Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam


Selenhe

Rekomendowane odpowiedzi

Trochę trudno zacząć.

Mam nerwicę lękową, z różnymi jej objawami. Kiedyś już udało mi się ją podleczyć - dwa lata na lekach, potem prawie 3 lata bez leków, było wszystko oki.

Od zeszłego tygodnia zaczęła wracać i to z zdwojoną siłą. Owszem, zauważałam wcześniej objawy, jak np. lekkie ataki paniki, ale udawało mi się nad nimi zapanować. Myślałam, że będzie dobrze i że wyjdę z tego obronną ręką.

Jednak nadmiar stresu ( jak zwykle), problemy finansowe, rodzinne, samotność, próba rzucenia palenia, odpowiedzialność za dzieci ( teraz już dorastająca młodzież), która spoczywa na mnie od kilkunastu lat, przerosły mnie ( naprawdę ciężko jest czasami, kiedy nie ma obok drugiej dorosłej osoby, od której można uzyskać wsparcie) i nie pomaga już optymistyczne myślenie i patrzenie z nadzieją w lepszą przyszłość.

Jaśnie pani Nerwica znowu powróciła i trzeba podjąć leczenie. Oczywiście w tej sytuacji z pracą mogę się pożegnać, bo nikt nie będzie trzymał pracownika, który idzie na dłuższe L-4. A po tygodniu szarpania się, wyjeżdżania karetką z pracy, bo zasłabłam kolejny raz, czy ściągania do pracy syna, bo boję się w niej zostać sama, podjęłam decyzję, że tak nie mogę tego zostawić, bo będzie coraz gorzej.

Dzisiaj recepta na leki uspokajające, aby przetrwać do poniedziałku, kiedy to mam prywatną wizytę u psychiatry. Od wtorku leki ( wrócę do mojego sprawdzonego, chyba, że pani doktor zadecyduje inaczej) i oczekiwanie w domu na efekt ich działania. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, mam nadzieję, że już w styczniu wrócę do swoich zainteresowań i pasji i oczywiście szukania pracy.

Aktualnie siedzę w domku i trzęsę się z strachu. Przed czym? Sama jeszcze tak do końca nie wiem. Całkiem możliwe, że przed leczeniem, bo panicznie boję się zażywać lekarstwa i już sama myśl o tym przyprawia mnie o kołatania serducha. Tak, że z tym będę musiała powalczyć. Znowu boję się wychodzenia z domu, przebywania samej gdziekolwiek. Od razu miękną mi kolana, a wszystkie mięśnie drżą i oczywiście spada ciśnienie, co oznacza kolejne zasłabnięcie. Do tego dochodzą zawroty głowy, lęk przed nocą - panicznie boję się zostać sama w nocy, jeśli wszyscy już śpią. Do głowy znowu przychodzą natrętne myśli, że może to jednak wariatka jestem, a nie nerwicowiec. Wtedy zaczynam się bać ostrych narzędzi, które są w domu, np. noży, bo boję się, że mogłabym tym komuś zrobić krzywdę.

Jak tak nad tym się zastanawiałam, co mogło spowodować taki ostry nawrót, to doszłam do wniosku, że w głównej mierze to przyczyna mojej samotności w życiu realnym. Brak drugiej osoby, która w krytycznych momentach wesprze, zdejmie część obowiązków, będzie obok, przytuli, pocieszy, pozwoli się wypłakać. A ja jak zwykle znowu dusiłam wszystko w sobie, byle tylko nie pokazać po sobie, że coś jest nie tak. Mimo, że już przy pierwszym leczeniu nerwicy miałam jasno powiedziane, że muszę wyluzować i nie tłamsić wszystkich emocji w sobie. Teraz najchętniej bym sobie popłakała w kąciku, wyżaliła się, choćby maskotce, że jestem zła, że znowu się nawróciła choroba, a nie mogę tego zrobić, bo w domu są dzieci. Nie chcę, żeby widziały, że coś jest nie tak.

Do tego oczywiście brak zrozumienia z strony rodziny, niby bliskiej, a jednak dalekiej. Dzisiaj, kiedy poprosiłam o zawiezienie w poniedziałek do pani doktor, to usłyszałam, że mam się nie wygłupiać, bo nikt nie będzie opiekował się moją młodzieżą, jeśli znowu wyląduję w szpitalu. Oczywiście od razu ojciec mi zapowiedział, że jak szpital, to mam oddać dzieci do domu dziecka i.t.d. Stara śpiewka, wciąż ją słyszę od lat, kiedy tylko coś się dzieje z moim zdrowiem. Takie ich podejście oczywiście skutkuje kolejnym atakiem stresu i paniki. A wystarczyłaby mi świadomość, że w razie ewentualnego pobytu w szpitalu, pomogą mi.

Akurat w chwili, kiedy mi się pogorszyło nie uspokaja mnie dobijanie psychiczne, straszenie kuratorem, zabraniem młodzieży i.t.d. Potrzebne mi jest wsparcie psychiczne, pocieszenie, zapewnienie, że dam sobie radę, a jeśli nie będę z czymś dawała, będzie obok ktoś, kto pomoże.

Szpitala chcę uniknąć, dlatego załatwiane na szybko wizyty lekarskie i badania. Jeśli szybko wejdę na leczenie, powinno być oki. Znam już swój organizm i tę niewdzięczną chorobę.

Serducho mam zdrowe, wyniki badań poniedziałkowych zapewne wykażą anemię, więc też coś na to dostanę do łykania.

