję do walki albo innego wyścigu. Walkower. To zło zagnieździło się tak, że pozbycie się go ze świadomości i podświadomości nie jest możliwe. Przez tyle lat wciąż mam nawracające koszmary i wszystkie łączy jedno - ona. Ogrom wersji, scenariuszy i lęków tak głębokich, że dopóki mi sie nie przyśniły, nie myślałem w ogóle, że one tam w środku gluta w mojej głowie istnieją. Przez nią poznałem całkowicie nową i nieznaną mi dotychczas formę strachu, która była czymś więcej niż pierwotny strach czy paraliżujący terror. To było coś spoza mojego ówczesnego rozumienia. Ale i na jawie mnie nie opuszczała. Jeśli pojawił się minimalny bodziec do działania, z tyłu świadomości docierały do mnie, nie dosłownie rzecz jasna, "głosy" w tylu "spróbuj znowu, i tak ci się nie uda", albo "nie masz szans". Ciągle mi się zdawało, że widzę jej wykrzywiony w szyderczym grymasie suczy ryj, który się ze mnie nabija. Drwi. "I tak jestem większa od ciebie. Lepsza od ciebie." Kryzys, płacz, jak pogrzeby trojga dziadków nie pozwalały się skupiać na żałobie, była tylko ona, tam z tyłu, uradowana po pachy. Nie została w głowie ani jedna myśl, której by nie zatruła. Skala nieodwracalnych zniszczeń i niewyobrażalnego bólu, do których doprowadziła nie jest w żaden sposób mierzalna. Kochałem dziadków, oczywiście że kochałem, miałem stały kontakt od dziecka, ale ich śmierć... przepraszam, ale to mrzonka, jeśli mam porównywać. Nigdy nie myślałem, że można czuć coś tak skrajnego. Gdyby był to ból fizyczny, moje struny głosowe by po prostu pękły od naprężeń i wrzasków, których nie potrafiły wytrzymać. To jednak rozstanie zamieniło wszystko w najprawdziwszy horror. Najpierw głównie przy jej udziale, włączając w to odcięcie mnie od wspólnych znajomych, rozpuszczanie plotek i szeroko pojęte zniesławienie i pomówienia, rozgadywanie sekretów, czy skrajnie bezczelne odwrócenie ról. Zrobiła z siebie ofiarę, ze mnie oprawcę. Nikt nawet nie pytał o moją wersję wydarzeń, nikt... wszyscy uwierzyli jej na słowo. I nie tylko na słowo, bo te kilka lat temu na Snapchacie zobaczyłem, że zachowały się fragmenty kłótni... z zapisanymi WYŁĄCZNIE moimi wypowiedziami. Każde z jej okrucieństw i walenia po czułych punktach zniknęły. Ślad został tylko w głowie. Odebrała mi wszystko, co miałem i wszystko zniszczyła... a te resztki, które się ostały pozwoliła mi wytłuc samodzielnie, jakby zwieńczając swoje "dzieło". Tak dramatycznie zmasakrowany na wszelkich możliwych frontach mózg przestał działać tak, jak powinien, stał się zatruty, czarny, zgniły, pusty, wyłączony. Z ambitnego gościa z marzeniami został wrak, niemal niepełnosprawny życiowo i umysłowo. Człowiek został zdegradowany do miana zwierzęcia, w dodatku rannego i dzikiego. To wszystko było jednak do pewnego momentu "akceptowalne", jeśli mogę to tak ująć. Nauczyłem się już, że karma nie wraca, że nie działa tu żadna siła, która zawsze da zło za zło i dobro za dobro tym, którym się one należą. Ta bestia była i jest bezkarna, do tego pełna pychy i dumy, całkowicie pozbawiona wyrzutów sumienia za ogrom wyrządzonych mi okropieństw. Wiedzie obecnie życie sto razy lepsze niż ja. Ma wszystko, dobrą pracę, znajomych, studia, związek, niczego jej nie brakuje. Ale nie czuję zazdrości, to nie jest zazdrość. Ludzie, którzy mnie gnębili w gimnazjum, a przynajmniej ta "elyta" która to robiła też wyszła lepiej niż ja, a w zamian za doprowadzenie mnie do szpitala psychiatrycznego rzeczami jak stałe nabiajnie się, wyzywanie, plucie kulkami, podstawianie nóg, rysowanie członków w zeszytach albo wrzucanie mojego plecaka do pisuaru lub śmietnika otrzymali od losu fajne, finansowo dobrze ułożone posadki. Zdarza się, o czym tu dyskutować? Olałem to. Serio olałem, nie mówię dla "kozaczenia", jaki to jestem twardy i jak mnie to nie rusza, tylko po prostu nie jest to dla mnie istotne i nad tym nie rozmyślam. Ale JEJ praca, jej ścieżka zawodowa... Nie wiem co ona sobie rekompensuje, ale to jest coś, co przełamuje wszystkie możliwe granice, co jest posrane, pomylone, najzwyczajniej na świecie