Skocz do zawartości
Nerwica.com

bez nadziei


martaaa54

Rekomendowane odpowiedzi

Mam nerwicę i depresję. Wiadomo raz lepiej raz gorzej. Nie bardzo wierzę w psychiatrów, bo moje problemy wynikają z sytuacji zewnętrznej.

Wcześniej szukałam przychodni antynikotynowej, ale one istnieją tylko teoretycznie

Jednak wybrałam się do psychiatry, bo pojawiły się objawy zagrażające życiu, być może związane z powyższym.

No i teraz ciśnie mi się na usta jakieś niecenzuralne słowo.

 

Wizyta trwała jakieś 40 minut. Opowiedziałam o objawach psychicznych i somatycznych. Pan doktor zapytał czego oczekuję.

Stwierdziłam, że jakiejś pomocy, ale mam tyle problemów i objawów, że naprawdę nie wiem od czego zacząć i co robić.

Odpowiedzią było że okres oczekiwania na terapię grupową to dwa lata. Ale żeby się dostać ja muszę wiedzieć czego chcę i aktywnie do tego dążyć.

No więc pytam co mam zrobić żeby się tego dowiedzieć, bo przerasta to moje obecne możliwości. Odpowiedź wymijająca, w końcu wyszło że psycholog coaching i terner rozwoju ale „NFZ tego nie finansuje”.

Jeszcze dowiedziałam się, że jestem alkoholiczką bo wieczorem codziennie pije lampkę wina (i to w samotności). Może i miał rację, ale mnie się wydaje, że nie muszę tego robić tylko chcę. No to pytam czy jak miesiąc nie będę piła to mogę do niego przyjść. Odpowiedź: „no, my się tu zmieniamy więc NAWET jak pani przyjdzie to pewnie trafi pani do kogoś innego”.

 

Z jednej strony chcę żyć, po to wybrałam się do psychiatry, żeby coś zmienić na lepsze. Z drugiej wiem, że lepiej nie będzie no i widać do leczenia już się nie nadaję. Prywatnie mnie nie stać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh, NFZ...

Ponad rok temu czułam, że "wariuję" (obsesyjne myśli samobójcze miedzy innymi). Umówiłam się do psychiatry na najbliższy termin, jaki udało mi się znaleźć (oczywiście na NFZ, bo prywatnie trzeba płacić, a ja byłam bez grosza); przede mną 2,5 miesiąca czekania na wizytę, a tu z dnia na dzień co raz gorzej...

Kiedy fantazje o samobójstwie zaczęłam powoli wdrażać w życie, trafiłam na oddział zamknięty. Po kilkutygodniowym pobycie w zamknięciu i odizolowaniu od świata zewnętrznego skierowano mnie na terapię grupową. Oczywiście, mimo mojej fatalnej kondycji psychicznej nie obyło się bez odczekania kilku miesięcy na miejsce w grupie (co ciekawe, jedna panna z tej terapii poszła na wizytę do prywatnego gabinetu pani ordynator tegoż oddziału leczenia nerwic, do którego niemal każdy na przyjęcie czekał około pół roku, natomiast ona została zakwalifikowana do grupy w niecały tydzień - ot, tak na marginesie odnośnie niesprawiedliwości).

 

Na chwilę obecną jestem w podobnej sytuacji, co Ty - moja skromna osoba wymaga terapii, ale odsyłają mnie od drzwi do drzwi (mój własny lekarz - notabene wizyty prywatne - odsyła mnie na DDA, terapeuci DDA twierdzą, że jestem zbyt zaburzona i nie pomoże mi grupa, którą prowadzą... szukając dalej dowiedziałam się, że typowa grupa dla nerwicowców to około 7-8 miesięcy czekania, a terapia indywidualna finansowana przez NFZ to pic na wodę ze względu na częstotliwość wizyt...).

 

W tym kraju depresja i nerwica to choroby nieuleczalne jak AIDS.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

martaaa54, powiem Ci, że trafiłaś na kijowego psychiatrę. To przypadek, więc może za drugim razem, w drugiej przychodni trafisz na miłego i kompetentnego. Co do terapii, to czas oczekiwania na nią jest różny w różnych przychodniach. Jedne są bardziej oblegane, inne mniej. Jak włożysz trochę wysiłku w szukanie, to możesz znaleźć terapię z miesiącem oczekiwania na rozpoczęcie. Także spoko luz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

martaaa54, powiem Ci, że trafiłaś na kijowego psychiatrę. To przypadek, więc może za drugim razem, w drugiej przychodni trafisz na miłego i kompetentnego. Co do terapii, to czas oczekiwania na nią jest różny w różnych przychodniach. Jedne są bardziej oblegane, inne mniej. Jak włożysz trochę wysiłku w szukanie, to możesz znaleźć terapię z miesiącem oczekiwania na rozpoczęcie. Także spoko luz.