Trzymajcie za mnie kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Selenhe ! witaj , myslę ,że poczujesz tu się dobrze , wszyscy tu strasznie poobijani ,walczący z codziennością , problemami życiowymi , samotnościa , niezrozumieniem a przede wszystkim z objawami choroby , której zdrowy człowiek nie zrozumie choć nawet bardzo by się starał . To bardzo ważne , że wracasz do leczenia , czasami nasza wewnętrzna siła nie wystarczy . Daj sobie czas , najpierw zdrowie a później inne sprawy powoli się ułożą. Pozdrawiam , jesteś ze świecia ...? A dzieci w jakim wieku jeżeli dorosłe powinny wesprzeć .....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie, z Świecia.

Dzieci to dorastająca młodzież, dla której to ja powinnam być wsparciem, a nie na odwrót. Staram się ich nie angażować w swoją chorobę, jednak tak całkiem nie da się tego uniknąć.

 

 

No i zapomniałam dodać, że ostatnio walczę też z jadłowstrętem. Mimo, że żołądek domaga się głośno jedzenia, mam problem z zmuszeniem się do niego. Wszystko to co lubię, a raczej lubiłam, napawa mnie obrzydzeniem i od razu robi mi się niedobrze. Wciśnięcie w siebie czegokolwiek poza colą, zieloną herbatą i papierosami jest wyczynem. A wciskać muszę, bo przecież nie da się funkcjonować bez jedzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum :P . Trochę mnie zbulwersował Twój post, szczególnie opis "wsparcia" jakie otrzymujesz ...

Teraz najchętniej bym sobie popłakała w kąciku, wyżaliła się, choćby maskotce, że jestem zła, że znowu się nawróciła choroba, a nie mogę tego zrobić, bo w domu są dzieci. Nie chcę, żeby widziały, że coś jest nie tak
Juz chyba zauważyły, że cos jest nie tak... jak będziesz udawać, ze wszystko gra, same w dorosłym życiu będą tłumiły emocje ....
Do tego oczywiście brak zrozumienia z strony rodziny, niby bliskiej, a jednak dalekiej. Dzisiaj, kiedy poprosiłam o zawiezienie w poniedziałek do pani doktor, to usłyszałam, że mam się nie wygłupiać, bo nikt nie będzie opiekował się moją młodzieżą, jeśli znowu wyląduję w szpitalu. Oczywiście od razu ojciec mi zapowiedział, że jak szpital, to mam oddać dzieci do domu dziecka i.t.d. Stara śpiewka, wciąż ją słyszę od lat, kiedy tylko coś się dzieje z moim zdrowiem. Takie ich podejście oczywiście skutkuje kolejnym atakiem stresu i paniki. A wystarczyłaby mi świadomość, że w razie ewentualnego pobytu w szpitalu, pomogą mi.
:shock: ???? Jak rodzina zachoruje, to im wytłumacz, ze mają sie nie wygłupiać .... Ojcu powiedz, że jesli chce wysłac wnuki do domu dziecka, to niech sie szykuje na dom starców na starość. Może to do niego przemówi ?
Akurat w chwili, kiedy mi się pogorszyło nie uspokaja mnie dobijanie psychiczne, straszenie kuratorem, zabraniem młodzieży i.t.d. Potrzebne mi jest wsparcie psychiczne, pocieszenie, zapewnienie, że dam sobie radę, a jeśli nie będę z czymś dawała, będzie obok ktoś, kto pomoże.
Kto straszy ? Jesli tak sie zachowuje Twoi najblizsi wobec Ciebie, nic dziwnego, ze masz nerwicę. Juz dawno nie czytałam o tak kuriozalnym zachowaniu rodziny :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie zauważyły, ale mimo wszystko głupio tak usiąść i się rozbeczeć.

 

Na ojca nie działa taka gadka o domu starców. On ma nieco inne podejście do życia. Z nim zresztą nie da się czasami rozmawiać, bo zaczyna mówić, że on miał gorzej, że w jego czasach i.t.d. nie da się go przegadać ani wytłumaczyć. A jedynym sposobem na wszelkie choroby jest branie Asparginu i smarowanie się spirytusem kamforowym.

Co do reszty rodziny, to jak zachorują, to zaraz zaczyna się bieganie po lekarzach, oczywiście prywatnie, bo nie będą przecież czekać na swoją kolejkę z NFZ, witaminki, odżywki, leki, rehabilitacje i.t.d. bo o zdrowie trzeba dbać, jak mówią. Dzieciaki od nich zaraz znajdują opiekę bo jest teściowa, mój ojciec.

U mnie jest trochę inna sytuacja, bo jak mnie braknie, to ta moja młodzież faktycznie zostaje skazana sama na siebie. Jak tam braknie jednej osoby, to nic się nie stanie, bo są inne. I może tego obawiają się, że musieliby wtedy wziąć odpowiedzialność za moje dzieciaki, a przecież oni mają swoje rodziny, jak zawsze podkreślają i nie ma czasu na zajmowanie się cudzymi sprawami.

Staram się trzymać od nich na dystans, ale niestety jest tak, że nie zawsze wyrabiam finansowo i zmuszona jestem korzystać z pożyczek od nich, co czyni mnie po części zależną ;/ A teraz, kiedy na bank stracę pracę, to będzie jeszcze gorzej finansowo, więc już z góry nastawiam się na to, że będę musiała ich prosić o kasę na leczenie. W sumie to moja poniedziałkowa wizyta, też zależy od tego, czy mi tę kasę pożyczą, wiedząc, że nie będę miała z czego oddać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×