CHORE i NIGDY nie powinno się wydarzyć!!! Siedzicie?... To zło, ta bestia, ten psychopatyczny potwór... jest teraz logopedą i pedagogiem. Pracuje z dziećmi. W dodatku chorymi dziećmi w z przedszkolu. Mieści Wam się to w głowie?! Ciul już z wykształceniem, nie o nie chodzi. Rozumiecie to?! Czysto zwyrodniałe bydlę, które traktuje innych jak rzeczy, lubi poczucie władzy i wyższości oraz manipuluje innymi dla swoich korzyści teraz odpieprza "charity washing"... i są ludzie, którzy pozwalają KOMUŚ TAKIEMU OPIEKOWAĆ SIĘ DZIEĆMI! To jak dać narkomanowi pracę w aptece, jak dać małpie granat z poluzowaną zawleczką, jak zatrudnić terrorystę do pilotowania samolotu, jak wziąć wolontariusza do schroniska, który był sądzony za znęcanie się nad zwierzętami, albo zatrudnić nekrofila do pracy w zakładzie pogrzebowym!!! To, co się stało jest dla mnie najbardziej PORONIONĄ rzeczą jaką w życiu widziałem. A co gorsza... wszyscy dookoła się spuszczają nad tym, jaka jest "dobra", "kochana" i "opiekuńcza". A to wszystko to FAŁSZ, MASKA. Wiem, znowu będą zwątpienia... dlatego MUSZĘ podać kilka przykładów. To nie jest żadne pranie brudów, to jedyny sposób, byście mogli na dowodach zrozumieć, że to faktycznie jest gardzący innymi PSYCHOPATA, który nigdy ale to NIGDY nie powinien być dopuszczony do JAKIEJKOLWIEK PRACY Z INNYMI LUDŹMI, ZWŁASZCZA CHORYMI, I TO DZIEĆMI!!! Kiedyś szukała butów, zrobiła syf, żadnego nie odniosła jak znalazła parę, kazała mi nie odkładać na półki bo "to jest ich praca". Zrobiła śmietnik na stole w knajpie, to samo. Mieliśmy wspólnego i dobrego kolegę, który jako jedyny nie dał się jej oszukać i powiedział mi, co ona robi i jak na mnie szczuje. Kolegi już nie ma, popełnił samobójstwo. Nawet nie przyszła na pogrzeb, olała to. Już nie był jej potrzebny. Zmanipulowała też moją przyjaciółkę z pierwszego szpitala. Traktowaliśmy się jak rodzeństwo, podobne diagnozy i taka nić porozumienia... I gówno, skłóciła nas na amen. Dodatkowo notorycznie wymuszała płacz dla osiągnięcia "celów" w naszym związku, żebym zmiękł i zrobił, co chce albo czego ode mnie potrzebuje. Przy moich rodzicach też, ale jak mój tata ją odwoził... płacz, łzy i lamenty się nagle urywały, jak ucięte nożem. Nie musiała dłużej udawać, skoro po raz enty doprowadziła do skłocenia mnie z rodzicami i dostała co chciała... jak i po dziś dzień skłóciła mnie w podobny sposób z kuzynostwem. Nie pisałbym tego, gdyby mnie los nie podkusił do zajrzenia na jej social media, zwłaszcza zawodowe. Gdy zobaczyłem to, co sprowokowało mnie do napisania tego niewykluczone że ostatniego lub jednego z ostatnich postów tutaj, błyskawicznie pojawiły się u mnie objawy czysto fizyczne. Gorączka, dreszcze, zimne dłonie, nagła fala potu, drgawki, mdłości, wzmożone bicie serca i trudności ze złapaniem oddechu. Jakbym dostał młotem w łeb. W komorze gazowej. Co gorsza, te objawy nie ustępują. Koszulka jest tak mokra, jakbym przebiegł maraton, gorące czoło i zimne łapy ze sobą "świetnie" kontrastują, a ciśnienie na łbie takie, jakby mnie ktoś poddusił. I nie piszę tego od razu i na świeżo, to kolejny dzień takiej katorgi. Pozwoliło mi to zrozumieć, że tej bestii już powstrzymać się nie da, a sprawy zaszły stanowczo za daleko. Przy takim „zapleczu” i jej nieskalanej opinii FAKTEM jest to, że moja historia kończy się właśnie tutaj, ponieważ nie znajdzie się już ani jedna osoba, nawet i jej cień, która byłaby mi w stanie uwierzyć. Charity washing zrobił robotę i nikt nigdy więcej nawet nie spróbuje podważyć jej opinii ani wersji wydarzeń. Bądź co bądź na przestrzeni lat próbowałem coś zdziałać, ratować się w każdy możliwy sposób. Na przykład terapie… z których KAŻDA została zakończona przez terapeutów właśnie, bo wszyscy, jak jeden mąż, przepraszali i twierdzili, że zwyczajnie nie są mi w stanie pomóc. Oczywiście konsultowałem się z prawnikiem, ale przy tak spreparowanych dowodach i w konfrontacji z gronem jej „przyjaciół”, którzy poprą jej każdą wersję jasne było, że w sądzie nie wygram, mimo że, k***a, POWINIENEM!!! Błagałem