 

To zależy jeszcze, gdzie się mieszka i jakie przychodnie są "do wyboru".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

martaaa54, powiem Ci, że trafiłaś na kijowego psychiatrę. To przypadek, więc może za drugim razem, w drugiej przychodni trafisz na miłego i kompetentnego. Co do terapii, to czas oczekiwania na nią jest różny w różnych przychodniach. Jedne są bardziej oblegane, inne mniej. Jak włożysz trochę wysiłku w szukanie, to możesz znaleźć terapię z miesiącem oczekiwania na rozpoczęcie. Także spoko luz.

 

To zależy jeszcze, gdzie się mieszka i jakie przychodnie są "do wyboru".

 

Niestety, czasem sytuacja jest trudna... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety, czasem sytuacja jest trudna... :/

 

W walce z nerwicą i depresją zawsze jest trudno, a nasze cudowne państwo nam nie pomaga (zresztą nie tylko nam, bo służba zdrowia ogólnie to jeden wielki żart).

Nawet na zamknięty oddział psychiatryczny człowiek się nie może dostać normalnie - jakiś czas temu próbowałam się powiesić na rajstopach i, przerażona tym, co się ze mną dzieje, kazałam się zawieźć do szpitala (a niech mnie nakarmią relanium, hydrokzyzyną, czymkolwiek, bylebym nie była z tym sama w czterech ścianach). I czego się tam dowiedziałam? Że muszę mieć skierowanie od lekarza rodzinnego, inaczej mnie nie przyjmą. Uderzyłam zatem do przychodni i proszę o wizytę u kogokolwiek - otóż nie, bo nie mam tutaj karty założonej. Moja rodzinna wieś mieści się 30 km stąd, ale cóż - pojechałam. Tam EWUŚ zaświecił mi się na czerwono i nici z wizyty. "Proszę sobie wyjaśnić w NFZ kwestię ubezpieczenia". Super - stałam na skraju przepaści, kilka dni nie jadłam, nie piłam, najchętniej bym się zabiła, a oni mnie wysyłają do jakiegoś papierologa, żeby sprawdził, czy mam składkę odprowadzoną.

Jedna wielka kpina i żenada. Gdyby służba zdrowia za priorytet uważała życie i zdrowie pacjenta, a nie porządek w papierach, odsetek samobójstw pewnie byłby nieco niższy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm dziwne że nie zabrali od razu do szpitala na oddział zamknięty... Ja kiedyś, na studiach w Warszawie, chodziłem długo po moście nad Wisłą i myślałem o tym że skoczę i się zabiję. Ale mi się zrobiło szkoda rodziców i poszedłem do zwykłego szpitala, obok mostu akurat był, i recepcjonistce powiedziałem że chciałem się utopić w Wiśle i żeby mi pomogli, zabrali mnie na zaplecze, przeszukali, przyjechała karetka i zabrała mnie do szpitala psychiatrycznego..

 

No ale rozpisujemy się o sobie w czyimś temacie do powitania się na forum.. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, ja miałam prozaiczniejszy przypadek zwichnięcia nogi i nie mogłam się dostać na pogotowie, bo... nie zawiadomiłam dyspozytora, by z kolei on mógł wysłać karetkę po mnie, mimo że stałam przy recepcji budynku, a od miejsca rezydowania do budynku pogotowia miałam kilkadziesiąt metrów. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, ja miałam prozaiczniejszy przypadek zwichnięcia nogi i nie mogłam się dostać na pogotowie, bo... nie zawiadomiłam dyspozytora, by z kolei on mógł wysłać karetkę po mnie, mimo że stałam przy recepcji budynku, a od miejsca rezydowania do budynku pogotowia miałam kilkadziesiąt metrów. :lol:

 

Haha :) W dokumentacji wszystko musi być na tip-top :)