Boga, modliłem się, prosiłem, płaszczyłem się, powierzałem mu los i nic to nie dało. Szukałem JAKIEGOKOLWIEK ratunku i w „inny” sposób, jakby i nawet pragnąc rzucić na tą bestię klątwę za ogrom wyrządzonego zła, nie mówiąc o próbach „dimensional jumpingu” w nocy przed lustrem ze świeczkami po wielokroć, robiąc wszystko, by jakakolwiek istota lub inny byt byłyby zdolne WYRWAĆ mnie z tego niekończącego się koszmaru. Szukałem każdej, każdej, KAŻDEJ możliwości na ratunek i pomoc, ale nic nie zadziałało. Nietrudno też wpaść na to, że w takim, pełnym desperacji przypadku, religia jako taka wydawała się wybawieniem, przy czym najważniejsze było dla mnie to, czego nigdy, jak możecie łatwo zrozumieć, nie otrzymałem. Sprawiedliwość. Ta boska sprawiedliwość rzekomo nieomylnego sędziego. To popchnęło mnie do rozmyślań jeszcze głębszych… Nie zapowiada się, by sprawiedliwość na Ziemi faktycznie mogłaby kiedykolwiek stanąć po mojej stronie, dlatego, jak to mówi moja mama, powinienem „zawierzyć ją Bogu”. To bullshit. Gówno prawda, dla anglojęzycznych analfabetów. Bóg przecież może mieć pełną „kartotekę” i, kiedy wreszcie to wcielone zło umrze, brodaty stwórca uzna, że „okej, wykorzystała jego i całą jego rodzinę dla własnych korzyści, karmiła się tym, znęcała się nad nim psychicznie, zamieniła jego życie w najgorsze piekło z możliwych ale niby pracowała z dziećmi i w ogóle jej to tak fajnie szło, że bilans jest jasny, pani taka fajna logopedka, zapraszamy do nieba”. I ja, gdybym Boga mógł spotkać u bram niebios, naplułbym mu w twarz i z własnej woli poszedł do piekła. Przebywanie w raju ze świadomością, że ten kat i oprawca również się tam znajduje byłoby czymś, czego ponoć dobrotliwy Bóg NIGDY nie powinien zrobić, więc wolałbym się smażyć i piec w smole, bo stanowiłoby to dla mnie znacznie mniejsze cierpienie, a przynajmniej, a może zwłaszcza,, że jej by tu chociaż nie było. Tylko… K***a, czy to JA powinienem być w piekle? Wracamy na ziemię. Nie ma żadnej ucieczki od tego koszmaru, który nie tylko tak sobie trwa, a po prostu został dopełniony cysterną benzyny na mój łeb. Nie ma ucieczki ani na jawie, ani we śnie, ani nawet w potencjalnym życiu po śmierci. W każdym wypadku to zło króluje, triumfuje. Nie jest w stanie uratować mnie nawet śmierć, choć byłem jej… blisko. Wczoraj miałem swoje leki na stole, przy sobie, garść w garść, zżeramy i kończymy ten chory spektakl… ale nie potrafiłem. Nie wiem czemu. Znaczy wiem. Szkoda mi rodziców… Ale to i tak kwestia czasu. A jak stchórzyłem, wiecie co było z tyłu głowy? Jej śmiech i rozgłos, „ciota”. Na „życie”, hahaha, ŻYCIE, się targnąć nie zamierzam, ale wykończenie tego popsutego ciała powiązane ze skrajną potrzebą ucieczki i zabicia świadomości już teraz skłoniły mnie do powrotu do podlewania piwa czystym spirytusem, bo wódka przy tej goryczy okazała się być zbyt słodka. Fajki może mi do kompletu załatwią tak pożądane raczysko, a jakbym po coś mocniejszego sięgnął to nawet lepiej, nawet krócej. Proszę administrację, pomimo wysokiej kontrowersji wylewającej się z tego wyznania, o pozostawienie go w oryginalnej formie… tak jak głosi tytuł wątku, ku przestrodze. Wygrała.
  11. Tak. Już 2 takie proste ktoś daje
  12. little angel

    Pytania TAK lub NIE

    nie potrafisz zagrać na pianinie Odę do radości?
  13. O tym jak ogarnąć jutrzejsze 7,5h pracy w 4h.
  14. brum.brum

    Pytania TAK lub NIE

    O cholera. Coś się przycięło tak, byłem a Ty?
  15. Dzisiaj
  16. little angel

    Pytania TAK lub NIE

    widzę, że nie tylko mi dzisiaj szwankuje nerwica nie byłeś/aś dzisiaj poza domem?
  17. dobrze, nawet udało się wyskoczyć na trening i znalazł się czas na załatwienie nadprogramowej sprawy.
  18. brum.brum

    zadajesz pytanie

    nie Będziesz dzIs oglądał mecz Barcy z Atletico? O jaaa , chciałem mieć taką nokie O jaaa , chciałem mieć taką nokie O jaaa , chciałem mieć taką nokie O jaaa , chciałem mieć taką nokie
  19. Grouchy

    zadajesz pytanie

    Tak Miałeś mysz kulkową?
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×