Fajna byłaby akcja - ściągnąć telewizję w takiej sytuacji. Nagrać odmowę przyjęcia i udzielenia pomocy, a na koniec spektakularnie zadzwonić po pogotowie, żeby dyspozytor mógł wysłać sanitariuszy przed budynek. TVN miałby pożywkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm dziwne że nie zabrali od razu do szpitala na oddział zamknięty... Ja kiedyś, na studiach w Warszawie, chodziłem długo po moście nad Wisłą i myślałem o tym że skoczę i się zabiję. Ale mi się zrobiło szkoda rodziców i poszedłem do zwykłego szpitala, obok mostu akurat był, i recepcjonistce powiedziałem że chciałem się utopić w Wiśle i żeby mi pomogli, zabrali mnie na zaplecze, przeszukali, przyjechała karetka i zabrała mnie do szpitala psychiatrycznego...

 

Mnie też tak powiedziano - gdyby przywiozło mnie na oddział psychiatryczny pogotowie, zostałabym od razu przyjęta. A że przyszłam na własnych nogach, zostałam wysłana po skierowanie.

Jaki z tego wniosek? Gdybym rajstopy były nieco mniej elastyczne i w wyniku podduszenia straciłabym przytomność, przez co nie mogłabym przyjść sama, zostałabym zakwalifikowana od razu jako "S". Jednak zanim się powiesiłam przyszedł strach i otrzeźwienie, więc zdaniem naszej służby zdrowia spokojnie mogłam sobie połazić od przychodni do przychodni, a co tam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm dziwne że nie zabrali od razu do szpitala na oddział zamknięty... Ja kiedyś, na studiach w Warszawie, chodziłem długo po moście nad Wisłą i myślałem o tym że skoczę i się zabiję. Ale mi się zrobiło szkoda rodziców i poszedłem do zwykłego szpitala, obok mostu akurat był, i recepcjonistce powiedziałem że chciałem się utopić w Wiśle i żeby mi pomogli, zabrali mnie na zaplecze, przeszukali, przyjechała karetka i zabrała mnie do szpitala psychiatrycznego...

 

Mnie też tak powiedziano - gdyby przywiozło mnie na oddział psychiatryczny pogotowie, zostałabym od razu przyjęta. A że przyszłam na własnych nogach, zostałam wysłana po skierowanie.

Jaki z tego wniosek? Gdybym rajstopy były nieco mniej elastyczne i w wyniku podduszenia straciłabym przytomność, przez co nie mogłabym przyjść sama, zostałabym zakwalifikowana od razu jako "S". Jednak zanim się powiesiłam przyszedł strach i otrzeźwienie, więc zdaniem naszej służby zdrowia spokojnie mogłam sobie połazić od przychodni do przychodni, a co tam.

 

Czyli trzeba było iść do zwykłego szpitala, że chcesz się zabić i żeby Ci pomogli... Eh no głupie trochę, co za różnica czy pójdzie się do zwykłego szpitala czy do psychiatryka prosto... Oszczędzaliby na paliwie jakby przyjmowali w psychiatryku, a nie trzeba chodzić do zwykłego szpitala XD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, ja miałam prozaiczniejszy przypadek zwichnięcia nogi i nie mogłam się dostać na pogotowie, bo... nie zawiadomiłam dyspozytora, by z kolei on mógł wysłać karetkę po mnie, mimo że stałam przy recepcji budynku, a od miejsca rezydowania do budynku pogotowia miałam kilkadziesiąt metrów. :lol:

 

Haha :) W dokumentacji wszystko musi być na tip-top :)

Fajna byłaby akcja - ściągnąć telewizję w takiej sytuacji. Nagrać odmowę przyjęcia i udzielenia pomocy, a na koniec spektakularnie zadzwonić po pogotowie, żeby dyspozytor mógł wysłać sanitariuszy przed budynek. TVN miałby pożywkę.

To by pewnie zadziałało doraźnie, o ile w ogóle ktokolwiek by się zainteresował. W końcu nieraz słyszałam podobne opinie: ,,ale po co się denerwujesz!? Zaakceptuj obecny stan rzeczy, przecież i tak nic nie zrobisz". ;)

 

Mnie też tak powiedziano - gdyby przywiozło mnie na oddział psychiatryczny pogotowie, zostałabym od razu przyjęta. A że przyszłam na własnych nogach, zostałam wysłana po skierowanie.

Jaki z tego wniosek? Gdybym rajstopy były nieco mniej elastyczne i w wyniku podduszenia straciłabym przytomność, przez co nie mogłabym przyjść sama, zostałabym zakwalifikowana od razu jako "S". Jednak zanim się powiesiłam przyszedł strach i otrzeźwienie, więc zdaniem naszej służby zdrowia spokojnie mogłam sobie połazić od przychodni do przychodni, a co tam.

Użyję sarkazmu (bez obrazy, cheiloskopia, nie piję do Ciebie): nie powiesiłaś się? nie powiesiłaś! więc na uj drążyć temat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie też tak powiedziano - gdyby przywiozło mnie na oddział psychiatryczny pogotowie, zostałabym od razu przyjęta. A że przyszłam na własnych nogach, zostałam wysłana po skierowanie.

Jaki z tego wniosek? Gdybym rajstopy były nieco mniej elastyczne i w wyniku podduszenia straciłabym przytomność, przez co nie mogłabym przyjść sama, zostałabym zakwalifikowana od razu jako "S". Jednak zanim się powiesiłam przyszedł strach i otrzeźwienie, więc zdaniem naszej służby zdrowia spokojnie mogłam sobie połazić od przychodni do przychodni, a co tam.

Użyję sarkazmu (bez obrazy, cheiloskopia, nie piję do Ciebie): nie powiesiłaś się? nie powiesiłaś! więc na uj drążyć temat?

 

Heh, spoko - nie jestem obrażalska ;)

Ano, niby nie ma sensu drążyć tematu. Walka z systemem też nie ma sensu. Nic nie ma sensu, tak na dobrą sprawę (ot, takie tam refleksje melancholiczki) ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh, spoko - nie jestem obrażalska ;)

Ano, niby nie ma sensu drążyć tematu. Walka z systemem też nie ma sensu. Nic nie ma sensu, tak na dobrą sprawę (ot, takie tam refleksje melancholiczki) ;)

Właśnie na odwrót, ma sens. W tym absurdzie ukazałam retorykę szeroko pojętej służby zdrowia, gdzie pacjent jest dehumanizowany.

Rozumiem, że jesteś w dołku. Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale się tu wszyscy rozpisali...

No tak, macie rację, słuzba zdrowia dzaiła jak działa i za bardzo osobiście to wziełam do siebie.

Teoretycznie to poczytałam jak powinna wygladać pierwsza wizyta u psychiatry i wygładała inaczej. Nie było pytań o rodzinę, czy dobrze śpię i co chwila zapadało milczenie. No i zostałam z niczym, bo w sumie odebrałam to "nie ma pani po co tu przychodzić."

Niby to polecane miejsce (przychodnia na Lenartowicza w Krakowie) więc jak wygladają te niepolecane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale się tu wszyscy rozpisali...

No tak, macie rację, słuzba zdrowia dzaiła jak działa i za bardzo osobiście to wziełam do siebie.

Teoretycznie to poczytałam jak powinna wygladać pierwsza wizyta u psychiatry i wygładała inaczej. Nie było pytań o rodzinę, czy dobrze śpię i co chwila zapadało milczenie. No i zostałam z niczym, bo w sumie odebrałam to "nie ma pani po co tu przychodzić."

Niby to polecane miejsce (przychodnia na Lenartowicza w Krakowie) więc jak wygladają te niepolecane?

 

Czasem "polecane" znaczy "przereklamowane".

Wiem, że jesteś rozczarowana, zniechęcona i rozgoryczona podejściem lekarza, ale najważniejsze to się nie poddawać; sama uprałam się, że chcę uczestniczyć w terapii grupowej (nie będę się rozpisywać na temat charakteru grupy, do której chcę się dostać, bo nie o to chodzi; w każdym razie mój lekarz zasugerował, że to mogłoby mi pomóc - z nerwicą i depresją borykam się wystarczająco długo, dlatego jestem zdeterminowana, by znaleźć grupę odpowiadającą moim potrzebom); w każdej przychodni byłam odsyłana z kwitkiem, zbywana... Podejście terapeutów czasem przyprawiało mnie o dreszcze.

Ale szukałam dalej i w końcu chyba znalazłam - 2 września mam rozmowę kwalifikacyjną do grupy DDA (roczna terapia popołudniowa).

Musisz być uparta i szukać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×